Spontan w Taterki na jesienne kolorki
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1063
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Spontan w Taterki na jesienne kolorki
Część I - Baraniec
Zrobił się ciepły i słoneczny koniec lata. Pomysł wyjazdu powstał nagle, z dnia na dzień. W środę musiałem iść na służbowe piwo w pracy, co trochę rozwalało tydzień, ale żal było nie skorzystać z takiej pogody. Wymyśliłem, żeby pojechać do Przybyliny w słowackie Tatry Zachodnie. To taki najbardziej odległy rejon Tatr od Jaworzna, w związku z tym najsłabiej przeze mnie poznany. Czas nadrobić zaległości
U wylotu Doliny Raczkowej jest parę pensjonatów, ale wszędzie mieli pełne obłożenie na weekend. Na szczęście udało się zakwaterować na "Autocamp Račkova dolina", gdzie standard turystyczny zatrzymał się 40 lat temu, za to było bardzo blisko na szlak i tanio
Pierwsza wycieczka na Baraniec. Wychodzimy późno, dopiero o 11, ale trasa krótka. Jest upalnie jak na wrzesień, a kolory traw są po prostu obłędne.
Drzew w dole nie ma, więc od razu są widoki. W oddali Zadnia Kopa (Nižná Bystrá) - pozaszlakowy szczyt, na który chodzić NIE WOLNO.
Napieramy stromo w górę. Kiedyś szło się tędy pewnie gęstym lasem. Teraz bez drzew jest dużo fajniej. Uwielbiam takie trawki. Nawet uschnięte drzewa ładnie mi się tu komponują.
Chatka przy szlaku. Malutka, otwarta, żeby wejść trzeba się mocno schylić.
W środku dobrze wyposażona, wysprzątana. W zasadzie 2 osobowa, choć kolejne 2 osoby jakoś zmieszczą się na pięterku. Są karimaty, koce, nawet śpiwory.
Jest sklepik samoobsługowy z magnesikami, pamiątkowymi obrazkami.
Kasa, ale czy fiskalna?
Na koniec zaglądam jeszcze na zaplecze chatki i prawie padłem. Kolejny sklep, spożywczy. Można sobie kupić coś do jedzenia, ale przede wszystkim jest piwo! Słyszałem o takich wynalazkach, ale pierwszy raz zobaczyłem na żywo.
Idziemy dalej. Zaczynają się widoki.
Po prawej wystaje Krywań, a na wprost Boczny grzbiet Bystrej.
Przebijamy się przez kosówki. Po południowej stronie Tatr Zachodnich strefa kosówek jest bardzo rozległa.
Wraz ze wzrostem wysokości n.p.m. wysokość kosówek maleje, jest też coraz więcej miejsc odkrytych.
Widok wstecz.
Powoli opuszczamy kosówki.
Jagody i borówki na wypasie, można nieco podjeść, choć oczywiście NIE WOLNO.
Dolina Raczkowa z góry.
Widać już cel - Baraniec po lewej.
Zbliżamy się.
Widok wstecz.
Szczytujemy
Dalej szlak prowadzi na Rohacze.
Wyciągam po piwku. Ukochana nie wiedziała że mam
Od razu zapanowała radosna atmosfera
Pięknie jest. Widok w stronę Banówki.
Schodzimy innym grzbietem.
Ostatnie spojrzenia w kierunku Barńca.
Przed nami kosówki.
Widok na Niżne Tatry.
Na koniec strome zejście wśród traw.
Potem jeszcze godzinkę magistralą pod Tatrami w porze zachodu słońca.
Bardzo przyjemny i wyciszający odcinek.
Tak upłynął pierwszy dzień tego spontanicznego i niespodziewanego wyjazdu.
C.D.N.
Zrobił się ciepły i słoneczny koniec lata. Pomysł wyjazdu powstał nagle, z dnia na dzień. W środę musiałem iść na służbowe piwo w pracy, co trochę rozwalało tydzień, ale żal było nie skorzystać z takiej pogody. Wymyśliłem, żeby pojechać do Przybyliny w słowackie Tatry Zachodnie. To taki najbardziej odległy rejon Tatr od Jaworzna, w związku z tym najsłabiej przeze mnie poznany. Czas nadrobić zaległości
U wylotu Doliny Raczkowej jest parę pensjonatów, ale wszędzie mieli pełne obłożenie na weekend. Na szczęście udało się zakwaterować na "Autocamp Račkova dolina", gdzie standard turystyczny zatrzymał się 40 lat temu, za to było bardzo blisko na szlak i tanio
Pierwsza wycieczka na Baraniec. Wychodzimy późno, dopiero o 11, ale trasa krótka. Jest upalnie jak na wrzesień, a kolory traw są po prostu obłędne.
Drzew w dole nie ma, więc od razu są widoki. W oddali Zadnia Kopa (Nižná Bystrá) - pozaszlakowy szczyt, na który chodzić NIE WOLNO.
Napieramy stromo w górę. Kiedyś szło się tędy pewnie gęstym lasem. Teraz bez drzew jest dużo fajniej. Uwielbiam takie trawki. Nawet uschnięte drzewa ładnie mi się tu komponują.
Chatka przy szlaku. Malutka, otwarta, żeby wejść trzeba się mocno schylić.
W środku dobrze wyposażona, wysprzątana. W zasadzie 2 osobowa, choć kolejne 2 osoby jakoś zmieszczą się na pięterku. Są karimaty, koce, nawet śpiwory.
Jest sklepik samoobsługowy z magnesikami, pamiątkowymi obrazkami.
Kasa, ale czy fiskalna?
Na koniec zaglądam jeszcze na zaplecze chatki i prawie padłem. Kolejny sklep, spożywczy. Można sobie kupić coś do jedzenia, ale przede wszystkim jest piwo! Słyszałem o takich wynalazkach, ale pierwszy raz zobaczyłem na żywo.
Idziemy dalej. Zaczynają się widoki.
Po prawej wystaje Krywań, a na wprost Boczny grzbiet Bystrej.
Przebijamy się przez kosówki. Po południowej stronie Tatr Zachodnich strefa kosówek jest bardzo rozległa.
Wraz ze wzrostem wysokości n.p.m. wysokość kosówek maleje, jest też coraz więcej miejsc odkrytych.
Widok wstecz.
Powoli opuszczamy kosówki.
Jagody i borówki na wypasie, można nieco podjeść, choć oczywiście NIE WOLNO.
Dolina Raczkowa z góry.
Widać już cel - Baraniec po lewej.
Zbliżamy się.
Widok wstecz.
Szczytujemy
Dalej szlak prowadzi na Rohacze.
Wyciągam po piwku. Ukochana nie wiedziała że mam
Od razu zapanowała radosna atmosfera
Pięknie jest. Widok w stronę Banówki.
Schodzimy innym grzbietem.
Ostatnie spojrzenia w kierunku Barńca.
Przed nami kosówki.
Widok na Niżne Tatry.
Na koniec strome zejście wśród traw.
Potem jeszcze godzinkę magistralą pod Tatrami w porze zachodu słońca.
Bardzo przyjemny i wyciszający odcinek.
Tak upłynął pierwszy dzień tego spontanicznego i niespodziewanego wyjazdu.
C.D.N.
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1063
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Spontan w Taterki na jesienne kolorki
Część II - Bystra
To był w zasadzie mój główny plan górski na ten rok. Wyjść na Bystrą, od południowej strony, grzbietem przez Jeżową Kopę i Zadnią Kopę. Czytałem relację, że to fajna przygoda, a i tu na forum polecono mi tą trasę.
Odsypiamy wczesne wstawanie w dniu dojazdu, wyruszamy na spokojnie o 8 rano. Jest rześko, słońce operuje intensywnie.
Kolorki mają się dobrze
Wstyd się przyznać, ale gubimy się na magistrali. Najpierw z powodu zwykłej niedbałości, nie patrzyłem gdzie idzie szlak, bo wydawało mi się, że tu się nie da zgubić. Potem zakładałem, że nie ma oznaczeń, bo ścięli drzewa, w końcu miałem nadzieję, że przecież i tak dojdziemy, najwyżej ciut inną drogą. Na koniec jak już nie było wyjścia zrobiłem skrót i prawie zginęliśmy w chaszczach.
Odnaleźliśmy się tracąc godzinę.
Takie chatki mają Słowacy pod Tatrami.
Niestety Ukochana oznajmiła, że ma kontuzję po wczorajszym schodzeniu z Barańca i robi sobie dzień wypoczynkowy. Rozstaliśmy się przy wejściu do Doliny Bystrej. Tak wygląda szlak idący doliną u jej wylotu.
A tak wygląda pozaszlak na Ježovą.
Najwyraźniej ktoś się tymi ścieżkami opiekuje.
W komfortowych warunkach nabieram wysokości i nawet trochę żałuję, że jest tak łatwo.
W pewnym momencie ścieżka przecina kawałek lasu i tu zaczynają się problemy. Rozdziela się na wiele podścieżek, z których każda kończy się ślepą uliczką w kosówce. Sprawdzam trzy warianty, potem się cofam, sprawdzam kolejne. Zgubiłem się i nawet nie wiem czy właściwa ścieżka jest z prawej, czy z lewej.
Dobrze, że Ukochana rozsądnie zrezygnowała już na wstępie, bo miałbym pozew rozwodowy w przygotowaniu A ja cóż, walczę sobie z chaszczami, w końcu jestem w swoim żywiole Wystarczy trochę determinacji i już się odnalazłem, na dodatek dość wysoko
Znowu jest luksusowa ścieżka w kosówkach.
Z góry obserwują mnie parolotniarze.
Dzikie zwierzęta, kiedy wyczują zapach Tobiego to pędzą na złamanie karku i giną w przepaściach, albo padają z wycieńczenia po kilkuset kilometrach.
Z ulgą wychodzę w obszar z trawkami. Teraz już tylko pyk i jestem na górze.
Idę, sapię, zmieniają się kolory. Oczywiście wiem, że to co wydaje się już szczytem to na pewno nim nie jest, bo szczyt się dopiero wyłania dalej. I tak się można zapętlić.
Idę a końca nie widać. Ileż można tych przedszczytków porobić?
W końcu jestem. Teraz pyk po płaskim i jestem na Bystrej. No może nie tak pyk, Bystra widoczna z prawej. Nižná Bystrá pośrodku. Między mną z Niżną jakaś góra, między Niżną a Bystrą też coś jest, nie do końca widać co.
Ale jest pięknie, idę. Patrzę w stronę Krywania.
Ewidentnie się zbliżam. Przewyższenia pomiędzy poszczególnymi szczytami jakby się powiększały.
Nižná Bystrá już blisko.
Widok na Bystrą. Jeszcze będzie do niej kawałek.
Szczytuję. Widok na Starorobociański.
Kominiarski, Ornak.
Zejście trochę mnie zaskakuje. Jest stromo, trzeba trochę kombinować. Szukać drogi.
Dobrze, ze mam Tobiego, jemu zawsze się chce gdzieś podskoczyć i zobaczyć co jest po drugiej stronie
Za nami stromy skalisty fragment trasy. Nie jakoś przesadnie trudno, ale nie nastawiałem się na takie "wspinanie". Czasu trochę zeszło.
A przede mną dalsze przygody. Jednak jest po drodze jeszcze coś do pokonania.
Zmęczenie narasta, ale jest pięknie. Są kolorki.
Są fajne widoki na boki. Na północy Kominiarski.
Na południu Kotłowa.
Widok wstecz. Dokładnie tędy przeszedłem.
Odpoczynek przed ostatnim podejściem.
Na Bystrej jestem 17:20, ponad 9 godzin zajęło dotarcie tutaj od wyjścia z kwatery.
Trzeba się sprężyć na powrocie.
Tobi spogląda na ciemną stronę.
Baraniec na ostatnim planie, Otargańce przed nim.
Tobi chce najwyraźniej wracać bezszlakowo przez Kotłową. Ja jednak odpuszczam i decyduję się zejść szlakiem. Choć widok ścieżki na Kotłową jest przecudny.
Bystra w zachodzącym słońcu.
Widok w dół, dolina już w całkowitym cieniu.
Pędzę w dół ile sił, ale Tobi i tak jest szybszy, co chwilę musi na mnie czekać
Docieram do wylotu doliny łapiąc poświatę zachodu na Krywaniu.
A potem magistralą na kwatery. Zejście z Bystrej i dojście magistralą do Doliny Raczkowej zajęło mi niecałe 3 godziny. Niezłe tempo jak na emeryta.
Plan na Bystrą zrealizowany. Radość jest wielka
C.D.N.
To był w zasadzie mój główny plan górski na ten rok. Wyjść na Bystrą, od południowej strony, grzbietem przez Jeżową Kopę i Zadnią Kopę. Czytałem relację, że to fajna przygoda, a i tu na forum polecono mi tą trasę.
Odsypiamy wczesne wstawanie w dniu dojazdu, wyruszamy na spokojnie o 8 rano. Jest rześko, słońce operuje intensywnie.
Kolorki mają się dobrze
Wstyd się przyznać, ale gubimy się na magistrali. Najpierw z powodu zwykłej niedbałości, nie patrzyłem gdzie idzie szlak, bo wydawało mi się, że tu się nie da zgubić. Potem zakładałem, że nie ma oznaczeń, bo ścięli drzewa, w końcu miałem nadzieję, że przecież i tak dojdziemy, najwyżej ciut inną drogą. Na koniec jak już nie było wyjścia zrobiłem skrót i prawie zginęliśmy w chaszczach.
Odnaleźliśmy się tracąc godzinę.
Takie chatki mają Słowacy pod Tatrami.
Niestety Ukochana oznajmiła, że ma kontuzję po wczorajszym schodzeniu z Barańca i robi sobie dzień wypoczynkowy. Rozstaliśmy się przy wejściu do Doliny Bystrej. Tak wygląda szlak idący doliną u jej wylotu.
A tak wygląda pozaszlak na Ježovą.
Najwyraźniej ktoś się tymi ścieżkami opiekuje.
W komfortowych warunkach nabieram wysokości i nawet trochę żałuję, że jest tak łatwo.
W pewnym momencie ścieżka przecina kawałek lasu i tu zaczynają się problemy. Rozdziela się na wiele podścieżek, z których każda kończy się ślepą uliczką w kosówce. Sprawdzam trzy warianty, potem się cofam, sprawdzam kolejne. Zgubiłem się i nawet nie wiem czy właściwa ścieżka jest z prawej, czy z lewej.
Dobrze, że Ukochana rozsądnie zrezygnowała już na wstępie, bo miałbym pozew rozwodowy w przygotowaniu A ja cóż, walczę sobie z chaszczami, w końcu jestem w swoim żywiole Wystarczy trochę determinacji i już się odnalazłem, na dodatek dość wysoko
Znowu jest luksusowa ścieżka w kosówkach.
Z góry obserwują mnie parolotniarze.
Dzikie zwierzęta, kiedy wyczują zapach Tobiego to pędzą na złamanie karku i giną w przepaściach, albo padają z wycieńczenia po kilkuset kilometrach.
Z ulgą wychodzę w obszar z trawkami. Teraz już tylko pyk i jestem na górze.
Idę, sapię, zmieniają się kolory. Oczywiście wiem, że to co wydaje się już szczytem to na pewno nim nie jest, bo szczyt się dopiero wyłania dalej. I tak się można zapętlić.
Idę a końca nie widać. Ileż można tych przedszczytków porobić?
W końcu jestem. Teraz pyk po płaskim i jestem na Bystrej. No może nie tak pyk, Bystra widoczna z prawej. Nižná Bystrá pośrodku. Między mną z Niżną jakaś góra, między Niżną a Bystrą też coś jest, nie do końca widać co.
Ale jest pięknie, idę. Patrzę w stronę Krywania.
Ewidentnie się zbliżam. Przewyższenia pomiędzy poszczególnymi szczytami jakby się powiększały.
Nižná Bystrá już blisko.
Widok na Bystrą. Jeszcze będzie do niej kawałek.
Szczytuję. Widok na Starorobociański.
Kominiarski, Ornak.
Zejście trochę mnie zaskakuje. Jest stromo, trzeba trochę kombinować. Szukać drogi.
Dobrze, ze mam Tobiego, jemu zawsze się chce gdzieś podskoczyć i zobaczyć co jest po drugiej stronie
Za nami stromy skalisty fragment trasy. Nie jakoś przesadnie trudno, ale nie nastawiałem się na takie "wspinanie". Czasu trochę zeszło.
A przede mną dalsze przygody. Jednak jest po drodze jeszcze coś do pokonania.
Zmęczenie narasta, ale jest pięknie. Są kolorki.
Są fajne widoki na boki. Na północy Kominiarski.
Na południu Kotłowa.
Widok wstecz. Dokładnie tędy przeszedłem.
Odpoczynek przed ostatnim podejściem.
Na Bystrej jestem 17:20, ponad 9 godzin zajęło dotarcie tutaj od wyjścia z kwatery.
Trzeba się sprężyć na powrocie.
Tobi spogląda na ciemną stronę.
Baraniec na ostatnim planie, Otargańce przed nim.
Tobi chce najwyraźniej wracać bezszlakowo przez Kotłową. Ja jednak odpuszczam i decyduję się zejść szlakiem. Choć widok ścieżki na Kotłową jest przecudny.
Bystra w zachodzącym słońcu.
Widok w dół, dolina już w całkowitym cieniu.
Pędzę w dół ile sił, ale Tobi i tak jest szybszy, co chwilę musi na mnie czekać
Docieram do wylotu doliny łapiąc poświatę zachodu na Krywaniu.
A potem magistralą na kwatery. Zejście z Bystrej i dojście magistralą do Doliny Raczkowej zajęło mi niecałe 3 godziny. Niezłe tempo jak na emeryta.
Plan na Bystrą zrealizowany. Radość jest wielka
C.D.N.
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1063
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Spontan w Taterki na jesienne kolorki
Część III - Wołowiec
Znowu pospaliśmy długo i na szlak wyruszyliśmy o 8. U mnie wrócił nieprzyjemny ból kolana, odnowiła się kontuzja, która utrudniała mi życie przez ostatnie 2 lata. Ukochana czuła się lepiej, ale też bez rewelacji. Byliśmy więc zespołem pokręconych emerytów stękających przy każdym kroku
Zaproponowałem spokojne przejście Doliną Jamnicką nad jeziorka. Nie wspomniałem, że to spory kawałek
Po drodze duża wypasiona chatka. Nawet z gaśnicą. Przeszukałem ją dokładnie, ale sklepiku z piwem nie znalazłem
Do jeziorek jest daleko i są wysoko.
Widok wstecz na Otargańce.
Otwiera się Kocioł Jamnickich Stawów z charakterystycznym widokiem na Rohacz Ostry.
Po prawej trawy na Łopacie wręcz świecą.
Bardzo nam się tutaj spodobało.
Niżni Jamnicki Staw.
Ukochana odpoczywa, ja go sobie obchodzę dookoła.
Tobi wprowadza do stawu psie zarazki.
Widać jak od razu kijanki wiją się z bólu, niektóre już padły.
Postanawiamy iść dalej - na Wołowiec.
Jesienne kolorki
Kocioł z góry. Na wprost Łopata, obok Jarząbczy Wierch, z prawej Raczkowa Czuba.
Scieżka w górę. Taka w sam raz. Gdyby to było w Polsce, pewnie byłaby rozdeptana w szeroki chodnik.
Z tyłu zaczyna wystawać Starorobociański, a na prawo od Raczkowej Czuby pojawia się Wyżnia Magura.
Jest i Wyżni Jamnicki Staw.
Przed nami końcówka podejścia na Jamnicką Przełęcz.
A potem Wołowiec.
Widok wstecz na Grań Rohaczy.
Jamnicki staw z góry.
Schodzimy na drugą stronę Wołowca.
Przed nami trawers Łopaty.
Ale my nim już nie idziemy. Skręcamy w dół na bezszlakową scieżkę i robimy sobie mały popas.
Widok w stronę Wołowca.
Schodzimy nad Jamnicki Staw.
Ehh kolorki
Dla Tobiego nie miałem dzisiaj wody, więc wypuścił się przodem aby znowu napić się ze stawu, jednak cały czas patrzył, gdzie jesteśmy, żeby nas nie zgubić.
Rozpoczynamy zejście tym samym szlakiem, którym rano tu przysziśmy.
Oj dłużyło się zejście a nóżki bolały.
Taki to był dzień, nazwijmy go regeneracyjnym.
Kocioł Jamnickich Stawów - moim zdaniem najładniejsze miejsce z całego wyjazdu. Nie byłem tam nigdy wcześniej, zawsze oglądałem go tylko z góry.
C.D.N.
Znowu pospaliśmy długo i na szlak wyruszyliśmy o 8. U mnie wrócił nieprzyjemny ból kolana, odnowiła się kontuzja, która utrudniała mi życie przez ostatnie 2 lata. Ukochana czuła się lepiej, ale też bez rewelacji. Byliśmy więc zespołem pokręconych emerytów stękających przy każdym kroku
Zaproponowałem spokojne przejście Doliną Jamnicką nad jeziorka. Nie wspomniałem, że to spory kawałek
Po drodze duża wypasiona chatka. Nawet z gaśnicą. Przeszukałem ją dokładnie, ale sklepiku z piwem nie znalazłem
Do jeziorek jest daleko i są wysoko.
Widok wstecz na Otargańce.
Otwiera się Kocioł Jamnickich Stawów z charakterystycznym widokiem na Rohacz Ostry.
Po prawej trawy na Łopacie wręcz świecą.
Bardzo nam się tutaj spodobało.
Niżni Jamnicki Staw.
Ukochana odpoczywa, ja go sobie obchodzę dookoła.
Tobi wprowadza do stawu psie zarazki.
Widać jak od razu kijanki wiją się z bólu, niektóre już padły.
Postanawiamy iść dalej - na Wołowiec.
Jesienne kolorki
Kocioł z góry. Na wprost Łopata, obok Jarząbczy Wierch, z prawej Raczkowa Czuba.
Scieżka w górę. Taka w sam raz. Gdyby to było w Polsce, pewnie byłaby rozdeptana w szeroki chodnik.
Z tyłu zaczyna wystawać Starorobociański, a na prawo od Raczkowej Czuby pojawia się Wyżnia Magura.
Jest i Wyżni Jamnicki Staw.
Przed nami końcówka podejścia na Jamnicką Przełęcz.
A potem Wołowiec.
Widok wstecz na Grań Rohaczy.
Jamnicki staw z góry.
Schodzimy na drugą stronę Wołowca.
Przed nami trawers Łopaty.
Ale my nim już nie idziemy. Skręcamy w dół na bezszlakową scieżkę i robimy sobie mały popas.
Widok w stronę Wołowca.
Schodzimy nad Jamnicki Staw.
Ehh kolorki
Dla Tobiego nie miałem dzisiaj wody, więc wypuścił się przodem aby znowu napić się ze stawu, jednak cały czas patrzył, gdzie jesteśmy, żeby nas nie zgubić.
Rozpoczynamy zejście tym samym szlakiem, którym rano tu przysziśmy.
Oj dłużyło się zejście a nóżki bolały.
Taki to był dzień, nazwijmy go regeneracyjnym.
Kocioł Jamnickich Stawów - moim zdaniem najładniejsze miejsce z całego wyjazdu. Nie byłem tam nigdy wcześniej, zawsze oglądałem go tylko z góry.
C.D.N.
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1063
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Spontan w Taterki na jesienne kolorki
Część IV - Kotłowa
Ostatniego dnia postanowiliśmy iść na Kotłową... czyli tam gdzie chciał iść Tobi jak schodziliśmy z Bystrej Podjechaliśmy do Podbanské, tam o dziwo parking wciąż darmowy, ciekawe jak długo. Wyruszyliśmy magistralą w kierunku zachodnim. Po drodze oglądaliśmy jak wyglądają zbocza w stronę Kotłowej. Są to tereny pozbawione drzew, ale drogi zwózkowe już od paru lat zarastają. Stwierdziliśmy, że będzie pewniej wyjść na Kotłową szlakiem.
Wchodzimy więc normalnie do Doliny Bystrej.
Ukochana idzie z kijkami ekologicznymi Moje kolano ma się lepiej. Ogólnie jeszcze nie umieramy.
Szlak jest wąską scieżką idącą długo dnem doliny wzdłuż strumienia.
Wyżej jeszcze kwitnie wierzbówka kiprzyca.
Wyłania się Niżnia Bystra.
Wychodzimy na wysokie piętro doliny.
Kawałek płaskiego. Przyjemny moment
Widok w stronę Bystrej.
Widok wstecz w stronę Jeżowej. Tym grzbietem szedłem.
Przed nami ostatnie bardzo strome podejście na grzbiet.
Widoczek w dół.
Jesteśmy na przełęczy. Widok na drugą stronę. Kamienista i grzbiet, którym kilka lat temu schodziłem. W oddali Tatry Wysokie.
Porzucamy szlak i idziemy na Kotłową.
Widok wstecz na Bystrą.
Przed nami Kotłowa. Jest to bardzo przyjemny i malowniczy odcinek.
Ponownie widok wstecz.
Już prawie na Kotłowej.
Ukochana szczytuje
Poszło łatwo, ale tego się spodziewaliśmy. Planujemy teraz zjeść i odpocząć, ale korci mnie zobaczyć jak dalej wygląda ścieżka. Widok na drugą stronę w kierunku Doliny Kamienistej.
Delikatną ścieżkę widać w trawach, ale w kosówkach żadnej. Zoomuję aparatem i przeszukuję morze kosówek. Wydaje mi się, że na środku jakby coś było. Uznaję, że będziemy próbować się przebijać.
Wracam na szczyt. Widok na Dolinę Kamienistą i Pyszniańską Przełęcz.
Parolotniarze latają.
Fajne to musi być tak sobie latać.
No nic, pora ruszać w dół. Ahoj przygodo
Dość szybko dochodzimy do granicy kosówki i nie ma przez nią luksusowej ścieżki.
To co jest, wygląda tak.
Ścieżka zarosła. Kosówka zdecydowanie wymaga poprzycinania. Jednak ślad widać, są stare przycięcia, decydujemy się napierać. Problem polega na tym, że pas kosówek jest naprawdę spory. Napieramy więc długo licząc, że będzie coraz lepiej, ale nie za bardzo widać tendencję do poprawy. Są odcinki dla piesków, czyli piesek idzie wygodnie, a ludzie pełzają.
Są odcinki lepsze, z polankami. Niestety czasem jest tak, że z polanki właściwa ścieżka schodzi w bok, ale wielu ludzi idzie i wydeptuje na wprost. Potem taka odnoga kończy się nagle w kosówce kilkoma ślepymi odgałęzieniami. Trzeba się wracać w górę i szukać właściwej drogi. Jest to wyczerpujące i stresujące. Im niżej się zeszło, tym gorsza perspektywa powrotu "po śladach". Chodzenie w kosówkach jest dla ludzi twardych.
Musiało być naprawdę ciężko, bo przeglądając zdjęcia mam sporą lukę. Po prostu przez jakiś czas ich nie robiłem, a zwykle robię w trybie ciągłym. W każdym razie doszliśmy do cywilizacji. Jest chatka, więc jesteśmy uratowani
Sporo mają tych chatek i wszystkie w bardzo dobrym stanie. Piwa nie było Ale to chatka chyba dla prawdziwych koneserów, nie sądzę, żeby docierały tu tłumy. Natomiast okolica chatki bardzo ładnie zagospodarowana, nawet trawa na ścieżkach wykoszona.
Do chatki przyszliśmy od góry, do wyboru mieliśmy 3 ścieżki. Na pierwszy ogień poszła ścieżka prosto w dół. Skończyła się po 20 metrach
Wróciliśmy i poszliśmy w prawo. Ta ścieżka wyglądała najlepiej. Po kilkuset metrach miałem pewność, że to ta właściwa. Doskonale przetarta, nawet pnie zwalonych drzew poprzycinane. Jakież było zdziwienie, kiedy po 10 minutach doszliśmy do strumyka i dalej już nie było żadnej możliwości. To było tylko dojście do wody.
Wróciliśmy do chatki i poszliśmy ostatnią opcją. To była dobra droga.
Bez problemów zeszliśmy na dół.
Jeszcze na koniec 15 minut szlakiem i można wracać do domu
Zejście z Kotłowej bardzo fajne, wymagające, dla koneserów. Ta adrenalina podczas błądzenia w kosówkach jest jak narkotyk.
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w Zubercu, gdzie dają najlepsze hamburgery na świecie. Nie żartuję, naprawdę najlepsze bezapelacyjnie!
Spontaniczny wyjazd w Tatry był bardzo udany. 4 solidne wycieczki, praktycznie wszystkie po nowych dla mnie terenach. To był ostatni niezeksplorowany przeze mnie rejon Tatr.
Ukochana bardzo dzielna. Mimo kontuzji, spowodowanej prawdopodobnie zbyt szybkim schodzeniem z Barańca, potem bardzo dzielnie walczyła w kolejnych dniach. Tobi również dzielny, choć na tym wyjeździe nie miał okazji żeby się jakoś specjalnie wykazywać. Myślę, że długotrwała kontuzja kolana się u mnie nie odnowiła, mogę zrobić przysiad
THE END
Ostatniego dnia postanowiliśmy iść na Kotłową... czyli tam gdzie chciał iść Tobi jak schodziliśmy z Bystrej Podjechaliśmy do Podbanské, tam o dziwo parking wciąż darmowy, ciekawe jak długo. Wyruszyliśmy magistralą w kierunku zachodnim. Po drodze oglądaliśmy jak wyglądają zbocza w stronę Kotłowej. Są to tereny pozbawione drzew, ale drogi zwózkowe już od paru lat zarastają. Stwierdziliśmy, że będzie pewniej wyjść na Kotłową szlakiem.
Wchodzimy więc normalnie do Doliny Bystrej.
Ukochana idzie z kijkami ekologicznymi Moje kolano ma się lepiej. Ogólnie jeszcze nie umieramy.
Szlak jest wąską scieżką idącą długo dnem doliny wzdłuż strumienia.
Wyżej jeszcze kwitnie wierzbówka kiprzyca.
Wyłania się Niżnia Bystra.
Wychodzimy na wysokie piętro doliny.
Kawałek płaskiego. Przyjemny moment
Widok w stronę Bystrej.
Widok wstecz w stronę Jeżowej. Tym grzbietem szedłem.
Przed nami ostatnie bardzo strome podejście na grzbiet.
Widoczek w dół.
Jesteśmy na przełęczy. Widok na drugą stronę. Kamienista i grzbiet, którym kilka lat temu schodziłem. W oddali Tatry Wysokie.
Porzucamy szlak i idziemy na Kotłową.
Widok wstecz na Bystrą.
Przed nami Kotłowa. Jest to bardzo przyjemny i malowniczy odcinek.
Ponownie widok wstecz.
Już prawie na Kotłowej.
Ukochana szczytuje
Poszło łatwo, ale tego się spodziewaliśmy. Planujemy teraz zjeść i odpocząć, ale korci mnie zobaczyć jak dalej wygląda ścieżka. Widok na drugą stronę w kierunku Doliny Kamienistej.
Delikatną ścieżkę widać w trawach, ale w kosówkach żadnej. Zoomuję aparatem i przeszukuję morze kosówek. Wydaje mi się, że na środku jakby coś było. Uznaję, że będziemy próbować się przebijać.
Wracam na szczyt. Widok na Dolinę Kamienistą i Pyszniańską Przełęcz.
Parolotniarze latają.
Fajne to musi być tak sobie latać.
No nic, pora ruszać w dół. Ahoj przygodo
Dość szybko dochodzimy do granicy kosówki i nie ma przez nią luksusowej ścieżki.
To co jest, wygląda tak.
Ścieżka zarosła. Kosówka zdecydowanie wymaga poprzycinania. Jednak ślad widać, są stare przycięcia, decydujemy się napierać. Problem polega na tym, że pas kosówek jest naprawdę spory. Napieramy więc długo licząc, że będzie coraz lepiej, ale nie za bardzo widać tendencję do poprawy. Są odcinki dla piesków, czyli piesek idzie wygodnie, a ludzie pełzają.
Są odcinki lepsze, z polankami. Niestety czasem jest tak, że z polanki właściwa ścieżka schodzi w bok, ale wielu ludzi idzie i wydeptuje na wprost. Potem taka odnoga kończy się nagle w kosówce kilkoma ślepymi odgałęzieniami. Trzeba się wracać w górę i szukać właściwej drogi. Jest to wyczerpujące i stresujące. Im niżej się zeszło, tym gorsza perspektywa powrotu "po śladach". Chodzenie w kosówkach jest dla ludzi twardych.
Musiało być naprawdę ciężko, bo przeglądając zdjęcia mam sporą lukę. Po prostu przez jakiś czas ich nie robiłem, a zwykle robię w trybie ciągłym. W każdym razie doszliśmy do cywilizacji. Jest chatka, więc jesteśmy uratowani
Sporo mają tych chatek i wszystkie w bardzo dobrym stanie. Piwa nie było Ale to chatka chyba dla prawdziwych koneserów, nie sądzę, żeby docierały tu tłumy. Natomiast okolica chatki bardzo ładnie zagospodarowana, nawet trawa na ścieżkach wykoszona.
Do chatki przyszliśmy od góry, do wyboru mieliśmy 3 ścieżki. Na pierwszy ogień poszła ścieżka prosto w dół. Skończyła się po 20 metrach
Wróciliśmy i poszliśmy w prawo. Ta ścieżka wyglądała najlepiej. Po kilkuset metrach miałem pewność, że to ta właściwa. Doskonale przetarta, nawet pnie zwalonych drzew poprzycinane. Jakież było zdziwienie, kiedy po 10 minutach doszliśmy do strumyka i dalej już nie było żadnej możliwości. To było tylko dojście do wody.
Wróciliśmy do chatki i poszliśmy ostatnią opcją. To była dobra droga.
Bez problemów zeszliśmy na dół.
Jeszcze na koniec 15 minut szlakiem i można wracać do domu
Zejście z Kotłowej bardzo fajne, wymagające, dla koneserów. Ta adrenalina podczas błądzenia w kosówkach jest jak narkotyk.
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w Zubercu, gdzie dają najlepsze hamburgery na świecie. Nie żartuję, naprawdę najlepsze bezapelacyjnie!
Spontaniczny wyjazd w Tatry był bardzo udany. 4 solidne wycieczki, praktycznie wszystkie po nowych dla mnie terenach. To był ostatni niezeksplorowany przeze mnie rejon Tatr.
Ukochana bardzo dzielna. Mimo kontuzji, spowodowanej prawdopodobnie zbyt szybkim schodzeniem z Barańca, potem bardzo dzielnie walczyła w kolejnych dniach. Tobi również dzielny, choć na tym wyjeździe nie miał okazji żeby się jakoś specjalnie wykazywać. Myślę, że długotrwała kontuzja kolana się u mnie nie odnowiła, mogę zrobić przysiad
THE END