Gęsia Szyja i... Turbacz
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
- malgosiadg
- Turysta
- Posty: 929
- Rejestracja: 03 kwietnia 2009, 11:47
Gęsia Szyja i... Turbacz
Po dłuuugich namowach wreszcie udało mi się wyciągnąć Męża w Tatry. Raz w życiu byliśmy w Zakopanem na Krupówkach i powiedział, że nigdy więcej tam nie pojedzie Dlatego 08.08.09. nocleg zarezerwowałam w miejscowości o niewinnej nazwie Małe Ciche - miało być spokojnie i bez tłumów.
Zaczęło się w korku w okolicach Myślenic - nasz tłumik stał się niepokojąco głośny... Jakoś dokulaliśmy się na miejsce. Gospodarze polecili nam mechanika, ale szkoda było spędzić słonecznej soboty w warsztacie. Niech się dzieje wola nieba - powrót będzie z górki, może damy radę.
Wyruszyliśmy z Małego Cichego drogą wzdłuż Filipczańskiego Potoku. Trochę zmyliły nas znaki niebieskiego szlaku - na naszej mapie jeszcze ich tam nie ma. Po dojściu do trasy z Zakopanego musieliśmy kawałek przemaszerować poboczem ruchliwej drogi, koło Leśniczówki Zazadnia, aż do wylotu Doliny Filipka. Tam parking full, bramka TPNu i ... tłum. Uciekając przed czterdziestoosobową grupą idącą na mszę na Wiktorówki w niezłym tempie dotarliśmy na Rusinową Polanę. Tam... tłum. Na pocieszenie piękna panorama Tatr i rewelacyjne oscypki na gorąco popijane żętycą. Na tyle udobruchało to mojego Męża, że wyciągnął mnie morderczymi schodami na Gęsią Szyję. Warto się spocić (szyję mam do dzisiaj spieczoną jak gęś) - widoki coraz lepsze... tylko ten tłum... Przy zejściu usiedliśmy na chwilę na skraju łąki, żeby posłuchać dzwoneczków pasących się owiec. W głębi łąki siedziała większa grupa, popijając piwo i fotografując się ze stadem. I wtedy jak burza nadciągnął pijany baca z kijem i nie przebierając w słowach kazał wszystkim (nie bez racji) wyp*** na szlak. Na szczęście jego furia skierowała się przede wszystkim do tej grupy stojącej wśród jego stada. Na nieszczęście turyści też byli mocno rozochoceni piwem i jeden z nich pokazał bacy... nóż. Nie będę może cytować ich dyskusji, wyglądało to dość groźnie, w końcu turyści spuścili z tonu. Przy bacówce byliśmy świadkiem jak rozjuszony baca opowiadał swoim współbiesiadnikom: "Zabiłbym chłopa. Nóż mi pokozoł."
Poza tym obrazkiem mieliśmy jeszcze okazję obserwować parę nowożeńców z całym orszakiem w czasie sesji zdjęciowej na Rusinowej Polanie.
Po drugiej porcji ciepłych oscypków i z głową pełną wrażeń zeszliśmy do kościółka na Wiktorówkach, napiliśmy się spokojnie słodkiej herbaty za "co łaska" i zadumaliśmy się nad tablicami ku pamięci tych, co zostali w górach...
Po zejściu do Małego Cichego, odwiedziliśmy jeszcze Karczmę u Maćka a potem padliśmy w naszej luksusowej kwaterze.
Plany na niedzielę były inne, ale ze względu na tłumik i tłumy postanowiliśmy z rana dojechć jakoś do Nowego Targu i tam z Kowańca pójść żółtym szlakiem na Turbacz. Od dawna chciałam być na mszy w Kaplicy Papieskiej na Wiselakówce. Znowu pobiliśmy życiowy rekord, żeby zdążyć na 11.00. W domu przezornie sprawdziłam w Internecie msze w Kościele na Wiktorówkach i ucieszyłam się, że trafimy między odpusty 02. i 15. sierpnia. Nie przewidziałam jednak zmiany planów i jedynej w roku Tischnerowskiej Mszy Ludzi Gór w Gorcach, właśnie 09. sierpnia. Na Wisielakówce powitał nas ... tłum większy niż w Tatrach! To się nazywa z deszczu pod rynnę Atmosfera jednak była tego warta. Poza tym nigdy jeszcze nie wchodziłam w takiej "procesji" do schroniska na Turbaczu i nigdy nie stałam w takiej kolejce do damskiej toalety Uciekliśmy stamtąd na Długą Halę, gdzie uraczyliśmy się żętycą i oscypkiem na wynos. W czasie zejścia żółtym szlakiem znowu towarzyszył nam folklor - miejscowi górale schodząc całymi rodzinami śpiewali w niebogłosy - rewelacja
Potem już tylko chwila prawdy, czy samochód odpali i ... sześciogodzinna podróż w korku przez Maków Podhalański i Oświęcim do domu.
Podsumowując, cóż... na Podhalu nie da się jednak uniknąć tłumów, ale ... i tak warto!
Zaczęło się w korku w okolicach Myślenic - nasz tłumik stał się niepokojąco głośny... Jakoś dokulaliśmy się na miejsce. Gospodarze polecili nam mechanika, ale szkoda było spędzić słonecznej soboty w warsztacie. Niech się dzieje wola nieba - powrót będzie z górki, może damy radę.
Wyruszyliśmy z Małego Cichego drogą wzdłuż Filipczańskiego Potoku. Trochę zmyliły nas znaki niebieskiego szlaku - na naszej mapie jeszcze ich tam nie ma. Po dojściu do trasy z Zakopanego musieliśmy kawałek przemaszerować poboczem ruchliwej drogi, koło Leśniczówki Zazadnia, aż do wylotu Doliny Filipka. Tam parking full, bramka TPNu i ... tłum. Uciekając przed czterdziestoosobową grupą idącą na mszę na Wiktorówki w niezłym tempie dotarliśmy na Rusinową Polanę. Tam... tłum. Na pocieszenie piękna panorama Tatr i rewelacyjne oscypki na gorąco popijane żętycą. Na tyle udobruchało to mojego Męża, że wyciągnął mnie morderczymi schodami na Gęsią Szyję. Warto się spocić (szyję mam do dzisiaj spieczoną jak gęś) - widoki coraz lepsze... tylko ten tłum... Przy zejściu usiedliśmy na chwilę na skraju łąki, żeby posłuchać dzwoneczków pasących się owiec. W głębi łąki siedziała większa grupa, popijając piwo i fotografując się ze stadem. I wtedy jak burza nadciągnął pijany baca z kijem i nie przebierając w słowach kazał wszystkim (nie bez racji) wyp*** na szlak. Na szczęście jego furia skierowała się przede wszystkim do tej grupy stojącej wśród jego stada. Na nieszczęście turyści też byli mocno rozochoceni piwem i jeden z nich pokazał bacy... nóż. Nie będę może cytować ich dyskusji, wyglądało to dość groźnie, w końcu turyści spuścili z tonu. Przy bacówce byliśmy świadkiem jak rozjuszony baca opowiadał swoim współbiesiadnikom: "Zabiłbym chłopa. Nóż mi pokozoł."
Poza tym obrazkiem mieliśmy jeszcze okazję obserwować parę nowożeńców z całym orszakiem w czasie sesji zdjęciowej na Rusinowej Polanie.
Po drugiej porcji ciepłych oscypków i z głową pełną wrażeń zeszliśmy do kościółka na Wiktorówkach, napiliśmy się spokojnie słodkiej herbaty za "co łaska" i zadumaliśmy się nad tablicami ku pamięci tych, co zostali w górach...
Po zejściu do Małego Cichego, odwiedziliśmy jeszcze Karczmę u Maćka a potem padliśmy w naszej luksusowej kwaterze.
Plany na niedzielę były inne, ale ze względu na tłumik i tłumy postanowiliśmy z rana dojechć jakoś do Nowego Targu i tam z Kowańca pójść żółtym szlakiem na Turbacz. Od dawna chciałam być na mszy w Kaplicy Papieskiej na Wiselakówce. Znowu pobiliśmy życiowy rekord, żeby zdążyć na 11.00. W domu przezornie sprawdziłam w Internecie msze w Kościele na Wiktorówkach i ucieszyłam się, że trafimy między odpusty 02. i 15. sierpnia. Nie przewidziałam jednak zmiany planów i jedynej w roku Tischnerowskiej Mszy Ludzi Gór w Gorcach, właśnie 09. sierpnia. Na Wisielakówce powitał nas ... tłum większy niż w Tatrach! To się nazywa z deszczu pod rynnę Atmosfera jednak była tego warta. Poza tym nigdy jeszcze nie wchodziłam w takiej "procesji" do schroniska na Turbaczu i nigdy nie stałam w takiej kolejce do damskiej toalety Uciekliśmy stamtąd na Długą Halę, gdzie uraczyliśmy się żętycą i oscypkiem na wynos. W czasie zejścia żółtym szlakiem znowu towarzyszył nam folklor - miejscowi górale schodząc całymi rodzinami śpiewali w niebogłosy - rewelacja
Potem już tylko chwila prawdy, czy samochód odpali i ... sześciogodzinna podróż w korku przez Maków Podhalański i Oświęcim do domu.
Podsumowując, cóż... na Podhalu nie da się jednak uniknąć tłumów, ale ... i tak warto!
„Życia nie mierzy się ilością oddechów, ale ilością chwil, które zapierają dech w piersiach.”
relacja i zdjęcia bardzo fajne
...ale zdjęcia 2 i 3 od góry są przerażające...
...ale zdjęcia 2 i 3 od góry są przerażające...
Ostatnio zmieniony 11 sierpnia 2009, 13:35 przez Elizz, łącznie zmieniany 1 raz.
Wcale się Mężowi nie dziwię! Te korki, te tłumy to cena, którą np. ja godzę się płacić za to że idę w Tatry. Ale nie każdy musi. Życzę wytrwałości żeby się Mąż nie zniechęcił bo rzeczywiście z tych zdjęć wieje grozą! Z tym że jak chodzi o Gorce to mieliście po prostu pecha.malgosiadg pisze:Raz w życiu byliśmy w Zakopanem na Krupówkach i powiedział, że nigdy więcej tam nie pojedzie
- malgosiadg
- Turysta
- Posty: 929
- Rejestracja: 03 kwietnia 2009, 11:47
Dziękuję za komentarze Tak myślałam, że zdjęcia tłumów zrobią wrażenie. To była nasza trzecia wizyta na Turbaczu (pierwszy raz szliśmy z Rabki przez Stare Wierchy a drugi z Koninek wiosną wśród krokusów) - nigdy nie było pusto, ale takiej ekstremy się nie spodziewałam. Natomiast w Tatrach to był nasz pierwszy raz, więc nie mam porównania. Zawsze spoglądaliśmy na szczyty Tatr z beskidzkich szlaków. A ponieważ jestem krótkowidzem, więc chciałam im się wreszcie przyjżeć z bliska Mój Mąż o dziwo nie powiedział tym razem "nigdy więcej", więc mam nadzieję, że pojedziemy po wakacjach, nie w weekend i z 2 noclegami, żeby wyjść skoro świt.
„Życia nie mierzy się ilością oddechów, ale ilością chwil, które zapierają dech w piersiach.”
- malgosiadg
- Turysta
- Posty: 929
- Rejestracja: 03 kwietnia 2009, 11:47
- malgosiadg
- Turysta
- Posty: 929
- Rejestracja: 03 kwietnia 2009, 11:47
no miło mi bardzo. Przyznam się, że dziwią nas szczerze te pochwały, bo zwykle marudziliśmy, że te nasze zdjęcia nigdy nie oddają tego piękna, które widzą oczy. Creation, jeśli chodzi o fotografowanie, to znajdziesz tutaj o wiele lepszych nauczycieli niż myCreation pisze:Bardzo dobre zdjęcia, widać że muszę się jeszcze sporo nauczyć o fotografowaniu górskiej przyrody, bo moje się nie umywają
A jeśli chodzi o tłumy, to bez dwóch zdań umniejszają urok. Już nie pamiętam, ile razy któreś z nas powtarzało "uciekajmy stąd", ale gdzie byśmy nie uciekli, to z deszczu pod rynnę. Taki pechowy był ten weekend, że aż... miało to swój urok
„Życia nie mierzy się ilością oddechów, ale ilością chwil, które zapierają dech w piersiach.”