19-27.05.2013 r. - Atlas Wysoki - Jebel Toubkal, czyli Marok
: 05 czerwca 2013, 0:08
Co tak ciemno? Piąta rano, a ciemno, że oko wykol.
By to szlag trafił! Komórka wciąż pracuje na czasie polskim! Czyli jest czwarta nad ranem. Przestawiamy ustrojstwo. Dosypiamy.
Ale niedługo. Poranną ciszę przerywa płynący z głośników na pobliskim meczecie Koutoubia gardłowy głos muezina. Tym razem jest prawidłowa piąta rano. Ubieramy się, dopinamy plecaki i wymarsz w śpiący jeszcze Marrakech na pierwszą lepszą grand taxi do Imlil. Pamiętając, że wedle pracownika hotelu za dwie osoby powinniśmy zapłacić 150 dirhamów podejmuję się pierwszej próby negocjacji ceny. Kierowca chce 400 dirhamów, na moje 200 strzela drzwiami i kontynuuje drzemkę. Nie to nie, idziemy dalej. Przy małym dworcu autobusowym od razu stajemy się łatwym łupem dla naganiaczy do busów. Sprawdzam cenę: 50 dh od łba, ale widząc stan busa pytam jeszcze o czas przejażdżki. Gość pokazuje na zegarku godzinę 11. Nie, nie, to za długo jak na 60 kilometrów. Dziękuję i idę do taksiarzy. Oczywiście zaczynamy od 400 dh i przez 300 stawka zatrzymuje się na 200 i ani myśli zejść niżej. Mamy chwilowy pat bo nikt nie chce spasować ze swoich żądań. W końcu gość zgadza się i idzie między szpaler zaparkowanych taksówek, wali ręką w mercedesa i budzi dość zmiętego dziadka, któremu każe zabrać nas w trasę. Upewniam się jeszcze, że cena to 200, pakujemy plecaki oraz siebie do auta i opuszczamy zaspane miasto wraz z jego wciąż zaspanym kierowcą.
Imlil – to wieś położona 1700 m.n.p.m. i 60 km na południe od Marrakechu, punkt początkowy dla większości wypraw na Jebal Toubkal. Liczne sklepy, jadłodajnie, noclegi, wypożyczalnie sprzętu górskiego (kijki, raki, czekany). Możliwość wynajęcia przewodnika z mułem (muł – 150 dh. przewodnik 200 dh / dzień).
Po opuszczeniu taxi od razu udaliśmy się w górę wioski opędzając się od chcących nam wcisnąć wszelkie mniej lub bardziej przydatne rzeczy mieszkańców. I tak się skutecznie opędzaliśmy, że zapędziliśmy się zbyt daleko wgłąb doliny.Wracamy aż do miejsca gdzie w bok odchodzi jedyna większa droga. Na rozstaju stoi samotny turysta z mułem. Czeka na swojego przewodnika, mówi, że możemy ruszyć za nim, ale mi już zaczyna kojarzyć się ta ścieżka, którą przecież szedłem kilka lat temu. Wychodzimy za ostatnie sklepiki, zakręt w prawo i jesteśmy na szerokiej szutrówce prowadzącej do Aremd - ostatniej wsi na szlaku.
Powoli, dostojnie nawet, zdobywamy sobie wysokość, żeby maksymalnie oszczędzić siły. Robimy zdjęcia, bo okolica tu prezentuje się bardzo okazale. Skąpane w porannym słońcu doliny i szczyty z małą domieszką zanikających chmur - pycha!
Aremd mijamy po swojej lewej stronie, cały czas idąc główną drogą wgłąb doliny, po jej prawej stronie.
Gdy kończą się ostatnie sklepiki i zabudowania wchodzimy w szerokie, suche koryto zanikającego okresowo potoku. Po gładkich otoczakach przechodzimy na drugą stronę – tutaj ścieżka zaczyna wznosić się w górę lewą stroną koryta rzeczki.
Ścieżka nie jest oznakowana żadnymi znakami, ale za dobrą monetę bierzemy liczne odchody mułów i rzeczywiście – po chwili mijamy schodzącą z góry karawanę turystów i przewodników z mułami.
Od tej chwili będziemy wiedzieć, że więcej gówienek na drodze znaczy iż znajdujemy się na znakowanym szlaku. Spokojnie zdobywamy kolejne metry Atlasu. Wkrótce dochodzimy do małego przysiółka Sidi Chamharouch (2350 metrów) zlokalizowanego wokół grobu lokalnego marabuta (świętego).
Miejsce to jest celem licznych pielgrzymów, wyrosło tu również kilka sklepików i punktów sprzedających schłodzone w górskiej wodzie napoje.
Tutaj przez most przechodzimy na prawą stronę rzeki i teraz trochę bardziej stromo kontynuujemy wędrówkę. Przed nami otwiera się górna cześć doliny, jednak wciąż nie widać żadnych zabudowań na jej końcu. Wkrótce mijamy poziomice 2700 metrów czyli od tej chwili z każdym krokiem bijemy rekord naszej wysokości. A wraz ze zdobywanymi metrami w poziomie i pionie wzrasta nasze zniecierpliwienie i osłabienie wędrówką. Chciałby się już być w schronisku, a tu coraz dalsze otwierają się widoki i coraz więcej tej doliny jeszcze do przejścia.
W końcu, za kolejnym zakrętem wyłaniają się brązowe, prostokątne budynki schronisk. Krok po kroku wchodzimy na taras pierwszego z nich i siadamy na krótki odpoczynek dla uspokojenia oddechów.
Jesteśmy na 3207 m. Po jakimś czasie wchodzę do schroniska zameldować nas w pokojach. Szybko dostajemy dwa łóżka w wieloosobowym pokoju (dorm), który w sumie będzie dziś zamieszkany tylko przez 6 osób. Resztę popołudnia spędzamy wygrzewając się do słońca na tarasie, robiąc zdjęcia, odpoczywając po prostu.
W międzyczasie dochodzą kolejne grupy turystów, w tym dwójka chłopaków z Polski (z którymi nasze ścieżki będą przeplatać się w kolejnych 2 dniach). Chłopaki po usłyszeniu cen w naszym schronisku wybrali tańszą opcję i poszli rozlokować się w drugim budynku.
Z dwóch schronisk jakie tu stoją: Refuge les Mouflons i Refuge du Toubkal wybieraliśmy to pierwsze, parę metrów niżej położone. Jest to opcja droższa, ponieważ za nocleg w systemie halfboard (z kolacją i śniadaniem) płacimy 32 euro za osobę. Tymczasem z drugim budynku można dostać łóżko już za 8-9 euro (bez wyżywienia). Nasz wybór oparłem na opiniach zdobytych w internecie i jesteśmy w niego zadowoleni, szczególnie po porannych opiniach z pierwszej ręki od nocujących tam chłopaków. Podczas gdy my wyspaliśmy się jak mopsy w cichej, nie przetłoczonej sali, w drugim schronisku było za głośno, za ciasno i za gorąco. Do tego w naszym mieliśmy ciepłą wodę oraz wypasioną kolację wraz ze śniadaniem, co w sumie spowodowało, że rano na szlak wyszliśmy pełni sił, w przeciwieństwie do naszych kolegów.
Kolację podano o 19.00. Całe schronisko zasiadło do zastawionych stołów w sali jadalnej. Podano nam dużą wazę zupy hariry na 4 osoby, a następnie pół metrowy półmisek kuskusu z mięsem i warzywami, na deser herbatę zieloną bez limitu. Wraz z parą towarzyszy z Niemiec, mimo wspólnych wysiłków nie zdołaliśmy pożreć całości jedzenia i z żalem musieliśmy zostawić całkiem spore ilości na misach.
Do łózek zalegliśmy około 22.00. Mimo towarzyszącego bólu głowy szybko udało się usnąć i bez problemów spaliśmy jak dzieci do 6.00 rano.
By to szlag trafił! Komórka wciąż pracuje na czasie polskim! Czyli jest czwarta nad ranem. Przestawiamy ustrojstwo. Dosypiamy.
Ale niedługo. Poranną ciszę przerywa płynący z głośników na pobliskim meczecie Koutoubia gardłowy głos muezina. Tym razem jest prawidłowa piąta rano. Ubieramy się, dopinamy plecaki i wymarsz w śpiący jeszcze Marrakech na pierwszą lepszą grand taxi do Imlil. Pamiętając, że wedle pracownika hotelu za dwie osoby powinniśmy zapłacić 150 dirhamów podejmuję się pierwszej próby negocjacji ceny. Kierowca chce 400 dirhamów, na moje 200 strzela drzwiami i kontynuuje drzemkę. Nie to nie, idziemy dalej. Przy małym dworcu autobusowym od razu stajemy się łatwym łupem dla naganiaczy do busów. Sprawdzam cenę: 50 dh od łba, ale widząc stan busa pytam jeszcze o czas przejażdżki. Gość pokazuje na zegarku godzinę 11. Nie, nie, to za długo jak na 60 kilometrów. Dziękuję i idę do taksiarzy. Oczywiście zaczynamy od 400 dh i przez 300 stawka zatrzymuje się na 200 i ani myśli zejść niżej. Mamy chwilowy pat bo nikt nie chce spasować ze swoich żądań. W końcu gość zgadza się i idzie między szpaler zaparkowanych taksówek, wali ręką w mercedesa i budzi dość zmiętego dziadka, któremu każe zabrać nas w trasę. Upewniam się jeszcze, że cena to 200, pakujemy plecaki oraz siebie do auta i opuszczamy zaspane miasto wraz z jego wciąż zaspanym kierowcą.
Imlil – to wieś położona 1700 m.n.p.m. i 60 km na południe od Marrakechu, punkt początkowy dla większości wypraw na Jebal Toubkal. Liczne sklepy, jadłodajnie, noclegi, wypożyczalnie sprzętu górskiego (kijki, raki, czekany). Możliwość wynajęcia przewodnika z mułem (muł – 150 dh. przewodnik 200 dh / dzień).
Po opuszczeniu taxi od razu udaliśmy się w górę wioski opędzając się od chcących nam wcisnąć wszelkie mniej lub bardziej przydatne rzeczy mieszkańców. I tak się skutecznie opędzaliśmy, że zapędziliśmy się zbyt daleko wgłąb doliny.Wracamy aż do miejsca gdzie w bok odchodzi jedyna większa droga. Na rozstaju stoi samotny turysta z mułem. Czeka na swojego przewodnika, mówi, że możemy ruszyć za nim, ale mi już zaczyna kojarzyć się ta ścieżka, którą przecież szedłem kilka lat temu. Wychodzimy za ostatnie sklepiki, zakręt w prawo i jesteśmy na szerokiej szutrówce prowadzącej do Aremd - ostatniej wsi na szlaku.
Powoli, dostojnie nawet, zdobywamy sobie wysokość, żeby maksymalnie oszczędzić siły. Robimy zdjęcia, bo okolica tu prezentuje się bardzo okazale. Skąpane w porannym słońcu doliny i szczyty z małą domieszką zanikających chmur - pycha!
Aremd mijamy po swojej lewej stronie, cały czas idąc główną drogą wgłąb doliny, po jej prawej stronie.
Gdy kończą się ostatnie sklepiki i zabudowania wchodzimy w szerokie, suche koryto zanikającego okresowo potoku. Po gładkich otoczakach przechodzimy na drugą stronę – tutaj ścieżka zaczyna wznosić się w górę lewą stroną koryta rzeczki.
Ścieżka nie jest oznakowana żadnymi znakami, ale za dobrą monetę bierzemy liczne odchody mułów i rzeczywiście – po chwili mijamy schodzącą z góry karawanę turystów i przewodników z mułami.
Od tej chwili będziemy wiedzieć, że więcej gówienek na drodze znaczy iż znajdujemy się na znakowanym szlaku. Spokojnie zdobywamy kolejne metry Atlasu. Wkrótce dochodzimy do małego przysiółka Sidi Chamharouch (2350 metrów) zlokalizowanego wokół grobu lokalnego marabuta (świętego).
Miejsce to jest celem licznych pielgrzymów, wyrosło tu również kilka sklepików i punktów sprzedających schłodzone w górskiej wodzie napoje.
Tutaj przez most przechodzimy na prawą stronę rzeki i teraz trochę bardziej stromo kontynuujemy wędrówkę. Przed nami otwiera się górna cześć doliny, jednak wciąż nie widać żadnych zabudowań na jej końcu. Wkrótce mijamy poziomice 2700 metrów czyli od tej chwili z każdym krokiem bijemy rekord naszej wysokości. A wraz ze zdobywanymi metrami w poziomie i pionie wzrasta nasze zniecierpliwienie i osłabienie wędrówką. Chciałby się już być w schronisku, a tu coraz dalsze otwierają się widoki i coraz więcej tej doliny jeszcze do przejścia.
W końcu, za kolejnym zakrętem wyłaniają się brązowe, prostokątne budynki schronisk. Krok po kroku wchodzimy na taras pierwszego z nich i siadamy na krótki odpoczynek dla uspokojenia oddechów.
Jesteśmy na 3207 m. Po jakimś czasie wchodzę do schroniska zameldować nas w pokojach. Szybko dostajemy dwa łóżka w wieloosobowym pokoju (dorm), który w sumie będzie dziś zamieszkany tylko przez 6 osób. Resztę popołudnia spędzamy wygrzewając się do słońca na tarasie, robiąc zdjęcia, odpoczywając po prostu.
W międzyczasie dochodzą kolejne grupy turystów, w tym dwójka chłopaków z Polski (z którymi nasze ścieżki będą przeplatać się w kolejnych 2 dniach). Chłopaki po usłyszeniu cen w naszym schronisku wybrali tańszą opcję i poszli rozlokować się w drugim budynku.
Z dwóch schronisk jakie tu stoją: Refuge les Mouflons i Refuge du Toubkal wybieraliśmy to pierwsze, parę metrów niżej położone. Jest to opcja droższa, ponieważ za nocleg w systemie halfboard (z kolacją i śniadaniem) płacimy 32 euro za osobę. Tymczasem z drugim budynku można dostać łóżko już za 8-9 euro (bez wyżywienia). Nasz wybór oparłem na opiniach zdobytych w internecie i jesteśmy w niego zadowoleni, szczególnie po porannych opiniach z pierwszej ręki od nocujących tam chłopaków. Podczas gdy my wyspaliśmy się jak mopsy w cichej, nie przetłoczonej sali, w drugim schronisku było za głośno, za ciasno i za gorąco. Do tego w naszym mieliśmy ciepłą wodę oraz wypasioną kolację wraz ze śniadaniem, co w sumie spowodowało, że rano na szlak wyszliśmy pełni sił, w przeciwieństwie do naszych kolegów.
Kolację podano o 19.00. Całe schronisko zasiadło do zastawionych stołów w sali jadalnej. Podano nam dużą wazę zupy hariry na 4 osoby, a następnie pół metrowy półmisek kuskusu z mięsem i warzywami, na deser herbatę zieloną bez limitu. Wraz z parą towarzyszy z Niemiec, mimo wspólnych wysiłków nie zdołaliśmy pożreć całości jedzenia i z żalem musieliśmy zostawić całkiem spore ilości na misach.
Do łózek zalegliśmy około 22.00. Mimo towarzyszącego bólu głowy szybko udało się usnąć i bez problemów spaliśmy jak dzieci do 6.00 rano.