4-6.03 - Sądeckie Marcowanie
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
4-6.03 - Sądeckie Marcowanie
Przyszła pora na Beskid Sądecki. Dawno tam nie byłem. Półtora roku temu z krótką wizytą pod Bereśnikiem, który niech zasłoni mgła zapomnienia. A w tej części położonej na wschód od Popradu jesienią 2008 roku... tutaj najlepiej wychodzi jak szybko czas mija, bo wydawało mi się, jakby to było wczoraj!
Autobusem z Krakowa jedziemy w kierunku gór. Czas umilam sobie podglądaniem tabletu kobiety siedzącej rząd wcześniej - a tam różne sensacyjne filmiki typu "Wielkie pakowanie walizki 2,5 latki - stylizacje"...
Na przystanku w Rytrze opieprzam jakąś babkę, która tarasuje przejście. W sumie to tarasował jej mąż, ale ona stawiała stopy tam gdzie moje. Ma za swoje!
W końcu wychodzimy.
Rytro. Niezbyt interesująca wioska nad rzeką.
Z paskudnym współczesnym kościołem oraz urzędem gminny przypominającym sklep osiedlowy.
Szukamy jakiegoś lokalu do konsumpcji - jedynym okazał się zajazd PTTK, który zresztą nam polecono. Działa w jednym budynku razem z krematorium.
Jedzenie znośne, ceny akceptowalne, koncerniak rozwodniony. Norma.
Robimy jeszcze szybkie zakupy, a ja z żalem spoglądam na miejsce gdzie kiedyś stał Zajazd Ryterski. Klimat jak z PRL-u, smaczne żarcie i tanio. Stołowałem się tam w 2007 roku. Dziś w jego miejscu budują coś "tyrolskiego".
Za Popradem (to już administracyjnie Sucha Struga) zaczyna się ostre podejście, początkowo po asfalcie. Na rozstaju zrzucam plecak i na lekko idę w kierunku ruin zamku. Po drodze słaby widok na przysiółek Majchry.
Na zamku nie byłem wcześniej i widzę, że niewiele straciłem. W skutek ciągłych konserwacji wygląda obecnie jakby większa jego część była wykończona niedawno. Pewnie obudowali starsze mury, ale wali kiczem, przynajmniej dla mnie.
Po powrocie do Neski i plecaków uderzamy w las. Ściana płaczu - tak wszędzie straszą. Fakt, pamiętam, że podejście było ostre, ale nie płakaliśmy .
W przysiółku Za Halą wita nas czarny, zły pies. Nawet urok Neski nie robi na nim wrażenia.
Na polanie Kretówki robimy postój piwkowy. Widoki umiarkowane, delikatnie mówiąc. Robi się zimno, zwłaszcza, że jesteśmy spoceni.
Na szczęście najgorsze podejście już za nami . Został kilkudziesięcio minutowy odcinek z krótkimi fragmentami śniegu. Około 17.30 z mroku wyłania się chata Cyrla.
Pierwszy i ostatni raz byłem tutaj podczas tego samego wypadu, gdy stołowałem się w Zajeździe w Rytrze. Wspomnienia nie są zbyt przyjemne, bo początkowo nie chciano nam udzielić noclegu, proponując powrót do miejscowości albo nocleg w szopie przy minusowej temperaturze. W końcu się zlitowali, lecz niesmak pozostał. Ciekawe jestem co będzie teraz, bo na forach pełno zachwytów nad tą miejscówką.
W środku pusto. Co prawda przy schodach stoją jakieś cudze buty, ale to chyba podpucha . Wita nas facet z napisem "gówno prawda" i symbolem Gazety Wyborczej - to tak na zachętę dla prawdziwych Polaków . I od razu zgrzyt - rezerwowany był pokój bez łazienki - pani z telefonu dokładnie to potwierdziła. A teraz wmawiają, że takie pokoje są tylko z łazienką, oczywiście droższe! Hmm - cenniki w schronisku i na stronie www mówią co innego... Więc albo pani przyjmująca rezerwację nie wie jakie ma u siebie pokoje i wszystkie możliwie cenniki są błędne, albo... dokończcie sobie sami .
W jadalni ciepło, lecz zero klimatu. Jak w restauracji jakiejś.
Obsługa uprzejma, ale na dystans (od razu poznałem faceta, który nas kiedyś nie chciał przenocować ). Na plus - baaardzo smaczne jedzenie! Ceny raczej wysokie, lecz na tle innych schronisk to nie rekordowe. Napitki z kolei najniższe na tym weekendzie.
Są i koty.
Oraz dwa psy. Ten starszy śpi na podłodze w starej części schroniska, gdzie i my kiedyś spaliśmy - dokładnie na tych samych kafelkach.
Nie rozumiem skąd fascynacja Cyrlą - według mnie klimat tutaj jak w pensjonacie, a nie w schronisku górskim. Dobre jedzenie i czystość to nie wszystko...
W sobotę mieliśmy nadzieję na poprawę pogody - prognozy mówiły o 7 godzinach słońca. Dupa! Fakt, jest trochę jaśniej niż wczoraj, lecz czystego nie ma za grosz, w dodatku zerwał się bardzo silny wiatr.
Cyrla w roku 2007 (zdjęcie z Wikipedii, ale mojego autorstwa):
Cyrla w roku 2016 (zdjęcie z komputera, ale mojego autorstwa):
Stara część jest nadal dobrze widoczna, reszta... hmmm, można pominąć.
Na szlaku wieje coraz mocniej. Masakra, widać świeżo połamane drzewa. Nie podnosi to na duchu. Gdy dochodzimy do grani i połączenia ze szlakiem niebieskim pojawia się trochę śniegu.
Dalsza wędrówka byłaby bardzo fajna, gdyby była słoneczna wiosna albo ogólnie inna pogoda. A tak z widoków nici, usiąść nie ma jak, gdyż łeb urywa, najcieplej też nie jest.
Czasem widać słabo Radziejową, którą początkowo wzięliśmy za... Babią Górę .
Niektóre odcinki dają namiastkę zimy stulecia.
Jest nawet bałwan Adolf - hajlować już umie, do polityki się nadaje .
Poza jednym dość krótkim postojem za Halą Pisaną, gdzie schroniliśmy się za drzewem, to cały czas mozolnie do przodu.
Po niecałych trzech godzinach osiągamy Halę Łabowską. Co tu jestem, to schronisko wygląda bardziej nowo. Pieniądze unijne, o czym świadczy szpetna tablica (świadczy też o braku znajomości geografii przez urzędników).
W jadalni Łabowskiej zimno jak zawsze i atmosfera sterylna. Siedzi trochę turystów, gdyż do tej pory spotkaliśmy ledwie kilku.
Przy okazji okazuje się, iż w prognozie pogody zmienili siedem godzin na dwie. Pewnie już są za nami.
Druga część dzisiejszej trasy jest mniej widokowa i bardziej monotonna (kiedyś poważnie uszkodziłem tam sobie kolano, próbując zaatakować Ecowarriora ).
Gdzieś daleko czasem przebija słońce.
Zatrzymujemy się na coś mocniejszego przy wiacie, jedynej znanej mi w Beskidzie Sądeckim. Nadal solidna, lecz dookoła pełno śmieci. Co z tego, że ustawiono śmietnik, skoro Lasy Państwowe dawno go nie opróżniały?
W końcu widzimy węzeł szlaków pod Runkiem. To musi być bardzo niewymiarowy szczyt, bo PTTK sama gubi się w jego wysokości.
Ostatni krótki odcinek to zejście do bacówki nad Wierchomlą, przy której jesteśmy przed 18-tą. Na ciemnym niebie lekkie, czerwone paski.
W bacówce pusto. Ale nie na długo. Pani z okienka informuje nas, że jako nocujący mamy prawo do zniżek na piwo i jedzenie . To fajny zwyczaj jeszcze z czasów Artura, legendarnego dzierżawcy sprzed dekady. To na jego pożegnaniu byłem tutaj ostatni raz. Eh, były czasy...
Czekając na tłum Neska dręczy kota
Za oknem widać sznur latarek - nadciąga SKPB Kraków z kursantami. Spora grupa, mało integrowalna z obcymi. No cóż, trzeba radzić sobie bez nich
Kursanci mają jakiś test, ale to dopiero czwarty miesiąc, więc ich wiedza była jeszcze niezbyt imponująca. Mam nadzieję, że to nadrobią, bo nie chciałbym być prowadzony przez przewodnika, który myli Krościenko z Krosnem .
W niedzielę rano pogoda jest ciut łaskawsza - nawet widać trochę niebieskiego. I nawet panorama lepsza.
Niedługo, bo szybko się zaciąga, jednocześnie widać dalej. Na szczęście Taterek niet.
Kilka słów o bacówce: niestety, dopadła ją zmora wielu schronisk, a mianowicie dobudowanie zadaszonej werandy. Zniekształciło to jej sylwetkę, dawnego spichlerza ze Złockiego.
Wolałem starszą wersję.
Ogólnie to pozostał w bacówce częściowy klimat sprzed lat, szkoda tylko, że po podłączeniu do prądu nie ma już wieczorów przy świecach...
Nie tylko my uważnie wyglądamy przez okno
Zdjęcie z faną i pożegnanie czerwonych spodni Przeżyły swoje, zwłaszcza, że zdobyłem je na kimś innym
W czasie śniadania w schronisku zjawia się sporo osób w strojach dowolnych, łącznie z wysokimi obcasami i fikuśnymi sweterkami. Zapewne wjechali z dołu wyciągiem i przeszli kawałek do nas, pocąc się niemiłosiernie.
A my schodzimy czarnym szlakiem - na przemian śliskim i oblodzonym. Mija nas jakiś szalony wbiegacz.
Po niecałej godzinie dochodzimy do potoku Wierchomlanka.
Wkrótce potem pojawiają się zabudowania, głównie osady turystycznej przy kompleksie narciarskim w Wierchomli Małej. Mijamy grupki narciarzy i nadmiernie przyjaznego psa. Daremnie szukamy jakiegoś sklepu, nic nie ma. Planowaliśmy jeszcze przejść się do Wierchomli Wielkiej i zobaczyć dawną cerkiew, ale skoro na przystanku stoi busik to wsiadamy do niego, tym bardziej, że od jakiegoś czasu lekko siąpi.
Powrót w Sądecki uważam za udany, choć pogoda mogłaby być zdecydowanie lepsza!
G:
https://picasaweb.google.com/1103445063 ... kvaci6HkTg#
Autobusem z Krakowa jedziemy w kierunku gór. Czas umilam sobie podglądaniem tabletu kobiety siedzącej rząd wcześniej - a tam różne sensacyjne filmiki typu "Wielkie pakowanie walizki 2,5 latki - stylizacje"...
Na przystanku w Rytrze opieprzam jakąś babkę, która tarasuje przejście. W sumie to tarasował jej mąż, ale ona stawiała stopy tam gdzie moje. Ma za swoje!
W końcu wychodzimy.
Rytro. Niezbyt interesująca wioska nad rzeką.
Z paskudnym współczesnym kościołem oraz urzędem gminny przypominającym sklep osiedlowy.
Szukamy jakiegoś lokalu do konsumpcji - jedynym okazał się zajazd PTTK, który zresztą nam polecono. Działa w jednym budynku razem z krematorium.
Jedzenie znośne, ceny akceptowalne, koncerniak rozwodniony. Norma.
Robimy jeszcze szybkie zakupy, a ja z żalem spoglądam na miejsce gdzie kiedyś stał Zajazd Ryterski. Klimat jak z PRL-u, smaczne żarcie i tanio. Stołowałem się tam w 2007 roku. Dziś w jego miejscu budują coś "tyrolskiego".
Za Popradem (to już administracyjnie Sucha Struga) zaczyna się ostre podejście, początkowo po asfalcie. Na rozstaju zrzucam plecak i na lekko idę w kierunku ruin zamku. Po drodze słaby widok na przysiółek Majchry.
Na zamku nie byłem wcześniej i widzę, że niewiele straciłem. W skutek ciągłych konserwacji wygląda obecnie jakby większa jego część była wykończona niedawno. Pewnie obudowali starsze mury, ale wali kiczem, przynajmniej dla mnie.
Po powrocie do Neski i plecaków uderzamy w las. Ściana płaczu - tak wszędzie straszą. Fakt, pamiętam, że podejście było ostre, ale nie płakaliśmy .
W przysiółku Za Halą wita nas czarny, zły pies. Nawet urok Neski nie robi na nim wrażenia.
Na polanie Kretówki robimy postój piwkowy. Widoki umiarkowane, delikatnie mówiąc. Robi się zimno, zwłaszcza, że jesteśmy spoceni.
Na szczęście najgorsze podejście już za nami . Został kilkudziesięcio minutowy odcinek z krótkimi fragmentami śniegu. Około 17.30 z mroku wyłania się chata Cyrla.
Pierwszy i ostatni raz byłem tutaj podczas tego samego wypadu, gdy stołowałem się w Zajeździe w Rytrze. Wspomnienia nie są zbyt przyjemne, bo początkowo nie chciano nam udzielić noclegu, proponując powrót do miejscowości albo nocleg w szopie przy minusowej temperaturze. W końcu się zlitowali, lecz niesmak pozostał. Ciekawe jestem co będzie teraz, bo na forach pełno zachwytów nad tą miejscówką.
W środku pusto. Co prawda przy schodach stoją jakieś cudze buty, ale to chyba podpucha . Wita nas facet z napisem "gówno prawda" i symbolem Gazety Wyborczej - to tak na zachętę dla prawdziwych Polaków . I od razu zgrzyt - rezerwowany był pokój bez łazienki - pani z telefonu dokładnie to potwierdziła. A teraz wmawiają, że takie pokoje są tylko z łazienką, oczywiście droższe! Hmm - cenniki w schronisku i na stronie www mówią co innego... Więc albo pani przyjmująca rezerwację nie wie jakie ma u siebie pokoje i wszystkie możliwie cenniki są błędne, albo... dokończcie sobie sami .
W jadalni ciepło, lecz zero klimatu. Jak w restauracji jakiejś.
Obsługa uprzejma, ale na dystans (od razu poznałem faceta, który nas kiedyś nie chciał przenocować ). Na plus - baaardzo smaczne jedzenie! Ceny raczej wysokie, lecz na tle innych schronisk to nie rekordowe. Napitki z kolei najniższe na tym weekendzie.
Są i koty.
Oraz dwa psy. Ten starszy śpi na podłodze w starej części schroniska, gdzie i my kiedyś spaliśmy - dokładnie na tych samych kafelkach.
Nie rozumiem skąd fascynacja Cyrlą - według mnie klimat tutaj jak w pensjonacie, a nie w schronisku górskim. Dobre jedzenie i czystość to nie wszystko...
W sobotę mieliśmy nadzieję na poprawę pogody - prognozy mówiły o 7 godzinach słońca. Dupa! Fakt, jest trochę jaśniej niż wczoraj, lecz czystego nie ma za grosz, w dodatku zerwał się bardzo silny wiatr.
Cyrla w roku 2007 (zdjęcie z Wikipedii, ale mojego autorstwa):
Cyrla w roku 2016 (zdjęcie z komputera, ale mojego autorstwa):
Stara część jest nadal dobrze widoczna, reszta... hmmm, można pominąć.
Na szlaku wieje coraz mocniej. Masakra, widać świeżo połamane drzewa. Nie podnosi to na duchu. Gdy dochodzimy do grani i połączenia ze szlakiem niebieskim pojawia się trochę śniegu.
Dalsza wędrówka byłaby bardzo fajna, gdyby była słoneczna wiosna albo ogólnie inna pogoda. A tak z widoków nici, usiąść nie ma jak, gdyż łeb urywa, najcieplej też nie jest.
Czasem widać słabo Radziejową, którą początkowo wzięliśmy za... Babią Górę .
Niektóre odcinki dają namiastkę zimy stulecia.
Jest nawet bałwan Adolf - hajlować już umie, do polityki się nadaje .
Poza jednym dość krótkim postojem za Halą Pisaną, gdzie schroniliśmy się za drzewem, to cały czas mozolnie do przodu.
Po niecałych trzech godzinach osiągamy Halę Łabowską. Co tu jestem, to schronisko wygląda bardziej nowo. Pieniądze unijne, o czym świadczy szpetna tablica (świadczy też o braku znajomości geografii przez urzędników).
W jadalni Łabowskiej zimno jak zawsze i atmosfera sterylna. Siedzi trochę turystów, gdyż do tej pory spotkaliśmy ledwie kilku.
Przy okazji okazuje się, iż w prognozie pogody zmienili siedem godzin na dwie. Pewnie już są za nami.
Druga część dzisiejszej trasy jest mniej widokowa i bardziej monotonna (kiedyś poważnie uszkodziłem tam sobie kolano, próbując zaatakować Ecowarriora ).
Gdzieś daleko czasem przebija słońce.
Zatrzymujemy się na coś mocniejszego przy wiacie, jedynej znanej mi w Beskidzie Sądeckim. Nadal solidna, lecz dookoła pełno śmieci. Co z tego, że ustawiono śmietnik, skoro Lasy Państwowe dawno go nie opróżniały?
W końcu widzimy węzeł szlaków pod Runkiem. To musi być bardzo niewymiarowy szczyt, bo PTTK sama gubi się w jego wysokości.
Ostatni krótki odcinek to zejście do bacówki nad Wierchomlą, przy której jesteśmy przed 18-tą. Na ciemnym niebie lekkie, czerwone paski.
W bacówce pusto. Ale nie na długo. Pani z okienka informuje nas, że jako nocujący mamy prawo do zniżek na piwo i jedzenie . To fajny zwyczaj jeszcze z czasów Artura, legendarnego dzierżawcy sprzed dekady. To na jego pożegnaniu byłem tutaj ostatni raz. Eh, były czasy...
Czekając na tłum Neska dręczy kota
Za oknem widać sznur latarek - nadciąga SKPB Kraków z kursantami. Spora grupa, mało integrowalna z obcymi. No cóż, trzeba radzić sobie bez nich
Kursanci mają jakiś test, ale to dopiero czwarty miesiąc, więc ich wiedza była jeszcze niezbyt imponująca. Mam nadzieję, że to nadrobią, bo nie chciałbym być prowadzony przez przewodnika, który myli Krościenko z Krosnem .
W niedzielę rano pogoda jest ciut łaskawsza - nawet widać trochę niebieskiego. I nawet panorama lepsza.
Niedługo, bo szybko się zaciąga, jednocześnie widać dalej. Na szczęście Taterek niet.
Kilka słów o bacówce: niestety, dopadła ją zmora wielu schronisk, a mianowicie dobudowanie zadaszonej werandy. Zniekształciło to jej sylwetkę, dawnego spichlerza ze Złockiego.
Wolałem starszą wersję.
Ogólnie to pozostał w bacówce częściowy klimat sprzed lat, szkoda tylko, że po podłączeniu do prądu nie ma już wieczorów przy świecach...
Nie tylko my uważnie wyglądamy przez okno
Zdjęcie z faną i pożegnanie czerwonych spodni Przeżyły swoje, zwłaszcza, że zdobyłem je na kimś innym
W czasie śniadania w schronisku zjawia się sporo osób w strojach dowolnych, łącznie z wysokimi obcasami i fikuśnymi sweterkami. Zapewne wjechali z dołu wyciągiem i przeszli kawałek do nas, pocąc się niemiłosiernie.
A my schodzimy czarnym szlakiem - na przemian śliskim i oblodzonym. Mija nas jakiś szalony wbiegacz.
Po niecałej godzinie dochodzimy do potoku Wierchomlanka.
Wkrótce potem pojawiają się zabudowania, głównie osady turystycznej przy kompleksie narciarskim w Wierchomli Małej. Mijamy grupki narciarzy i nadmiernie przyjaznego psa. Daremnie szukamy jakiegoś sklepu, nic nie ma. Planowaliśmy jeszcze przejść się do Wierchomli Wielkiej i zobaczyć dawną cerkiew, ale skoro na przystanku stoi busik to wsiadamy do niego, tym bardziej, że od jakiegoś czasu lekko siąpi.
Powrót w Sądecki uważam za udany, choć pogoda mogłaby być zdecydowanie lepsza!
G:
https://picasaweb.google.com/1103445063 ... kvaci6HkTg#
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
W tej części Beskidu Sądeckiego jeszcze nie byłem. Trzeba to jak najszybciej nadrobić. Fajny wypad, ale trochę za dużo marudzisz . Pogoda nie była najgorsza, spać miałeś gdzie, a i zniżkę na piwko otrzymaliście.
Schroniska będą się zmieniały czy my tego chcemy czy nie. Atmosferę dawnych schronisk to już chyba tylko jest w opowieściach. Ja tam humanistą nie jestem, ale zawsze przypomina mi się wiersz Asnyka "Daremne żale, próżny trud, bezsilne złorzeczenia. Przeżytych kształtów żaden trud nie wróci do istnienia ..." i z tym musimy się pogodzić.
Schroniska będą się zmieniały czy my tego chcemy czy nie. Atmosferę dawnych schronisk to już chyba tylko jest w opowieściach. Ja tam humanistą nie jestem, ale zawsze przypomina mi się wiersz Asnyka "Daremne żale, próżny trud, bezsilne złorzeczenia. Przeżytych kształtów żaden trud nie wróci do istnienia ..." i z tym musimy się pogodzić.
można się wszystkim zachwycać, nawet jak nie ma czym, a można marudzić - wybór należy do nasPiotrekP pisze:Fajny wypad, ale trochę za dużo marudzisz
W schroniskach sypiam jednak stosunkowo rzadko, raczej wybieram takie miejsca jak chatki itp., bo wiem, że jest tam przyjemniej. Natomiast chciałem się zmierzyć z mitem Cyrli i ten mit poległ. Oszukano nas na pokojach, klimat bynajmniej nie górski, drożyzna itp.. Może ktoś to przeczyta i dwa razy się zastanowi zanim tam wyda kasę na nocleg. Taka jest też rola relacji, moim zdaniem - pokazywać to co fajne, ostrzegać przed tym co złe. Jeśli ktoś uważa, że w górach tylko pokoje z łazienką i nie przeszkadza mu to, że go gospodarze kantują - może tam walić bez problemu
Na Wierchomli trochę z dawnego ducha zostało.
w hotelu też można spać, tylko czy jednak o to chodzi?PiotrekP pisze:Pogoda nie była najgorsza, spać miałeś gdzie,
A pogoda była słaba. Fakt, prawie nie lało, ale dwa dni mieliśmy halny. Słońca de facto zero. Najgorsze jest to, że prognozy na weekend jeszcze w piątek po południu (podczas jazdy) wskazywały, że przynajmniej w sobotę ma być ładnie. To pokazuje, że wszelkie nawet krótkoterminowe prognozowanie można sobie w tyłek wsadzić, skoro meteorolodzy nie potrafią przewidzieć, co będzie za kilkanaście godzin...
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
śnieg porwała buba
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
... ale Ci powiem Pudelek, że Ty rzeczywiście marudny jesteś jak - nie przymierzając - stara baba Ty to chyba starszy ode mnie jesteś
Jeszcze zdania zaczynaj od ... latoś to dopiero było.... nie to co teraz...
A poważniej - przeszłam tą trasę tam i z powrotem kiedyś (dzień po dniu, z noclegiem na Cyrli) - w jedną stronę mleko, w drugą żyleta! I z tą Cyrlą to też powiem, że szału nie ma
Jeszcze zdania zaczynaj od ... latoś to dopiero było.... nie to co teraz...
A poważniej - przeszłam tą trasę tam i z powrotem kiedyś (dzień po dniu, z noclegiem na Cyrli) - w jedną stronę mleko, w drugą żyleta! I z tą Cyrlą to też powiem, że szału nie ma
przecież napisałem "eh, to były czasy"Dżola Ry pisze:Jeszcze zdania zaczynaj od ... latoś to dopiero było.... nie to co teraz...
jak mam się zachwycać, skoro nie zachwyca?
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
Czytając tą relację odniosłem to samo wrażenie. Ja tam jak coś mi nie pasuje, to po prostu to olewam. Najważniejsze, że idzie się oderwać od dnia codziennego, wypad ze znajomymi, można jeszcze widoczki pooglądac. Cóż chcieć więcej?Dżola Ry pisze:... ale Ci powiem Pudelek, że Ty rzeczywiście marudny jesteś jak - nie przymierzając - stara baba Ty to chyba starszy ode mnie jesteś
Ja w mojej ekipie też uchodzę za marudę, ale u mnie objawia się to wtedy gdy nie udaje się spełnić założonego zadania bądź gdy jedziemy w fajne rejony widokowo a pogoda uniemożliwia podziwianie. W sumie to kłóci się to z tym co napisałem powyżej
Co Ty masz z tymi Tatrami - oglądać z daleka też nie lubisz?
odpowiem jak PiotrkowiTauzen pisze:Ja tam jak coś mi nie pasuje, to po prostu to olewam.
niektórzy w swoich relacjach wrzucą tylko kupę zdjęć i nic poza tym. Inni - tylko się zachwycają. Jeszcze inni - wrzucą suchy tekst: poszedłem tu i tam, minąłem dwa drzewa i czworo ludzi, a na przełęczy skręciłem w prawo. Ja - przedstawiam swoje odczucia. Jeśli coś mi się nie podobało, to dlaczego mam o tym nie pisać? To nie tort, nie musi być czysta słodycz z lukrem, albo schematycznie jak w szkole od linijki.Może ktoś to przeczyta i dwa razy się zastanowi zanim tam wyda kasę na nocleg. Taka jest też rola relacji, moim zdaniem - pokazywać to co fajne, ostrzegać przed tym co złe.
oczywiście, że nieTauzen pisze:Co Ty masz z tymi Tatrami - oglądać z daleka też nie lubisz?
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
Myślę, że tu chodzi o stężeniePudelek pisze:niektórzy w swoich relacjach wrzucą tylko kupę zdjęć i nic poza tym. Inni - tylko się zachwycają. Jeszcze inni - wrzucą suchy tekst: poszedłem tu i tam, minąłem dwa drzewa i czworo ludzi, a na przełęczy skręciłem w prawo. Ja - przedstawiam swoje odczucia. Jeśli coś mi się nie podobało, to dlaczego mam o tym nie pisać? To nie tort, nie musi być czysta słodycz z lukrem, albo schematycznie jak w szkole od linijki.
Odwiedziłeś 3 schroniska i trzy zrypałeś
Stąd takie wrażenie u czytelników
Ale jak trzeba to trzeba, ja to rozumiem
...a to chyba o mnie...
Pudelek pisze: Inni - tylko się zachwycają
dwa Cyrla - wiadomo. Łabowska zawsze wydawała mi się taka nijaka, do tego zimna - coś a'la Wielka Racza ze słynnym niegrzaniem. Wierchomla nadal ma klimat, chatę rozbudowali chyba poprzedni dzierżawcy, a obecni wrócili do pewnych starych tradycjiDżola Ry pisze:Odwiedziłeś 3 schroniska i trzy zrypałeś
Ale z drugiej strony - gdy ktoś by trafił na kilka beznadziejnych schronisk pod rząd to by ich nie krytykował, bo za dużo tego?
ee, niee, w Twoich relacjach nie ma schematów i podniecaniem się byle pierdołą Krajobrazy zazwyczaj masz zacneDżola Ry pisze:..a to chyba o mnie...
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
Pomimo, ze "małolat" to już potrafi szczerze wyrazić swoje zdaniePudelek pisze:Jeśli coś mi się nie podobało, to dlaczego mam o tym nie pisać? To nie tort, nie musi być czysta słodycz z lukrem, albo schematycznie jak w szkole od linijki.
Mam wrodzoną dociekliwość do wiedzy której nie posiadam - więc zadaję pytania ?
- heathcliff
- Członek Klubu
- Posty: 2738
- Rejestracja: 27 maja 2009, 20:24
- Kontakt:
Krawcula i Rycerzowa jeszcze się broniąPiotrekP pisze:Atmosferę dawnych schronisk to już chyba tylko jest w opowieściach.
Przytulam żonę i jestem szczęśliwie wolny... Ile wyjść tyle powrotów życzy heathcliff
https://plus.google.com/117458080979094658480
https://plus.google.com/117458080979094658480
Nie uwazam tego za bezsilny i prozny trud- wynikiem takich poszukiwan czesto jest odnalezienie miejsc ktore choc troche wygladaja jak te z przeszlosci i wtedy ma sie duza satysfakcje ze jednak sie udalo!PiotrekP pisze:"Daremne żale, próżny trud, bezsilne złorzeczenia. Przeżytych kształtów żaden trud nie wróci do istnienia ..." i z tym musimy się pogodzić.
Dokladnie tak... Byl ze mna w Kaczawskich np. na Muchowskich Wzgorzach...Pudelek pisze:śnieg porwała buba
No ale jak wszystkie trzy sa do d... to co zrobic? chyba warto napisac swoje prawdziwe odczucia? Ja sie akurat ze zdaniem Pudla na temat tych schronisk zgadzam i raczej moja noga tam nie postanie. A jak bede w Sadeckim to raczej bede probowala zanocowac w ktorejs z chatek albo jakims PTSMie w dolinach- bo rokuja lepiej.Dżola Ry pisze: Odwiedziłeś 3 schroniska i trzy zrypałeś
Mi sie wydaje ze takie relacje z opiniami o miejscach noclegowych sa bardzo cenne bo kreuja jakis obraz danych miejsc i wiadomo czego sie spodziewac tam jadac. A czesto to co dla jednego jest wada dla innego jest zaleta - i ja jestem bardzo wdzieczna tzw marudom i ludziom narzekajacym- dzieki ich stanowczemu odradzaniu, czy żalach rozpaczy i przerazenia wylewanych nad roznymi noclegowiskami- udalo mi sie znalezc miejsca ktore bardzo mi sie podobaja!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..