Warto było przeżyć (tak, dosłownie - przeżyć) ten weekend. Umawiałem się na niego co prawda z Gennaro i Memezio, ale tak wyszło, że w ostatniej chwili Memezio odpuścił. Za to dołączył do nas Jardo.
Zaczęło się po wariacku jak zwykle. Sobota rano, kończę nocki. Wracam do Andrychowa, robię zakupy, pakuję plecak i idę kimać. Choć chwilę. Wychodzi niespełna dwie godziny. O 13 odbieram na dworcu autobusowym Jarda. Idziemy do zaprzyjaźnionej knajpy na piwo. W niespełna 30 minut pojawia się Gennaro. Pakujemy graty do jego bolidu i chwilę po tym mkniemy już na Praciaki. Sypie...
Na parkingu pod Pracicą dzikie tłumy. Ruszamy sobie moimi ścieżkami przez Hatale. Jest w sumie ładnie przedreptane. Sypie, ciągle sypie i zaczyna wiać. Ponad ostatnimi chałupami na Hatalach decydujemy się wejść na skrót bezpośrednio na )( Zakocierską. Ku*wa!!! Skąd tu tyle śniegu???!!! Zaczynamy ryć już po kolana. Robi się ciężko... Dochodzimy. Już widać chatkę, jednak Jardo rzuca temat - "Idziemy odwiedzić Pozioma???". No ba!!! Znów ucieka nam godzinka u nieznajomego (już znajomego) forumowicza z FBM i jego rodzinki Piwko, kawusia...
Przez okna jego chałupy widzimy tłumy zmierzające na chatę. No to będzie ciasno. Żegnamy miłych gospodarzy i po kilku krokach meldujemy się karnie u Olafa.
Na chacie, jak to na chacie. Wino, kobiety i śpiew. No i jeszcze paprykowe przysmaki Jarda Za oknem bez zmian... sypie
Niedziela, sypie coraz bardziej, ja odchorowywuję sobotni dzionek. Chłopaki zbierają się na dół około 13. Pierniczę, zostaję do poniedziałku. I jest to wyjątkowo słuszna decyzja. Wieczorem, w absolutnie opustoszałej chacie spędzam jedne z najprzyjemniejszych chwil w moim życiu. Pod kuchnią trzaskają polana. Gadamy z Olafem. O wszystkim i o niczym. Głównie o górach. Gdzieś w tle słychać Dom O Zielonych Progach... Herbata, herbata, herbata... Za oknem sypie, czyli constans...
Kładę się spać, jednak jakoś nie mogę zasnąć. Chyba do 1 w nocy czytam książkę, którą wypożyczył mi Olaf. Może sen przyjdzie... Przychodzi...
Nie na długo jednak. Budzik drze się wniebogłosy. 5 rano. Budzę Olafa (aby za mną pozamykał) i śmigam na wyciąg. Bez światła, ale to była świadoma decyzja. O w mordę!!! Nie sypie!!! Widzę przedreptany szlak. Co nie zmienia faktu, że brodzę po kolana w białym puchu. Jednak w nocy sypało!!!
Kawałek do wyciągu, który powinien mi zająć 15 góra 20 minut, rypię blisko godzinę. Na dodatek słyszę w dolinie Kocierzanki wycie wilków. Ciary przechodzą po plecach... Jak ja się ucieszyłem na widok oświetlonego stoku na Pracicy... 25 minut i jestem na dole...
Warto było... Komplet zdjęć po kliku w obrazek...
14/16 stycznia 2012 - Chatkowo na zimowo - Beskid Mały
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy