Czas nie goni nas czyli skodusia na Kaukaz

Relacje z górskich wypraw i innych wyjazdów oraz imprez forumowiczów. Ten dział jest przeznaczony dla osób, które chcą opisać swoje relacje i/lub pokazać zdjęcia ze spotkań nie będących Klubowym Zjazdem lub Górską Wycieczką Klubową.

Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy

Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2224
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Czas nie goni nas czyli skodusia na Kaukaz

Post autor: buba » 15 grudnia 2016, 11:17

Poranek wita nas pogodny a i miejsce noclegowe nie jest takie złe jak sie wydawalo. Wokol gory, w dole szumi rzeka, calkiem mily placyk. A i szosa obok dzis jakos jest mniej ruchliwa.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wracamy do Borzomi szukac sklepu bo konczy nam sie woda, zarcie i pieluchy. A mamy plan kilka dni powloczyc sie tu zadupiami. W centrum zwraca uwage plaskorzezba z charakterystycznym symbolem- acz narzędzia sa tu osobno ;)

Obrazek

Za kladka znajduje sie dawne sanatorium, podobnie jak te z Ckaltubo przeksztalcone w mieszkania dla uchodzcow. Czesc budynku jest mocno okopcona, nie wiem czy sie paliło, czy to tylko sadza z wyziewow piecykow? Co ciekawe, zwykłe bloki rzadko sa okopcone- a miejsca gdzie osiedlili sie uchodzcy- zawsze. Inne ogrzewanie? A raczej jego brak?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Malunek na budynku przysanatoryjnym przedstawia rozne scenki rodzajowe z zycia Gruzji- miasto, wies, zniwa, wino, hodowle zwierzat, transport od furmanki po samoloty, sport, muzyke a i jakas wieza obronna sie załapala!

Obrazek

Obrazek

Lokalny przystanek jak twierdza! :)

Obrazek

Mostek bujany na obrzezach miasta.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Gdy znow odkrecamy w strone Achalcyche, na obrzezach miasta rzuca sie nam w oczy pewien budynek. Niby nic ciekawego, jakis opuszczony pietrowy klocek- ale dykta, ktorą jest zatkane jedno z okien przyciaga uwage! Hmmm.. zwykle sierp z tego symbolu chyba nie mial piłki? ;)

Obrazek

Dykta okienna sugeruje to, ze w srodku tez moze byc troche porzuconych skarbow. Wejscie do budynku nie jest łatwe- gruzinskie jeżyny sa tysiac razy bardziej zjadliwe od polskich a kolce to maja na centymetr i wyrywaja cale płaty miesa! W koncu udaje sie dostac do jednego z okien. Srodek budynku mocno rozszabrowany- acz udaje sie znalezc spory plik legitymacji partyjnych (wraz z wlepkami oplaconych skladek! :) )

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Sa tez obrazki dla obrony cywilnej w przypadku skazen radioaktywnych, chemicznych czy innych katastrof

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mozna tez sie oddac lekturze gazet z 1985 roku. Kazda z nich ma małą gruzinska wstawke kolo nazwy gazety. Mozna poczytac o zyciorysach kosmonautow, tkibulskich kopalniach albo zmaganiach kachetyjskich kombajnistow ze zniwami ;)

Obrazek

Obrazek

Potem suniemy nad rzeke- trzeba umyc nas, zrobic pranie i wyczyscic pozyskane w ruinach łupy! Na chwile obecna tylko kabaczę jest czyste, bo ją rano wyszorowalismy w resztce wody mineralnej ;) Znajdujemy dogodny zjazd nad rzeke. Godzine nam tu schodzi. A moze dwie? Fajnie jest nie musiec liczyc czasu! :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jest tez ukryty w lasku pomnik jelenia. Kto? Czemu? Po co? Kiedys byla chyba jakas tablica ale okaza sie mnie trwala niz sama rzezba...

Obrazek

Zaraz za Borzomi idziemy tez nacieszyc sie kładkami. Kładki bujane to taka wielka moja sympatia, strasznie lubie ten rodzaj mostkow i nie moge sobie odmowic radosci pospacerowania po kazdej napotkanej. Ta jest solidna- nawet auta po niej jezdza!

Obrazek

Obrazek

Druga raczej tylko dla ruchu pieszego.

Obrazek

Za kladka stoja sobie wagony, rdzewieja i sie rozpadaja. Tzn. wiekszosc juz sie rozpadla albo ktos im pomogl ;)

Obrazek

Na mojej mapie miedzy Borżomi a Ackuri mam znaczone 4 twierdze: Gogia, Petre, Slesi i Mokcewi. Udaje sie znalezc tylko tą ostatnia. Wiec albo cos nie tak z mapą, albo z nami, albo z twierdzami ;)
Na dluzej zatrzymujemy w rejonie twierdzy Mokcewi. Tu tez mamy swoja kladke, ktora malo kto chodzi wiec sobie mozemy spokojnie na niej posiedziec i pogapic sie w brunatne wzburzone dosc nurty rzeki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Idziemy tez pozwiedzac twierdze, ktorą tworza dwie baszty z resztka murow przyklejone do dwoch skalistych pobliskich pagorow. Wspinamy sie w gore pachnącą ziolami łąką, pelna suchorosli i kolczastych roslin. I wreszcie ten wiatr! I weszcie nie ma duchoty! I przyroda stepowa a nie dżunglowa! Macierzanka i osty zamiast palm i bananowcow! Wreszcie moja ukochana Dżawachetia! Chyba jednak ten region jest nie do pobicia! Zachodnia Gruzja moze i ma swoj urok i ladne zakątki, ale jakos nie urzekła mnie az tak bardzo. Jakos tu czuje sie duzo lepiej. Strasznie sie ciesze, ze znow tu wrocilismy i teraz na spokojnie bedzie mozna sie nacieszyc regionem i zajrzec w kazdy zaułek!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na nocleg wybieramy takie miejsce, zeby bylo widac i twierdze, i kładke, i kolejowy tunel. I zeby nas nie bylo widac z glownej drogi. Wieczorem mijaja nas pasterze na koniach gnajacy przed soba stadko krow. Fajnie skrzypi kładka gdy mućki przez nia ida.. Ciemnawo juz.. Zdjecie nie wyjdzie..ech.. Zeby one tak za dnia zechcialy isc! Potem mija nas biala niwa- kilku chlopakow wraca z imprezy “na przyrodzie”. Jedni i drudzy cos zagaduja, gadamy, smiejemy sie, zyczymy milej nocy. Jeden z pasterzy malo nie spada z konia tak dlugo sie odwraca i do nas macha. Czy tylko mnie sie wydaje, ze w tym “wojewodztwie” jakos wszystko i wszyscy sa sympatyczniejsi niz w reszcie kraju?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dosc dlugo siedzimy patrzac w rozgwiezdzone niebo, sluchajac chórów cykad i zastanawiajac sie czy w tym roku uslyszymy odglosy szakali. Na wszelki wypadek pranie chowam do skodusi. Takie rozne lisowato-stepowe stworzenia lubia wciąć gacie na podwieczorek.

A rano mila niespodzianka! Krowy znow pokonuja kładke! I co ciekawe- tu znow normalnie chodza same krowy i cielęta, bykow brak..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A z jednej z wiez przyglada nam sie ptaszor. Troche patrzy na nas jak na posiłek….

Obrazek

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Funia
Turysta
Turysta
Posty: 4
Rejestracja: 14 grudnia 2016, 18:38

Re: Czas nie goni nas czyli skodusia na Kaukaz

Post autor: Funia » 15 grudnia 2016, 11:50

U nas te stare wagony to by złomiarze dawno wywieźli na skupu :)
Czytam tą Waszą relację i nadziwić się nie mogę, z Mają tak daleko.
Czekamy z niecierpliwością na kolejne odcinki.
Awatar użytkownika
Dżola Ry
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 6331
Rejestracja: 28 czerwca 2009, 23:07
Kontakt:

Re: Czas nie goni nas czyli skodusia na Kaukaz

Post autor: Dżola Ry » 15 grudnia 2016, 22:48

buba pisze:A z jednej z wiez przyglada nam sie ptaszor. Troche patrzy na nas jak na posiłek….
Jeśli był duży to rzeczywiście mógł tak patrzeć na Maję. To jest realne zagrożenie.
Widziałam filmik jak ptaszysko porwało niedużego psa. Nie przeżył.

A tak mi przyszło do głowy - kiedy Majka zaczęła chodzić? (bo chyba już chodzi?)
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2224
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Czas nie goni nas czyli skodusia na Kaukaz

Post autor: buba » 16 grudnia 2016, 10:24

Funia pisze:U nas te stare wagony to by złomiarze dawno wywieźli na skupu :)
.
No wlasnie tam chyba zbieranie zlomu nie jest tak popularne jak u nas, albo w punkach skupu nie przyjmuja tak totalnie wszystkiego? Nie wiem co jest powodem niepopularnosci tego procederu,ale w wielu miejscach stoja wraki roznych maszyn, czy opuszczone domy z niewydartymi kablami ze scian
Jeśli był duży to rzeczywiście mógł tak patrzeć na Maję. To jest realne zagrożenie.
Widziałam filmik jak ptaszysko porwało niedużego psa. Nie przeżył.
Ktos wlasnie w Gruzji mi opowiadal o dziecku porwanym przez orła. Dziecko przezylo ale mialo dosc powazne obrazenia bo upadlo z wysoka :( Mysmy nie musieli sie jeszcze bac o Majke bo nie chodzila tam sama tylko za reke, przy pelzaniu tez zwykle byla pilnowana (glownie ze wzgledu na weze nie ptaki ) albo siedziala przypieta do wozka (a z wozkiem ptaszor mialby juz spory problem porwac ;) )
A tak mi przyszło do głowy - kiedy Majka zaczęła chodzić? (bo chyba już chodzi?)
Teraz to biega, skacze i sie wspina ;) Dosc pozno zaczela sama chodzic, juz po powrocie. Kolo 14 miesiaca.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2224
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Czas nie goni nas czyli skodusia na Kaukaz

Post autor: buba » 19 grudnia 2016, 10:01

Kolejna twierdza w dolinie rzeki Mtkvari, ktora udaje sie nam odnalezc jest Ackuri. Jakis koles przy sklepie koniecznie chce mi opowiedziec jej historie, z ktorej wynika ze budowla ma ponad 1000 lat i zalozyli ją rozbojnicy. Chwile pozniej mowi, ze pilnowala doliny aby karawany z Borżomi do Achalcyche mogly isc spokojnie i zboje na nich nie napadali. Hmmm.. to ci zboje byli w twierdzy czy poza nia? Gosc sie troche zacukal, ale ostatecznie dobrze wybrnal z sytuacji twierdzac, ze zboje to ci, co są akurat po tej drugiej stronie niz my! Trzeba przyznac, ze jest w tym jakas logika :)

Twierdza lezy na skalistej gorce na obrzezach wsi. Troche przypomina mi jurajskie "orle gniazda" za dawnych dobrych czasow, zanim zrobili im krzywde i upstrzyli barierkami, tablicami, kłódkami albo wogole przerobili na hotele...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z gory na dol jezdzi linowy wagonik i cos wozi. Albo odbudowuja wieże, albo pozyskuja kamien na chlewiki, jedno z dwojga. I jakos do konca nie udaje sie nam ustalic w ktora strone jezdza kamienie- tzn. chyba w obie.. ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Do twierdzy wchodzi sie przez niewielki tunel ze schodkami. Potem kawalek trzeba sie wspiac po skale. Mozna wejsc do kazdej z baszt. Spod nog uciekaja jaszczurki.

Obrazek

Obrazek

Przefajne widoki rozciagaja sie na kazda strone :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Skala na ktorej stoi twierdza jest pelna roznych wnek, nibyjaskin, wyglada to troche jakby tu tez kiedys bylo skalne miasto!

Obrazek

Nieopodal zamku sa tez ruiny kosciola.

Obrazek

Obecnie jest tam przeprowadzany remont tzn biorac pod uwage zakres prac to raczej ogromna budowa czegos nowego.

Obrazek

Obrazek

Mimo stanu ruiny kosciol zawiera ołtarz

Obrazek

Obrazek

Robimy tez pętelke po Achalcyche, tutejsza twierdza nie nalezy do takich jakie lubimy wiec rzucamy na nia okiem tylko z oddali. Wystarczy.

Obrazek

Obrazek

Potem powoli jedziemy na poludniowy wschod. Wokol klimatyczne skaly, z wysoko polozonymi otworami wnęk, do ktorych nawet jakby sie chcialo to nie ma jak wylezc. Obiecujemy sobie, ze musimy w tym roku zwiedzic przynajmniej jedno skalne miasto. To znaczy “dzikie skalne miasto”, nie jakies cos obarierkowane i obiletowane. Poszukamy jakis takich wsrod traw i chaszcza!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Gdzie nie ma skal to rozciagaja sie bezkresne płowe, stepowe łąki..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Czasem gdzies na wzgorzu pojawi sie jakas ruina- baszta? resztka kosciola?

Obrazek

Zza jednej z gorek miga nam wiezyczka kosciola Muskhi. Od tej strony nie ma jak do niego dojsc- nie ma mostu! Wedlug mapy most jest dopiero za iles kilometrow i potem trzeba wracac sie polnymi drogami z drogiej strony gorki.

Obrazek

Za rzeka, u podnoza gorki (za ktora siedzi kosciol) jest sliczna łączka biwakowa a przy niej jaskinia o sporym wejsciu.

Obrazek

Przy dalszej drodze mamy okazje przekonac sie o wzglednosci znakow drogowych. Pierwszy to znak.. no wlasnie.. dwa w jednym :) A moze on ma symbolizowac cos unikalnego? Mozna snuc przypuszczenia jak przy wrozbach andrzejkowych ;) Jednym z moich skojarzen byla np. cerkiew ;)

Obrazek

Pozostale dwa znaki stoja przy klimatycznych mostkach i okreslaja nośność owych budowli. Tu mamy most 7 tonowy- czyli na ciezarowki. Skodusia wazy chyba kolo tony, moze poltorej.. Hmmmmm.... moze lepiej nie?

Obrazek

Obrazek

Drugi mostek zaklada dopuszczalna mase udzwigu jedną tone. Właze na jego skraj, ale dalej troche boje sie isc.. Wydaje mi sie, ze jestem za ciezka.. Gdy tak sie przygladam, robie zdjecia, podchodzi miejscowy (koles widzi ze obok stoi skodusia) “Dziewuszka, ale to most nie na samochod! Za wąsko! Tą tone na znaku powiesili, zeby krowy przepedzac pojedynczo!”. Naprawde nie wiem jak te krowy tu przechodza i nie spadna.. Na zdjeciu tego nie widac, ale tak bujajacej sie kladki nigdy wczesniej nie spotkalam. Po dwoch moich krokach miala chyba pol metra odchylu w kazda strone, zdołalam cofnac sie trzymajac drutow. Zwykle na kładkach, rowniez tych gruzinskich, jest boczna poręcz. Tu nie ma... Nie naleze do osob majacych lęk wysokosci, wrecz lubie przestrzen pod stopami.. Ale musialabym miec spora motywacje aby pokonac ta kladke. Ladne zdjecie na srodku taka motywacja nie bylo ;) Wiec pelen szacun dla lokalnych krow! Moze by zrobily kariere w cyrku chodzac po linie albo co?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Drogi lokalne o zmiennej nawierzchni i niezmiennie ladnych widokach

Obrazek

Obrazek

Na nocleg zatrzymujemy sie nad rzeka, niedaleko kosciolka Akhalszeni. Do niego wybierzemy sie jutro ( o ile znajdziemy most ;) )

Obrazek

Obrazek

Poki co stawiamy namiot w cieniu starych drzew, robimy pranie, szykujemy ognicho i cieszymy sie sielskim, cieplym wieczorem wsrod spiewu ptakow, kląskania cykad i plusku rzeki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nasza dzisiejsza obiadokolacja- ziemniaczki ze swanska sola! Troche brakuje masełka ale coz zrobic, do sklepu nikt nie poleci ;)

Obrazek

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
PiotrekP
Administrator
Administrator
Posty: 8705
Rejestracja: 22 kwietnia 2009, 11:33
Kontakt:

Re: Czas nie goni nas czyli skodusia na Kaukaz

Post autor: PiotrekP » 20 grudnia 2016, 9:15

Po podobnym mostku jechałem w Czechach, opisany był na 1,5 T. Udało się, ale drugi raz bym już tego nie spróbował.
Góry są piękne i niech takie pozostaną.

Nasze Wędrowanie
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2224
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Czas nie goni nas czyli skodusia na Kaukaz

Post autor: buba » 20 grudnia 2016, 21:20

PiotrekP pisze:Po podobnym mostku jechałem w Czechach, opisany był na 1,5 T. Udało się, ale drugi raz bym już tego nie spróbował.
Tez podwieszany? masz moze zdjecie? w Polsce chyba nigdy nie spotkalam mostku z oznaczniem mniejszym niz 3 tony.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
PiotrekP
Administrator
Administrator
Posty: 8705
Rejestracja: 22 kwietnia 2009, 11:33
Kontakt:

Re: Czas nie goni nas czyli skodusia na Kaukaz

Post autor: PiotrekP » 20 grudnia 2016, 21:26

To nie był podwieszany, ale bez barierek i kołysał jak pieron. Zdjęcia nie mam, ale poszukam w starych opisach i może uda się go zlokalizować.
Góry są piękne i niech takie pozostaną.

Nasze Wędrowanie
Awatar użytkownika
Dżola Ry
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 6331
Rejestracja: 28 czerwca 2009, 23:07
Kontakt:

Re: Czas nie goni nas czyli skodusia na Kaukaz

Post autor: Dżola Ry » 20 grudnia 2016, 22:58

Strasznie dawno nie jadłam takich ogniskowych ziemniaczków...
Jak już nawet jest ognisko to nigdy mi się nie chce tak długo czekać :/
Jakby tak ktoś człowieka głodnego (a raczej łakomego leniwca ;) ) poczęstował... ;)
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2224
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Czas nie goni nas czyli skodusia na Kaukaz

Post autor: buba » 21 grudnia 2016, 11:38

Dżola Ry pisze:Strasznie dawno nie jadłam takich ogniskowych ziemniaczków...
Jak już nawet jest ognisko to nigdy mi się nie chce tak długo czekać :/
Jakby tak ktoś człowieka głodnego (a raczej łakomego leniwca ;) ) poczęstował... ;)
My prawie zawsze robimy w ognisku ziemniaczki! wiec musisz sie wybrac z nami na jakies ognisko to obiecuje ze poczestujemy! :D
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2224
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Czas nie goni nas czyli skodusia na Kaukaz

Post autor: buba » 21 grudnia 2016, 11:39

Akhalseni jest znaczone na mapie jako dawna wies, ktorej juz nie ma. Tereny sa uzywane pod sianokosy przez ludzi z innych, okolicznych wiosek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Faktycznie nie ma tu zadnych domow. Jest tylko jeden baraczek zrobiony ze starej blaszanej przyczepy.

Obrazek

Udaje sie nam znalezc mostek i przeprawic za rzeke do kosciolka na gorce.

Obrazek

Mozna sie tu zupelnie poczuc jak w Armenii- kosciolek jest otwarty! W innych regionach Gruzji obowiazkowym wyposazeniem tego typu obiektow jest duza kłódka. No coz- duzo ludzi mi mowilo, ze Dzawachetia to taka nie do konca Gruzja ;)

Obrazek

W srodku budynku dominuje zapach swiec i wilgotnego muru. Wszedzie sporo swietych obrazkow. Kabak zawiesza sie wpatrujac w pełgajacy płomien swiecy. Nieruchomieje, a na podswietlonym blaskiem swiecy pyszczku widac wielkie zainteresowanie i zadume.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Czesc postaci przedstawionych na sciennych obrazkach ma charakterystyczne i dosc nietypowe twarze.

Obrazek

Obrazek

Kosciol jest zbudowany z nieregularnych kamieni o roznych kolorach. Nie wiem czy celowo takie dobierali czy przypadkiem tak wyszlo, bo takie mieli pod reka.

Obrazek

Czesc z kamieni jest rzezbiona.

Obrazek

Obrazek

Budynek chyba kiedys byl wiekszy, nieopodal wejscia stoja resztki jakiegos filaru.

Obrazek

Jest tez “oklapniety” krzyz

Obrazek

W polach lezy cos co wyglada jak kamienne poidło dla bydła

Obrazek

Widoki na wszyskie strony sa jednolicie plowe, tylko waski pas wzdluz rzeki daje po oczach zielonoscia!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ze wzgorza udaje sie wypatrzec jakis budynek na gorkach po przeciwnej stronie drogi (mniej wiecej w srodku zdjecia). Moze tez stepowy kosciolek? Moze baszta? Moze bacowka? Na mapie nie ma tam nic. Zatem trzeba isc sprawdzic!

Obrazek

Mała sciezynka wije sie polami. Wysoko nad nami spiewaja jakies ptaki. Ledwo je widac. Dzwiek jakby wiosenne skowronki skrzyzowac ze skrzeczeniem papugi. A poza tym to normalnie- wszystko sie trzesie od cykad, czasem w oddali zaryczy krowa. Trawa pod butami kruszy sie i zamienia w pyl..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Czasem mozna sie natknac na mniej lub bardziej rozlozona padline

Obrazek

Albo zarloczne kolonie żuczkow gnojarzy, lepiacych kuleczki wieksze od siebie i potem mozolnie wpychajacych je pod gorke.

Obrazek

Obrazek

Sa tez inne stworzenia w kolorach maskujacych

Obrazek

W koncu docieramy pod poszukiwany obiekt. Spory szescian z kamieni. Wejscia brak. W srodku zarosly krzakami. Rozpadliska scian upodobaly sobie węże i jaszczurki.

Obrazek

Obrazek

Gdzies w okolicznych polach lezy jakies stare poidlo. Albo inne zastosowanie mogl miec ten kamulec, wyraznie obrabiany ludzka reka?

Obrazek

Za Aspindza skrecamy w boczna droge, ktora widokowymi serpentynami wspina sie na zbocze.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Odwiedzmy tam wies Khizabawra, z dwoma kosciolami i zrodlem z zespolem kamiennych poidel, miedzy ktorymi woda przeplywa kaskadami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W plot jednego z kosciolow wmurowane sa fajne rzezby.

Obrazek

Obrazek

Za wsią, w cieniu starych drzew jest tez budynek, ktory poczatkowo bierzemy za kaplice. Dziwi jednak ze jest szczelnie ogrodzony a przed zamknieta furtka siedzi babcia i mowi “zamkniete”. Miejsce to nie daje mi spokoju, obchodze dookola plot i w chaszczu gdzie mnie juz nie widac udaje mi sie go sforsowac. Zaraz za plotem wpadam na kola mlynskie?

Obrazek

Budynek pelni role jakby muzeum, jest poswiecone wojnie z lat 1941-45, w srodku jakies krzesla, stoliki i sciany udekorowane portretami gierojow. Czemu to takie wyzamykane?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Miejsce ma jakas dziwna moc. Albo to zemsta babuszki-strazniczki? Gdy wkladam przez okienko reke aby zrobic kolejne zdjecie- szlag trafia mi aparat.. Zaczerniony podglad, czarne zdjecia. Gasze, włączam, zmieniam baterie.. Dupa… Zdechl.. Bez ostrzezenia, dzialal bez zarzutu.. Az do teraz… Ani nie upadl, ani nim nie uderzylam... Musze wykopac aparat zapasowy… No to sie skonczylo zoomowanie z daleka... :(

W Saro tez ma byc kosciol. Nie mozemy go znalezc. Pytamy o droge miejscowych, ktorzy obsiedli lokalne zrodlo przystrojone gołąbkiem i narzedziami rolniczymi ;)

Obrazek

Chlopak mowi- za trzecim domem w prawo. Babcia - nie bo trzeba sie cofnac i wzdluz murku jechac. Przechodzacy facet- nieprawda! Dopiero za wsia jest skręt! I zaczynaja sie klocic kto ma racje. Chyba zaraz sie pobiją… Dobra.. Poszukamy sami...Damy rade.. Oddalamy sie, donosne wrzaski zbulwersowanych lokalsow powoli cichną. Wjezdzamy pomiedzy wiejskie zabudowania. Coraz bardziej grzasko.. Koła skodusi miela jakąs paste chyba o wiekszej zawartosci gnojowki niz zwyklego blota. Sprzed maski uciekaja stada gęsi i kaczek. Przy domach maja tu ciekawe piwniczki wsparte na palach. Uliczki sa wąskie, co chwile sie rozgałęziaja. Istny labirynt!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Okazuje sie ze kosciol jest w komplecie wraz z klasztorem pelnym zakonnic, ktore postanawiaja nas oprowadzic. Zapalaja swiatlo w kosciele, opowiadaja pare slow o jego historii, ale ogolnie bardzo trzymaja sie na dystans i odnosze wrazenie, ze nie sa zachwycone naszym przybyciem. Jedna cos wspomina “rzadko odwiedzaja nas turysci” a na twarzy ma wypisane “i dobrze nam z tym!”.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zabudowania "klasztorne" stoja zaraz obok

Obrazek

Obrazek

Kosciol polozony jest na brzegu urwiska. Pare metrow za nim jest jakby uskok plaskowyzu i skarpa waląca sie mocno w dol…

Obrazek

Obrazek

Przy serpentynach na zjezdzie stoja jeszcze ruiny jakiejs fabryczki. Calkiem mile miejsce na biwak, widac slady ognisk.

Obrazek

Obrazek

Ale my wracamy nad “nasza” rzeke. Pranie gdzies trzeba zrobic. Dzis wiekszy ruch nad rzeką- jakis chlopak wyczynia akrobacje na dwoch koniach. Chyba cos cwiczy, z dala od wzroku rodzny i znajomych, jakies przeskoki z jednego grzbietu konskiego na drugi, jakies zbieranie galezi w biegu, jazde w kucki itp. Jest tez ciezarowka i kilku facetow wybierajacych kamienie z rzeki. Biorac pod uwage rozmach przedsiewziecia to chyba ktos sie buduje. Raczej nie na skalniaczek do ogrodka ;) Przypominaja mi sie opowiesci Aszota: “Kazdy prawdziwy facet potrafi zbudowac dom. Najpierw jedziesz ciezarowka w gory po kamien. Gdy nie masz swojej ciezarowki to pozyczasz od kuzyna lub brata…”. Wieczorem zostajemy sami. Tylko za rzeka blyskaja czasem latarki. Chyba dalej zbieraja siano.. Choc kto ich tam wie…

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2224
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Czas nie goni nas czyli skodusia na Kaukaz

Post autor: buba » 22 grudnia 2016, 23:07

Kolejne kilka dni spedzimy w rejonie Wardzi. Poprzednio bylismy tu przelotem w 2012 roku, jeden nocleg, wizyta w skalnym miescie, w Vanis Kvabebi i tyle. Teraz Vanis Kvabebi miga nam z oddali

Obrazek

Obrazek

Mamy plan pokrecic sie tu kilka dni na spokojnie, pozagladac w wiecej kątow. Mijamy glowne skalne miasto, jedziemy dalej. Skrecamy w boczna doline gdzie lezy klasztor zwany Gorna Wardzia. Nie wiem czy taka jest jego oficjalna nazwa, ale tak nie niego wszyscy tu mowia. Jest zamkniety kosciol w remoncie a dalej chyba zabudowania klasztorne przed ktorymi stoi tabliczka informujaca o zakazie wstepu w kilku jezykach. Dolinka calkiem ladna ale nic tu po nas..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wracamy do glownej drogi i suniemy w strone wioski Miraszkhani.

Obrazek

Obrazek

Po drodze malutki, otwarty kosciolek pod osypujaca sie skałą. Wnetrze dosc surowe, nie ma prawie zadnego wyposazenia oprocz kilku obrazkow z papieru.

Obrazek

Obrazek

Droga caly czas prowadzi dnem wąwozu, wokol wszedzie sa skalne zbocza o nieraz bardzo fantazyjnych ksztaltach, ni to kopuly cerkwi, ni to grzyby, ni to twarze. Czasem wrecz sie zastanawiamy czy to naturalne formy czy moze ktos im pomogl uformowac sie w ten sposob?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Caly czas towarzysza nam ten otwory jaskin i kolejnych skalnych miast. Spora czesc z nich jest trudno dostepna, otwory prowadzace do wnetrza sa bardzo wysoko. Zeby to na spokojnie wszystko pozwiedzac chyba by trzeba przynajmniej z rok mieszkac w Gruzji i tu przyjezdzac na weekendy, tak jak my włóczymy po Dolnym Slasku po opuszczonych palacykach.. Ogarnac w kilka dni tego sie nie da...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Te nizsze otwory czesto zagospodarowano na pomieszczenia dla bydla, skladziki czy pasieke.

Obrazek

Jedna z jaskin robi wrazenie swoja wielkoscia. Widac tez reke czlowieka- ktos dobudowal jakies murki, byly jakies proby zagospodarowania, acz czy wspolczesne czy sprzed lat to ciezko powiedziec..

Obrazek

Poczatkowo mamy plan jechac do opuszczonej wsi Agara i skalnych kosciolkow pod turecka granica.. Naopowiadali nam o tunelach prowadzacych do skalnych cerkwi zawieszonych nad szumiacymi strumieniami... Ale takie miejsca chyba nigdy nie sa latwo dostepne. Atrakcyjnosc jest zawsze odwrotnie proporcjonalna do latwosci dojazdu.. Taka prawda... I niestety nas ponioslo z tym planowaniem- droga odbijajaca w prawo, czyli w pożądanym przez nas kierunku po pewnym czasie staje sie zdecydowanie nieskodusiowa. Skodusia "wiezdiechod" ale duze kamienie plus spore przewyzszenie sa mieszanka zabojcza... Noc coz... Bedzie powod aby tu wrocic jeszcze raz...

Obrazek

Mostek prowadzacy do wsi Miraszkani

Obrazek

Nocujemy na polu namiotowym pod glownym skalnym miastem, kolo sympatycznej knajpki i cieplych zrodel. Zwykle tak jest, ze nie lubie wracac do miejsc, w ktorych juz bylam. Zwykle miejsca zmieniaja sie na niekorzysc i po latach nie wytrzymuja konfrontacji ze wspomnieniami. Wardzia jest jednak zaprzeczeniem tej reguly- tym razem podoba nam sie tu znacznie bardziej. Po pierwsze jest mniej turystow. 4 lata temu to tu az sie roilo, co chwile wloczyly sie jakies autokary z ktorych wylewal sie tlum. Skalne miasto wygladalo jak mrowisko w ktore ktos wsadzil kij. Teraz turysci tez oczywiscie sa ale chyba 10 razy mniej. I to dziwne bo wtedy byl wrzesien a teraz sierpien! Wiec niby powinno byc na odwrot.

Podswietlone skalne miasto nocna porą

Obrazek

Namiocik stawiamy zaraz przy dawnym przyzrodlanym zewnetrznym baseniku ktory teraz porasta chaszcz.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obok buja sie na wietrze hamak, sa sznurki na pranie.

Obrazek

Budynek z zrodlami zostal wyremontowany- ale taki remont to ja rozumiem! Walil sie dach to go naprawiono, w srodku przybyly nowe lawki, haczyki na ubrania, cos sie zmienilo w rurkach z ktorych sie leje woda. I tyle. Nie wykafelkowali, nie wypolerowali, nie obili szklem, metalem i cholera wie czym. Nie wymalowali scian na sterylno-bialo. Wciaz sa te fajne malowidla z rogami- na ktorych sie chyba zarowno gra jak i z nich pije. Osiolki z sciennych malowidel tez wygladaja jakby mocno zapodaly sobie wina ;)

Obrazek

Obrazek

Taki remont raduje dusze. Ostatnim razem martwilam sie, ze tak sympatyczne miejsce sie zawali i zniknie. A tu mila niespodzianka. Fakt, ze zmienilo sie to, ze za korzystanie z cieplych kapieli sie placi. Ale 10 zl za 3 dni mozna zainwestowac :)

Basenik ma bardzo przyjemna temperature. Zwlaszcza wieczorem jak sie wlezie to sie bardzo nie chce wyjsc. Czlowiek by siedzal, plywal, pluskal nogami. Kabaczę jest zachwycone ciepła aromatyczna woda. Chlapie niemilosiernie machajac z radosnym kwikiem wszystkimi konczynami. Niucha noskiem, z zaciekawieniem przyglada sie swoim nozkom zanuzonym w mętej cieczy. Sądny dzien zaczyna sie kiedy postanawiamy ją wyjsc. Az dziw ze sie nie zlatuja ludzie sprawdzac czy nikt nie morduje niemowlęcia… Jedna trzecia ekipy zdecydowanie postanowila przejsc na wodny tryb zycia i nocowac w zrodle… Codziennie wyjscie ze zrodel wyglada tak samo- wynoszenie wierzgajacego tłumoczka na syrenie okretowej ;) W pelni rozumiem jej rozpacz, mnie tez zawsze jest niezwykle smutno opuszczac to przemile miejsce…

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W pobliskiej rzece miejscowi łowia rybki za pomoca przyrzadu bedacego skrzyzowaniem wedki i sieci. Wschodnia mysl techniczna zawsze spotyka sie z moich ogromnym podziwem i zachwytem nad nowatorstwem i praktycznoscia :)

Obrazek

Przez pole namiotowe przewijaja sie rozni turysci, dominuja motocyklisci. Jest Wasia i Sasza, dentysci z Zaporoza. Wszystkim rozdaja wizytowki swojego gabinetu. A nuz jaki Gruzin zapragnalby wyleczyc ząbki na Ukrainie? Nam tez goraco polecaja, ze bedzie to duza oszczednosc ze wzgledu na korzystny dla nas kurs hrywny. Chlopaki przyjechali na motorach, zwiedzili skalne miasto i teraz pija ostro czacze z miejscowymi. Za jakas godzine maja zamiar znow osiodłac swoje maszyny- i jakos noca dojechac do Batumi. Szacuja droge na jakies 7 godzin. Miejscowi im powiedzieli, ze nie ma sie co bac policyjnych alkomatow- najwyzej da sie w łape. To i Ukraincy sie nie boja, zapodajac do baru po kolejna baryłke czaczy. Maja ciekawe koszulki, z napisem “Kosmos bedzie nasz albo niczyj” i obrazek ksiezyca, a na nim motocykl, na ktorym siedzi Taras Szewczenko w kombinezonie kosmonauty. Wasia bardzo narzeka na utrate Krymu, kiedys jezdzili tam co chwile, w koncu maja tak blisko. Teraz wiecej formalnosci, trzeba wyjezdzac ta sama droga ktora sie wjechalo, nie mozna jechac Arabatką, ktora uwielbiali. A i miejscowi patrza na nich jak na wrogow. Byli na wiosne. Ale mowia, ze jest inaczej, ze cos “w powietrzu” sie zmienilo.. Nawet kumple z Symferopola ich nie wpuscili do domu, bo "nie potrzebuja faszystow". A jeszcze trzy lata temu razem pili i jezdzili motorami po plazach, nie bylo pomiedzy nimi podzialow... Narzekam wraz z nimi, bo Polacy to juz calkiem przechlapane z tym Krymem teraz maja…
Chlopaki slowa dotrzymuja, gdy pokazuje sie dno w kolejnej flaszce, zegnaja sie wylewnie z Gruzinami, sa usciski na niedzwiedzia, jakies zapewnienia o braterstwie i "wspolnych korzeniach" , jakies łzy nawet- po czym siadaja na swe rumaki i z rykiem silnikow odjezdzaja, jeden nawet popisuje sie stajac na tylnym kole, co spotyka sie z gromkimi oklaskami zgromadzonych w barze.

Jest para z Polski, studenci. Zachwycaja sie kartami do metra w Tbilisi, ze taaaaakie nowoczesne! Chwalą, ze lot do Gruzji kosztowal ich ponizej 100 zl. Fajnie tak spedzic wakacje i nic nie wydac. Zabrali ze soba 10 pasztetow z Polski i tym zamierzaja sie zywic, tylko chleb kupowac. Minus taki, ze w tej Gruzji nie ma nic ciekawego, a poza tym ludzie niemili. Na stopa faktycznie biora, ale nikt im jeszcze nic nie dał. A liczyli, ze beda dostawac jedzenie i lokalne podarki. Tak pisalo w internecie. Ale zawsze mozna sie troche poopalac i odpoczac. Pozniejszym wieczorem chyba przez godzine okupuja kibel. Włażą razem do jednej kabiny, a ze srodka dobiegaja histeryczne smiechy i jakies wypowiedzi pol po polsku, pol po angielsku, zupelnie bez ładu i skladu. Sugeruje to, ze cos oprocz pasztetow jeszcze z soba zabrali ;)

Jest dwoch sympatycznych Chorwatow, z ktorymi wymieniamy sie interesujacymi miejscowkami i wzajemnie zaznaczamy na mapach ciekawostki. Od nich pierwszych dowiaduje sie smutnej nowiny, ze Kupari ktos kupil i ponoc bedzie to koniec chorwackiego kurortu widmo…

Jest jeszcze Aleks- egzaltowany motocyklista z Petersburga, ktory albo rozplywa sie w zachwytach i siega niebios, albo wpada w otchłan rozpaczy. Cala jego podroz ma charakter strasznie emocjonalny. Poza tym uparł sie jak osioł, zeby gadac do nas po angielsku. Mimo prosb ze strony mojej i Chorwatow- nie odpuszcza. Mam wrazenie, ze upaja sie kazdym angielskim slowem ktore wypowiada. Trąca to naprawde jakims absurdem i musi wygladac komicznie jakby sie ktos przyjrzal z boku. Ja z Chorwatami rozmawiam po rosyjsku, a koles wyraznie na nas wymusza aby mu odpowiadac po angielsku. Toperz cos tam z nim rozmawia, Chorwaci troche tez ale widac ze sie męcza. Na dodatek Aleks co chwile odbiega w bok kilka metrow, wyciaga kamerke na kiju i relacjonuje do niej przebieg rozmowy- co powiedzieli Polacy, co powiedzieli Chorwaci. Juz nie po angielsku. Oczywiscie kazdy temat potwornie wyolbrzymia. My powiedzielismy, ze fajne sa cieple zrodla- do kamerki leci “ze miejsce jest nadzwyczajne, zjawiskowe i kapiel w takowych odmienila zycie moich polskich przyjaciol”. Gdy Chorwat mowil, ze po chinkali w Achalcyche bolal go troche brzuch, petersburscy odbiorcy dowiedza sie, ze w Gruzji mozna sie powaznie zatruc nieprzebadanym miesem i tylko litr czaczy jest w stanie nas uratowac przed smiercia i pasozytami”. No coz.. Dobrze, ze od czasu do czasu leci na strone z ta swoja kamera, mozna wtedy przynajmniej na spokojnie z Chorwatami pogadac.

Rano sie okazuje, ze ktos powiesil na drzewie nóżki..

Obrazek

Na skraju pola stoi biały barak mnichow. Kilka lat temu mieszkali w skalach Vanis Kwabebi. Ale ponoc tu im wygodniej, tam bylo trudniej ogrzac. Maja satelite, wożą sie terenowym pick-upem. Co ciekawe jeden z mnichow nie rozstaje sie z zakonnica, zawsze sa razem, i w aucie, i w baraku, i w knajpie, i podczas kapieli w zrodlach. To chyba pierwszy koedukacyjny klasztor jaki mam okazje spotkac na swej drodze :) Bycie zakonnica nabiera dla mnie nowego wymiaru- moze to calkiem nieglupi zawód?

Obrazek

Obrazek

Po trzech dniach, kolejnego poranku , znow probujemy zaplacic w knajpce za nasze zarcie, z dzis, wczoraj i przedwczoraj. Kilka porcji chinkali, chaczapuri, herbaty, kawy, kilka litrow domowego wina, no i jeszcze za namiot i zrodla. Obsluga zawsze odklada to na pozniej, a gdy juz prawie sie udaje uregulowac rachunek, to Waża -gospodarz wybiega przed lokal bo akurat przyjechal ktos znajomy i trzeba witac i bawic rozmowa. To nic, ze ja tam kwitne pol godziny. Widac nie tylko nas dotyczy ten proceder, w czasie wertowania zeszytu (w nim sie zapisuje kto co zjadl) wychodzi na jaw, ze kilka dni temu ktos zapodal niezla supre i odjechal bez placenia. Wsrod obslugi robi sie niewesolo, ze ktos nie dopatrzyl a to naprawde niemale pieniadze. Wiec zaczynaja biegac w kolko łapiac sie za glowy, oczywiscie znow zapominajac, ze siedze tam z kasa w łapie i chetnie bym sobie juz poszla gdzie indziej. Potem wlasciciel knajpki wraca, troche uspokojony, gdzies dzwonil, moze udalo sie skontaktowac z ta ekipa? Wraca i zaczyna mi pokazywac zdjecia z roznych imprez ktore sie odbywaly w tym lokalu, a to sylwester, a to chrzciny kuzyna szwagierki bratanicy, a to zimowe kapiele w zrodlach. Aaaaaaaaa!!!!! A ja myslalam, ze to ja nie lubie pospiechu, zamulam bez powodu i wszyscy musza na mnie czekac. W Gruzji jestem demonem szybkosci i pospiechu :) Ostatecznie udaje sie sprawe zalatwic pomyslnie ostatniego dnia- zwiniety namiot, spakowany majdan i stojaca pod drzwiami skodusia na wlączonym silniku chyba byla twardym argumentem. Waża ostatecznie nie liczy nam za namiot- w koncu tyyle zjedlismy! Milo! Napewno zawsze tu bede chetnie wracac!

Odwiedzamy jeszcze drugie cieple zrodla, polozone troche głab doliny. Jest tam rura sikajaca goraca woda do sadzawki, a wszystko w pieknych naciekach mineralnych.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kiedys bylo tu cos wiekszego, sa ruiny pelne jakiegos sprzetu, licznikow, pomp, butli.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tu tez jest zadaszony basenik, z woda na tyle goraca, ze nie mozemy wlozyc do niej calego kabaka. Tylko moczymy jej nozki. Ja chwile plywam, ale chyba to lepsza opcja na chlodne pory roku. Gdy wychodze z tego kotła na upalny, rozprazony sloncem dzien to troche mi sie robi słabo.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Oprocz nas moczy tylki jakas rodzinka z Rosji, ktorzy strasznie sie ciesza, ze droga przez Kazbegi zostala na dniach otwarta. Mieszkaja w rejonie Soczi a w ta strone musieli do Gruzji jechac przez Dagestan i Azerbejdzan! Jak spod ziemi wyrasta tez pan w ciemnych okularach ktory pobiera haracz za wstep do basenu. Kim jest nikt nie wie, ale wszyscy grzecznie placa. A w knajpie mowili, ze te zrodla sa darmowe….

Wszystkim przyglada sie jakis mały ptaszek.. Troche wyglada na piskle ktore wypadlo z jakiegos gniazda i jest lekko zagubione...

Obrazek

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2224
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Czas nie goni nas czyli skodusia na Kaukaz

Post autor: buba » 26 grudnia 2016, 13:34

Kolejnego dnia odwiedzamy Tmogvi. Odbijajac w boczna droge zauwazamy wodospad utworzony przez kolejne cieple, mineralne zrodlo. Kaskada jest zupelnie niewidoczna z glownej szosy i nie skrecajac w bok kazdy ją przegapi. A naprawde robi wrazenie. Narosłe bulwy o rażących kolorach w ktorych dominuje pomaranczowy, przeplatany czerwienia i zielenia. Po tym ciurka woda. Nie ma jak podejsc, najpierw trzeba by sforsowac rzeke, ktore jest tu dosyc gleboka. Od strony szosy jest zjazd do jakiegos mini zakladu przemyslowego, ni to przepompownia, ni to co.. Basenikow nie ma, sa jakies baniaki, rury. Wodospad wyplywa z okolic tego zakladu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Idziemy poszukac skalnego miasta. W oddali widac jego otwory. Tym razem kładka jest 12 tonowa!

Obrazek

Obrazek

Przy szosie stoi tabliczka informujaca o skalnym miescie, acz potem nie ma nawet sciezki. Trzeba przełazic przez płoty i prawie torowac sobie droge maczeta przez chaszcz. Albo my idziemy do jakiegos innego skalnego miasta?. Czemu akurat do tego ustawili kierunkowskaz?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W skalach jest wykutych kilkanascie pieczar, przechodzi sie z jednej do drugiej waskimi korytarzykami lub okienkami. Oczywiscie jestesmy tu sami. Ktos jednak czasem tu bywa - widac slady ogarkow swiec.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Potem planujemy dotrzec do twierdzy. Polozona jest na skalistej gorze, ktora pionowymi scianami opada do rzeki. Z drogi miejsce zdaje sie byc zupelnie niedostepne.

Obrazek

Kiedys, ponoc z poziomu rzeki prowadzil na gore tunel wykuty w skalach. Przetrwaly chyba jakies jego fragmenty, widac nad lustrem wody jakies schodki, wyzej jakies murki opadajace ostro w dol i przyczepione do skal...

Obrazek

Obrazek

Postanawiamy obejsc gore z drugiej strony. W tym celu przełazimy przez klimatyczna, chybotliwa kładke. Tym razem przeznaczona dla ruchu chyba wyłącznie pieszego.

Obrazek

Obrazek

Zaraz za mostkiem sa dziwne bialo-szare skaly zbudowane jakby ze żwirku pozlepianego błotem

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kabak mimo ciaglego smarowania kremami z wysokim filtrem brązowieje w oczach. Jeszcze nas nie wypuszcza z tego kraju i stwierdzą, ze chcemy przemycic do Polski Gruziniątko ;) Juz kilka osob pytalo- “czemu tak malemu dziecku farbujecie wloski? U was w kraju tak sie robi?”. No tak, czarne oczka, smagły pyszczek i ta jasna czupryna do tego pasuje jak kwiatek do kozucha ;) No wiec z racji takich roznych spraw dzis po raz kolejny wedrujemy z parasolem.
Wiele razy slyszalam, ze parasol w gorach to wielki obciach- ale chyba tylko w czasie deszczu! :P

Obrazek

Stepowymi gorami pniemy sie dalej.

Obrazek

Zamek od tej strony okazuje sie byc calkiem dostepny!

Obrazek

Aby dotrzec do wnetrza murow i baszt trzeba sie troche wspiąć wiec dalej ide sama. Ze zdjecia skala sie wydaje pionowa ale jest sciezka, ktora wchodzi lagodniej od prawej strony.

Obrazek

Obrazek

Toperz zostaje z kabakiem w kamiennej bramie. Napredce sklecona zabawka cieszy sie wielkim zainteresowaniem.

Obrazek

Potem siedzimy dlugo przy drodze gapiac sie na wąwoz, na uskok plaskowyzu, na szose w dolinie, ktora smigaja auta, na szemrzaca gdzies w dole rzeke.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Fajnie stad widac dziwne skaly po drugiej stronie drogi,ktore wygladaja jak zastygla lawa.

Obrazek

Jakies kolejne skalne miasta wylonily sie zza wzgorz.

Obrazek

Obrazek

Jest tez skala o sporym pęknieciu ktora nazwalismy “dupa słonia”.

Obrazek

A tu druga ciut podobna.

Obrazek

Fajny kosciolek widac tez w oddali. To chyba juz nie Tmogvi? To chyba Nokalevi..

Obrazek

Nikogo dzis nie spotkalismy na wycieczce. Pusto, cicho.. A rzut beretem od Wardzi…

A to wioska, do ktorej planujemy dostac sie jutro! (ta na na gorze)

Obrazek

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2224
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Czas nie goni nas czyli skodusia na Kaukaz

Post autor: buba » 28 grudnia 2016, 10:09

Dzis mamy plan aby dotrzec do wioski Afnia, ktora jest polozona na skraju plaskowyzu i mamy podejrzenia, ze jest stamtad ladny widok. Prowadzi tam droga, ale zdecydowanie nieskodusiowa. Planujemy wiec isc piechota. Widac zakosy drogi ryjacej sie zboczem, domy na skraju i spory słup, ktory mamy zamiar obejrzec z bliska (prawa krawedz zdjecia)

Obrazek

Poczatkowo wybieramy zla droge, ktora wyprowadza nas pod szalasy pasterskie gdzies na ¼ wysokosci wzgorza.

Obrazek

Widac stad pole namiotowe, widac twierdze w Tmogvi gdzie bylismy wczoraj..

Obrazek

Ale nie widac perspektyw na kontynuowanie wycieczki.. Dalej chaszcze i skaly. Gruzja jest dosyc slabym miejscem do chodzenia po gorach na przelaj, bo nagle moze wyrosnac przed nami pionowa sciana.. Ze smutkiem cofamy sie. Juz nawet rezygnujemy z dotarcia na gore. Widzimy zakosy serpentyn przecinajace zygzakiem wzgorze ale nie mozemy cos znalezc wlotu tej drogi. Idziemy w takim razie zobaczyc opuszczony dom nad Wardzia. Dom obecnie sluzy jako oborka tzn jego dolny poziom, bo schody na gore sie obwalily. Ogrodek porastaja aromatyczne chwasty, ktore krowki wciagaja z niemalym zapalem. Ciekawe czy ma to jakies przelozenie na wlasciwosci mleka? ;)

Obrazek

Obrazek

I nagle okazuje sie, ze zaraz za domem ida serpentyny tej wlasciwej drogi na Afnie. Stad jednak widac wyraznie, ze to straszna wyrypa. Siadamy wiec na poboczu i czekamy na stopa. A nuz cos pojedzie. A jak nie pojedzie to trudno.

Obrazek

Obrazek

Fajnie stad widac nasz namiot!

Obrazek

I “glowne” tutejsze skalne miasto.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Stadko krow przechadza sie skrajem szosy.

Obrazek

A my delektujemy sie spokojnym wczesnym popoludniem przy zapomnianej drodze.

Obrazek

Dobrze ze rejon obfituje w zabawki!

Obrazek

Po godzinie lub dwoch pojawia sie terenowka,nalezaca do jakiejs organizacji ochrony przyrody, jakis sluzb mundurowych, straznikow czegos tam.. Na dachu maja takie swiatla niebieskie jak policaje. Chyba sobie dorabiaja wozac po okolicy turystow z Tbilisi. Wnetrze kabiny jest dosc zapchane, wiec sadowimy sie na pace. Droga ryje serpentynami cale zbocze, kolejnymi zakosami powoli wspina sie do gory. Cala ma dlugosc chyba 10 razy wieksza niz byloby to w linii prostej. Mijamy kilka stad krow kupiących sie glownie nad wodopojami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Znad horyzontu wylania sie coraz wiecej pagorow a w koncu pojawiaja sie moje ulubione Gory Samsarskie!

Obrazek

Sama Afnia jest dosc dziwna, nie przypomina innych gruzinskich wsi. Predzej wyglada jak osiedla uchodzcow kolo Gori. Wiekszosc domow jest zbudowana wedlug tego samego wzorca. Czesc z nich jest zamieszkana, a inne wogole nie zostaly ukonczone.

Obrazek

Obrazek

Na skraju urwiska

Obrazek

Obrazek

Nasz stop i sesja zdjeciowa turystow ze stolicy.

Obrazek

I "słup"- ten widziany z dołu. Tak naprawde jest jakims bardzo duzym baniakiem (silosem?) z zardzewialego metalu

Obrazek

Obrazek

Spotykamy tez osła w kolorze bzu ;)

Obrazek

Ogladamy kosciolek, do ktorego bezskutecznie probujemy sforsowac drzwi. A potem sie okazuje, ze sa drugie, otwarte. Taki maly budynek i dwoje drzwi!

Obrazek

Obrazek

W srodku dosc skromny wystroj, duzo malych swietych obrazkow

Obrazek

Nie wiem czy to Jezus, czy jakis lokalny swiety ale bardzo przystojny :P

Obrazek

Krzyz pokutny?

Obrazek

Ekipa z dwukolowego wozka wita nas ormianskim pozdrowieniem i sa bardzo zdziwieni, ze odwiedzilismy ich wioske.

Obrazek

Obrazek

Wracamy pieszo, nic nie jedzie, no ale my nawet nie planujemy łapac stopa- w dol to sie zawsze idzie przyjemnie. Poza tym na spokojnie nacieszymy sie widokami na wąwoz i gory ktorych z Wardzi nie widac..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A tu drugie cieple zrodla “z lotu ptaka”

Obrazek

Tu mało goscinny klasztor Gorna Wardzia

Obrazek

Ciekawe jaki procent gruzinskich krow ginie tragicznie spadajac ze skal?

Obrazek

Na jednej z gorek udaje sie wypatrzec jakis kamienny budyneczek. Chyba kosciolek? Na mapie nic tam nie mam- ani drog, ani zabudowan... Szkoda, ze zdechl mi aparat z dobrym zoomem.. Od strony wawozu raczej sie tam nie dotrze.. Predzej ta droga co szla za twierdze w Tmogvi. Kiedys tam sie wybierzemy- ale chyba nie tym razem…

Obrazek

Obrazek

Za Afnia, tez na krawedzi skarpy stoja jakies zelazne konstrukcje niewiadomego przeznaczenia..

Obrazek

Tu na poloninach chyba widac jakies bacowki…

Obrazek

Dlugo by mozna sie tu wloczyc, a im dalej sie pojdzie, tym wiecej widzi sie kolejnych miejsc, ktore tez by sie chcialo odwiedzic…

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2224
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Czas nie goni nas czyli skodusia na Kaukaz

Post autor: buba » 30 grudnia 2016, 17:43

Jedziemy do Ahalkalaki. Na obrzezach wreszcie sie udaje zatrzymac przy pewnym mostku. Most ten jest wyjatkowy bo zostal wykonany z kolejowego wagonu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kawalek musieli go przytargac- linia kolejowa konczy sie kilka km stad, po drugiej stronie miasta. Co mysmy sie tego mostu naszukali 4 lata temu. Krazylismy kilka godzin, wszedzie rozpytujac i nikt nie byl nam w stanie wskazac wlasciwej drogi. Znalezlismy kilka innych mostow, w tym ciekawa i widokowa kladke nad wąwozem ;)

Obrazek

A wagon mignal nam za oknem gdy juz miasteczko opuszczalismy- stopem, wiec glupio bylo prosic o zatrzymanie sie z tak blahego powodu. Dzis mozemy parkowac gdzie chcemy i delektowac sie czym mamy ochote. Niestety most nie stanal na wysokosci zadania i przez te lata zdazyl na tyle przerdzewiec, ze pokonanie nim rzeki stalo sie niemozliwe. Albo przynajmniej “mocno utrudnione”. Ciekawe jak wygladal 4 lata temu?

Zaraz obok jest zrodelko i kosciolek na skarpie.

Obrazek

Wnetrze swiątyni wypelniaja obrazki tematyczne w ilosci duzo, chyba przynoszone tu przez wiernych. Sa wiec puzzle z ostatnia wieczerzą, trojwymiarowy Chrystus mrugajacy oczami i rozni swieci opisani w przynajniej trzech jezykach. Jest tez rozowa osmiorniczka z plastiku o wielkich zdziwionych oczach. Wygalada na to, ze trafila tu przypadkiem i chyba czuje sie nieswojo. A moze wlasnie ona ma do opowiedzenia najciekawsza historie? Musze nastepnym razem zabrac jakies swiete obrazki z Polski- i bede je zostawiac w takich gorskich kosciolkach!

Obrazek

W Ahalkalaki jestesmy umowieni z Ryzanna. Poznalismy sie dwa lata temu gdy biwakowalismy wsrod ruin lokalnej twierdzy, a ona przyszla tam z rodzina na spacer. Dzis idziemy do niej w odwiedziny, ale dopiero po 15 gdy wyjdzie z pracy. Poki co jedziemy odwiedzic okolice przykolejowe i zobaczyc co tam slychac. Stacyjka jest opuszczona, tory zarasta trawa a nieopodal budynku zgromadzono stare wagony.

Obrazek

Obrazek

Najbardziej mi zal, ze jest juz nieczynna “chinkalnaja” - wyglada na knajpe z gatunku takich, jakie lubie najbardziej.

Obrazek

Po drodze mijamy bloki z kominkami gigantami ujetymi w cale kiście. Wiele razy widzialam bloki gdzie ludzie dogrzewaja sie piecykami a rura przebita jest na zewnatrz. Ale czemu te rury ida az tak wysoko nad dach? Czyzby sasiedzi z wyzszych pieter skarzyli sie na np. okopcone pranie?

Obrazek

Z Ryzanna umawiamy sie przy twierdzy. Bo chyba nie ma szans abysmy odnalezli jej dom w platanie uliczek. Wsrod starych murow bez zmian- krowy sie pasą, atmosfera przyjemna.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

U Ryzanny w domu czeka juz stol zastawiony pysznosciami- jest tolma w ciescie, bakłażany nadziewane mielonymi orzechami, chlebek faszerowany kapusta w przyprawami, ktorego smak powoduje, ze czuje sie zupelnie jak na Wigilie, sa kawalki roznych grilowanych mięs, owoce i dzbany domowego soku z malin. W knajpie nigdy jedzenie nie jest tak dobre... Co dziwi nieco w tych regionach- nie ma na stole zadnego alkoholu.

Obrazek

Obrazek

Akurat trafilismy w taki termin, ze nie jestesmy jedynymi goscmi u Ryzanny- przyjechala na tydzien rodzina z Rosji- z Krasnodaru. Jest wiec nas spora gromadka- my w trojke, Ryzanna z synkiem Wadikiem, dziadek i dwojka dzieci z Rosji i dwie babki, odnosnie ktorych nie połapalam sie czy sa miejscowe czy przyjezdne. Sprawe identyfikacji utrudnia fakt, ze gdy spotkalismy sie poprzednio- rodzina z Krasnodaru tez byla w Ahalkalaki. Wszyscy oczywiscie sa Ormianami, co w tym miescie nie powinno nikogo dziwic. Najbardziej rozmowny jest dziadek, emerytowany wojskowy, ktory pol zycia sluzyl w Niemczech, w Magdeburgu, a po 90- tym roku zostal przeniesiony na Bialorus. Przez Polske jezdzil pociagiem tranzytowo setki razy. W pamieci zostal mu glownie drobny handel, rozne wymiany z lokalna ludnoscia w czasie dluzszych postojow. Swiat dziadka jest prosty i jednoznaczny. Nie ma w nim miejsca na inne spojrzenia i odcienie szarosci. W jego swiecie wszystkie kraje (z Ameryka na czele) pragna skrzywdzic Rosje, oslabic ją i podbic. Kraj ten jednak nie poddaje sie nikomu i niczemu i na dodatek jeszcze wszystkim bezinteresowanie pomaga (rowniez swoim oprawcom). Jedna jedyna Armenia poznala sie na rosyjskiej dobroci i jest wdziecznym i wiernym przyjacielem. Jakakolwiek dyskusja oczywiscie nie ma racji bytu. Co ciekawe przy probie rozmowy dziadek sie nie denerwuje, najwyzej wpada na wyzsze poziomy uduchowienia.

Wszyscy probuja zabawiac kabaka, ktory jest dzis wyjatkowo niegrzeczny. Zwlekaja dziesiatki zabawek- misie, migajace swiatelkami samoloty, nakrecane myszki i klocki, ktore robia "bip" jak sie na nich usiadzie. Babcie nosza na rekach, Wadik probuje brac na barana. Kabaczę interesuje sie tylko pełzaniem po dywanie w kierunku gniazdek elektrycznych w scianach, przyspieszajac na zakretach.

Zostajemy tez wciagnieci w rozmowe na temat piekna Batumi, ktore wszyscy tu zgromadzeni odwiedzaja kazdego roku. Na tym etapie nie mamy wyjscia i tez musimy potakiwac, bo wyjawienie prawdziwych naszych odczuc na temat tego miasta (jak i calego gruzinskiego wybrzeza) byloby sporym nietaktem i moglo zwazyc mila atmosfere ;)

Obrazek

Obrazek

Z racji na duza ilosc przyjezdnej rodziny nie mozemy zostac na noc u Ryzanny bo w domu totalnie nie ma gdzie nas polozyc a ogrodek nie nadaje sie do rozbicia namiotu (albo kwiatki albo grzadki). Nie krzywdujemy sobie bo od dwoch lat mamy juz upatrzony hotelik, w ktorym koniecznie musimy zanocowac. Polozony jest na obrzezach miasta przy wylocie na Ninoncminde. Co najsmieszniejsze - Ryzanna wogole nie wiedziala o jego istnieniu i polecala nam jakis 5 razy drozszy, twierdzac ze jest najtanszy w miescie :) Najpierw zegnamy sie przed domem a potem jednak cala rodzinka postanawia nas odeskortowac pod hotelik.

Obrazek

Po drodze zagaduje nas jeszcze policja, chyba sa zdziwieni, ze po ciemku w plataninie malych uliczek wlocza sie dwa auta na zagranicznych blachach.

Nasz hotelik to pietrowy budynek z dlugim balkonem. Boczna sciane ma udekorowana starym napisem "slawa trudu". Po korytarzu buszuje maly kotek, babka, ktora dosc nachalnie oferuje swoja pomoc przy kabaku i chlopak, ktory chcialby wyjechac do Polski do pracy i bardzo dokladnie wypytuje nas o rozne szczegoly zycia w naszym kraju a spostrzezenia notuje w kieszonkowym zeszyciku. Kreci sie tez wlasciciel, ktory przyjezdza czarnym merolem, na ktorym nie ma nawet pyłka czy plamki i caly blyszczy sie jak psu... nos ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

O 6 rano budzi nas hymn ZSRR dudniacy z korytarza. Ja rozumiem, ze napis na scianie budynku zobowiazuje- ale dlaczego u licha o tak nieludzkiej godzinie?? Wylaze na korytarz. Przed wlaczonym telewizorem siedzi ekipa w komplecie- wlasciciel, babka, chlopak i kotek. Leci jakis film historyczny gdzie akurat odbywa sie defilada. Wszystko ladnie pieknie ale z ta pobudka to odrobine przegieli.

W Ahalkalaki odwiedzam tez apteke. Wogole na tym wyjezdzie odwiedzam duzo aptek- mozna tam kupic gotowe i niepsujace sie zarcie dla kabaka. Biorac pod uwage specyfike wyjazdu to jakbym zaczela sie bawic w gotowanie na marusi- to na zwiedzanie juz by czasu braklo ;) A wiec gruzinska apteka zwykle wyroznia sie tym, ze jest swiezo wyremontowana a wnetrze wyglada bardzo nowoczesnie. (z wyjatkiem tej jednej na trasie Anaklia-Zugdidi, gdzie sprzedawano tez chleb, wodke i plazowe piłki a babka siadywala na fotelu dentystycznym ;) ) Apteka przewaznie jest polaczona jakby ze sklepem dla dzieci i mozna kupic smoczki, nocniki, wózki, zabawki itp. Za okienkiem zwykle uwija sie 5 do 7 osob, ktore biegaja w kolko i ciezko jednoznacznie stwierdzic czym sie zajmuja. Zwykle nie wiecej niz dwie z nich podchodza do komputera i wbijaja tam zakupy. Proces sprzedazy lekarstw trwa kilka razy dluzej niz w Polsce, bo kazdy produkt musi byc kilkakrotnie podany z rąk do rąk, odstawiony i ponownie podniesiony. Leki dostaje sie bez recepty wedle uznania. Antybiotyki, antykoncepcja, silne leki na depresje a nawet psychotropy sa wylozone na polkach. Wiekszosc lekow pochodzi z importu z Rosji i Ukrainy i jest opisane cyrylica, najwyzej ma naklejki gruzinskie. Kilkakrotnie widzialam naklejone odreczne opisy, wykonane chyba przez personel apteki. Zakupy jednak zwykle przebiegaja bezprobemowo, tylko trzeba uzbroic sie w cierpliwosc i poswiecic na nie wiecej czasu niz w Polsce czy na Ukrainie (w innych krajach nie korzystalam z uslug aptek wiec nie mam porownania). Apteka w Ahalkalaki jednak przeszla wszelakie wyobrazenia. Dzis wyjatkowo oprocz kabaczego zarcia chce zakupic nurofen i tabletki na gardlo. Obsluga przynosi mi zupelnie co innego- zamiast nurofenu dostaje lek na potencje, jakis tez na "N". Wlasciwe tabletki musze sobie sama wyszukac w szufladkach, obsluga nie ma problemu aby mnie wpuscic na zaplecze i pozwolic buszowac po polkach. Wystarcza ustna deklaracja, ze ja tez pracuje w aptece i "sobie sama znajde". Naprawde wiara w drugiego czlowieka i zaufanie do niego jest wrecz rozczulajace. Znalezione dwa lekarstwa klade na ladzie a babka pakuje je do dwoch osobnych reklamowek, w ktorych zmiesciloby sie pol swini. Ja grzecznie staje w kolejce. Chwile pozniej dostaje metr paragonu. Moje siatki dalej leza za okienkiem. Na prosbe dostaje siatke z lekarstwami ale inna (wciaz staram sie nie utracic kontaktu wzrokowego z moimi siatkami). Skoro nie odpowiada mi siatka, ktora otrzymalam, prosza mnie o pokazanie paragonu, ktory juz odruchowo zdazylam zmiąć i wywalic do kosza. Nie mam w zwyczaju trzymac tego gownianego swistka gdy kupuje drobne rzeczy, ktorych nie planuje reklamowac i uwazam go za jeden z bardziej idiotycznych wymyslow dzisiejszych czasow. Dla gruzinskich aptekarzy jest to "dokument" i jest bardzo wazny. Mam teraz w rece siatke psychotropow i musze udowodnic, ze ich nie chce. Ide grzebac w koszu. W jego wnetrzu jest juz kilkanascie paragonow, wszystkie metrowe jak moj, wszystkie zmięte. I wszystkie oczywiscie w lokalnych robakach! Ratunku! Chyba gardlo mnie juz przestalo bolec.. Rozwiazaniu calej sytuacji nie pomaga fakt, ze w aptece jest tez Rosjanka, ktora kupila swojemu dziecku 20 jogurtow. Jednym z nich probowala nakarmic synka juz aptece ale jogurt wybuchł. Nie wiem jak kto wygladalo bo w czasie "eksplozji" kopalam za nurofenem na zapleczu. Moge ogladac tylko skutki - w jogurcie jest matka, dziecko, dwie panie z obslugi, szybka ekspedycyjna i spory kawalek podlogi. Na jogurcie poslizgnal sie dziadek. Rosjanka krzyczy, ze ona tych jogurtow juz nie chce, chce je oddac i żąda zwrotu pieniedzy. W dwoch okienkach drukują wiec płachty papieru, ktorymi mogliby sie okrecic (przypuszczam ze sa to protokoly zwrotu na jogurty). I wlasnie wtedy konczy sie tusz we wszystkich drukarkach... Udaje mi sie zakrasc i podmienic siatki, gdy wszyscy sa zajeci wspolnymi probami otwarcia drukarki. Poszkodowana jogurtowo dostrzega we mnie niemiejscową wiec automatycznie staje sie powierniczka jej żalow zwiazanych ze "zmarnowanymi wakacjami". Bo tu ani knajpy, ani stacje benzynowe, ani apteki, ani traktowanie kobiet nie odpowiadaja standardom, do ktorych przywykla w Moskwie. Dlatego dzis jest ich ostatni dzien w Gruzji. Zaraz wjezdzaja do Armenii, z nadzieja ze tam bedzie lepiej.. Coz.. kiwam tylko glowa po przekątnej i tylko sie zastanawiam ile czasu minie zanim zatęskni za Gruzja ;)
Nie wiem czy w tej aptece byl monitoring, ale jesli tak - to duzo bym dala za mozliwosc dostania w swoje rece nagrania z tego dnia!

Sniadanie zjadamy w nowej knajpce "Kavkaz", ktora powstala w budynku obok dobrze znanego nam burdeliku na wylocie z miasta na Turcje.

Obrazek

Zjadamy tam odżachuri jako ze takiej nazwy potrawy jeszcze nie spotkalismy. Okazuje sie to byc grilowanym miesem z zapiekanymi ziemniakami i warzywami. Smaczne acz nie jakies unikatowe. Zapewne wiele razy w zyciu juz jadlam "odżachuri" nie majac tego swiadomosci ;)

Obrazek

Potem jeszcze wracamy do centrum gdzie mamy sie spotkac z Ryzanna, ktora na chwile urywa sie z pracy aby nam pokazac cerkiew ormianska. Dzis przy niej trwaja jakies "prace spoleczne". Dzieci szkolne zamiataja, grabia rabatki.

Obrazek

Jest oczywiscie tez chaczkar

Obrazek

Przechodzimy tez kolo kasyna, na schodkach ktorego stoi babuszka i widac, ze sie waha czy oddac sie hazardowi czy tez nie.

Obrazek

Ciekawe bylo jeszcze ogloszenie. Ktos mial mocne parcie na wynajecie tego mieszkania, bo napisal az w trzech jezykach. A moze tutaj to normalne i wlasnie tak sie robi?

Obrazek

Ahalkalaki jest jedynym miejscem w Gruzji, ktore odwiedzilam juz po raz trzeci. I wciaz nie zmienilam zdania, ze to moje ulubione gruzinskie miasto i zawsze chetnie bede do niego wracac- do pylistych zaułkow oplecionych pajeczyna kabli i rur, do widokow na Gory Samsarskie, do pelnej krow twierdzy i oczywiscie do zapoznanych tu znajomych.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

wiecej zdjec z miasteczka

2012
https://goo.gl/photos/4SgaaGve2aLXpoT58" onclick="window.open(this.href);return false;

2014
https://goo.gl/photos/uCHRRfQTzoCw7wWU8" onclick="window.open(this.href);return false;

2016
https://goo.gl/photos/kXXY56M6SodNxc7d6" onclick="window.open(this.href);return false;

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
ODPOWIEDZ