Styczniowe Gorce - namiastka zimy
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
Styczniowe Gorce - namiastka zimy
Ja rozumiem, że wam jest zimno, ale jak jest zima to musi być zimno, tak? Pani kierowniczko, takie jest odwieczne prawo natury!
Prawo natury ostatnio słabo działa: tegoroczna zima mało przypomina tę porę roku. Coś, co w styczniu byłoby normą teraz traktowane jest jako coś niezwykłego - np. śnieg i mróz. I to tylko w górach!
W drugi weekend 2018 roku wybraliśmy się z Ecowarriorem w Gorce. Ja odwiedziłem je niedawno (w listopadzie), ale Eco przed dobrymi kilkoma laty.
Ruszyliśmy już w piątek. Busik do Nowego Targu tradycyjnie wpada w kolejne zatory i w stolicy Podhala jesteśmy z prawie godzinnym opóźnieniem. Andrzej wyczaił jakąś knajpkę na blokowisku, ale nie wyglądała zbyt interesująco, więc pokręciliśmy się trochę po centrum. Osobiście uważam Nowy Targ za wyjątkowo brzydkie miasto, choć ratusz mają ładny.
Oglądamy też dawną synagogę, która po przebudowach w ogóle nie przypomina oryginału i służy jako kino.
Znajdujemy też pub z niezłym piwem, który jeszcze jest zamknięty, ale otwierają nam przed czasem . Na szlak wychodzimy dopiero około 19-tej, wszystko to zgodnie z planem. Trasa przed nami dość krótka, nigdzie nam się nie spieszy.
W dodatku na Kowańcu łapiemy stopa. Okazuje się nim... taksówka.
- A ile to będzie kosztować? - zagadujemy, bo trudno podejrzewać taksiarza (i do tego górala) o bezpłatną przysługę.
- Panie, grosze...
- A konkretnie?
- No, maksymalnie parę złotych.
W samochodzie rozmawiamy o tym i o owym, kierowca podwozi nas nawet dalej niż chcieliśmy, bo jedzie w boczną drogę. Na koniec pytam się o cenę.
- Powodzenia - rzuca tylko starszy facet.
Jednak zdarzają się fajni taksówkarze!
Dookoła zero zimy. Dopiero po wejściu w las pojawia się trochę śniegu, a ponieważ w powietrzu czuć mrozik, to także zamarznięte kałuże. Gramoląc się powoli w górę zastanawiamy się co zastaniemy w schronisku, bowiem po raz pierwszy od sierpnia nie rezerwowałem miejsca.
- Albo będzie zawalone albo pusto - stwierdzam.
Mijają niecałe trzy kwadranse i podchodzimy pod ciemną sylwetkę naszej noclegowni; jedynie w jednym okienku na piętrze widać światło. To Koliba na Łapsowej Polanie - prawdopodobnie najmłodsze schronisko w polskich górach. Dawno temu działało jako obiekt PTTK, potem przez długi czas było zamknięte i udostępniane tylko "właściwym osobom", a od wiosny ubiegłego roku przyjmuje normalnie turystów. Jego właścicielem pozostaje gmina Nowy Targ.
Drzwi są zaryglowane, lecz po naciśnięciu dzwonka zjawia się Przemo - dzierżawca. Poznałem go już jesienią - bardzo sympatyczny facet. W środku jest oczywiście pusto, goście mają zjawić się dopiero w sobotę. Siedzimy sobie chwilę w trójkę w jadalni rozjaśnianej płomieniami świec, potem zostajemy we dwójkę. Konsumpcja kilku swojskich sztuk jadła i napitków, po czym kładziemy się spać o wczesnej jak na góry godzinie...
Sobotni poranek jest pogodowo obiecujący, jednak szybko pojawiają się chmury. Zbieramy się niespiesznie i Kolibę opuszczamy w szarówce.
Kilka minut powyżej schroniska biegnie czarny szlak z Klikuszowej którym będziemy człapać w kierunku Turbacza. Tu śniegu jest już więcej, bo znaleźliśmy się w okolicach 1000 metra nad poziomem morza.
Stopniowo na niebie zaczynają pojawiać się niebieskie dziury, a potem także słońce. Robi się ładnie .
Śnieg pod butami skrzypi, czuć lekki mrozik. Takie wędrowanie to ja rozumiem, won z bezpłciową zimą!
Dochodzimy do skrzyżowania z żółtym szlakiem pod szczytem Bukowiny Miejskiej, która jest najwyższym punktem w granicach administracyjnych Nowego Targu. Stoi tu niewielka kaplica-ołtarzyk polowy, ufundowany przez... myśliwych. No tak, ci mają za co dziękować, zwłaszcza przy obecnej władzy!
Ktoś okazał powszechną sympatię do osobników z flintami dopisując stosowne komentarze.
Zrzucamy plecaki i zarządzamy przerwę. Mija nas kilka osób, ale ruch generalnie jest niewielki.
W pewnym momencie zbliża się dwóch facetów rozmawiających po niemiecku. Eco proponuje im wino. Najpierw starszy z nich odmawia, ale potem szybko się reflektuje:
- Jaki ładny kolorek. Co to za wino??
- Domowe, swojskie - odpowiada Eco.
- Aaa, to skosztujemy .
Pogadaliśmy chwilę - okazało się, że Niemcem jest jego zięć. Pochodził z Norymbergi i... nie interesował się piłką nożną (co sprawdzał Andrzej ).
Gdy zaczyna nam się robić zimno znów zakładamy plecaki. Nad nami jeszcze sporo słońca, lecz horyzont w kierunku Turbacza przykryty białą pierzyną.
Wkrótce wchodzimy w mgłę. Przy papieskiej kaplicy zwiększa się ilość towarzystwa - sporo osób doszło tutaj innymi szlakami. Niektórzy już wracają.
Nagle widzimy łysego typa podchodzącego na ski-turach w krótkim rękawku. Na pytanie o to czy mu nie zimno, rzucił szybkie "jestem morsem". Aha.
Około 13.30 stajemy pod schroniskiem na Turbaczu.
W jadalni pustawo... Dziwne, spodziewałem się tłumów, zwłaszcza, że w ten weekend grała Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Po chwili zaczyna się zagęszczać, bowiem pojawili się uczestnicy jakiego "Rajdu Zimowego". Do środka wpadł także łysy "mors", który zdążył się już gdzieś tak uwalić, że ledwo stoi, rozlewa wszystko co znalazło się na stole i ma chęć na wylewne rozmowy ze wszystkimi dziewczynami .
Nam znów się nie spieszy, więc zamawiamy coś do jedzenia, kilka drogich piw i... prawie zasypiamy z powodu panującej tu wysokiej temperatury . Nawet się zastanawialiśmy, czy nie zostać tu na noc, ale w końcu zebraliśmy tyłki i wyszliśmy na zewnątrz jeszcze przed zmrokiem.
Bez czołówek udało nam się zaliczyć także szczyt Turbacza (chyba pierwszy raz jestem tu bez towarzystwa innych turystów).
Następnie czerwonym GSB podążamy w kierunku zachodnim. Momentami jest on kiepsko oznaczony, przez co na Rozdzielach źle skręciliśmy, trzymając się trasy narciarskiej. Dobrze, że poniżej była tablica z opisami, dzięki czemu straciliśmy tylko kilkaset metrów.
Z naprzeciwka idzie w górę kilkanaście osób, zapewne chcących nocować w schronisku, a my cały czas zastanawialiśmy się, czy dobrze zrobiliśmy opuszczając Turbacz? Drugi wieczór w pustym obiekcie będzie mało przyjemny...
Niedługo po wyjściu Eco zalicza ziemię. Nawierzchnia jest śliska, więc proponuję mu jednego swojego raczka.
- Całe życie chodziłem bez, więc i teraz sobie poradzę!
Efekt jest taki, że dość regularnie słychać za mną łomot i następujące po nim przekleństwo, na szczęście nic sobie nie uszkadza (choć raz było blisko).
Szlak jest monotonny, zwłaszcza po ciemku. Pierwszy i jedyny postój zarządzamy na skrzyżowaniu przy Obidowcu.
Widząc schronisko na Starych Wierchach i prawie pustą jadalnię mamy wrażenie deżawi z wczoraj.
Jakże się myliliśmy: przed nami wpada przez drzwi wielojęzyczna wycieczka i okazuje się, że jedyne miejsca noclegowe są na glebie. Dobre i to! Przy okazji wychodzą dziwne zwyczaje panujące w tym obiekcie: podczas meldunku należy podać... numer telefonu, po czym pani zza baru od razu na niego dzwoni, sprawdzić czy jest prawidłowy! Hmm, a gdybym nie miał komórki (to chyba jeszcze nie obowiązkowe?) albo była rozładowana?? Bez sensu... Ponoć to z powodu kradzieży, ale co ma piernik do wiatraka?
Oprócz nas glebuje też pięcioosobowa grupa z Tarnowa (w tym trzech Januszów ), łączymy więc siły oraz stoły i urządzamy sympatyczną integrację, do której dołącza się też kilku "łóżkowiczów".
W niedzielny poranek - zgodnie z prognozami - lampa!
Niecierpliwie czekamy na otwarcie baru, bo prawie wszystkie zapasy pochłonęła impreza. Nie mogło też zabraknąć wbicia pieczątek.
Ściskamy się na pożegnanie z tarnowską ekipą i wyciągamy aparaty.
Chodzenie w takich warunkach to czysta przyjemność, szkoda tylko, że odcinek w kierunku Rabki ma mało miejsc widokowych.
Pod Maciejową śniegu jest już znacznie mniej.
W schronisku straszny tłok. Dogania nas para z którą rozmawialiśmy przy śniadaniu na Starych Wierchach, a potem również Tarnów, daremnie usiłujący na jednej z polan rozpalić ognisko.
Wypijamy po sikaczu w puszce i znów trzeba iść.
Odsłania się widok w kierunku Beskidu Wyspowego z Luboniem Wielkim. To maksimum naszych "dalekich obserwacji" tego weekendu.
Im niżej tym śnieg bardziej przegrywa z wypłowiałą trawą. Dobrze chociaż, że błoto jest nadal przymarznięte.
W Rabce prawie wiosna. Na zakończenie wyjazdu poszliśmy za daleko, aż pod dworzec kolejowy, i musieliśmy się cofać w kierunku busiku.
Aż trudno było uwierzyć, że rano budziliśmy się w zimowej scenerii... Tak słabego pod względem śniegu stycznia to nie pamiętam już od bardzo dawna!
Prawo natury ostatnio słabo działa: tegoroczna zima mało przypomina tę porę roku. Coś, co w styczniu byłoby normą teraz traktowane jest jako coś niezwykłego - np. śnieg i mróz. I to tylko w górach!
W drugi weekend 2018 roku wybraliśmy się z Ecowarriorem w Gorce. Ja odwiedziłem je niedawno (w listopadzie), ale Eco przed dobrymi kilkoma laty.
Ruszyliśmy już w piątek. Busik do Nowego Targu tradycyjnie wpada w kolejne zatory i w stolicy Podhala jesteśmy z prawie godzinnym opóźnieniem. Andrzej wyczaił jakąś knajpkę na blokowisku, ale nie wyglądała zbyt interesująco, więc pokręciliśmy się trochę po centrum. Osobiście uważam Nowy Targ za wyjątkowo brzydkie miasto, choć ratusz mają ładny.
Oglądamy też dawną synagogę, która po przebudowach w ogóle nie przypomina oryginału i służy jako kino.
Znajdujemy też pub z niezłym piwem, który jeszcze jest zamknięty, ale otwierają nam przed czasem . Na szlak wychodzimy dopiero około 19-tej, wszystko to zgodnie z planem. Trasa przed nami dość krótka, nigdzie nam się nie spieszy.
W dodatku na Kowańcu łapiemy stopa. Okazuje się nim... taksówka.
- A ile to będzie kosztować? - zagadujemy, bo trudno podejrzewać taksiarza (i do tego górala) o bezpłatną przysługę.
- Panie, grosze...
- A konkretnie?
- No, maksymalnie parę złotych.
W samochodzie rozmawiamy o tym i o owym, kierowca podwozi nas nawet dalej niż chcieliśmy, bo jedzie w boczną drogę. Na koniec pytam się o cenę.
- Powodzenia - rzuca tylko starszy facet.
Jednak zdarzają się fajni taksówkarze!
Dookoła zero zimy. Dopiero po wejściu w las pojawia się trochę śniegu, a ponieważ w powietrzu czuć mrozik, to także zamarznięte kałuże. Gramoląc się powoli w górę zastanawiamy się co zastaniemy w schronisku, bowiem po raz pierwszy od sierpnia nie rezerwowałem miejsca.
- Albo będzie zawalone albo pusto - stwierdzam.
Mijają niecałe trzy kwadranse i podchodzimy pod ciemną sylwetkę naszej noclegowni; jedynie w jednym okienku na piętrze widać światło. To Koliba na Łapsowej Polanie - prawdopodobnie najmłodsze schronisko w polskich górach. Dawno temu działało jako obiekt PTTK, potem przez długi czas było zamknięte i udostępniane tylko "właściwym osobom", a od wiosny ubiegłego roku przyjmuje normalnie turystów. Jego właścicielem pozostaje gmina Nowy Targ.
Drzwi są zaryglowane, lecz po naciśnięciu dzwonka zjawia się Przemo - dzierżawca. Poznałem go już jesienią - bardzo sympatyczny facet. W środku jest oczywiście pusto, goście mają zjawić się dopiero w sobotę. Siedzimy sobie chwilę w trójkę w jadalni rozjaśnianej płomieniami świec, potem zostajemy we dwójkę. Konsumpcja kilku swojskich sztuk jadła i napitków, po czym kładziemy się spać o wczesnej jak na góry godzinie...
Sobotni poranek jest pogodowo obiecujący, jednak szybko pojawiają się chmury. Zbieramy się niespiesznie i Kolibę opuszczamy w szarówce.
Kilka minut powyżej schroniska biegnie czarny szlak z Klikuszowej którym będziemy człapać w kierunku Turbacza. Tu śniegu jest już więcej, bo znaleźliśmy się w okolicach 1000 metra nad poziomem morza.
Stopniowo na niebie zaczynają pojawiać się niebieskie dziury, a potem także słońce. Robi się ładnie .
Śnieg pod butami skrzypi, czuć lekki mrozik. Takie wędrowanie to ja rozumiem, won z bezpłciową zimą!
Dochodzimy do skrzyżowania z żółtym szlakiem pod szczytem Bukowiny Miejskiej, która jest najwyższym punktem w granicach administracyjnych Nowego Targu. Stoi tu niewielka kaplica-ołtarzyk polowy, ufundowany przez... myśliwych. No tak, ci mają za co dziękować, zwłaszcza przy obecnej władzy!
Ktoś okazał powszechną sympatię do osobników z flintami dopisując stosowne komentarze.
Zrzucamy plecaki i zarządzamy przerwę. Mija nas kilka osób, ale ruch generalnie jest niewielki.
W pewnym momencie zbliża się dwóch facetów rozmawiających po niemiecku. Eco proponuje im wino. Najpierw starszy z nich odmawia, ale potem szybko się reflektuje:
- Jaki ładny kolorek. Co to za wino??
- Domowe, swojskie - odpowiada Eco.
- Aaa, to skosztujemy .
Pogadaliśmy chwilę - okazało się, że Niemcem jest jego zięć. Pochodził z Norymbergi i... nie interesował się piłką nożną (co sprawdzał Andrzej ).
Gdy zaczyna nam się robić zimno znów zakładamy plecaki. Nad nami jeszcze sporo słońca, lecz horyzont w kierunku Turbacza przykryty białą pierzyną.
Wkrótce wchodzimy w mgłę. Przy papieskiej kaplicy zwiększa się ilość towarzystwa - sporo osób doszło tutaj innymi szlakami. Niektórzy już wracają.
Nagle widzimy łysego typa podchodzącego na ski-turach w krótkim rękawku. Na pytanie o to czy mu nie zimno, rzucił szybkie "jestem morsem". Aha.
Około 13.30 stajemy pod schroniskiem na Turbaczu.
W jadalni pustawo... Dziwne, spodziewałem się tłumów, zwłaszcza, że w ten weekend grała Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Po chwili zaczyna się zagęszczać, bowiem pojawili się uczestnicy jakiego "Rajdu Zimowego". Do środka wpadł także łysy "mors", który zdążył się już gdzieś tak uwalić, że ledwo stoi, rozlewa wszystko co znalazło się na stole i ma chęć na wylewne rozmowy ze wszystkimi dziewczynami .
Nam znów się nie spieszy, więc zamawiamy coś do jedzenia, kilka drogich piw i... prawie zasypiamy z powodu panującej tu wysokiej temperatury . Nawet się zastanawialiśmy, czy nie zostać tu na noc, ale w końcu zebraliśmy tyłki i wyszliśmy na zewnątrz jeszcze przed zmrokiem.
Bez czołówek udało nam się zaliczyć także szczyt Turbacza (chyba pierwszy raz jestem tu bez towarzystwa innych turystów).
Następnie czerwonym GSB podążamy w kierunku zachodnim. Momentami jest on kiepsko oznaczony, przez co na Rozdzielach źle skręciliśmy, trzymając się trasy narciarskiej. Dobrze, że poniżej była tablica z opisami, dzięki czemu straciliśmy tylko kilkaset metrów.
Z naprzeciwka idzie w górę kilkanaście osób, zapewne chcących nocować w schronisku, a my cały czas zastanawialiśmy się, czy dobrze zrobiliśmy opuszczając Turbacz? Drugi wieczór w pustym obiekcie będzie mało przyjemny...
Niedługo po wyjściu Eco zalicza ziemię. Nawierzchnia jest śliska, więc proponuję mu jednego swojego raczka.
- Całe życie chodziłem bez, więc i teraz sobie poradzę!
Efekt jest taki, że dość regularnie słychać za mną łomot i następujące po nim przekleństwo, na szczęście nic sobie nie uszkadza (choć raz było blisko).
Szlak jest monotonny, zwłaszcza po ciemku. Pierwszy i jedyny postój zarządzamy na skrzyżowaniu przy Obidowcu.
Widząc schronisko na Starych Wierchach i prawie pustą jadalnię mamy wrażenie deżawi z wczoraj.
Jakże się myliliśmy: przed nami wpada przez drzwi wielojęzyczna wycieczka i okazuje się, że jedyne miejsca noclegowe są na glebie. Dobre i to! Przy okazji wychodzą dziwne zwyczaje panujące w tym obiekcie: podczas meldunku należy podać... numer telefonu, po czym pani zza baru od razu na niego dzwoni, sprawdzić czy jest prawidłowy! Hmm, a gdybym nie miał komórki (to chyba jeszcze nie obowiązkowe?) albo była rozładowana?? Bez sensu... Ponoć to z powodu kradzieży, ale co ma piernik do wiatraka?
Oprócz nas glebuje też pięcioosobowa grupa z Tarnowa (w tym trzech Januszów ), łączymy więc siły oraz stoły i urządzamy sympatyczną integrację, do której dołącza się też kilku "łóżkowiczów".
W niedzielny poranek - zgodnie z prognozami - lampa!
Niecierpliwie czekamy na otwarcie baru, bo prawie wszystkie zapasy pochłonęła impreza. Nie mogło też zabraknąć wbicia pieczątek.
Ściskamy się na pożegnanie z tarnowską ekipą i wyciągamy aparaty.
Chodzenie w takich warunkach to czysta przyjemność, szkoda tylko, że odcinek w kierunku Rabki ma mało miejsc widokowych.
Pod Maciejową śniegu jest już znacznie mniej.
W schronisku straszny tłok. Dogania nas para z którą rozmawialiśmy przy śniadaniu na Starych Wierchach, a potem również Tarnów, daremnie usiłujący na jednej z polan rozpalić ognisko.
Wypijamy po sikaczu w puszce i znów trzeba iść.
Odsłania się widok w kierunku Beskidu Wyspowego z Luboniem Wielkim. To maksimum naszych "dalekich obserwacji" tego weekendu.
Im niżej tym śnieg bardziej przegrywa z wypłowiałą trawą. Dobrze chociaż, że błoto jest nadal przymarznięte.
W Rabce prawie wiosna. Na zakończenie wyjazdu poszliśmy za daleko, aż pod dworzec kolejowy, i musieliśmy się cofać w kierunku busiku.
Aż trudno było uwierzyć, że rano budziliśmy się w zimowej scenerii... Tak słabego pod względem śniegu stycznia to nie pamiętam już od bardzo dawna!
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
Re: Styczniowe Gorce - namiastka zimy
Dlaczego uogólniasz przypisując wszystkim takie nastawienie do myśliwych? Zamiast słowa "powszechną" powinieneś użyć słowa swoją.Ktoś okazał powszechną sympatię do osobników z flintami dopisując stosowne komentarze.
Poza tym ten "ktoś" to wandal (zniszczył czyjąś własność) i idiota, bo morderca to sprawca morderstwa a czyn ten odnosi się do ludzi.
Re: Styczniowe Gorce - namiastka zimy
W całym swoim życiu nie spotkałem osobiście osoby, która pałałaby do myśliwych sympatią. Wiem, że bywają osobniki które dla ich obrony rzuciłyby się nawet pod pociąg, ale na szczęście nie miałem okazji ich spotkać. Zatem określenie "powszechne" nie oznacza, że np. ktoś z Gór Sowich nie może być ich miłośnikiem...Dlaczego uogólniasz przypisując wszystkim takie nastawienie do myśliwych? Zamiast słowa "powszechną" powinieneś użyć słowa swoją.
chyba tylko dla polskiego prawactwa. Ot, pierwsze z brzegu:i idiota, bo morderca to sprawca morderstwa a czyn ten odnosi się do ludzi.
http://www.dziennikzachodni.pl/wiadomos ... ,10475788/
http://gniezno24.com/aktualnosci/item/1 ... -wiezienie
http://www.dziennikzachodni.pl/artykul/ ... ,id,t.html
Powinieneś wtedy protestować, że to żadne morderstwo, bo to tylko zwierzęta były...
PS>jeśli sam nie paradujesz po lesie z flintą, to etat "honorowego myśliwego" masz jak w banku
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
Re: Styczniowe Gorce - namiastka zimy
Myślistwo jest tak stare jak ludzkość i nic tego nie zmieni. Ja też nie pochwalam strzelania do zwierzyny dla sportu, ale selekcja, czy odstrzał sanitarny jest potrzebny.
Re: Styczniowe Gorce - namiastka zimy
Nigdy nie twierdziłem, że odpowiednie odstrzały nie są potrzebne. Natomiast zawsze uważałem, że człowiek musi mieć coś z głową, jeśli sprawia mu przyjemność zabijanie - nieważne czy ludzi czy zwierząt (a któremu myśliwemu nie sprawia?). A cała otoczka, "rytuały", a ostatnio traktowanie lasów i okolic jako prywatnego folwarku to już w ogóle forma degeneracji...
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
Re: Styczniowe Gorce - namiastka zimy
I tu się z kolegą zgadzam, zabijanie dla sportu i epatowanie tym jest chore. Mam tylko cichą nadzieję, że ustawa po nowelizacji unormuje to we właściwy sposób.
Re: Styczniowe Gorce - namiastka zimy
Ale to jest chore: uchwalono ustawę (nota bene poparły ją wszystkie kluby, zresztą nie pierwszy raz całość Sejmu wyskoczyła wspólnie z jakimś idiotyzmem), po czym po miesiącu czy dwóch okazało się, że może ją zmienić... nie można było pomyśleć o tym wcześniej? Chyba, że to taki chytry plan pokazania społeczeństwu jak to rządzący wsłuchują się w głosy suwerena...
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
Re: Styczniowe Gorce - namiastka zimy
To jest oczywiście najpoważniejszy argument przeciwko myśliwym.W całym swoim życiu nie spotkałem osobiście osoby, która pałałaby do myśliwych sympatią.
Przeczytaj sobie KK (jeśli za trudne skorzystaj z wikipedi). Dowiesz się czym jest morderstwo a czym zabicie zwierzęcia w okrutny sposób.i idiota, bo morderca to sprawca morderstwa a czyn ten odnosi się do ludzi.
chyba tylko dla polskiego prawactwa. Ot, pierwsze z brzegu:
http://www.dziennikzachodni.pl/wiadomos ... ,10475788/
http://gniezno24.com/aktualnosci/item/1 ... -wiezienie
http://www.dziennikzachodni.pl/artykul/ ... ,id,t.html
Zabijanie zwierząt nie jest karalne jeśli jest wykonywane zgodnie ze sztuką. Robią to myśliwi, rzeźnicy, weterynarze.
Podane przez Ciebie przykłady okrucieństwa wobec psów i kotów nie mają związku z myślistwem.
Czemu nie idziesz krok dalej i nie postulujesz zlikwidowania rzeźni. Nie można wykluczyć, że pracuje tam niejeden sadysta, który z przyjemnością uśmierca świnie i krowy. Kroi je później z nie mniejszą satysfakcją na kotlety, które z przyjemnością zjadasz." Natomiast zawsze uważałem, że człowiek musi mieć coś z głową, jeśli sprawia mu przyjemność zabijanie - nieważne czy ludzi czy zwierząt (a któremu myśliwemu nie sprawia?).
Re: Styczniowe Gorce - namiastka zimy
możesz się dalej bawić słówkami, aby usprawiedliwiać kolegów po fachu albo tych, których tak podziwiasz. Mordowanie to mordowanie, jakkolwiek to nazwiesz dla uspokojenia sumienia. O ile w przypadku myśliwych można mówić o czymś takim...Przeczytaj sobie KK (jeśli za trudne skorzystaj z wikipedi). Dowiesz się czym jest morderstwo a czym zabicie zwierzęcia w okrutny sposób.
Zabijanie zwierząt nie jest karalne jeśli jest wykonywane zgodnie ze sztuką. Robią to myśliwi, rzeźnicy, weterynarze.
Podane przez Ciebie przykłady okrucieństwa wobec psów i kotów nie mają związku z myślistwem.
jeszcze nie słyszałem o rzeźnikach, którzy ze swojego zawodu robią powód do chwalenia się, udowodniania swojej męskości i zajebistości. Zapraszających dzieciaki na szlachtowanie, potem smarujący się krwią albo wystawiający zwłoki w miejscu publicznym, aby pokazać swoje bohaterstwo. Tak samo jak weterynarze. Z drugiej strony nie słyszałem o myśliwym, który by wypierał się czerpania przyjemności z pozbawiania zwierząt życia. No cóż, jak się nie ma w głowie, to chociaż w strzelbie...Czemu nie idziesz krok dalej i nie postulujesz zlikwidowania rzeźni. Nie można wykluczyć, że pracuje tam niejeden sadysta, który z przyjemnością uśmierca świnie i krowy. Kroi je później z nie mniejszą satysfakcją na kotlety, które z przyjemnością zjadasz.
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
Re: Styczniowe Gorce - namiastka zimy
Wysnuwasz zbyt daleko idące wnioski.kolegów po fachu albo tych, których tak podziwiasz.
Jadłeś kiedyś dziczyznę?
Re: Styczniowe Gorce - namiastka zimy
Chyba tak, zdaje się że na jakiejś rodzinnej imprezie czy coś. Nie zachwyciła.
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
-
- Turysta
- Posty: 23
- Rejestracja: 21 grudnia 2017, 22:58
Re: Styczniowe Gorce - namiastka zimy
Tu nie ma o co kopi kruszy, wszyscy jesteśmy przeciwni zabijaniu dla sportu. Pokot też uważamy za zbędny, a że są tacy co im to przyjemność sprawia to trudno są różne zboczenia.
Re: Styczniowe Gorce - namiastka zimy
A ja tam dziczyzne lubie - zupelnie inny smak niz to ciapowate mięso ze sklepu. A przeciwko mysliwym głownie mam to, ze sie ich boje, zeby mnie lub moich towarzyszy wycieczki nie ustrzelili jak ide na spacer do lasu czy wsrod pól.. Niestety nawet osobiscie znam kilka osob ktore ucierpiały w wyniku "pomyłki" pana mysliwego, ktory czlowieka od sarenki nie odroznil...
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: Styczniowe Gorce - namiastka zimy
Kolejny nawiedzony ekolog?