Samotny wypad ;) 10-13-09.2009
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
Samotny wypad ;) 10-13-09.2009
Czwartek 10.09.2009
Wyjazd o 11:30 z Katowic do Bukowiny Tatrz. Droga upłynęła dość szybko i sprawnie. W Zakopanym byłem o 15. Małe zakupy w Biedronce i obiad na Krupówkach, i w Bukowinie melduje się o 17.
Piątek 11.09.2009
Pobudka 4;30, kawa coś na ząb, prysznic i wio. W Palenicy jestem troche przed 6, gość który parkuje obok mnie pyta czy idę na Rysy, no ale ja niestety podziękowałem bo miałem zaplanowanego tego dnia Sziglasa. Od początku narzuciłem sobie dość szybkie tempo i dogoniłem troszkę ludzi którzy wyszli wyraźnie przede mną. Droga do Wodogrzmotów poszła o dziwo bardzo szybko i sprawnie. Monotonnie zaczęło być w lesie, ale był jeden plus, cisza i spokój zero ludzi. Po pewnym czasie mijam jedną parę, później przy szałasie w lasku doganiam drugą, żonką w adidasach, gość w butach z dziurą nad dużym palcem . Szli do Moka przez Szpiglasową. Troszkę pogadałem i stwierdziłem że ruszam dalej. Dotarłem nad Siklawę parę fotek i dalej do D5SP. Miałem iść od razu na Szpiglasa, ale stwierdziłem że grzechem było by nie odwiedzić schroniska, w którym przecież nigdy nie byłem. Ludzi było dość sporo, zjadłem, napiłem się i chciałem ruszać ale zaczęło nieźle lać, więc stwierdziłem że poczekam i pójdę jak przejdzie. Lało z dobrą godzinę, więc po głębszym zastanowieniu stwierdziłem że pójdę przez Świstowkę, deszcz zrobił się troszkę mniejszy ale nie ustawał, a nie chciałem ryzykować bo zawsze może być gorzej. Gdy Zacząłem schodzić do Moka wyszło słońce i zrobiło się pięknie, trochę byłem wkurzony że nie poszedłem na tego Szpiglasa ale no cóż, będzie jeszcze okazja. W Moku byłem po 12, widoki były wspaniałe i cały czas po głowie chodził mi Szpiglas i to jak tam teraz pewnie pięknie widać. Posiedziałem do 14, w między czasie przyszła para która spotkałem przed Siklawą, troszkę byli przemoczeni, no ale im się udało a ja czułem niedosyt. Posiedzieliśmy wspólnie przy stoliku na dworze, pogadaliśmy i po 14 ruszyliśmy drogą do Palenicy, jak się okazało bez większych przeszkód można iść. Powrót do kwatery piwko i pogawędki z właścicielką .
Sobota 12.09.2009
Spakowałem cały ekwipunek, bo to była moja ostatnia noc w tej kwaterze. Przed 6 wyjechałem do Kuźnic, ze znalezieniem parkingu nie było problemów chodź 20zł musiałem zapłacić, ale mówię co tam, byle że stoi bezpiecznie . Zrobiłem sobie spacerek pod kolejkę na Kasprowy, że by rozruszać nóżki . Kolejka nie była duża, czekałem 50 minut aż kupiłem bilet do kasy, mgła była dość duża i byłem tylko ciekaw jak będzie na szczycie. Na Kasprowym byłem przed 9, napiłem się herbatki, zjadłem batonika i poznałem dziadka z oś Paderewskiego, o dosłownie 8 km ode mnie . Krótka rozmowa przy stoliku i okazało się że Pan też idzie na Świnice, ładnie się pożegnałem i ruszyłem bo szkoda było czasu. Pogoda była cudowna, ale mgła szla ku gorze, małymi kroczkami . Łańcuchy nie sprawiły mi nawet dużych problemów, ale sprytnie słuchałem uwag laseczki która szła z jakąś grupką przyjaciół i tłumaczyła im jak mają iść, więc ja sobie czekałem i dopiero przy ostatnich łańcuchach postanowiłem ich wyprzedzić. Na szczycie byłem chwile po 11, ludzi dość sporo, widoki nawet w miarę, później pewnie już było gorzej. Zacząłem zejście o 11:30, które nie przysporzyło mi żadnych problemów. Wyżej wymienionego Pana spotkałem już przy zejściu, zostało mu wtedy jakieś 15 minut do szczytu . Później dogoniłem gościa, z którym szedłem zielonym aż do samego Murowańca, droga upłynęła miło i przyjemnie bo i sobie pogadaliśmy i jak się okazało to mieszkamy od siebie dosłownie 5 km, bo gość był ze starej Wesołej . Przy schronie się pożegnaliśmy bo on czekał na swoja ekipę która poszła jeszcze na Zawrat. Ja postanowiłem odpocząć i przeczekać troszkę deszcz w schronie. Ludzi było ogrom, ledwo znalzałem miejsce, kupiłem sobie pyszny Bigos i posiedziałem 2 godzinki. Lało bez przerwy, raz mniej raz więcej. Stwierdziłem że nie ma dalej sensu i tak trzeba będzie ruszyć, więc o 15:15 ruszyłem niebieskim do Kuźnic, na końcowych odcinkach w lesie było już słychać grzmoty, ale wtedy to już mi to było naprawdę obojętne bo byłem przy samym końcu. W Kuźnicach było o 16;05. Teraz została tylko droga do parkingu, lało jeszcze bardziej niż na górze. W autku ogrzewanie na full i się suszymy . Jeszcze zakupy w Zakopcu i wio na kwaterę do Witowa. Tam sucho i bez deszcze całe szczęście. Później prysznic, piwko i pogaduchy z małżeństwem z Wawy.
13.09.2009
W niedziele pospałem troszkę dłużej, bo prognozy nie zapowiadały sie super. Zwlekłem się z łóżka trochę po 7. Zszedłem na dół, spotkałem gościa z Wawy, który mówi mi że idą z żoną na Świnice . Pogoda nie była zbyt dobra, a i widoków raczej nie uświadczyli, ba nawet nie wiem czy weszli . Ja postanowiłem że zrobię sobie spacerek do Chochołowskiej, bo raczej o wejściu na Grzesia nie było mowy, pogoda nie nastrajała do tego w żadnym calu. W schronisku napiłem się ciepłej herbatki zjadłem troszkę czekoladki i poszedłem z powrotem, po drodze stwierdziłem że pojadę do domu dziś, bo nie ma sensu siedzieć. Udało się nawet złapać Ciuchcie, i moment byłem w Siwej Polanie. Do domu wyjechałem o 12;30. Na Giszowcu byłem po 15, jadać przez Wadowice, Zator, Oświęcim. Wypad zaliczam do udanych
Zdjęcia poniżej.
http://picasaweb.google.com/pitertopaz/ ... s7U0PXF2wE#
Wyjazd o 11:30 z Katowic do Bukowiny Tatrz. Droga upłynęła dość szybko i sprawnie. W Zakopanym byłem o 15. Małe zakupy w Biedronce i obiad na Krupówkach, i w Bukowinie melduje się o 17.
Piątek 11.09.2009
Pobudka 4;30, kawa coś na ząb, prysznic i wio. W Palenicy jestem troche przed 6, gość który parkuje obok mnie pyta czy idę na Rysy, no ale ja niestety podziękowałem bo miałem zaplanowanego tego dnia Sziglasa. Od początku narzuciłem sobie dość szybkie tempo i dogoniłem troszkę ludzi którzy wyszli wyraźnie przede mną. Droga do Wodogrzmotów poszła o dziwo bardzo szybko i sprawnie. Monotonnie zaczęło być w lesie, ale był jeden plus, cisza i spokój zero ludzi. Po pewnym czasie mijam jedną parę, później przy szałasie w lasku doganiam drugą, żonką w adidasach, gość w butach z dziurą nad dużym palcem . Szli do Moka przez Szpiglasową. Troszkę pogadałem i stwierdziłem że ruszam dalej. Dotarłem nad Siklawę parę fotek i dalej do D5SP. Miałem iść od razu na Szpiglasa, ale stwierdziłem że grzechem było by nie odwiedzić schroniska, w którym przecież nigdy nie byłem. Ludzi było dość sporo, zjadłem, napiłem się i chciałem ruszać ale zaczęło nieźle lać, więc stwierdziłem że poczekam i pójdę jak przejdzie. Lało z dobrą godzinę, więc po głębszym zastanowieniu stwierdziłem że pójdę przez Świstowkę, deszcz zrobił się troszkę mniejszy ale nie ustawał, a nie chciałem ryzykować bo zawsze może być gorzej. Gdy Zacząłem schodzić do Moka wyszło słońce i zrobiło się pięknie, trochę byłem wkurzony że nie poszedłem na tego Szpiglasa ale no cóż, będzie jeszcze okazja. W Moku byłem po 12, widoki były wspaniałe i cały czas po głowie chodził mi Szpiglas i to jak tam teraz pewnie pięknie widać. Posiedziałem do 14, w między czasie przyszła para która spotkałem przed Siklawą, troszkę byli przemoczeni, no ale im się udało a ja czułem niedosyt. Posiedzieliśmy wspólnie przy stoliku na dworze, pogadaliśmy i po 14 ruszyliśmy drogą do Palenicy, jak się okazało bez większych przeszkód można iść. Powrót do kwatery piwko i pogawędki z właścicielką .
Sobota 12.09.2009
Spakowałem cały ekwipunek, bo to była moja ostatnia noc w tej kwaterze. Przed 6 wyjechałem do Kuźnic, ze znalezieniem parkingu nie było problemów chodź 20zł musiałem zapłacić, ale mówię co tam, byle że stoi bezpiecznie . Zrobiłem sobie spacerek pod kolejkę na Kasprowy, że by rozruszać nóżki . Kolejka nie była duża, czekałem 50 minut aż kupiłem bilet do kasy, mgła była dość duża i byłem tylko ciekaw jak będzie na szczycie. Na Kasprowym byłem przed 9, napiłem się herbatki, zjadłem batonika i poznałem dziadka z oś Paderewskiego, o dosłownie 8 km ode mnie . Krótka rozmowa przy stoliku i okazało się że Pan też idzie na Świnice, ładnie się pożegnałem i ruszyłem bo szkoda było czasu. Pogoda była cudowna, ale mgła szla ku gorze, małymi kroczkami . Łańcuchy nie sprawiły mi nawet dużych problemów, ale sprytnie słuchałem uwag laseczki która szła z jakąś grupką przyjaciół i tłumaczyła im jak mają iść, więc ja sobie czekałem i dopiero przy ostatnich łańcuchach postanowiłem ich wyprzedzić. Na szczycie byłem chwile po 11, ludzi dość sporo, widoki nawet w miarę, później pewnie już było gorzej. Zacząłem zejście o 11:30, które nie przysporzyło mi żadnych problemów. Wyżej wymienionego Pana spotkałem już przy zejściu, zostało mu wtedy jakieś 15 minut do szczytu . Później dogoniłem gościa, z którym szedłem zielonym aż do samego Murowańca, droga upłynęła miło i przyjemnie bo i sobie pogadaliśmy i jak się okazało to mieszkamy od siebie dosłownie 5 km, bo gość był ze starej Wesołej . Przy schronie się pożegnaliśmy bo on czekał na swoja ekipę która poszła jeszcze na Zawrat. Ja postanowiłem odpocząć i przeczekać troszkę deszcz w schronie. Ludzi było ogrom, ledwo znalzałem miejsce, kupiłem sobie pyszny Bigos i posiedziałem 2 godzinki. Lało bez przerwy, raz mniej raz więcej. Stwierdziłem że nie ma dalej sensu i tak trzeba będzie ruszyć, więc o 15:15 ruszyłem niebieskim do Kuźnic, na końcowych odcinkach w lesie było już słychać grzmoty, ale wtedy to już mi to było naprawdę obojętne bo byłem przy samym końcu. W Kuźnicach było o 16;05. Teraz została tylko droga do parkingu, lało jeszcze bardziej niż na górze. W autku ogrzewanie na full i się suszymy . Jeszcze zakupy w Zakopcu i wio na kwaterę do Witowa. Tam sucho i bez deszcze całe szczęście. Później prysznic, piwko i pogaduchy z małżeństwem z Wawy.
13.09.2009
W niedziele pospałem troszkę dłużej, bo prognozy nie zapowiadały sie super. Zwlekłem się z łóżka trochę po 7. Zszedłem na dół, spotkałem gościa z Wawy, który mówi mi że idą z żoną na Świnice . Pogoda nie była zbyt dobra, a i widoków raczej nie uświadczyli, ba nawet nie wiem czy weszli . Ja postanowiłem że zrobię sobie spacerek do Chochołowskiej, bo raczej o wejściu na Grzesia nie było mowy, pogoda nie nastrajała do tego w żadnym calu. W schronisku napiłem się ciepłej herbatki zjadłem troszkę czekoladki i poszedłem z powrotem, po drodze stwierdziłem że pojadę do domu dziś, bo nie ma sensu siedzieć. Udało się nawet złapać Ciuchcie, i moment byłem w Siwej Polanie. Do domu wyjechałem o 12;30. Na Giszowcu byłem po 15, jadać przez Wadowice, Zator, Oświęcim. Wypad zaliczam do udanych
Zdjęcia poniżej.
http://picasaweb.google.com/pitertopaz/ ... s7U0PXF2wE#
Re: Samotny wypad ;) 10-13-09.2009
My tego samego dnia dostaliśmy się na Grzesia powiem Ci warto było. Jak się szło to cały czas w chmurach i nic nie było widać, ale w momencie gdy znaleźliśmy się na szczycie byliśmy już ponad chmurami i widoki były przepiękne. Można było również zaobserwować jak szybko chmury "płyną" po zboczach... W drodze powrotnej złapał nas deszcz ale dokładną relację napiszę innym razem(jak znajdę czas).piotrM pisze:13.09.2009
prognozy nie zapowiadały sie super. raczej o wejściu na Grzesia nie było mowy,
SAMOTNY WYPAD.
Również wybrałam się na samotny wypad,by zakończyć urlop w podobne miejsce.Niestety,przy schronisku dopadła mnie taka ulewa,że musiałam przeczekać.Po ok.godzinie skierowałam się na Kozi Wierch,i gdy została tylko godzina do wyjścia na szczyt rozpętała się taka dujawica,że bożego świata nie było widać,grzmiało,ciskało piorunami i lało siarczyście.Nawet nie mogłam zrobić zdjęć.Jednak kilka ujęć mam,niestety nie najlepszej jakości.