19.10-17.11.2013 Nepal - cena marzeń część 3

Relacje z górskich wypraw i innych wyjazdów oraz imprez forumowiczów. Ten dział jest przeznaczony dla osób, które chcą opisać swoje relacje i/lub pokazać zdjęcia ze spotkań nie będących Klubowym Zjazdem lub Górską Wycieczką Klubową.

Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy

goska
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 909
Rejestracja: 13 listopada 2011, 21:51

19.10-17.11.2013 Nepal - cena marzeń część 3

Post autor: goska » 20 listopada 2013, 14:51

Budzę się rano w świetnym nastroju, nie śpieszymy się ,dziś mamy dojść tylko do Pheriche. Jem y śniadanko na polu ,w słoneczku. Wyruszamy ok. 10. A o 13 .00 jesteśmy już na miejscu, właściciel wita nas , daje nam rzeczy ,które u niego zostawiliśmy. Resztę dnia byczymy się ,robimy przepierki przynajmniej skarpetek, wietrzymy buty , ja nawet śpiwór.
Wieczorem mam wrażenie ,że się przeziębiłam, kaszle ,chwilami mam dreszcze. Nie ma na co czekać z mojej apteczki jak na wojnę wyjmuję antybiotyk . Ponieważ nieszczęścia u nas chodzą stadnie, to na dodatek wysiada mi aparat. Niby robi fotki ,ale na podglądzie pisze błąd pliku. Zmieniam na drugą kartę zapasową i to samo. Mimo różnych zabiegów nic się nie zmienia.
Rano musimy się rozstać na kilka dni; ja będę powoli schodziła na dół, a chłopaki idą walczyć o szczyt. Umawiamy się ,że będę na nich czekać w N. Bazar w naszym hoteliku. Obliczamy ,że za ok. 5 dni ,we wtorek powinni być. Janusz zostawia mi nepalską kartę do telefonu żebyśmy mieli kontakt.
Ja martwię się o nich , bo prognozy pogody na rejon w który idą nie są optymistyczne, a oni o mnie bo dziś wyraźnie słychać ,że jestem chora. Aparat dalej się gniewa
Ruszam powoli, męczy mnie kaszel ,często robię postoje. Nie śpieszę się ,gdzie dojdę to dojdę. Udaje mi się na dojść jednak aż do Tengboche i mieszkam w tym samym hoteliku z widokiem na Everest.
Wreszcie biorę prysznic , ale na mycie głowy zbyt zimno ,a ja chora. Wieczorem strasznie mi się nudzi ,szybko więc pakuję się do śpiwora. W nocy nawet dość śpię ,ale męczy mnie kaszel.
Rano zbieram się i postanawiam ,że dojdę na Namche dziś żeby nie wiem co bo chcę wreszcie odpocząć i spokojnie się kurować. Mimo osłabienia i 15kg na plecach udaje się, ale ulga.
Znowu prysznic , { rozpusta drugi dzień z rzędu} nawet głowę umyłam. Jest sobota ,do wtorku ,aż chłopaki nie wrócą błogie lenistwo, opalam się ,robie pranie wszystkich rzeczy w tym strumyku co miejscowe kobiety, przyglądam się życiu ludzi, zdjęcia robię telefonem ,bo aparat dalej nie działa.
Z soboty na niedzielę śpię niespokojnie, budzę się o 5.00 –chłopaki dziś mają atakować. Nie wiem czemu przypomina mi się ten straszny sms ,, żebyś zginą na Islanie” Staram się odgonić te głupie myśli. Na szczęście rano znowu słoneczko nastraja mnie optymistycznie.
W niedzielę wieczorem zaczyna się festiwal Tihar ,który będzie trwał 5 dni .Najważniejszy jest 3 dzień ,który poświęcony jest bogini Lakshmi- małżonce Wisznu i zapala się wszędzie lampki oliwne. Pierwsze dni to głównie tańce i śpiewy mieszkańców odświętnie ubranych. Pod nasz hotelik też podchodzą grupy ,tańczą ,śpiewają , puszczają muzykę z głośników. Gospodarz daje im drobne i symboliczny poczęstunek. Zafascynowana przyglądam się temu, i nawet czasem podryguję z nimi w rytm muzyki.
Czuję się coraz lepiej ,lek i odpoczynek działają. Sielanka trwa do poniedziałkowego wieczoru.
W poniedziałek ok. 18 kiedy siedzę w jadalni wpada Janusz. O rany jak super ,już są- lecę się przywitać, ale za Januszem nie wchodzi Zbyszek, a Janusz wygląda na okropnie zmęczonego, pierwszy raz widzę go takiego.
Gdzie Zbyszek – dopytuję i w odpowiedzi słyszę od Janusza ,że on nie wie. Pędził do mnie 12h z 30 kg plecakiem ,bo myślał ,że ja coś wiem. Usiłował się skontaktować telefonicznie i z nim i ze mną, ale bezskutecznie. To jakiś koszmar, ja chyba śnię.
Słucham opowieści Janusza; atakowali szczyt ok. 1.00 bo tak wybierała się grupa Szwajcarów z przewodnikiem , no i miało nie wiać o tej godzinie. Ta grupa wlokła się potwornie, na 5850m Januszowi pękł rak. Podejmuje decyzję ,że wraca. Zbyszek idzie dalej sam. Umawiają się ,że Janusz zabiera z bazy graty i pędzi na dół do mnie. Janusz z bazy wychodzi ok. 15 ,zostawia na miejscu biwaku kartkę ,że schodzi ,przytrzaskuje ją zepsutym rakiem. Co prawda jest późno ,ale Zbyszek lubi długo pobyć na szczycie . Po drodze ,kiedy nie może się dodzwonić do Zbyszka zaczyna się martwić i denerwować, przypomina mu się też sms.
Słucham tego roztrzęsiona i ryczę. Chociaż bardzo nie chcemy okropne myśli pchają się same.
Postanawiamy poczekać do rana i działać. W nocy prawie nie śpię ,a jak zasypiam dręczą mnie koszmary i wyrzuty ,że nic nie robimy, a Zbyszek gdzieś tam sam ,bez namiotu , śpiwora ,wody.
Rano schodzimy na dół i postanawiamy ,że najpierw trzeba zadzwonić do Pheiche, bo tam chłopaki mieli jakieś rzeczy jeszcze ,facet będzie nas pamiętał. Jeśli go widział to wszystko ok. ,znaczy ,że zszedł z góry, jeśli nie, uruchamiamy pomoc.
Znowu łamaną angielszczyzną tłumaczę naszemu hotelikarzowi o co chodzi ,bo musimy dzwonić ze stacjonarnego ponieważ nepalska karta telefoniczna jakoś odmawia współpracy. Daje wizytówkę . Facet dzwoni ,ale coś długo rozmawia ,jak na to ,że miał zadać krótkie pytanie, na które jest prosta odpowiedz; tak, lub nie. Kończy wreszcie i rozmowę i mówi ,że trzeba poczekać ,odzwonią….nogi się pod nami uginają. Kiedy dzwoni telefon i dostaję słuchawkę ledwo ze zdenerwowania wykrztuszam z siebie słowa, a w po drugiej stronie słyszę głos Zbyszka..Gosia?. O rany ,żyje, jest cały ,co za ulga. Zbyszek dzwonił do nas też dzień wcześniej ,pytał o mnie ,ale ten głupi facet stwierdził ,że nie kojarzy takiej kobiety, a ja tu przecież co dzień siedzę od soboty, no może jestem nie duża , ale bez przesady. Zbyszek też się denerwował; o mnie co się stało ,że jeszcze nie doszłam do Namche, o Janusza bo nie miał z nim kontaktu i był trochę zdziwiony ,że nie ma namiotu.
Jeszcze tego samego dnia ok. 20.00 Zbyszek dołącza do nas, jak dobrze ,ekipa znowu w komplecie. Jak to było dokładnie myślę ,że chłopaki napiszą żebym nic nie przekręciła. W każdym razie Zbyszek zdobył szczyt Island Peak { Imja Tse} 6189m.n.p.m. czego serdecznie mu gratuluję.
Kolejny dzień jeszcze zostajemy w Namche, łazimy po sklepikach, odpoczywamy i obmyślamy co dalej robić ,bo pomysłów trochę mamy, każdy inny, jest dopiero 6.11 a do Polski wracamy 16.11.
Kupuję nową kartę do telefonu i okazuje się ,że dział –super, wszystko wraca do normy.
Kolejnego dnia schodzimy wszyscy niżej do Phakding, chcemy wrócić do Kathmandu i tam jeszcze coś pozwiedzać. Zatrzymujemy się w hoteliku gdzie biorę ekstremalny prysznic w blaszaku, chłopaki się nie decydują.
Rano wyruszamy do Lukli, lokujemy się blisko lotniska i przez pośrednika kupujemy bilety na samolot na następny dzień. Mamy być o 6.00 na lotnisku.
9.11. Stawiamy się na lotnisku o 6.00 ,ale lecimy dopiero o ok. 8. Zupełnie nie wiem czemu musieliśmy zrywać się tak wcześnie i wysiadywać jajo na lotnisku. No cóż dziwny to kraj , już nie staram się ich zrozumieć. Szczęśliwie opuszczamy Lukle.
Fotki z trekingu wszystkie już były w cz.2
Największa rzecz swego strachu mur obalić...
Awatar użytkownika
Katarynka
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 907
Rejestracja: 17 sierpnia 2010, 13:44

Post autor: Katarynka » 20 listopada 2013, 15:04

Gosia, nie napiszę, ile razy serce mi się zatrzymało czytając ten odcinek :oops: czekam na c.d.

dobrze, że wszystko dobrze się skończyło :)
Awatar użytkownika
Tilia
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1073
Rejestracja: 21 listopada 2008, 20:16

Post autor: Tilia » 20 listopada 2013, 15:46

Niesamowite :!: :!: :!: Wielkie gratulacje dla całej Waszej trojki a dla Ciebie Gosiu największe jako,że kobieta i tyle wytrzymała :!:
....a pisanie :?: :?: :?: dosłownie w szoku jestem :shock: umiesz budować napięcie :) powinnaś to wydać :!: faktycznie,czyta się z zapartym tchem i oczy oderwać nie można.Podobnie,jak Jola,przeżywałam te trudne chwile razem z Tobą.....zupełnie jakby samemu brało się w tym udział....../chyba jakiś masaż będzie potrzebny bo wszystkie mięśnie barkowe mam spięte :lol:
"Niech wiatr zawsze Ci wieje w plecy, a słońce świeci w twarz, niech wiatry przeznaczenia zaniosą Cię do nieba byś zatańczyła z gwiazdami!!
Iw-ona
Turysta
Turysta
Posty: 477
Rejestracja: 09 sierpnia 2010, 9:39

Post autor: Iw-ona » 20 listopada 2013, 15:48

Gosia brak mi słów na Twoją odwagę i samozaparcie :
BRAWO !!!
ps.od dawna nie czytałam relecji z taaak zapartym tchem :) :spoko:
...
Awatar użytkownika
Barbórka
Turysta
Turysta
Posty: 949
Rejestracja: 02 stycznia 2011, 21:12

Post autor: Barbórka » 20 listopada 2013, 16:13

o rany, jak z filmu....
Awatar użytkownika
Lidka
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 364
Rejestracja: 07 stycznia 2011, 18:05

Post autor: Lidka » 20 listopada 2013, 16:22

Ale stresów przeżyłaś! :shock: mam nadzieję, że później to już spokojniej było, czekam na kolejny odcinek tej pasjonującej. relacji :)
a góry nade mną jak niebo...
Awatar użytkownika
Zrzęda
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1391
Rejestracja: 04 maja 2009, 19:27

Post autor: Zrzęda » 20 listopada 2013, 16:51

Czyta się świetnie, ale nietrudno wyobrazić sobie, co musieliście przeżywać, czekając na siebie wzajemnie. Niemoc i niepewność o los towarzyszy jest znacznie gorsza niż własne problemy.
Nie tylko spełniłaś marzenie swojego życia, ale też przeżyłaś przygody życia :)
"Boję się świata bez wartości, bez wrażliwości, bez myślenia. Świata, w którym wszystko jest możliwe. Ponieważ wówczas najbardziej możliwe jest zło..."
(R. Kapuściński)
Awatar użytkownika
Atina
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 100
Rejestracja: 24 sierpnia 2011, 20:24

Post autor: Atina » 20 listopada 2013, 16:52

Nudzić to się nie nudziliście :shock: teraz to wszystko będzie dla Ciebie Pikuś ;) Już zazdroszczę wspomnień :) i czekam na więcej ...
goska
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 909
Rejestracja: 13 listopada 2011, 21:51

Post autor: goska » 20 listopada 2013, 17:32

Lidka pisze:Ale stresów przeżyłaś! mam nadzieję, że później to już spokojniej było, czekam na kolejny odcinek tej pasjonującej. relacji
Tak później już ciut spokojniej ,chociaż Nepalczycy bardzo się starają ,żeby turysta miał poziom adrenaliny na odpowiednim poziomie :zly:

Zrzęda pisze:niepewność o los towarzyszy jest znacznie gorsza niż własne problemy.
oj tak ,pierwszy raz przeżyłam coś takiego w górach i nie chcę więcej.
Największa rzecz swego strachu mur obalić...
Awatar użytkownika
Han-Ka
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1313
Rejestracja: 05 lutego 2011, 21:02

Post autor: Han-Ka » 20 listopada 2013, 17:57

Dużo się działo, jak na jedną wyprawę. Będziesz miała co wnukom opowiadać :> .
Relacja znakomita :spoko: .
"...A przed nami nowe życia połoniny, blaski oraz cienie, szczyty i doliny.
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Awatar użytkownika
heathcliff
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2738
Rejestracja: 27 maja 2009, 20:24
Kontakt:

Post autor: heathcliff » 20 listopada 2013, 18:52

Nie sposób przejść obojętnie przy Twojej ralacji goska
Wyprawa trudna z obawami, a nawet grozą, cieszę się że wytrwałaś i spełniłaś marzenia.
Niestety zdjęcia zobaczę jak zjadę do domu, teraz na telefonicznym internecie nie dam rady.
Przytulam żonę i jestem szczęśliwie wolny... Ile wyjść tyle powrotów życzy heathcliff

https://plus.google.com/117458080979094658480
goska
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 909
Rejestracja: 13 listopada 2011, 21:51

Post autor: goska » 20 listopada 2013, 19:55

Bardzo sie ciesze ,że relacja się podoba, trochę bałam się ,że Was zanudzę taką subiektywną relacją, ale albo mogłam opisać szczerze co przeżyłam i jak to odebrałam ,albo nie pisać nic ,bo suchych ,samych faktów nie mogłabym podać.
Największa rzecz swego strachu mur obalić...
Awatar użytkownika
PiotrekP
Administrator
Administrator
Posty: 8705
Rejestracja: 22 kwietnia 2009, 11:33
Kontakt:

Post autor: PiotrekP » 20 listopada 2013, 20:04

To przecież jakiś thriller, a nie relacja z wyprawy. Wielkie :brawo: dla wszystkich.
Góry są piękne i niech takie pozostaną.

Nasze Wędrowanie
Awatar użytkownika
Grochu
Moderator
Moderator
Posty: 5030
Rejestracja: 14 października 2009, 12:11

Post autor: Grochu » 20 listopada 2013, 22:05

goska pisze:ale albo mogłam opisać szczerze co przeżyłam i jak to odebrałam ,albo nie pisać nic
Dokładnie tak.
Nieważne: gdzie. Ważne: z kim :)
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
viking
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 592
Rejestracja: 26 grudnia 2009, 15:22

Post autor: viking » 20 listopada 2013, 22:50

Jak to było z tym atakiem szczytowym, to długa historia, gdy się spotkamy to sam opowiem :twisted: , aczkolwiek stresa miałem jak cholera, mając w pamięci SMS (portera) bojąc się to o Zbyszka jak i o Gosię.

Najgorsze, że masz wysoką formę i musisz odpuścić :( swoje cele.
Ale góra (y) tam stoi i będzie stać , jest powód aby .....wrócić.
Mam wrodzoną dociekliwość do wiedzy której nie posiadam - więc zadaję pytania ?
ODPOWIEDZ