Góry Krucze i koncert w Rudawach Janowickich

Relacje z górskich wypraw i innych wyjazdów oraz imprez forumowiczów. Ten dział jest przeznaczony dla osób, które chcą opisać swoje relacje i/lub pokazać zdjęcia ze spotkań nie będących Klubowym Zjazdem lub Górską Wycieczką Klubową.

Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy

Awatar użytkownika
Pudelek
Turysta
Turysta
Posty: 3055
Rejestracja: 23 czerwca 2008, 17:43

Góry Krucze i koncert w Rudawach Janowickich

Post autor: Pudelek » 16 listopada 2018, 17:03

Po kilkumiesięcznej przerwie nadszedł czas na mój kolejny kilkudniowy wyjazd w Sudety Środkowe. Tym razem zaczął się on w Gorcach. Boguszowie-Gorcach! Zastanawiam się kto wpadł na pomysł nazwania tak tej części miasta? Przecież dla Niemców był to Rothenbach. Czy miało to jakiś związek z Beskidami? Jak na razie nie umiałem znaleźć na to pytanie odpowiedzi...

W każdym razie razem z Bastkiem wysiadamy na przystanku kolejowym Boguszów-Gorce Zachód.
Obrazek

Nasz wzrok od razu się kieruje w stronę żółtej wieży. Przechodzimy przez krzaki, na których kiedyś znajdowała się koksownia i spoglądamy w kierunku dawnej kopalni "Victoria" (Heydt Schacht). Formalnie położona była ona w Wałbrzychu, natomiast tu znajdowały się dwa szyby, z których do dziś przetrwał "Witold" (wcześniej Gustav).
Obrazek

Kilka lat po zamknięciu kopalni został zrewitalizowany i obecnie służy jako "centrum kulturalno-kongresowe". Dobre i to. Otaczają go inne budynki zakładowe - m.in. maszynownia oraz hala generatorów (na drugim zdjęciu).
Obrazek
Obrazek

Namiastka gór - szczyt Mniszek (Hochberg), leżący w Górach Wałbrzyskich.
Obrazek

Ponieważ busik zwiał nam dosłownie sprzed nosa, więc przez kilkadziesiąt minut kręcimy się po głównej ulicy.
Obrazek

Bastek usiłował wymienić w lombardzie euro, ale ten wygląda raczej jak lokal-widmo. Z kolei mnie przyciągały klatki schodowe.
Obrazek
Obrazek

Następnym autobusem dojeżdżamy do Kamiennej Góry (Landeshut). Dzielnie opieram się propozycjom odwiedzenia spelunki i ruszamy na pobliski rynek. Zachowało się przy nim sporo zabytkowych kamienic, w tym z podcieniami, ale część jest zaniedbana.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Zaznaczony obraz starego ratusza, stojącego w tym miejscu do XIX wieku.
Obrazek

Wąskie uliczki starówki na których poszukuję baterii do czołówki.
Obrazek

W parku księcia Bolka II przetrwał pomnik wystawiony na XXV-lecie Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Teraz jest bezimienny, lecz złowrogie symbole zostały i chyba nie może spać spokojnie przy rządach "dobrej zmiany". Specjalnie podszedłem go zobaczyć, bo nie wiadomo, czy przy następnej wizycie w mieście będzie to jeszcze możliwe.
Obrazek
Obrazek

Kolejny punkt spaceru z plecakami to wielka świątynia Matki Bożej Różańcowej. Wybudowali go w XVIII wieku ewangelicy jako jeden z sześciu kościołów łaski - był to efekt ugody z 1709 roku między królem szwedzkim a cesarzem rzymskim (niemieckim). Dopowiem tylko, że współcześnie istnieją cztery z nich, a tylko ten w Cieszynie nadal należy do wyznawców nauki Lutra.
Obrazek

W środku trwa jakiś remont, więc udaje się tam zajrzeć, lecz wnętrza jakoś nie powalają. Układ balkonów pozostał typowo ewangelicki.
Obrazek

Obok kościoła niegdyś rozciągał się cmentarz. Prawie nic z niego nie zostało, wyjątkiem jest ta kaplica grobowa. Nad wejściem umieszczono czaszkę małpy.
Obrazek
Obrazek

Zielona enklawa w tej części miasta to Góra Parkowa (Kościelna, niem. Kirchberg). Oprócz ewangelickiej nekropolii Niemcy stawiali na zboczach pomniki. Jakimś cudem nie zburzono tego poświęconego wojnie prusko-austriackiej z 1866 roku.
Obrazek

Na cmentarzu chowano rannych i potem zmarłych w Kamiennej Górze żołnierzy pruskich i austriackich - odpowiednio 42 i 57.
Obrazek

Drugi pomnik stoi wyżej: wysoki, kamienny słup. Pierwotnie Kriegerdenkmal ku czci ofiar Wielkiej Wojny, natomiast w polskich czasach nieco przebudowany aby upamiętnić więźniów Arbeitslager Landeshut, będącego filią Gross-Rosen.
Obrazek

Panorama miasta. Główny budynek to oczywiście Biedronka, natomiast mniej istotne wieże należą do kościoła Piotra i Pawła, ratusza i elektrowni.
Obrazek

Przez park wytyczono ścieżkę edukacyjną. Związana jest głównie z historią II wojny światowej, kiedy to do Landeshut przeniesiono fabryki łożysk (połowa produkcji III Rzeszy!) i działały biura konstruujące odrzutowe bombowce Arado Ar 234 oraz mityczne Arado Ar. E. 555. Te drugie miały być samolotem-skrzydłem i osiągać cele na terenie Stanów Zjednoczonych.
Obrazek

W tym czasie Niemcy rękami więźniów wykuli pod miastem szereg sztolni. Jakie było ich przeznaczenie? Opinie są różne. Dzisiaj wykorzystywane są do przyciągania naiwnia... turystów :P. Pod Górą Parkową działa coś w rodzaju muzeum - małe, drogie, z przypadkowymi eksponatami oraz z przewodnikami-wolontariuszami. Przynajmniej takie pojawiają się liczne opinie. Na powierzchni także poustawiano wystawę sprzętu - głównie radzieckiego i coś tam polskiego. Jak wiadomo ma to dużo wspólnego z hitlerowskimi podziemiami ;).
Obrazek
Obrazek

Samotny schron wartowniczy.
Obrazek

Przy haubicy M-30 robimy sobie postój. Prognozy pogody na cały przedłużony weekend były bardzo kiepskie, więc cieszymy się z tych słabych promieni słonecznych, które przebijają spomiędzy chmur.
Obrazek

Coś tam nawet widać w kierunku zachodnim. Najwyższa góra wydaje mi się znajoma.
- Wygląda jak Śnieżka - mówię do Bastka.
- Eee, niemożliwe.
Fakt, niemożliwe. Jednak po dokładnym obejrzeniu zdjęcia stwierdzam, że to raczej na pewno Śnieżka. W końcu oddalona od nas była ledwie o 20 kilometrów. Zatem mieliśmy podczas tego wyjazdu widok na Karkonosze :). Poprawcie mnie, jeśli się mylę.
Obrazek

Góra Parkowa to z naszej perspektywy początek Gór Kruczych (niem. Rabengebirge, czes. Vraní hory), zachodniej części Gór Kamiennych. W tym fragmencie Sudetów jeszcze nie byłem, znowu można zobaczyć coś nowego.

Przecinamy szczyt o imponującej wysokości 513 metrów i schodzimy... na osiedle.
Obrazek

Mają tu odpowiednie nazwy ulic.
Obrazek

Między domami a ogrodem działkowym wytyczono linię kolejową 330, zwaną oryginalnie Zidertalbahn (Kolej Doliny Zadrny), służącą głównie do transportu towarowego z fabryk i kamieniołomów.
Jak to często bywało na Dolnym Śląsku - linia nie przetrwała upadku komuny. Pozostały po niej ślady w ziemi oraz wiadukty w stanie rozkładu.
Obrazek
Obrazek

Krótkie fragmenty szyn na dawnych przejazdach.
Obrazek

Po wyjściu zza zabudowań kończą się oznaczenia żółtego szlaku. Idziemy na czuja i raz musimy się wrócić, bo przejście przez pastwisko blokuje młody byczek.
Obrazek

Krzakami dochodzimy z powrotem do właściwej ścieżki. W lesie zaliczamy nieoznaczony szczyt Długosz (Langerberg) o wysokości około 612 metrów.
Obrazek

Niebieska kapliczka z 1870 roku przy drodze, która na mapach zdawała się asfaltową. Liczyłem, że może złapiemy tu jakiegoś stopa, lecz okazała się błotnistym klepiskiem.
Obrazek

Widok na Góry Krucze i Krzeszów. Jakże pięknie wyglądałoby to w promieniach słońca!
Obrazek
Obrazek

Po ponownym wejściu do lasu znajdujemy mikroskopijny przysiółek Betlejem (Bethlehem). Założył go opat krzeszowskiego klasztoru i wybudował m.in. letni pawilon na środku stawu.
Obrazek

Obok powstały kaplice kalwarii krzeszowskiej, "pustelnia", a w XIX wieku gospoda, która obecnie działa chyba jako pensjonat.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Kalwaria krzeszowska jest największa w Sudetach po wambierzyckiej i składa się z 32 stacji. Mają one formy małych albo całkiem wielkich kaplic.
Obrazek

Schodzimy do Krzeszowa (Grüssau). To jedna z ciekawszych miejscowości w tej części Dolnego Śląska.

Gdzieś nad nami uporczywie krąży śmigłowiec. Szuka czegoś czy szykuje się do bombardowania?
Obrazek

Żółty budynek, który wziąłem za spichlerz, ma mieścić w sobie stację II, III i IV kalwarii.
Obrazek

Stacja kolejowa. Ostatni pociąg przybył na nią w 2002 roku - był to przejazd specjalny, bowiem regularne przewozy pasażerskie zawieszono już w latach 50. XX wieku. Tory rozebrano, będzie na nich szeroka ścieżka rowerowo-turystyczno-rolkowa. Przyda się.
Obrazek
Obrazek

W centrum wzbudzamy spore zainteresowanie dzieciaków szalejących na placu zabaw; to nie jest okres pielgrzymkowy.
Obrazek

Główną atrakcją wioski jest opactwo benedyktyńskie. W powszechnej świadomości kojarzy się z cystersami, bowiem do tego zakonu należało od XIII do XIX wieku. Pierwsi jednak przybyli do Krzeszowa benedyktyni, ale dość szybko go opuścili z nieznanych powodów.
Obrazek

W powietrzu unosi się przyjemny zapach smogu. To chyba próby przed 11 listopada...
Obrazek

Kompleks klasztorny jest spory. Wstęp do większości obiektów oczywiście płatny.
Obrazek

Najważniejszy budynek to bazylika mniejsza Wniebowzięcia NMP. Może mniejsza, ale na pewno nie niska.
Obrazek
Obrazek

Już z zewnątrz widać, że wybudowano ją w okresie baroku, konkretnie w latach 1728-1735. Bocznymi drzwiami wchodzimy do środka.
Obrazek

Wnętrza kipią od ozdób. Złote, a skromne.

Ołtarz główny tak przeładowany, że wydaje się jakby zaraz miał runąć w dół.
Obrazek

Ogromne wrażenie robią organy (akurat stroi ich dwóch niemieckojęzycznych fachowców). Oddano je do użytku w 1736 roku. Na instrumentach kompletnie się nie znam, więc jedyne dane jakie do mnie przemawiają, to liczba 2606 piszczałek. Miały szczęście przetrwać zawirowania dziejowe - szacuje się, iż 90-95% elementów jest oryginalnych!
Obrazek

Szeroki plac przed bazyliką otacza kilka innych zabytków. Na prawo kościół pomocniczy św. Józefa, starszy od głównej świątyni. Po lewej "dom opata". Z przodu stacja XXIII.
Obrazek

Dokładnie naprzeciwko stoi współczesny klasztor. Po sekularyzacji cystersów przez władze pruskie przez ponad wiek aż do 1919 w Krzeszowie nie było mnichów. Po zakończeniu Wielkiej Wojny przenieśli się do niego benedyktyni z czeskiej Pragi. W 1940 zostali zmuszeni do opuszczenia miejscowości, a hitlerowcy gościli w progach klasztornych m.in. Niemców ze Słowacji i Węgier oraz Żydów przed deportacją do obozów. Tych ostatnich raczej "gościli".

Ostatecznie w 1946 zakotwiczyły tu benedyktynki ze Lwowa.
Obrazek

Rozległy plac za murami z kapliczką słupową w stylu latarni.
Obrazek

Było coś dla ducha, szukamy czegoś dla ciała. Przy parkingu działa jakiś bar. Okazuje się sympatyczny - smaczny Kozel (w Polsce to rzadkość) i całkiem niezłe burgery w niskiej cenie. Czas szybko leci na rozmowie z fajnym właścicielem (który lubi się chwalić co drogiego ostatnio kupił) i oglądaniu inteligentnych programów w TV.
Obrazek
Obrazek

Przyjemnie spędzony czas szybko mija, więc po wyjściu na dwór mamy już zmrok. Do przejścia została nam godzina-półtorej drogi, ale mam nadzieję na złapanie okazji.

Zgodnie z sugestią właściciela baru idziemy skrótem obok cmentarza.
Obrazek

Następnie kawałek po śladzie dawnej linii kolejowej. Gdzieś bardzo daleko kończył się słoneczny dzień.
Obrazek

Na polach stoją żółte kaplice kalwarii. O tej porze wyglądają klimatycznie i... niepokojąco. Zdjęcia robiłem z ręki, więc jakością nie powalają, lecz pozwalają wczuć się w tę chwilę, gdy zaraz wszystko ogarnie czerń.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Droga asfaltowa w kierunku Lubawki okazuje się wąska i pusta. Wygląda na to, że z podwózki nici...

Wiary jednak nie tracę. Na opłotkach Lipienicy (Lindenau) błyskają światła pierwszego samochodu. Mija nas beznamiętnie. Za chwilę pędzi drugi.
- #&!@%, prawie nas rozjechał - syczę wściekły.
Wóz po kilkunastu metrach zatrzymuje się. Czeka. Podbiegam. I zaraz potem przez nocne serpentyny prujemy do Lubawki :D. Kierowca z własnej inicjatywy podwozi nas aż pod schronisko, gdzie zaklepałem nocleg.

Za drzwiami wita nas Mirek. Mieszka tam i dogląda jednocześnie. Starszy facet, którego życie nie oszczędzało i dobry duch tego obiektu. O warunkach nocowania napiszę jeszcze w innym odcinku.

Szybko się kwaterujemy i bez plecaków ruszamy do centrum Lubawki (Liebau) oddalonego o jakieś dwa kilometry. O tej porze dnia i roku miasto wygląda jak miejsce, gdzie diabeł mówi dobranoc. Ciemno, pusto, wszyscy się pochowali. Trudno napisać, że coś zwiedzaliśmy, po prostu przemknęliśmy ulicami, z których niektóre kojarzyły się ze Sklepami cynamonowymi.
Obrazek
Obrazek

Jedyny otwarty lokal to pizzeria. W środku też prawie nikogo. Co prawda podawane produkty żywnościowe na kolana nie rzucają, ale właściciele sympatyczni, piwo w dobrej cenie i można było wspólnie szydzić z polityków pokazujących się na wielkim telewizorze :D.

W drodze powrotnej do schroniska towarzyszy nam mgła.
Obrazek

W schronisku jeszcze mała integracja w trójkę, w sam raz na zakończenie dnia.

Dzisiaj było bardziej krajoznawczo niż górsko, ale czułem się spełniony :).
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
Leon_Kunicki
Turysta
Turysta
Posty: 23
Rejestracja: 21 grudnia 2017, 22:58

Re: Góry Krucze i koncert w Rudawach Janowickich

Post autor: Leon_Kunicki » 16 listopada 2018, 20:01

Szanowny Pudelku
Na samym początku Twojej, jak zawsze błyskotliwej i uroczej relacji, postawiłeś kwestię: "(...)Tym razem zaczął się on w Gorcach. Boguszowie-Gorcach! Zastanawiam się kto wpadł na pomysł nazwania tak tej części miasta? Przecież dla Niemców był to Rothenbach." Znalazłem w wiki taki tekst: "Miasto w dzisiejszej postaci powstało w 1973 z połączenia czterech odrębnych miejscowości: miasta Boguszów, miasta Gorce, osiedla miejskiego Kuźnice Świdnickie oraz wsi Stary Lesieniec." Wychodzi więc na to, że nazwa powstała tak jak i nazwy Bielsko Biała ( wcześniej dwa oddzielne miasteczka) czy też Kedzierzyn Koźle.
Dziękuję za relację.
Pozdrawiam.
Czytam Wasze relacje.
Awatar użytkownika
Królik
Turysta
Turysta
Posty: 6291
Rejestracja: 22 lipca 2007, 23:27

Re: Góry Krucze i koncert w Rudawach Janowickich

Post autor: Królik » 16 listopada 2018, 21:05

Leon, Bielsko Biala, zarówno jak i Kędzierzyn Koźle pisze się tak: Bielsko-Biała; Kędzierzyn-Koźle :spoko:
Leon_Kunicki
Turysta
Turysta
Posty: 23
Rejestracja: 21 grudnia 2017, 22:58

Re: Góry Krucze i koncert w Rudawach Janowickich

Post autor: Leon_Kunicki » 16 listopada 2018, 22:54

Królik, to tak jak Boguszów Gorce :jupi: Co było do wykazania :P
Czytam Wasze relacje.
Awatar użytkownika
Pudelek
Turysta
Turysta
Posty: 3055
Rejestracja: 23 czerwca 2008, 17:43

Re: Góry Krucze i koncert w Rudawach Janowickich

Post autor: Pudelek » 17 listopada 2018, 12:07

Leonie, aż tak głupi to nie jestem aby nie wiedzieć, że Boguszów i Gorce to były osobne miejscowości ;) Mnie chodziło skąd się wzięła sama nazwa "Gorce", skoro nie ma nic wspólnego z niemieckim "Rothenbach". Część obecnych polskich nazw ma korzenie w dawnych nazwach słowiańskich, ale w tym przypadku takiej nie znalazłem.
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
Leon_Kunicki
Turysta
Turysta
Posty: 23
Rejestracja: 21 grudnia 2017, 22:58

Re: Góry Krucze i koncert w Rudawach Janowickich

Post autor: Leon_Kunicki » 17 listopada 2018, 16:30

Szanowny Pudelku
ja Ci nigdy głupoty nie insynuowałem, ja Ci napisałem co znalazłem na temat pochodzenia / etymologii nazwy. Połowa nazwy - Gorce - ma pochodzenie niemieckie, a to jak na 1973 rok i tak jest niemało uważam. Wtedy mocno lansowane hasło brzmiało: Byliśmy, jesteśmy, będziemy..
A tak przy okazji, a propos nazewnictwa to w 1991, zdaje się w Pile ( Schneidemühl ),może Głogowie ( Glogau ), nazwano jedną z nowych ulic Obrońców Monte Cassino. Ale na szczęscie dowódca lokalnego garnizonu był czujny i jeszcze tego samego dnia wojsko zerwało wszystkie tablice z tą nazwą.
Czytam Wasze relacje.
Awatar użytkownika
Hazmburk
Turysta
Turysta
Posty: 262
Rejestracja: 07 maja 2014, 18:37

Re: Góry Krucze i koncert w Rudawach Janowickich

Post autor: Hazmburk » 17 listopada 2018, 22:37

W XIII wieku podobno w miejscu dzisiejszych Gorców istniała wieś o nazwie Gorcze. Wzmiankowana była w 1263 roku. Potem zanikła, możliwe, że w wyniku wojen husyckich albo jakichś innych. Dopiero w XVII wieku powstała na tym samym terenie miejscowość Rothenbach (po raz pierwszy wzmiankowana w 1667 roku pod nazwą Rottenbach). Takie informacje podaje "Słownik geografii turystycznej Sudetów" (t. 10 - Góry Wałbrzyskie, Pogórze Wałbrzyskie, Pogórze Bolkowskie).

Jako że twórcom nazewnictwa na ziemiach odzyskanych po 1945 r. zależało na nazwach brzmiących możliwie najbardziej słowiańsko, nawiązali w nazwie miejscowości do rzekomej osady z XIII wieku.

A szyb Witold pełni obecnie funkcję wieży widokowej, można na niego wejść w godzinach otwarcia centrum kulturalno-kongresowego (wstęp podobno bezpłatny).
Awatar użytkownika
Pudelek
Turysta
Turysta
Posty: 3055
Rejestracja: 23 czerwca 2008, 17:43

Re: Góry Krucze i koncert w Rudawach Janowickich

Post autor: Pudelek » 18 listopada 2018, 12:02

O, i właśnie o taką informacje mi chodziło z tymi Gorczami :) Dzięki :) Przenoszenie nazewnictwa z nieistniejących lub zanikłych miejscowości było dość częstą praktyką. Choć mogli zostawić te GORCZE, przynajmniej by się odróżniało od pasma górskiego.
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
Awatar użytkownika
Pudelek
Turysta
Turysta
Posty: 3055
Rejestracja: 23 czerwca 2008, 17:43

Re: Góry Krucze i koncert w Rudawach Janowickich

Post autor: Pudelek » 19 listopada 2018, 19:24

W piątkowy poranek pogoda na obrzeżach Lubawki była dokładnie taka, jaką zapowiadali: szaro, buro, niskie chmury. Nie jest to odpowiednia zachęta do wyjścia z łóżka, zatem zbieramy się wyjątkowo wolno.
Obrazek

Śpimy w dawnej wiosce Ullersdorf, którą po wojnie nazwano Ulanowice, a dzisiaj Podlesie. Na szlak mamy spod drzwi kilkaset metrów.

Jeszcze bliżej wznosi się... skocznia narciarska. Wybudowano ją w 1924 roku wraz z całym kompleksem sportowym, w którym niemiecka reprezentacja przygotowywała się do igrzysk olimpijskich w Garmisch-Partenkirchen. Oficjalnie obiekt jest wyremontowany i można na nim rozgrywać zawody, choć z daleka przypomina ruderę (zwłaszcza rozbieg). Trzykrotnie skakał na niej Kamil Stoch.
Obrazek

Z asfaltu skręcamy w prawo, mijamy kościół polsko-katolicki i spotykamy dwa szlaki: zielony od razu pnie się do góry, ale nie spodziewamy się zobaczyć tam widoków, więc wybieramy niebieski omijający wszystko z boku.
Obrazek

Najbliższe wzniesienie to Krucza Skała (Rabenstein). Czy to od niej wzięło nazwę całe pasmo?
Obrazek

Na zboczach góry przylepiły się skałki chronione rezerwatem przyrody "Kruczy Kamień".
Obrazek

Chwilę będziemy szli Kruczą Doliną, gdzie w oddali dostrzegamy samotnego biegacza; jak się okaże, będzie to jedyna osoba o charakterze turysty, jaką dziś spotkamy.
Obrazek

Potem ścieżka zaczyna się piąć w górę, ale dość spokojnie. Dochodzimy do rozdroża Trzech Buków, gdzie dociera również szlak zielony.
Obrazek

Oznakowanie szlaków narciarskich. Wypasione, zapewne można za takie coś wziąć większą kasę, niż za zwykłe znaczki na drzewach.
Obrazek

Piękne kolory jesieni. Szkoda, że bez słońca.
Obrazek
Obrazek

Krzyżówka BHP - dość osobliwa nazwa dla leśnego skrzyżowania. Stoi tutaj niewielka wiata, w której od biedy można by przenocować.
Obrazek
Obrazek

Pomnik wystawiony przez myśliwych. Zadziwiająco często mordercy zwierząt usiłują przekupić Boga lub świętych. A wrzosy ładne i wyglądają jakby świeżo posadzone.
Obrazek

Na ostatnim kawałku po dolnośląskiej stronie korzystamy ze szlaku czerwonego. Po drodze mija nas... ciężarówka z przyczepą. Drwale jadą po drzewa.
Obrazek

Krótko po godzinie dwunastej osiągamy granicę na przełęczy Wiązowej.
Obrazek

Po czeskiej stronie pogoda bez zmian.
Obrazek

Schodzimy w dół, gdzie czescy drwale również nie próżnują.
Obrazek

Następnie ponownie nabieramy wysokości. Szczyty są w chmurach.
Obrazek
Obrazek

Najwyższym szczytem Gór Kamiennych jest Královecký Špičák (Königshaner Spitzberg) - 881 metrów. Można na niego wejść specjalnym łącznikiem ze szlaku trawersującego górę. Początek jest kompletnie rozjeżdżony przez ciężki sprzęt.
Obrazek

Wiedzieliśmy, że wejście na szczyt w tych warunkach jest raczej bezsensowne, ale jeszcze głupszą opcją byłoby jego pominięcie będąc tak blisko; w końcu można dołożyć kolejny punkt na liście Korony Gór Czech i Korony Sudetów Czeskich ;). Warto dodać, że według czeskich podziałów jest to również najwyższa góra całej Broumovskej vrchoviny.
Obrazek

Po niecałym kilometrze nieustannego zakrętu szczytujemy. Widoki zapierają dech w piersiach!
Obrazek

Normalnie widać stąd Karkonosze, które zresztą zaczynają się w najbliższej wiosce. Dzisiaj musimy użyć wyobraźni...

Na szczycie znajduje się świeżej daty ławka, miejsce na ognisko i butwiejąca platforma startowa paralotniarzy. Jest też jakiś nadajnik, który cały czas wydaje spokojne buczenie.
Obrazek

Urządzamy mały popas: wyciągamy żytnie piwo i kabanosy :).
Obrazek

Zejście przynosi takie same emocje jak wejście. Choć nie, coś się zmienia: w dole pojawiły się zabudowania i droga.
Obrazek

Z tych tablic wynika, że są w okolicy dwie identyczne odbočki.
Obrazek

Samotny krzyż.
Obrazek

Na sam koniec Czesi przygotowali nam niespodziankę. Na mapie mam zaznaczony kamieniołom i od jakiegoś czasu słychać pracę ciężkiego sprzętu.
- Zobaczysz, nie będzie przejścia - żartuję do Bastka.
- Eee, na pewno nie. Nie mogą tak zrobić.
A jednak zrobili! Tablica z zakazem wejścia i martw się człowieku co teraz! Oprócz szlaku pieszego kamieniołom zablokował także dwie ścieżki rowerowe!
Obrazek

Może jednak spróbować iść dalej? Może nie pogonią i nic nas nie rozjedzie?

Ostatecznie skręcamy w bok na przełaj i przeskakujemy dwa strumyki.
Obrazek

Na skraju drogi trzeba wdrapać się na wielkie kupy kamieni. Kilka razy prawie zsuwam się na sam dół.
Obrazek
Obrazek

Po drugiej stronie do zakładu prowadzi droga. Sterczą na niej wielkie tablice ostrzegające przed niebezpieczeństwem, zakazujące wejścia oraz... każące trzymać się wyznaczonego szlaku! Mają tupet!
Obrazek
Obrazek

Najśmieszniejsze, że spokojnie można przeprowadzić obejście kamieniołomu bokiem (jest tam dość wyraźna ścieżka), lecz nikt na to nie wpadł. Najwyraźniej turysta ma sam coś wykombinować. Oczywiście nigdzie wcześniej nie ma informacji, że przez lom nie przejdziemy.

Gdzieś tam daleko widać jaśniejsze niebo. Najwyraźniej nie całe Sudety są w chmurach.
Obrazek
Obrazek

Královecký Špičák w takiej samej pierzynie jak godzinę wcześniej.
Obrazek

Zbliżamy się do miejscowości. Mają tutaj specyficzne stajnie - w samochodzie Avia A21.
Obrazek

Wioska, do której doszliśmy, to Královec (Königshan). To od niej wziął swą nazwę Královecký Špičák.

Tędy biegnie główna droga prowadząca do przejścia granicznego na przełęczy Lubawka. Już tu są odpowiednie tablice, aby człowiek mógł się jeszcze rozmyślić i zawrócić.
Obrazek
Obrazek

Tak naprawdę do Polski są stąd dwa, a nie jeden kilometr.

Nie wszyscy byli zadowoleni z naszej wizyty.
Obrazek

Przy skrzyżowaniu znajduje się gospoda. W oknach świeci się światło, więc jesteśmy bardzo uradowani, że zaraz sobie w niej usiądziemy :).
Obrazek

Mimo położenia przy przelotówce lokal jest sympatyczny. Czytałem w internecie opinie o długim czasie oczekiwania i niedobrym jedzeniu, ale niczego takiego nie moglibyśmy potwierdzić. Jesteśmy jedynymi gośćmi, zupa czosnkowo-warzywna była smaczna, a nakládaný hermelín przełożono... utopencem, więc miałem moje trzy ulubione czeskie potrawy :D. Bastek spałaszował gulasz z knedlikami, jeszcze dodatkowo smažáka i także nie narzekał (może tylko w gulaszu mogłoby być ciut więcej mięsa).
Obrazek
Obrazek

Wystrój knajpy umiejętnie łączył styl nieco spelunkowaty z czystością restauracji. Dość często przewijał się motyw kogutka. A z kranu lano delikatnego Lobkowicza - czegóż chcieć więcej?
Obrazek
Obrazek

Gospoda istnieje tutaj już co najmniej kilkadziesiąt lat, a podejrzewam, że dłużej. Porównując ze zdjęciem z okresu międzywojennego widać, że bryła budynku prawie się nie zmieniła.
Obrazek

W tak przyjemnych okolicznościach mija nam sporo czasu. Tymczasem na dworze celnicy zatrzymali jakiś samochód i przeszukiwali go chyba przez godzinę. Potem przyjechały kolejne dwa radiowozy - grubsza sprawa się szykowała.
Obrazek

Na dworze zrobiło się ciemno, więc zakładam kamizelkę odblaskową. Z włączoną czołówką wyglądam trochę kosmicznie ;).

Przed wyjściem pytamy się właściciela o sklepy przed przejściem granicznym.
- Są cztery - odpowiada. - Ale do tego nie idźcie, bo może mieć trefny towar z przemytu.

Posłuchaliśmy tej rady i zatrzymaliśmy się przy innych. W rzeczywistości działa aż pięć. Jeden z nich prowadzą Polacy i był najsympatyczniejszy. Posiadał nawet zewnętrzną wiatę do biesiadowania oraz kota do obsługi. Jedynym zgrzytem była wizyta cygańskiej rodziny, która przez ponad kwadrans udawała, że chce coś kupić. Na szczęście sprzedawcy patrzyli im uważnie na ręce, więc niczego nie podwędzili, za to wyszli z imponującymi zakupami w postaci jednego piwa.

Pozostałe sklepy prowadzą Azjaci. Tam nie jest już tak fajnie, skośnoocy właściciele zupełnie nie kryli olewki i słabo maskowali irytację: za mało kupowaliśmy i płaciliśmy w drobnych. Dawno nie czułem się tak zlekceważony. Pies ich trącał! Nawet pszeniczne piwo miało dziwny smak!
Obrazek

Dawne przejście graniczne określane jako przełęcz Lubawka (Královecké sedlo, Liebauer Pass) - w rzeczywistości właściwa przełęcz znajduje się na południowy-zachód od Královca i 2,5 kilometra od granicy.
Obrazek

Drogą idzie się szybko. Zastanawiamy się czy skręcać na pola w kierunku naszego schroniska czy wybrać się jeszcze do Lubawki (Liebau)?
Obrazek

Ostatecznie wybieramy tę drugą opcję.

Lubawka nawet w piątkowy wieczór nie tętni życiem. Ulice znowu są wymarłe.
Obrazek

Ktoś ma łazienkę z widokiem na ulicę :P. Zaglądam przez okno, ale akurat nikt się nie kąpał ;).
Obrazek

Dla odmiany w znanej nam z wczoraj pizzerii jest tłum, ale otwierają dla nas dużą salę na piętrze. Wzbudzamy małą sensację, gdy w telewizji puszczamy czeskie kanały muzyczne ;).
Obrazek

Gdy opuszczamy lokal zaczepia nas jakiś facet.
- Zagrać wam coś z bluesa? - pyta. - Chodźcie na jedną piosenkę.
Z jednej piosenki zrobiła się godzina w ogródku przy pizzerii. Nasz grajek nazywał się Bartek i spotkamy się z nim jeszcze jutro podczas koncertu w rudawskim schronisku.

Do Podlesia wracamy podobną trasą co w czwartek, przechodzimy także obok niszczejącego dworca kolejowego.
Obrazek

No cóż, pogoda nam dzisiaj nie dopisała, ale i tak wycieczkę można uznać za udaną. W sumie przeszliśmy prawie 20 kilometrów.
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
włodarz
Turysta
Turysta
Posty: 2376
Rejestracja: 01 grudnia 2011, 19:09

Re: Góry Krucze i koncert w Rudawach Janowickich

Post autor: włodarz » 22 listopada 2018, 17:55

Mam nadzieję, że Pudelkowi przedstawiono treść usuniętego posta, bo to zbyt gruba sprawa, by ją zamieść pod dywan.
Awatar użytkownika
Pudelek
Turysta
Turysta
Posty: 3055
Rejestracja: 23 czerwca 2008, 17:43

Re: Góry Krucze i koncert w Rudawach Janowickich

Post autor: Pudelek » 22 listopada 2018, 19:55

Czytałem ;) Zastanawiam się jakich leków autorowi wpisu zabrakło :D
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
Awatar użytkownika
PiotrekP
Administrator
Administrator
Posty: 8703
Rejestracja: 22 kwietnia 2009, 11:33
Kontakt:

Re: Góry Krucze i koncert w Rudawach Janowickich

Post autor: PiotrekP » 23 listopada 2018, 9:28

Tak został usunięty. Nie będę tolerował osobistych wycieczek. Można nie zgadzać się z autorem w temacie opisów czy ujętych sformułowań. Nie będę tolerował obrażania innych i to tego osób trzecich, z którymi wędrujemy.
Góry są piękne i niech takie pozostaną.

Nasze Wędrowanie
Awatar użytkownika
Pudelek
Turysta
Turysta
Posty: 3055
Rejestracja: 23 czerwca 2008, 17:43

Re: Góry Krucze i koncert w Rudawach Janowickich

Post autor: Pudelek » 26 listopada 2018, 20:40

Trzeci dzień w Sudetach i trzeci dzień pogodowej kichy. Ktoś rzucił zaklęcie czy co?

Dziś będzie mało górskiego wędrowania, bo musimy zmienić miejsce pobytowe. Na początku chcemy się dostać do Chełmska Śląskiego (Schömberg), gdzie o 13-tej mamy autobus. Z naszego schroniska młodzieżowego będzie to około 5 kilometrów marszu, więc założyłem, iż wystarczą nam 2 godziny, aby tam dojść z buta i jeszcze trochę pozwiedzać. Chyba, że złapiemy stopa...
Obrazek

Po kilkuset metrach (zaraz po zrobieniu zdjęcia widocznego powyżej) zatrzymuje się samochód i w efekcie w Chełmsku jesteśmy już chwilę później. Tak to można podróżować :D.

Mamy aż nadmiar wolnego czasu, więc wypadałoby gdzieś usiąść w ciepłym. Niestety, o tej porze jedyna restauracja jest jeszcze zamknięta. Idziemy na rynek. Otoczony kamienicami, z figurą Nepomucena na środku, zachował klimat dawnego, sennego miasteczka.
Obrazek

Większość domów jest zaniedbana, a jeden (lub dwa) to kompletna ruina! Czemu akurat te się rozsypały, a sąsiednie stoją w normalnym stanie?
Obrazek

Wiadomo, że kamienice przetrwały wojnę, bo walk w Chełmsku nie było. Na zdjęciach z lat 50. widać, że nastąpiła jakaś katastrofa budowlana. Chyba nikt się tym nie przejął, bowiem pozwolono zawalić się trzem innym domom, a z tych pozostały tylko ściany. "Zabytek chroniony prawem" jak głosi tablica po prawej.
Obrazek

Południowa pierzeja rynku na starej fotografii: kamienice w środkowej części (3-cia, 4-ta i 5-ta licząc od lewej) nie dotrwały do dzisiaj.
Obrazek

Spacerujemy podcieniami. Większość domów pochodzi z XVII i XVIII wieku.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Kawałek za rynkiem strzela w niebo kościół św. Rodziny (w przeszłości pod wezwaniem św. Józefa). Warto dodać, że aż do sekularyzacji w 1810 roku Chełmsko należało do cystersów z klasztoru w Krzeszowie.
Obrazek

Na dziedzińcu kolekcja starych nagrobków.
Obrazek

A tu czegoś szukają. Złoty pociąg jest raczej za daleko...
Obrazek

Tablica w ścianie plebanii: wystawiono ją w 1933 z okazji półwiecza Związku Katolickiego oraz przy okazji wspomina się członków poległych w Wielkiej Wojnie. Między datami podobizna księdza Adolfa Kolpinga, który założył "Koloński Związek Katolickich Czeladników" pomagający robotnikom i biedniejszej ludności w okresie szybkiej industrializacji. Jako "Dzieło Kolpinga" istnieje do dzisiaj, także na terenie Polski.
Obrazek

Za kościołem rozciąga się spory cmentarz. Z tej perspektywy najlepiej oglądać świątynię nie zasłoniętą innymi budynkami.
Obrazek

Wśród polskich grobów sterczy kamienna kolumna. To upamiętnienie wojny prusko-austriackiej z 1866 oraz prusko-francuskiej z lat 1870/71. Potem dołożono dodatkową płytę dotyczącą I wojny światowej.
Obrazek
Obrazek

Grób rodziny Fischerów.
Obrazek

Zachodnia część cmentarza to pozostałości niemieckiej nekropolii: pojedyncze nagrobki, zapadające się groby. Wszystko przykryte warstwą pomarańczowych liści.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Jest jeden świeży pochówek sprzed pięciu lat! Po powojennych wypędzeniach kilkanaście niemieckich rodzin miało w Chełmsku pozostać, czego świadectwo mamy właśnie tutaj.
Obrazek

Brama cmentarna z 1910 roku, potwierdzają to stosowne cyfry. Że też nie zainteresowała złomiarzy?
Obrazek

Największą atrakcją wioski jest zespół domów tkaczy, tzw. "Dwunastu Apostołów". Wybudowano je w 1707 roku z polecenia krzeszowskiego opata dla rzemieślników sprowadzonych z Czech (zapewne zza Sudetów, bowiem Śląsk wówczas także należał do Królestwa Czeskiego). Domów było tylu co tytułowych Apostołów, lecz jeden z nich stojący w pewnym oddaleniu - Judasz - spłonął.
Obrazek

Tkactwo związane było z Chełmskiem już od XVI wieku. Największy rozkwit tego przemysłu przypadł na okres budowy Dwunastu Apostołów, kiedy to produkty z Schömbergu krążyły po całej Europie i docierały do Ameryki. Potem nastąpił powolny upadek związany z mechanizacją pracy, dla tradycyjnych tkaczy brakowało miejsca. W 19. stuleciu kilka razy doszło do zamieszek głodowych. Ciężki los dolnośląskich fachmanów opisał m.in. Gerhard Hauptmann.

Po rewolucji technologicznej miejscowość już nigdy nie odzyskała swojego wcześniejszego znaczenia, choć na przełomie XIX i XX wieku stała się popularnym letniskiem. W 1946 roku Chełmsko (wówczas pod nazwą Szymrych) pozbawiono praw miejskich. Od kilkudziesięciu lat niewiele tu się dzieje, jakoś nikt z włodarzy nie ma pomysłu na wyciągnięcie okolicy z marazmu.

Drewniane podcieniowe domy tkaczy są z pewnością architekturą unikalną i powodem do dumy, zwłaszcza, że wyglądają na dobrze utrzymane. Część z nich jest nadal zamieszkałych - znalazłem informacje że to mieszkania komunalne lub socjalne, ale nie wiem, czy to prawda.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

W środku pierzei znajduje się kawiarnia. Napis przed drzwiami informuje o "lokalnych piwach". Bardzo podejrzliwie traktuję takie hasła, bowiem często usiłuje się wtedy wciskać ludziom różne świństwa.
Wchodzimy.

Wewnątrz dostaję oczopląsu!
Obrazek

Pokój wypełniony pamiątkami do kupienia, starymi zdjęciami i meblami. Właściciel niemal przygniata nas do ziemi dziesiątkami wyrzucanych z siebie słów; po chwili przyzwyczajamy się ;). Bardzo pozytywny facet, fan mniejszej i większej historii. Jeden z tych nielicznych pasjonatów, którzy usiłują rozruszać miejscowość i nie dać zapomnieć o przeszłości.

Oferowane w sprzedaży piwa pochodzą z Lwówka i Turnova, więc są tak "regionalne" jak browar w Żywcu dla mieszkańców Katowic :D. Nie mniej jednak nie narzekamy, zwłaszcza, że czeski Skalak zawsze mi smakował.
Obrazek

Bastek kupuje odznaki turystyczne na kapelusz ze schronisk, w których dzisiaj ich nie uświadczysz. A do piwa zamawiamy... bombę Apostołów, bo tak nazywa się piernik z dżemem i bitą śmietaną. Podobno powstaje na podstawie oryginalnej miejscowej receptury z lat 30. XX wieku. To duża rzadkość zjeść na Dolnym Śląsku coś autochtonicznego. Bomba smakuje wyśmienicie, a w kolejce do produkcji czeka chełmska kiełbasa wędzona na jodłowych szyszkach, która przez Niemców była umieszczana nawet na widokówkach.
Obrazek

Podczas ożywionej dyskusji o Chełmsku, Śląsku i innych podobnych tematach czas szybko nam leci. Przeglądamy gruby album z przedwojennymi kartkami, dzięki niemu wyraźnie widać degradację miejscowości od tamtego okresu. Oprócz Dwunastu Apostołów sudeckie miasteczko posiadało również Czterech Ewangelistów - kolejne domy podcieniowe rozebrane za PRL-u - oraz Siedmiu Braci, z których do dziś ostał się jeden. Mieliśmy go zobaczyć z okien autobusu, ale jakoś go przegapiliśmy...

PKS wiezie nas przez wyludnione okolice. Przejeżdżamy przez Krzeszów, na polu widzimy nieczynną na zawsze stację kolejową w Czadrowie (Ober Zieder).
Obrazek

Wysiadamy w Kamiennej Górze (Landeshut) przy dawnych zakładach tekstylnych "Methner und Frahne". Dziś to ponoć jakieś "centrum kultury", ale zabite deskami okna świadczą o czymś zgoła innym.
Obrazek

Tu kiedyś zapewne było "erbaut".
Obrazek

Kilkadziesiąt minut oczekiwana na busik umilam sobie obserwowaniem smartfonowych zombi w pobliskim parku oraz fotografowaniem zabudowy nad zarośniętą Zadrną. Dopiero po powrocie do domu dowiedziałem się, że w miejscu przystanku stała kiedyś kamieniogórska synagoga.
Obrazek

Busikiem docieramy do Gorców. Boguszów-Gorców. Mam poczucie deżawi, wydaje mi się, iż jest znowu czwartek, a nie sobota.
Obrazek

Na niebie pojawiają się lekkie przejaśnienia. Za późno.

Opóźniony skład KD wiezie nas do Janowic Wielkich (Jannowitz). A tam szok - chmury znikają jak ucięte nożem. Niebieściutkie niebo! Ooo, to tak wygląda słońce? Podobno taka pogoda była tu od kilku dni, podczas gdy kilkadziesiąt kilometrów dalej mieliśmy kichę! Życie nie jest sprawiedliwe...
Obrazek
Obrazek

Uderzamy do pobliskiej gospody, lecz ta po sezonie nie oferuje jedzenia. Wypijamy zatem tylko po ciemnym piwku, tradycyjnie rozmawiając z gospodarzem o bolesnych prawdach polityki: tym razem wyjątkowo nie o Żydach, lecz o prowokatorach, KOD-owcach i zdrajcach.

Posilić można się w "pizzerii". Celowo piszę w cudzysłowie, bo to najdziwniejszy lokal tego typu w jakim byłem! Wygląda jak kiosk z gazetami i takiej jest wielkości. W środku dwa stoliki i zafuczała dziewczyna z obsługi. Brak toalety! Jak to się ma do przepisów?? Na pytanie o piwo słyszę w odpowiedzi:
- Nie ma, ale można sobie przynieść ze sklepu.
W sumie pizzę też najlepiej kupić w markecie, bo to co serwują w "pizzerii" ma niewiele wspólnego z plackiem rodem z Włoch.

Aleja jarząbu szwedzkiego i kończąca się jasność.
Obrazek

Po zakupach (na których spotykamy Neskę. Ona to już inna kategoria - nie chodzi po górach, jest wożona :P) ruszamy w kierunku schroniska "Szwajcarka". Asfaltem, bo liczę znowu na stopa, mimo, iż zrobiło już się ciemno. Przeszliśmy około kilometra i złapaliśmy podwózkę; kierowca miał co prawda skręcić wcześniej, ale ostatecznie podwiózł nas na przełęcz Karpnicką. Podczas tego wypadu autostop wyraźnie nas lubił ;).

W schronisku tłum, ale nie ma problemu ze spaniem na glebie. Przybyliśmy tutaj na jeden z cyklicznych koncertów organizowanych przez tę samą ekipę, co festiwal Polana. Ponieważ miała to być "piosenka turystyczna", więc spodziewaliśmy się jakiś smętów i mile się zaskoczyliśmy. Paśko i zespół Co To zaserwował dużo rockowo-bluesowych klimatów i sporo energii. Koncert odbył się na pięterku, w kameralnej atmosferze. Widownia była bardzo wymieszana - od stałych bywalców, weteranów, poprzez kilkulatki, a na psach kończąc :D.

(Wszystkim było ciepło, tylko kontrabasista marzł, bo cały czas grał w czapce).
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Po koncercie w jadalni odbyły się śpiewanki trwające prawie do rana. Pobudka w niedzielę była bolesna i długa, więc w drogę ruszyliśmy dopiero po 15-tej, gdy wokół schroniska zaczynali się kręcić dziwni ludzie z flagami. Tego dnia znowu było trochę słońca na niebie...
Obrazek

W Trzińsku (Rohrlach) czeka nas niemiła niespodzianka: najbliższy pociąg mamy za... godzinę i 40 minut! Masakra!
Obrazek

Co robić przez ten czas na kompletnym odludziu? Niewiele myśląc wyciągam karimatę i śpiwór, podczas drzemki minuty szybciej polecą...

I w ten sposób czterodniowy sudecki weekend został zakończony. Szkoda tej pochmurnej pogody, ale bywa czasem i tak!
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
ODPOWIEDZ