Allalinhorn 4027 m npm, marzenia, lawina i sześć szczęśliwych minut. 21.07.2016

Relacje z górskich wypraw i innych wyjazdów oraz imprez forumowiczów. Ten dział jest przeznaczony dla osób, które chcą opisać swoje relacje i/lub pokazać zdjęcia ze spotkań nie będących Klubowym Zjazdem lub Górską Wycieczką Klubową.

Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy

Awatar użytkownika
Dariusz Meiser
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1944
Rejestracja: 16 stycznia 2008, 10:40
Kontakt:

Allalinhorn 4027 m npm, marzenia, lawina i sześć szczęśliwyc

Post autor: Dariusz Meiser » 28 października 2016, 15:23

Allalinhorn – ta nazwa tkwiła w moim umyśle sześć lat; jak drzazga w oku, jak „winny li niewinny sumienia wyrzut”, obrazek drażniący swoim charakterystycznym kształtem każde moje spojrzenie kierowane z Saas Fee gdzieś w stronę nieba.

Obrazek
Allalinhorn z okolic Saas Almagell – tak bliski, a jednak tak odległy …

Pierwszy raz wspomniał mi o nim Jacek (jck), gdy w 2008 roku opowiadał o nim (o niej ?) jak o jakimś Eigerze czy K2, pomrukując co chwila gniewnie „góra – morderca”. Jak dobrze poszukacie na forum to znajdziecie relację o tym, z czym Jackowi przyszło się zmierzyć na tym nietrudnym przecież czterotysięczniku, a czemu ja musiałem stawić czoła w 2010 roku w kuluarze Rolling Stonesów pod Mont Blanc. Ale to zupełnie inne, tragiczne historie.

Obrazek
Osiem czterotysięczników, górujących nad Saas Fee – od Strahlhorna po Nadelhorn. Do tego Feechopf. Zdjęcie zrobione o wschodzie słońca z przełęczy Zwischbergenpass (3268 m npm) pod Weissmiesem.

Obrazek
Od lewej – płetwa Rimpfischhorna, Allalinhorn z widoczną granią Hohlaub, grań Feechopf i kawałek Alphubel.

Tymczasem ciągle wracałem pamięcią do lipca 2010 i tych kilku chwil na Feechopf (3888 m npm), gdy po udanym wejściu na Alphubel (4206 m npm) mój ówczesnym partner wspinaczkowy po prostu wymiękł, ujrzawszy grań Feechopfa, którą chcieliśmy przetrawersować do przełęczy Feejoch a stamtąd wejść na Allalinhorna. Wtedy, w 2010 roku musiałem obejść się smakiem, samym widokiem tak nieodległego przecież szczytu. Wróciliśmy w doliny, ale obiecałem sobie, że „jeszcze tu kiedyś wrócimy, z Wojtkiem”.

Obrazek
Moje dwa ”A” – Allalinhorn i Alphubel. A pomiędzy nimi Feechopf.

Nie wiedziałem jedynie, że na Allalina przyjdzie mi czekać aż sześć lat. Po długiej, 5-letniej przerwie w eksploracji Alp, wróciłem tam w 2015 roku, zaliczając udane wejście na Breithorn (4164 m npm) i kilka wyższych trzytysięczników. Lecz wciąż gdzieś z tyłu głowy siedział Allalinhorn i nie dał o sobie zapomnieć. Wieloletnie oczekiwania, plany i marzenia ziściły się wreszcie w tym roku. I tak pewnego pięknego, słonecznego lipcowego dnia stanęliśmy na ryneczku Saas Fee, chłonąc wszystkimi zmysłami otaczające nas czterotysięczniki.

Obrazek
Tak się zaczęło – widok z Saas Fee.

Dzień odpoczynku w Saas Fee, pobudka o 4:00 i w drogę …
Dla mnie Allalinhorn 4027 m npm był dziewiątym czterotysięcznikiem, na jaki wszedłem, dla mojego syna Wojtka (17 lat) – drugim, a dla Piotrka (nowy partner wspinaczkowy z Poznania, 26 lat) – pierwszym . Tym samym Piotrek stał się już szóstą osobą, która dzięki mnie weszła na swój pierwszy czterotysięcznik …
Wspomnienia są mieszane – mieliśmy przygody.
Wjechaliśmy pierwszym kursem na Mittelallalina / Metro Alpin (3450 m npm – stacja kolejki, stanowiąca start w drogę) i szybko ruszyliśmy w górę – mieliśmy świetne tempo, bo i aklimatyzacja była dobra, po próbie na Weissmies i kilku dniach spędzonych powyżej 3500 m npm.

Obrazek
W drogę – widok na Allalinhorn ze stacji Metro Alpin. W niebieskim kółeczku miejsce oberwania się lawiny.

Ciekawostką związaną z Metro Alpin jest to, że jest to najwyżej na świecie położona … podziemna kolejka. Została oddana do użytku w 1984 roku, stacja dolna leży na wysokości 2980 m npm (Felskinn) a stacja końcowa to wysokość aż 3450 m npm. Kolejka wygląda jak miniaturowe metro i jeździ po torach (napędzana jest jednak liną) w tunelu wydrążonym w skale.
Dokładnie tak, jak kolejka na Gubałówkę czy górę Żar, jednak pod ziemią i na wysokości prawie 3,5 km npm.
Stacja końcowa na Mittelallalin również może pochwalić się kolejnym rekordem – na powierzchni znajduje się tam bowiem najwyżej na świecie położona … obrotowa restauracja.
Na zdjęciach widoczna jako okrągły pawilon – płaski walec z łagodnie stożkowatym dachem.

Obrazek
Widok ze szczytu Allalinhorna – w niebieskim kółku górna stacja Metro Alpin.

Wracając do akcji szczytowej - szliśmy jako pierwszy zespół tego dnia.
Kolejna grupa (4 osoby) wchodziła jakieś 15 minut za nami, ok. 200 – 250 metrów niżej.
Dochodziliśmy prawie do Feejoch (przełęcz na 3826 m npm), zrobiliśmy krótki odpoczynek, i wtedy się zaczęło – najpierw był głuchy pomruk i poleciała pyłówka po drugiej stronie - spod skał poniżej Alphubela (4206 m npm), a chwilę potem 100 metrów za nami oderwał się serak (blok lodowy) wielkości sporego domku jednorodzinnego (prawie jak mała kamienica) i poleciał przez trasę, którą kilka minut wcześniej szliśmy. Spowodowało to lawinę, nawet całkiem konkretną, która kompletnie zniszczyła drogę którą wchodziliśmy.

Obrazek
Zaznaczone miejsce zejścia pierwszej pyłówki spod skał Alphubela – zdjęcie zrobione podczas zejścia.

Obrazek
Miejsce oberwania się seraka i lawiny ze zbocza Allalinhorna – widoczny charakterystyczny niebieski lód (w kółeczku), niebieską linią zaznaczona linia naszego wejścia. Zdjęcie zrobione podczas zejścia inną trasą.

Huk był potworny, a potem głucha cisza … Zamarliśmy i nagle zrobiło się lodowato.
Piotrek i Wojtek byli w lekkim szoku, patrzyli na mnie, a ja jako „kierownik wycieczki” musiałem zachować zimną krew i trzymać fason, chociaż sam poczułem się bardzo nieswojo.
Wiedzieliśmy jednak, że ten zespół który szedł za nami był za daleko, żeby lawina go pociągnęła, ale ani my ich ani oni nas nie widzieli.

Obrazek
Niebieskim prostokątem zaznaczony obszar zejścia lawiny – na dole widoczne dwie postaci przecinające lawinisko przy jego dolnym końcu. Zdjęcie zrobione podczas zejścia inna drogą.

Trzeba było iść wyżej, do przełęczy, żeby coś zobaczyć.
Od przełęczy ślady były zasypane i weszliśmy przez sporą, mocno problematyczną szczelinę brzeżną (pokonaliśmy ją na leżąco) na grań szczytową od północnego zachodu – tą stromą widoczną orograficznie z prawej od strony stacji Metro Alpin.
Jak się potem okazało mimowolnie zrobiliśmy własny wariant wejściowy dużo trudniejszą drogą niż normalna. Uświadomił nam to szczycie ratownik, który stwierdził, że skoro weszliśmy tą granią to znaczy, że jesteśmy „profi”. Ech, gdyby tylko wiedział …
Dopiero na grani zobaczyliśmy, że cała idąca za nami czwórka jest w komplecie, ale wszyscy zatrzymali się poniżej miejsca zejścia lawiny.
Byliśmy w połowie grani, gdy przyleciało śmigło, krążyło nad lawiniskiem (pewnie szukali kamerami termowizyjnymi), potem zabrali jednego z tej czwórki i zwieźli do stacji kolejki.
Jak się potem okazało, wspinacz dostał niegroźnie odłamkiem – byli w końcu poniżej trasy zejścia lawiny i coś się na nich potoczyło.

Potem helikopter zaczął krążyć wokół nas – pokazaliśmy, że u nas OK i że idziemy na nieodległy już wierzchołek.
Myśleliśmy, że chcą nas zdjąć, bo nie będzie jak zejść.
Weszliśmy na szczyt, a śmigłowiec wysadził ratownika na przedwierzchołku (od strony Hohlaub – inna droga na szczyt).

Obrazek
Krzyż na szczycie Allalinhorna.

Obrazek
Ja i mój syn Wojtek (17 lat) na szczycie Allalinhorna. Dla mnie był to 9 czterotysięcznik, dla Wojtka – drugi.

Obrazek
Jeszcze jeden lans z flagą Centrali na szczycie Allalinhorna.

Ratownik przyszedł do nas na szczyt i wypytał dokładnie o to, czy lawina jednak kogoś nie porwała.

Obrazek
Od lewej: ratownik z Air Zermatt, ja (z kasą fiskalną) oraz mój syn Wojtek

Upewniwszy się, że nie, odszedł na przedwierzchołek, skąd śmigło zabrało go z powrotem – z podziwem obserwowaliśmy precyzję i profesjonalizm pilota, który w nienajlepszej jednak pogodzie lekko i pewnie posadził śmigłowiec na przedwierzchołku wielkości stołu.

Obrazek
Moje ulubione zdjęcie z tej wyprawy – ratownik odchodzi na przedwierzchołek Allalinhorna. Wyraźnie widoczne ciemne chmury – chwilę później zaczęły schodzić w dół.

Ratownik polecił nam zejść inną trasą, bliżej skał pod Feechopfem i Alphublem – wchodziło tam później kilka zespołów.

Obrazek
W drodze powrotnej – szczeliny wielkie jak kamienice. Wyraźnie widoczne warstwy śniegu, lodu i firnu, odkładające się latami.

Obrazek
Zejście w labiryncie szczelin – w kółeczku raz jeszcze miejsce oberwania się lawiny. Od lewej: Piotrek, mój syn Wojtek.

Jak sprawdzałem czasy z kamery, to okazało się, że przechodziliśmy szczelinę dokładnie pod obrywem o 8:10, a kolejny filmik gdy pyłówka schodziła spod Alphubela ma godzinę … 8:16, minutę później poszła lawina …
Obrazek
Dolna część lawiniska – zdjęcie zrobione podczas zejścia.

Obrazek
Jeszcze raz spojrzenie za siebie – chmury przykryły już wierzchołek Allalina.

Sześć minut, sześć pieprzonych minut – jakieś zmarudzenie po drodze, postój na zrobienie lepszych zdjęć czy przerwa na herbatę, dłuższe niż zwykle ubieranie raków i wzajemne sprawdzenie sprzętu, jakaś nieplanowana wizyta w toalecie i … dzisiaj mógłbym nie pisać tych słów.
Mieliśmy jednak dużo szczęścia. A może to znak niebios – z jednej strony przestroga, żeby bardziej uważać, a z drugiej – przyzwolenie na więcej i czytelny sygnał, że … jeszcze nie teraz, jeszcze za wcześnie, jeszcze kilka gór jest Ci w życiu przeznaczonych ? Kto wie …
Tolerancja dla niejednoznaczności.
Awatar użytkownika
PiotrekP
Administrator
Administrator
Posty: 8705
Rejestracja: 22 kwietnia 2009, 11:33
Kontakt:

Post autor: PiotrekP » 28 października 2016, 20:21

Co tu dużo pisać, mieliście dużo szczęścia. Zachowałeś się jak zawodowiec, spokój i rozwaga. Pochwała od ratownika jak najbardziej zasłużona, właściwy dobór drogi w zależności od warunków. Gratulacje dla całej ekipy. :)
Widzę, że szczyt był w tym roku dość popularny wśród G-S'ów .
Góry są piękne i niech takie pozostaną.

Nasze Wędrowanie
Pietras8609

Post autor: Pietras8609 » 29 października 2016, 13:47

Darku; gratulacje dla was, przede wszystkim za opanowanie oraz bezpieczne wejście i zejście;sam z własnego doświadczenia wiesz (zresztą ja też choć mam ich w dorobku o kilka mniej:p), że alpejskie 4-tysięczniki potrafią być nieprzewidywalne (mimo pozornie prostych dróg wejściowych prowadzących na niektóre z nich);ciekawie się czytało i oglądało;cieszę się że wszystko potoczyło się szczęśliwie.Pozdrawiam:)
Awatar użytkownika
Dariusz Meiser
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1944
Rejestracja: 16 stycznia 2008, 10:40
Kontakt:

Post autor: Dariusz Meiser » 29 października 2016, 20:47

PiotrekP pisze:Co tu dużo pisać, mieliście dużo szczęścia. Zachowałeś się jak zawodowiec, spokój i rozwaga. Pochwała od ratownika jak najbardziej zasłużona, właściwy dobór drogi w zależności od warunków. Gratulacje dla całej ekipy. :)
Widzę, że szczyt był w tym roku dość popularny wśród G-S'ów .
Bardzo Ci dziękuję, Piotrze.
Tak, Opatrzność nad nami czuwała.

Tak - widziałem, że to kolejne GS-owe wejście na Allalina w tym roku.
Tolerancja dla niejednoznaczności.
Awatar użytkownika
Dariusz Meiser
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1944
Rejestracja: 16 stycznia 2008, 10:40
Kontakt:

Post autor: Dariusz Meiser » 29 października 2016, 20:50

Pietras8609 pisze:Darku; gratulacje dla was, przede wszystkim za opanowanie oraz bezpieczne wejście i zejście;sam z własnego doświadczenia wiesz (zresztą ja też choć mam ich w dorobku o kilka mniej:p), że alpejskie 4-tysięczniki potrafią być nieprzewidywalne (mimo pozornie prostych dróg wejściowych prowadzących na niektóre z nich);ciekawie się czytało i oglądało;cieszę się że wszystko potoczyło się szczęśliwie.Pozdrawiam:)
Wielkie dzięki :).
Masz 100% racji - jak to niektórzy mówią "nie ma bezpiecznych 4k".
Nawet na Lagginhornie (moim pierwszym z 2008 roku), który w zgodnej opinii uważany jest za "najbezpieczniejszy" (co nie znaczy "najłatwiejszy") czterotysięcznik, w 2012 roku zginęło w jednym wypadku aż pięć osób.
Związali się liną (czego akurat na tej Górze nie powinno się robić), ktoś się poślizgnął i spadł, pociągając za sobą pozostałą czwórkę.
Tolerancja dla niejednoznaczności.
Awatar użytkownika
zbig9
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1946
Rejestracja: 24 sierpnia 2009, 22:36

Post autor: zbig9 » 29 października 2016, 21:24

Brawo dla kasy fiskalnej. :hura:
Niech żyje! :jupi:
Awatar użytkownika
Dariusz Meiser
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1944
Rejestracja: 16 stycznia 2008, 10:40
Kontakt:

Post autor: Dariusz Meiser » 29 października 2016, 21:31

zbig9 pisze:Brawo dla kasy fiskalnej. :hura:
Niech żyje! :jupi:
Kasa bardzo dziękuje i pozdrawia Cię serdecznie.
Robi to za moim pośrednictwem, bo bidulka nieśmiała taka :oops:
Wszędzie w góry ją zabieram, bo jak sama w domu zostaje to głupotami się tylko zajmuje: a to paragon wydrukuje, a to raport dobowy zrobi, a to kaucję zwróci za butelki po wódce.
A w górach jej przechodzi :zoboc:
Tolerancja dla niejednoznaczności.
Awatar użytkownika
zbig9
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1946
Rejestracja: 24 sierpnia 2009, 22:36

Post autor: zbig9 » 29 października 2016, 21:39

Dariusz Meiser pisze:
zbig9 pisze:Brawo dla kasy fiskalnej. :hura:
Niech żyje! :jupi:
Kasa bardzo dziękuje i pozdrawia Cię serdecznie.
Robi to za moim pośrednictwem, bo bidulka nieśmiała taka :oops:
Wszędzie w góry ją zabieram, bo jak sama w domu zostaje to głupotami się tylko zajmuje: a to paragon wydrukuje, a to raport dobowy zrobi, a to kaucję zwróci za butelki po wódce.
A w górach jej przechodzi :zoboc:

Też tak mam. Jak się przywiążę do czegoś, nie potrafię zostawić.
Jak sprzedawałem Tico, płakałem. :cry: Do dzisiaj tęsknię. A żonę to jeszcze z czasów PRL-u mam.
goska
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 909
Rejestracja: 13 listopada 2011, 21:51

Post autor: goska » 30 października 2016, 16:36

Brawo, dobrze , że udało się wejść i zejść bezpiecznie . Zdjęcia cudne.
Największa rzecz swego strachu mur obalić...
Awatar użytkownika
Dariusz Meiser
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1944
Rejestracja: 16 stycznia 2008, 10:40
Kontakt:

Post autor: Dariusz Meiser » 31 października 2016, 8:59

goska pisze:Brawo, dobrze , że udało się wejść i zejść bezpiecznie . Zdjęcia cudne.
Dziękuję Gosiu.
Jak mawiał "pewien wielki ktoś" (A.L.) "Zwyciężyć znaczy przeżyć".
Tolerancja dla niejednoznaczności.
Awatar użytkownika
jck
Turysta
Turysta
Posty: 3181
Rejestracja: 14 listopada 2007, 22:57
Kontakt:

Post autor: jck » 31 października 2016, 9:12

Pogratulować. Kilka naprawdę fajnych ujęć, a rejon jest fantastyczny.

Nie ma się co zastanawiać 'co by było gdyby...'. Dobrze, że ma się taką możliwość, ale chyba nie warto. Pozostaje myśleć, co dalej w tych Alpach zrobić. Skoro masz już 9 gór czterotysięcznych, to jakiś ładny akcent na mały jubileusz? A może ta 10 nie będzie już w Alpach :)

Ja w samych Alpach doliczyłem się u siebie 18 gór i 20 wejść. Choć takie Corno Nero, czy Ludwigshohe to ciężko górą nazywać :D
Życie nie zaczyna się powyżej 5000 mnpm. Powyżej 7000 mnpm tym bardziej...
Pietras8609

Post autor: Pietras8609 » 31 października 2016, 10:34

jck pisze: Ja w samych Alpach doliczyłem się u siebie 18 gór i 20 wejść. Choć takie Corno Nero, czy Ludwigshohe to ciężko górą nazywać :D
Oj tam Jacku; czytałem kiedyś o twoich kryteriach i z jednej strony całkowicie rozumiem twoje racje; ale z drugiej strony na Corno Nero droga (choć krótka) jest całkiem interesująca i wcale nie taka prosta (byłem i widziałem),podobnie z "Ludwikiem"; Balmenhorn budzi już zdecydowanie większe kontrowersje ale tez ma swój urok-jakby nie patrzeć aby tam dojść potrzeba włożyć trochę wysiłku, co nie zmienia faktu, że na aklimatyzację (np. przed MB) jest w sam raz:.
Awatar użytkownika
jck
Turysta
Turysta
Posty: 3181
Rejestracja: 14 listopada 2007, 22:57
Kontakt:

Post autor: jck » 31 października 2016, 11:00

Oj tam Jacku; czytałem kiedyś o twoich kryteriach i z jednej strony całkowicie rozumiem twoje racje; ale z drugiej strony na Corno Nero droga (choć krótka) jest całkiem interesująca i wcale nie taka prosta (byłem i widziałem),podobnie z "Ludwikiem"; Balmenhorn budzi już zdecydowanie większe kontrowersje ale tez ma swój urok-jakby nie patrzeć aby tam dojść potrzeba włożyć trochę wysiłku, co nie zmienia faktu, że na aklimatyzację (np. przed MB) jest w sam raz:.
Balmenhornu to w ogóle nie uwzględniam. Opieram się, bądź co bądź, na tej podstawowej, zawierającej 82 wierzchołki liście (UIAA). Tam Corno Nero się znajduje, Ludwigshohe także, Balmenhorna już pominięto. Choć na liście UIAA jest np Punta Giordani, przy której rzeczony Balmenhorn ma dwa razy większe MDW... Rozumiem istotę wierzchołka z punktu widzenia topograficznego, ale w takim wydaniu Corno Nero nie wygląda zbyt atrakcyjnie.

A droga na Corno Nero? Zaiste z 'normali' wśród tych najpopularniejszych wierzchołków masywu Monte Rosa oferuje najwięcej, choć to raptem kilkadziesiąt metrów.
Życie nie zaczyna się powyżej 5000 mnpm. Powyżej 7000 mnpm tym bardziej...
Pietras8609

Post autor: Pietras8609 » 31 października 2016, 11:41


Balmenhornu to w ogóle nie uwzględniam. Opieram się, bądź co bądź, na tej podstawowej, zawierającej 82 wierzchołki liście (UIAA). Tam Corno Nero się znajduje, Ludwigshohe także, Balmenhorna już pominięto. Choć na liście UIAA jest np Punta Giordani, przy której rzeczony Balmenhorn ma dwa razy większe MDW... Rozumiem istotę wierzchołka z punktu widzenia topograficznego, ale w takim wydaniu Corno Nero nie wygląda zbyt atrakcyjnie.

A droga na Corno Nero? Zaiste z 'normali' wśród tych najpopularniejszych wierzchołków masywu Monte Rosa oferuje najwięcej, choć to raptem kilkadziesiąt metrów.
Jasne,tutaj tak sobie dywagujemy; sprawa zasadnicza jest czy ktoś chodzi po górach aby kolekcjonować, czy po to aby się nimi cieszyć; dla mnie osobiście kwestie wysokości, wybitności są mniej istotne; ale rozumiem inne motywacje; co by nie powiedzieć Monte Rosa to piękny rejon i warto tam pochodzić (czego pewnie osobiście doświadczyłeś):)

A na 10 4-tysięcznik Darka??? Może jednak Monte Bianco; stanowiłoby to pewne ukoronowanie alpejskiej działalności; zresztą sam Darek wie najlepiej co ma robić i w czym wybierać:)

Pozdrawiam:)
Awatar użytkownika
jck
Turysta
Turysta
Posty: 3181
Rejestracja: 14 listopada 2007, 22:57
Kontakt:

Post autor: jck » 31 października 2016, 12:45

Pietras8609 pisze:A na 10 4-tysięcznik Darka??? Może jednak Monte Bianco; stanowiłoby to pewne ukoronowanie alpejskiej działalności; zresztą sam Darek wie najlepiej co ma robić i w czym wybierać:)
To racja.
Może jednak inne góry? A może po prostu wyżej :)
Życie nie zaczyna się powyżej 5000 mnpm. Powyżej 7000 mnpm tym bardziej...
ODPOWIEDZ