Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
WAR - dzięki, że dałeś znać, że ktoś to tutaj czasem przeczyta
Beskid Żywiecki - temat niby oklepany.
Przypadkowo mój wzrok spoczął na fragmencie mapy, gdzie mnie jeszcze nigdy nie było. Słabo to wyglądało: krótka i nudna trasa po byle jakich pagórkach... ale postanowiłem zmarnować dzień na taką marną wycieczkę.
Pojechaliśmy do Świnnej koło Żywca. Stamtąd wchodzimy żółtym szlakiem na Komarnik (560), spoglądając na Wolentarski Groń (606). Egzotyczne nazwy, nie?
Jedyne czego byłem pewny, to że na szlaku nie spotkamy żadnych turystów... a tu takie tłumy. Okazało się, że to jakiś ekorajd - śladem zapomnianych smaków. "Eko" bo dzieciaki zbierały śmieci. Całkiem ochoczo.
Szliśmy tak sobie mniej więcej razem do Przyłękowa, gdzie w przysiółku Wikarówka jest małe sanktuarium. Wygląda ładnie. W środku przy wejściu zeszyt, gdzie można wpisać prośbę do Matki Bożej. Wpisy są tego typu: "Proszę o uzdrowienie z choroby alkoholowej Leszka, Tadeusza i Zdzisława Czarneckich ze Świnnej. Podpisane: Teresa Czarnecka". Kurcze. Czy jakby nie podawać nazwisk, to Matka Boża nie wiedziałaby kogo uzdrowić? Czy to jest zgodne z RODO? Wielki gruby zeszyt, a w nim setki takich intencji. Oczywiście nie wszystkie aż tak szczegółowe.
Tuż obok sanktuarium nasz ekorajd przystąpił do realizacji hasła "śladami zapomnianych smaków". Oznaczało to miedzy innymi pieczenie jajek na ognisku w glinie. Już po drodze zaproszono nas na kiełbaski. Po pierwszym razie uznaliśmy, że to tak tylko niezobowiązująco. Po drugim zaproszeniu zapytałem Ukochanej, czy może jednak dołączymy, ale wybiła mi to z głowy. Główny organizator jednak nie dawał za wygraną i capnął nas jak opuszczaliśmy kościółek i przycisnął. Trzeba było przyjąć zaproszenie. Był chleb ze smalcem, oscypki, ziemniaki, jabłka, kiełbaski, wspomniane jajka - wszystko za free. Było nawet piwo, choć ono nie za darmo. Skrzynka leżała na stoliku i było powiedziane, że każdy kto bierze piwo, ma zostawić 3 zł obok skrzynki (w ekorajdzie brało udział kilkoro dorosłych). Tobi robił za gwiazdora wśród dzieciaków. Było bardzo miło. Do tej pory nie wiem, czym zasłużyliśmy sobie, że nas to spotkało.
Napełniwszy brzuchy podziękowaliśmy za gościnę i ruszyliśmy dalej. Szlak idzie w górę, ale omija szczyt Kiczora. Uznałem, że to błąd, bo Kiczora liczy sobie aż 761 metrów i jest najwyższym szczytem jaki mogliśmy zdobyć tego dnia. Okazało się, że do tego najfajniejszym. Pod szczytem jest polanka z widokami na Beskid Śląski (Skrzyczne, Klimczok). Na szczycie jest drewniany krzyż.
Jest tam jeszcze taka ambonka. Widzicie jak bardzo Tobi chce na nią wyjść?
I wychodzi.
Schodzimy z Kiczory, wracamy na szlak. Przed nami Groń (726) i jesienne kolory.
Jastrzębica (758) - najwyższa góra na szlaku, a z niej taki widok w stronę Beskidu Małego.
Zmieniamy szlak na niebieski i idziemy w stronę Pawlackiego Wierchu, którego wysokości nawet nie podano, ale widoki na Romankę są całkiem niezłe...
Niebieski szlak schodzi do Trzebini, pod koniec porzucamy go i bezszlakowo przebijamy się w kierunku Świnnej. Dużo się tu buduje nowych domów. Moda na krasnale ogrodowe ma się dobrze
Słońce nisko, pojawiają się złote kolory.
Spotykamy jeszcze małego jeża ma środku drogi asfaltowej. Ma miękkie igły i nie umie zwinąć się w kulkę. Przenoszę go na wykoszoną łąkę obok, a on wygląda jakby zasnął. Aż się zastanawiamy, czy zdrowy. Chyba tak, bo jak go zostawiliśmy w spokoju i odeszliśmy na parę metrów, to żywo poderwał się i podreptał w swoją stronę.
Do auta doszliśmy idealnie tuż po zachodzie.
Jednak dzień nie był zmarnowany. Warto czasem wybrać się w nieznane i nieatrakcyjne pagórki
Beskid Żywiecki - temat niby oklepany.
Przypadkowo mój wzrok spoczął na fragmencie mapy, gdzie mnie jeszcze nigdy nie było. Słabo to wyglądało: krótka i nudna trasa po byle jakich pagórkach... ale postanowiłem zmarnować dzień na taką marną wycieczkę.
Pojechaliśmy do Świnnej koło Żywca. Stamtąd wchodzimy żółtym szlakiem na Komarnik (560), spoglądając na Wolentarski Groń (606). Egzotyczne nazwy, nie?
Jedyne czego byłem pewny, to że na szlaku nie spotkamy żadnych turystów... a tu takie tłumy. Okazało się, że to jakiś ekorajd - śladem zapomnianych smaków. "Eko" bo dzieciaki zbierały śmieci. Całkiem ochoczo.
Szliśmy tak sobie mniej więcej razem do Przyłękowa, gdzie w przysiółku Wikarówka jest małe sanktuarium. Wygląda ładnie. W środku przy wejściu zeszyt, gdzie można wpisać prośbę do Matki Bożej. Wpisy są tego typu: "Proszę o uzdrowienie z choroby alkoholowej Leszka, Tadeusza i Zdzisława Czarneckich ze Świnnej. Podpisane: Teresa Czarnecka". Kurcze. Czy jakby nie podawać nazwisk, to Matka Boża nie wiedziałaby kogo uzdrowić? Czy to jest zgodne z RODO? Wielki gruby zeszyt, a w nim setki takich intencji. Oczywiście nie wszystkie aż tak szczegółowe.
Tuż obok sanktuarium nasz ekorajd przystąpił do realizacji hasła "śladami zapomnianych smaków". Oznaczało to miedzy innymi pieczenie jajek na ognisku w glinie. Już po drodze zaproszono nas na kiełbaski. Po pierwszym razie uznaliśmy, że to tak tylko niezobowiązująco. Po drugim zaproszeniu zapytałem Ukochanej, czy może jednak dołączymy, ale wybiła mi to z głowy. Główny organizator jednak nie dawał za wygraną i capnął nas jak opuszczaliśmy kościółek i przycisnął. Trzeba było przyjąć zaproszenie. Był chleb ze smalcem, oscypki, ziemniaki, jabłka, kiełbaski, wspomniane jajka - wszystko za free. Było nawet piwo, choć ono nie za darmo. Skrzynka leżała na stoliku i było powiedziane, że każdy kto bierze piwo, ma zostawić 3 zł obok skrzynki (w ekorajdzie brało udział kilkoro dorosłych). Tobi robił za gwiazdora wśród dzieciaków. Było bardzo miło. Do tej pory nie wiem, czym zasłużyliśmy sobie, że nas to spotkało.
Napełniwszy brzuchy podziękowaliśmy za gościnę i ruszyliśmy dalej. Szlak idzie w górę, ale omija szczyt Kiczora. Uznałem, że to błąd, bo Kiczora liczy sobie aż 761 metrów i jest najwyższym szczytem jaki mogliśmy zdobyć tego dnia. Okazało się, że do tego najfajniejszym. Pod szczytem jest polanka z widokami na Beskid Śląski (Skrzyczne, Klimczok). Na szczycie jest drewniany krzyż.
Jest tam jeszcze taka ambonka. Widzicie jak bardzo Tobi chce na nią wyjść?
I wychodzi.
Schodzimy z Kiczory, wracamy na szlak. Przed nami Groń (726) i jesienne kolory.
Jastrzębica (758) - najwyższa góra na szlaku, a z niej taki widok w stronę Beskidu Małego.
Zmieniamy szlak na niebieski i idziemy w stronę Pawlackiego Wierchu, którego wysokości nawet nie podano, ale widoki na Romankę są całkiem niezłe...
Niebieski szlak schodzi do Trzebini, pod koniec porzucamy go i bezszlakowo przebijamy się w kierunku Świnnej. Dużo się tu buduje nowych domów. Moda na krasnale ogrodowe ma się dobrze
Słońce nisko, pojawiają się złote kolory.
Spotykamy jeszcze małego jeża ma środku drogi asfaltowej. Ma miękkie igły i nie umie zwinąć się w kulkę. Przenoszę go na wykoszoną łąkę obok, a on wygląda jakby zasnął. Aż się zastanawiamy, czy zdrowy. Chyba tak, bo jak go zostawiliśmy w spokoju i odeszliśmy na parę metrów, to żywo poderwał się i podreptał w swoją stronę.
Do auta doszliśmy idealnie tuż po zachodzie.
Jednak dzień nie był zmarnowany. Warto czasem wybrać się w nieznane i nieatrakcyjne pagórki
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Mogę przyznać się, że również czytam Twoje relacje. Ciekawie i opisujesz tereny, na których nie byliśmy, może kiedyś uda się zobaczyć na żywo, a nie na fotkach.
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Niektóre plany realizują się długo. 12 lat temu zidentyfikowałem górę Czyrniec w Beskidzie Żywieckim. Nie jest to byle jaka góra - różnie można liczyć, ale Czyrniec łapie się na pierwszą dziesiątkę najwyższych szczytów w Beskidach (1328m). Z pośród tych najwyższych szczytów jest z pewnością najmniej znany i najrzadziej odwiedzany.
Zaczęliśmy w Suchej Górze koło Zawoi. Całą drogę jechaliśmy we mgle, a na miejscu przyświeciło słońce i złapaliśmy końcówkę jesieni.
Szliśmy niebieskim szlakiem nabierając wysokości i podziwiając gęste mgiełki w dole.
Koskowa góra z Hali Kucałowej.
Okrąglica.
Widok na Tatry. Mocno pod słońce, ale i tak fajny. Gołym okiem lepiej to wyglądało niż na zdjęciu.
Bacówka na Hali Krupowej, gdzie kiedyś spałem. Ma nowy dach i jest w dużo lepszym stanie niż 15 lat temu.
Kapliczka i cmentarz symboliczny na Okrąglicy.
Wracamu na Halę Kucałową i idziemy na Policę.
A to już nasz cel główny - Czyrniec.
Wg mapy szlak omija sam szczyt, ale warto podejść gdyż znajduje się tam punkt widokowy. 12 lat temu pamiętam, że Czyrniec był w połowie łysy. Teraz porasta gęstym młodnikiem. Nie udało nam się znaleźć żadnych widoków, a staraliśmy się trochę.
Jedynie w stronę Policy coś widać. Jednym słowem Czyrniec jest umiarkowaną atrakcją i nie jest aż tak przyjazny turyście jak można byłoby sobie tego życzyć.
Wracamy z powrotem na Policę i rozsiadamy się w widokowym miejscu na trawce. Słońce świeci już pod takim kątem, że Tatry nabrały nieco barw.
Gerlach.
W stronę Chocza.
Można by tak długo siedzieć, ale dzień krótki. Jeszcze rzut oka na Babią i wracamy.
Zaczęliśmy w Suchej Górze koło Zawoi. Całą drogę jechaliśmy we mgle, a na miejscu przyświeciło słońce i złapaliśmy końcówkę jesieni.
Szliśmy niebieskim szlakiem nabierając wysokości i podziwiając gęste mgiełki w dole.
Koskowa góra z Hali Kucałowej.
Okrąglica.
Widok na Tatry. Mocno pod słońce, ale i tak fajny. Gołym okiem lepiej to wyglądało niż na zdjęciu.
Bacówka na Hali Krupowej, gdzie kiedyś spałem. Ma nowy dach i jest w dużo lepszym stanie niż 15 lat temu.
Kapliczka i cmentarz symboliczny na Okrąglicy.
Wracamu na Halę Kucałową i idziemy na Policę.
A to już nasz cel główny - Czyrniec.
Wg mapy szlak omija sam szczyt, ale warto podejść gdyż znajduje się tam punkt widokowy. 12 lat temu pamiętam, że Czyrniec był w połowie łysy. Teraz porasta gęstym młodnikiem. Nie udało nam się znaleźć żadnych widoków, a staraliśmy się trochę.
Jedynie w stronę Policy coś widać. Jednym słowem Czyrniec jest umiarkowaną atrakcją i nie jest aż tak przyjazny turyście jak można byłoby sobie tego życzyć.
Wracamy z powrotem na Policę i rozsiadamy się w widokowym miejscu na trawce. Słońce świeci już pod takim kątem, że Tatry nabrały nieco barw.
Gerlach.
W stronę Chocza.
Można by tak długo siedzieć, ale dzień krótki. Jeszcze rzut oka na Babią i wracamy.
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Czas nadrobić zaległości - trzy wypady z ostatnich dni.
Pierwszy dzień długiego weekendu. Spontaniczny wyjazd w większym gronie zorganizowany przez kolegę, który musiał przed 6:00 rano załatwić coś na lotnisku w Balicach. Dzięki temu na szlak wyszliśmy przed wschodem. Trasa z Pcmia na Kudłacze.
Wyjazdy grupowe mają swoje uroki. Piwo z rana miód malina. Po piwie kolega organizator zaproponował wydłużenie trasy, a dziewczyny się zgodziły. Ja choć miałem świadomość że to ambitne siedziałem cicho - mapę każdy miał do wglądu. Trochę tylko czułem zazdrość, bo gdybym ja wymyślił coś takiego, to pewnie posypałyby się gromy
No i poszliśmy dalej... w dół i w górę, z widokami na Kamiennik.
Szliśmy coraz szybciej, bo słońce schodziło coraz niżej.
Pięknie było - Śnieżnica i Ćwilin.
Po ciemku zarys Zębalowej (chyba).
A do samochodów mieliśmy jeszcze daleko... Tak oto wyszła nam solidna późnojesienna wycieczka po Beskidzie Wyspowym (bo dla mnie Kudłacze to Wyspowy).
----------------------------------------------------------------------------------------
Dzień wolny ustanowiony spontanicznie przez Naczelnika Państwa uczciliśmy małą wycieczkę na Jurę w okolice Nielepic.
Tereny mniej znane turystycznie, ale ciekawe.
Jesień już głównie leży na ziemi.
Trafiliśmy na dziwne coś. Podobne miejsce jest przy Dolinie Kobylańskiej. To tutaj w lesie pośrodku niczego robiło większe wrażenie.
Poczytaliśmy bardzo mądrą instrukcję obsługi tego miejsca. Pełni ono wiele funkcji:
Żeby się to cudo zasponsorowane przez UE nie marnowało rozpoczęliśmy ćwiczenia.
Wyskoczyć na prawie 1,8 metrowy słupko-pieniek, z 80 cm płotku (śliskiego i chwiejącego się z powodu starości) Tobi potrafi.
Ale przeskoczyć potem z tego 1,8 metrowego słupka na ok 2,5 metrową belkę to już wyzwanie.
Udało się.
Nad zejściem czuwała Matka Boska.
----------------------------------------------------------------------------------------
Wczoraj Beskid Śląski. Zainspirowany przez chłopaków po poszli tydzień temu na wschód... tyle, że wschód widziałem jeszcze z okna w domu
Ze Szczyrku na Magurę. Nowe szlaki poprowadzone w ogołoconym z drzew terenie są bardzo widokowe.
O ile oczywiście jest pogoda i przejrzystość...
Klimczok w barwach Czerwonych Wierchów.
Widok na Tatry.
A to Beskid - do niedawna dzika góra bez szlaku. Teraz centrum narciarskie z widokiem na Magurę i Klimczok.
Z racji krótkiego dnia zeszliśmy z Beskidu bezszlakowo do Szczyrku - fajne zejście.
Pierwszy dzień długiego weekendu. Spontaniczny wyjazd w większym gronie zorganizowany przez kolegę, który musiał przed 6:00 rano załatwić coś na lotnisku w Balicach. Dzięki temu na szlak wyszliśmy przed wschodem. Trasa z Pcmia na Kudłacze.
Wyjazdy grupowe mają swoje uroki. Piwo z rana miód malina. Po piwie kolega organizator zaproponował wydłużenie trasy, a dziewczyny się zgodziły. Ja choć miałem świadomość że to ambitne siedziałem cicho - mapę każdy miał do wglądu. Trochę tylko czułem zazdrość, bo gdybym ja wymyślił coś takiego, to pewnie posypałyby się gromy
No i poszliśmy dalej... w dół i w górę, z widokami na Kamiennik.
Szliśmy coraz szybciej, bo słońce schodziło coraz niżej.
Pięknie było - Śnieżnica i Ćwilin.
Po ciemku zarys Zębalowej (chyba).
A do samochodów mieliśmy jeszcze daleko... Tak oto wyszła nam solidna późnojesienna wycieczka po Beskidzie Wyspowym (bo dla mnie Kudłacze to Wyspowy).
----------------------------------------------------------------------------------------
Dzień wolny ustanowiony spontanicznie przez Naczelnika Państwa uczciliśmy małą wycieczkę na Jurę w okolice Nielepic.
Tereny mniej znane turystycznie, ale ciekawe.
Jesień już głównie leży na ziemi.
Trafiliśmy na dziwne coś. Podobne miejsce jest przy Dolinie Kobylańskiej. To tutaj w lesie pośrodku niczego robiło większe wrażenie.
Poczytaliśmy bardzo mądrą instrukcję obsługi tego miejsca. Pełni ono wiele funkcji:
Żeby się to cudo zasponsorowane przez UE nie marnowało rozpoczęliśmy ćwiczenia.
Wyskoczyć na prawie 1,8 metrowy słupko-pieniek, z 80 cm płotku (śliskiego i chwiejącego się z powodu starości) Tobi potrafi.
Ale przeskoczyć potem z tego 1,8 metrowego słupka na ok 2,5 metrową belkę to już wyzwanie.
Udało się.
Nad zejściem czuwała Matka Boska.
----------------------------------------------------------------------------------------
Wczoraj Beskid Śląski. Zainspirowany przez chłopaków po poszli tydzień temu na wschód... tyle, że wschód widziałem jeszcze z okna w domu
Ze Szczyrku na Magurę. Nowe szlaki poprowadzone w ogołoconym z drzew terenie są bardzo widokowe.
O ile oczywiście jest pogoda i przejrzystość...
Klimczok w barwach Czerwonych Wierchów.
Widok na Tatry.
A to Beskid - do niedawna dzika góra bez szlaku. Teraz centrum narciarskie z widokiem na Magurę i Klimczok.
Z racji krótkiego dnia zeszliśmy z Beskidu bezszlakowo do Szczyrku - fajne zejście.
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Pierwsza zimowa mała wycieczka w Beskid Mały.
Zaparkowałem w Ponikwi Książkowo i ruszyliśmy bez szlaku na Czoło. Fajna zima do chodzenia, śniegu w sam raz, wszystkie drzewa białe.
Czoło okazało się fajną górą - pierwszy raz tam byłem. Tutaj widoczne dojście do głównego grzbietu ze szlakiem zielonym.
Na Groniu przyświeciło trochę słońce.
Niestety potem znowu zaszło i wszystko zrobiło się czarno-białe.
Wypogodziło isę ponownie pd koniec dnia - widok na Czoło od strony gdzie podchodziliśmy rano.
Dzień jest mega-krótki... 14:00 a już prawie zachód.
Zaparkowałem w Ponikwi Książkowo i ruszyliśmy bez szlaku na Czoło. Fajna zima do chodzenia, śniegu w sam raz, wszystkie drzewa białe.
Czoło okazało się fajną górą - pierwszy raz tam byłem. Tutaj widoczne dojście do głównego grzbietu ze szlakiem zielonym.
Na Groniu przyświeciło trochę słońce.
Niestety potem znowu zaszło i wszystko zrobiło się czarno-białe.
Wypogodziło isę ponownie pd koniec dnia - widok na Czoło od strony gdzie podchodziliśmy rano.
Dzień jest mega-krótki... 14:00 a już prawie zachód.
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Te białe zdjęcia bardzo klimatyczne U mnie na głębokiej północy też trochę przyprószyło i zbieram się żeby zrobić parę fotek. Niestety odwilż tuż, tuż, a czasu brakuje.
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Ostatnio wszędzie bębnią, że w górach jest szczególnie dużo śniegu i szczególnie niebezpiecznie - nawet w Beskidach co chwile GOPR kogoś ratuje. Ale ile w tym prawdy, a ile medialnego szumu? Postanowiliśmy sprawdzić.
Wybrałem trasę, która powinna być przynajmniej częściowo nieprzetarta, no bo co to za atrakcja chodzić po udeptanym. Beskid Śląski, z Twardorzeczki, wzdłuż Doliny Twardorzeczki na Halę Radziechowską, potem Magurka Radziechowska i powrót przez Murońkę i Ostre. Trasa krótka, ale jakby było mało, to zawsze można o Baranią wydłużyć.
Dojazd ciężki. Wiele dróg całkiem białych, a na innych błoto pośniegowe. Na miejscu w Twardorzeczce małe rozczarowanie, bo śniegu wcale nie tak dużo, ale bardzo szybko przybywało wraz z nabieraniem wysokości.
Trasa wydawała mi się prosta. Idziemy główną drogą dnem doliny, mijamy pierwszą odnogę w lewo, skręcamy w kolejną w lewo. Droga nabiera wysokości, w pewnym momencie robi ostry zakręt i tam ją zostawiamy puszczając się na przełaj w górę wprost na Halę Radziechowską.
Spodziewałem się, że będzie ostro. Było. Wszystko pięknie zasypane i stromizna wielka.
Szedłem w rakietach przodem. Ukochana za mną. Tutaj wcale nie weszła w zaspę, żeby zapozować do zdjęcia. Tak tam po prostu było miejscami.
Chaszczujemy. Jak noga wpadnie w dziurę to nie zawsze udaje się samemu wydostać. Ukochana wezwała pomoc. Pomagał Tobi - autentycznie próbował ją wyciągać. Nie udało mu się, ale mnie się już udało chwilę później.
Tobi też miał trudne momenty, jak nie szedł po naszych śladach.
I tak sobie walczyliśmy zawzięcie, a ja tylko wypatrywałem w górze tej Hali Radziechowskiej. Czułem, że jest blisko. Nawet ze 2x widziałem dach chatki na szczycie. Jakież było moje zdziwienie, jak doszliśmy do tablicy informującej, że jesteśmy w rezerwacie Kuźne. Szok. Nie wierzyłem. Wstyd się przyznać, ale źle poprowadziłem.
Na szczęście zmieniliśmy szybko plan, że od Murońki pójdziemy na Magurkę Radziechowską i zejdziemy przez Halę Radziechowską, czyli w odwrotnej kolejności. Na Murońce oczekiwaliśmy przedeptanego zielonego szlaku. Zamiast tego była zawieja, gwałtowny spadek temperatury i pieńki na które nie dawało się wyskoczyć.
Później zrobiło się lepiej. W lesie szlak nie był zawiany i dało się iść szybciej. Dogonił nas chłopak, który szedł z Ostrego i dalej szliśmy razem. Zrobiło się ładnie.
Im bliżej szczytu tym trudniej. Znowu zaspy i zapadanie się po pas.
Ostatnie metry udanego ataku szczytowego - byliśmy z siebie dumni.
Ze szczytu wróciliśmy kawałek do rozstaju szlaków i chłopak poszedł po śladach zielonym do Ostrego, a my czerwonym na Halę Radziechowską. Niestety czerwony szlak nas nie puścił. Całkowicie zawiany. Ja w rakietach jeszcze jakoś dawałem radę, ale Ukochana nie dawała rady w moim śladzie. Ja nie miałem już siły, żeby solidnie ubijać, a ona iść zapadając się po pas.
Walczyliśmy dzielnie, ale jak pojawiła droga schodząca w dół do Doliny Twardorzeczki, to postanowiliśmy nią schodzić. Było męcząco, ale im niżej tym lepiej. W końcu doszliśmy do własnych śladów. Namierzyłem miejsce, w którym źle ponawigowałem przy wychodzeniu. To było naprawdę trudne miejsce w tych warunkach jakie tam dzisiaj panowały.
Chłopak, który wracał zielonym do Ostrego miał gorzej. Na FB w grupie Beskidomaniacy znalazłem wpis, z którgo wynika, że opadł z sił i wezwał GOPR. Miał poziom glukozy 30 - cokolwiek to znaczy.
https://www.facebook.com/groups/Beskido ... 543036022/
Tak, że w górach naprawdę jest ciężko. Śniegu dużo, trzeba na siebie uważać.
Wybrałem trasę, która powinna być przynajmniej częściowo nieprzetarta, no bo co to za atrakcja chodzić po udeptanym. Beskid Śląski, z Twardorzeczki, wzdłuż Doliny Twardorzeczki na Halę Radziechowską, potem Magurka Radziechowska i powrót przez Murońkę i Ostre. Trasa krótka, ale jakby było mało, to zawsze można o Baranią wydłużyć.
Dojazd ciężki. Wiele dróg całkiem białych, a na innych błoto pośniegowe. Na miejscu w Twardorzeczce małe rozczarowanie, bo śniegu wcale nie tak dużo, ale bardzo szybko przybywało wraz z nabieraniem wysokości.
Trasa wydawała mi się prosta. Idziemy główną drogą dnem doliny, mijamy pierwszą odnogę w lewo, skręcamy w kolejną w lewo. Droga nabiera wysokości, w pewnym momencie robi ostry zakręt i tam ją zostawiamy puszczając się na przełaj w górę wprost na Halę Radziechowską.
Spodziewałem się, że będzie ostro. Było. Wszystko pięknie zasypane i stromizna wielka.
Szedłem w rakietach przodem. Ukochana za mną. Tutaj wcale nie weszła w zaspę, żeby zapozować do zdjęcia. Tak tam po prostu było miejscami.
Chaszczujemy. Jak noga wpadnie w dziurę to nie zawsze udaje się samemu wydostać. Ukochana wezwała pomoc. Pomagał Tobi - autentycznie próbował ją wyciągać. Nie udało mu się, ale mnie się już udało chwilę później.
Tobi też miał trudne momenty, jak nie szedł po naszych śladach.
I tak sobie walczyliśmy zawzięcie, a ja tylko wypatrywałem w górze tej Hali Radziechowskiej. Czułem, że jest blisko. Nawet ze 2x widziałem dach chatki na szczycie. Jakież było moje zdziwienie, jak doszliśmy do tablicy informującej, że jesteśmy w rezerwacie Kuźne. Szok. Nie wierzyłem. Wstyd się przyznać, ale źle poprowadziłem.
Na szczęście zmieniliśmy szybko plan, że od Murońki pójdziemy na Magurkę Radziechowską i zejdziemy przez Halę Radziechowską, czyli w odwrotnej kolejności. Na Murońce oczekiwaliśmy przedeptanego zielonego szlaku. Zamiast tego była zawieja, gwałtowny spadek temperatury i pieńki na które nie dawało się wyskoczyć.
Później zrobiło się lepiej. W lesie szlak nie był zawiany i dało się iść szybciej. Dogonił nas chłopak, który szedł z Ostrego i dalej szliśmy razem. Zrobiło się ładnie.
Im bliżej szczytu tym trudniej. Znowu zaspy i zapadanie się po pas.
Ostatnie metry udanego ataku szczytowego - byliśmy z siebie dumni.
Ze szczytu wróciliśmy kawałek do rozstaju szlaków i chłopak poszedł po śladach zielonym do Ostrego, a my czerwonym na Halę Radziechowską. Niestety czerwony szlak nas nie puścił. Całkowicie zawiany. Ja w rakietach jeszcze jakoś dawałem radę, ale Ukochana nie dawała rady w moim śladzie. Ja nie miałem już siły, żeby solidnie ubijać, a ona iść zapadając się po pas.
Walczyliśmy dzielnie, ale jak pojawiła droga schodząca w dół do Doliny Twardorzeczki, to postanowiliśmy nią schodzić. Było męcząco, ale im niżej tym lepiej. W końcu doszliśmy do własnych śladów. Namierzyłem miejsce, w którym źle ponawigowałem przy wychodzeniu. To było naprawdę trudne miejsce w tych warunkach jakie tam dzisiaj panowały.
Chłopak, który wracał zielonym do Ostrego miał gorzej. Na FB w grupie Beskidomaniacy znalazłem wpis, z którgo wynika, że opadł z sił i wezwał GOPR. Miał poziom glukozy 30 - cokolwiek to znaczy.
https://www.facebook.com/groups/Beskido ... 543036022/
Tak, że w górach naprawdę jest ciężko. Śniegu dużo, trzeba na siebie uważać.
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Dosypywało śniegu regularnie. Brakowało tylko słońca... do dzisiaj
Jedziemy do Sopotni i wyłazimy na Rysiankę. W dole warunki takie, że jak się zejdzie z drogi, to nie idzie nic ujść. Nawet Tobi nie był w stanie efektywnie poruszać się w śniegu. Szlak niebieski nieprzejściowy. Ale drogą, którą przejechało parę skuterów można iść bez problemu.
Wyżej śnieg bardziej zbity, pewnie przez wiatr. W rakietach można iść gdziekolwiek. Bez sprzętu w śladzie rakiet niestety gorzej. Na szczęście jakaś ścieżka istnieje i poruszamy się sprawnie.
Okoliczności przyrody są rewelacyjne.
Widoki na Małą Fatrę.
Las w górze bajkowy.
Schronisko na Hali Lipowskiej.
Korciło mnie, żeby wyjść na Lipowski Wierch, tzn. na sam szczyt. Zawsze go omijałem idąc szlakiem. Ostatniego lata próbowaliśmy tam dojść od strony szczytu Rysianki, ale odpuściliśmy z powodu podmokłego terenu. Teraz poszliśmy śladem skutera, ale okazało się, że okrąża tylko schronisko.
Jednak nie poddawałem się zbyt łatwo. Przy wyciągu poszedłem jakimś śladem narciarskim i okazało się to dobrym posunięciem. Doszliśmy na Lipowski Wierch. Poziom bajkowości w górze był jeszcze większy.
Ten mały sukces natchnął mnie do spróbowania przejścia grzbietem na szczyt Rysianki. Śnieg był na tyle twardy, że dało radę poruszać się, bardzo wolno, w pożądanym kierunku. Była walka, ale tak tam było pięknie, że nie żałuję ani jedne kropli potu.
Na Hali Koziorka było niesamowicie. Zdjęcia tego nie oddają. To są normalnej wielkości wysokie jodły, a nie małe skarłowiaciałe. Musiała być tu niezła zadymka. Zaspy pod tymi jodłami mają głębokość do 3 metrów.
Tutaj widać skale porównawczą z człowiekiem i psem. Zabawy dorosłych w śniegu
Udało się szczęśliwie wrócić do cywilizacji, czyi pod schronisko. Słońce już nisko, ozłociło Babią.
A Tatry zrobiły się różowo fioletowe.
Piękny był dzisiaj dzień - kto nie był w górach, niech żałuje!
Jedziemy do Sopotni i wyłazimy na Rysiankę. W dole warunki takie, że jak się zejdzie z drogi, to nie idzie nic ujść. Nawet Tobi nie był w stanie efektywnie poruszać się w śniegu. Szlak niebieski nieprzejściowy. Ale drogą, którą przejechało parę skuterów można iść bez problemu.
Wyżej śnieg bardziej zbity, pewnie przez wiatr. W rakietach można iść gdziekolwiek. Bez sprzętu w śladzie rakiet niestety gorzej. Na szczęście jakaś ścieżka istnieje i poruszamy się sprawnie.
Okoliczności przyrody są rewelacyjne.
Widoki na Małą Fatrę.
Las w górze bajkowy.
Schronisko na Hali Lipowskiej.
Korciło mnie, żeby wyjść na Lipowski Wierch, tzn. na sam szczyt. Zawsze go omijałem idąc szlakiem. Ostatniego lata próbowaliśmy tam dojść od strony szczytu Rysianki, ale odpuściliśmy z powodu podmokłego terenu. Teraz poszliśmy śladem skutera, ale okazało się, że okrąża tylko schronisko.
Jednak nie poddawałem się zbyt łatwo. Przy wyciągu poszedłem jakimś śladem narciarskim i okazało się to dobrym posunięciem. Doszliśmy na Lipowski Wierch. Poziom bajkowości w górze był jeszcze większy.
Ten mały sukces natchnął mnie do spróbowania przejścia grzbietem na szczyt Rysianki. Śnieg był na tyle twardy, że dało radę poruszać się, bardzo wolno, w pożądanym kierunku. Była walka, ale tak tam było pięknie, że nie żałuję ani jedne kropli potu.
Na Hali Koziorka było niesamowicie. Zdjęcia tego nie oddają. To są normalnej wielkości wysokie jodły, a nie małe skarłowiaciałe. Musiała być tu niezła zadymka. Zaspy pod tymi jodłami mają głębokość do 3 metrów.
Tutaj widać skale porównawczą z człowiekiem i psem. Zabawy dorosłych w śniegu
Udało się szczęśliwie wrócić do cywilizacji, czyi pod schronisko. Słońce już nisko, ozłociło Babią.
A Tatry zrobiły się różowo fioletowe.
Piękny był dzisiaj dzień - kto nie był w górach, niech żałuje!
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Dzisiaj zamiast do roboty pojechałem se w góry.
Beskid Żywiecki, Koszarawa-Bystra. Najpierw bezszlakowo na Beskidek.
Beskidek to widokowa góra.
Mała Mędralowa i Pilsko.
Skrzyczne - wygląda bardzo poważnie.
Mocny zoom na Mędralową z Bacówką.
Bardzo fajny i przyjemny ten Beskidek.
Dzisiaj warunki śniegowe w sam raz na rakiety, a Tobi prawie w ogóle się nie zapadał.
I jeszcze taki domek tam jest, tuż pod szczytem.
Potem szedłem zielonym szlakiem, najpierw w dół na przełęcz Klekociny, a potem w górę w kierunku Mędralowej. Szlakiem jest nudno, więc postanowiłem sobie zdobyć po drodze Kolisty Groń. Miałem do pokonania 400 metrowy odcinek, z podejściem ok 130 metrów w pionie - zajęło mi to ponad godzinę. Północne strome zbocze, śnieg gęsty jak grysik, pod koniec wiatrołomy. Wpadłem w dziurę, między gałęziami powalonego drzewa, z której nie umiałem wyjść. Jednym słowem moc atrakcji
Ale dzięki temu, mogłem zrobić taką fotkę Babiej.
Szlak graniczny.
Tobi zdobywa bacówkę na Mędralowej.
Jak ładnie zapozował po drugiej stronie. On to chyba lubi.
Pozostało zejść bezszlakowo w dół. Najpierw takim rzadkim lasem.
A później taka ładną drogą (widok wstecz).
OK, oprócz ładnej drogi i rzadkiego lasu były na zejściu również złe rzeczy, ale wyliczanie ich tutaj byłoby zwykłym czepialstwem
Na ten moment czuję się usatysfakcjonowany zimą w Beskidach
Beskid Żywiecki, Koszarawa-Bystra. Najpierw bezszlakowo na Beskidek.
Beskidek to widokowa góra.
Mała Mędralowa i Pilsko.
Skrzyczne - wygląda bardzo poważnie.
Mocny zoom na Mędralową z Bacówką.
Bardzo fajny i przyjemny ten Beskidek.
Dzisiaj warunki śniegowe w sam raz na rakiety, a Tobi prawie w ogóle się nie zapadał.
I jeszcze taki domek tam jest, tuż pod szczytem.
Potem szedłem zielonym szlakiem, najpierw w dół na przełęcz Klekociny, a potem w górę w kierunku Mędralowej. Szlakiem jest nudno, więc postanowiłem sobie zdobyć po drodze Kolisty Groń. Miałem do pokonania 400 metrowy odcinek, z podejściem ok 130 metrów w pionie - zajęło mi to ponad godzinę. Północne strome zbocze, śnieg gęsty jak grysik, pod koniec wiatrołomy. Wpadłem w dziurę, między gałęziami powalonego drzewa, z której nie umiałem wyjść. Jednym słowem moc atrakcji
Ale dzięki temu, mogłem zrobić taką fotkę Babiej.
Szlak graniczny.
Tobi zdobywa bacówkę na Mędralowej.
Jak ładnie zapozował po drugiej stronie. On to chyba lubi.
Pozostało zejść bezszlakowo w dół. Najpierw takim rzadkim lasem.
A później taka ładną drogą (widok wstecz).
OK, oprócz ładnej drogi i rzadkiego lasu były na zejściu również złe rzeczy, ale wyliczanie ich tutaj byłoby zwykłym czepialstwem
Na ten moment czuję się usatysfakcjonowany zimą w Beskidach
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Ciekawy piesek, musiał zobaczyć co na dachu się dzieje i co z niego widać .
Zima przepiękna w górach.
Zima przepiękna w górach.
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Zima odpuściła. Szukaliśmy dzisiaj wiosny na Jurze.
Słabo to szło, bo mimo słonecznego dnia, temperatury zdecydowanie ujemne. Śniegu już nie ma.
Największą radochę miał dzisiaj Tobi. Tutaj sobie przeskakuje nad przepaścią.
Tu się wspina po stromej skale.
A tu znajduje dodatkowe wyjście z jaskini.
Jadnak są przebiśniegi. W nocy było -10, widać one mrozów się nie boją.
Wszystko się ozłociło w porze zachodu.
Słabo to szło, bo mimo słonecznego dnia, temperatury zdecydowanie ujemne. Śniegu już nie ma.
Największą radochę miał dzisiaj Tobi. Tutaj sobie przeskakuje nad przepaścią.
Tu się wspina po stromej skale.
A tu znajduje dodatkowe wyjście z jaskini.
Jadnak są przebiśniegi. W nocy było -10, widać one mrozów się nie boją.
Wszystko się ozłociło w porze zachodu.
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Rasa psa: Pies górski wspinaczkowy
- heathcliff
- Członek Klubu
- Posty: 2738
- Rejestracja: 27 maja 2009, 20:24
- Kontakt:
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Uwielbiam halę Koziorka, nawet obszedłem ją całą w koło skrajem lasu, jest tam też pomnik, miejsce pamięci. Byłem tam we wrześniu po raz enty, tam zanika ścieżka właśnie z racji podmokłego terenu, ale idąc na azymut prosto na Lipowski można się przebić do szlaku.sprocket73 pisze: ↑22 stycznia 2019, 20:46Zawsze go omijałem idąc szlakiem. Ostatniego lata próbowaliśmy tam dojść od strony szczytu Rysianki, ale odpuściliśmy z powodu podmokłego terenu
Niestety tak bardzo zimowych warunków, wręcz ekstremalnych nie było dane mi tam zaznać. Teraz wiem, że zimą jest tam najpiękniej. Dziękuję Ci za tę relacje
Przytulam żonę i jestem szczęśliwie wolny... Ile wyjść tyle powrotów życzy heathcliff
https://plus.google.com/117458080979094658480
https://plus.google.com/117458080979094658480
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Proszę bardzo
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Wybraliśmy się w Beskid Mały... a pogoda była piękna.
Łaziliśmy dużo nie po szlakach, w poszukiwaniu ukrytych w środku lasu polan krokusowych.
Znaleźliśmy fajne miejsca.
Krokusy mają się dobrze.
Praca wre.
Były też kaczeńce.
Tobi miał ciężką wycieczkę. Cały czas był męczony przez córkę znajomego. Teraz leży mi pod nogami bez sił
Odwiedziliśmy Leskowiec.
Łdanie było widać Babią.
Ale Tatry było widać wręcz cudnie - białe od śniegu Zachodnie.
Pierwszy plan - Surzynówka, drugi - Okrąglica... i Tatry Wysokie.
Wygląda na to, że wiosna atakuje!
Łaziliśmy dużo nie po szlakach, w poszukiwaniu ukrytych w środku lasu polan krokusowych.
Znaleźliśmy fajne miejsca.
Krokusy mają się dobrze.
Praca wre.
Były też kaczeńce.
Tobi miał ciężką wycieczkę. Cały czas był męczony przez córkę znajomego. Teraz leży mi pod nogami bez sił
Odwiedziliśmy Leskowiec.
Łdanie było widać Babią.
Ale Tatry było widać wręcz cudnie - białe od śniegu Zachodnie.
Pierwszy plan - Surzynówka, drugi - Okrąglica... i Tatry Wysokie.
Wygląda na to, że wiosna atakuje!