07.07.2013 r. - Tatry Bielskie - Szalony Przechód, szalone kozice.
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
07.07.2013 r. - Tatry Bielskie - Szalony Przechód, szalone k
Wszelkie prognozy w TV i w Internecie wskazywały, że to będzie piękny weekend w górach.
I że możliwe są opady w Tatrach. No przecież, akurat wtedy, gdy człek chciał zdradzić dla nich Beskidy
Gościnność zaiste na poziomie morza.
Ostatecznie, gdzieś około ósmej parkujemy w Tatrzańskie Jaworzynie. Chmury przyjechały razem z nami i zaparkowały jakieś 200 metrów wyżej.
Ruszamy szybko asfaltem wgłąb doliny. Od początku marudzę i złorzeczę na pogodę i że „gupie” Tatry chyba zaorali bo ich w ogóle nie widać. Na Polanie pod Muraniem (wierzę na słowo) śniadamy.
Następnie idziemy dalej na niebieski szlak. Szlak w kolorze nieba. Nieba, którego dziś nie zobaczymy.
Gęsty las świerkowy doprowadza nas wygodnym chodnikiem do Bramki. Na szczęście nie całujemy tu klamki – Bramka jest otwarta i możemy przez nią wejść do Doliny Zadnich Koperków, tfffu, Zadnich Koperszadów (cokolwiek to jest). Otoczenie Bramki, trzeba przyznać, całkiem sympatyczne.
Idziemy sobie spokojnie rozmawiając dnem doliny, a tu nagle stop! Niedźwiedź! A nawet niedźwiedzica z małym misiaczkiem stoją na ścieżce przy wiacie. Stój bo strzelam (zdjęcie) – krzyczę – a miśki kurde stoją rzeczywiście jak zaklęte i nawet pozują. O, to pewnie dlatego na mostku wisi tablica z napisem: „O chvilu uvidite medvede z dreva”. Jakoś nie załapałem...
Zaś sobie śniadamy i powoli ruszamy za granicę. Granicę lasu. Tutaj nad polaną zwykle sterczą podobno ładne szczyty, ale dziś ktoś je zapaćkał białą farbą i tyle z widoków. U nas w Beskidach to nie ma takiego wandalizmu...
Tymczasem ścieżka zwęziła się nieco i poczęła sobie trawersować grzbiecik. Trzeba jej oddać jedno – to naprawdę świetnie poprowadzony szlak, idealne, spokojne nachylenie, w sam raz na spacer. Nawet nie trzeba wysoko odrywać nóg od ziemi i wspinać się po kamyrdolach. No chociaż tyle z plusów dnia dzisiejszego.
Za kolejnym zakrętem ujawniła się Przełęcz pod Kopą (Kopskie Sedlo). W połowie zakryta chmurami. Druga połowa w stronę Białych Ples wydaje się być w słońcu. Ruszam tam na lekko i po dwóch minutach stoję na Wyżniej Przełęczy pod Kopą. Tutaj skończyliśmy nasz spacer w czerwcu podziwiając grań Tatr Bielskich oraz Jagnięcy, Kieżmarski i inne. Dziś z widoków nici, choć w po stronie południowej chmury rozrywają się, a nawet raz na czas pojawia się przelotne przejaśnienie.
Wracam do Gosi odpoczywającej w dole, łykamy trochę wody oraz ze dwa zabłąkane promienie słoneczne i ruszamy na Szalony Przechód. Od razu wchodzimy w gęstą, wilgotną chmurę. Wydaje się, że możną ją dotknąć, ułamać kawałek i zabrać do kieszeni. Nagle na grani widać zarys kozicy. Po chwili drugiej i trzeciej i czwartej.
Przy ścieżce tuż przed Szalonym Przechodem pasie się stadko kozic nic nie robiących sobie z obecności ludzi. Grupka Słowaków na przełęczy fotografuje z jednej, my z drugiej strony. Kózki sa tak zuchwałe, że dopiero podejście na odległość mniej niż 2 metrów zmusza je do odejścia od ścieżki. Po chwili znów wracają. Zaczynam więc foto-sesję która pewnie trwałaby wiecznie, gdyby nie stanowcze słowa zmarzniętej Żony.
Czas nagli w dół. Na Szerokiej Przełęczy troszkę się przejaśnia po stronie zachodniej. Wschodnia, w stronę Zdiaru to jedno wielkie mleko.
Zanurzamy się w nim po czubki głów. Schodzimy w dół. I to była porażka dnia. Nigdy więcej zejść ani wyjść tym szlakiem! Na mokrej i błotnistej ścieżce toczyliśmy prawdziwe boje o życie. Walka była zaciekła, a )^($($)**%^$# sypał się gęsto, nawet gęściej niż chmura... W końcu, z bólem kolan i ud lądujemy cali na dnie doliny. Przysięgam na czubek buta, że ma noga, ani prawa, ani lewa, więcej na tym szlaku nie postanie. Howgh!
Końcówka dnia to już zejście asfaltem do Zdiaru, znów nieudane łapanie stopa, przejazd autobusem do Tatrzańskiej Jaworiny i powrót przez Słowację do domu.
I że możliwe są opady w Tatrach. No przecież, akurat wtedy, gdy człek chciał zdradzić dla nich Beskidy
Gościnność zaiste na poziomie morza.
Ostatecznie, gdzieś około ósmej parkujemy w Tatrzańskie Jaworzynie. Chmury przyjechały razem z nami i zaparkowały jakieś 200 metrów wyżej.
Ruszamy szybko asfaltem wgłąb doliny. Od początku marudzę i złorzeczę na pogodę i że „gupie” Tatry chyba zaorali bo ich w ogóle nie widać. Na Polanie pod Muraniem (wierzę na słowo) śniadamy.
Następnie idziemy dalej na niebieski szlak. Szlak w kolorze nieba. Nieba, którego dziś nie zobaczymy.
Gęsty las świerkowy doprowadza nas wygodnym chodnikiem do Bramki. Na szczęście nie całujemy tu klamki – Bramka jest otwarta i możemy przez nią wejść do Doliny Zadnich Koperków, tfffu, Zadnich Koperszadów (cokolwiek to jest). Otoczenie Bramki, trzeba przyznać, całkiem sympatyczne.
Idziemy sobie spokojnie rozmawiając dnem doliny, a tu nagle stop! Niedźwiedź! A nawet niedźwiedzica z małym misiaczkiem stoją na ścieżce przy wiacie. Stój bo strzelam (zdjęcie) – krzyczę – a miśki kurde stoją rzeczywiście jak zaklęte i nawet pozują. O, to pewnie dlatego na mostku wisi tablica z napisem: „O chvilu uvidite medvede z dreva”. Jakoś nie załapałem...
Zaś sobie śniadamy i powoli ruszamy za granicę. Granicę lasu. Tutaj nad polaną zwykle sterczą podobno ładne szczyty, ale dziś ktoś je zapaćkał białą farbą i tyle z widoków. U nas w Beskidach to nie ma takiego wandalizmu...
Tymczasem ścieżka zwęziła się nieco i poczęła sobie trawersować grzbiecik. Trzeba jej oddać jedno – to naprawdę świetnie poprowadzony szlak, idealne, spokojne nachylenie, w sam raz na spacer. Nawet nie trzeba wysoko odrywać nóg od ziemi i wspinać się po kamyrdolach. No chociaż tyle z plusów dnia dzisiejszego.
Za kolejnym zakrętem ujawniła się Przełęcz pod Kopą (Kopskie Sedlo). W połowie zakryta chmurami. Druga połowa w stronę Białych Ples wydaje się być w słońcu. Ruszam tam na lekko i po dwóch minutach stoję na Wyżniej Przełęczy pod Kopą. Tutaj skończyliśmy nasz spacer w czerwcu podziwiając grań Tatr Bielskich oraz Jagnięcy, Kieżmarski i inne. Dziś z widoków nici, choć w po stronie południowej chmury rozrywają się, a nawet raz na czas pojawia się przelotne przejaśnienie.
Wracam do Gosi odpoczywającej w dole, łykamy trochę wody oraz ze dwa zabłąkane promienie słoneczne i ruszamy na Szalony Przechód. Od razu wchodzimy w gęstą, wilgotną chmurę. Wydaje się, że możną ją dotknąć, ułamać kawałek i zabrać do kieszeni. Nagle na grani widać zarys kozicy. Po chwili drugiej i trzeciej i czwartej.
Przy ścieżce tuż przed Szalonym Przechodem pasie się stadko kozic nic nie robiących sobie z obecności ludzi. Grupka Słowaków na przełęczy fotografuje z jednej, my z drugiej strony. Kózki sa tak zuchwałe, że dopiero podejście na odległość mniej niż 2 metrów zmusza je do odejścia od ścieżki. Po chwili znów wracają. Zaczynam więc foto-sesję która pewnie trwałaby wiecznie, gdyby nie stanowcze słowa zmarzniętej Żony.
Czas nagli w dół. Na Szerokiej Przełęczy troszkę się przejaśnia po stronie zachodniej. Wschodnia, w stronę Zdiaru to jedno wielkie mleko.
Zanurzamy się w nim po czubki głów. Schodzimy w dół. I to była porażka dnia. Nigdy więcej zejść ani wyjść tym szlakiem! Na mokrej i błotnistej ścieżce toczyliśmy prawdziwe boje o życie. Walka była zaciekła, a )^($($)**%^$# sypał się gęsto, nawet gęściej niż chmura... W końcu, z bólem kolan i ud lądujemy cali na dnie doliny. Przysięgam na czubek buta, że ma noga, ani prawa, ani lewa, więcej na tym szlaku nie postanie. Howgh!
Końcówka dnia to już zejście asfaltem do Zdiaru, znów nieudane łapanie stopa, przejazd autobusem do Tatrzańskiej Jaworiny i powrót przez Słowację do domu.
A nawet, jak widać, zdębiały na Wasz widokMaciej pisze:miśki kurde stoją rzeczywiście jak zaklęte i nawet pozują
Są na świecie jednak miejsca, gdzie zwierzę nie zaznało krzywdy od człowieka. Oby tak zostało na zawsze.Maciej pisze:tuż przed Szalonym Przechodem pasie się stadko kozic nic nie robiących sobie z obecności ludzi
E tam, jakoś Ci nie wierzę, pewnie już zaplanowałeś zmianę butów i przysięga będzie nieważnaMaciej pisze:Przysięgam na czubek buta, że ma noga, ani prawa, ani lewa, więcej na tym szlaku nie postanie. Howgh!
A, że było trochę chmurek? Nie można mieć wszystkiego albo zwierzyna, albo widoki Tylko nieliczni mogą mieć jedno i drugie
| Gór, co stoją nigdy nie dogonię... |
Maciej, chyba masz jakiś inny telewizor, nie z tego świataMaciej pisze:szelkie prognozy w TV i w Internecie wskazywały, że to będzie piękny weekend w górach.
Też lubię ten szlakNawet nie trzeba wysoko odrywać nóg od ziemi i wspinać się po kamyrdolach. No chociaż tyle z plusów dnia dzisiejszego.
Mimo wszystko mieliście trochę przejaśnień. Znam to miejsce tylko z takiej aury pogodowej, jednak lubię ten szlak i te ilości kwiatów.
Fajne te zdjęcia z kozicami.
Góry upajają. Człowiek uzależniony od nich jest nie do wyleczenia.
Przeszłam tą trasę w odwrotnym kierunku. I wiesz co Ci powiem - ten przeklinany odcinek do Zdziaru jest znacznie bardziej strawny pod górkę. Musicie go koniecznie powtórzyć - przy lepszej widoczności :> .
A co do misiów, to schodząc w dolinę najpierw spostrzega się niedźwiedzie, a dopiero potem jest tablica na mostku. Dobrze, że wcześniej widziałam jakieś fotki, bo pewnie zwiewałabym na drzewo .
A co do misiów, to schodząc w dolinę najpierw spostrzega się niedźwiedzie, a dopiero potem jest tablica na mostku. Dobrze, że wcześniej widziałam jakieś fotki, bo pewnie zwiewałabym na drzewo .
"...A przed nami nowe życia połoniny, blaski oraz cienie, szczyty i doliny.
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Taak, ze zmarzniętą żoną nie ma dyskusji Szkoda trochę, że widoków nie było, ale tak to ładnie opisałeś, że wnioskuję, iż wypad był udany Niestety też byłam wtedy w Tatrach i to zapaćkanie białą farbą sięgnęło też szczytów Wysokich - bardzo szeroko posunięty jest ten wandalizm!
"Navigare necesse est, vivere non est necesse"
www.kuzniapodrozy.pl
www.kuzniapodrozy.pl
Pogoda w sumie nie była zła. Ne łeb nie padało, zimno nie było, temperatura idealna do maszerowania. Chyba nawet lepsze to, niż żar lejący się z nieba.
No i klimacik był, trochę mroczny, ale czasem dobra taka odmiana.
Za to kozice - palce lizać
Tak Zbig, widziałem Waszą relację i zdjęcia, rzeczywiście całkiem ładnie było w okolicach Ples. A to w ogóle był dzień mijania się - w Tatrzańskiej Jaworzyne o 20 min minęliśmy się np. z (śp ) Dobromiłem.
No i klimacik był, trochę mroczny, ale czasem dobra taka odmiana.
Za to kozice - palce lizać
Tak Zbig, widziałem Waszą relację i zdjęcia, rzeczywiście całkiem ładnie było w okolicach Ples. A to w ogóle był dzień mijania się - w Tatrzańskiej Jaworzyne o 20 min minęliśmy się np. z (śp ) Dobromiłem.
- heathcliff
- Członek Klubu
- Posty: 2738
- Rejestracja: 27 maja 2009, 20:24
- Kontakt:
Maciej pogoda na widoczki nie siadła, ale na wspólne wędrowanie jak najbardziej, a Wasze zdjęcie na ławeczce beztroskie
Przytulam żonę i jestem szczęśliwie wolny... Ile wyjść tyle powrotów życzy heathcliff
https://plus.google.com/117458080979094658480
https://plus.google.com/117458080979094658480
Aby nie zakładać tematu-dubla:
Wybrałem się w tę trasę w sobotę. Pogoda zepsuła się tylko na jeden dzień. TEN dzień! Zaczęło sie tak:
W Tatrzańskiej Jaworzynie zwiedzam miejscowy cmentarzyk z grobem Hrabiego Hochenlohe - byłego władcy tych ziem.
Ruszam w tę czapę mgły, na szczęście nie pada.
Idę Doliną Koperszadów - nazwa podobno poniemiecka z czasów eksploatacji taamtejszych złóż miedzi.
Mijam wspomnianego niedźwiedzia i wkrótce pogoda nieco się poprawia odsłania się piękna przestrzeń:
Na krótko. Potem sytuacja wraca do "normy". Mgła, wichura, ziąb! Rozgrzewam się dopiero na tym cholernym zejściu do Zdziaru. W pełni potwierdzam opisane odczucia - nigdy więcej na tym szlaku, no chyba że pod górkę
Wybrałem się w tę trasę w sobotę. Pogoda zepsuła się tylko na jeden dzień. TEN dzień! Zaczęło sie tak:
W Tatrzańskiej Jaworzynie zwiedzam miejscowy cmentarzyk z grobem Hrabiego Hochenlohe - byłego władcy tych ziem.
Ruszam w tę czapę mgły, na szczęście nie pada.
Idę Doliną Koperszadów - nazwa podobno poniemiecka z czasów eksploatacji taamtejszych złóż miedzi.
Mijam wspomnianego niedźwiedzia i wkrótce pogoda nieco się poprawia odsłania się piękna przestrzeń:
Na krótko. Potem sytuacja wraca do "normy". Mgła, wichura, ziąb! Rozgrzewam się dopiero na tym cholernym zejściu do Zdziaru. W pełni potwierdzam opisane odczucia - nigdy więcej na tym szlaku, no chyba że pod górkę