18.11.2017r. - Mgliste powitanie w Beskidzie Małym
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
18.11.2017r. - Mgliste powitanie w Beskidzie Małym
Właściwie nie ma o czym pisać i czego pokazywać. Bo? Miała być ładna pogoda-zastaliśmy mgły, szarości i mżawkę. Rzucający się w oczy napis na petetekowskiej stronie chatki na Trzonce głosił czerwoną czcionką: "Chatka jest obecnie otwarta"-była zamknięta. Chociaż...
Mogło być beznadziejnie, a nie było. Bo w końcu na moment pojawiło się słońce, a chatka okazała się nie do końca zamknięta. Można by nawet powiedzieć, że była "ćwierćotwarta". Ale po kolei.
Miało być wyjątkowo. Ostatni raz w polskich górach byliśmy niecałe półtora roku temu, a i to tylko dlatego, że wesele jednej z mych koleżanek odbywało się w "Beskidzkim Raju" i kolejnego dnia, po odespaniu nocnych hulanek, poszliśmy na krótką wycieczkę na Jałowiec. Oczywiście pochmurny. Poprzedni, 2015 rok, obył się zupełnie bez wizyty w polskich górach. Ta listopadowa sobota miała być więc naszym pierwszym razem w tym roku po długiej, długiej przerwie.
Chyba już wyszłam z wprawy, jeśli chodzi o prognozy pogody, bo sprawdzałam na kilku stronach i zapowiadało się całkiem przyzwoicie. Ranek jest jednak tak pochmurny, że w domu trzeba zapalić światła, choć słońce już dawno przecież wstało. Gdy wsiadamy do samochodu, nie jest lepiej. Ciężkie ciemne chmury wiszą na niebie, gór w ogóle nie widać, a o szyby bębni upiorna mżawka. Gdy parkujemy w Targanicach, na moment przestaje, ale nie robimy sobie wielkich nadziei, że cokolwiek może się poprawić. W kierunku Jawornicy zmierza właśnie jakaś wielka grupa piechurów w różnym wieku. My idziemy dziś w odwrotną stronę. Najpierw-prawie trzy kilometry asfaltingu w stronę Brzezinki Górnej i Beskidu Targanickiego. W sumie moglibyśmy złapać stopa, ale stwierdzamy, że mamy ochotę się przejść. Choć asfalt, jest stromo pod górę. W końcu musimy przecież wdrapać się na przełęcz.
Na przełęcz-jakieś widoki. Fotografujemy, bo potem może być przecież gorzej. I rzeczywiście, po wejściu na zielony szlak, już przed Małą Bukową, zaczyna znów padać. Las chroni nas na szczęście, a niebawem staje się biały. Mgła. Tego się można było spodziewać.
Przed Trzonką mijamy kapliczkę ze źródełkiem i obrazem Matki Boskiej Śnieżnej. Wyjątkowo mi się podoba-może dlatego, że jest dość oryginalny i taki "górski" w wymowie?
Od tego miejsca jeszcze chwila i już dochodzimy do żółtego szlaku, którym będziemy schodzić w powrotnej drodze.
Chatkę tym razem mijamy-chcemy zajrzeć tam później, a na razie dreptamy w coraz większej mgle na Bukowski Groń. Po co? Limby pooglądać.
Gdy dochodzimy powtórnie do zielonego szlaku, pada szybka decyzja, by podejść jeszcze na Palenicę. Nie, nie by zobaczyć krzyż na wierzchołku, ale by znaleźć kolejną skrzynkę geocachingową. Jedną złoiliśmy już na Bukowskim Groniu, trzecia padnie niedługo, na Złotej Górze.
Nastawiliśmy się na mglisty spacer, więc poprawa pogody miło nas zaskakuje. Coś tam zaczyna się pojawiać na horyzoncie. Niewyraźne jezioro po jednej stronie i równie niewyraźny Żar na horyzoncie. Nie ma co zatrzymywać się na dłużej, więc droga powrotna na Trzonkę mija szybko.
W okolicach chatki "Limba" spotykamy pierwszą, i jedyną tego dnia, piechurkę. Zaglądamy bez większych nadziei (bo już po sezonie) do schroniska i rzeczywiście-jest zamknięte. Zabite na głucho okiennice nie zachęcają, gdy jednak pociągam za sznurek przy wejściu, drzwi ustępują. W niewielkim przedsionku jest stół przykryty ceratą i ławy. Dalsza część zamknięta, ale i tak jesteśmy miło zaskoczeni, że drugie śniadanie możemy zjeść pod dachem. Popatruję przez drzwi zasłonięte firanką do środka, bo nigdy tu jeszcze nie byłam. Trzeba będzie kiedyś wrócić w sezonie.
Przerwa na śniadanie dobrze zrobiła pogodzie. Na niebie pojawiają się jakieś błękity i im dalej w las, tym więcej niebieskiego nad nami.
Skręcamy na błotnisty (tak, tak, ścinka drzew-odgłos pił towarzyszył nam przez jakiś czas) żółty szlak, łapiemy entuzjastycznie każdy przebłysk słońca, który wreszcie wydobywa z szarości ostatnie kolory jesieni-żółcie modrzewi i brzóz, stwierdzamy po licznych tabliczkach, że Emalkent ma się całkiem dobrze i tak dochodzimy wreszcie do Targanic.
Jeszcze rzut oka na stanowisko Skałek Andrychowskich w korycie Targaniczanki i już jesteśmy przy samochodzie.
Cudów może nie zobaczyliśmy, ale i tak fajnie było przejść się wreszcie po beskidzkich ścieżkach.
A kolejnego dnia-bolały mnie nogi... Po przejściu zaledwie 19 kilometrów w górach. Przez ostatnie miesiące do kręcenia używaliśmy po prostu innych mięśni i człowiek znów górsko musi się rozruszać. Oby szybko i przy lepszej pogodzie.
Mogło być beznadziejnie, a nie było. Bo w końcu na moment pojawiło się słońce, a chatka okazała się nie do końca zamknięta. Można by nawet powiedzieć, że była "ćwierćotwarta". Ale po kolei.
Miało być wyjątkowo. Ostatni raz w polskich górach byliśmy niecałe półtora roku temu, a i to tylko dlatego, że wesele jednej z mych koleżanek odbywało się w "Beskidzkim Raju" i kolejnego dnia, po odespaniu nocnych hulanek, poszliśmy na krótką wycieczkę na Jałowiec. Oczywiście pochmurny. Poprzedni, 2015 rok, obył się zupełnie bez wizyty w polskich górach. Ta listopadowa sobota miała być więc naszym pierwszym razem w tym roku po długiej, długiej przerwie.
Chyba już wyszłam z wprawy, jeśli chodzi o prognozy pogody, bo sprawdzałam na kilku stronach i zapowiadało się całkiem przyzwoicie. Ranek jest jednak tak pochmurny, że w domu trzeba zapalić światła, choć słońce już dawno przecież wstało. Gdy wsiadamy do samochodu, nie jest lepiej. Ciężkie ciemne chmury wiszą na niebie, gór w ogóle nie widać, a o szyby bębni upiorna mżawka. Gdy parkujemy w Targanicach, na moment przestaje, ale nie robimy sobie wielkich nadziei, że cokolwiek może się poprawić. W kierunku Jawornicy zmierza właśnie jakaś wielka grupa piechurów w różnym wieku. My idziemy dziś w odwrotną stronę. Najpierw-prawie trzy kilometry asfaltingu w stronę Brzezinki Górnej i Beskidu Targanickiego. W sumie moglibyśmy złapać stopa, ale stwierdzamy, że mamy ochotę się przejść. Choć asfalt, jest stromo pod górę. W końcu musimy przecież wdrapać się na przełęcz.
Na przełęcz-jakieś widoki. Fotografujemy, bo potem może być przecież gorzej. I rzeczywiście, po wejściu na zielony szlak, już przed Małą Bukową, zaczyna znów padać. Las chroni nas na szczęście, a niebawem staje się biały. Mgła. Tego się można było spodziewać.
Przed Trzonką mijamy kapliczkę ze źródełkiem i obrazem Matki Boskiej Śnieżnej. Wyjątkowo mi się podoba-może dlatego, że jest dość oryginalny i taki "górski" w wymowie?
Od tego miejsca jeszcze chwila i już dochodzimy do żółtego szlaku, którym będziemy schodzić w powrotnej drodze.
Chatkę tym razem mijamy-chcemy zajrzeć tam później, a na razie dreptamy w coraz większej mgle na Bukowski Groń. Po co? Limby pooglądać.
Gdy dochodzimy powtórnie do zielonego szlaku, pada szybka decyzja, by podejść jeszcze na Palenicę. Nie, nie by zobaczyć krzyż na wierzchołku, ale by znaleźć kolejną skrzynkę geocachingową. Jedną złoiliśmy już na Bukowskim Groniu, trzecia padnie niedługo, na Złotej Górze.
Nastawiliśmy się na mglisty spacer, więc poprawa pogody miło nas zaskakuje. Coś tam zaczyna się pojawiać na horyzoncie. Niewyraźne jezioro po jednej stronie i równie niewyraźny Żar na horyzoncie. Nie ma co zatrzymywać się na dłużej, więc droga powrotna na Trzonkę mija szybko.
W okolicach chatki "Limba" spotykamy pierwszą, i jedyną tego dnia, piechurkę. Zaglądamy bez większych nadziei (bo już po sezonie) do schroniska i rzeczywiście-jest zamknięte. Zabite na głucho okiennice nie zachęcają, gdy jednak pociągam za sznurek przy wejściu, drzwi ustępują. W niewielkim przedsionku jest stół przykryty ceratą i ławy. Dalsza część zamknięta, ale i tak jesteśmy miło zaskoczeni, że drugie śniadanie możemy zjeść pod dachem. Popatruję przez drzwi zasłonięte firanką do środka, bo nigdy tu jeszcze nie byłam. Trzeba będzie kiedyś wrócić w sezonie.
Przerwa na śniadanie dobrze zrobiła pogodzie. Na niebie pojawiają się jakieś błękity i im dalej w las, tym więcej niebieskiego nad nami.
Skręcamy na błotnisty (tak, tak, ścinka drzew-odgłos pił towarzyszył nam przez jakiś czas) żółty szlak, łapiemy entuzjastycznie każdy przebłysk słońca, który wreszcie wydobywa z szarości ostatnie kolory jesieni-żółcie modrzewi i brzóz, stwierdzamy po licznych tabliczkach, że Emalkent ma się całkiem dobrze i tak dochodzimy wreszcie do Targanic.
Jeszcze rzut oka na stanowisko Skałek Andrychowskich w korycie Targaniczanki i już jesteśmy przy samochodzie.
Cudów może nie zobaczyliśmy, ale i tak fajnie było przejść się wreszcie po beskidzkich ścieżkach.
A kolejnego dnia-bolały mnie nogi... Po przejściu zaledwie 19 kilometrów w górach. Przez ostatnie miesiące do kręcenia używaliśmy po prostu innych mięśni i człowiek znów górsko musi się rozruszać. Oby szybko i przy lepszej pogodzie.
Ostatnio zmieniony 20 listopada 2017, 12:43 przez Wiolcia, łącznie zmieniany 1 raz.
"Navigare necesse est, vivere non est necesse"
www.kuzniapodrozy.pl
www.kuzniapodrozy.pl
Re: 18.11.2017r. - Mgliste powitanie w Beskidzie Małym
Wiolciu, zdjęcia się nie wyświetlają , a chętnie popatrzę na te mgliste klimaty. Tym bardziej, że chodziliście po nieznanych mi ścieżkach.
"...A przed nami nowe życia połoniny, blaski oraz cienie, szczyty i doliny.
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Re: 18.11.2017r. - Mgliste powitanie w Beskidzie Małym
Już z 3 razy podmieniałam linki i nadal nie wiem, co źle robię, że niektórzy ich nie widzą. Wczoraj po raz pierwszy weszłam na zdjęcia google (bo od czasu zlikwidowania picasy nie używałam nic), teraz udostępniłam album i nadal nic z tego...
"Navigare necesse est, vivere non est necesse"
www.kuzniapodrozy.pl
www.kuzniapodrozy.pl
Re: 18.11.2017r. - Mgliste powitanie w Beskidzie Małym
Wiolcia, moim zdaniem album jest nieudostępniony. Sprawdź to jeszcze proszę. Zdjęcia nie są widoczne nie tylko na forum, ale nawet bezpośrednio po wpisaniu adresu zdjęcia w przeglądarce (sprawdzałem w różnych).
Jeśli album faktycznie udostępniłaś, to być może trzeba ponownie pobrać linki do zdjęć. Linki pobrane przed udostępnieniem albumu też mogą nie działać.
Jeśli album faktycznie udostępniłaś, to być może trzeba ponownie pobrać linki do zdjęć. Linki pobrane przed udostępnieniem albumu też mogą nie działać.
| Gór, co stoją nigdy nie dogonię... |
Re: 18.11.2017r. - Mgliste powitanie w Beskidzie Małym
No właśnie najpierw udostępniłam, a potem na nowo linki pobrałam. Ci, którzy wcześniej nie widzieli, widzą, a ci, którzy widzieli, teraz nie widzą nic.
"Navigare necesse est, vivere non est necesse"
www.kuzniapodrozy.pl
www.kuzniapodrozy.pl
Re: 18.11.2017r. - Mgliste powitanie w Beskidzie Małym
Czy widać zdjęcie?
| Gór, co stoją nigdy nie dogonię... |
Re: 18.11.2017r. - Mgliste powitanie w Beskidzie Małym
A to?
"Navigare necesse est, vivere non est necesse"
www.kuzniapodrozy.pl
www.kuzniapodrozy.pl
Re: 18.11.2017r. - Mgliste powitanie w Beskidzie Małym
Podmieniłam linki, tym razem użyłam innego programu. Czy teraz widać?
"Navigare necesse est, vivere non est necesse"
www.kuzniapodrozy.pl
www.kuzniapodrozy.pl
Re: 18.11.2017r. - Mgliste powitanie w Beskidzie Małym
Teraz jest super, dzięki .
"...A przed nami nowe życia połoniny, blaski oraz cienie, szczyty i doliny.
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Re: 18.11.2017r. - Mgliste powitanie w Beskidzie Małym
Twoje relacje zawsze są bardzo interesujące, fajnie widzieć znowu po przerwie
Uwielbiam takie klimaty mglisto-jesienno-beskidzkie... a szlak akurat zupełnie mi nieznany, nie tylko nie byłam, ale nawet wcześniej o nim nie słyszałam
Uwielbiam takie klimaty mglisto-jesienno-beskidzkie... a szlak akurat zupełnie mi nieznany, nie tylko nie byłam, ale nawet wcześniej o nim nie słyszałam
"Historii nie da się przewidzieć, tyle wiem jako historyk..."
Re: 18.11.2017r. - Mgliste powitanie w Beskidzie Małym
Fajnie, że ktoś jeszcze czyta relacje w tym dziale. Dzięki za miłe słowa, Atria.
A na tym szlaku też byłam pierwszy raz w życiu, mimo iż w okolice jeździłam na wakacje od dziecka. Zawsze był w planach, ale dopiero teraz udało się nim powędrować.
"Navigare necesse est, vivere non est necesse"
www.kuzniapodrozy.pl
www.kuzniapodrozy.pl
Re: 18.11.2017r. - Mgliste powitanie w Beskidzie Małym
O chatka na Trzonce! Mam bardzo mile wspomnienia z tego miejsca! Kiedys nawet byl tam zlot z forum beskidzkiego jak jeszcze dzialalo
Fajnie ze udostepniaja przedsionek dla zbłąkanych wedrowcow!
Fajnie ze udostepniaja przedsionek dla zbłąkanych wedrowcow!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: 18.11.2017r. - Mgliste powitanie w Beskidzie Małym
A jednak
Wiolu a mnie się bardzo podobają takie zdjęcia nieoczywiste, zamglone, oddające nastrój chwili.
Nie sztuką jest pokazać coś co jest piękne, prawdziwą sztuką jest wydobycie piękna z czegoś co na pozór wydaje się niepozorne - a Tobie to się udało dzięki Twojej wrażliwości.
Zgadzam się!!
"I wciąż w pamięci miej te słowa, gdy tak niemrawo w pejzaż idziesz, że można wszystko zaplanować, ale nie można nic przewidzieć." - K.C.Buszman