

Pierwszy samochód wyjechał już 30 kwietnia po pracy, my z samego rana 1 maja 2018 z Katowic.
Po przybyciu do Limone Sul Garda poszliśmy rozejrzeć się po miasteczku, wg Wikipedii zamieszkuje je 1,5tys. osób i jest bardzo ładne, jest plaża i deptak, przy którym nie brakuje pizzerii i Galaterii z lodami tysiąca smaków

Następny dzień oczywiście, że były zaplanowane góry, ferraty, ale ze względu na pogodę - padający deszcz nastąpiła zmiana planów na zwiedzanie Werony i objechania jeziora dookoła wraz ze zwiedzeniem Sirmione. W Weronie było bardzo dużo turystów, piękne stare miasto, gdzie czuć było prawdziwy włoski klimat i wszystko kojarzy się z Romeo i Julią. Koniecznie chcieliśmy dotrzeć do domu Julii i zobaczyć słynny balkon. Widzieliśmy też cytadelę i amfiteatr z czasów rzymskich, zwany Areną.
Doszliśmy też do placu Piazza delle Erbe, a ponieważ była tam wieża- Torre dei Lamberti, nie odpuściłam okazji, żeby zrobić zdjęcia Werony z góry.
Reszta zdjęć z Werony:
https://photos.app.goo.gl/w4Axy88gNEqbW2ys9
Potem była pizza, a na lody na deser pojechaliśmy w drodze powrotnej do Sirmione, miasteczka- kurortu położonego w południowej części jeziora Garda, na wysuniętym w głąb jeziora wąskim cyplu. Zachwyciło nas historyczne centrum oddzielone jest od reszty cypla fosą, która biegnie dookoła zamku. Na starówkę wchodzi się przez historyczną bramę zamku Scaligerich, wzniesionego w XII w. Piękne, średniowieczne zamczysko. Po przekroczeniu bramy miasta jest gąszcz wąskich uliczek, z niezliczoną ilością knajpek, lodziarni, kawiarenek z pysznym włoskim espresso.
https://photos.app.goo.gl/ynhVSrmVAfpYPXTg9
W sumie po tym dniu byliśmy nie mniej zmęczeni niż po całodniowej wspinaczce w górach

3 maja idziemy na ferraty – Via dell’ Amicizia B/C na szczyt góry Cima S.A.T. 1245 m n.p.m., wysokość szczytu wcale nie imponująca, ale zważywszy, że wychodzimy z poziomu ok. 50 m n.p.m., to już inaczej to wygląda, to ok. 1200 m przewyższenia
Ogromne wrażenie robi ta trasa z deptaku w Riva del Garda, trzeba nieźle zadzierać głowę do góry stojąc na poziomie 50 m n.p.m., a widać i bastion, potem kapliczkę i dach schroniska.
https://photos.app.goo.gl/KbiYQeMjT0aojo8u2
Na trzeci dzień wybraliśmy Cima Rocca, szczyt 1089 m n.p.m., w początkowej wersji miała być cała runda ferraty F. Susatti i M. Foletti A/B, ale znów deszczowe prognozy spowodowały, że skróciliśmy szlak tylko do wejścia na wspomnianą Cima Rocca. Wyszliśmy już w bardzo niepewną pogodę, jadąc do miejscowości Biacesa, cały czas uważnie obserwując gromadzące się ciemne chmury. Z ciekawostek, ferraty w tej okolicy są ubocznym skutkiem prowadzonych w tych okolicach walk w czasie I Wojny Światowej i oryginalnie były zakładane i używane przez żołnierzy. Droga jest super, trochę wspinaczki po kamieniach, trochę stalowe liny, sprzęt nie był potrzebny, wchodzimy do wydrążonych w skale tunelów, licznych korytarzy. Oczywiście w połowie drogi złapał nas rzęsisty deszcz, szczęśliwie zdążyliśmy dojść do kościółka San Giovanni i schowaliśmy się pod dachem. Jak tak chwile postaliśmy, gaza, który pamiętał, że na mapie był oznaczony biwak, pobiegł go szukać i znalazł, parę metrów dalej za zakrętem

https://photos.app.goo.gl/Yh4hPwQaSqLHXXvt2
Na sobotę zaplanowaliśmy dwie ferraty Rio Sallagoni i Artpinistico delle Niere obie o trudności C. Do pierwszej jedziemy do miejscowości Drena i po 5 min od parkingu wpinamy się do liny. Ta ferrata jest pięknie poprowadzona wąwozem pod zamkiem. Na początku idziemy częściowo w powietrzu nad wodą po klamrach poziomo wzdłuż skalnej ściany, aż do mostu linowego na środku wąwozu. Mostek dostarcza nam trochę emocji, ale jest super. Potem jest dużo pieszego terenu i idzie się korytem rzeki skacząc po kamieniach i drugi mostek linowy. Agzi skojarzyła tą drogę ze szlakami w Słowackim Raju.
Bardzo malowniczy wąwóz i super ferrata, na górze zasłużone espresso u stóp ruin zamku i pojechaliśmy dalej do miejscowości Preore na ferratę Artpinistico. Nazwa „Art” wzięła się stąd, że na trasie są rzeźby, niektóre pięknie wkomponowane w skałę lub stojące na punktach widokowych w kształcie ludzi patrzących w dal. Już po drodze zwróciliśmy uwagę, że nieustający deszczyk może spowodować, że będzie mokro na skale, ale nie spodziewaliśmy się, że aż tak będzie ślisko. Po przejściu pierwszego bardzo śliskiego fragmentu i w sumie najtrudniejszego, wg topo C odpuściliśmy i tylko gaza przeszedł ją całą. Ja byłam zła, że się nie udało, bo gdyby deszcz nie padał, to nawet nie zwrócilibyśmy uwagi na trudności, tylko podziwiali widoki i oryginalne rzeźby, a tak z mokrą podeszwą butów na śliską skałę się nie dało

https://photos.app.goo.gl/hpa5JkHBRTBMZ1QI3
Po powrocie na camping posiedzieliśmy, zresztą jak co wieczór na tarasie, z widokiem na jezioro, była burza i tęcza na stokach gór po drugiej stronie jeziora, włoskie wino i przysmaki ze sklepu.
Okolica super i dlatego chcieliśmy napisać relację, bo jest tam mnóstwo ferrat o różnym stopniu trudności, w zanadrzu mieliśmy zaplanowane trudniejsze w rejonie jeziora I’doro i w masywie Monte Baldo, też ze dwie trasy trekkingowe…
Było super :>