Nasze grackie wakacje - 26.06-03.07.2023r.
: 15 sierpnia 2023, 22:12
Na przełomie czerwca i lipca byliśmy z Dorotką na Krecie. Krajobraz wyspy jest niezwykle urozmaicony, pofałdowany z licznymi dolinami, stromymi wzgórzami, wąwozami, cichymi wioskami schowanych w górach, czy gajami oliwnymi i cytrusowymi. Kreta jest dużą wyspą dlatego zwiedzanie jej należy podzielić przynajmniej na dwa wyjazdy (i to też naszym zdaniem za mało). My swoje pierwsze kroki kierujemy na zachodnią część wyspy. Miejscem gdzie zatrzymamy się na tydzień jest płaskowyż Omalos, dokładniej Omalos - hotel.
W ciągu tych kilku dni, które spędziliśmy na Krecie przeszliśmy min. najdłuższy wąwóz w Europie, Samaria.
Liczy on sobie 16 km, z czego 3 km to dojście do miasteczka Agia Roumeli.
położonego na wybrzeżu Morza Libijskiego.
Trasa prowadzi dnem kanionu,
pośród skał, obok
nieistniejącej wioski Samaria do spektakularnych Żelaznych Wrót.
Trzy skalne bramy,
z których ostatnia
ma 210 cm szerokości przy ponad 300 m wysokości robią niesamowite wrażenie.
Zwieńczeniem wycieczki jest orzeźwiająca kąpiel w morzu.
Będąc w tej części wyspy nie sposób nie zwiedzić dawnej stolicy Krety, Chanii(1898-1971 r). Na przestrzeni wieków miasto należało w zależności od okresu do Wenecjan, Turków i Kreteńczyków.
I to właśnie sprawiło, że jest tak różnorodne. Najlepiej widać to w starej części miasta. Wystarczy wejść w obręb dobrze zachowanych weneckich murów obronnych i zatopić się w plątaninie wąskich
uliczek by ulec zauroczeniu. Wenecki port z XIV w, którego niewielkie nadbrzeże okolone jest kolorowymi kamieniczkami
w promieniach słońca wygląda bajecznie.
Spacerując po dzielnicy portowej w oczy rzuca się kilka budowli min. okazały meczet Janczarów z 1645 r,
pamiątka po okupacji tureckiej,
Wielki Arsenał, czy widoczna z daleka latarnia morska z XVI w - symbol Chanii.
Turcy nadali jej kształt minaretu. Można do niej dojść po kamiennym falochronie.
Po drugiej stronie portu znajduje się Fort Firkas.
Spacerujemy ciasnymi uliczkami wciśniętymi między kolorowe kamieniczki, a
na koniec pobytu w Chanii postanowiliśmy zrelaksować się w ciepłym kreteńskim morzu.
Kreta obfituje w różnej wielkości i długości wąwozy. Kolejnym naturalnym zabytkiem, który przeszliśmy jest Wąwóz Aradena.
Początek kanionu umiejscowiony jest w opustoszałej
w latach 50 tych wsi Aradena
i aby się do niej dostać należy przejechać przez długi na 84 m most,
który zwieszony jest na 138 m nad ziemią. Łączy on oba brzegi wąwozu. Powstał dopiero w 1986 r. A nie zawsze tak było. Wcześniej mieszkańcy tych okolic aby przedostać się na drugą stronę wąwozu musieli schodzić na dno kanionu
i wspinać się przeciwległym zboczem. Głęboki kanion
nie jest tak oblegany jak inne wąwozy.
Panuje tu cisza i spokój,
spotkać można tylko pojedynczych turystów i
wszech obecne kozy.
Szlak przez Aradenę kończy się przy morzu,
my planując wycieczkę musieliśmy uwzględnić tzw. pętelkę żeby wrócić do samochodu. Dlatego gdy pojawia się czerwona strzałka kierujemy się za nią w stronę wioski Livaniana.
Zostawiamy w dole wąwóz i wspinamy się na płaskowyż o tej samej nazwie co wieś. Po wyczerpującym marszu w pełnym słońcu ukojenie znajdujemy w małej tawernie,
gdzie stary Grek jak dowiedział się skąd i dokąd idziemy nie był już zdziwiony donosząc nam co chwila zimne napoje. Poczęstował nas nawet domowymi ciasteczkami. Kończymy naszą długą pętelkę. Zjeżdżamy drogą, która wije się wschodnim
zboczam Gór Białych do przedmieścia Chanii i dalej wspinamy się górskimi serpentynami do Omalos.
Mieliśmy przyjemność mieszkać w hotelu prowadzonym przez bardzo miłą rodzinę. Seniorka rodu
od samego początku bardzo interesowała się naszymi planami pobytu na wyspie. Proponowała nam miejsca warte zobaczenia. I codziennie częstowała nas domowymi przysmakami i rakiją.
Postanowiliśmy zwiedzić kolejne z polecanych miejsc, które faktycznie jest uwzględnione jako atrakcja na kreteńskiej mapie. Mowa jest o Botanical Park,
który położony jest przy drodze z Chanii do Omalos. Prywatny ogród botaniczny powstał na zgliszczach dawnego gaju oliwnego. Park zajmuje 20 hektarów ziemi porośniętej
różnorodnymi roślinami.
Znajdują się tu min
rośliny tropikalne,
drzewa cytrusowe
czy kaktusy.
Usytuowanie terenu pozwoliło
na utworzenie dobrze oznakowanych ścieżek,
które prowadzą zwiedzających do różnych części ogrodu.
Do każdej rośliny przypisana jest tablica informacyjna o nazwie i miejscu jej pochodzenia w języku greckim i angielskim. W różnych miejscach ogrodu przygotowane są strefy odpoczynku.
Wycieczkę urozmaicają przemykające pomiędzy ścieżkami pawie.
W najniższym miejscu, gdzieś w połowie drogi znajduje się staw,
a nieopodal niego zabudowania zagrody ze zwierzętami.
Różnorodna flora i fauna nadaje całości przyjemne wrażenie.
Spacer kończy się przy restauracji i sklepie z lokalnymi produktami.
Bilet kosztuje 6 euro. Resztę dnia spędziliśmy zażywając kąpieli w kreteńskim morzu.
W drodze powrotnej do hotelu zatrzymaliśmy się w pomarańczowym gaju by zerwać sobie kilka owoców.
Na niezwykłe piękno wyspy składa się ogromna różnorodność krajobrazów. Wśród nich są min trzy pasma górskie. Wybierając Kretę na urlop mieliśmy na uwadze góry, o których sporo czytaliśmy. Chcieliśmy w ciągu dwóch dni pochodzić po Górach Białych i zdobyć ich najwyższy szczyt Pachnes - 2452 m. Na podbój gór wyruszamy spod hotelu w stronę Samarii,
by po 3 km skręcić na szlak wiodący do schroniska.
Kolejne 4,5 km pokonujemy
krętą, kamienistą drogą.
Jakże wielkie było nasze zdziwienie gdy okazało się, że schronisko jest zamknięte.
Środek lata, a tu cisza, drzwi zamknięte i tylko kozy, wszędzie kozy.
Plany były takie, że mieliśmy nocować w schronisku i bladym świtem rozpocząć trekking. Trasa na Pachnes to około 8 godzin marszu, następnie zejście do miejscowości Anopoli i powrót autobusem do Omalos. Ogarnęła nas złość, bo żeby iść dalej było za późno, a poza tym nie byliśmy przygotowani na nocleg pod gołym niebem.
Największym problem było brak zapasu pitnej wody. Cóż było robić, szybka decyzja, wchodzimy na pobliskie szczyty
i górami wracamy do hotelu. Mozolnie zdobywamy dwa wierzchołki.
I po kilku godzinach dreptania po skałach
zawracamy w stronę schroniska.
Na krzyżówce szlaków podążamy za czerwono-niebieskimi paskami, które prowadzą do Omalos. Przed nami długie (4 h) skąpane w słońcu zejście.
Po drodze zdobywamy jeszcze jedną kulminację.
Do hotelu doszliśmy wykończeni przez słońce i na oparach wody.
Po ponad 12 godzinnej wycieczce nie chciało nam się nawet zejść na kolację. Jednak po chłodzącej kąpieli głód dał o sobie znać.
Nauczeni doświadczeniem następnym razem wycieczkę po Górach Białych i na Pachnes zaplanujemy inaczej. Dorotka śmiała się, że wypożyczymy samochód terenowy ( bo nasze suzuki było za słabe) i przejedziemy góry autem, co jest możliwe, ale bez zdobywania szczytów.
Przedostatni dzień naszego pobytu na Krecie spędziliśmy włócząc się po okolicy. Po późnym śniadaniu wyszliśmy na kilku godzinny spacer.
Wczoraj z góry widzieliśmy akwen wodny, byliśmy ciekawi czy jest on udostępniony do kąpieli.
Okazało się, że jest to zbiornik wody pitnej i jest ogrodzony.
Zaszliśmy min do tawerny,
do której turyści raczej nie zaglądają. Starzy Grecy prowadzili dość mocno ożywioną dyskusję. Zamówiliśmy piwo, do którego dostaliśmy smaczną przekąskę.
Wstąpiliśmy też do
monastyru
i wolnym krokiem
nie spiesząc się ruszyliśmy w stronę hotelu
Następnego dnia rano mamy samolot do kraju.
Dłuższa relacja z naszego pobytu na Krecie i więcej zdjęć znajduje się na naszej stronie "Nasze wędrowanie"
W ciągu tych kilku dni, które spędziliśmy na Krecie przeszliśmy min. najdłuższy wąwóz w Europie, Samaria.
Liczy on sobie 16 km, z czego 3 km to dojście do miasteczka Agia Roumeli.
położonego na wybrzeżu Morza Libijskiego.
Trasa prowadzi dnem kanionu,
pośród skał, obok
nieistniejącej wioski Samaria do spektakularnych Żelaznych Wrót.
Trzy skalne bramy,
z których ostatnia
ma 210 cm szerokości przy ponad 300 m wysokości robią niesamowite wrażenie.
Zwieńczeniem wycieczki jest orzeźwiająca kąpiel w morzu.
Będąc w tej części wyspy nie sposób nie zwiedzić dawnej stolicy Krety, Chanii(1898-1971 r). Na przestrzeni wieków miasto należało w zależności od okresu do Wenecjan, Turków i Kreteńczyków.
I to właśnie sprawiło, że jest tak różnorodne. Najlepiej widać to w starej części miasta. Wystarczy wejść w obręb dobrze zachowanych weneckich murów obronnych i zatopić się w plątaninie wąskich
uliczek by ulec zauroczeniu. Wenecki port z XIV w, którego niewielkie nadbrzeże okolone jest kolorowymi kamieniczkami
w promieniach słońca wygląda bajecznie.
Spacerując po dzielnicy portowej w oczy rzuca się kilka budowli min. okazały meczet Janczarów z 1645 r,
pamiątka po okupacji tureckiej,
Wielki Arsenał, czy widoczna z daleka latarnia morska z XVI w - symbol Chanii.
Turcy nadali jej kształt minaretu. Można do niej dojść po kamiennym falochronie.
Po drugiej stronie portu znajduje się Fort Firkas.
Spacerujemy ciasnymi uliczkami wciśniętymi między kolorowe kamieniczki, a
na koniec pobytu w Chanii postanowiliśmy zrelaksować się w ciepłym kreteńskim morzu.
Kreta obfituje w różnej wielkości i długości wąwozy. Kolejnym naturalnym zabytkiem, który przeszliśmy jest Wąwóz Aradena.
Początek kanionu umiejscowiony jest w opustoszałej
w latach 50 tych wsi Aradena
i aby się do niej dostać należy przejechać przez długi na 84 m most,
który zwieszony jest na 138 m nad ziemią. Łączy on oba brzegi wąwozu. Powstał dopiero w 1986 r. A nie zawsze tak było. Wcześniej mieszkańcy tych okolic aby przedostać się na drugą stronę wąwozu musieli schodzić na dno kanionu
i wspinać się przeciwległym zboczem. Głęboki kanion
nie jest tak oblegany jak inne wąwozy.
Panuje tu cisza i spokój,
spotkać można tylko pojedynczych turystów i
wszech obecne kozy.
Szlak przez Aradenę kończy się przy morzu,
my planując wycieczkę musieliśmy uwzględnić tzw. pętelkę żeby wrócić do samochodu. Dlatego gdy pojawia się czerwona strzałka kierujemy się za nią w stronę wioski Livaniana.
Zostawiamy w dole wąwóz i wspinamy się na płaskowyż o tej samej nazwie co wieś. Po wyczerpującym marszu w pełnym słońcu ukojenie znajdujemy w małej tawernie,
gdzie stary Grek jak dowiedział się skąd i dokąd idziemy nie był już zdziwiony donosząc nam co chwila zimne napoje. Poczęstował nas nawet domowymi ciasteczkami. Kończymy naszą długą pętelkę. Zjeżdżamy drogą, która wije się wschodnim
zboczam Gór Białych do przedmieścia Chanii i dalej wspinamy się górskimi serpentynami do Omalos.
Mieliśmy przyjemność mieszkać w hotelu prowadzonym przez bardzo miłą rodzinę. Seniorka rodu
od samego początku bardzo interesowała się naszymi planami pobytu na wyspie. Proponowała nam miejsca warte zobaczenia. I codziennie częstowała nas domowymi przysmakami i rakiją.
Postanowiliśmy zwiedzić kolejne z polecanych miejsc, które faktycznie jest uwzględnione jako atrakcja na kreteńskiej mapie. Mowa jest o Botanical Park,
który położony jest przy drodze z Chanii do Omalos. Prywatny ogród botaniczny powstał na zgliszczach dawnego gaju oliwnego. Park zajmuje 20 hektarów ziemi porośniętej
różnorodnymi roślinami.
Znajdują się tu min
rośliny tropikalne,
drzewa cytrusowe
czy kaktusy.
Usytuowanie terenu pozwoliło
na utworzenie dobrze oznakowanych ścieżek,
które prowadzą zwiedzających do różnych części ogrodu.
Do każdej rośliny przypisana jest tablica informacyjna o nazwie i miejscu jej pochodzenia w języku greckim i angielskim. W różnych miejscach ogrodu przygotowane są strefy odpoczynku.
Wycieczkę urozmaicają przemykające pomiędzy ścieżkami pawie.
W najniższym miejscu, gdzieś w połowie drogi znajduje się staw,
a nieopodal niego zabudowania zagrody ze zwierzętami.
Różnorodna flora i fauna nadaje całości przyjemne wrażenie.
Spacer kończy się przy restauracji i sklepie z lokalnymi produktami.
Bilet kosztuje 6 euro. Resztę dnia spędziliśmy zażywając kąpieli w kreteńskim morzu.
W drodze powrotnej do hotelu zatrzymaliśmy się w pomarańczowym gaju by zerwać sobie kilka owoców.
Na niezwykłe piękno wyspy składa się ogromna różnorodność krajobrazów. Wśród nich są min trzy pasma górskie. Wybierając Kretę na urlop mieliśmy na uwadze góry, o których sporo czytaliśmy. Chcieliśmy w ciągu dwóch dni pochodzić po Górach Białych i zdobyć ich najwyższy szczyt Pachnes - 2452 m. Na podbój gór wyruszamy spod hotelu w stronę Samarii,
by po 3 km skręcić na szlak wiodący do schroniska.
Kolejne 4,5 km pokonujemy
krętą, kamienistą drogą.
Jakże wielkie było nasze zdziwienie gdy okazało się, że schronisko jest zamknięte.
Środek lata, a tu cisza, drzwi zamknięte i tylko kozy, wszędzie kozy.
Plany były takie, że mieliśmy nocować w schronisku i bladym świtem rozpocząć trekking. Trasa na Pachnes to około 8 godzin marszu, następnie zejście do miejscowości Anopoli i powrót autobusem do Omalos. Ogarnęła nas złość, bo żeby iść dalej było za późno, a poza tym nie byliśmy przygotowani na nocleg pod gołym niebem.
Największym problem było brak zapasu pitnej wody. Cóż było robić, szybka decyzja, wchodzimy na pobliskie szczyty
i górami wracamy do hotelu. Mozolnie zdobywamy dwa wierzchołki.
I po kilku godzinach dreptania po skałach
zawracamy w stronę schroniska.
Na krzyżówce szlaków podążamy za czerwono-niebieskimi paskami, które prowadzą do Omalos. Przed nami długie (4 h) skąpane w słońcu zejście.
Po drodze zdobywamy jeszcze jedną kulminację.
Do hotelu doszliśmy wykończeni przez słońce i na oparach wody.
Po ponad 12 godzinnej wycieczce nie chciało nam się nawet zejść na kolację. Jednak po chłodzącej kąpieli głód dał o sobie znać.
Nauczeni doświadczeniem następnym razem wycieczkę po Górach Białych i na Pachnes zaplanujemy inaczej. Dorotka śmiała się, że wypożyczymy samochód terenowy ( bo nasze suzuki było za słabe) i przejedziemy góry autem, co jest możliwe, ale bez zdobywania szczytów.
Przedostatni dzień naszego pobytu na Krecie spędziliśmy włócząc się po okolicy. Po późnym śniadaniu wyszliśmy na kilku godzinny spacer.
Wczoraj z góry widzieliśmy akwen wodny, byliśmy ciekawi czy jest on udostępniony do kąpieli.
Okazało się, że jest to zbiornik wody pitnej i jest ogrodzony.
Zaszliśmy min do tawerny,
do której turyści raczej nie zaglądają. Starzy Grecy prowadzili dość mocno ożywioną dyskusję. Zamówiliśmy piwo, do którego dostaliśmy smaczną przekąskę.
Wstąpiliśmy też do
monastyru
i wolnym krokiem
nie spiesząc się ruszyliśmy w stronę hotelu
Następnego dnia rano mamy samolot do kraju.
Dłuższa relacja z naszego pobytu na Krecie i więcej zdjęć znajduje się na naszej stronie "Nasze wędrowanie"