1-6.05.2018 Majówka nad jeziorem Garda
: 14 maja 2018, 18:52
Tak, wiem, że już wszyscy byli nad jeziorem Garda - „Tam jest bardzo ładnie” - mówią teraz mogę powiedzieć, że byłam i ja Bardzo podobało mi się planowanie, szukanie informacji, topo ferrat i innych ciekawostek pod czujnym okiem Roberta… „Zobacz tu” … albo „Napisz tam”, aż w końcu wyklarował nam się zarys podróży i ekipa na dwa auta: MarcinK, gaza, Agzi, Aguśka, goska, Atina, Roberto i ja.
Pierwszy samochód wyjechał już 30 kwietnia po pracy, my z samego rana 1 maja 2018 z Katowic.
Po przybyciu do Limone Sul Garda poszliśmy rozejrzeć się po miasteczku, wg Wikipedii zamieszkuje je 1,5tys. osób i jest bardzo ładne, jest plaża i deptak, przy którym nie brakuje pizzerii i Galaterii z lodami tysiąca smaków Są też ogrody z drzewami oliwnymi, cytrynowymi i limonkowymi. Pierwsza ekipa już wcześniej zrobiła rekonesans, więc poszliśmy za nimi.
Następny dzień oczywiście, że były zaplanowane góry, ferraty, ale ze względu na pogodę - padający deszcz nastąpiła zmiana planów na zwiedzanie Werony i objechania jeziora dookoła wraz ze zwiedzeniem Sirmione. W Weronie było bardzo dużo turystów, piękne stare miasto, gdzie czuć było prawdziwy włoski klimat i wszystko kojarzy się z Romeo i Julią. Koniecznie chcieliśmy dotrzeć do domu Julii i zobaczyć słynny balkon. Widzieliśmy też cytadelę i amfiteatr z czasów rzymskich, zwany Areną.
Doszliśmy też do placu Piazza delle Erbe, a ponieważ była tam wieża- Torre dei Lamberti, nie odpuściłam okazji, żeby zrobić zdjęcia Werony z góry.
Reszta zdjęć z Werony:
https://photos.app.goo.gl/w4Axy88gNEqbW2ys9
Potem była pizza, a na lody na deser pojechaliśmy w drodze powrotnej do Sirmione, miasteczka- kurortu położonego w południowej części jeziora Garda, na wysuniętym w głąb jeziora wąskim cyplu. Zachwyciło nas historyczne centrum oddzielone jest od reszty cypla fosą, która biegnie dookoła zamku. Na starówkę wchodzi się przez historyczną bramę zamku Scaligerich, wzniesionego w XII w. Piękne, średniowieczne zamczysko. Po przekroczeniu bramy miasta jest gąszcz wąskich uliczek, z niezliczoną ilością knajpek, lodziarni, kawiarenek z pysznym włoskim espresso.
https://photos.app.goo.gl/ynhVSrmVAfpYPXTg9
W sumie po tym dniu byliśmy nie mniej zmęczeni niż po całodniowej wspinaczce w górach
3 maja idziemy na ferraty – Via dell’ Amicizia B/C na szczyt góry Cima S.A.T. 1245 m n.p.m., wysokość szczytu wcale nie imponująca, ale zważywszy, że wychodzimy z poziomu ok. 50 m n.p.m., to już inaczej to wygląda, to ok. 1200 m przewyższenia Podjeżdżamy do Riva del Garda, gdzie w centrum zostawiamy samochody i idziemy najpierw 1,5h stromą ścieżką zboczem góry Rocchetta. Po drodze docieramy do bastionu, który kiedyś w XVI w. służył celom obronnym, potem do kapliczki Św. Barbary i wreszcie do schroniska, z którego już tylko 10 min do wejścia na ferratę. Amicizia jest super, w relacjach jedna z najpiękniejszych górskich tras w okolicy jeziora Garda, widoki cały czas wspaniałe, na jezioro, okoliczne miasteczka oraz okalające Gardę potężne masywy Dolomitów (Prealpi Gardesan). Szlak robi się co raz bardziej eksponowany, chyba ze względu na ekspozycję, stopień trudności miejscami C. Na początku pokonujemy kilka odcinków stalowej poręczówki, następnie pojawiają się drabiny. Skała jest już całkiem goła, drabiny praktycznie pionowe (najdłuższe dochodzą do ok. 40 metrów), a widoki po prostu obłędne, potężna przestrzeń pod stopami i widok na jezioro robią na nas niesamowite wrażenie. Po prawie 2,5 godz. ferraty dochodzimy na szczyt Cima S.A.T.
Ogromne wrażenie robi ta trasa z deptaku w Riva del Garda, trzeba nieźle zadzierać głowę do góry stojąc na poziomie 50 m n.p.m., a widać i bastion, potem kapliczkę i dach schroniska.
https://photos.app.goo.gl/KbiYQeMjT0aojo8u2
Na trzeci dzień wybraliśmy Cima Rocca, szczyt 1089 m n.p.m., w początkowej wersji miała być cała runda ferraty F. Susatti i M. Foletti A/B, ale znów deszczowe prognozy spowodowały, że skróciliśmy szlak tylko do wejścia na wspomnianą Cima Rocca. Wyszliśmy już w bardzo niepewną pogodę, jadąc do miejscowości Biacesa, cały czas uważnie obserwując gromadzące się ciemne chmury. Z ciekawostek, ferraty w tej okolicy są ubocznym skutkiem prowadzonych w tych okolicach walk w czasie I Wojny Światowej i oryginalnie były zakładane i używane przez żołnierzy. Droga jest super, trochę wspinaczki po kamieniach, trochę stalowe liny, sprzęt nie był potrzebny, wchodzimy do wydrążonych w skale tunelów, licznych korytarzy. Oczywiście w połowie drogi złapał nas rzęsisty deszcz, szczęśliwie zdążyliśmy dojść do kościółka San Giovanni i schowaliśmy się pod dachem. Jak tak chwile postaliśmy, gaza, który pamiętał, że na mapie był oznaczony biwak, pobiegł go szukać i znalazł, parę metrów dalej za zakrętem Na biwaku to już rozgościliśmy się jak należy, była kawa, parzona w kawiarce, herbata z cukrem, ogólnie full wypas, ale jak tylko deszcz trochę ustał, posprzątaliśmy po sobie i poszliśmy dalej na szczyt. W drodze powrotnej to nawet się rozpogodziło.
https://photos.app.goo.gl/Yh4hPwQaSqLHXXvt2
Na sobotę zaplanowaliśmy dwie ferraty Rio Sallagoni i Artpinistico delle Niere obie o trudności C. Do pierwszej jedziemy do miejscowości Drena i po 5 min od parkingu wpinamy się do liny. Ta ferrata jest pięknie poprowadzona wąwozem pod zamkiem. Na początku idziemy częściowo w powietrzu nad wodą po klamrach poziomo wzdłuż skalnej ściany, aż do mostu linowego na środku wąwozu. Mostek dostarcza nam trochę emocji, ale jest super. Potem jest dużo pieszego terenu i idzie się korytem rzeki skacząc po kamieniach i drugi mostek linowy. Agzi skojarzyła tą drogę ze szlakami w Słowackim Raju.
Bardzo malowniczy wąwóz i super ferrata, na górze zasłużone espresso u stóp ruin zamku i pojechaliśmy dalej do miejscowości Preore na ferratę Artpinistico. Nazwa „Art” wzięła się stąd, że na trasie są rzeźby, niektóre pięknie wkomponowane w skałę lub stojące na punktach widokowych w kształcie ludzi patrzących w dal. Już po drodze zwróciliśmy uwagę, że nieustający deszczyk może spowodować, że będzie mokro na skale, ale nie spodziewaliśmy się, że aż tak będzie ślisko. Po przejściu pierwszego bardzo śliskiego fragmentu i w sumie najtrudniejszego, wg topo C odpuściliśmy i tylko gaza przeszedł ją całą. Ja byłam zła, że się nie udało, bo gdyby deszcz nie padał, to nawet nie zwrócilibyśmy uwagi na trudności, tylko podziwiali widoki i oryginalne rzeźby, a tak z mokrą podeszwą butów na śliską skałę się nie dało
https://photos.app.goo.gl/hpa5JkHBRTBMZ1QI3
Po powrocie na camping posiedzieliśmy, zresztą jak co wieczór na tarasie, z widokiem na jezioro, była burza i tęcza na stokach gór po drugiej stronie jeziora, włoskie wino i przysmaki ze sklepu.
Okolica super i dlatego chcieliśmy napisać relację, bo jest tam mnóstwo ferrat o różnym stopniu trudności, w zanadrzu mieliśmy zaplanowane trudniejsze w rejonie jeziora I’doro i w masywie Monte Baldo, też ze dwie trasy trekkingowe…
Było super :>
Pierwszy samochód wyjechał już 30 kwietnia po pracy, my z samego rana 1 maja 2018 z Katowic.
Po przybyciu do Limone Sul Garda poszliśmy rozejrzeć się po miasteczku, wg Wikipedii zamieszkuje je 1,5tys. osób i jest bardzo ładne, jest plaża i deptak, przy którym nie brakuje pizzerii i Galaterii z lodami tysiąca smaków Są też ogrody z drzewami oliwnymi, cytrynowymi i limonkowymi. Pierwsza ekipa już wcześniej zrobiła rekonesans, więc poszliśmy za nimi.
Następny dzień oczywiście, że były zaplanowane góry, ferraty, ale ze względu na pogodę - padający deszcz nastąpiła zmiana planów na zwiedzanie Werony i objechania jeziora dookoła wraz ze zwiedzeniem Sirmione. W Weronie było bardzo dużo turystów, piękne stare miasto, gdzie czuć było prawdziwy włoski klimat i wszystko kojarzy się z Romeo i Julią. Koniecznie chcieliśmy dotrzeć do domu Julii i zobaczyć słynny balkon. Widzieliśmy też cytadelę i amfiteatr z czasów rzymskich, zwany Areną.
Doszliśmy też do placu Piazza delle Erbe, a ponieważ była tam wieża- Torre dei Lamberti, nie odpuściłam okazji, żeby zrobić zdjęcia Werony z góry.
Reszta zdjęć z Werony:
https://photos.app.goo.gl/w4Axy88gNEqbW2ys9
Potem była pizza, a na lody na deser pojechaliśmy w drodze powrotnej do Sirmione, miasteczka- kurortu położonego w południowej części jeziora Garda, na wysuniętym w głąb jeziora wąskim cyplu. Zachwyciło nas historyczne centrum oddzielone jest od reszty cypla fosą, która biegnie dookoła zamku. Na starówkę wchodzi się przez historyczną bramę zamku Scaligerich, wzniesionego w XII w. Piękne, średniowieczne zamczysko. Po przekroczeniu bramy miasta jest gąszcz wąskich uliczek, z niezliczoną ilością knajpek, lodziarni, kawiarenek z pysznym włoskim espresso.
https://photos.app.goo.gl/ynhVSrmVAfpYPXTg9
W sumie po tym dniu byliśmy nie mniej zmęczeni niż po całodniowej wspinaczce w górach
3 maja idziemy na ferraty – Via dell’ Amicizia B/C na szczyt góry Cima S.A.T. 1245 m n.p.m., wysokość szczytu wcale nie imponująca, ale zważywszy, że wychodzimy z poziomu ok. 50 m n.p.m., to już inaczej to wygląda, to ok. 1200 m przewyższenia Podjeżdżamy do Riva del Garda, gdzie w centrum zostawiamy samochody i idziemy najpierw 1,5h stromą ścieżką zboczem góry Rocchetta. Po drodze docieramy do bastionu, który kiedyś w XVI w. służył celom obronnym, potem do kapliczki Św. Barbary i wreszcie do schroniska, z którego już tylko 10 min do wejścia na ferratę. Amicizia jest super, w relacjach jedna z najpiękniejszych górskich tras w okolicy jeziora Garda, widoki cały czas wspaniałe, na jezioro, okoliczne miasteczka oraz okalające Gardę potężne masywy Dolomitów (Prealpi Gardesan). Szlak robi się co raz bardziej eksponowany, chyba ze względu na ekspozycję, stopień trudności miejscami C. Na początku pokonujemy kilka odcinków stalowej poręczówki, następnie pojawiają się drabiny. Skała jest już całkiem goła, drabiny praktycznie pionowe (najdłuższe dochodzą do ok. 40 metrów), a widoki po prostu obłędne, potężna przestrzeń pod stopami i widok na jezioro robią na nas niesamowite wrażenie. Po prawie 2,5 godz. ferraty dochodzimy na szczyt Cima S.A.T.
Ogromne wrażenie robi ta trasa z deptaku w Riva del Garda, trzeba nieźle zadzierać głowę do góry stojąc na poziomie 50 m n.p.m., a widać i bastion, potem kapliczkę i dach schroniska.
https://photos.app.goo.gl/KbiYQeMjT0aojo8u2
Na trzeci dzień wybraliśmy Cima Rocca, szczyt 1089 m n.p.m., w początkowej wersji miała być cała runda ferraty F. Susatti i M. Foletti A/B, ale znów deszczowe prognozy spowodowały, że skróciliśmy szlak tylko do wejścia na wspomnianą Cima Rocca. Wyszliśmy już w bardzo niepewną pogodę, jadąc do miejscowości Biacesa, cały czas uważnie obserwując gromadzące się ciemne chmury. Z ciekawostek, ferraty w tej okolicy są ubocznym skutkiem prowadzonych w tych okolicach walk w czasie I Wojny Światowej i oryginalnie były zakładane i używane przez żołnierzy. Droga jest super, trochę wspinaczki po kamieniach, trochę stalowe liny, sprzęt nie był potrzebny, wchodzimy do wydrążonych w skale tunelów, licznych korytarzy. Oczywiście w połowie drogi złapał nas rzęsisty deszcz, szczęśliwie zdążyliśmy dojść do kościółka San Giovanni i schowaliśmy się pod dachem. Jak tak chwile postaliśmy, gaza, który pamiętał, że na mapie był oznaczony biwak, pobiegł go szukać i znalazł, parę metrów dalej za zakrętem Na biwaku to już rozgościliśmy się jak należy, była kawa, parzona w kawiarce, herbata z cukrem, ogólnie full wypas, ale jak tylko deszcz trochę ustał, posprzątaliśmy po sobie i poszliśmy dalej na szczyt. W drodze powrotnej to nawet się rozpogodziło.
https://photos.app.goo.gl/Yh4hPwQaSqLHXXvt2
Na sobotę zaplanowaliśmy dwie ferraty Rio Sallagoni i Artpinistico delle Niere obie o trudności C. Do pierwszej jedziemy do miejscowości Drena i po 5 min od parkingu wpinamy się do liny. Ta ferrata jest pięknie poprowadzona wąwozem pod zamkiem. Na początku idziemy częściowo w powietrzu nad wodą po klamrach poziomo wzdłuż skalnej ściany, aż do mostu linowego na środku wąwozu. Mostek dostarcza nam trochę emocji, ale jest super. Potem jest dużo pieszego terenu i idzie się korytem rzeki skacząc po kamieniach i drugi mostek linowy. Agzi skojarzyła tą drogę ze szlakami w Słowackim Raju.
Bardzo malowniczy wąwóz i super ferrata, na górze zasłużone espresso u stóp ruin zamku i pojechaliśmy dalej do miejscowości Preore na ferratę Artpinistico. Nazwa „Art” wzięła się stąd, że na trasie są rzeźby, niektóre pięknie wkomponowane w skałę lub stojące na punktach widokowych w kształcie ludzi patrzących w dal. Już po drodze zwróciliśmy uwagę, że nieustający deszczyk może spowodować, że będzie mokro na skale, ale nie spodziewaliśmy się, że aż tak będzie ślisko. Po przejściu pierwszego bardzo śliskiego fragmentu i w sumie najtrudniejszego, wg topo C odpuściliśmy i tylko gaza przeszedł ją całą. Ja byłam zła, że się nie udało, bo gdyby deszcz nie padał, to nawet nie zwrócilibyśmy uwagi na trudności, tylko podziwiali widoki i oryginalne rzeźby, a tak z mokrą podeszwą butów na śliską skałę się nie dało
https://photos.app.goo.gl/hpa5JkHBRTBMZ1QI3
Po powrocie na camping posiedzieliśmy, zresztą jak co wieczór na tarasie, z widokiem na jezioro, była burza i tęcza na stokach gór po drugiej stronie jeziora, włoskie wino i przysmaki ze sklepu.
Okolica super i dlatego chcieliśmy napisać relację, bo jest tam mnóstwo ferrat o różnym stopniu trudności, w zanadrzu mieliśmy zaplanowane trudniejsze w rejonie jeziora I’doro i w masywie Monte Baldo, też ze dwie trasy trekkingowe…
Było super :>