11-18.07.2015 Mont Blanc na spokojnie
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
-
- Członek Klubu
- Posty: 1192
- Rejestracja: 15 sierpnia 2010, 13:22
11-18.07.2015 Mont Blanc na spokojnie
Obiecana relacja z wejścia na Mont Blanc W piątek wieczorem ruszamy w trzy osobowym składzie z Katowic do Les Houches. Po za za mną jedzie Piotrek który był już ze mną na Kazbeku i Tomek który chyba nie miał tu jeszcze okazji wystąpić w relacji. Przed wyjazdem sprawdzamy pogodę - lampa ma być praktycznie cały tydzień, więc jest dobrze. Mamy też zarezerwowany nocleg w schronisku Gouter na noc z wtorku na środę.
Podróż w nocy idzie nam całkiem sprawnie i rano meldujemy się nad Jeziorem Genewskim.
Jako, że sobotę właściwie mieliśmy na dojazd to nigdzie nam się nie śpieszy i ostatnie kilometry pokonujemy powoli podziwiając widoki i zatrzymując się w każdym ciekawszym miejscu Najdłuższy postój robimy na przełęczy Col de la Forclaz gdzie urządzamy sobie krótki spacerek.
Koło południa docieramy w końcu na camping Bellevue w Les Houches gdzie spędzamy resztę dnia szukając cienia i zimnych trunków W niedzielę rano postanawiamy ruszyć do góry aby łapać już dobrą aklimatyzację. Chłopaki postanawiają cisnąć z buta z campingu ja leniwie wybieram jednak kolejkę Towarzyszy mi para z Polski poznana na campingu.
Przy górnej stacji kolejki dzwonię do chłopaków gdzie są i czekam na nich jakąś godzinkę podziwiając widoki. Później wszyscy już razem ruszamy do baraku des Rognes gdzie postanowiliśmy spędzić pierwszą noc. Miałem okazję spać już tam trzy lata temu - tym razem miejsce było jeszcze bardziej uporządkowane, pojawiła się też nowa toaleta Meldujemy się w środku jako pierwsi, ale powoli z upływem czasu schodzą się inni - głównie Polacy My najwięcej czasu spędzamy na skałkach w pobliżu robiąc zdjęcia i podziwiając kozice. Tak mija nam niedziela
W poniedziałek rano ruszamy wyżej, z zamiarem rozbicia się pod schroniskiem Tete Rousse. Jest to jedyne miejsce na drodze normalnej gdzie można legalnie rozbić namiot. Droga zajmuje nam niewiele ponad godzinę więc teoretycznie mamy cały dzień wolny. Pojawiają się pomysły żeby wyjść wyżej i zejść z powrotem na nocleg. Odpuszczamy je jednak widząc, że z kuluaru ciągle coś spada w tym głaz większości lodówki. Ustalamy, że kuluar przejdziemy tylko dwa razy - raz do góry i wracając.
Dlatego reszta dnia upływa nam w okolicach schroniska. W końcu dajemy się skusić na najdroższe w życiu piwo za 7,5 euro
Za schroniskiem szczególnie uwagę przykuwał lodowiec i ogromne seraki, jako że było ciepło co chwile leciały kamienie lub obsypywał się jakiś śnieg.
W końcu dzień zbliża się ku końcowi, postanawiamy ruszyć do góry tuż po wschodzie tak aby było już coś widać ale jednocześnie żeby trzymał jeszcze lekki mróz.
No i w końcu mamy wtorek, więc ruszamy do góry. Wysokość między Tete a Gouterem zyskuje się bardzo szybko więc zaraz jesteśmy przy przecięciu kuluaru. Pora jest dobra nic się nie sypie, ale poprzednie osuwiska sprawiły że ścieżki w poprzek praktycznie nie ma. Idę pierwszy za mną Tomek na końcu Piotrek - przechodzimy bez problemów.
Dalsza część drogi do schroniska Gouter to przynajmniej dla mnie już czysta przyjemność (tym bardziej że w końcu idę na lekko). I tak po 2h15min od wyjścia z namiotów jesteśmy przy Gouterze.
Odsłaniają się widoki na drugą stronę. Po odpoczynku wieczorkiem ruszamy jeszcze na spacer aklimatyzacyjne powyżej schroniska. O dziwo idzie mi się dość ciężko i zastanawiam się już jak bardzo będę umierał jutro Co do samego schroniska to chyba nasz najdroższy nocleg w życiu - 55 euro. Trzeba jednak przyznać, że jego położenie jest idealne do ataku na szczyt.
Budziki nakręcamy na 2:00 w nocy tak żeby najpóźniej o 3:00 wyjść.
Rano budzimy się zgodnie z planem ale okazuje się że 90% schroniska i tak jest szybsza i wychodzi przed nami. Głównie zdyscyplinowani Azjaci z przewodnikami. My koniec końców ruszamy praktycznie o równej trzeciej jako jedni z ostatnich. Wbrew obawom z dnia wczorajszego idzie mi się całkiem dobrze, a co ważniejsze ze wzrostem wysokości idzie mi się wręcz lepiej (albo inni po prostu idą wolniej). Tak mijając kolejne grupki całkiem szybko zbliżam się do szczytu, w pewnym momencie liczę nawet na wschód słońca ze szczytu. Niestety brakło mi z 15-20min. Siadam na ostatnim garbiku grani tuż pod szczytem i robię zdjęcia.
Po krótkiej przerwie ruszam na szczyt gdzie melduję się po 3h17min od wyjścia Widoki są piękne, wieje tylko strasznie zimny wiatr.
Na szczycie robimy pamiątkowe foty itp.
No ale w końcu czas schodzić, mając na uwadze, że jeszcze trzeba pokonać kuluar i lepiej nie robić tego popołudniu. Dlatego dość szybko schodzimy do Goutera tam odpoczywamy jakąś godzinę. Czuje się dość "wypompowany" więc kupuję najdroższą w życiu puszkę Red Bulla która całkiem skutecznie stawia mnie na nogi Schodzę szybciej niż chłopaki i zatrzymuje się dopiero przy kuluarze aby na nich zaczekać. W między czasie obserwuję jak przechodzą inni, niestety sypią się już małe kamieni i trzeba uważać. Chłopaki dochodzą - ruszam jako pierwszy, tym razem prawie biegiem i przechodzę bezpiecznie. Mam dobrą widoczność więc wołam chłopakom że nic nie leci i też przechodzą bezpiecznie. Przy namiotach czeka na nas nagroda 0,7l Jacka Danielsa i 2l Pepsi. Tu chyba już nie muszę dodawać na czym minęła nam reszta dnia
Niestety następnego dnia rano budzi mnie dźwięk helikoptera w pobliżu. Jak się okazuje w kuluarze spadł człowiek uderzony przez kamień. Na własne oczy widziałem ciało podwieszone na sznurku pod śmigłowcem...
Trochę psuje nam to nastrój rano więc tym prędzej zwijamy namioty i ruszamy w dół. Koło 11.00 jestem już w Les Houches. Na Campingu raczymy się winem, mamy całkiem spore Polskie towarzystwo, było miło
W drodze powrotnej do Polski zatrzymujemy się w Bernie gdzie po królewsku ugościła nas kuzynka Piotra. No i to chyba na tyle...
Więcej zdjęć: https://picasaweb.google.com/1091508489 ... 1118072015
Podróż w nocy idzie nam całkiem sprawnie i rano meldujemy się nad Jeziorem Genewskim.
Jako, że sobotę właściwie mieliśmy na dojazd to nigdzie nam się nie śpieszy i ostatnie kilometry pokonujemy powoli podziwiając widoki i zatrzymując się w każdym ciekawszym miejscu Najdłuższy postój robimy na przełęczy Col de la Forclaz gdzie urządzamy sobie krótki spacerek.
Koło południa docieramy w końcu na camping Bellevue w Les Houches gdzie spędzamy resztę dnia szukając cienia i zimnych trunków W niedzielę rano postanawiamy ruszyć do góry aby łapać już dobrą aklimatyzację. Chłopaki postanawiają cisnąć z buta z campingu ja leniwie wybieram jednak kolejkę Towarzyszy mi para z Polski poznana na campingu.
Przy górnej stacji kolejki dzwonię do chłopaków gdzie są i czekam na nich jakąś godzinkę podziwiając widoki. Później wszyscy już razem ruszamy do baraku des Rognes gdzie postanowiliśmy spędzić pierwszą noc. Miałem okazję spać już tam trzy lata temu - tym razem miejsce było jeszcze bardziej uporządkowane, pojawiła się też nowa toaleta Meldujemy się w środku jako pierwsi, ale powoli z upływem czasu schodzą się inni - głównie Polacy My najwięcej czasu spędzamy na skałkach w pobliżu robiąc zdjęcia i podziwiając kozice. Tak mija nam niedziela
W poniedziałek rano ruszamy wyżej, z zamiarem rozbicia się pod schroniskiem Tete Rousse. Jest to jedyne miejsce na drodze normalnej gdzie można legalnie rozbić namiot. Droga zajmuje nam niewiele ponad godzinę więc teoretycznie mamy cały dzień wolny. Pojawiają się pomysły żeby wyjść wyżej i zejść z powrotem na nocleg. Odpuszczamy je jednak widząc, że z kuluaru ciągle coś spada w tym głaz większości lodówki. Ustalamy, że kuluar przejdziemy tylko dwa razy - raz do góry i wracając.
Dlatego reszta dnia upływa nam w okolicach schroniska. W końcu dajemy się skusić na najdroższe w życiu piwo za 7,5 euro
Za schroniskiem szczególnie uwagę przykuwał lodowiec i ogromne seraki, jako że było ciepło co chwile leciały kamienie lub obsypywał się jakiś śnieg.
W końcu dzień zbliża się ku końcowi, postanawiamy ruszyć do góry tuż po wschodzie tak aby było już coś widać ale jednocześnie żeby trzymał jeszcze lekki mróz.
No i w końcu mamy wtorek, więc ruszamy do góry. Wysokość między Tete a Gouterem zyskuje się bardzo szybko więc zaraz jesteśmy przy przecięciu kuluaru. Pora jest dobra nic się nie sypie, ale poprzednie osuwiska sprawiły że ścieżki w poprzek praktycznie nie ma. Idę pierwszy za mną Tomek na końcu Piotrek - przechodzimy bez problemów.
Dalsza część drogi do schroniska Gouter to przynajmniej dla mnie już czysta przyjemność (tym bardziej że w końcu idę na lekko). I tak po 2h15min od wyjścia z namiotów jesteśmy przy Gouterze.
Odsłaniają się widoki na drugą stronę. Po odpoczynku wieczorkiem ruszamy jeszcze na spacer aklimatyzacyjne powyżej schroniska. O dziwo idzie mi się dość ciężko i zastanawiam się już jak bardzo będę umierał jutro Co do samego schroniska to chyba nasz najdroższy nocleg w życiu - 55 euro. Trzeba jednak przyznać, że jego położenie jest idealne do ataku na szczyt.
Budziki nakręcamy na 2:00 w nocy tak żeby najpóźniej o 3:00 wyjść.
Rano budzimy się zgodnie z planem ale okazuje się że 90% schroniska i tak jest szybsza i wychodzi przed nami. Głównie zdyscyplinowani Azjaci z przewodnikami. My koniec końców ruszamy praktycznie o równej trzeciej jako jedni z ostatnich. Wbrew obawom z dnia wczorajszego idzie mi się całkiem dobrze, a co ważniejsze ze wzrostem wysokości idzie mi się wręcz lepiej (albo inni po prostu idą wolniej). Tak mijając kolejne grupki całkiem szybko zbliżam się do szczytu, w pewnym momencie liczę nawet na wschód słońca ze szczytu. Niestety brakło mi z 15-20min. Siadam na ostatnim garbiku grani tuż pod szczytem i robię zdjęcia.
Po krótkiej przerwie ruszam na szczyt gdzie melduję się po 3h17min od wyjścia Widoki są piękne, wieje tylko strasznie zimny wiatr.
Na szczycie robimy pamiątkowe foty itp.
No ale w końcu czas schodzić, mając na uwadze, że jeszcze trzeba pokonać kuluar i lepiej nie robić tego popołudniu. Dlatego dość szybko schodzimy do Goutera tam odpoczywamy jakąś godzinę. Czuje się dość "wypompowany" więc kupuję najdroższą w życiu puszkę Red Bulla która całkiem skutecznie stawia mnie na nogi Schodzę szybciej niż chłopaki i zatrzymuje się dopiero przy kuluarze aby na nich zaczekać. W między czasie obserwuję jak przechodzą inni, niestety sypią się już małe kamieni i trzeba uważać. Chłopaki dochodzą - ruszam jako pierwszy, tym razem prawie biegiem i przechodzę bezpiecznie. Mam dobrą widoczność więc wołam chłopakom że nic nie leci i też przechodzą bezpiecznie. Przy namiotach czeka na nas nagroda 0,7l Jacka Danielsa i 2l Pepsi. Tu chyba już nie muszę dodawać na czym minęła nam reszta dnia
Niestety następnego dnia rano budzi mnie dźwięk helikoptera w pobliżu. Jak się okazuje w kuluarze spadł człowiek uderzony przez kamień. Na własne oczy widziałem ciało podwieszone na sznurku pod śmigłowcem...
Trochę psuje nam to nastrój rano więc tym prędzej zwijamy namioty i ruszamy w dół. Koło 11.00 jestem już w Les Houches. Na Campingu raczymy się winem, mamy całkiem spore Polskie towarzystwo, było miło
W drodze powrotnej do Polski zatrzymujemy się w Bernie gdzie po królewsku ugościła nas kuzynka Piotra. No i to chyba na tyle...
Więcej zdjęć: https://picasaweb.google.com/1091508489 ... 1118072015
--->>>flickr<<<---
- janek.n.p.m
- Członek Klubu
- Posty: 2035
- Rejestracja: 07 października 2007, 12:43
Graty za szczyt
ładne foty
ładne foty
"Żaden zjazd przygotowaną trasą narciarską nie dostarcza tak głębokiego przeżycia jak, najkrótsza nawet, narciarska wycieczka. Wystarczy, że zjedziecie na nartach z przygotowanej trasy, a potem w dziewiczym śniegu nakreślicie swój ślad. Jaką radość, jaki entuzjazm wywoła spojrzenie za siebie, na ten ślad na śniegu, na to małe dzieło sztuki!? To może pojąć jedynie sam jego autor". T. Hiebeler
A ja myślałem, że płacąc ostatnio 5 euro to drogo za piwoadrians_osw pisze:Dlatego reszta dnia upływa nam w okolicach schroniska. W końcu dajemy się skusić na najdroższe w życiu piwo za 7,5 euro
No i graty za dobycie szczytu za drugim podejściem. Widać, że doświadczenie zdobyte w wyższych górach procentuje
-
- Członek Klubu
- Posty: 1192
- Rejestracja: 15 sierpnia 2010, 13:22
Jakby były po 5 to skusiłbym się i na drugie
ZdecydowanieWidać, że doświadczenie zdobyte w wyższych górach procentuje
--->>>flickr<<<---
-
- Członek Klubu
- Posty: 1192
- Rejestracja: 15 sierpnia 2010, 13:22
-
- Członek Klubu
- Posty: 1192
- Rejestracja: 15 sierpnia 2010, 13:22
-
- Członek Klubu
- Posty: 1192
- Rejestracja: 15 sierpnia 2010, 13:22
Gratulacje dla całej ekipy
Adrian, nie udało się 3 lata temu, teraz bez żadnych kłopotów. Ale i sposób inny - etapami na spokojnie.
Adrian, nie udało się 3 lata temu, teraz bez żadnych kłopotów. Ale i sposób inny - etapami na spokojnie.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
http://picasaweb.google.com/adamkostur
Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś.
Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj.
http://picasaweb.google.com/adamkostur
Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś.
Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj.