No..., tak. Chociaż trochę było mi niesmak, że marnujemy tyle czasu przy schronisku. Później jednak się z tym pogodziłem
Rowerowe wycieczki Roberta J
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Rowerowe Karkonosze - 14-15.10.2017
Zapowiadają całkiem ładny weekend, więc naszym celem jest jakiś wschodzik słońca wysoko w górach. Mam swoje cele dlatego też Kuba przystaje na moją propozycję. Planowo mieliśmy wystartować z przełęczy Okraj jednak jak nazłość chwilę przed nami z parkingu na rozdrożu pod Sulicą wjeżdżał autokar i jego kierowca zrobił to tak niefortunnie, że wpadł do rowu tyłem i się zawiesił.
Wbijamy więc na parking i zajmujemy jedno z pierwszych wolnych miejsc. Z czasem parking się zapełni. My spokojnie wypakowujemy nasze rowery i przygotowujemy je do jazdy. Ruszamy na przełęcz, na którą mamy niecałe 2,5 km. Mijamy bardzo wiele osób podążających na górę. Podobnie jak my pozostawili swoje samochody na parkingu i zdecydowały się pokonać resztę trasy pieszo.
Po czeskiej stronie wszystkie miejsca parkingowe są już zajęte. Robimy kilka zdjęć i jedziemy dalej.
Zjeżdżamy do Malej Upy trasą rowerową. Ciągle się zatrzymujemy bo jesienne widoki są warte by je uwiecznić.
Zjeżdżamy do głównej drogi. Na rozdrożu "Spálený Mlýn" odbijamy na Pec pod Śnieżką.
W Pecu jeden wielki plac budowy. Przy głównej drodze powstaje kilka nowych molochów. Betoniarki kursują jedna za drugą. Jedno jest pewne..., dominantą miejscowości pozostanie charakterystyczny hotel
Teraz trasą rowerową K1A do chaty Vyrovka. Pogoda siada. Pniemy się ostro pod górę.
Od chaty odbijamy na Lucni Boude. Osiągamy najwyższy punkt w Karkonoszach gdzie można wjechać rowerem. Kapliczka poświęcona ofiarom gór stoi na wysokości 1509 m n.p.m.
Wielu turystów się tutaj kręci. Pogoda też zaczyna się poprawiać. Zostawiamy rowery przy jednym z najwyżej położonych bunkrów w Republice Czeskiej i idziemy na Lucni horę na zachód słońca.
Widoki mamy rewelacyjne, palec ciągle szuka spustu migawki na aparacie...
Na Śnieżkę ciągną tłumy na zachód słońca. Są nieświadomi, że niedane im będzie zobaczyć tego spektaklu w przeciwieństwie do nas
Nowa dla mnie perspektywa, więc i nowe kadry. Fajnie wyglądała wyłaniająca się z chmur wieża na Cernej horze.
Tuż przed zachodem słońca nadciągają chmury i przykrywają Śnieżkę. Bardzo ciekawie to wyglądało z naszej perspektywy. Odmiennego zdania były raczej osoby znajdujące się obecnie tam na szczycie
Co prawda samo słońce chowa się za chmury, a nie za horyzont ale i tak było fajnie. Później jeszcze siedzimy dość długo i podziwiamy przewalające się chmury.
Schodzimy do bunkra. Dłuższa sesja foto....
... i uderzamy do chaty na kolację. Chcieliśmy się kimnąć kilka godzin gdzieś w kącie, ale zostaliśmy kulturalnie wyproszeni ofertą 880 koron za nocleg
Wracany w okolice kapliczki. Ja zalegam gdzieś w kosówce, a Kuba wybiera bunkier. Raczej nie był usatysfakcjonowany tym noclegiem
Długo przed wschodem słońca zbieram się na nieodległy szczyt Studniční hora. Na dzisiejszy wschód ten szczyt wybrało jeszcze kilka innych osób o czym świadczyły widoczne w dali światła czołówek. Kilka osób udaje mi się wyprzedzić, zamieniam z nimi kilka zdań i każdy zajmuje pozycje i rozstawia sprzęt.
Spektakularnej widoczności się nie spodziewałem, więc miłym dla mnie zaskoczeniem był widok Sudetów Wschodnich z Pradziadem.
Inne widoki też były ok...
Samego wschodu słońca jednak nie było bo horyzont w tamtym kierunku zasnuty cienką warstwą chmur. Dopiero gdy słońce wychyliło się zza chmur to świat nabrał kolorów, jesiennych kolorów...
Odniosłem wrażenie, że na Studnicnej jest więcej osób niż na Królowej Sudetów
Powoli trzeba się zbierać. Podążam ładnie wydeptaną ścieżką. Nie śpieszy mi się.
O ile w nocy ja wyprzedałem ludzi to teraz inni mnie wyprzedzają. Szkoda przejść obojętnie obok takich widoków...
Jeden z tych, z którymi rozmawiałem w nocy wyprzedza mnie i podsuwa pod nos swoją legitymację KRNAPu . Oświadcza "prosiłbym ciebie abyś już wrócił na szlak turystyczny". Trzeba zaznaczyć, że na szczyt ten nie wiedzie szlak i wejście tam jest naruszeniem regulaminu parku narodowego
Wracam do oczekującego mnie Kuby. Musimy też chwilę jeszcze odczekać przed dalszą drogą bo jak mówił strażnik parku narodowego można jeździć rowerem tą drogą ale dopiero po godzinie dziewiątej ;P
Nasz dzisiejszy cel to przełęcz karkonoska. Chcemy tam wjechać od strony czeskiej. Zjeżdżamy więc do Vrchlabí. Niżej dużo kolorów jesieni.
Przejazd do Špindlerovego Mlýna to nuda po głównej drodze. Ciekawiej jest dopiero od zapory na Łabie. Została ona wybudowana w latach 1910-1916, a jej wysokość wynosi 41 metrów.
Teraz pozostało nam kilka ładnych kilometrów na przełęcz.
Po czeskiej stronie kilka czterogwiazdkowych hoteli, a po polskiej stronie tylko jeden obiekt - schronisko Odrodzenie. Bardzo klimatyczne zresztą. Wpadamy do Odrodzenia na obiad.
Po obiedzie nie mamy już zbyt wiele czasu na jazdę. Powoli trzeba myśleć o powrocie na Okraj gdzie pozostał samochód. Zjeżdżamy z przełęczy karkonoskiej bardzo stromą i niesamowicie dziurawą drogą asfaltową po polskiej stronie.
Z Borowic odbijamy na Karpacz.
Karpacz stoi w korku. Rowerem nie mamy problemów z przeciśnięciem się
Następnie przez Kowary zdobywamy podjazd na Okraj w ostatnich promieniach słońca.
Pod względem dystansu nie było jakiejś rewelacji, ale też nie miała to być długa wycieczka, miało być widokowo i właśnie tak było !
Tradycja nakazuje podać linka do albumu ze zdjęciami co też czynię:
https://photos.app.goo.gl/YKiWziAvmYW1uVrp1
Zapowiadają całkiem ładny weekend, więc naszym celem jest jakiś wschodzik słońca wysoko w górach. Mam swoje cele dlatego też Kuba przystaje na moją propozycję. Planowo mieliśmy wystartować z przełęczy Okraj jednak jak nazłość chwilę przed nami z parkingu na rozdrożu pod Sulicą wjeżdżał autokar i jego kierowca zrobił to tak niefortunnie, że wpadł do rowu tyłem i się zawiesił.
Wbijamy więc na parking i zajmujemy jedno z pierwszych wolnych miejsc. Z czasem parking się zapełni. My spokojnie wypakowujemy nasze rowery i przygotowujemy je do jazdy. Ruszamy na przełęcz, na którą mamy niecałe 2,5 km. Mijamy bardzo wiele osób podążających na górę. Podobnie jak my pozostawili swoje samochody na parkingu i zdecydowały się pokonać resztę trasy pieszo.
Po czeskiej stronie wszystkie miejsca parkingowe są już zajęte. Robimy kilka zdjęć i jedziemy dalej.
Zjeżdżamy do Malej Upy trasą rowerową. Ciągle się zatrzymujemy bo jesienne widoki są warte by je uwiecznić.
Zjeżdżamy do głównej drogi. Na rozdrożu "Spálený Mlýn" odbijamy na Pec pod Śnieżką.
W Pecu jeden wielki plac budowy. Przy głównej drodze powstaje kilka nowych molochów. Betoniarki kursują jedna za drugą. Jedno jest pewne..., dominantą miejscowości pozostanie charakterystyczny hotel
Teraz trasą rowerową K1A do chaty Vyrovka. Pogoda siada. Pniemy się ostro pod górę.
Od chaty odbijamy na Lucni Boude. Osiągamy najwyższy punkt w Karkonoszach gdzie można wjechać rowerem. Kapliczka poświęcona ofiarom gór stoi na wysokości 1509 m n.p.m.
Wielu turystów się tutaj kręci. Pogoda też zaczyna się poprawiać. Zostawiamy rowery przy jednym z najwyżej położonych bunkrów w Republice Czeskiej i idziemy na Lucni horę na zachód słońca.
Widoki mamy rewelacyjne, palec ciągle szuka spustu migawki na aparacie...
Na Śnieżkę ciągną tłumy na zachód słońca. Są nieświadomi, że niedane im będzie zobaczyć tego spektaklu w przeciwieństwie do nas
Nowa dla mnie perspektywa, więc i nowe kadry. Fajnie wyglądała wyłaniająca się z chmur wieża na Cernej horze.
Tuż przed zachodem słońca nadciągają chmury i przykrywają Śnieżkę. Bardzo ciekawie to wyglądało z naszej perspektywy. Odmiennego zdania były raczej osoby znajdujące się obecnie tam na szczycie
Co prawda samo słońce chowa się za chmury, a nie za horyzont ale i tak było fajnie. Później jeszcze siedzimy dość długo i podziwiamy przewalające się chmury.
Schodzimy do bunkra. Dłuższa sesja foto....
... i uderzamy do chaty na kolację. Chcieliśmy się kimnąć kilka godzin gdzieś w kącie, ale zostaliśmy kulturalnie wyproszeni ofertą 880 koron za nocleg
Wracany w okolice kapliczki. Ja zalegam gdzieś w kosówce, a Kuba wybiera bunkier. Raczej nie był usatysfakcjonowany tym noclegiem
Długo przed wschodem słońca zbieram się na nieodległy szczyt Studniční hora. Na dzisiejszy wschód ten szczyt wybrało jeszcze kilka innych osób o czym świadczyły widoczne w dali światła czołówek. Kilka osób udaje mi się wyprzedzić, zamieniam z nimi kilka zdań i każdy zajmuje pozycje i rozstawia sprzęt.
Spektakularnej widoczności się nie spodziewałem, więc miłym dla mnie zaskoczeniem był widok Sudetów Wschodnich z Pradziadem.
Inne widoki też były ok...
Samego wschodu słońca jednak nie było bo horyzont w tamtym kierunku zasnuty cienką warstwą chmur. Dopiero gdy słońce wychyliło się zza chmur to świat nabrał kolorów, jesiennych kolorów...
Odniosłem wrażenie, że na Studnicnej jest więcej osób niż na Królowej Sudetów
Powoli trzeba się zbierać. Podążam ładnie wydeptaną ścieżką. Nie śpieszy mi się.
O ile w nocy ja wyprzedałem ludzi to teraz inni mnie wyprzedzają. Szkoda przejść obojętnie obok takich widoków...
Jeden z tych, z którymi rozmawiałem w nocy wyprzedza mnie i podsuwa pod nos swoją legitymację KRNAPu . Oświadcza "prosiłbym ciebie abyś już wrócił na szlak turystyczny". Trzeba zaznaczyć, że na szczyt ten nie wiedzie szlak i wejście tam jest naruszeniem regulaminu parku narodowego
Wracam do oczekującego mnie Kuby. Musimy też chwilę jeszcze odczekać przed dalszą drogą bo jak mówił strażnik parku narodowego można jeździć rowerem tą drogą ale dopiero po godzinie dziewiątej ;P
Nasz dzisiejszy cel to przełęcz karkonoska. Chcemy tam wjechać od strony czeskiej. Zjeżdżamy więc do Vrchlabí. Niżej dużo kolorów jesieni.
Przejazd do Špindlerovego Mlýna to nuda po głównej drodze. Ciekawiej jest dopiero od zapory na Łabie. Została ona wybudowana w latach 1910-1916, a jej wysokość wynosi 41 metrów.
Teraz pozostało nam kilka ładnych kilometrów na przełęcz.
Po czeskiej stronie kilka czterogwiazdkowych hoteli, a po polskiej stronie tylko jeden obiekt - schronisko Odrodzenie. Bardzo klimatyczne zresztą. Wpadamy do Odrodzenia na obiad.
Po obiedzie nie mamy już zbyt wiele czasu na jazdę. Powoli trzeba myśleć o powrocie na Okraj gdzie pozostał samochód. Zjeżdżamy z przełęczy karkonoskiej bardzo stromą i niesamowicie dziurawą drogą asfaltową po polskiej stronie.
Z Borowic odbijamy na Karpacz.
Karpacz stoi w korku. Rowerem nie mamy problemów z przeciśnięciem się
Następnie przez Kowary zdobywamy podjazd na Okraj w ostatnich promieniach słońca.
Pod względem dystansu nie było jakiejś rewelacji, ale też nie miała to być długa wycieczka, miało być widokowo i właśnie tak było !
Tradycja nakazuje podać linka do albumu ze zdjęciami co też czynię:
https://photos.app.goo.gl/YKiWziAvmYW1uVrp1
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Spontan 2017 - czyli wszystko to co nie mieści się gdzie indziej....
W 2017 roku było wiele wypadów, z których ukazały się relacje na blogu. Było też trochę takich, z których nie chciało mi się nic pisać lub nie były one warte by poświęcać im więcej uwagi. Dlatego w tym wpisie zbiorę wszystko razem do kupy i powstanie taki misz masz....
Najczęściej w roku bywam oczywiście na Biskupiej Kopie. Wszystko dlatego, że jest to moja ulubiona górka no i nie bez znaczenia jest fakt, że jest najbliżej ze wszystkich szczytów, więc nawet po pracy mogę sobie tam wyskoczyć
05.03.2017
17.04.2017
01.06.2017
Wypad na BK na zachód słońca i dalekie obserwacje. Widoczność Karkonoszy po zachodzie słońca to dość standardowy widok
07.06.2017
Powtórka z rozrywki...
22.08.2017
Również....
28.11/01.11/19.11/26.12. 2017
05.03.2017.
Gdy w górach zalega jeszcze śnieg to czasami wyskoczę na jakąś przejażdżkę po najbliższej okolicy. A jeszcze gdy aura dopisuje to jest całkiem git
Jeżdżę wówczas bez konkretnego celu penetrując okolicę. Często przejeżdżam przez sąsiednie miejscowości, ale nigdy jak dotąd nie robiłem tam zdjęć bo przecież po co
Nowy Las..., Stary Las...
Przejazd przez Kępnicę i Niwnicę do Wyszkowa Śląskiego.
Uderzam na Nysę. Obrzeżami miasta docieram do dzielnicy Rochów. Po wojnie trzydziestoletniej na wskutek głodu wybuchła epidemia nieznanej choroby zakaźnej. W jej wyniku zmarło tak wielu ludzi, że na miejskich cmentarzach brakło miejsca na pochówki dlatego też powstał nowy cmentarz w tym miejscu. Kościół cmentarny pod wezwaniem św. Rocha i św. Sebastiana to wotum dziękczynne mieszkańców po ustaniu epidemii. Niestety obiekt jak i sam cmentarz są zaniedbane i zdewastowane.
Kawałek na wschód od dawnego cmentarza znajduje się byłe uzdrowisko Rochus-Bad. Obecnie klasztor SS. Maryi Niepokalanej. W lesie nieopodal zadbany cmentarz sióstr Elżbietanek.
Później jadę kawałek niedokończoną jeszcze obwodnicą Nysy i wracam do domu...
Wczesną wiosną kilka razy pogoda pozwoliła na krótkie przejażdżki po okolicy. W 90 % jazda po drogach polnych. Poszukuję ciekawych kadrów.
28.03.2017
Takie fajne, fotogeniczne miejsce znalazłem całkiem niedaleko domu. Wysoczyzna Nyska.
09.04.2017
Druga część kwietnia zaskoczyła obfitymi opadami śniegu.
19/20.04.2017
24.04.2017
Jeden z niewielu udanych dni pod względem dalekich obserwacji. Zachód słońca z Zajęczej Kępy niedaleko Prudnika. Odl. 137 km do Śnieżki
27.04.2017
Tak sobie pomyślałem, że wypadałoby choć raz w sezonie wyskoczyć na biegówki. Dosypało śniegu, więc przyczepiam narty na rower i jadę na Pradziada po pracy
07.05.2017
Trip na Borówkową i do Lądka Zdrój. W drodze powrotnej uderzamy jeszcze o Rychlebskie ścieżki by się trochę wyszaleć
01.07.2017
Elektrownia Dlouhe strane w ramach jazdy indywidualnej na czas.
08.07.2017
Tydzień później czasówka na Serak, a po tygodniu ponownie odwiedzam ten szczyt.
09.09.2017
Šerák jest bez wątpienia jednym z moich ulubionych szczytów. Nie dziwi, więc fakt iż często tam zaglądam. W drugi weekend września jedziemy tam z Kubą. By trochę urozmaicić trasę jedziemy wyłącznie drogami polnymi i leśnymi. Trafiały się i odcinki po pastwisku wśród wypasanego bydła.
W okolicy Zlatego chlumu robimy ciekawy singiel...
Z Jesenika trasą rowerową na Skały Olbrzyma(Obří skály). Spędzamy tam dość dużo czasu.
Ze skał trzeba kawałek wnieść rowery na szczyt po szlaku niebieskim. U góry lenistwo bo cel osiągnięty i pozostanie nam już tylko powrót do domu.
Niekiedy czau starcza tylko by wyskoczyć na najbliższe wzniesienie uwiecznić jakiś zachód słońca....
04.11.2017
Późnojesienny wypad rowerowy. Mimo iż to listopad to na drzewach utrzymują się jeszcze barwy jesieni. Jadę na Przednią Kopę zobaczyć postęp prac przy remoncie dawnego schroniska.
W okolicy Zlateho chlumu kręcę się wśród ciekawych formacji skalnych.
Następnie przez Jesenik w masyw Pradziada. Moim celem są kaskady Studeneho potoku.
11.11.2017
Tydzień później moim celem są Reszowskie wodospady. W górach wówczas spadł pierwszy śnieg.
12/14/18.11.2017
Resztki kolorowej jesieni...
03.12.2017
Pierwszy zimowy wypad na Pradziada. Pogoda bardzo brzydka. Spotykam mimo to aż kilkunastu znajomych !
25.12.2017
W pierwszy dzień świąt jest małe okienko pogodowe. Wykorzystujemy to na pierwszy w sezonie wypad na biegówki
I to by było na tyle w 2017....
Jeszcze tylko album do zdjęć. Jest tego bardzo dużo
https://photos.app.goo.gl/q1JJGFsq4mBCz5lc2
W 2017 roku było wiele wypadów, z których ukazały się relacje na blogu. Było też trochę takich, z których nie chciało mi się nic pisać lub nie były one warte by poświęcać im więcej uwagi. Dlatego w tym wpisie zbiorę wszystko razem do kupy i powstanie taki misz masz....
Najczęściej w roku bywam oczywiście na Biskupiej Kopie. Wszystko dlatego, że jest to moja ulubiona górka no i nie bez znaczenia jest fakt, że jest najbliżej ze wszystkich szczytów, więc nawet po pracy mogę sobie tam wyskoczyć
05.03.2017
17.04.2017
01.06.2017
Wypad na BK na zachód słońca i dalekie obserwacje. Widoczność Karkonoszy po zachodzie słońca to dość standardowy widok
07.06.2017
Powtórka z rozrywki...
22.08.2017
Również....
28.11/01.11/19.11/26.12. 2017
05.03.2017.
Gdy w górach zalega jeszcze śnieg to czasami wyskoczę na jakąś przejażdżkę po najbliższej okolicy. A jeszcze gdy aura dopisuje to jest całkiem git
Jeżdżę wówczas bez konkretnego celu penetrując okolicę. Często przejeżdżam przez sąsiednie miejscowości, ale nigdy jak dotąd nie robiłem tam zdjęć bo przecież po co
Nowy Las..., Stary Las...
Przejazd przez Kępnicę i Niwnicę do Wyszkowa Śląskiego.
Uderzam na Nysę. Obrzeżami miasta docieram do dzielnicy Rochów. Po wojnie trzydziestoletniej na wskutek głodu wybuchła epidemia nieznanej choroby zakaźnej. W jej wyniku zmarło tak wielu ludzi, że na miejskich cmentarzach brakło miejsca na pochówki dlatego też powstał nowy cmentarz w tym miejscu. Kościół cmentarny pod wezwaniem św. Rocha i św. Sebastiana to wotum dziękczynne mieszkańców po ustaniu epidemii. Niestety obiekt jak i sam cmentarz są zaniedbane i zdewastowane.
Kawałek na wschód od dawnego cmentarza znajduje się byłe uzdrowisko Rochus-Bad. Obecnie klasztor SS. Maryi Niepokalanej. W lesie nieopodal zadbany cmentarz sióstr Elżbietanek.
Później jadę kawałek niedokończoną jeszcze obwodnicą Nysy i wracam do domu...
Wczesną wiosną kilka razy pogoda pozwoliła na krótkie przejażdżki po okolicy. W 90 % jazda po drogach polnych. Poszukuję ciekawych kadrów.
28.03.2017
Takie fajne, fotogeniczne miejsce znalazłem całkiem niedaleko domu. Wysoczyzna Nyska.
09.04.2017
Druga część kwietnia zaskoczyła obfitymi opadami śniegu.
19/20.04.2017
24.04.2017
Jeden z niewielu udanych dni pod względem dalekich obserwacji. Zachód słońca z Zajęczej Kępy niedaleko Prudnika. Odl. 137 km do Śnieżki
27.04.2017
Tak sobie pomyślałem, że wypadałoby choć raz w sezonie wyskoczyć na biegówki. Dosypało śniegu, więc przyczepiam narty na rower i jadę na Pradziada po pracy
07.05.2017
Trip na Borówkową i do Lądka Zdrój. W drodze powrotnej uderzamy jeszcze o Rychlebskie ścieżki by się trochę wyszaleć
01.07.2017
Elektrownia Dlouhe strane w ramach jazdy indywidualnej na czas.
08.07.2017
Tydzień później czasówka na Serak, a po tygodniu ponownie odwiedzam ten szczyt.
09.09.2017
Šerák jest bez wątpienia jednym z moich ulubionych szczytów. Nie dziwi, więc fakt iż często tam zaglądam. W drugi weekend września jedziemy tam z Kubą. By trochę urozmaicić trasę jedziemy wyłącznie drogami polnymi i leśnymi. Trafiały się i odcinki po pastwisku wśród wypasanego bydła.
W okolicy Zlatego chlumu robimy ciekawy singiel...
Z Jesenika trasą rowerową na Skały Olbrzyma(Obří skály). Spędzamy tam dość dużo czasu.
Ze skał trzeba kawałek wnieść rowery na szczyt po szlaku niebieskim. U góry lenistwo bo cel osiągnięty i pozostanie nam już tylko powrót do domu.
Niekiedy czau starcza tylko by wyskoczyć na najbliższe wzniesienie uwiecznić jakiś zachód słońca....
04.11.2017
Późnojesienny wypad rowerowy. Mimo iż to listopad to na drzewach utrzymują się jeszcze barwy jesieni. Jadę na Przednią Kopę zobaczyć postęp prac przy remoncie dawnego schroniska.
W okolicy Zlateho chlumu kręcę się wśród ciekawych formacji skalnych.
Następnie przez Jesenik w masyw Pradziada. Moim celem są kaskady Studeneho potoku.
11.11.2017
Tydzień później moim celem są Reszowskie wodospady. W górach wówczas spadł pierwszy śnieg.
12/14/18.11.2017
Resztki kolorowej jesieni...
03.12.2017
Pierwszy zimowy wypad na Pradziada. Pogoda bardzo brzydka. Spotykam mimo to aż kilkunastu znajomych !
25.12.2017
W pierwszy dzień świąt jest małe okienko pogodowe. Wykorzystujemy to na pierwszy w sezonie wypad na biegówki
I to by było na tyle w 2017....
Jeszcze tylko album do zdjęć. Jest tego bardzo dużo
https://photos.app.goo.gl/q1JJGFsq4mBCz5lc2
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Praděd, Červená hora - 14.01.2018
Ostatnimi czasy bardzo trudno jest trafić na fajną pogodę w weekend czyli wówczas gdy mam wolne i mogę wyskoczyć gdzieś w góry. Tym razem aura miła wyjątkowo dopisać tak twierdzili synoptycy.... . Zaplanowałem sobie pieszy wypad na Šerák jednak Kuba wymyślił, że jedziemy rowerami na wschód słońca na Pradziada....
Na podjeździe bardzo dał się we znaki bagaż. Mozolnie zdobywamy kolejne metry podjazdu. Na Ovčárni wypogadza się i momentalnie bardzo spada temperatura powietrza. Robimy pierwsze zdjęcia.
Niestety wbrew temu co mówiły prognozy nadciągają skądś chmury i przesłaniają najwyższy szczyt Jesioników
Śniegu sporo, ale mrozik fajnie ściął wierzchnią warstwę i jedzie się prawię jak po betonie, nierównym betonie....
Do wschodu mamy jeszcze trochę czasu. Mnie jednak zawsze bardziej interesowało to co dzieje się przed wschodem. Sam spektakl wschodzącego słońca jest dla mnie mniej interesujący. Niestety przez szczyt przewalają się ciągle chmury i w zasadzie niemal do wschodu słońca siedzimy w głównym holu wieży. Czasami wychodzę skontrować warunki...
Wschodu słońca nie uświadczyliśmy. Dobrze chociaż, że jest dron dzięki któremu mam większe możliwości i są nowe ciekawe ujęcia. Okazuje się również iż owe chmury są tylko tu gdzie my stoimy. Wszędzie wkoło jest zupełnie czysto
Nakręciłem też kilka filmików, choć szczerze powiem, że drona sobie sprawiłem dla fotografii z innej perspektywy, a nie dla filmowania
Po dłuższym czasie gdy słońce jest już wyżej nad horyzontem rozwiewa na moment chmury. To już nie to światło, ale wyskakuję zrobić kilka zdjęć.
Później siedzimy kilka godzin w restauracji. Obsługa się zmieniła i obecnie jest o wiele przyjemniej jak wcześniej. Obmyślamy dalszy plan na ten dzień. Postanawiamy się przemieścić i zrobić jakąś krótką pieszą wycieczkę na zachód słońca.
Szczyt na dobre utonął już w chmurach. Niżej jest jednak słonecznie. Na szczyt ciągną tłumy. Zjeżdżamy do Karlovej Studanki.
Przemieszczamy się na przełęcz Červenohorské sedlo. Parking darmowy i o tej godzinie zaczyna już powoli pustoszeć. Niestety dobra pogoda jest już wspomnieniem. Chata ČHS już po generalnym remoncie i teraz jest tam bardzo sympatycznie. Po obiedzie idziemy na Červená hore. W pogodzie bez zmian...
Od skrzyżowania szlaków "Bilý sloup" odbijamy na szczyt. Ktoś wcześniej tędy szedł, ale im dalej tym jest gorzej ze szlakiem. W zasadzie to bardzo ze szlaku zboczyliśmy. W tym miejscu jest tak dużo śniegu, że oznaczeń szlaku na drzewach nie widać, a z tego co pamiętam to kosodrzewina jest wyższa od człowieka, a nawet nie wystaje spod śniegu
Po trudach zdobywamy szczyt. Idziemy do "Kamiennego okna" znajdującego się niedaleko od wierzchołka.
Myśląc już, że na zachód słońca nie ma szans nagle jakby zaczynało się przejaśniać ! Kuba leci na wzniesienie dla lepszego widoku.
Co prawda samego zachodu słońca nie było widać bo ciągle znajdowaliśmy się w chmurze, ale i tak byliśmy bardzo zadowoleni z takiego obrotu sprawy Szukając lepszych kadrów przedzieram się wśród kosodrzewiny, która jest tu gdzieś pod śniegiem. Dwa razy wpadłem powyżej pasa, ale osiągnąłem co chciałem.
Po zachodzie słońca napływa więcej chmur. Schodzimy do źródełka Vřesová studánka.
Niżej ponownie się wypogadza i to tak konkretnie, ale nie dysponujemy już czasem i schodzimy szybko na CHS.
Co prawda dzień był taki trochę na zwolnionych obrotach i człowiek nie za bardzo się zmęczył, ale należy go zaliczyć do bardzo udanych !
I na koniec jeszcze albumik ze zdjęciami
https://photos.app.goo.gl/B7XYSAFhByNAmjsH2
Ostatnimi czasy bardzo trudno jest trafić na fajną pogodę w weekend czyli wówczas gdy mam wolne i mogę wyskoczyć gdzieś w góry. Tym razem aura miła wyjątkowo dopisać tak twierdzili synoptycy.... . Zaplanowałem sobie pieszy wypad na Šerák jednak Kuba wymyślił, że jedziemy rowerami na wschód słońca na Pradziada....
Na podjeździe bardzo dał się we znaki bagaż. Mozolnie zdobywamy kolejne metry podjazdu. Na Ovčárni wypogadza się i momentalnie bardzo spada temperatura powietrza. Robimy pierwsze zdjęcia.
Niestety wbrew temu co mówiły prognozy nadciągają skądś chmury i przesłaniają najwyższy szczyt Jesioników
Śniegu sporo, ale mrozik fajnie ściął wierzchnią warstwę i jedzie się prawię jak po betonie, nierównym betonie....
Do wschodu mamy jeszcze trochę czasu. Mnie jednak zawsze bardziej interesowało to co dzieje się przed wschodem. Sam spektakl wschodzącego słońca jest dla mnie mniej interesujący. Niestety przez szczyt przewalają się ciągle chmury i w zasadzie niemal do wschodu słońca siedzimy w głównym holu wieży. Czasami wychodzę skontrować warunki...
Wschodu słońca nie uświadczyliśmy. Dobrze chociaż, że jest dron dzięki któremu mam większe możliwości i są nowe ciekawe ujęcia. Okazuje się również iż owe chmury są tylko tu gdzie my stoimy. Wszędzie wkoło jest zupełnie czysto
Nakręciłem też kilka filmików, choć szczerze powiem, że drona sobie sprawiłem dla fotografii z innej perspektywy, a nie dla filmowania
Po dłuższym czasie gdy słońce jest już wyżej nad horyzontem rozwiewa na moment chmury. To już nie to światło, ale wyskakuję zrobić kilka zdjęć.
Później siedzimy kilka godzin w restauracji. Obsługa się zmieniła i obecnie jest o wiele przyjemniej jak wcześniej. Obmyślamy dalszy plan na ten dzień. Postanawiamy się przemieścić i zrobić jakąś krótką pieszą wycieczkę na zachód słońca.
Szczyt na dobre utonął już w chmurach. Niżej jest jednak słonecznie. Na szczyt ciągną tłumy. Zjeżdżamy do Karlovej Studanki.
Przemieszczamy się na przełęcz Červenohorské sedlo. Parking darmowy i o tej godzinie zaczyna już powoli pustoszeć. Niestety dobra pogoda jest już wspomnieniem. Chata ČHS już po generalnym remoncie i teraz jest tam bardzo sympatycznie. Po obiedzie idziemy na Červená hore. W pogodzie bez zmian...
Od skrzyżowania szlaków "Bilý sloup" odbijamy na szczyt. Ktoś wcześniej tędy szedł, ale im dalej tym jest gorzej ze szlakiem. W zasadzie to bardzo ze szlaku zboczyliśmy. W tym miejscu jest tak dużo śniegu, że oznaczeń szlaku na drzewach nie widać, a z tego co pamiętam to kosodrzewina jest wyższa od człowieka, a nawet nie wystaje spod śniegu
Po trudach zdobywamy szczyt. Idziemy do "Kamiennego okna" znajdującego się niedaleko od wierzchołka.
Myśląc już, że na zachód słońca nie ma szans nagle jakby zaczynało się przejaśniać ! Kuba leci na wzniesienie dla lepszego widoku.
Co prawda samego zachodu słońca nie było widać bo ciągle znajdowaliśmy się w chmurze, ale i tak byliśmy bardzo zadowoleni z takiego obrotu sprawy Szukając lepszych kadrów przedzieram się wśród kosodrzewiny, która jest tu gdzieś pod śniegiem. Dwa razy wpadłem powyżej pasa, ale osiągnąłem co chciałem.
Po zachodzie słońca napływa więcej chmur. Schodzimy do źródełka Vřesová studánka.
Niżej ponownie się wypogadza i to tak konkretnie, ale nie dysponujemy już czasem i schodzimy szybko na CHS.
Co prawda dzień był taki trochę na zwolnionych obrotach i człowiek nie za bardzo się zmęczył, ale należy go zaliczyć do bardzo udanych !
I na koniec jeszcze albumik ze zdjęciami
https://photos.app.goo.gl/B7XYSAFhByNAmjsH2
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Cypel osobłoski - 11.03.2018
Zbliża się połowa marca, a jak na razie nie byłem w stanie przejechać rowerem dystansu 100 kilometrów. Nie to, że nie dałbym rady..., po prostu zawsze było coś innego w planach, a to jakiś wypad w góry na wschód słońca, a to jakaś impreza turystyczna itp. Gdy miałem jakiś niezaplanowany weekendy to z kolei pogoda nie za bardzo chciała współpracować
Postanawiam, więc dla rozkręcenia się wyskoczyć na "cypel osobłoski". Ze dwa lata mnie tam nie było. Co prawda zjeżdżoną mam tam niemal każdą ścieżkę, ale odkąd jest dron to pojawiły się też nowe możliwości/perspektywy. Dlatego też uznałem, że warto wracać w miejsca sobie już znane
Cypel osobłoski leży na pograniczu Gór Opawskich i Płaskowyżu Głubczyckiego. Największą miejscowością jest Osobłoga do 1945 roku posiadająca prawa miejskie, jest jedną z licznych enklaw morawskich leżących na terenie dawnego Śląska Austriackiego. Czesi nazywają potocznie te tereny „osoblahsky výběžek”....
Ale, zaraz ! Ja tak naprawdę tego dnia miałem jechać zupełnie gdzie indziej ! Miałem... Nawet wyruszyłem w kierunku północnym jednak po chwili byłem już cały mokry. A miało tego dnia nie padać ! Widząc iż na południu jest znacznie lepiej po prostu zawróciłem
Po przekroczeniu granicy jakieś małe zakupy
Odbijam na Dívčí Hrad. Po drodze zatrzymuje się przy dwóch pomnikach upamiętniających ofiary Wielkiej Wojny. Wcześniej jakoś o tym nie pomyślałem.
Miejscowość znana głównie z tamtejszego pałacu, którego niestety nie można zwiedzać. I właśnie tu przychodzi z pomocą dron. Co prawda jakoś bardzo blisko nie podlatywałem, ale nawet z dość dużej odległości ciekawie wygląda ta renesansowa budowla.
Przemieszczam się do Bohušova. W końcu wychodzi zza chmur zapowiadane w prognozach pogody słońce. Od razu robi się przyjemniej.
Mam w planach dostać się do ruin wczesnogotyckiego zamku Fulštejn usytuowanych na niewysokim wzniesieniu na skraju wsi. Jadę tam tak jak zwykle wzdłuż kompleksu domków kempingowych. Jakie było moje zdziwienie gdy zobaczyłem, że nie ma już w tym miejscu mostku przerzuconego nad Osobłogą ! Okazało się, że teraz trzeba się tam dostać z centrum wsi. Przy okazji staję na moment przy kolejnym pomniku. Do ruin wspinam się stromą i błotnistą ścieżką. Rowerem szosowym nie za bardzo się da podjechać
http://1.bp.blogspot.com/-Uk0uUbRa4Ek/W ... C_3766.JPG
Przy ruinach kaplicy fajny wychodek, a wszędzie pod nogami przebiśniegi.
Tu również wysyłam drona w górę. O tej porze roku gdy drzewa jeszcze się nie zazieleniły będzie wszystko ładnie widać.
Kolejna pauza to Slezské Rudoltice i kolejny już dziś pałac. Ten pierwotnie renesansowy pałac został przebudowany w stylu barokowym w drugiej połowie XVII wieku.
Z góry ciekawie wygląda, ale pewnie ładniej wszystko będzie wyglądać gdy już zazielenią się przypałacowe ogrody
Teraz miałem jechać już w kierunku domu, ale ze Slezskich Rudoltic wiedzie zupełnie nowa droga w kierunku granicy z polską. Jadę więc...
Przez miejscowości Równe i Dobieszów jadę w kierunku Lenarcic. Stan nawierzchni pominę milczeniem...
Przez Opawicę docieram do Lenarcic gdzie znajduje się kolejny pałac, ale to już w części wsi znajdującej się po drugiej stronie rzeki Opawica czyli po czeskiej stronie w Linhartovy. Wczesnobarokowy pałac również ciekawie wygląda z lotu ptaka(a właściwie drona )
No dobra, ale kilometrów mam wciąż mało. Do zakładanych 100 km jeszcze sporo brakuje. Wymyślam, że do domu jadę jednak wzdłuż rzeki Opawicy do Heřmanovic i dalej przez Zlate Hory. W ten sposób udaje się nabić na liczniku zakładany dystans
A więcej zdjęć tradycyjnie w galerii pod podanym adresem:
https://photos.app.goo.gl/B9UmtAFcTLXsiuc43
Zbliża się połowa marca, a jak na razie nie byłem w stanie przejechać rowerem dystansu 100 kilometrów. Nie to, że nie dałbym rady..., po prostu zawsze było coś innego w planach, a to jakiś wypad w góry na wschód słońca, a to jakaś impreza turystyczna itp. Gdy miałem jakiś niezaplanowany weekendy to z kolei pogoda nie za bardzo chciała współpracować
Postanawiam, więc dla rozkręcenia się wyskoczyć na "cypel osobłoski". Ze dwa lata mnie tam nie było. Co prawda zjeżdżoną mam tam niemal każdą ścieżkę, ale odkąd jest dron to pojawiły się też nowe możliwości/perspektywy. Dlatego też uznałem, że warto wracać w miejsca sobie już znane
Cypel osobłoski leży na pograniczu Gór Opawskich i Płaskowyżu Głubczyckiego. Największą miejscowością jest Osobłoga do 1945 roku posiadająca prawa miejskie, jest jedną z licznych enklaw morawskich leżących na terenie dawnego Śląska Austriackiego. Czesi nazywają potocznie te tereny „osoblahsky výběžek”....
Ale, zaraz ! Ja tak naprawdę tego dnia miałem jechać zupełnie gdzie indziej ! Miałem... Nawet wyruszyłem w kierunku północnym jednak po chwili byłem już cały mokry. A miało tego dnia nie padać ! Widząc iż na południu jest znacznie lepiej po prostu zawróciłem
Po przekroczeniu granicy jakieś małe zakupy
Odbijam na Dívčí Hrad. Po drodze zatrzymuje się przy dwóch pomnikach upamiętniających ofiary Wielkiej Wojny. Wcześniej jakoś o tym nie pomyślałem.
Miejscowość znana głównie z tamtejszego pałacu, którego niestety nie można zwiedzać. I właśnie tu przychodzi z pomocą dron. Co prawda jakoś bardzo blisko nie podlatywałem, ale nawet z dość dużej odległości ciekawie wygląda ta renesansowa budowla.
Przemieszczam się do Bohušova. W końcu wychodzi zza chmur zapowiadane w prognozach pogody słońce. Od razu robi się przyjemniej.
Mam w planach dostać się do ruin wczesnogotyckiego zamku Fulštejn usytuowanych na niewysokim wzniesieniu na skraju wsi. Jadę tam tak jak zwykle wzdłuż kompleksu domków kempingowych. Jakie było moje zdziwienie gdy zobaczyłem, że nie ma już w tym miejscu mostku przerzuconego nad Osobłogą ! Okazało się, że teraz trzeba się tam dostać z centrum wsi. Przy okazji staję na moment przy kolejnym pomniku. Do ruin wspinam się stromą i błotnistą ścieżką. Rowerem szosowym nie za bardzo się da podjechać
http://1.bp.blogspot.com/-Uk0uUbRa4Ek/W ... C_3766.JPG
Przy ruinach kaplicy fajny wychodek, a wszędzie pod nogami przebiśniegi.
Tu również wysyłam drona w górę. O tej porze roku gdy drzewa jeszcze się nie zazieleniły będzie wszystko ładnie widać.
Kolejna pauza to Slezské Rudoltice i kolejny już dziś pałac. Ten pierwotnie renesansowy pałac został przebudowany w stylu barokowym w drugiej połowie XVII wieku.
Z góry ciekawie wygląda, ale pewnie ładniej wszystko będzie wyglądać gdy już zazielenią się przypałacowe ogrody
Teraz miałem jechać już w kierunku domu, ale ze Slezskich Rudoltic wiedzie zupełnie nowa droga w kierunku granicy z polską. Jadę więc...
Przez miejscowości Równe i Dobieszów jadę w kierunku Lenarcic. Stan nawierzchni pominę milczeniem...
Przez Opawicę docieram do Lenarcic gdzie znajduje się kolejny pałac, ale to już w części wsi znajdującej się po drugiej stronie rzeki Opawica czyli po czeskiej stronie w Linhartovy. Wczesnobarokowy pałac również ciekawie wygląda z lotu ptaka(a właściwie drona )
No dobra, ale kilometrów mam wciąż mało. Do zakładanych 100 km jeszcze sporo brakuje. Wymyślam, że do domu jadę jednak wzdłuż rzeki Opawicy do Heřmanovic i dalej przez Zlate Hory. W ten sposób udaje się nabić na liczniku zakładany dystans
A więcej zdjęć tradycyjnie w galerii pod podanym adresem:
https://photos.app.goo.gl/B9UmtAFcTLXsiuc43
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Wiosennie na Górę Świętej Anny - 25.03.2018
Powoli zaczynam się rozkręcać w tym sezonie. Z weekendu na weekend robię coraz dłuższe dystanse rowerowe. Chociaż i tak mam bardzo duże opóźnienie pod tym względem, podobnie jak tytułowa wiosna W góry jeszcze nie za bardzo bo tam ogrom śniegu i to takiego mokrego i grząskiego, a w takich warunkach nieprzyjemnie się jeździ. Dlatego o tej porze roku robię sobie kilka dłuższych wypadów po terenach bardziej "płaskich". Pomysłu na niedzielę nie miałem, ale dostaję cynk, że na Górę Świętej Anny tego dnia zjawi się kilku znajomych z OKRu, dla niewtajemniczonych jest to Opolski Klub Rowerowy
Początkowo myślałem by wyjechać skoro świt, ale jak to u mnie ostatnio z tym bywa tylko tak sobie myślałem Ruszam o ósmej. Jadę na cienkim kole główną drogą. W Dębinie zjeżdżam na Moszną. Droga nieczynna ze względu na remont...
Pierwszą pauzę robię w Mosznej pod tamtejszym pałacem. Pogoda całkiem ładna, ale zerwał się jakiś nieprzyjemnie mocny i zimny wiatr. Igor tym razem nie będzie latać
Kilka kilometrów dalej zatrzymuję się na przerwę śniadaniową. Przy okazji oglądam ostatnie zawody indywidualne w skokach narciarskich rozgrywane w słoweńskiej Planicy.
Zawsze tylko przejeżdżałem przez Strzeleczki główną drogą. Tym razem kręcę się trochę w okolicy szeroko pojętego centrum.
Ze Strzeleczek jadę w kierunku Pisarzowic. Właścicielami miejscowości od 1646 roku byli Oppersdorffowie. W Połowie XVII wieku postawiono tu późnorenesansowy pałac. Przebudowany w późniejszym okresie w stylu barokowym. Budynek ten z założenia pełnił rolę rezydencji dla wdów po zmarłych członkach rodziny Oppersdorffów.
Jednak w te okolice przyciągnęło mnie co innego. Kiedyś przeglądając mapy zaintrygowało mnie pewne miejsce zwane przez miejscowych "Amerikun". Hrabia Edward von Oppersdorff przebywając w USA, tak się zafascynował tamtejszymi nowoczesnymi młynami oraz piekarniami, że postanowił wybudować podobne obiekty na swojej ziemi. Niedaleko koryta rzeki Osobłoga wzniósł więc hrabia młyn po części napędzany wodą, a po części maszynami parowymi, spichlerz oraz budynek mieszkalny wraz z piekarnią. Miejscowa ludność kompleks ten nazywała Amerykanem (w dialekcie śląskim – Amerikun).
Do tego kompleksu dość łatwo jest trafić ponieważ tuż obok przebiega znakowana trasa rowerowa.
Kompleks budynków przemysłowych został wzniesiony w stylu wczesnego renesansu florenckiego. Dziś są to już tylko ruiny, ale za to jakie...
Rodzina von Oppersdorff była właścicielem Amerykana do 1930r. kiedy to postanowiła go sprzedać rodzinie Janocha. Okres II wojny Światowej to miejsce przetrwało bez zniszczeń jednak swoje zrobiły czasy powojenne. Najpierw armia korzystała z tego miejsca jako magazyn na broń. W latach 60-tych władze urządziły tu punkt poboru podatków w naturze. Później były magazyny na skóry i obuwie aż w końcu wszystko zostało opuszczone i nie mając gospodarza popadło w ruinę.
Tutaj odważyłem się wypuścić "Igora" mimo masakrycznie silnego wiatru. Z góry ruiny te robią niesamowite wrażenie.
W bezpośrednim sąsiedztwie był kiedyś drewniany most przerzucony nad Osobłogą. Ten się jednak rozleciał, a w późniejszym czasie wybudowano nowy, betonowy kilkaset metrów dalej na północ.
Okoliczne lasy na wiosnę zamieniają się w białe dywany przebiśniegów.
Ok, ale czas leci, a ja mam jeszcze kawałek na GŚA. Ruszam przez Komorniki i Dobrą gdzie już dalej główną drogą na Krapkowice i Gogolin.
Na "Ance" jestem kilka minut po czasie, ale to nic złego. Ekipa OKRu w najlepsze okupuje stolik w knajpie w "centrum". Dosiadam się. Na rozmowach sporo czasu zleciało. Później jeszcze na moment podjeżdżamy w okrojonym już składzie pod Pomnik Czynu Powstańczego.
Do Zdzieszowic zjazd terenem. Na kolarzówce nawet dało radę;) W mieście pauza na pizzę.
Zbliża się zachód słońca. Do domu mam sporo kilometrów. Jadę przez Kędzierzyn-Koźle gdzie zatrzymuję się jeszcze na chwilę przy forcie Fryderyka Wilhelma. Jest to nigdy niedokończony fort Twierdzy Koźle. Przekształcony w fabrykę słodu tzw. "malcownię".
W ostatnich promieniach słońca przekraczam Odrę i czeka mnie teraz przeszło dwie godziny jazdy do domu. Na szczęście wiatr już trochę osłabł. Ogólnie udało się całkiem fajnie spędzić dzień. Na koniec licznik pokazał 170 kilometrów przejechanych.
Standardowo więcej zdjęć pod adresem: https://photos.app.goo.gl/x2fGvHGyXjViu8YQ2
Powoli zaczynam się rozkręcać w tym sezonie. Z weekendu na weekend robię coraz dłuższe dystanse rowerowe. Chociaż i tak mam bardzo duże opóźnienie pod tym względem, podobnie jak tytułowa wiosna W góry jeszcze nie za bardzo bo tam ogrom śniegu i to takiego mokrego i grząskiego, a w takich warunkach nieprzyjemnie się jeździ. Dlatego o tej porze roku robię sobie kilka dłuższych wypadów po terenach bardziej "płaskich". Pomysłu na niedzielę nie miałem, ale dostaję cynk, że na Górę Świętej Anny tego dnia zjawi się kilku znajomych z OKRu, dla niewtajemniczonych jest to Opolski Klub Rowerowy
Początkowo myślałem by wyjechać skoro świt, ale jak to u mnie ostatnio z tym bywa tylko tak sobie myślałem Ruszam o ósmej. Jadę na cienkim kole główną drogą. W Dębinie zjeżdżam na Moszną. Droga nieczynna ze względu na remont...
Pierwszą pauzę robię w Mosznej pod tamtejszym pałacem. Pogoda całkiem ładna, ale zerwał się jakiś nieprzyjemnie mocny i zimny wiatr. Igor tym razem nie będzie latać
Kilka kilometrów dalej zatrzymuję się na przerwę śniadaniową. Przy okazji oglądam ostatnie zawody indywidualne w skokach narciarskich rozgrywane w słoweńskiej Planicy.
Zawsze tylko przejeżdżałem przez Strzeleczki główną drogą. Tym razem kręcę się trochę w okolicy szeroko pojętego centrum.
Ze Strzeleczek jadę w kierunku Pisarzowic. Właścicielami miejscowości od 1646 roku byli Oppersdorffowie. W Połowie XVII wieku postawiono tu późnorenesansowy pałac. Przebudowany w późniejszym okresie w stylu barokowym. Budynek ten z założenia pełnił rolę rezydencji dla wdów po zmarłych członkach rodziny Oppersdorffów.
Jednak w te okolice przyciągnęło mnie co innego. Kiedyś przeglądając mapy zaintrygowało mnie pewne miejsce zwane przez miejscowych "Amerikun". Hrabia Edward von Oppersdorff przebywając w USA, tak się zafascynował tamtejszymi nowoczesnymi młynami oraz piekarniami, że postanowił wybudować podobne obiekty na swojej ziemi. Niedaleko koryta rzeki Osobłoga wzniósł więc hrabia młyn po części napędzany wodą, a po części maszynami parowymi, spichlerz oraz budynek mieszkalny wraz z piekarnią. Miejscowa ludność kompleks ten nazywała Amerykanem (w dialekcie śląskim – Amerikun).
Do tego kompleksu dość łatwo jest trafić ponieważ tuż obok przebiega znakowana trasa rowerowa.
Kompleks budynków przemysłowych został wzniesiony w stylu wczesnego renesansu florenckiego. Dziś są to już tylko ruiny, ale za to jakie...
Rodzina von Oppersdorff była właścicielem Amerykana do 1930r. kiedy to postanowiła go sprzedać rodzinie Janocha. Okres II wojny Światowej to miejsce przetrwało bez zniszczeń jednak swoje zrobiły czasy powojenne. Najpierw armia korzystała z tego miejsca jako magazyn na broń. W latach 60-tych władze urządziły tu punkt poboru podatków w naturze. Później były magazyny na skóry i obuwie aż w końcu wszystko zostało opuszczone i nie mając gospodarza popadło w ruinę.
Tutaj odważyłem się wypuścić "Igora" mimo masakrycznie silnego wiatru. Z góry ruiny te robią niesamowite wrażenie.
W bezpośrednim sąsiedztwie był kiedyś drewniany most przerzucony nad Osobłogą. Ten się jednak rozleciał, a w późniejszym czasie wybudowano nowy, betonowy kilkaset metrów dalej na północ.
Okoliczne lasy na wiosnę zamieniają się w białe dywany przebiśniegów.
Ok, ale czas leci, a ja mam jeszcze kawałek na GŚA. Ruszam przez Komorniki i Dobrą gdzie już dalej główną drogą na Krapkowice i Gogolin.
Na "Ance" jestem kilka minut po czasie, ale to nic złego. Ekipa OKRu w najlepsze okupuje stolik w knajpie w "centrum". Dosiadam się. Na rozmowach sporo czasu zleciało. Później jeszcze na moment podjeżdżamy w okrojonym już składzie pod Pomnik Czynu Powstańczego.
Do Zdzieszowic zjazd terenem. Na kolarzówce nawet dało radę;) W mieście pauza na pizzę.
Zbliża się zachód słońca. Do domu mam sporo kilometrów. Jadę przez Kędzierzyn-Koźle gdzie zatrzymuję się jeszcze na chwilę przy forcie Fryderyka Wilhelma. Jest to nigdy niedokończony fort Twierdzy Koźle. Przekształcony w fabrykę słodu tzw. "malcownię".
W ostatnich promieniach słońca przekraczam Odrę i czeka mnie teraz przeszło dwie godziny jazdy do domu. Na szczęście wiatr już trochę osłabł. Ogólnie udało się całkiem fajnie spędzić dzień. Na koniec licznik pokazał 170 kilometrów przejechanych.
Standardowo więcej zdjęć pod adresem: https://photos.app.goo.gl/x2fGvHGyXjViu8YQ2
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
02.04.2018 - Žulovská pahorkatina
Tym razem postanawiam zrobić sobie wypad rowerowy niemal w stu procentach w terenie. Wiem, że jakoś bardzo dużego dystansu to raczej nie dam rady zrobić. Pogoda bardzo ładna, ale ten wiatr !
Jakimiś niesprecyzowanymi ścieżkami docieram do miejscowości Písečná nad zalew wodny po starej piaskowni. Odpoczywam na swoim ulubionym w tym miejscu punkcie widokowym. Widoki są stąd naprawdę ładne. W górach w nocy spadł świeży śnieg...
Teraz kieruję się na Supikovice. Odbijam w las trasą rowerową tak by wiatr nie był tak odczuwalny. Po kilku kilometrach natrafiam na single rowerowe kompleksu "rychlebskich ścieżek". Konkretnie na singiel o nazwie "SuperFlow". Od teraz będę się poruszać po tych ścieżkach niemal przez kolejne 40 kilometrów. Zjeżdżam do "centrum" miejscowości Černá Voda. Po drodze kilka miejsc z utrudnieniami ze względu na prowadzone właśnie prace związane z wycinką lasu.
Wybieram singiel wiodący wzdłuż Černého Potoka do Vidnavy. Trasa łatwa, ale bardzo fajna no i jeszcze niedane mi było nią przejechać
Do samej Vidnavy nie wjeżdżam. Odbijam na moment nad stary zalany kamieniołom w
Štachlovicach.
W niedużej odległości znajduje się zabytek techniki - 400 metrowy tunel kolejki wąskotorowej wiodący do wyrobiska skąd wydobywano w przeszłości kaolin. Kaolin był transportowany do nieodległej fabryki szamotu w latach 1921-1955. Wlot tunelu został kilka lat temu odremontowany.
Wzdłuż rzeki Vidnavka jadę do miejscowości Velká Kraš. Stamtąd zaczyna się kolejny łatwy odcinek "Rychlebskich ścieżek". Trasa wiedzie głównie lasami w kierunku powrotnym do Černej Vody. Po drodze mijam kilka fajnych miejsc do odpoczynku, kilka skałek oraz kilka kapliczek fajnie odrestaurowanych. Na tej trasie dość dużym utrudnieniem są duże ilości powalonych przez wiatr drzew.
Tak trochę przy okazji postanawiam zaliczyć jedną z atrakcji turystycznych w tej okolicy - Smolný vrch. Tuż pod szczytem znajduje się ciekawy wytwór skalny zwany "Misami Venus"(Venušiny misky). Osobiście znam znacznie ciekawsze obiekty tego typu w okolicy samej Žulovej, ale tamte nie są zaznaczone na żadnej mapie ani nie prowadzi do nich żadna ścieżka
A jak już wspomniałem o samej Žulovej to teraz właśnie w tamtym kierunku decyduję się udać. Jadę wzdłuż kilku dużych stawów zlokalizowanych w lesie na północ od Černej Vody. Wymęczyłem stromy podjazd na najwyższy szczyt Žulovskiej pahorkatiny - Boží hora (527 m). Ostatnio szczyt został ogołocony z drzew i stojący na szczycie neogotycki kościółek jest widoczny z bardzo daleka.
W 1905 roku na wierzchołku wybudowano również chatę Jerzego, z której to do dziś pozostały jedynie fundamenty. Widoki ze szczytu są teraz całkiem ładne.
Zjeżdżam do Žulovej i jadę dalej do Vapennej. Odwiedzam pomnik poświęcony ofiarom obu wojen światowych znajdujący się przy drodze.
Leśnymi drogami docieram do części zdrojowej Jesenika. I dalej lasami do Písečnej. Końcówka to szybki przejazd główną drogą. Standardem było, że niemal cały dzień jechałem pod wiatr. Miałem nadzieję, że jak będę wracać to będzie on w plecy, ale jak na zlość późńym popołudniem zupełnie ustał
Dystans dnia to trochę ponad 100 km. No i na koniec tradycyjnie link do albumu ze zdjęciami:
https://photos.app.goo.gl/qyKfXaw9BNb6DPGG3
Tym razem postanawiam zrobić sobie wypad rowerowy niemal w stu procentach w terenie. Wiem, że jakoś bardzo dużego dystansu to raczej nie dam rady zrobić. Pogoda bardzo ładna, ale ten wiatr !
Jakimiś niesprecyzowanymi ścieżkami docieram do miejscowości Písečná nad zalew wodny po starej piaskowni. Odpoczywam na swoim ulubionym w tym miejscu punkcie widokowym. Widoki są stąd naprawdę ładne. W górach w nocy spadł świeży śnieg...
Teraz kieruję się na Supikovice. Odbijam w las trasą rowerową tak by wiatr nie był tak odczuwalny. Po kilku kilometrach natrafiam na single rowerowe kompleksu "rychlebskich ścieżek". Konkretnie na singiel o nazwie "SuperFlow". Od teraz będę się poruszać po tych ścieżkach niemal przez kolejne 40 kilometrów. Zjeżdżam do "centrum" miejscowości Černá Voda. Po drodze kilka miejsc z utrudnieniami ze względu na prowadzone właśnie prace związane z wycinką lasu.
Wybieram singiel wiodący wzdłuż Černého Potoka do Vidnavy. Trasa łatwa, ale bardzo fajna no i jeszcze niedane mi było nią przejechać
Do samej Vidnavy nie wjeżdżam. Odbijam na moment nad stary zalany kamieniołom w
Štachlovicach.
W niedużej odległości znajduje się zabytek techniki - 400 metrowy tunel kolejki wąskotorowej wiodący do wyrobiska skąd wydobywano w przeszłości kaolin. Kaolin był transportowany do nieodległej fabryki szamotu w latach 1921-1955. Wlot tunelu został kilka lat temu odremontowany.
Wzdłuż rzeki Vidnavka jadę do miejscowości Velká Kraš. Stamtąd zaczyna się kolejny łatwy odcinek "Rychlebskich ścieżek". Trasa wiedzie głównie lasami w kierunku powrotnym do Černej Vody. Po drodze mijam kilka fajnych miejsc do odpoczynku, kilka skałek oraz kilka kapliczek fajnie odrestaurowanych. Na tej trasie dość dużym utrudnieniem są duże ilości powalonych przez wiatr drzew.
Tak trochę przy okazji postanawiam zaliczyć jedną z atrakcji turystycznych w tej okolicy - Smolný vrch. Tuż pod szczytem znajduje się ciekawy wytwór skalny zwany "Misami Venus"(Venušiny misky). Osobiście znam znacznie ciekawsze obiekty tego typu w okolicy samej Žulovej, ale tamte nie są zaznaczone na żadnej mapie ani nie prowadzi do nich żadna ścieżka
A jak już wspomniałem o samej Žulovej to teraz właśnie w tamtym kierunku decyduję się udać. Jadę wzdłuż kilku dużych stawów zlokalizowanych w lesie na północ od Černej Vody. Wymęczyłem stromy podjazd na najwyższy szczyt Žulovskiej pahorkatiny - Boží hora (527 m). Ostatnio szczyt został ogołocony z drzew i stojący na szczycie neogotycki kościółek jest widoczny z bardzo daleka.
W 1905 roku na wierzchołku wybudowano również chatę Jerzego, z której to do dziś pozostały jedynie fundamenty. Widoki ze szczytu są teraz całkiem ładne.
Zjeżdżam do Žulovej i jadę dalej do Vapennej. Odwiedzam pomnik poświęcony ofiarom obu wojen światowych znajdujący się przy drodze.
Leśnymi drogami docieram do części zdrojowej Jesenika. I dalej lasami do Písečnej. Końcówka to szybki przejazd główną drogą. Standardem było, że niemal cały dzień jechałem pod wiatr. Miałem nadzieję, że jak będę wracać to będzie on w plecy, ale jak na zlość późńym popołudniem zupełnie ustał
Dystans dnia to trochę ponad 100 km. No i na koniec tradycyjnie link do albumu ze zdjęciami:
https://photos.app.goo.gl/qyKfXaw9BNb6DPGG3
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Południowe Morawy - Dzień 1- 14-15.04.2018
To pierwszy dwudniowy wypad w tym sezonie. Relację z tego wyjazdu podzielę na dwa dni ponieważ wszystko w jednej części to byłoby trochę zbyt wiele
Postanawiam wyjechać bardzo wcześnie tak by jeszcze w nocy przeskoczyć przez Jesioniki. Świt zastaje mnie gdzieś w okolicy Unicova gdy licznik pokazuje blisko 100 kilometrów przejechanych. Staram się od teraz poruszać po wyznaczonych trasach/ścieżkach rowerowych na południe. Czasami owe trasy wiodą polnymi drogami a tam jest straszne błoto po niedawnych opadach deszczu. Poranek jest bardzo chłodny, ale zapowiada się naprawdę piękny dzień !
Na północ od Litovela jest niewielka miejscowość Červenka, a tam widoczny z daleka pałac. Obiekt wybudowany w roku 1849. Dwanaście lat później zamieniony w klasztor redemptorystów.
W Litovelu podjeżdżam na rynek, który jeszcze jest w większości skryty w cieniu. Jadę tam przez zabytkowy kamienny most. Jest najstarszym na Morawach i jednym z najstarszych na ziemiach Republiki Czeskiej.
Oczywiście musi być miejscowe piwo. Ścieżki rowerowe rozwalają system !
Kierując się na południe do Prostějova zatrzymuję się na chwilę w parku zdrojowym w miejscowości Slatinice. Jest to najstarsze uzdrowisko na Morawach. Jego początki sięgają ponoć XVI wieku.
Prostějov często odwiedzam będąc w pobliżu. Tym razem czynię podobnie. Kręcę się w okolicy ścisłego centrum. Ładnie wygląda renesansowy pałac z neorenesansową dekoracją sgraffitową.
Na głównym placu miasta( nam. T.G.Masaryka) dominuje budowla nowego ratusza z wysoką na 66 metrów wieżą. Stary ratusz to obecnie muzeum. Główną świątynią w mieście jest kościół podwyższenia krzyża świętego.
W przeszłości miasto okalały mury obronne. Do dziś zachował się tylko ich niewielki fragment.
Jednym z ciekawszych budynków pod względem architektonicznym jest Národní dům stanowiący jednocześnie ważny ośrodek kultury. Powstał w latach 1905-1907 w stylu czeskiej secesji.
Z miasta wydostaję się ścieżką rowerową. Później dość długi dystans jadę wzdłuż autostrady D46. W Brodku u Prostejova robię kolejną pauzę. Trzeba zrobić zapasy płynów
Przy okazji podjeżdżam pod tamtejszy pałac. Niestety obejrzałem go tylko zza zamkniętej bramy wjazdowej.
To co zakupiłem spożywam tuż obok muzeum lotnictwa w Vyškovie. Na rynku robię całe dwa zdjęcia....
Drogą nr. 431 jadę do Bučovic. Widoki robią się co raz ładniejsze, a i pogoda bardzo dopisuje
Stromy zjazd do miasteczka. Przez Bučovice szybki przejazd. Zatrzymuję się tylko na niewielkim rynku i pod budowlą renesansowego pałacu.
Kilka kilometrów na południe w Ždánicach kolejny pałacyk. Ten z kolei reprezentuje styl barokowy po przebudowie w XVIII wieku za panowania Liechtensteinów. Z zewnątrz obiekt trochę zaniedbany szczególnie od strony parku.
Południowe Morawy słyną z ogromnej sieci tras i ścieżek rowerowych. Okolice miasta Kyjov znane są również w środowisku fotografów. Nawet teraz w południe ciągle spotykam osoby biegające ze sprzętem foto, ale dla takich widoków warto:)
W Čejkovicach pod pałacem stoi kilkanaście taksówek. Zastanawiałem się dlaczego aż tyle w tak niewielkiej miejscowości ? Odpowiedź przyszła bardzo szybko. Chwilę później widzę kilkadziesiąt osób spacerujących z ogromnymi lampkami wina. W końcu to kraina słynąca w wyrobu wybornego wina. Chociaż ja tam w tym trunku nie gustuję Kilka osób już trochę wypiło i odpoczywa w cieniu na trawniku, a gdy już znajdą na tyle siły by dojść pod pałac to taksówkarz odwiezie takiego chętnie na kwaterę
Całkiem niedaleko znajduje się drewniany młyn wiatrowy. Wyremontowano go całkiem niedawno o czym napisano na tablicach informacyjnych.
Kilka kilometrów dalej zaznaczono na mapie wieżę widokową. Z daleka wygląda bardzo podobnie jak wieża wiertnicza do wydobycia ropy naftowej. I tak też miała wyglądać aby nawiązywała swym wyglądem do takich obiektów, a to ze względu na złoże ropy naftowej "Hodonín" znajdujące się w tej okolicy czyli północnej części basenu wiedeńskiego, wewnątrz obniżenia dolnomorawskiego.
Wieża widokowa jest ogólnodostępna, a teren w koło ładnie zagospodarowany. Widoki przy takiej pogodzie są przednie.
I mimo iż wysokość n.p.m. to ledwo 250 metrów dojrzeć można Alpy austriackie ze Schneebergiem na czele. Miałem tą przyjemność ujrzeć to na własne oczy chociaż pod mocne słonce. Zdjęcie również mocno zmasakrowane obróbką tak by coś tam z niego wyciągnąć. Tylko ten "las" wiatraków po austriackiej stronie....
Schneeberg - 149,1 km
No i osoby z lękiem wysokości nie powinny patrzeć pod nogi bo mogłyby czuć się nieswojo
Późno się już robi, a ja mam jeszcze jeden cel na dzisiaj. Na wariata bym zdążył ale to trochę bez sensu gonić. Jadę więc do Mikulčic spokojnym tempem. Mało tego, nie jadę tam najkrótszą drogą tylko trasą rowerową tak trochę naokoło
Celem mojej wycieczki było Słowiańskie grodzisko w Mikulčicach, słowiańskie stanowisko archeologiczne w Czechach z czasów wielkomorawskich. Główne znaleziska archeologiczne pochodzą z VIII i IX wieku. Prawdopodobnie tu działali święci Cyryl i Metody, którzy prowadzili w IX wieku misje chrystianizacyjne na tych ziemiach.
Gród jak na tamte czasy był duży o czym świadczy chociażby aż dwanaście odkrytych fundamentów kościołów wokół których pochowano przeszło 2,5 tysiąca osób ! Był tu też pałac książęcy. Spacerować wśród kopi fundamentów kościołów można nieodpłatnie. Ja miałem nadzieję zobaczyć ekspozycje znajdujące się w dwóch pawilonach. Niestety spóźniłem się, ale może innym razem
Trwają starania o wpisanie zabytku na listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO.
No i dotarłem do wyznaczonego celu, więc teraz trzeba wrócić, ale spokojnie przecież mam jeszcze sporo czasu i w zasadzie żadnego planu. Jadę trasą rowerową do Mikulčic. Infrastruktura rowerowa w okolicy jest na niesamowicie wysokim poziomie. Ciągle można natrafić na jakieś wiaty i inne miejsca odpoczynku. Można też np. poczytać książki
... czy też wypić piwo
A że było to ostatnie z sakwy to w Hodoninie robię stosowne zapasy
Po zmroku lecę już bez ceregieli główna drogą na Strážnice. Tak se pomyślałem, że jestem tu już chyba ósmy raz, a tylko raz byłem za dnia. W pozostałych przypadkach przejeżdżam tędy zawsze po ciemku
W między czasie na mapie wypatrzyłem wieże widokową w okolicy. Wydawało się, że to dość blisko, ale musiałem jeszcze dość sporo kilometrów pokonać by się tam dostać. Ta ciekawa konstrukcja stoi na niewysokim wzniesieniu Radošov. Na drodze było dość sporo błota i się trochę pomęczyłem na koniec tego fajnego dnia.
Dzień zakończyłem z dystansem 285 kilometrów
Duża porcja zdjęć tradycyjnie w załączonej galerii:
https://photos.app.goo.gl/KbvLoaryHaUg6Qjo1
Część druga tego wypadu w najbliższym czasie
To pierwszy dwudniowy wypad w tym sezonie. Relację z tego wyjazdu podzielę na dwa dni ponieważ wszystko w jednej części to byłoby trochę zbyt wiele
Postanawiam wyjechać bardzo wcześnie tak by jeszcze w nocy przeskoczyć przez Jesioniki. Świt zastaje mnie gdzieś w okolicy Unicova gdy licznik pokazuje blisko 100 kilometrów przejechanych. Staram się od teraz poruszać po wyznaczonych trasach/ścieżkach rowerowych na południe. Czasami owe trasy wiodą polnymi drogami a tam jest straszne błoto po niedawnych opadach deszczu. Poranek jest bardzo chłodny, ale zapowiada się naprawdę piękny dzień !
Na północ od Litovela jest niewielka miejscowość Červenka, a tam widoczny z daleka pałac. Obiekt wybudowany w roku 1849. Dwanaście lat później zamieniony w klasztor redemptorystów.
W Litovelu podjeżdżam na rynek, który jeszcze jest w większości skryty w cieniu. Jadę tam przez zabytkowy kamienny most. Jest najstarszym na Morawach i jednym z najstarszych na ziemiach Republiki Czeskiej.
Oczywiście musi być miejscowe piwo. Ścieżki rowerowe rozwalają system !
Kierując się na południe do Prostějova zatrzymuję się na chwilę w parku zdrojowym w miejscowości Slatinice. Jest to najstarsze uzdrowisko na Morawach. Jego początki sięgają ponoć XVI wieku.
Prostějov często odwiedzam będąc w pobliżu. Tym razem czynię podobnie. Kręcę się w okolicy ścisłego centrum. Ładnie wygląda renesansowy pałac z neorenesansową dekoracją sgraffitową.
Na głównym placu miasta( nam. T.G.Masaryka) dominuje budowla nowego ratusza z wysoką na 66 metrów wieżą. Stary ratusz to obecnie muzeum. Główną świątynią w mieście jest kościół podwyższenia krzyża świętego.
W przeszłości miasto okalały mury obronne. Do dziś zachował się tylko ich niewielki fragment.
Jednym z ciekawszych budynków pod względem architektonicznym jest Národní dům stanowiący jednocześnie ważny ośrodek kultury. Powstał w latach 1905-1907 w stylu czeskiej secesji.
Z miasta wydostaję się ścieżką rowerową. Później dość długi dystans jadę wzdłuż autostrady D46. W Brodku u Prostejova robię kolejną pauzę. Trzeba zrobić zapasy płynów
Przy okazji podjeżdżam pod tamtejszy pałac. Niestety obejrzałem go tylko zza zamkniętej bramy wjazdowej.
To co zakupiłem spożywam tuż obok muzeum lotnictwa w Vyškovie. Na rynku robię całe dwa zdjęcia....
Drogą nr. 431 jadę do Bučovic. Widoki robią się co raz ładniejsze, a i pogoda bardzo dopisuje
Stromy zjazd do miasteczka. Przez Bučovice szybki przejazd. Zatrzymuję się tylko na niewielkim rynku i pod budowlą renesansowego pałacu.
Kilka kilometrów na południe w Ždánicach kolejny pałacyk. Ten z kolei reprezentuje styl barokowy po przebudowie w XVIII wieku za panowania Liechtensteinów. Z zewnątrz obiekt trochę zaniedbany szczególnie od strony parku.
Południowe Morawy słyną z ogromnej sieci tras i ścieżek rowerowych. Okolice miasta Kyjov znane są również w środowisku fotografów. Nawet teraz w południe ciągle spotykam osoby biegające ze sprzętem foto, ale dla takich widoków warto:)
W Čejkovicach pod pałacem stoi kilkanaście taksówek. Zastanawiałem się dlaczego aż tyle w tak niewielkiej miejscowości ? Odpowiedź przyszła bardzo szybko. Chwilę później widzę kilkadziesiąt osób spacerujących z ogromnymi lampkami wina. W końcu to kraina słynąca w wyrobu wybornego wina. Chociaż ja tam w tym trunku nie gustuję Kilka osób już trochę wypiło i odpoczywa w cieniu na trawniku, a gdy już znajdą na tyle siły by dojść pod pałac to taksówkarz odwiezie takiego chętnie na kwaterę
Całkiem niedaleko znajduje się drewniany młyn wiatrowy. Wyremontowano go całkiem niedawno o czym napisano na tablicach informacyjnych.
Kilka kilometrów dalej zaznaczono na mapie wieżę widokową. Z daleka wygląda bardzo podobnie jak wieża wiertnicza do wydobycia ropy naftowej. I tak też miała wyglądać aby nawiązywała swym wyglądem do takich obiektów, a to ze względu na złoże ropy naftowej "Hodonín" znajdujące się w tej okolicy czyli północnej części basenu wiedeńskiego, wewnątrz obniżenia dolnomorawskiego.
Wieża widokowa jest ogólnodostępna, a teren w koło ładnie zagospodarowany. Widoki przy takiej pogodzie są przednie.
I mimo iż wysokość n.p.m. to ledwo 250 metrów dojrzeć można Alpy austriackie ze Schneebergiem na czele. Miałem tą przyjemność ujrzeć to na własne oczy chociaż pod mocne słonce. Zdjęcie również mocno zmasakrowane obróbką tak by coś tam z niego wyciągnąć. Tylko ten "las" wiatraków po austriackiej stronie....
Schneeberg - 149,1 km
No i osoby z lękiem wysokości nie powinny patrzeć pod nogi bo mogłyby czuć się nieswojo
Późno się już robi, a ja mam jeszcze jeden cel na dzisiaj. Na wariata bym zdążył ale to trochę bez sensu gonić. Jadę więc do Mikulčic spokojnym tempem. Mało tego, nie jadę tam najkrótszą drogą tylko trasą rowerową tak trochę naokoło
Celem mojej wycieczki było Słowiańskie grodzisko w Mikulčicach, słowiańskie stanowisko archeologiczne w Czechach z czasów wielkomorawskich. Główne znaleziska archeologiczne pochodzą z VIII i IX wieku. Prawdopodobnie tu działali święci Cyryl i Metody, którzy prowadzili w IX wieku misje chrystianizacyjne na tych ziemiach.
Gród jak na tamte czasy był duży o czym świadczy chociażby aż dwanaście odkrytych fundamentów kościołów wokół których pochowano przeszło 2,5 tysiąca osób ! Był tu też pałac książęcy. Spacerować wśród kopi fundamentów kościołów można nieodpłatnie. Ja miałem nadzieję zobaczyć ekspozycje znajdujące się w dwóch pawilonach. Niestety spóźniłem się, ale może innym razem
Trwają starania o wpisanie zabytku na listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO.
No i dotarłem do wyznaczonego celu, więc teraz trzeba wrócić, ale spokojnie przecież mam jeszcze sporo czasu i w zasadzie żadnego planu. Jadę trasą rowerową do Mikulčic. Infrastruktura rowerowa w okolicy jest na niesamowicie wysokim poziomie. Ciągle można natrafić na jakieś wiaty i inne miejsca odpoczynku. Można też np. poczytać książki
... czy też wypić piwo
A że było to ostatnie z sakwy to w Hodoninie robię stosowne zapasy
Po zmroku lecę już bez ceregieli główna drogą na Strážnice. Tak se pomyślałem, że jestem tu już chyba ósmy raz, a tylko raz byłem za dnia. W pozostałych przypadkach przejeżdżam tędy zawsze po ciemku
W między czasie na mapie wypatrzyłem wieże widokową w okolicy. Wydawało się, że to dość blisko, ale musiałem jeszcze dość sporo kilometrów pokonać by się tam dostać. Ta ciekawa konstrukcja stoi na niewysokim wzniesieniu Radošov. Na drodze było dość sporo błota i się trochę pomęczyłem na koniec tego fajnego dnia.
Dzień zakończyłem z dystansem 285 kilometrów
Duża porcja zdjęć tradycyjnie w załączonej galerii:
https://photos.app.goo.gl/KbvLoaryHaUg6Qjo1
Część druga tego wypadu w najbliższym czasie
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
No toś mnie zainspirował, jak zwykle objazdowe zdjęcia, dziękuję.
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Proszę bardzo
Niesamowicie rozbudowana sieć tras rowerowych, darmowe wieże widokowe, genialne widoki, piękne zabytki no i degustacja wybornych morawskich win
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Czyżby kolega zaprzestał degustacji piw i przeszedł na degustację win
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Piwo dalej lubię. Natomiast za winem, w szczególności wytrawnym nie za bardzo przepadam
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Południowe Morawy - dzień 2 - 14-15.04.2018
Noc mija bardzo spokojnie. Jest wyjątkowo ciepło i z przyjemnością można spać w hamaku rozwieszonym między filarami wieży widokowej
Jednak widać pewną zmianę w pogodzie. Od zachodu nadciągają chmury. Nie żadne deszczowe, ale takie, które na pewno nie za bardzo pozwolą przedrzeć się promieniom słonecznym. W każdym bądź razie wchodzę na wieżę by obejrzeć wschód słońca. Fajerwerków nie ma bo wieża stoi na wyjątkowo niewysokim wzniesieniu i od wschodu oraz południa widoki ograniczają znacznie wyższe góry...
Wieża Radošov liczy sobie 15,2 metra wysokości. Postawiono ją w 2014 roku i wstęp na nią jest wolny. Oprócz samej wieży jest też fajna wiata, a nawet kibelek
http://2.bp.blogspot.com/-pMnbGbodPR8/W ... XIwCKgBGAs[/img]/s850/DSC_6365.JPG
Po wschodzie słońca zwijam swoje manele i polnymi drogami wydostaję się w okolice miejscowości Blatnice pod Svatým Antonínkem. Stamtąd krótki ale stromy podjazd na wzniesienie gdzie stoi od 1670 roku kaplica św. Antoniego.
Główną drogą docieram do miasteczka Hluk gdzie stoi gotycko-renesansowa twierdza.
Kilka kilometrów dalej we Vlčnovie robię zapasy płynów i trasą rowerową jadę do widocznych z daleka winnic i charakterystycznych sklepów winnych.
Tutejsza tradycja uprawiania winorośli sięga XVI wieku. Sklepy winne natomiast pochodzą przeważnie z XIX wieku.
Na końcu sadów znajduje się kolejna wieża widokowa. Ładnie jest z niej widoczny kolejny mój dzisiejszy cel - Uherský Brod.
Coś zaczyna się dziać z moim największym obiektywem. Część kadru jest nieostra. Jako, że to był ostatni raz podczas tego wypadu gdy był on przeze mnie używany to nie zaprzątałem sobie tym głowy aż do następnego weekendu gdy się okazało iż wykręciła się jedna soczewka wewnątrz....
Ale tym czasem jadę do Uherskiego Brodu. W mieście tym byłem już kilka lat temu, ale jednak nocą i poza samym rynkiem nic nie widziałem. Tym razem zdzieram trochę więcej opon po tutejszych uliczkach
Oczywiście rynek musiał być. A na nim barokowy kościół czy budynek ratusza będący wcześniej gotycką kamienicą.
W niedużej odległości od rynku znajduje się klasztor dominikanów z kościołem Wniebowzięcia NMP.
Jeszcze bardziej w górę znajduje się pałac, a w nim muzeum Komenského. Tuż obok stał kiedyś zamek o czym przypomina pamiątkowy głaz z odpowiednią notką.
No i teraz staję przed dylematem co do wyboru trasy powrotnej. Chciałbym jechać trasą, którą jeszcze nie jechałem i zobaczyć coś nowego. Postanawiam przejechać przez Góry Wizowickie(Vizovická vrchovina). Jadąc główna drogą docieram do niewielkiego miasta Luhačovice. Miejscowość ta jest jednocześnie największym uzdrowiskiem na Morawach.
Tutejsze źródła mineralne znane były już w średniowieczu. Jednak miejscowość jako uzdrowisko zaczęła funkcjonować pod koniec XIX wieku. Wówczas to powstało większość budynków na terenie uzdrowiska. Jednym z architektów był sam Dušan Jurkovič.
Za symbol tego uzdrowiska uznać można "Společenský dům". Swym wyglądem przypomina raczej okres komunistyczny, ale ten obiekt akurat pochodzi z 1935 roku i jak na tamte czasy był bardzo nowoczesnym obiektem.
Opuszczam to uzdrowisko i dość szybko pokonuję kolejny etap do Vizovic. Stoi tam barokowy pałac, który jest obecnie w remoncie.
Kolejnym moim celem podczas tego wypadu jest Vsetin. Jednak po drodze zatrzymuję się jeszcze w niewielkiej miejscowości Jasenná gdzie obok kościoła Marii Magdaleny stoi bardzo ciekawy obiekt. Jest to dawne Mikuláštíkovo wójtostwo. Ten drewniany , dwukondygnacyjny obiekt pochodzi z końca XVI wieku i jest jednym z najlepiej zachowanych tego typu obiektów na Morawskiej Wołoszczyźnie(Valašsko).
No i docieram w końcu do Vsetina. Z małego miasteczka stał się w ciągu stulecia ważnym ośrodkiem przemysłowym, gospodarczym, kulturalnym i sportowym regionu. Miasto składa się z dwóch części - górnego i dolnego. Część dolna wygląda bardzo współcześnie. Główny plac zwie się Placem Wolności(nam. Svobody).
Zdecydowanie ciekawsza jest ta górna część miasta gdzie zlokalizowane są najstarsze budowle z renesansowym pałacem na czele.
Na przeciw pałacu dwa ratusze. Ten nowy oraz ten stary.
Z Vsetina lecę już możliwie najszybciej w kierunku miasta Valašské Meziříčí. Zadanie mam o tyle łatwe, że trasa jest ciągle z delikatną tendencją w dół wzdłuż rzeki Beczwa. W mieście podjeżdżam tylko na rynek. Byłem tu już kilka lat temu.
Dalsza trasa niemal bez historii... Tzn. coś tam się jednak działo, ale trasa ta to droga krajowa nr. 57, którą przemierzam w całości do samej granicy z polską Poprzednim razem obyło się niemal zupełnie bez zatrzymywania. Teraz podobnie...
Zatrzymuję się np. w Hodslavicach gdzie stoi drewniany kościół św. Andrzeja z końca XVI wieku. W niedużej odległości są dwa kolejne.
Wyborną ścieżką rowerową docieram do Noveho Jičína. Rynek tam mają bardzo ładny...
W dalszej trasie zatrzymuję się pod pałacem w Kuninie.
Przemykam nad Odrą, a później pod autostradą D1.
Za Fulnkiem czeka mnie dość męczący podjazd do miejscowości Vrchy.
Za Opawą zastaje mnie zachód słońca. Ostatnie 60 kilometrów jadę już po ciemku, ale jadę bardzo szybko bo pomaga mi tym razem wiatr
Do domu docieram kilka minut po 22giej z całkiem ładnym dystansem z dwóch dni - 528 km !
Link do galerii ze zdjęciami: https://photos.app.goo.gl/dGem722vrXbXGsE86
Noc mija bardzo spokojnie. Jest wyjątkowo ciepło i z przyjemnością można spać w hamaku rozwieszonym między filarami wieży widokowej
Jednak widać pewną zmianę w pogodzie. Od zachodu nadciągają chmury. Nie żadne deszczowe, ale takie, które na pewno nie za bardzo pozwolą przedrzeć się promieniom słonecznym. W każdym bądź razie wchodzę na wieżę by obejrzeć wschód słońca. Fajerwerków nie ma bo wieża stoi na wyjątkowo niewysokim wzniesieniu i od wschodu oraz południa widoki ograniczają znacznie wyższe góry...
Wieża Radošov liczy sobie 15,2 metra wysokości. Postawiono ją w 2014 roku i wstęp na nią jest wolny. Oprócz samej wieży jest też fajna wiata, a nawet kibelek
http://2.bp.blogspot.com/-pMnbGbodPR8/W ... XIwCKgBGAs[/img]/s850/DSC_6365.JPG
Po wschodzie słońca zwijam swoje manele i polnymi drogami wydostaję się w okolice miejscowości Blatnice pod Svatým Antonínkem. Stamtąd krótki ale stromy podjazd na wzniesienie gdzie stoi od 1670 roku kaplica św. Antoniego.
Główną drogą docieram do miasteczka Hluk gdzie stoi gotycko-renesansowa twierdza.
Kilka kilometrów dalej we Vlčnovie robię zapasy płynów i trasą rowerową jadę do widocznych z daleka winnic i charakterystycznych sklepów winnych.
Tutejsza tradycja uprawiania winorośli sięga XVI wieku. Sklepy winne natomiast pochodzą przeważnie z XIX wieku.
Na końcu sadów znajduje się kolejna wieża widokowa. Ładnie jest z niej widoczny kolejny mój dzisiejszy cel - Uherský Brod.
Coś zaczyna się dziać z moim największym obiektywem. Część kadru jest nieostra. Jako, że to był ostatni raz podczas tego wypadu gdy był on przeze mnie używany to nie zaprzątałem sobie tym głowy aż do następnego weekendu gdy się okazało iż wykręciła się jedna soczewka wewnątrz....
Ale tym czasem jadę do Uherskiego Brodu. W mieście tym byłem już kilka lat temu, ale jednak nocą i poza samym rynkiem nic nie widziałem. Tym razem zdzieram trochę więcej opon po tutejszych uliczkach
Oczywiście rynek musiał być. A na nim barokowy kościół czy budynek ratusza będący wcześniej gotycką kamienicą.
W niedużej odległości od rynku znajduje się klasztor dominikanów z kościołem Wniebowzięcia NMP.
Jeszcze bardziej w górę znajduje się pałac, a w nim muzeum Komenského. Tuż obok stał kiedyś zamek o czym przypomina pamiątkowy głaz z odpowiednią notką.
No i teraz staję przed dylematem co do wyboru trasy powrotnej. Chciałbym jechać trasą, którą jeszcze nie jechałem i zobaczyć coś nowego. Postanawiam przejechać przez Góry Wizowickie(Vizovická vrchovina). Jadąc główna drogą docieram do niewielkiego miasta Luhačovice. Miejscowość ta jest jednocześnie największym uzdrowiskiem na Morawach.
Tutejsze źródła mineralne znane były już w średniowieczu. Jednak miejscowość jako uzdrowisko zaczęła funkcjonować pod koniec XIX wieku. Wówczas to powstało większość budynków na terenie uzdrowiska. Jednym z architektów był sam Dušan Jurkovič.
Za symbol tego uzdrowiska uznać można "Společenský dům". Swym wyglądem przypomina raczej okres komunistyczny, ale ten obiekt akurat pochodzi z 1935 roku i jak na tamte czasy był bardzo nowoczesnym obiektem.
Opuszczam to uzdrowisko i dość szybko pokonuję kolejny etap do Vizovic. Stoi tam barokowy pałac, który jest obecnie w remoncie.
Kolejnym moim celem podczas tego wypadu jest Vsetin. Jednak po drodze zatrzymuję się jeszcze w niewielkiej miejscowości Jasenná gdzie obok kościoła Marii Magdaleny stoi bardzo ciekawy obiekt. Jest to dawne Mikuláštíkovo wójtostwo. Ten drewniany , dwukondygnacyjny obiekt pochodzi z końca XVI wieku i jest jednym z najlepiej zachowanych tego typu obiektów na Morawskiej Wołoszczyźnie(Valašsko).
No i docieram w końcu do Vsetina. Z małego miasteczka stał się w ciągu stulecia ważnym ośrodkiem przemysłowym, gospodarczym, kulturalnym i sportowym regionu. Miasto składa się z dwóch części - górnego i dolnego. Część dolna wygląda bardzo współcześnie. Główny plac zwie się Placem Wolności(nam. Svobody).
Zdecydowanie ciekawsza jest ta górna część miasta gdzie zlokalizowane są najstarsze budowle z renesansowym pałacem na czele.
Na przeciw pałacu dwa ratusze. Ten nowy oraz ten stary.
Z Vsetina lecę już możliwie najszybciej w kierunku miasta Valašské Meziříčí. Zadanie mam o tyle łatwe, że trasa jest ciągle z delikatną tendencją w dół wzdłuż rzeki Beczwa. W mieście podjeżdżam tylko na rynek. Byłem tu już kilka lat temu.
Dalsza trasa niemal bez historii... Tzn. coś tam się jednak działo, ale trasa ta to droga krajowa nr. 57, którą przemierzam w całości do samej granicy z polską Poprzednim razem obyło się niemal zupełnie bez zatrzymywania. Teraz podobnie...
Zatrzymuję się np. w Hodslavicach gdzie stoi drewniany kościół św. Andrzeja z końca XVI wieku. W niedużej odległości są dwa kolejne.
Wyborną ścieżką rowerową docieram do Noveho Jičína. Rynek tam mają bardzo ładny...
W dalszej trasie zatrzymuję się pod pałacem w Kuninie.
Przemykam nad Odrą, a później pod autostradą D1.
Za Fulnkiem czeka mnie dość męczący podjazd do miejscowości Vrchy.
Za Opawą zastaje mnie zachód słońca. Ostatnie 60 kilometrów jadę już po ciemku, ale jadę bardzo szybko bo pomaga mi tym razem wiatr
Do domu docieram kilka minut po 22giej z całkiem ładnym dystansem z dwóch dni - 528 km !
Link do galerii ze zdjęciami: https://photos.app.goo.gl/dGem722vrXbXGsE86
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
22.04.2018 - Kraliki, Vamberk, Opočno, Nachod, Kłodzko czyli taka trochę większa pętelka rowerowa
Tym razem moim celem było pokonanie po raz pierwszy w tym roku dystansu przekraczającego 300 km. Żadnej konkretnej trasy nie miałem wyznaczonej. Chciałem tylko przy okazji odwiedzić miejsca gdzie mnie jeszcze nie było. Powoli ta sztuka staje się coraz trudniejsza i jestem zmuszony pokonywać coraz większe odległości by tego dokonać
Wiedziałem tylko, że kierunek, w którym będę zmierzać to kierunek zachodni. Wybieram kolarzówkę by było łatwiej. Chciałem też wyruszyć około czwartej nad ranem by jeszcze po ciemku przeskoczyć Jesioniki. Oczywiście tylko tak chciałem bo w rzeczywistości to ciężko było mi się zmotywować do tak wczesnego wstawania W drogę ruszam z dwugodzinnym opóźnieniem gdy słońce zaczyna już powoli przygrzewać. Lecę główną drogą przez Jesenik, Hanusovice i Kraliki.
Tak na dobrą sprawę "zwiedzanie" rozpoczynam dopiero po pokonaniu stu kilometrów w mieście Žamberk. Co prawda już tu kiedyś byłem, ale było to już dość dawno.
Wjeżdżając do miasta od strony Kralików naszym oczom ukaże się barokowy pałac. Niestety dla osób, które chciałby go zobaczyć od wewnątrz jest niedostępny. Obecnie mieści się w nim szkoła średnia. Po parku przypałacowym można śmiało spacerować. Gdzieś wśród gęstego lasu kryje się pozostałość po fortyfikacji - wieża.
Główny plac miasta ładny, ale szkoda że to jeden wielki parking... Na nim ratusz, fontanna i kolumna maryjna.
Synagoga została wybudowana w 1811 roku po tym jak rok wcześniej spłonęła stara. Od 1947 roku obiekt służy Husytom.
Kirkut usytuowany jest na obrzeżach miasta na stromym zboczu wzniesienia.
Trasą rowerową 4075 jadę do niewielkiej wioski Litice nad Orlicí. Na mapie jest tam zaznaczona warownia gotycka. Zamek usytuowany na stromym wzniesieniu w malowniczym zakolu rzeki Dzika Orlica kusi by się wspiąć na jego dziedziniec. Stan obecny to rekonstrukcja prowadzona od kilkudziesięciu lat
Jadę dalej tą samą trasą rowerową. Niestety nie nadaje się ona pod kolarzówkę
By dotrzeć nią do miejscowości Potštejn. Tu też znajduje się częściowo odbudowana warownia. Niestety nie chciało mi się tym razem wspinać do góry...
Niżej, przy kościele św. Wawrzyńca stoi barokowy pałac.
Dalej na mojej drodze jest miasto Vamberk. Przejeżdzam przez kamienny most nazywany czasem "Małym mostem Karola". Jest znacznie młodszy bo pochodzi z lat 1864 - 65. Zdobią go kamienne posągi czeskich świętych.
Rynek w "czeskim standardzie" czyli w całości wybrukowany. Szału wielkiego nie ma.
Zdecydowanie bardziej ciekawy dla mnie okazał się renesansowy pałac w Doudleby. Z zewnątrz w oczy rzuca się bogata dekoracja sgraffitowa. Niewielki dziedziniec prezentuje się jeszcze ciekawiej. Po 1989 roku obiekt wrócił do prawowitych właścicieli i został wyremontowany.
Kostelec nad Orlicí to kolejne miasto na mojej drodze. W ogóle w tej okolicy co kilka kilometrów są takie małe miasteczka, a w nich przeważnie jakiś pałac. Tutaj są aż dwa, stary i nowy. Ten "stary" jakoś ominąłem jadąc do centrum natomiast ten "nowy" znajduje się w w parku i nie sposób go przeoczyć
Pałac wybudowano w latach 1829-1835 w stylu empire.
A kilka kilometrów dalej kolejny pałac, tym razem w Častolovicach. Bardzo malowniczo wyglądający. Wybudowany jako renesansowy. Przechodził przeobrażenia w neogotyk następnie neorenesans.
Powoli zaczynam kalkulować jak mniej więcej należałoby jechać bym osiągnął zakładane 300 km. Późno się robi i czas zaczyna mnie gonić. Odbijam więc w kierunku północnym. To jeszcze nie koniec zwiedzania. Na mojej trasie staje bowiem Opočno. Zdecydowanie najładniejsze i najciekawsze według mnie miasto, które dzisiaj odwiedzam.
Główny plac dość rozległy i oczywiście wybrukowany. Zabudowa nie jest tak "zbita" do kupy. Barokowe i renesansowe kamienice stoją często oddzielnie.
Oprócz tego głównego placu jest też mniejszy zwany Trčkovo namesti. Tu też jest kilka ładnych kamienic.
Oczywiście jest i tu pałac Tutejszy jest jednym z najciekawszych, renesansowych w Republice Czeskiej. Obiekt został wzniesiony przez czeski ród szlachecki Trčků z Lípy w drugiej połowie XVI wieku. Arkadowy dziedziniec prezentuje się niesamowicie ze swoimi trzema kondygnacjami. Najlepiej jednak odwiedzić ten dziedziniec do południa gdy zaglądają tu promienie słoneczne
Innym wartym uwagi obiektem jest dzwonnica z 1594 roku.
Od dłuższego czasu towarzyszy mi widok odległych Karkonoszy.
I znowu kilka kilometrów i kolejne miasto - Dobruška. Tu zaglądam już tylko na rynek gdzie stoi renesansowy ratusz, a przed nim pomnik Františka Vladislava Heka (F. L. Věka). Bohatera pięciotomowego cyklu powieści czeskiego odrodzenia narodowego, autorstwa Aloisa Jiráska.
W dalszej drodze zatrzymuję się jeszcze w Nové Město nad Metují. Już kiedyś tu byłem i gdyby nie objazd prowadzący przez samo centrum to pewnie bym się już tu nawet nie zatrzymywał. Na drodze jeden wielki korek, więc wykorzystując chwilę wyciągam jeszcze aparat...
http://2.bp.blogspot.com/-sxwvzMMr1i0/W ... C_6878.JPG
... i staram się już jak najszybciej wydostać z miasta w kierunku Nachodu. Nie będzie już żadnych kombinacji z trasą. Postanawiam poruszać się już tylko i wyłącznie główną drogą. Jadę więc przez Nachod, przekraczam granicę państwa. Drogą krajową z Kudowy Zdrój do Kłodzka. Gdzie jestem już sporo po zachodzie słońca. A do domu przecież jeszcze ponad 70 kilometrów....
Do domu docieram kilka minut przed północą. Licznik pokazał 304 kilometry. Dzień uważam za mega udany !
..., a i jeszcze tradycyjnie album z większą liczbą zdjęć:
https://photos.app.goo.gl/LIuEetcHGKOJr68j1
Tym razem moim celem było pokonanie po raz pierwszy w tym roku dystansu przekraczającego 300 km. Żadnej konkretnej trasy nie miałem wyznaczonej. Chciałem tylko przy okazji odwiedzić miejsca gdzie mnie jeszcze nie było. Powoli ta sztuka staje się coraz trudniejsza i jestem zmuszony pokonywać coraz większe odległości by tego dokonać
Wiedziałem tylko, że kierunek, w którym będę zmierzać to kierunek zachodni. Wybieram kolarzówkę by było łatwiej. Chciałem też wyruszyć około czwartej nad ranem by jeszcze po ciemku przeskoczyć Jesioniki. Oczywiście tylko tak chciałem bo w rzeczywistości to ciężko było mi się zmotywować do tak wczesnego wstawania W drogę ruszam z dwugodzinnym opóźnieniem gdy słońce zaczyna już powoli przygrzewać. Lecę główną drogą przez Jesenik, Hanusovice i Kraliki.
Tak na dobrą sprawę "zwiedzanie" rozpoczynam dopiero po pokonaniu stu kilometrów w mieście Žamberk. Co prawda już tu kiedyś byłem, ale było to już dość dawno.
Wjeżdżając do miasta od strony Kralików naszym oczom ukaże się barokowy pałac. Niestety dla osób, które chciałby go zobaczyć od wewnątrz jest niedostępny. Obecnie mieści się w nim szkoła średnia. Po parku przypałacowym można śmiało spacerować. Gdzieś wśród gęstego lasu kryje się pozostałość po fortyfikacji - wieża.
Główny plac miasta ładny, ale szkoda że to jeden wielki parking... Na nim ratusz, fontanna i kolumna maryjna.
Synagoga została wybudowana w 1811 roku po tym jak rok wcześniej spłonęła stara. Od 1947 roku obiekt służy Husytom.
Kirkut usytuowany jest na obrzeżach miasta na stromym zboczu wzniesienia.
Trasą rowerową 4075 jadę do niewielkiej wioski Litice nad Orlicí. Na mapie jest tam zaznaczona warownia gotycka. Zamek usytuowany na stromym wzniesieniu w malowniczym zakolu rzeki Dzika Orlica kusi by się wspiąć na jego dziedziniec. Stan obecny to rekonstrukcja prowadzona od kilkudziesięciu lat
Jadę dalej tą samą trasą rowerową. Niestety nie nadaje się ona pod kolarzówkę
By dotrzeć nią do miejscowości Potštejn. Tu też znajduje się częściowo odbudowana warownia. Niestety nie chciało mi się tym razem wspinać do góry...
Niżej, przy kościele św. Wawrzyńca stoi barokowy pałac.
Dalej na mojej drodze jest miasto Vamberk. Przejeżdzam przez kamienny most nazywany czasem "Małym mostem Karola". Jest znacznie młodszy bo pochodzi z lat 1864 - 65. Zdobią go kamienne posągi czeskich świętych.
Rynek w "czeskim standardzie" czyli w całości wybrukowany. Szału wielkiego nie ma.
Zdecydowanie bardziej ciekawy dla mnie okazał się renesansowy pałac w Doudleby. Z zewnątrz w oczy rzuca się bogata dekoracja sgraffitowa. Niewielki dziedziniec prezentuje się jeszcze ciekawiej. Po 1989 roku obiekt wrócił do prawowitych właścicieli i został wyremontowany.
Kostelec nad Orlicí to kolejne miasto na mojej drodze. W ogóle w tej okolicy co kilka kilometrów są takie małe miasteczka, a w nich przeważnie jakiś pałac. Tutaj są aż dwa, stary i nowy. Ten "stary" jakoś ominąłem jadąc do centrum natomiast ten "nowy" znajduje się w w parku i nie sposób go przeoczyć
Pałac wybudowano w latach 1829-1835 w stylu empire.
A kilka kilometrów dalej kolejny pałac, tym razem w Častolovicach. Bardzo malowniczo wyglądający. Wybudowany jako renesansowy. Przechodził przeobrażenia w neogotyk następnie neorenesans.
Powoli zaczynam kalkulować jak mniej więcej należałoby jechać bym osiągnął zakładane 300 km. Późno się robi i czas zaczyna mnie gonić. Odbijam więc w kierunku północnym. To jeszcze nie koniec zwiedzania. Na mojej trasie staje bowiem Opočno. Zdecydowanie najładniejsze i najciekawsze według mnie miasto, które dzisiaj odwiedzam.
Główny plac dość rozległy i oczywiście wybrukowany. Zabudowa nie jest tak "zbita" do kupy. Barokowe i renesansowe kamienice stoją często oddzielnie.
Oprócz tego głównego placu jest też mniejszy zwany Trčkovo namesti. Tu też jest kilka ładnych kamienic.
Oczywiście jest i tu pałac Tutejszy jest jednym z najciekawszych, renesansowych w Republice Czeskiej. Obiekt został wzniesiony przez czeski ród szlachecki Trčků z Lípy w drugiej połowie XVI wieku. Arkadowy dziedziniec prezentuje się niesamowicie ze swoimi trzema kondygnacjami. Najlepiej jednak odwiedzić ten dziedziniec do południa gdy zaglądają tu promienie słoneczne
Innym wartym uwagi obiektem jest dzwonnica z 1594 roku.
Od dłuższego czasu towarzyszy mi widok odległych Karkonoszy.
I znowu kilka kilometrów i kolejne miasto - Dobruška. Tu zaglądam już tylko na rynek gdzie stoi renesansowy ratusz, a przed nim pomnik Františka Vladislava Heka (F. L. Věka). Bohatera pięciotomowego cyklu powieści czeskiego odrodzenia narodowego, autorstwa Aloisa Jiráska.
W dalszej drodze zatrzymuję się jeszcze w Nové Město nad Metují. Już kiedyś tu byłem i gdyby nie objazd prowadzący przez samo centrum to pewnie bym się już tu nawet nie zatrzymywał. Na drodze jeden wielki korek, więc wykorzystując chwilę wyciągam jeszcze aparat...
http://2.bp.blogspot.com/-sxwvzMMr1i0/W ... C_6878.JPG
... i staram się już jak najszybciej wydostać z miasta w kierunku Nachodu. Nie będzie już żadnych kombinacji z trasą. Postanawiam poruszać się już tylko i wyłącznie główną drogą. Jadę więc przez Nachod, przekraczam granicę państwa. Drogą krajową z Kudowy Zdrój do Kłodzka. Gdzie jestem już sporo po zachodzie słońca. A do domu przecież jeszcze ponad 70 kilometrów....
Do domu docieram kilka minut przed północą. Licznik pokazał 304 kilometry. Dzień uważam za mega udany !
..., a i jeszcze tradycyjnie album z większą liczbą zdjęć:
https://photos.app.goo.gl/LIuEetcHGKOJr68j1
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Robert, Ty to jesteś jakimś fenomenem!
Nie dość, że przejeżdżasz dystanse, które dla niektórych samochodem są sporym "wysiłkiem" to jeszcze ta ilość zdjęć po drodze!!! Przecież to się trzeba zatrzymać, stracić chwilę, potem znów nabrać prędkości... I jeszcze po drodze podjazdy...
No nie ogarniam!
Nie dość, że przejeżdżasz dystanse, które dla niektórych samochodem są sporym "wysiłkiem" to jeszcze ta ilość zdjęć po drodze!!! Przecież to się trzeba zatrzymać, stracić chwilę, potem znów nabrać prędkości... I jeszcze po drodze podjazdy...
No nie ogarniam!