17.08.2013 r. - Międzybrodzie Żywieckie - Góra Żar - czyli rower, upał i zaciśnięty hamulec ...
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
17.08.2013 r. - Międzybrodzie Żywieckie - Góra Żar - czyli r
Międzybrodzie Żywieckie - Góra Żar
W składzie: Danuśka, Hania
Trasa: Piasek – Pszczyna – Goczałkowice Zdrój – Czechowice Dziedzice – Bestwina – Wilamowice – Kęty Podlesie – Porąbka – Międzybrodzie Bialskie – Międzybrodzie Żywieckie i z powrotem tą samą drogą
Po górach chodzić lubię i długość wędrówki rzadko mnie przeraża, czego niestety nie mogę powiedzieć o jeździe na rowerze
Od początku pomysłu miałam pewne obawy, że nie dam rady, że za daleko, ale jak się „w praniu okazało” zupełnie niepotrzebnie.
Z Piasku wyjeżdżamy o godzinie 7:20 rano.
Google Maps pokazuje, że pojedziemy ok. 3h, ale bierzemy na to poprawkę i dajemy sobie na przejazd w jedną stronę ok. 5h.
Droga całkiem w porządku, nie jedziemy żadnymi „ruchliwymi ulicami”, tempo mamy całkiem całkiem. W zasadzie do samego celu jechałyśmy zgodnie ze wskazówkami jednego miłego pana, którego spotkałyśmy po drodze. Nie zbłądziłyśmy z czego byłyśmy dumne
Na miejsce a w zasadzie, dopiero u podnóża góry Żar byłyśmy w samo południe, czyli tak jak przewidywałyśmy. Odpoczęłyśmy sobie oglądając samoloty holujące szybowce do lotu (nie wiem czy się dobrze określiłam
Byłam już na tyle zmęczona, że nie chciało mi się jeszcze iść na Górę Żar, a myśl ciężkiego plecaka i roweru do wciągnięcia na górę dodatkowo mnie demotywowała.
Za namową Danuśki no i przez moje niedające mi spokoju ambicje (w końcu po to tu przejechałam tyle kilometrów) ruszyłam się z miejsca w kierunku Góry Żar.
Pierwsze metry podejścia były niesamowicie ciężkie … dodatkowo upał utrudniał marsz. A i oczywiście nie szłyśmy drogą alfaltową tylko szlakiem zaraz koło kolejki.
Schodzący ludzie raz dziwili się nam, raz dopingowali i chwalili samozaparcie a raz po prostu się z nas śmiali
Jako, że dobre z nas dusze, pomogłyśmy dwóm dziewczynkom, które się zgubiły O_o (jak widać schodząc z Góry Żar też się można zgubić)Poczęstowałyśmy je czekolada, wodą i dałyśmy skorzystać z telefonu także dobry uczynek spełniony.
Po (co dziwne) dopiero godzinie byłyśmy na górze – czyli niby taka góreczka a łatwo nie było. Cieszymy się jak dzieci przebieramy się w letniejsze ubrania, znajdujemy miejscówe i odpoczywamy.
Ok. godziny 15:00 ruszamy z powrotem bo droga jeszcze daleka a my już nieco zmęczone. Postanawiamy zjechać asfaltem a nie jak niektórzy hardcorzy zaraz koło wyciągu
Robimy sobie kilka fotek nad zalewem.
Z racji tego, że często na rowerze nie jeżdżę, po 5 godzinach jazdy miałam problem, żeby znowu usiąść na siodełko więc jak widać na załączonym obrazku musiałam sobie jakoś pomóc. „Szału ni ma” – ale byle dojechać.
Po przejechaniu kilkunastu kilometrów stwierdzam, że nie możliwe jest to, żeby rower jadąc z górki hamował … to raczej przeczy prawom fizyki a przede wszystkim jest dla mnie niepokojące. Kilkadziesiąt kilometrów jazdy przed nami a ja się czuje jakbym jechała na najcięższej przerzutce pod górę. Zatrzymuję się, „badam” rower i stwierdzam, że tylni hamulec mam zaciśnięty. Wiedziałam, że rower nie jest pierwszej jakości ale żeby nie było, że „złej baletnicy przeszkadza nawet rąbek (u) spódnicy” i że szukam wymówek, zdecydowałam, że na nim pojadę.
Strasznie się denerwowałam, że nie dość że jestem zmęczona, że przed nami długa droga to jeszcze przez hamulec muszę wkładać w jazdę dwa razy tyle energii.
Nie było wyjścia, znalazłyśmy przypadkowego mieszkańca, który uprzejmie odblokował mi hamulec, co skutkowało tym, że tylniego nie miałam w ogóle i jechałam tylko z przednim. Ale plus był taki, że rower sam nie hamował. Zrobiłyśmy sobie 10 minutowy postój. Następnie resztę trasy pokonałyśmy w bardzo szybkim tempie, co pewnie było efektem nie blokującego koła hamulca i energii która powstała z nadmiaru mojej złości.
O godzinie 20:30 meldujemy się w domu w Piasku, zadowolone z siebie, że dałyśmy radę
Link do zdjęć: https://picasaweb.google.com/1171600400 ... r17082013R#
W składzie: Danuśka, Hania
Trasa: Piasek – Pszczyna – Goczałkowice Zdrój – Czechowice Dziedzice – Bestwina – Wilamowice – Kęty Podlesie – Porąbka – Międzybrodzie Bialskie – Międzybrodzie Żywieckie i z powrotem tą samą drogą
Po górach chodzić lubię i długość wędrówki rzadko mnie przeraża, czego niestety nie mogę powiedzieć o jeździe na rowerze
Od początku pomysłu miałam pewne obawy, że nie dam rady, że za daleko, ale jak się „w praniu okazało” zupełnie niepotrzebnie.
Z Piasku wyjeżdżamy o godzinie 7:20 rano.
Google Maps pokazuje, że pojedziemy ok. 3h, ale bierzemy na to poprawkę i dajemy sobie na przejazd w jedną stronę ok. 5h.
Droga całkiem w porządku, nie jedziemy żadnymi „ruchliwymi ulicami”, tempo mamy całkiem całkiem. W zasadzie do samego celu jechałyśmy zgodnie ze wskazówkami jednego miłego pana, którego spotkałyśmy po drodze. Nie zbłądziłyśmy z czego byłyśmy dumne
Na miejsce a w zasadzie, dopiero u podnóża góry Żar byłyśmy w samo południe, czyli tak jak przewidywałyśmy. Odpoczęłyśmy sobie oglądając samoloty holujące szybowce do lotu (nie wiem czy się dobrze określiłam
Byłam już na tyle zmęczona, że nie chciało mi się jeszcze iść na Górę Żar, a myśl ciężkiego plecaka i roweru do wciągnięcia na górę dodatkowo mnie demotywowała.
Za namową Danuśki no i przez moje niedające mi spokoju ambicje (w końcu po to tu przejechałam tyle kilometrów) ruszyłam się z miejsca w kierunku Góry Żar.
Pierwsze metry podejścia były niesamowicie ciężkie … dodatkowo upał utrudniał marsz. A i oczywiście nie szłyśmy drogą alfaltową tylko szlakiem zaraz koło kolejki.
Schodzący ludzie raz dziwili się nam, raz dopingowali i chwalili samozaparcie a raz po prostu się z nas śmiali
Jako, że dobre z nas dusze, pomogłyśmy dwóm dziewczynkom, które się zgubiły O_o (jak widać schodząc z Góry Żar też się można zgubić)Poczęstowałyśmy je czekolada, wodą i dałyśmy skorzystać z telefonu także dobry uczynek spełniony.
Po (co dziwne) dopiero godzinie byłyśmy na górze – czyli niby taka góreczka a łatwo nie było. Cieszymy się jak dzieci przebieramy się w letniejsze ubrania, znajdujemy miejscówe i odpoczywamy.
Ok. godziny 15:00 ruszamy z powrotem bo droga jeszcze daleka a my już nieco zmęczone. Postanawiamy zjechać asfaltem a nie jak niektórzy hardcorzy zaraz koło wyciągu
Robimy sobie kilka fotek nad zalewem.
Z racji tego, że często na rowerze nie jeżdżę, po 5 godzinach jazdy miałam problem, żeby znowu usiąść na siodełko więc jak widać na załączonym obrazku musiałam sobie jakoś pomóc. „Szału ni ma” – ale byle dojechać.
Po przejechaniu kilkunastu kilometrów stwierdzam, że nie możliwe jest to, żeby rower jadąc z górki hamował … to raczej przeczy prawom fizyki a przede wszystkim jest dla mnie niepokojące. Kilkadziesiąt kilometrów jazdy przed nami a ja się czuje jakbym jechała na najcięższej przerzutce pod górę. Zatrzymuję się, „badam” rower i stwierdzam, że tylni hamulec mam zaciśnięty. Wiedziałam, że rower nie jest pierwszej jakości ale żeby nie było, że „złej baletnicy przeszkadza nawet rąbek (u) spódnicy” i że szukam wymówek, zdecydowałam, że na nim pojadę.
Strasznie się denerwowałam, że nie dość że jestem zmęczona, że przed nami długa droga to jeszcze przez hamulec muszę wkładać w jazdę dwa razy tyle energii.
Nie było wyjścia, znalazłyśmy przypadkowego mieszkańca, który uprzejmie odblokował mi hamulec, co skutkowało tym, że tylniego nie miałam w ogóle i jechałam tylko z przednim. Ale plus był taki, że rower sam nie hamował. Zrobiłyśmy sobie 10 minutowy postój. Następnie resztę trasy pokonałyśmy w bardzo szybkim tempie, co pewnie było efektem nie blokującego koła hamulca i energii która powstała z nadmiaru mojej złości.
O godzinie 20:30 meldujemy się w domu w Piasku, zadowolone z siebie, że dałyśmy radę
Link do zdjęć: https://picasaweb.google.com/1171600400 ... r17082013R#
Nawet najdłuższa droga zaczyna się od jednego kroku ...
Gratuluję Dziewczyny!!! :> Ile kilometrów padło?
Fajna wyprawa
PS. za te daty na zdjęciach to trzeba Ci jakąś karę wymyślić
Oprzeć się leniuchowaniu - godne szacunku ... nie wiem czy bym tak umiał. Byłbym ochotnikiem do pilnowania plecakówHania pisze:Za namową Danuśki no i przez moje niedające mi spokoju ambicje (w końcu po to tu przejechałam tyle kilometrów) ruszyłam się z miejsca w kierunku Góry Żar.
Jak widać nauka rosyjska zna takie przypadki Dobrze, że udało się awarię usunąćHania pisze:Po przejechaniu kilkunastu kilometrów stwierdzam, że nie możliwe jest to, żeby rower jadąc z górki hamował
Fajna wyprawa
PS. za te daty na zdjęciach to trzeba Ci jakąś karę wymyślić
No to Danusia do ukaraniaHania pisze:to Danusi aparat
Z górki bym może i dał rady, ale po równym lub pod górę - nie ma mowy Znajomi na rowerach jak mnie mijają gdy biegam, zawsze mnie namawiają, żebym się do nich przyłączył - bezskutecznieHania pisze:jakieś 120 km
Tym większy szacunek dla Waszej wyprawy ... no dobra za te kilometry to i ten datownik odpuszczam
Oo, niemal rzut beretem przejeżdżałaś obok mojego domu:) Niezły kilometraż, jak na nieczęste jeżdżenie
"Navigare necesse est, vivere non est necesse"
www.kuzniapodrozy.pl
www.kuzniapodrozy.pl
Gdzieś kiedyś czytałem wieki temu o teorii, że na Górze Żar jest ujemna grawitacja, znaczy: samo się jedzie pod górę, a z górki to trza się wysilić. Teorię wyśmiano, ale może coś w tym jestHania pisze:Po przejechaniu kilkunastu kilometrów stwierdzam, że nie możliwe jest to, żeby rower jadąc z górki hamował … to raczej przeczy prawom fizyki a przede wszystkim jest dla mnie niepokojące.
Nieważne: gdzie. Ważne: z kim
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
Brawo dziewczyny całkiem niezła wyrypka jak dla kogoś kto nie jeździ dużo.
A że rowerem pod górkę wcale nie jest tak łatwo przekonałam się w tym miesiącu jak wybrałam się (rowerowo) na Jałowiec
Natomiast Żar- niby taka mała niepozorna górka, a widoczek całkiem całkiem
A że rowerem pod górkę wcale nie jest tak łatwo przekonałam się w tym miesiącu jak wybrałam się (rowerowo) na Jałowiec
Natomiast Żar- niby taka mała niepozorna górka, a widoczek całkiem całkiem
"Szalony kto sądzi, że ludzkiego szczęścia trzeba szukać w zaspokajaniu pragnień,
przekonany, że dla idących liczy się przede wszystkim dojść do kresu.
A kresu przecież nigdy nie ma."
Antoine de Saint-Exupéry
przekonany, że dla idących liczy się przede wszystkim dojść do kresu.
A kresu przecież nigdy nie ma."
Antoine de Saint-Exupéry
hawran pisze:Za te 120 km, to wielki szacunek!
Zbychu pisze:Tym większy szacunek dla Waszej wyprawy ...
HalinkaŚ pisze: dla Was dziewczyny
Robert J pisze:No dziewczyny brawo za przejechany dystans.
dziękuję!:)Inga pisze:Brawo dziewczyny
wypadałoby się nad tym zastanowićGrochu pisze:Teorię wyśmiano, ale może coś w tym jest
Danuśka regularnie sobie śmiga na rowerze ja niestety rzadziej a w zasadzie prawie wcale preferuję rolkiInga pisze:całkiem niezła wyrypka jak dla kogoś kto nie jeździ dużo
bardzo zadowolone!:DHalinkaŚ pisze:ale widzę po minach, że zadowolone z wyczynu. :>
Nawet najdłuższa droga zaczyna się od jednego kroku ...
Gratulacje za zrobioną trasę ... "twarde baby" jestescie :)
Hania jak patrze na twoją minę na ostatnich zdjęciach to aż mi Cię żal :)
Hania jak patrze na twoją minę na ostatnich zdjęciach to aż mi Cię żal :)
Dopóki nie skorzystałem z Internetu, nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów.
https://www.flickr.com/photos/148596918@N06/albums
https://www.flickr.com/photos/148596918@N06/albums
Pod tym pozostaje podpisać się obiema ręcami... Skoro aparat Danusi, to Ty dostaniesz za współudział I ten dobry uczynek nie stanowi okoliczności łagodzących.Zbychu pisze:za te daty na zdjęciach to trzeba Ci jakąś karę wymyślić
W kwestii trasy. Podziwiam... ja na rowerze nie lubię jeździć i to byłaby dla mnie dobra kara
Życie nie zaczyna się powyżej 5000 mnpm. Powyżej 7000 mnpm tym bardziej...