Re: Pudelkowe wędrówki po Śląsku i nie tylko...
: 23 stycznia 2018, 19:33
Szydłów (niem. Schiedlow, od 1936 Goldmoor) to licząca około pół tysiąca mieszkańców wioska położona w powiecie opolskim. Ze wszystkich stron otoczona jest Borami Niemodlińskimi. To dobre miejsce na wypad rowerowy, bo aby tam trafić zawsze trzeba przeciąć las .
Wybraliśmy się w połowie listopada. Skorzystaliśmy z drogi, która istnieje już od dawna, ale dopiero kilka lat temu pokryto ją asfaltem.
Mijamy liczne ścieżki ciągnące w bok. W tym miejscu drzewostan jest gęsty i miły dla oka, ale ledwie kilka kilometrów dalej puszcze tną na potęgę, zostawiając wielkie połacie łysiny .
W pewnym momencie odbijamy w bok - Bastek pokazuje mi swoje niedawne odkrycie: grób nieznanego niemieckiego żołnierza. Ktoś o niego dba, jakiś czas temu umieszczono na nim replikę... hełmu. Według kartki zginął on w marcu 1945 roku, wtedy ruszyła radziecka ofensywa na lewy brzeg Odry.
Gdy las się kończy pojawiają się tereny podmokłe.
Dojeżdżamy do miejscowości. Wioska wygląda na wymarłą. Przy głównej drodze sporo starych domów, część opuszczona.
Na skrzyżowaniu stoi budynek dawnej gospody z 1856 roku.
O sprawy duchowe dbają w niewielkim kościele (wyglądającym bardziej na kaplicę) wybudowanym w 1913 roku. Przedtem miejscowi katolicy uczęszczali do Tułowic (Tillowitz).
Obok świątyni niska rzeźba uśmiechniętego św. Krzysztofa z Jezusem na ramieniu. Wyryto rok i miejsce produkcji: 1903, Dometzko. A więc jeszcze przed postawieniem kościoła. Z boku umieszczono teksty modlitwy po niemiecku i polsku.
Widok na wieś spod kościelnego kibelka.
Remiza.
W 1939 roku w Szydłowie mieszkało ponad 900 osób. Działały tu 2 gospody (druga na dworcu), 3 rzeźnie, 2 piekarnie, 3 sklepy kolonialne, zakład szewski, stolarski, krawiecki, tartak parowy, punkt sprzedaży węgla oraz napraw urządzeń mechanicznych. Współcześnie funkcjonuje nieduży sklep.
Przejazd wśród domów zajmuje chwilę. Zabudowę kończy leśniczówka, na której zachował się herb Tułowic. Tułowice są siedzibą gminy, do której Szydłów należy, kiedyś było to samodzielne państwo stanowe Herrschafft Tillowitz.
Wobec takiego położenia miejscowość od zawsze związana była z lasem. Nawet nazwa jest z nim związana - szydło miało oznaczać nie byłą premier, lecz rodzaj poroża jelenia lub kozła.
Oprócz drzewa okoliczne Bory Niemodlińskie bogate były w torf. Za stacją kolejową (do której za chwilę też zajrzymy) znajdują się dawne wybierzyska. Pozyskiwanie torfu z bagien (Torfwald) rozpoczęto w XIX wieku a zakończono około 1925 roku. Do tego czasu wyeksploatowano około 200 ha torfowisk. Widać je dobrze na mapie z 1936 roku.
Teren ten nazywano także Das Goldmoor - Złote bagno. Określeniem tym posłużono się w III Rzeszy podczas zmian nazewnictwa wielu miejscowości w latach 30. - zbyt słowiański Schiedlow zastąpiło bagno . Podobne metody "przenosin" stosowano często.
"Złote bagno" przetrwało do dzisiaj jako rezerwat przyrody.
Rzeczywiście roślinność jest tu inna niż chwilę wcześniej.
Obok ścieżki pojawia się szara, masywna sylwetka - żelbetonowy schron! Jego położenie wydaje się bez sensu, bo komu miałby służyć?
Tajemnica nie była trudna do rozszyfrowania - w okresie wojny bagienne tereny używano jako poligonu szkoleniowego Luftwaffe (niedaleko stąd znajdowało się lotnisko Neudorf O/S.). Nowi piloci na Junkersach Ju 87 ćwiczyli tu celność zrzucania bomb, a w Messerschmittach Bf 109 trenowali loty koszące i używanie broni pokładowej. W schronie przebywała obsługa naziemna z radiostacją, obserwująca przebieg ćwiczeń.
W środku znajdowała się kiedyś tablica informacyjna, ale już zdążono ją ukraść.
Kilkaset metrów dalej nad kanałem ustawiono mostek i niewielką kapliczkę.
Kapliczka lotników upamiętnia ofiary katastrofy lotniczej - dwa myśliwce Bf 109 zderzyły się w powietrzu, jeden z nich spadł właśnie tu razem z pilotem-uczniem. Za szkłem kawałek metalu z owej maszyny.
Przez rezerwat wracamy do cywilizacji.
Stacja kolejowa położona jest trochę nietypowo, bo w sporym oddaleniu od wioski. Być może przyczyną była bliskość lasu, skąd wywożono drewno. Powstała w 1887 roku razem z linią Opole-Nysa. O dziwo, całość (wraz z osiedlem pracowniczym) wpisano do rejestru zabytków. Także semafory.
Czy to także zabytek?
Dawna lokomotywownia, dziś skład wszystkiego.
Przejeżdżając obok zauważamy, że można zajrzeć do jej piwnic.
Szydłów w swojej historii miał też przemysłowy epizod - w 1910 roku niejaki Edward Thaller wybudował w nim zakład produkcji dachówek i cegielnię Thaler’s Tonwerke Schiedlow. Później poszerzono asortyment o inne materiały budowlane wysokiej jakości. Thaller urodził się w Szydłowie, ale karierę fabrykanta zaczynał w Lewinie Brzeskim (Löwen).
Budynki zakładowe stanęły blisko linii kolejowej. Oparły się wichrom historii, prawdopodobnie są opuszczone od kilku lat.
Znalazłem informację, że ich właściciele nadal mają koncesję na produkcję cegłówek, lecz ewidentnie nic się tutaj nie dzieje.
Od strony lasu chyba można się dostać na teren fabryki, brakło nam już na to czasu.
W sąsiedztwie kilka domów z początku XX wieku - zapewne dawne osiedle dla pracowników. Przynajmniej niektóre są zamieszkałe; jakiś dziadek wysiaduje w słońcu.
Nagle po torach przemknęła lokomotywa... z piętrusem! Nowe malowanie, nowe wagony? Niestety, to tylko kolejna awaria opolskich SZT i tabor zastępczy.
Swoją drogą to tutejsze słupy mają duże problemy z pionem . Najpierw myślałem, że to złudzenie, ale w drugą stronę wygląda to identycznie.
Dzień powoli zaczyna się zbliżać ku końcowi. Pedałujemy więc raźno przy spadającej temperaturze, a zachód słońca łapie nas gdzieś przy przejeździe kolejowym .
Wybraliśmy się w połowie listopada. Skorzystaliśmy z drogi, która istnieje już od dawna, ale dopiero kilka lat temu pokryto ją asfaltem.
Mijamy liczne ścieżki ciągnące w bok. W tym miejscu drzewostan jest gęsty i miły dla oka, ale ledwie kilka kilometrów dalej puszcze tną na potęgę, zostawiając wielkie połacie łysiny .
W pewnym momencie odbijamy w bok - Bastek pokazuje mi swoje niedawne odkrycie: grób nieznanego niemieckiego żołnierza. Ktoś o niego dba, jakiś czas temu umieszczono na nim replikę... hełmu. Według kartki zginął on w marcu 1945 roku, wtedy ruszyła radziecka ofensywa na lewy brzeg Odry.
Gdy las się kończy pojawiają się tereny podmokłe.
Dojeżdżamy do miejscowości. Wioska wygląda na wymarłą. Przy głównej drodze sporo starych domów, część opuszczona.
Na skrzyżowaniu stoi budynek dawnej gospody z 1856 roku.
O sprawy duchowe dbają w niewielkim kościele (wyglądającym bardziej na kaplicę) wybudowanym w 1913 roku. Przedtem miejscowi katolicy uczęszczali do Tułowic (Tillowitz).
Obok świątyni niska rzeźba uśmiechniętego św. Krzysztofa z Jezusem na ramieniu. Wyryto rok i miejsce produkcji: 1903, Dometzko. A więc jeszcze przed postawieniem kościoła. Z boku umieszczono teksty modlitwy po niemiecku i polsku.
Widok na wieś spod kościelnego kibelka.
Remiza.
W 1939 roku w Szydłowie mieszkało ponad 900 osób. Działały tu 2 gospody (druga na dworcu), 3 rzeźnie, 2 piekarnie, 3 sklepy kolonialne, zakład szewski, stolarski, krawiecki, tartak parowy, punkt sprzedaży węgla oraz napraw urządzeń mechanicznych. Współcześnie funkcjonuje nieduży sklep.
Przejazd wśród domów zajmuje chwilę. Zabudowę kończy leśniczówka, na której zachował się herb Tułowic. Tułowice są siedzibą gminy, do której Szydłów należy, kiedyś było to samodzielne państwo stanowe Herrschafft Tillowitz.
Wobec takiego położenia miejscowość od zawsze związana była z lasem. Nawet nazwa jest z nim związana - szydło miało oznaczać nie byłą premier, lecz rodzaj poroża jelenia lub kozła.
Oprócz drzewa okoliczne Bory Niemodlińskie bogate były w torf. Za stacją kolejową (do której za chwilę też zajrzymy) znajdują się dawne wybierzyska. Pozyskiwanie torfu z bagien (Torfwald) rozpoczęto w XIX wieku a zakończono około 1925 roku. Do tego czasu wyeksploatowano około 200 ha torfowisk. Widać je dobrze na mapie z 1936 roku.
Teren ten nazywano także Das Goldmoor - Złote bagno. Określeniem tym posłużono się w III Rzeszy podczas zmian nazewnictwa wielu miejscowości w latach 30. - zbyt słowiański Schiedlow zastąpiło bagno . Podobne metody "przenosin" stosowano często.
"Złote bagno" przetrwało do dzisiaj jako rezerwat przyrody.
Rzeczywiście roślinność jest tu inna niż chwilę wcześniej.
Obok ścieżki pojawia się szara, masywna sylwetka - żelbetonowy schron! Jego położenie wydaje się bez sensu, bo komu miałby służyć?
Tajemnica nie była trudna do rozszyfrowania - w okresie wojny bagienne tereny używano jako poligonu szkoleniowego Luftwaffe (niedaleko stąd znajdowało się lotnisko Neudorf O/S.). Nowi piloci na Junkersach Ju 87 ćwiczyli tu celność zrzucania bomb, a w Messerschmittach Bf 109 trenowali loty koszące i używanie broni pokładowej. W schronie przebywała obsługa naziemna z radiostacją, obserwująca przebieg ćwiczeń.
W środku znajdowała się kiedyś tablica informacyjna, ale już zdążono ją ukraść.
Kilkaset metrów dalej nad kanałem ustawiono mostek i niewielką kapliczkę.
Kapliczka lotników upamiętnia ofiary katastrofy lotniczej - dwa myśliwce Bf 109 zderzyły się w powietrzu, jeden z nich spadł właśnie tu razem z pilotem-uczniem. Za szkłem kawałek metalu z owej maszyny.
Przez rezerwat wracamy do cywilizacji.
Stacja kolejowa położona jest trochę nietypowo, bo w sporym oddaleniu od wioski. Być może przyczyną była bliskość lasu, skąd wywożono drewno. Powstała w 1887 roku razem z linią Opole-Nysa. O dziwo, całość (wraz z osiedlem pracowniczym) wpisano do rejestru zabytków. Także semafory.
Czy to także zabytek?
Dawna lokomotywownia, dziś skład wszystkiego.
Przejeżdżając obok zauważamy, że można zajrzeć do jej piwnic.
Szydłów w swojej historii miał też przemysłowy epizod - w 1910 roku niejaki Edward Thaller wybudował w nim zakład produkcji dachówek i cegielnię Thaler’s Tonwerke Schiedlow. Później poszerzono asortyment o inne materiały budowlane wysokiej jakości. Thaller urodził się w Szydłowie, ale karierę fabrykanta zaczynał w Lewinie Brzeskim (Löwen).
Budynki zakładowe stanęły blisko linii kolejowej. Oparły się wichrom historii, prawdopodobnie są opuszczone od kilku lat.
Znalazłem informację, że ich właściciele nadal mają koncesję na produkcję cegłówek, lecz ewidentnie nic się tutaj nie dzieje.
Od strony lasu chyba można się dostać na teren fabryki, brakło nam już na to czasu.
W sąsiedztwie kilka domów z początku XX wieku - zapewne dawne osiedle dla pracowników. Przynajmniej niektóre są zamieszkałe; jakiś dziadek wysiaduje w słońcu.
Nagle po torach przemknęła lokomotywa... z piętrusem! Nowe malowanie, nowe wagony? Niestety, to tylko kolejna awaria opolskich SZT i tabor zastępczy.
Swoją drogą to tutejsze słupy mają duże problemy z pionem . Najpierw myślałem, że to złudzenie, ale w drugą stronę wygląda to identycznie.
Dzień powoli zaczyna się zbliżać ku końcowi. Pedałujemy więc raźno przy spadającej temperaturze, a zachód słońca łapie nas gdzieś przy przejeździe kolejowym .