Rowerowe wycieczki Roberta J
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Bruntal, Uhlířský vrch oraz Slezská Harta - 17.02.2019
Najwyższa pora rozpocząć sezon rowerowy, ale tak bardziej na poważnie. Do tej pory w tym roku jeszcze niedane mi było pokonać dystansu przekraczającego 100 km. Dzisiaj ma się to zmienić
Jeżeli nie wybieram się specjalnie na wschód słońca to jeszcze mam problem ze wczesnym wstawaniem. Tak to jest w wolny weekend, że człowiek nie potrafi jakoś znaleźć motywacji, ale wiem że to tylko kwestia czasu jak się to zmieni. Wystarczy, że dzień zrobi się trochę dłuższy i temperatury będą wyższe, a chęci same przyjdą
Ruszam w drogę sporo po wschodzie słońca. Nie miałem żadnych konkretów odnośnie trasy. Chciałem dojechać nad jezioro zaporowe Slezská Harta na rzece Moravice.
Jazda przez góry jest ciężka. Wszystko przez sporo ważący plecak oraz krępujące ruchy ubrania. Lecę na Bruntal możliwie najbardziej głównymi drogami.
Ładną mamy pogodę. Jest bezwietrzne co jest sporym plusem podczas jazdy rowerem. No i chyba pierwszy tak ciepły dzień tego roku
Pierwszą dłuższą przerwę robię pomiędzy Svetlą Horą(czy jak kto woli Jasną Górą ), a Bruntalem. Siadam sobie ma łące, otwieram browarka i delektuję się widokiem ośnieżonych Jesioników
Wpadam do Bruntalu. Pod tamtejszym pałacem nie potrafiłem się przełamać by wypuścić drona. Bardzo korciło by zrobić jakieś ujęcia obiektu z góry. Może innym razem....
Po 1620 r. pałac zastał odebrany jego prawowitym właścicielom, rodowi von Würben ponieważ opowiedzieli się przeciwko Habsburgom, a następnie przekazano zakonowi krzyżackiemu.
Na ryku też kilka zdjęć. Gdzieniegdzie leżą resztki śniegu, ale to nic dziwnego bo miasto leży na wysokości około 550 metrów powyżej poziomu morza.
Robię małe zaopatrzenie w markecie i jadę na sąsiadujący z miastem szczyt. Uhlířský vrch, bo o nim mowa, wznosi się na wysokość 672 m n.p.m. I w sumie nie byłoby w tym niewysokim wzniesieniu nic ciekawego gdyby nie fakt, że jest to wygasły wulkan. W dodatku jeden z najmłodszych na obecnych terenach Republiki Czeskiej ! Na szczycie stoi wybudowany w XVIII wieku kościół pw. Manny Marii Pomocnej. Wiedzie do niego aleja wysadzana lipami.
Miejsce warte polecenia na spokojne rodzinne spacery. Można podelektować się przyrodą, architekturą, a przy ładnej pogodzie niesamowitymi widokami na pasmo Wysokiego Jesionika !
Na południowych stokach od XIX wieku wydobywano tuf. Obecnie jest to stanowisko geologiczne, a teren objęty jest rezerwatem przyrody.
Tutaj już się nie krępuję i wypuszczam drona. W takich przypadkach niesamowite na mnie robi wrażenie widok na miejsca, które przecież bardzo dobrze znam. Właśnie dlatego sprawiłem sobie taką latającą zabawkę by mieć nowe perspektywy Widok jest niesamowity !
Trzeba jechać dalej. Przez Kočov zjeżdżam do głównej drogi. Kawałek dalej odbijam w lewo i wzdłuż rzeki Moravica jadę w kierunku jeziora Slezská Harta. Pierwotnie myślałem o tym by zdobyć najwyższy wygasły wulkan, Velky Roudny, ale widząc jak sporo leży na jego stokach śniegu rezygnuję. Postanawiam odbić na Nová Pláň i dalej kierować się terenem po zielonych znakach turystycznych. Posunięcie nie było najlepsze bo bardzo wiele czasu straciłem na przedzieraniu się po tym bardzo błotnistym odcinku. W wielu miejscach leży jeszcze sporo rozmiękłego, więc bardzo grząskiego śniegu.
W połowie trasy wypuszczam Juniora ponownie i znowu nowe spojrzenie z nowej perspektywy !
Docieram do głównej drogi, uffff.... Przejeżdżam szybko przez Roudno i podjazd na przełęcz pomiędzy dwa najwyższe wulkany Niskiego Jesionika.
Zaczyna mi doskwierać brak czasu. Dzień mamy jeszcze zbyt krótki na takie długie wypady rowerowe. Podkręcam tempo jednocześnie kombinując jak tu najszybciej dotrzeć w okolicę zapory na jeziorze. Docieram tam zupełnie nowymi dla mnie drogami.
Jezioro Slezská Harta jest najmłodszym jeziorem w Republice Czeskiej. Spiętrzone wody na rzece Moravice zalały w 1997 roku kilka okolicznych miejscowości. Pierwotnie według wyliczeń napełnianie zbiornika miało potrwać kilkanaście lat jednak podczas największej powodzi jaką pamiętamy na tych terenach nastąpiło to w kilka miesięcy. Długość tamy wynosi 540 metrów, a wysokość 64,8 metra co czyni ją najwyższą w całych Sudetach !
Przemieszczam się do sąsiedniej miejscowości Leskovec nad Moravicí. Jeszcze raz wzbijam się dronem w powietrze. Przejrzystość już nie ta.
Jednak powyżej 300 metrów ponad poziom gruntu powietrze czyściutkie i ładnie widać masyw Pradziada.
I to w sumie był mój ostatni przystanek na tej wycieczce. Jadę teraz szybko do Bruntalu domykając tym samym okrążenie wokół jeziora. Wariant powrotu do domy wybieram najłatwiejszy choć wcale nie najkrótszy. Lecę krajówką na Krnov, a potem dalej na Prudnik.
Dwustu kilometrów jeszcze tym razem nie udało się osiągnąć, ale to tylko kwestia czasu jak zacznę wykręcać takie dystanse
Galeria: https://photos.app.goo.gl/eie6hvx8BqjyVSqT8
Najwyższa pora rozpocząć sezon rowerowy, ale tak bardziej na poważnie. Do tej pory w tym roku jeszcze niedane mi było pokonać dystansu przekraczającego 100 km. Dzisiaj ma się to zmienić
Jeżeli nie wybieram się specjalnie na wschód słońca to jeszcze mam problem ze wczesnym wstawaniem. Tak to jest w wolny weekend, że człowiek nie potrafi jakoś znaleźć motywacji, ale wiem że to tylko kwestia czasu jak się to zmieni. Wystarczy, że dzień zrobi się trochę dłuższy i temperatury będą wyższe, a chęci same przyjdą
Ruszam w drogę sporo po wschodzie słońca. Nie miałem żadnych konkretów odnośnie trasy. Chciałem dojechać nad jezioro zaporowe Slezská Harta na rzece Moravice.
Jazda przez góry jest ciężka. Wszystko przez sporo ważący plecak oraz krępujące ruchy ubrania. Lecę na Bruntal możliwie najbardziej głównymi drogami.
Ładną mamy pogodę. Jest bezwietrzne co jest sporym plusem podczas jazdy rowerem. No i chyba pierwszy tak ciepły dzień tego roku
Pierwszą dłuższą przerwę robię pomiędzy Svetlą Horą(czy jak kto woli Jasną Górą ), a Bruntalem. Siadam sobie ma łące, otwieram browarka i delektuję się widokiem ośnieżonych Jesioników
Wpadam do Bruntalu. Pod tamtejszym pałacem nie potrafiłem się przełamać by wypuścić drona. Bardzo korciło by zrobić jakieś ujęcia obiektu z góry. Może innym razem....
Po 1620 r. pałac zastał odebrany jego prawowitym właścicielom, rodowi von Würben ponieważ opowiedzieli się przeciwko Habsburgom, a następnie przekazano zakonowi krzyżackiemu.
Na ryku też kilka zdjęć. Gdzieniegdzie leżą resztki śniegu, ale to nic dziwnego bo miasto leży na wysokości około 550 metrów powyżej poziomu morza.
Robię małe zaopatrzenie w markecie i jadę na sąsiadujący z miastem szczyt. Uhlířský vrch, bo o nim mowa, wznosi się na wysokość 672 m n.p.m. I w sumie nie byłoby w tym niewysokim wzniesieniu nic ciekawego gdyby nie fakt, że jest to wygasły wulkan. W dodatku jeden z najmłodszych na obecnych terenach Republiki Czeskiej ! Na szczycie stoi wybudowany w XVIII wieku kościół pw. Manny Marii Pomocnej. Wiedzie do niego aleja wysadzana lipami.
Miejsce warte polecenia na spokojne rodzinne spacery. Można podelektować się przyrodą, architekturą, a przy ładnej pogodzie niesamowitymi widokami na pasmo Wysokiego Jesionika !
Na południowych stokach od XIX wieku wydobywano tuf. Obecnie jest to stanowisko geologiczne, a teren objęty jest rezerwatem przyrody.
Tutaj już się nie krępuję i wypuszczam drona. W takich przypadkach niesamowite na mnie robi wrażenie widok na miejsca, które przecież bardzo dobrze znam. Właśnie dlatego sprawiłem sobie taką latającą zabawkę by mieć nowe perspektywy Widok jest niesamowity !
Trzeba jechać dalej. Przez Kočov zjeżdżam do głównej drogi. Kawałek dalej odbijam w lewo i wzdłuż rzeki Moravica jadę w kierunku jeziora Slezská Harta. Pierwotnie myślałem o tym by zdobyć najwyższy wygasły wulkan, Velky Roudny, ale widząc jak sporo leży na jego stokach śniegu rezygnuję. Postanawiam odbić na Nová Pláň i dalej kierować się terenem po zielonych znakach turystycznych. Posunięcie nie było najlepsze bo bardzo wiele czasu straciłem na przedzieraniu się po tym bardzo błotnistym odcinku. W wielu miejscach leży jeszcze sporo rozmiękłego, więc bardzo grząskiego śniegu.
W połowie trasy wypuszczam Juniora ponownie i znowu nowe spojrzenie z nowej perspektywy !
Docieram do głównej drogi, uffff.... Przejeżdżam szybko przez Roudno i podjazd na przełęcz pomiędzy dwa najwyższe wulkany Niskiego Jesionika.
Zaczyna mi doskwierać brak czasu. Dzień mamy jeszcze zbyt krótki na takie długie wypady rowerowe. Podkręcam tempo jednocześnie kombinując jak tu najszybciej dotrzeć w okolicę zapory na jeziorze. Docieram tam zupełnie nowymi dla mnie drogami.
Jezioro Slezská Harta jest najmłodszym jeziorem w Republice Czeskiej. Spiętrzone wody na rzece Moravice zalały w 1997 roku kilka okolicznych miejscowości. Pierwotnie według wyliczeń napełnianie zbiornika miało potrwać kilkanaście lat jednak podczas największej powodzi jaką pamiętamy na tych terenach nastąpiło to w kilka miesięcy. Długość tamy wynosi 540 metrów, a wysokość 64,8 metra co czyni ją najwyższą w całych Sudetach !
Przemieszczam się do sąsiedniej miejscowości Leskovec nad Moravicí. Jeszcze raz wzbijam się dronem w powietrze. Przejrzystość już nie ta.
Jednak powyżej 300 metrów ponad poziom gruntu powietrze czyściutkie i ładnie widać masyw Pradziada.
I to w sumie był mój ostatni przystanek na tej wycieczce. Jadę teraz szybko do Bruntalu domykając tym samym okrążenie wokół jeziora. Wariant powrotu do domy wybieram najłatwiejszy choć wcale nie najkrótszy. Lecę krajówką na Krnov, a potem dalej na Prudnik.
Dwustu kilometrów jeszcze tym razem nie udało się osiągnąć, ale to tylko kwestia czasu jak zacznę wykręcać takie dystanse
Galeria: https://photos.app.goo.gl/eie6hvx8BqjyVSqT8
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Niski Jesionik czyli od Cvilina po Kružberk i dalej wzdłuż Moravicy ... - 17.03.2019
Pogoda coraz częściej zaczyna dopisywać na weekend, więc rzeczą oczywistą jest, że człowiek stara się to wykorzystać. Tylko w dalszym ciągu mam jeszcze problem z bardzo wczesnym wstawaniem
Po takiej trochę nijakiej pogodowo sobocie przychodzi piękna i słoneczna niedziela. Przejrzystość powietrza też jest niezła. Tylko o poranku jest dość chłodno no ale przecież mamy dopiero połowę marca No i ten masakrycznie silny wiatr. Jednak na razie się nim nie przejmuję bo od rana to on raczej i będzie pomagać w jeździe aniżeli przeszkadzać
Dość szybko udaje mi się tym razem dotrzeć do Krnova. Tam w sklepiku robię małe zaopatrzenie i następnie kilka fotek na rynku przy tamtejszym ratuszu. Podjeżdżam jeszcze na moment pod synagogę.
Jednym z moich dzisiejszych celów było wjechanie na Cvilin, wzniesienie górujące nad miastem. Na szczycie znajduje się bardzo charakterystyczny obiekt, którym jest barokowy kościół pielgrzymkowy. Innym obiektem wartym uwagi jest kamienna wieża widokowa wybudowana w 1903 roku przez towarzystwo MSSGV.
Mimo iż wieje bardzo mocny wiatr to decyduję się wysłać na rekonesans drona. Oj ciężko było walczyć z tak silnymi podmuchami, ale efekt lotu jest zadowalający
Kontrastu nadaje widok pięknie ośnieżonych Jesioników.
Wracam na główną drogę i kieruję się do nieodległego Uvalna. Tam na wzniesieniu stoi kolejna kamienna wieża widokowa. Pełni ona jednak jeszcze jedną funkcję(poza widokowymi), a mianowicie jest to mauzoleum gdzie znajdują się prochy Hansa Kudlicha. Był on lekarzem amerykańskim, politykiem śląskim i austriackim, poseł austriackiego parlamentu w latach 1848-1849. Urodził się właśnie w Uvalnie. Za sprawą jego wniosku 31 sierpnia 1848 roku parlament ten zniósł poddaństwo chłopów i pańszczyznę na terytorium monarchii Habsburgów.
Niestety wieża o tej porze roku jest jeszcze nieczynna. Podobnie ma się sprawa z tą na Cvilinie.
Pisałem na początku, że jest dobra przejrzystość powietrza ale aż tak dobrej widoczności to ja się nie spodziewałem. Problem polega na tym iż nie pomyślałem by zabrać większy obiektyw i musiałem się zadowolić marnymi 120 milimetrami ogniskowej....
Poniżej widok na Beskidy z okolic Uvalna. Do Babiej Góry bagatela 141 km...
Z Uvalna jadę za zielonymi znakami na Lichnov.
Tam odbijam na miejscowość Sosnova bo według mapy.cz od niedawna stoi tam wieża widokowa. W ogóle to coraz więcej tego typu atrakcji powstaje w okolicy.
Podjazd jest krótki ale dość stromy. No chyba, że podjechać inną, techniczną drogą. Ja jednak wybrałem szlak turystyczny Wieża widokowa jest drewniana i liczy sobie 25 metrów wysokości. Jej oficjalne otwarcie miało miejsce w listopadzie 2018 roku.
W dalszym ciągu mocno wieje. Widoczność zdaje się, że jest jeszcze lepsza niż godzinę wcześniej. Byłem w małym szoku gdy zobaczyłem ośnieżone szczyty Tatr Zachodnich( o ile można nazwać dojrzenie 2-3 szczytów ). Oprócz tego widać też coś w Małej Fatrze
Do takiej Bystrej jest przeszło 180 km, a do Małego Krywania w Małej Fatrze 132 km..
No dobra, parę fotek z wieży, parę z drona i trzeba jechać dalej.
Kieruję się na Horní Benesov. Trasa rowerowa przez las jest po ostatnich wichurach istną katorgą tyle leży tam teraz powalonych drzew
W Benešovie zakupy na stacji paliw i jadę w kierunku miejscowości Kružberk leżącej nad sztucznym jeziorem o tej samej nazwie. Zapora na jeziorze nie jest tak imponująca jak ta na sąsiednim - Slezská Harta. Robi się coraz później, więc tylko kilka fotek....
... i jadę dalej terenem gdzie wiedzie lokalna ścieżka dydaktyczna "Kraina Břidlice" – na szlaku górnictwa łupkowego. To raczej temat na zupełnie osobny wpis.....
Jadę do kolejnej wieży widokowej, która powstała całkiem niedawno. Nie jest tak imponująca jak ta nad miejscowością Sosnova bo liczy zaledwie 12 metrów wysokości, ale teren jest zupełnie pozbawiony drzew, więc taka wysokość wystarczy.
Wielu turystów kręci się w okolicy. Większość podchodzi od strony Starych Těchanovic. Kilka fotek z wieży....
I później jeszcze kilka z drona. Całkiem ładna okolica
Dalsza droga wiedzie po trasie rowerowej wzdłuż rzeki Moravica. W Podhradí obowiązkowa przerwa. Trzeba ponownie puścić Igora bo nad wsią górują ruiny średniowiecznego zamku Vikštejn.
Smaczku widokom nadaje jeszcze wijąca się droga u podnóża oraz przełom rzeki.
Kontynuuję jazdę wzdłuż Moravicy. Teraz w większości droga jest szutrowa i bardziej odpowiednia pod rower górski aniżeli szosa, więc jak ktoś się tam kiedyś wybierze to musi pamiętać iż trasa rowerowa to niekoniecznie po asfalcie
Ostatnie kilometry do Hradca nad Moravicą wiodą wzdłuż ciekawego obiektu jakim jest Weisshuhnův kanał. Kanał wybudowano pod koniec XIX wieku by spławiać nim drewno oraz wytwarzać energię elektryczną w papierni w Žimrovicach.
Gdy docieram do Hradca jest już dość późno. Wykorzystuję ostatnie chwilę ze słońcem i wykonuję kilka zdjęć z lotu ptaka tamtejszych pałaców. W tym znajdującym się niżej, zwanym czerwonym widać, że trwa remont dziedzińca. Od teraz będzie cały z kamienia, a nie jak to miało miejsce wcześniej, że znajdowały się tam tereny zielone.
Według moich kalkulacji jeżeli teraz będę wracać do domu główną drogą przez Opave i Krnov to powinno mi wyjść przeszło 200 km. Taki też miałem cel na dziś czyli pierwsze dwie stówy w tym roku
Z racji, że za chwilę zajdzie słońce to postanawiam już się nie zatrzymywać tak by o względnie znośnej godzinie dotrzeć do domu. Ważna rzecz..., niemal zupełnie ustał wiatr, a to oznacza iż nie będzie mi on przeszkadzać w drodze powrotne
W domu jestem po 21szej z dystansem 213 km. Zadowolony jestem z tego dnia
Zdjęcia: https://photos.app.goo.gl/VQi3XTp4Nsy4QJdU7
Pogoda coraz częściej zaczyna dopisywać na weekend, więc rzeczą oczywistą jest, że człowiek stara się to wykorzystać. Tylko w dalszym ciągu mam jeszcze problem z bardzo wczesnym wstawaniem
Po takiej trochę nijakiej pogodowo sobocie przychodzi piękna i słoneczna niedziela. Przejrzystość powietrza też jest niezła. Tylko o poranku jest dość chłodno no ale przecież mamy dopiero połowę marca No i ten masakrycznie silny wiatr. Jednak na razie się nim nie przejmuję bo od rana to on raczej i będzie pomagać w jeździe aniżeli przeszkadzać
Dość szybko udaje mi się tym razem dotrzeć do Krnova. Tam w sklepiku robię małe zaopatrzenie i następnie kilka fotek na rynku przy tamtejszym ratuszu. Podjeżdżam jeszcze na moment pod synagogę.
Jednym z moich dzisiejszych celów było wjechanie na Cvilin, wzniesienie górujące nad miastem. Na szczycie znajduje się bardzo charakterystyczny obiekt, którym jest barokowy kościół pielgrzymkowy. Innym obiektem wartym uwagi jest kamienna wieża widokowa wybudowana w 1903 roku przez towarzystwo MSSGV.
Mimo iż wieje bardzo mocny wiatr to decyduję się wysłać na rekonesans drona. Oj ciężko było walczyć z tak silnymi podmuchami, ale efekt lotu jest zadowalający
Kontrastu nadaje widok pięknie ośnieżonych Jesioników.
Wracam na główną drogę i kieruję się do nieodległego Uvalna. Tam na wzniesieniu stoi kolejna kamienna wieża widokowa. Pełni ona jednak jeszcze jedną funkcję(poza widokowymi), a mianowicie jest to mauzoleum gdzie znajdują się prochy Hansa Kudlicha. Był on lekarzem amerykańskim, politykiem śląskim i austriackim, poseł austriackiego parlamentu w latach 1848-1849. Urodził się właśnie w Uvalnie. Za sprawą jego wniosku 31 sierpnia 1848 roku parlament ten zniósł poddaństwo chłopów i pańszczyznę na terytorium monarchii Habsburgów.
Niestety wieża o tej porze roku jest jeszcze nieczynna. Podobnie ma się sprawa z tą na Cvilinie.
Pisałem na początku, że jest dobra przejrzystość powietrza ale aż tak dobrej widoczności to ja się nie spodziewałem. Problem polega na tym iż nie pomyślałem by zabrać większy obiektyw i musiałem się zadowolić marnymi 120 milimetrami ogniskowej....
Poniżej widok na Beskidy z okolic Uvalna. Do Babiej Góry bagatela 141 km...
Z Uvalna jadę za zielonymi znakami na Lichnov.
Tam odbijam na miejscowość Sosnova bo według mapy.cz od niedawna stoi tam wieża widokowa. W ogóle to coraz więcej tego typu atrakcji powstaje w okolicy.
Podjazd jest krótki ale dość stromy. No chyba, że podjechać inną, techniczną drogą. Ja jednak wybrałem szlak turystyczny Wieża widokowa jest drewniana i liczy sobie 25 metrów wysokości. Jej oficjalne otwarcie miało miejsce w listopadzie 2018 roku.
W dalszym ciągu mocno wieje. Widoczność zdaje się, że jest jeszcze lepsza niż godzinę wcześniej. Byłem w małym szoku gdy zobaczyłem ośnieżone szczyty Tatr Zachodnich( o ile można nazwać dojrzenie 2-3 szczytów ). Oprócz tego widać też coś w Małej Fatrze
Do takiej Bystrej jest przeszło 180 km, a do Małego Krywania w Małej Fatrze 132 km..
No dobra, parę fotek z wieży, parę z drona i trzeba jechać dalej.
Kieruję się na Horní Benesov. Trasa rowerowa przez las jest po ostatnich wichurach istną katorgą tyle leży tam teraz powalonych drzew
W Benešovie zakupy na stacji paliw i jadę w kierunku miejscowości Kružberk leżącej nad sztucznym jeziorem o tej samej nazwie. Zapora na jeziorze nie jest tak imponująca jak ta na sąsiednim - Slezská Harta. Robi się coraz później, więc tylko kilka fotek....
... i jadę dalej terenem gdzie wiedzie lokalna ścieżka dydaktyczna "Kraina Břidlice" – na szlaku górnictwa łupkowego. To raczej temat na zupełnie osobny wpis.....
Jadę do kolejnej wieży widokowej, która powstała całkiem niedawno. Nie jest tak imponująca jak ta nad miejscowością Sosnova bo liczy zaledwie 12 metrów wysokości, ale teren jest zupełnie pozbawiony drzew, więc taka wysokość wystarczy.
Wielu turystów kręci się w okolicy. Większość podchodzi od strony Starych Těchanovic. Kilka fotek z wieży....
I później jeszcze kilka z drona. Całkiem ładna okolica
Dalsza droga wiedzie po trasie rowerowej wzdłuż rzeki Moravica. W Podhradí obowiązkowa przerwa. Trzeba ponownie puścić Igora bo nad wsią górują ruiny średniowiecznego zamku Vikštejn.
Smaczku widokom nadaje jeszcze wijąca się droga u podnóża oraz przełom rzeki.
Kontynuuję jazdę wzdłuż Moravicy. Teraz w większości droga jest szutrowa i bardziej odpowiednia pod rower górski aniżeli szosa, więc jak ktoś się tam kiedyś wybierze to musi pamiętać iż trasa rowerowa to niekoniecznie po asfalcie
Ostatnie kilometry do Hradca nad Moravicą wiodą wzdłuż ciekawego obiektu jakim jest Weisshuhnův kanał. Kanał wybudowano pod koniec XIX wieku by spławiać nim drewno oraz wytwarzać energię elektryczną w papierni w Žimrovicach.
Gdy docieram do Hradca jest już dość późno. Wykorzystuję ostatnie chwilę ze słońcem i wykonuję kilka zdjęć z lotu ptaka tamtejszych pałaców. W tym znajdującym się niżej, zwanym czerwonym widać, że trwa remont dziedzińca. Od teraz będzie cały z kamienia, a nie jak to miało miejsce wcześniej, że znajdowały się tam tereny zielone.
Według moich kalkulacji jeżeli teraz będę wracać do domu główną drogą przez Opave i Krnov to powinno mi wyjść przeszło 200 km. Taki też miałem cel na dziś czyli pierwsze dwie stówy w tym roku
Z racji, że za chwilę zajdzie słońce to postanawiam już się nie zatrzymywać tak by o względnie znośnej godzinie dotrzeć do domu. Ważna rzecz..., niemal zupełnie ustał wiatr, a to oznacza iż nie będzie mi on przeszkadzać w drodze powrotne
W domu jestem po 21szej z dystansem 213 km. Zadowolony jestem z tego dnia
Zdjęcia: https://photos.app.goo.gl/VQi3XTp4Nsy4QJdU7
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Zábřeh, Mohelnice, Úsov czyli zamki, pałace i wieże widokowe - 23.03.2019
Po kilku rowerowych wypadach we wschodnią część Jesioników przyszła pora by zmienić kierunek na zachodni. Tym razem udaje mi się jednak wyruszyć w trasę jeszcze przed wschodem słońca. Zdaję sobie sprawę, że czeka mnie dzisiaj trochę więcej podjazdów jak dotychczasowych wypadach w tym roku
Szykuje się kolejny ładny dzień choć jak się później okazało przejrzystość powietrza pozostawiała wiele do życzenia. No i jest zimno, cholernie zimno. Jeszcze w tym roku niedane mi było jechać na krótko. Nie inaczej będzie i tym razem.
Staram się szybko dotrzeć do Jesenika. Tam tylko kilka zdjęć i dalej na przełęcz Ramzova. Po drodze odwiedzam polankę z moim ulubionym widokiem na Masyw Keprnika. Niestety tym razem bez piwa ale i tak byłby problem by sobie usiąść bo trawa bardzo mokra. Ważne też że temperatura powoli idzie do góry
Zaopatrzenie robię dopiero w Jindřichovie.
W Hanušovicach odbijam wzdłuż rzeki Morava bo trasa jest znacznie łatwiejsza dla rowerzysty do pokonania. Trudniej jest jadąc przez miejscowość Kopřivná bo tam należy pokonać konkretne wzniesienie.
Teraz już nie ma pośpiechu. Jadę przez Bohdíkov po wyznakowanej trasie rowerowej nr.4.
W miejscowości Ruda nad Moravą był plan wypuszczenia drona nad tamtejszym pałacem. Po dotarciu na miejsce widzę, że brama wjazdowa jest otwarta więc wjeżdżam na plac przed samym pałacem. Obecnie trawa tam remont bo widać krzątającą się ekipę i zgromadzone materiały budowlane. Fajnie, że tego typu obiekty nie niszczeją.
Obecna bryła obiektu pochodzi z okresu renesansu.
No i tym razem jednak nie polatałem.... Natomiast kawałek dalej odbijam na Radomilov. Moim celem jest teraz szczyt Haj. W Radomilovie w sumie kończy się asfalt i dalej już wiedzie szutrówka. Częściowo wiedzie nią szlak zielony, który następnie odbija na pastwiska.
Trzeba pokonać kilka wzniesień ale warto bo widoki całkiem ładne.
Na mapie zaznaczony jest kościółek pod szczytem Haj. Nigdy tam nie byłem, więc zahaczę o to miejsce. Kościół Bożego Ciała, bo o nim mowa wzmiankowany jest w XVI wieku. Obecny pochodzi z 1724 roku. Ścieżka krzyżowa pochodzi natomiast z 1908 roku.
Tu też korzystam po raz pierwszy z usług Igora
Rozpoczynam zdobywanie szczytu Haj gdzie stoi wieża widokowa. Niestety szlak miejscami pnie się stromo do góry i leży tam też kilka powalonych przez wiatr drzew. Muszę prowadzić rower....
Wieża na szczycie powstała w 1996 roku, a pierwsza w tym miejscu stała ponad sześćdziesiąt lat wcześniej. Wieża jest czynna, ale ja nie decyduję się na wejście. Kiedyś byłem i wiem, że widok jest przez szyby. Zjeżdżam kawałek niżej gdzie mam dobry widok na Šumperk. Robię tam długą przerwę. Oglądam kończący sezon skoków narciarskich konkurs w Planicy
Później jeszcze pięć minut dla drona w powietrzu. Wieża fajnie wygląda, ale widoczność jak pisałem na początku jest nie najlepsza.
Jadę dalej szlakiem zielonym dość spory kawałek drogi. Nad Bludovem nie dawno wystawiono wieżę widokową. Nie jest ona jakaś wysoka, ale gdy okolica jest pozbawiona drzew to nic więcej nie potrzeba.
Igor startuje....
... i leci nad barokowy pałac w Bludovie.
Dalsza moja rasa wiedzie w kierunku Mohelnic bo tak sobie wykalkulowałem, że do tamtego miasta dam radę jeszcze dziś dotrzeć zanim zacznę kierować się ku domowi. Jednak jadę tam przez mniejsze miejscowości jak chociażby przez Brníčko, Lesnice czy Zvole. W Brníčko kiedyś byłem, ale to były jeszcze czasy bez drona, a tam nad miejscowością górują malownicze ruiny zamku o tej samej nazwie. Dron daje możliwość spojrzenia na miejsca, które się dobrze zna z nowej perspektywy.
Zamek pochodzi z drugiej połowy XIII wieku. Został zniszczony podczas konfliktu pomiędzy Jerzym z Poděbrad, a Mateuszem Korvínem w XV wieku.
W miejscowości Lesnice stoi niczym nie wyróżniający się pałacyk, którego początki to okres renesansu.
Pomiędzy mniejszymi miejscowościami wplatam jednak Zábřeh. Tylko zahaczam o przedmieścia by zrobić zakupy w markecie i lecę dalej na Mohelnice. Do Mohelnic w dużej części jedzie się po fajnych ścieżkach rowerowych.
W Mohelnicach obowiązkowy przejazd przez tamtejszy rynek. Szkoda tylko, że to jeden wielki parking
Najcenniejszym zabytkiem w mieście jest gotycki kościół pod wezwaniem św. Tomasza z Canterbury.
Miasto opuszczam oczywiście po ścieżkach rowerowy, których tu nie brakuje. Jadę teraz do nieodległego Úsova. Miasteczko znacznie ciekawsze dla mnie aniżeli chociażby wcześniej odwiedzone Mohelnice.
Dominantą miejscowości jest jedna z najstarszych zachowanych północnomorawskich siedzib szlacheckich. Pałac wybudowano w miejscu częściowo zniszczonego podczas szwedzkiej okupacji w 1643 roku zamku. Pierwotnie był on w formie francuskiego kasztelu. Teraz to zresztą widać bardzo dobrze z powietrza jak wygląda ten pałaco-zamek.
Ciekawostką jest znajdujące się w pałacu muzeum myśliwsko-leśnicze gdzie zgromadzono bogate zbiory chociażby broni czy też narzędzi kłusowniczych. Muzeum posiada wyjątkowe zbiory tego rodzaju na skalę Europy Środkowej. Niestety jestem tu po raz drugi i po raz drugi już po godzinach otwarcia, a to muzeum bardzo chętnie by zwiedził wewnątrz. Teraz będzie trzeba mieć to na uwadze na przyszłość
Tu niestety spotyka mnie też nie miła sytuacja. Pewien podpity, strasznie bełkoczący miejscowy żąda ode mnie bym oddał mu swój aparat. Gdy odmawiam to wyciąga rękę po właśnie lądującego drona. Jeden szybki ruch i już ręka wykręcona, a gościu tylko jęknął, ale wiem że go to bardzo zabolało. Znieczulica alkoholowa działa. Poprosiłem grzecznie by się oddalił bo w innym przypadku będzie mieć większe problemy aniżeli tylko bolący bark. Posłuchał, ale na odchodnym krzyczał coś w stylu bym wypieprzał do swojej śmierdzącej polski..... Niestety i takie przypadki się zdarzają, ale coś takiego mi przytrafilo się po raz pierwszy.
Jadę jeszcze pod miejscową synagogę, którą wybudowano pod koniec XVIII wieku.
Z Úsova jadę na Unicov. Droga dość szybko mi umyka spod kół. Ścieżkami rowerowymi przemierzam ościenne dzielnice miasta i odbijam na Rýmařov.
Zbliża się zachód słońca i robię coraz rzadziej przerwy nawet te na zdjęcia. Tym razem do Rýmařova jadę trochę inaczej aniżeli to ma w moim przypadku miejsce. Z Libiny przez Tvrdkov. Kiedyś tamtędy już jechałem i wiem, że łatwo tam nie jest. Konkretny podjazd na początek, a oprócz tego kilka mniejszych zjazdów i podjazdów. Trochę wkurzająca ta trasa, ale za to mam kilka fajnych ujęć wijącej się drogi z drona
W Rýmařovie jestem gdy jest już zupełnie ciemno. Robię zakupy w tym co zwykle sklepie prowadzonym przez Azjatów. Przede mną jeszcze 60 kilometrów do domu przez Jesioniki. Ale to standard.... Najważniejsze do wjechać na przełęcz Hvezda w Karlovej Studance, a potem to już z góry
222 kilometry i ponad 2k podjazdów to już całkiem sporo jak na tą porę roku. Jestem zadowolony, ale w te okolice szybko nie wrócę bo teraz będą u mnie trochę inne priorytety albo cele, które chcę zrealizować
Galeria z tego wypadu pod linkiem:
https://photos.app.goo.gl/bD9LLWzQR2e9Ro9k6
Po kilku rowerowych wypadach we wschodnią część Jesioników przyszła pora by zmienić kierunek na zachodni. Tym razem udaje mi się jednak wyruszyć w trasę jeszcze przed wschodem słońca. Zdaję sobie sprawę, że czeka mnie dzisiaj trochę więcej podjazdów jak dotychczasowych wypadach w tym roku
Szykuje się kolejny ładny dzień choć jak się później okazało przejrzystość powietrza pozostawiała wiele do życzenia. No i jest zimno, cholernie zimno. Jeszcze w tym roku niedane mi było jechać na krótko. Nie inaczej będzie i tym razem.
Staram się szybko dotrzeć do Jesenika. Tam tylko kilka zdjęć i dalej na przełęcz Ramzova. Po drodze odwiedzam polankę z moim ulubionym widokiem na Masyw Keprnika. Niestety tym razem bez piwa ale i tak byłby problem by sobie usiąść bo trawa bardzo mokra. Ważne też że temperatura powoli idzie do góry
Zaopatrzenie robię dopiero w Jindřichovie.
W Hanušovicach odbijam wzdłuż rzeki Morava bo trasa jest znacznie łatwiejsza dla rowerzysty do pokonania. Trudniej jest jadąc przez miejscowość Kopřivná bo tam należy pokonać konkretne wzniesienie.
Teraz już nie ma pośpiechu. Jadę przez Bohdíkov po wyznakowanej trasie rowerowej nr.4.
W miejscowości Ruda nad Moravą był plan wypuszczenia drona nad tamtejszym pałacem. Po dotarciu na miejsce widzę, że brama wjazdowa jest otwarta więc wjeżdżam na plac przed samym pałacem. Obecnie trawa tam remont bo widać krzątającą się ekipę i zgromadzone materiały budowlane. Fajnie, że tego typu obiekty nie niszczeją.
Obecna bryła obiektu pochodzi z okresu renesansu.
No i tym razem jednak nie polatałem.... Natomiast kawałek dalej odbijam na Radomilov. Moim celem jest teraz szczyt Haj. W Radomilovie w sumie kończy się asfalt i dalej już wiedzie szutrówka. Częściowo wiedzie nią szlak zielony, który następnie odbija na pastwiska.
Trzeba pokonać kilka wzniesień ale warto bo widoki całkiem ładne.
Na mapie zaznaczony jest kościółek pod szczytem Haj. Nigdy tam nie byłem, więc zahaczę o to miejsce. Kościół Bożego Ciała, bo o nim mowa wzmiankowany jest w XVI wieku. Obecny pochodzi z 1724 roku. Ścieżka krzyżowa pochodzi natomiast z 1908 roku.
Tu też korzystam po raz pierwszy z usług Igora
Rozpoczynam zdobywanie szczytu Haj gdzie stoi wieża widokowa. Niestety szlak miejscami pnie się stromo do góry i leży tam też kilka powalonych przez wiatr drzew. Muszę prowadzić rower....
Wieża na szczycie powstała w 1996 roku, a pierwsza w tym miejscu stała ponad sześćdziesiąt lat wcześniej. Wieża jest czynna, ale ja nie decyduję się na wejście. Kiedyś byłem i wiem, że widok jest przez szyby. Zjeżdżam kawałek niżej gdzie mam dobry widok na Šumperk. Robię tam długą przerwę. Oglądam kończący sezon skoków narciarskich konkurs w Planicy
Później jeszcze pięć minut dla drona w powietrzu. Wieża fajnie wygląda, ale widoczność jak pisałem na początku jest nie najlepsza.
Jadę dalej szlakiem zielonym dość spory kawałek drogi. Nad Bludovem nie dawno wystawiono wieżę widokową. Nie jest ona jakaś wysoka, ale gdy okolica jest pozbawiona drzew to nic więcej nie potrzeba.
Igor startuje....
... i leci nad barokowy pałac w Bludovie.
Dalsza moja rasa wiedzie w kierunku Mohelnic bo tak sobie wykalkulowałem, że do tamtego miasta dam radę jeszcze dziś dotrzeć zanim zacznę kierować się ku domowi. Jednak jadę tam przez mniejsze miejscowości jak chociażby przez Brníčko, Lesnice czy Zvole. W Brníčko kiedyś byłem, ale to były jeszcze czasy bez drona, a tam nad miejscowością górują malownicze ruiny zamku o tej samej nazwie. Dron daje możliwość spojrzenia na miejsca, które się dobrze zna z nowej perspektywy.
Zamek pochodzi z drugiej połowy XIII wieku. Został zniszczony podczas konfliktu pomiędzy Jerzym z Poděbrad, a Mateuszem Korvínem w XV wieku.
W miejscowości Lesnice stoi niczym nie wyróżniający się pałacyk, którego początki to okres renesansu.
Pomiędzy mniejszymi miejscowościami wplatam jednak Zábřeh. Tylko zahaczam o przedmieścia by zrobić zakupy w markecie i lecę dalej na Mohelnice. Do Mohelnic w dużej części jedzie się po fajnych ścieżkach rowerowych.
W Mohelnicach obowiązkowy przejazd przez tamtejszy rynek. Szkoda tylko, że to jeden wielki parking
Najcenniejszym zabytkiem w mieście jest gotycki kościół pod wezwaniem św. Tomasza z Canterbury.
Miasto opuszczam oczywiście po ścieżkach rowerowy, których tu nie brakuje. Jadę teraz do nieodległego Úsova. Miasteczko znacznie ciekawsze dla mnie aniżeli chociażby wcześniej odwiedzone Mohelnice.
Dominantą miejscowości jest jedna z najstarszych zachowanych północnomorawskich siedzib szlacheckich. Pałac wybudowano w miejscu częściowo zniszczonego podczas szwedzkiej okupacji w 1643 roku zamku. Pierwotnie był on w formie francuskiego kasztelu. Teraz to zresztą widać bardzo dobrze z powietrza jak wygląda ten pałaco-zamek.
Ciekawostką jest znajdujące się w pałacu muzeum myśliwsko-leśnicze gdzie zgromadzono bogate zbiory chociażby broni czy też narzędzi kłusowniczych. Muzeum posiada wyjątkowe zbiory tego rodzaju na skalę Europy Środkowej. Niestety jestem tu po raz drugi i po raz drugi już po godzinach otwarcia, a to muzeum bardzo chętnie by zwiedził wewnątrz. Teraz będzie trzeba mieć to na uwadze na przyszłość
Tu niestety spotyka mnie też nie miła sytuacja. Pewien podpity, strasznie bełkoczący miejscowy żąda ode mnie bym oddał mu swój aparat. Gdy odmawiam to wyciąga rękę po właśnie lądującego drona. Jeden szybki ruch i już ręka wykręcona, a gościu tylko jęknął, ale wiem że go to bardzo zabolało. Znieczulica alkoholowa działa. Poprosiłem grzecznie by się oddalił bo w innym przypadku będzie mieć większe problemy aniżeli tylko bolący bark. Posłuchał, ale na odchodnym krzyczał coś w stylu bym wypieprzał do swojej śmierdzącej polski..... Niestety i takie przypadki się zdarzają, ale coś takiego mi przytrafilo się po raz pierwszy.
Jadę jeszcze pod miejscową synagogę, którą wybudowano pod koniec XVIII wieku.
Z Úsova jadę na Unicov. Droga dość szybko mi umyka spod kół. Ścieżkami rowerowymi przemierzam ościenne dzielnice miasta i odbijam na Rýmařov.
Zbliża się zachód słońca i robię coraz rzadziej przerwy nawet te na zdjęcia. Tym razem do Rýmařova jadę trochę inaczej aniżeli to ma w moim przypadku miejsce. Z Libiny przez Tvrdkov. Kiedyś tamtędy już jechałem i wiem, że łatwo tam nie jest. Konkretny podjazd na początek, a oprócz tego kilka mniejszych zjazdów i podjazdów. Trochę wkurzająca ta trasa, ale za to mam kilka fajnych ujęć wijącej się drogi z drona
W Rýmařovie jestem gdy jest już zupełnie ciemno. Robię zakupy w tym co zwykle sklepie prowadzonym przez Azjatów. Przede mną jeszcze 60 kilometrów do domu przez Jesioniki. Ale to standard.... Najważniejsze do wjechać na przełęcz Hvezda w Karlovej Studance, a potem to już z góry
222 kilometry i ponad 2k podjazdów to już całkiem sporo jak na tą porę roku. Jestem zadowolony, ale w te okolice szybko nie wrócę bo teraz będą u mnie trochę inne priorytety albo cele, które chcę zrealizować
Galeria z tego wypadu pod linkiem:
https://photos.app.goo.gl/bD9LLWzQR2e9Ro9k6
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
W odwiedzinach u Schaffgotschów + Wzgórza Strzelińskie i jeszcze coś.... - 06.04.2019
Tym razem jadę na wspólny trip z Kamilem, który jest chętny na dłuższą przejażdżkę, a jak jest ktoś chętny to zawsze staram się dopasować dystans pod towarzysza Jako, że tym razem planowy dystans będzie poniżej 200 kilometrów to postanawiam odwiedzić kilka miejsc, w których wielokrotnie bywałem, a jednocześnie już kilka lat tam nie zaglądałem. I tak na pierwszy rzut postanawiam odwiedzić Kopice i tamtejszy pałac, a właściwie to co po nim pozostało. Żeby nie było tak łatwo to jedziemy w kierunku Nysy polnymi drogami i leśnymi duktami tak mniej więcej jak biegnie rzeka Biała Głuchołaska.
Następnie przez niewielkie miejscowości docieramy do celu czyli do Kopic. Przy kościele Podwyższenia Krzyża Świętego stoi mauzoleum będące miejscem pochówku członków rodziny górnośląskiej linii Schaffgotschów. Jeszcze kilka lat temu grób był usytuowany tuż przed grobowcem, ale całkiem niedawno został zlikwidowany podobnie jak wszystkie inne nagrobki na całym przyległym terenie do kościoła. Teraz jest tam tylko trawnik.... Ponoć po odremontowaniu mauzoleum szczątki dawnych właścicieli tych ziem mają wrócić na dawne miejsce. Widać, że częściowo obiekt został już odremontowany.
Tutejszy kompleks pałacowy jest chyba najbardziej romantyczną ruiną na śląsku i to nie tylko jeżeli chodzi o wygląd, ale również ze względu na swoją historię. W 1859 roku Hans Urlich von Schaffgotsch wraz z żoną Joanną, zwaną "śląskim kopciuszkiem" zakupili tutejszy obiekt i przebudowali go w stylu neogotyku z elementami neorenesansu. Po II wojnie światowej ich potomkowie uciekli do Niemiec pozostawiając niemal cały dobytek, który w następnych latach był grabiony. W 1958 roku został podpalony i jak podają źródła pisane "dla zatarcia śladów" wcześniejszej zadbano o to by nie miano czym gasić pożaru wypuszczając wodę z okolicznych stawów.
Od tamtej pory obiekt popadał w coraz większą ruinę, a złodzieje wynosili nadal wszystko co miało jakąkolwiek wartość. Tym razem były to już jednak kamienne ozdoby, i posągi z okolicznego parku. Obiekt ten nigdy nie miał szczęścia do nabywców. Co prawda obecny właściciel uporządkował teren, przykrył prowizorycznym zadaszeniem pałacową kaplicę, ale na tym poprzestano. Dobrze że chociaż teren ogrodzony i ciągle jest tam stróż bo dzięki temu teren nie jest jeszcze bardziej dewastowany.
Dzisiaj akurat trafiliśmy na akcję porządkowania przyległego parku, który nadal służy okolicznym mieszkańcom za wysypisko śmieci. Po całym okolicznym terenie kręci się kilkadziesiąt osób z workami na śmieci. Na terenie bezpośrednio przyległym do pałacu widać osoby krzątające się jakby miało być tam jakieś ognisko. Później po powrocie do domu wyczytałem, że obecny właściciel faktycznie przygotował wspólne ognisko dla wszystkich.
A my tymczasem robimy objazd okolicznego parku gdzie można znaleźć jeszcze kilka ciekawych obiektów. Mauzoleum pozostałych członków rodziny, pruską kolumnę zwycięstwa oraz sztuczne ruiny zwane "Mysia wieża".
Z Kopic jedziemy na Grodków. Miasto jest tylko na naszej trasie przejazdu ponieważ naszym kolejny celem są Wzgórza Strzelińskie. W sumie miałem inny pomysł na trasę dotarcia tam, ale od obwodnicy Grodkowa jest nowa , genialna ścieżka rowerowa wiodąca po dawnej linii kolejowej Grodków-Strzelin. Co prawda jest to obecnie kilka kilometrów, ale miejmy nadzieję, że w przyszłości będzie w ten sposób zrewitalizowany większy odcinek tej trasy. Plany przewidują łącznie około 70 km ścieżek po dawnych nasypach kolejowych w dwóch województwach. Miejmy nadzieję, że to wypali bo jednak na chwilę obecną nie wszyscy włodarze są temu przychylni.
W Przewornie zaglądamy pod tamtejszy pałac. Robimy też zakupy w sklepie.
W miejscowości Krzywina odbijamy na szlak niebieski i teraz czeka nas spory odcinek przez Wzgórza Strzelińskie. Na samym początku w dawnym kamieniołomie znajduje się "Skałka Goethego". Odsłonięte są tu unikatowe skały określane jako kwarcyty daktylowe. Są to jasnokremowe, drobnoziarniste skały krzemionkowe, w których występują wydłużone agregaty mineralne przypominające kształtem daktyle(źródło: Wikipedia). W miejscu tym od dawien pozyskiwano bezbarwną, przezroczystą odmianę kwarcu zwaną kryształem górskim. Nawet teraz jakiś starszy miejscowy pan grzebie w rumoszu skalnym. My też przeszliśmy się po okolicy
Szlakiem żółtym docieramy na najwyższe wzniesienie - Gromnik. Na szczycie stoi za niska wieża widokowa jak na wysokość otaczającego szczyt lasu i osłonięte oraz częściowo zrekonstruowane ruiny zamku.
Kolejnym naszym przestankiem będzie Henryków. Docieramy tam parkiem przy opactwie cystersów.
Ten pocysterski barokowy zespół klasztorny z kościołem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny i św. Jana Chrzciciela jest jednym z najokazalszych i najpiękniejszych założeń barokowych na Śląsku. To tutaj powstała Księga Henrykowska – zabytek piśmiennictwa polskiego.
Tu też dorzucam kilka ujęć z drona.
Na naszej dzisiejszej trasie jest jeszcze jeden przystanek - Ziębice. Jednak ze względu na już dość późną porę samo miasto sobie darujemy. Za to wspinamy się na wzniesienie w parku miejskim skąd jest świetny widok na całą starówkę.
Wzniesienie zwane jest "Szubienicznym". Tam w 1966 roku postawiono największy ceramiczny pomnik w Europie. Pomnik Tysiąclecia Państwa Polskiego ma formę Orła nawiązującego do naszego godła.
Jak już dron w powietrzu to podlecę chociaż nad historyczne centrum miasta. Z góry ciekawie wygląda starówka
Pozostała część trasy wiedzie nas przez Otmuchów oraz czeską Vidnavę. Dość szybko nam zleciała ta trasa bo w sumie obyło się bez dłuższych przerw
Tego dnia udało się pokonać 180 km.
Galeria: https://photos.app.goo.gl/mHJ95YfFXutBANqe8
Tym razem jadę na wspólny trip z Kamilem, który jest chętny na dłuższą przejażdżkę, a jak jest ktoś chętny to zawsze staram się dopasować dystans pod towarzysza Jako, że tym razem planowy dystans będzie poniżej 200 kilometrów to postanawiam odwiedzić kilka miejsc, w których wielokrotnie bywałem, a jednocześnie już kilka lat tam nie zaglądałem. I tak na pierwszy rzut postanawiam odwiedzić Kopice i tamtejszy pałac, a właściwie to co po nim pozostało. Żeby nie było tak łatwo to jedziemy w kierunku Nysy polnymi drogami i leśnymi duktami tak mniej więcej jak biegnie rzeka Biała Głuchołaska.
Następnie przez niewielkie miejscowości docieramy do celu czyli do Kopic. Przy kościele Podwyższenia Krzyża Świętego stoi mauzoleum będące miejscem pochówku członków rodziny górnośląskiej linii Schaffgotschów. Jeszcze kilka lat temu grób był usytuowany tuż przed grobowcem, ale całkiem niedawno został zlikwidowany podobnie jak wszystkie inne nagrobki na całym przyległym terenie do kościoła. Teraz jest tam tylko trawnik.... Ponoć po odremontowaniu mauzoleum szczątki dawnych właścicieli tych ziem mają wrócić na dawne miejsce. Widać, że częściowo obiekt został już odremontowany.
Tutejszy kompleks pałacowy jest chyba najbardziej romantyczną ruiną na śląsku i to nie tylko jeżeli chodzi o wygląd, ale również ze względu na swoją historię. W 1859 roku Hans Urlich von Schaffgotsch wraz z żoną Joanną, zwaną "śląskim kopciuszkiem" zakupili tutejszy obiekt i przebudowali go w stylu neogotyku z elementami neorenesansu. Po II wojnie światowej ich potomkowie uciekli do Niemiec pozostawiając niemal cały dobytek, który w następnych latach był grabiony. W 1958 roku został podpalony i jak podają źródła pisane "dla zatarcia śladów" wcześniejszej zadbano o to by nie miano czym gasić pożaru wypuszczając wodę z okolicznych stawów.
Od tamtej pory obiekt popadał w coraz większą ruinę, a złodzieje wynosili nadal wszystko co miało jakąkolwiek wartość. Tym razem były to już jednak kamienne ozdoby, i posągi z okolicznego parku. Obiekt ten nigdy nie miał szczęścia do nabywców. Co prawda obecny właściciel uporządkował teren, przykrył prowizorycznym zadaszeniem pałacową kaplicę, ale na tym poprzestano. Dobrze że chociaż teren ogrodzony i ciągle jest tam stróż bo dzięki temu teren nie jest jeszcze bardziej dewastowany.
Dzisiaj akurat trafiliśmy na akcję porządkowania przyległego parku, który nadal służy okolicznym mieszkańcom za wysypisko śmieci. Po całym okolicznym terenie kręci się kilkadziesiąt osób z workami na śmieci. Na terenie bezpośrednio przyległym do pałacu widać osoby krzątające się jakby miało być tam jakieś ognisko. Później po powrocie do domu wyczytałem, że obecny właściciel faktycznie przygotował wspólne ognisko dla wszystkich.
A my tymczasem robimy objazd okolicznego parku gdzie można znaleźć jeszcze kilka ciekawych obiektów. Mauzoleum pozostałych członków rodziny, pruską kolumnę zwycięstwa oraz sztuczne ruiny zwane "Mysia wieża".
Z Kopic jedziemy na Grodków. Miasto jest tylko na naszej trasie przejazdu ponieważ naszym kolejny celem są Wzgórza Strzelińskie. W sumie miałem inny pomysł na trasę dotarcia tam, ale od obwodnicy Grodkowa jest nowa , genialna ścieżka rowerowa wiodąca po dawnej linii kolejowej Grodków-Strzelin. Co prawda jest to obecnie kilka kilometrów, ale miejmy nadzieję, że w przyszłości będzie w ten sposób zrewitalizowany większy odcinek tej trasy. Plany przewidują łącznie około 70 km ścieżek po dawnych nasypach kolejowych w dwóch województwach. Miejmy nadzieję, że to wypali bo jednak na chwilę obecną nie wszyscy włodarze są temu przychylni.
W Przewornie zaglądamy pod tamtejszy pałac. Robimy też zakupy w sklepie.
W miejscowości Krzywina odbijamy na szlak niebieski i teraz czeka nas spory odcinek przez Wzgórza Strzelińskie. Na samym początku w dawnym kamieniołomie znajduje się "Skałka Goethego". Odsłonięte są tu unikatowe skały określane jako kwarcyty daktylowe. Są to jasnokremowe, drobnoziarniste skały krzemionkowe, w których występują wydłużone agregaty mineralne przypominające kształtem daktyle(źródło: Wikipedia). W miejscu tym od dawien pozyskiwano bezbarwną, przezroczystą odmianę kwarcu zwaną kryształem górskim. Nawet teraz jakiś starszy miejscowy pan grzebie w rumoszu skalnym. My też przeszliśmy się po okolicy
Szlakiem żółtym docieramy na najwyższe wzniesienie - Gromnik. Na szczycie stoi za niska wieża widokowa jak na wysokość otaczającego szczyt lasu i osłonięte oraz częściowo zrekonstruowane ruiny zamku.
Kolejnym naszym przestankiem będzie Henryków. Docieramy tam parkiem przy opactwie cystersów.
Ten pocysterski barokowy zespół klasztorny z kościołem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny i św. Jana Chrzciciela jest jednym z najokazalszych i najpiękniejszych założeń barokowych na Śląsku. To tutaj powstała Księga Henrykowska – zabytek piśmiennictwa polskiego.
Tu też dorzucam kilka ujęć z drona.
Na naszej dzisiejszej trasie jest jeszcze jeden przystanek - Ziębice. Jednak ze względu na już dość późną porę samo miasto sobie darujemy. Za to wspinamy się na wzniesienie w parku miejskim skąd jest świetny widok na całą starówkę.
Wzniesienie zwane jest "Szubienicznym". Tam w 1966 roku postawiono największy ceramiczny pomnik w Europie. Pomnik Tysiąclecia Państwa Polskiego ma formę Orła nawiązującego do naszego godła.
Jak już dron w powietrzu to podlecę chociaż nad historyczne centrum miasta. Z góry ciekawie wygląda starówka
Pozostała część trasy wiedzie nas przez Otmuchów oraz czeską Vidnavę. Dość szybko nam zleciała ta trasa bo w sumie obyło się bez dłuższych przerw
Tego dnia udało się pokonać 180 km.
Galeria: https://photos.app.goo.gl/mHJ95YfFXutBANqe8
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Robert, ja nie wiem jaki Ty masz tyłek??, bo mój po 70 km daje bardzo o sobie znać i nie wyobrażam sobie robić więcej kilometrów obecnie
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Odpowiedź brzmi: przyzwyczajony
Jeżelibyś więcej jeździła to też ciało by się przyzwyczaiło bo to normalna kolej rzeczy.
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Kietrz, Tworków, Ostrava, Raduń, Opava - 30.03.2019
W końcu udaje się wyruszyć w drogę przed wschodem słońca. Co prawda jest to zaledwie kilkanaście minut, ale dobre i tyle Pogoda szykuje się ponownie świetna. Tylko ta temperatura z rana....
Wschód słońca zastaje mnie w połowie drogi do Prudnika. Na tarczy słonecznej ukazuje się tamtejszy ratusz Przez miasto szybko przejeżdżam i przez Krzyżkowice jadę do Osoblachy.
Kieruję się na Głubczyce. Jednak miasto omijam od zachodu. Przemierzam płaskowyż głubczycki. Robi się przyjemnie cieplutko.
Tak układam swoją dzisiejszą trasę by odwiedzić okoliczne ruiny kościołów, których na tych terenach jest kilka. Zostały one zniszczone podczas działań wojennych w 1945 roku.
Na pierwszy rzut idzie ten w miejscowości Włodzienin. Kościół św. Mikołaja zlokalizowany jest na południe już poza miejscowością. Wybudowany w XIV wieku posiada grobowce rodu Bytomskich, Szelihów i Sedlinickich z XV i XVI wieku, z płaskorzeźbami zmarłych i z napisami w języku starosłowiańskim. W 1945 r. kompletnie zniszczony i już nie odbudowany. Obecnie wieża kościelna zaadoptowana jako wieża widokowa.
Wykonuję kilka ujęć z powietrza....
Teraz jadę do sąsiednich Wojnowic gdzie znajdują się kolejne ruiny. Kościół św. Szymona i Judy Tadeusza pochodzi z lat 1806-1807. Zniszczony w tym samym okresie co kościół we Włodzieninie.
Kolejne ruiny kościoła znajdują się w Nowej Cerekwi. Jest to kościół cmentarny pw. św. Wacława, wybudowano go w 1688 roku.
W Nowej Cerekwi można zobaczyć również inne ruiny. Mianowicie chodzi o pozostałości zamku. Był on siedzibą rodu Vrbnów od 1585 do 1800r.
Ok. Wystarczy tych ruin kościołów na dziś, a jest ich w okolicy jeszcze kilka. Główną drogą jadę do nieodległego Kietrza. Tam robię małe zakupy i kieruję się na południe do rezerwatu Góra Gipsowa. W 1957 roku w tym miejscu utworzono rezerwat przyrody w celu zachowania stanowisk roślinności stepowej. Wcześniej bo już w 1935 roku istniał tu "Obszar Przyrody Chronionej Wapienna Góra".
Na tych terenach w latach 1812 – 1972 prowadzono eksploatację złóż gipsu metodą podziemną. Widać ślady tej eksploatacji do tej pory. Jednak mam nieodpowiednie obuwie to kręcenia się na tym podmokłym o tej porze roku terenie.
Ładne widoki w okolicy.
Jadę do Sudic. To już po czeskiej stronie. Z daleka widać tamtejszą, pseudogotycką świątynię.
W miejscowości znajduje się pomnik upamiętniający niemieckich żołnierzy, którzy zginęli podczas pierwszej wojny światowej.
Oprócz tego w miejscowości stoi samolot szkolno-treningowy L29 Delfín.
Na wylocie w kierunku Samborowic stoi jako pomnik czołg T34. Jest to pomnik upamiętniający wyzwolenie Sudic przez radziecką brygadę pancerną w 1945 roku.
No i wracam do PL...
Wyznakowaną trasą rowerową jadę do Tworkowa. Tam przejeżdżam obok zabytkowego młyna wodnego. Wzdłuż stawu "Trzeciok" udaję się pod ruiny pałacu. A tam zonk ! Ruiny pałacu niedostępne bo trwają tam prace remontowe ! Z tego co wyczytałem na wieży ma zostać wybudowana platforma widokowa, mury zabezpieczone przed dalszym niszczeniem. Powstanie tu również centrum informacyjne.
Kilka ujęć z drona.
I ponownie uderzam do Czech. Tym razem na znacznie dłużej. Z Sihlerovic jadę lasami w kierunku Ostravy.
Samo miasto nie jest moim celem. Postanawiam odwiedzić "Landek Park". Jest to największe muzeum górnicze w Republice Czeskiej. Zostało założone w dawnej kopalni Anselm gdzie wydobycie węgla kamiennego miało miejsce już w 1830 roku. Miejsce bardzo łatwo dostępne, szczególnie trasami rowerowymi wzdłuż Odry. Rowerzystów bardzo wielu dziś na ścieżkach.
Na sporym obszarze zgromadzono wiele maszyn służących do wydobycia węgla. Największe wrażenie robią kombajn oraz ogromna tarcza wiertnicza.
Na zwiedzanie samej kopalni nie mam ani czasu ani pieniędzy. Pozostaje mi jechać w kierunku Hošťálkovic wzdłuż Odry.
Tam w okolicy miejsca gdzie Opava wpada do Odry kilka ujęć z drona.
I właśnie wzdłuż Opavy jadę dalej po wyznaczonej trasie rowerowej. W przeważającej części są to szutry, ale mimo to jedzie się bardzo przyjemnie i szybko. Rowerzystów są całe tłumy ! Jedzie się tak fajnie, że kompletnie zapomniałem o wykonywaniu zdjęć ! Aparat wyciągam dopiero w okolicy Jilešovic.
W Smolkovie podjeżdżam pod kolejny tego dnia pomnik T34.
Ostatnim moim dzisiejszym przystankiem będzie miejscowość Raduň. Docieram tam polnymi drogami. Ciągle towarzyszy mi widok na nieodległą Opave.
Raduň nigdy jakoś nie znalazł się na trasie moich wycieczek, a tam okazuje się, że jest całkiem ładny pałac.
W jedynej czynnej knajpie zlokalizowanej w bezpośrednim sąsiedztwie pałacu jem już trochę spóźniony obiad i wypijam piwko. Smacznie i w przyzwoitych cenach.
Pierwotnie gotycki zamek w XVI wieku przebudowany przez rodzinę Tvorkovskich z Kravar w stylu renesansowym. Kolejne przeobrażenia miały miejsce już w XIX wieku. Pałac usytuowany na niewielkim wzniesieniu ponad stawem. Fajnie wygląda wraz ze swoim odbiciem na tafli wody.
Właśnie następuje zachód słońca. W dali widoczne Jesioniki, a ja gonię jak wariat na Opave.
Do domu pozostaje mi ponad sześćdziesiąt kilometrów, które pokonuje dość szybko. Bez postojów, bez zdjęć bo ileż można. W dniu dzisiejszym poprawiam też tegoroczny rekord jeżeli chodzi o pokonany dystans jednego dnia
Oczywiście zadowolenie po tak pięknie spędzonym dniu jest ogromne !
A galeria pod tym linkiem: https://photos.app.goo.gl/W9PCuCu52d6VQHDT6
W końcu udaje się wyruszyć w drogę przed wschodem słońca. Co prawda jest to zaledwie kilkanaście minut, ale dobre i tyle Pogoda szykuje się ponownie świetna. Tylko ta temperatura z rana....
Wschód słońca zastaje mnie w połowie drogi do Prudnika. Na tarczy słonecznej ukazuje się tamtejszy ratusz Przez miasto szybko przejeżdżam i przez Krzyżkowice jadę do Osoblachy.
Kieruję się na Głubczyce. Jednak miasto omijam od zachodu. Przemierzam płaskowyż głubczycki. Robi się przyjemnie cieplutko.
Tak układam swoją dzisiejszą trasę by odwiedzić okoliczne ruiny kościołów, których na tych terenach jest kilka. Zostały one zniszczone podczas działań wojennych w 1945 roku.
Na pierwszy rzut idzie ten w miejscowości Włodzienin. Kościół św. Mikołaja zlokalizowany jest na południe już poza miejscowością. Wybudowany w XIV wieku posiada grobowce rodu Bytomskich, Szelihów i Sedlinickich z XV i XVI wieku, z płaskorzeźbami zmarłych i z napisami w języku starosłowiańskim. W 1945 r. kompletnie zniszczony i już nie odbudowany. Obecnie wieża kościelna zaadoptowana jako wieża widokowa.
Wykonuję kilka ujęć z powietrza....
Teraz jadę do sąsiednich Wojnowic gdzie znajdują się kolejne ruiny. Kościół św. Szymona i Judy Tadeusza pochodzi z lat 1806-1807. Zniszczony w tym samym okresie co kościół we Włodzieninie.
Kolejne ruiny kościoła znajdują się w Nowej Cerekwi. Jest to kościół cmentarny pw. św. Wacława, wybudowano go w 1688 roku.
W Nowej Cerekwi można zobaczyć również inne ruiny. Mianowicie chodzi o pozostałości zamku. Był on siedzibą rodu Vrbnów od 1585 do 1800r.
Ok. Wystarczy tych ruin kościołów na dziś, a jest ich w okolicy jeszcze kilka. Główną drogą jadę do nieodległego Kietrza. Tam robię małe zakupy i kieruję się na południe do rezerwatu Góra Gipsowa. W 1957 roku w tym miejscu utworzono rezerwat przyrody w celu zachowania stanowisk roślinności stepowej. Wcześniej bo już w 1935 roku istniał tu "Obszar Przyrody Chronionej Wapienna Góra".
Na tych terenach w latach 1812 – 1972 prowadzono eksploatację złóż gipsu metodą podziemną. Widać ślady tej eksploatacji do tej pory. Jednak mam nieodpowiednie obuwie to kręcenia się na tym podmokłym o tej porze roku terenie.
Ładne widoki w okolicy.
Jadę do Sudic. To już po czeskiej stronie. Z daleka widać tamtejszą, pseudogotycką świątynię.
W miejscowości znajduje się pomnik upamiętniający niemieckich żołnierzy, którzy zginęli podczas pierwszej wojny światowej.
Oprócz tego w miejscowości stoi samolot szkolno-treningowy L29 Delfín.
Na wylocie w kierunku Samborowic stoi jako pomnik czołg T34. Jest to pomnik upamiętniający wyzwolenie Sudic przez radziecką brygadę pancerną w 1945 roku.
No i wracam do PL...
Wyznakowaną trasą rowerową jadę do Tworkowa. Tam przejeżdżam obok zabytkowego młyna wodnego. Wzdłuż stawu "Trzeciok" udaję się pod ruiny pałacu. A tam zonk ! Ruiny pałacu niedostępne bo trwają tam prace remontowe ! Z tego co wyczytałem na wieży ma zostać wybudowana platforma widokowa, mury zabezpieczone przed dalszym niszczeniem. Powstanie tu również centrum informacyjne.
Kilka ujęć z drona.
I ponownie uderzam do Czech. Tym razem na znacznie dłużej. Z Sihlerovic jadę lasami w kierunku Ostravy.
Samo miasto nie jest moim celem. Postanawiam odwiedzić "Landek Park". Jest to największe muzeum górnicze w Republice Czeskiej. Zostało założone w dawnej kopalni Anselm gdzie wydobycie węgla kamiennego miało miejsce już w 1830 roku. Miejsce bardzo łatwo dostępne, szczególnie trasami rowerowymi wzdłuż Odry. Rowerzystów bardzo wielu dziś na ścieżkach.
Na sporym obszarze zgromadzono wiele maszyn służących do wydobycia węgla. Największe wrażenie robią kombajn oraz ogromna tarcza wiertnicza.
Na zwiedzanie samej kopalni nie mam ani czasu ani pieniędzy. Pozostaje mi jechać w kierunku Hošťálkovic wzdłuż Odry.
Tam w okolicy miejsca gdzie Opava wpada do Odry kilka ujęć z drona.
I właśnie wzdłuż Opavy jadę dalej po wyznaczonej trasie rowerowej. W przeważającej części są to szutry, ale mimo to jedzie się bardzo przyjemnie i szybko. Rowerzystów są całe tłumy ! Jedzie się tak fajnie, że kompletnie zapomniałem o wykonywaniu zdjęć ! Aparat wyciągam dopiero w okolicy Jilešovic.
W Smolkovie podjeżdżam pod kolejny tego dnia pomnik T34.
Ostatnim moim dzisiejszym przystankiem będzie miejscowość Raduň. Docieram tam polnymi drogami. Ciągle towarzyszy mi widok na nieodległą Opave.
Raduň nigdy jakoś nie znalazł się na trasie moich wycieczek, a tam okazuje się, że jest całkiem ładny pałac.
W jedynej czynnej knajpie zlokalizowanej w bezpośrednim sąsiedztwie pałacu jem już trochę spóźniony obiad i wypijam piwko. Smacznie i w przyzwoitych cenach.
Pierwotnie gotycki zamek w XVI wieku przebudowany przez rodzinę Tvorkovskich z Kravar w stylu renesansowym. Kolejne przeobrażenia miały miejsce już w XIX wieku. Pałac usytuowany na niewielkim wzniesieniu ponad stawem. Fajnie wygląda wraz ze swoim odbiciem na tafli wody.
Właśnie następuje zachód słońca. W dali widoczne Jesioniki, a ja gonię jak wariat na Opave.
Do domu pozostaje mi ponad sześćdziesiąt kilometrów, które pokonuje dość szybko. Bez postojów, bez zdjęć bo ileż można. W dniu dzisiejszym poprawiam też tegoroczny rekord jeżeli chodzi o pokonany dystans jednego dnia
Oczywiście zadowolenie po tak pięknie spędzonym dniu jest ogromne !
A galeria pod tym linkiem: https://photos.app.goo.gl/W9PCuCu52d6VQHDT6
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
RobertJ piękne te Twoje wycieczki, a zdjęcia... genialne. Trochę mnie tu nie było, więc mam do nadrobienia oglądanie i czytanie, ale po ostatnich trzech wpisach stwierdzam, że to prostu nieziemska przyjemność.
Zdjęcia z drona genialne, chciałam napisać, że zwłaszcza te z drogami albo zakolami rzek, albo że fajnie podejrzeć te remontowane pałace jak to wyglądają totalnie 'od środka', ale przecież wszystkie te ujęcia z góry są kapitalne.
Jak Ty jeździsz po tych bezdrożach? Znasz je bardzo dobrze, czy są tak dobrze oznakowane, czy masz po prostu GPSa żeby się nie zgubić?
Super foty, wielkie WOW
Zdjęcia z drona genialne, chciałam napisać, że zwłaszcza te z drogami albo zakolami rzek, albo że fajnie podejrzeć te remontowane pałace jak to wyglądają totalnie 'od środka', ale przecież wszystkie te ujęcia z góry są kapitalne.
Jak Ty jeździsz po tych bezdrożach? Znasz je bardzo dobrze, czy są tak dobrze oznakowane, czy masz po prostu GPSa żeby się nie zgubić?
Super foty, wielkie WOW
impossible is nothing
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Dron to zupełnie inne spojrzenie na otaczający nas światBeti pisze: ↑17 maja 2019, 14:16RobertJ piękne te Twoje wycieczki, a zdjęcia... genialne. Trochę mnie tu nie było, więc mam do nadrobienia oglądanie i czytanie, ale po ostatnich trzech wpisach stwierdzam, że to prostu nieziemska przyjemność.
Zdjęcia z drona genialne, chciałam napisać, że zwłaszcza te z drogami albo zakolami rzek, albo że fajnie podejrzeć te remontowane pałace jak to wyglądają totalnie 'od środka', ale przecież wszystkie te ujęcia z góry są kapitalne.
Jak Ty jeździsz po tych bezdrożach? Znasz je bardzo dobrze, czy są tak dobrze oznakowane, czy masz po prostu GPSa żeby się nie zgubić?
Super foty, wielkie WOW
Korzystam z aplikacji mapy.cz. Patrzę po mapie, która działa również w trybie offline, gdzie jestem, co jest ciekawego w okolicy. Czasami wytyczę sobie jakąś trasę, jednak rzadko trzymam się tego co mi aplikacja wskaże. Przeważnie i tak wszystko modyfikuję w trakcie wycieczki. Jednak taki gps jest bardzo pomocny Bez gpsa też spokojnie daję radę, ale skoro w dzisiejszych czasach technologia tak bardzo ułatwia nam życie to czemu z niej nie korzystać ?
Dzięki Beti, że tu zajrzałaś
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Brzeg, Namysłów, Kępno, Byczyna oraz Kluczbork - 07.04.2019
W końcu przyszedł ten moment gdy wypadałoby wybrać się do siostry w odwiedziny w okolice Byczyny. Do tej pory jakoś nigdy nie było mi tam po drodze, albo po prostu nie lubię jeździć za bardzo po płaskim i wolę góry dlatego przeważnie obieram kierunek południowy, a nie północny
Miałem wyruszyć przed wschodem słońca, ale ponowne się nie udało Jednak za bardzo się tym nie przejmuję bo po płaskim powinienem osiągnąć wyższą średnią aniżeli w górach. Szybko przejeżdżam przez Nysę i ciągle główną drogą uderzam na Grodków i dalej na Brzeg, ale ten drugi etap jest już podrzędnymi drogami.
Po Brzegu kręciłem się już bardzo dawno temu i to nie będąc tam rowerem. Tym razem robię objazd miasta.
Położone mniej/więcej w połowie drogi pomiędzy Wrocławiem a Opolem miasto to jest jednym z najstarszych i ciekawszych miast Śląska. Obecnie zamieszkiwane przez około 36 tyś. mieszkańców.
Najcenniejszym zabytkiem jest tutejszy zamek Piastów Śląskich (zwany czasami Śląskim Wawelem) Wzniesiony na miejscu gotyckiego zamku warownego. Ten obecny kształt nadała mu renesansowa przebudowa. Główna fasada bogato zdobiona, zaliczana do najciekawszych tego stylu w Europie, a już na pewno w kraju. Dziedziniec otoczony trzykondygnacyjnymi krużgankami. Niestety za wstęp pobierana jest opłata, a że już kiedyś zwiedzałem obiekt to tym razem nie mam po prostu takiej potrzeby.
Przy zamku stoi barokowy kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego.
W rynku ciekawy, renesansowy ratusz.
Kościół św. Mikołaja, gotycki. Podczas ostatniej wojny zniszczony, ale odbudowany w latach 60-tych.
Miasto naprawdę warte by je odwiedzić
Kolejnym etapem dzisiejszego wyjazdu jest dotarcie do Namysłowa. W sumie jazda bez przerw, ot kilka fotek po drodze i to tyle
Namysłów był dla mnie zawsze miastem, przez które przejeżdżałem tylko tzw. "tranzytem", a przecież jest bardzo ciekawe.
Ulokowane w jednakowej odległości zarówno od Opola jak i od Wrocławia od niemal zawsze historia tego miasta związana była z ważeniem piwa. I choć datowanie tutejszego browaru zamkowego to 1538 rok, należy zaznaczyć, że ważono tutaj piwo znacznie wcześniej. Kto mógł ważył ten złocisty trunek.
Rynek jest zadbany i poza kilkoma sypiącymi się elewacjami barokowych kamienic nie ma się za bardzo czego czepić. Ratusz, z 1374 r., XV-XIX w., z 57-metrową wieżą.
Kościół Świętych Apostołów Piotra i Pawła to najważniejsza świątynia w mieście. Późnogotycka z I połowy XV wieku. Inna znacznie mniejsza i starsza to kościół św. Franciszka i św. Piotra z XIV w. w bezpośrednim sąsiedztwie browaru.
Z lotu ptaka bardzo dobrze widać średniowieczny układ urbanistyczny.
Z Namysłowa mógłbym jechać już bezpośrednio na Wołczyn i dalej na Byczynę jednak tak sobie wykalkulowałem, że jeżeli podjadę jeszcze do Kępna to po powrocie powinienem mieć w pokonanym dystansie trójkę z przodu. Fajnie by tak było. Nie namyślając się wiele uderzam właśnie na Kępno przez Rychtal.
W mieście senna atmosfera i choć ryneczek ładny to niczym szczególny się nie wyróżnia. Obieram kierunek na Byczynę.....
Byczyna to bardzo ciekawe miasto gdzie zachował się średniowieczny układ przestrzenny otoczony wybudowanymi w XIV-XV w. murami miejskimi w kształcie owalnym. Ich łączna długość to 912 metrów. Byczyna jest jednym z niewielu miast na terytorium polski gdzie mury obronne zachowały się niemal w całości.
http://4.bp.blogspot.com/-MELB2Nl1qrc/X ... 5-Pano.jpg
Rynek ładny, otoczony niewysokimi kamienicami, ale oszpecony od wschodniej strony blokiem. W centrum ratusz pierwotnie z XV wieku w późniejszym okresie nadano mu po przebudowie styl barokowy.
Wewnątrz opasających stare miasto murów znajdują się dwie świątynie: – gotycki kościół pw. Świętego Mikołaja oraz Kościół Świętej Trójcy i Najświętszej Maryi Panny Różańcowej, barokowy.
Kilka kilometrów na wschód od Byczyny mieszka moja siostra, którą w końcu postanowiłem odwiedzić Za długo to tam nie zabawiłem bo pora w sumie dość późna. Po niespełna godzinie ruszam w drogę powrotną.
Droga powrotna wiedzie przez Kluczbork.
W okresie swojej edukacji kilkukrotnie odbywałem tu kursy kształcenia zawodowego. Wiele razy mówiłem sobie, że chciałbym odwiedzić miasto rowerem. I powiem tak. Niemal nic się tu nie zmieniło. Centrum zadbane, ale wystarczy udać się na "zaplecze", a tam zaniedbanie i syf. Szczególnie slamsy gdzie mieszkają Romowie.
W ostatnich promieniach słońca opuszczam miasto i kieruję się na Opole główną trasą. Już nic nie kombinuję tylko gonię ile mam siły w nogach, a te już robią się powoli miękkie od wysiłku Do domu ponad 110 km i docieram tam przed pierwszą w nocy z dystansem przekraczającym 300 kilometrów czyli tak jak chciałem.
Był to kolejny udany dzień, a właściwie cały weekend bo w sumie udało się ukręcić przeszło 500 kilometrów w dwa dni !
Galeria: https://photos.app.goo.gl/gQV1NZJeLEqX5V6XA
W końcu przyszedł ten moment gdy wypadałoby wybrać się do siostry w odwiedziny w okolice Byczyny. Do tej pory jakoś nigdy nie było mi tam po drodze, albo po prostu nie lubię jeździć za bardzo po płaskim i wolę góry dlatego przeważnie obieram kierunek południowy, a nie północny
Miałem wyruszyć przed wschodem słońca, ale ponowne się nie udało Jednak za bardzo się tym nie przejmuję bo po płaskim powinienem osiągnąć wyższą średnią aniżeli w górach. Szybko przejeżdżam przez Nysę i ciągle główną drogą uderzam na Grodków i dalej na Brzeg, ale ten drugi etap jest już podrzędnymi drogami.
Po Brzegu kręciłem się już bardzo dawno temu i to nie będąc tam rowerem. Tym razem robię objazd miasta.
Położone mniej/więcej w połowie drogi pomiędzy Wrocławiem a Opolem miasto to jest jednym z najstarszych i ciekawszych miast Śląska. Obecnie zamieszkiwane przez około 36 tyś. mieszkańców.
Najcenniejszym zabytkiem jest tutejszy zamek Piastów Śląskich (zwany czasami Śląskim Wawelem) Wzniesiony na miejscu gotyckiego zamku warownego. Ten obecny kształt nadała mu renesansowa przebudowa. Główna fasada bogato zdobiona, zaliczana do najciekawszych tego stylu w Europie, a już na pewno w kraju. Dziedziniec otoczony trzykondygnacyjnymi krużgankami. Niestety za wstęp pobierana jest opłata, a że już kiedyś zwiedzałem obiekt to tym razem nie mam po prostu takiej potrzeby.
Przy zamku stoi barokowy kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego.
W rynku ciekawy, renesansowy ratusz.
Kościół św. Mikołaja, gotycki. Podczas ostatniej wojny zniszczony, ale odbudowany w latach 60-tych.
Miasto naprawdę warte by je odwiedzić
Kolejnym etapem dzisiejszego wyjazdu jest dotarcie do Namysłowa. W sumie jazda bez przerw, ot kilka fotek po drodze i to tyle
Namysłów był dla mnie zawsze miastem, przez które przejeżdżałem tylko tzw. "tranzytem", a przecież jest bardzo ciekawe.
Ulokowane w jednakowej odległości zarówno od Opola jak i od Wrocławia od niemal zawsze historia tego miasta związana była z ważeniem piwa. I choć datowanie tutejszego browaru zamkowego to 1538 rok, należy zaznaczyć, że ważono tutaj piwo znacznie wcześniej. Kto mógł ważył ten złocisty trunek.
Rynek jest zadbany i poza kilkoma sypiącymi się elewacjami barokowych kamienic nie ma się za bardzo czego czepić. Ratusz, z 1374 r., XV-XIX w., z 57-metrową wieżą.
Kościół Świętych Apostołów Piotra i Pawła to najważniejsza świątynia w mieście. Późnogotycka z I połowy XV wieku. Inna znacznie mniejsza i starsza to kościół św. Franciszka i św. Piotra z XIV w. w bezpośrednim sąsiedztwie browaru.
Z lotu ptaka bardzo dobrze widać średniowieczny układ urbanistyczny.
Z Namysłowa mógłbym jechać już bezpośrednio na Wołczyn i dalej na Byczynę jednak tak sobie wykalkulowałem, że jeżeli podjadę jeszcze do Kępna to po powrocie powinienem mieć w pokonanym dystansie trójkę z przodu. Fajnie by tak było. Nie namyślając się wiele uderzam właśnie na Kępno przez Rychtal.
W mieście senna atmosfera i choć ryneczek ładny to niczym szczególny się nie wyróżnia. Obieram kierunek na Byczynę.....
Byczyna to bardzo ciekawe miasto gdzie zachował się średniowieczny układ przestrzenny otoczony wybudowanymi w XIV-XV w. murami miejskimi w kształcie owalnym. Ich łączna długość to 912 metrów. Byczyna jest jednym z niewielu miast na terytorium polski gdzie mury obronne zachowały się niemal w całości.
http://4.bp.blogspot.com/-MELB2Nl1qrc/X ... 5-Pano.jpg
Rynek ładny, otoczony niewysokimi kamienicami, ale oszpecony od wschodniej strony blokiem. W centrum ratusz pierwotnie z XV wieku w późniejszym okresie nadano mu po przebudowie styl barokowy.
Wewnątrz opasających stare miasto murów znajdują się dwie świątynie: – gotycki kościół pw. Świętego Mikołaja oraz Kościół Świętej Trójcy i Najświętszej Maryi Panny Różańcowej, barokowy.
Kilka kilometrów na wschód od Byczyny mieszka moja siostra, którą w końcu postanowiłem odwiedzić Za długo to tam nie zabawiłem bo pora w sumie dość późna. Po niespełna godzinie ruszam w drogę powrotną.
Droga powrotna wiedzie przez Kluczbork.
W okresie swojej edukacji kilkukrotnie odbywałem tu kursy kształcenia zawodowego. Wiele razy mówiłem sobie, że chciałbym odwiedzić miasto rowerem. I powiem tak. Niemal nic się tu nie zmieniło. Centrum zadbane, ale wystarczy udać się na "zaplecze", a tam zaniedbanie i syf. Szczególnie slamsy gdzie mieszkają Romowie.
W ostatnich promieniach słońca opuszczam miasto i kieruję się na Opole główną trasą. Już nic nie kombinuję tylko gonię ile mam siły w nogach, a te już robią się powoli miękkie od wysiłku Do domu ponad 110 km i docieram tam przed pierwszą w nocy z dystansem przekraczającym 300 kilometrów czyli tak jak chciałem.
Był to kolejny udany dzień, a właściwie cały weekend bo w sumie udało się ukręcić przeszło 500 kilometrów w dwa dni !
Galeria: https://photos.app.goo.gl/gQV1NZJeLEqX5V6XA
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Racibórz, Rudy, GSA - 14.04.2019
Ostatnio pogoda coraz bardziej jest łaskawa i pozwala na coraz dłuższe wycieczki. I choć poranki nie są jeszcze zbyt ciepłe to już za dnia jest całkiem przyjemnie
Jako, że w górach leży jeszcze bardzo sporo śniegu to początek wiosny jest u mnie okresem gdy kręcę się bardziej po płaskich terenach. Zawsze gdzieś tam w głowie mam kilka pomysłów na trasę, które chciałbym kiedyś zrealizować Tym razem pogoda o poranku nie jest zbyt ciekawa, siąpi mżawka, ale prognozy mówią, że z biegiem czasu ma się poprawiać.
Ruszam w drogę. Obieram kierunek wschodni....
W okolicy Głogówka zaczyna nieśmiało pokazywać się słońce. Jest dobrze
Z Głogówka jadę już dalej podrzędnymi drogami. Czasami trafiały się również odcinki po drogach polnych.
I tak przez Kazimierz, Ciesznów oraz Grudynię Małą docieram do Krowiarek. Tam pierwszy pit stop na posiłek. Siadam na ławce przy stawie, a na przeciwko mam tamtejszy pałac.
Kolejnym celem jest Racibórz. Dawno temu bardzo często odwiedzałem to miasto ponieważ mieszkała tu dość długo moja siostra. Teraz priorytet to zakupy. Następnie wbijam na rynek.
Nigdy jakoś nie byłem pod zamkiem i w ogóle w parku, a przecież siostra mieszkała niemal w bezpośrednim sąsiedztwie
Zamek piastowski w Raciborzu to bardzo stary gród, o tak naprawdę nie do końca znanych początkach. Budowla, która się do dzisiejszych czasów zachowała jest wynikiem wielu przebudów, dokonywanych w kolejnych wiekach, jest to swoista mieszanka stylów architektonicznych. Jednym z cenniejszych obiektów zamku jest kaplica św. Tomasza Becketa z Canterbury, zwana perłą śląskiego gotyku.
Przy zamku działa browar gdzie waży się znane piwo "Raciborskie"
I właśnie popijając sobie to piwko oglądam miasto z perspektywy ptaka. Wszystko dzięki "Igorowi".
Objeżdżam miasto wałami wzdłuż Odry, a następnie kanału ulga.
Kolejnym moim celem są Rudy. By nie było zbyt łatwo, a przede wszystkim nudno to staram się tam dotrzeć leśnymi drogami przez lasy w rezerwacie przyrody Łężczok. Mijając kolejne stawy przejeżdżam obok dawnego dworku myśliwskiego. Nawet kilku rowerzystów spotkałem
W Rudach znajduje się pocysterski zespół klasztorno-pałacowy. Pierwszy klasztor w tym miejscu powstał na początku XIII wieku, ale nie przetrwał najazdu tatarskiego w 1241 roku. Z początkiem II połowy XIII wieku Cystersi z Jędrzejowa przybyli tu jednak ponownie i wybudowali kolejny klasztor, który zasiedlili w 1255 roku.
Na terenie parku obowiązuje zakaz lotów dronem, ale komercyjnych, a jako, że ja nie mam z tego żadnych korzyści materialnych to pozwoliłem sobie na lot i uwiecznienie obiektu z góry
Lasami Kuźni Raciborskiej podążam do Sierakowic. Po drodze kaplica polowa w środku lasu.
W Sierakowicach niewielkie zakupy i jadę dalej na północ. W miejscowości tej znajduje się drewniany kościół Sw. Katarzyny z 1675 roku.
W sąsiednich Rachowicach kolejna drewniano murowana świątynia pw. Świętej Trójcy. Murowane prezbiterium pochodzi z przełomu XV wiek i XVI wieku. Obecna, drewniana nawa kościoła wybudowana została około 1668 roku.
W Rudzińcu kolejny, wybudowany w 1657 roku z wieżą z 1853 roku.
W Rudzińcu zobaczymy również pałac reprezentujący neorenesans. Opuszczony, trochę zaniedbany, ale zabezpieczony.
Jeszcze nigdy nie byłem w miejscowości Zimna Wódka, więc tym razem postanowiłem, że zrobię sobie fotkę pod tablicą z nazwą miejscowości...., ale ktoś chyba sobie tablicę wziął na pamiątkę !
Ale spokojnie na wylocie z miejscowości po drugiej stronie przecież jest kolejna !
Należy też wspomnieć, że w tej wsi znajduje się kolejny drewniany kościół. Ten jednak jest młodszy od poprzednich bo pochodzi z 1748 roku i reprezentuje styl barokowy.
Na Górę Świętej Anny(GSA) jadę już wyłącznie polnymi oraz leśnymi drogami...., no dobra w Czarnocinie potoczyłem się kilkaset metrów asfaltem
Na "Ance" już dawno mnie nie widzieli bo ponad rok czasu. Powiedziałem sobie, że wpadnę tu z dronem, ale jak będą lepsze warunki aniżeli poprzednio. Tym razem było to lepiej choć jak to mówią dupy nie urywało
Na temat grzbietu Chełma czy też znajdującego się na szczycie klasztoru franciszkanów jak i amfiteatru nie będę się rozpisywać ponieważ wielokrotnie już o tym napomknąłem we wcześniejszych relacjach Teraz tylko kilka ujęć z drona....
Jest już jednak trochę późno. Wiadomo, że i tak nie ominie mnie jazda po zmroku. Teraz szybko zjeżdżam przez "Lesisko" do Żyrowej. Pałac w Żyrowej jest jednym z największych obiektów wczesnobarokowych na Opolszczyźnie. Aktualnie trwają tam prace remontowe z tego widać na bardzo dużą skalę! Fajnie !
No i teraz pozostaje mi już tylko droga powrotna do domu czyli jakieś 65 km. Zachód słońca zastaje mnie w Gogolinie i dalej już w sumie jazda bez większej historii
A jakby kogoś to zainteresowało to więcej zdjęć znajdzie tradycyjnie w galerii pod poniższym linkiem :
https://photos.app.goo.gl/YUWBs5USUfDCgRbL8
Ostatnio pogoda coraz bardziej jest łaskawa i pozwala na coraz dłuższe wycieczki. I choć poranki nie są jeszcze zbyt ciepłe to już za dnia jest całkiem przyjemnie
Jako, że w górach leży jeszcze bardzo sporo śniegu to początek wiosny jest u mnie okresem gdy kręcę się bardziej po płaskich terenach. Zawsze gdzieś tam w głowie mam kilka pomysłów na trasę, które chciałbym kiedyś zrealizować Tym razem pogoda o poranku nie jest zbyt ciekawa, siąpi mżawka, ale prognozy mówią, że z biegiem czasu ma się poprawiać.
Ruszam w drogę. Obieram kierunek wschodni....
W okolicy Głogówka zaczyna nieśmiało pokazywać się słońce. Jest dobrze
Z Głogówka jadę już dalej podrzędnymi drogami. Czasami trafiały się również odcinki po drogach polnych.
I tak przez Kazimierz, Ciesznów oraz Grudynię Małą docieram do Krowiarek. Tam pierwszy pit stop na posiłek. Siadam na ławce przy stawie, a na przeciwko mam tamtejszy pałac.
Kolejnym celem jest Racibórz. Dawno temu bardzo często odwiedzałem to miasto ponieważ mieszkała tu dość długo moja siostra. Teraz priorytet to zakupy. Następnie wbijam na rynek.
Nigdy jakoś nie byłem pod zamkiem i w ogóle w parku, a przecież siostra mieszkała niemal w bezpośrednim sąsiedztwie
Zamek piastowski w Raciborzu to bardzo stary gród, o tak naprawdę nie do końca znanych początkach. Budowla, która się do dzisiejszych czasów zachowała jest wynikiem wielu przebudów, dokonywanych w kolejnych wiekach, jest to swoista mieszanka stylów architektonicznych. Jednym z cenniejszych obiektów zamku jest kaplica św. Tomasza Becketa z Canterbury, zwana perłą śląskiego gotyku.
Przy zamku działa browar gdzie waży się znane piwo "Raciborskie"
I właśnie popijając sobie to piwko oglądam miasto z perspektywy ptaka. Wszystko dzięki "Igorowi".
Objeżdżam miasto wałami wzdłuż Odry, a następnie kanału ulga.
Kolejnym moim celem są Rudy. By nie było zbyt łatwo, a przede wszystkim nudno to staram się tam dotrzeć leśnymi drogami przez lasy w rezerwacie przyrody Łężczok. Mijając kolejne stawy przejeżdżam obok dawnego dworku myśliwskiego. Nawet kilku rowerzystów spotkałem
W Rudach znajduje się pocysterski zespół klasztorno-pałacowy. Pierwszy klasztor w tym miejscu powstał na początku XIII wieku, ale nie przetrwał najazdu tatarskiego w 1241 roku. Z początkiem II połowy XIII wieku Cystersi z Jędrzejowa przybyli tu jednak ponownie i wybudowali kolejny klasztor, który zasiedlili w 1255 roku.
Na terenie parku obowiązuje zakaz lotów dronem, ale komercyjnych, a jako, że ja nie mam z tego żadnych korzyści materialnych to pozwoliłem sobie na lot i uwiecznienie obiektu z góry
Lasami Kuźni Raciborskiej podążam do Sierakowic. Po drodze kaplica polowa w środku lasu.
W Sierakowicach niewielkie zakupy i jadę dalej na północ. W miejscowości tej znajduje się drewniany kościół Sw. Katarzyny z 1675 roku.
W sąsiednich Rachowicach kolejna drewniano murowana świątynia pw. Świętej Trójcy. Murowane prezbiterium pochodzi z przełomu XV wiek i XVI wieku. Obecna, drewniana nawa kościoła wybudowana została około 1668 roku.
W Rudzińcu kolejny, wybudowany w 1657 roku z wieżą z 1853 roku.
W Rudzińcu zobaczymy również pałac reprezentujący neorenesans. Opuszczony, trochę zaniedbany, ale zabezpieczony.
Jeszcze nigdy nie byłem w miejscowości Zimna Wódka, więc tym razem postanowiłem, że zrobię sobie fotkę pod tablicą z nazwą miejscowości...., ale ktoś chyba sobie tablicę wziął na pamiątkę !
Ale spokojnie na wylocie z miejscowości po drugiej stronie przecież jest kolejna !
Należy też wspomnieć, że w tej wsi znajduje się kolejny drewniany kościół. Ten jednak jest młodszy od poprzednich bo pochodzi z 1748 roku i reprezentuje styl barokowy.
Na Górę Świętej Anny(GSA) jadę już wyłącznie polnymi oraz leśnymi drogami...., no dobra w Czarnocinie potoczyłem się kilkaset metrów asfaltem
Na "Ance" już dawno mnie nie widzieli bo ponad rok czasu. Powiedziałem sobie, że wpadnę tu z dronem, ale jak będą lepsze warunki aniżeli poprzednio. Tym razem było to lepiej choć jak to mówią dupy nie urywało
Na temat grzbietu Chełma czy też znajdującego się na szczycie klasztoru franciszkanów jak i amfiteatru nie będę się rozpisywać ponieważ wielokrotnie już o tym napomknąłem we wcześniejszych relacjach Teraz tylko kilka ujęć z drona....
Jest już jednak trochę późno. Wiadomo, że i tak nie ominie mnie jazda po zmroku. Teraz szybko zjeżdżam przez "Lesisko" do Żyrowej. Pałac w Żyrowej jest jednym z największych obiektów wczesnobarokowych na Opolszczyźnie. Aktualnie trwają tam prace remontowe z tego widać na bardzo dużą skalę! Fajnie !
No i teraz pozostaje mi już tylko droga powrotna do domu czyli jakieś 65 km. Zachód słońca zastaje mnie w Gogolinie i dalej już w sumie jazda bez większej historii
A jakby kogoś to zainteresowało to więcej zdjęć znajdzie tradycyjnie w galerii pod poniższym linkiem :
https://photos.app.goo.gl/YUWBs5USUfDCgRbL8
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Święta Wielkanocne 2019 na kole... - Dzień 1 - 20.04.2019
Nie wiem jak u innych, ale u mnie okres świąteczny to zawsze dodatkowy wolny czas, który mogę spożytkować na coś co lubię, a że lubię śmigać na rowerze to przeważnie tak robię..., chociaż nie... Przecież z reguły święta to grudzień lub marzec, a to raczej niezbyt ciekawy czas na rower(zimno, śnieg etc.) chociaż staram się... W tym roku święta wielkanocne wypadają dość późno bo w drugiej połowie kwietnia, a to już czas gdy teoretycznie powinno być dość ciepło, a i dni są znacznie dłuższe i świat zaczyna wybuchać wiosenną zielenią
Pogoda według prognoz ma być bardzo ładna, a przede wszystkim ma być w końcu ciepło ! By tym razem nie mieć problemów z wczesnym wstawaniem decyduję się na sprawdzoną metodę czyli po prostu nie kładę się spać Kwiecień to czas gdy robię pierwsze wypady dłuższe aniżeli jednodniowe. Ostatnimi czasy na taki początek sezonu rowerowego obieram kurs na południowe Morawy i nie inaczej było tym razem. Ruszam po północy. Jest tak ciepło, że całą noc jadę w krótkich spodenkach ! Szybko na świeżości pokonuję Jesioniki i potem już łatwizna czyli przejazd przez region etnograficzny Haná. To dość rozległy obszar na Morawach rozciągający się pomiędzy miastami Zábřeh, Holešov, Vyškov i Uničov. Tereny dość płaskie i jadę z dość dużą prędkością średnią. W Litovelu łapię gumę bo zbyt szybko chciałem wjechać na ścieżkę rowerową, a okazało się że krawężnik jest tam zbyt wysoki ! Ze zmianą dętki jednak szybko się uporałem
W Prostějovie zaczyna świtać, ale aparat wyciągam dopiero kilkanaście kilometrów dalej. Zaplanowałem sobie, że wschód słońca obejrzę ze wzniesienia Předina (313 m). Jest tam wieża widokowa bardziej przypominająca ambonę myśliwską. Ta jednak usytuowana jest po przeciwnej stronie i trochę trudno byłoby z niej obejrzeć wschód słońca
Słońce wstaje, a ja mam na liczniku już 134 km pokonane. Teraz już nie będzie pośpiechu. Zaczynam poznawanie miejsc, w których jeszcze nie byłem, ale odwiedzam również miejsca gdzie wielokrotnie bywałem. O poranku jest jednak dość chłodno. Ale z racji, że jestem w ciągłym ruchu to tego chłodu tak nie odczuwam.
Przez niewielkie miejscowości jadę po wytyczonej trasie rowerowej nr. 5040. W Dobromilicach stoi barokowy pałac. Podobnie jest w miejscowości Doloplazy. W tym drugim obecnie ma swoją siedzibę urząd miejski.
W Doloplazach pierwsze dziś zakupy i kawałek dalej śniadanko, ale to gdy już minąłem Ivanovice na Hané i zrobiło się przyjemnie ciepło Wbijam na Litenčická pahorkatina.
Po drugiej stronie wzniesień podjeżdżam pod pałac w Hvězdlicach.
I zmierzam wzdłuż linii kolejowej przedzielającej pasma Chřiby i Ždánický les do miasta Kyjov. To już południowe Morawy, kraina słynąca przede wszystkim z bardzo dobrego wina, ale i fotografowie wzdychają do tutejszych pofalowanych krajobrazów
Nie wiem, ale na mnie nie robią wrażenia tutejsze widoki. Być może nie jestem zbyt wrażliwy lub jestem o nieodpowiedniej porze dnia. Chociaż bywało się w tych okolicach i o wschodzie słońca i o zachodzie. W okolicy Strážovic jest chyba najbardziej rozpoznawalna morawska kapliczka - kapliczka św. Barbary. Setki razy widywałem jej zdjęcia, a teraz ja tu jestem, ale zdjęcia robię z drona.
Znacznie ciekawiej dla mnie wyglądają okoliczne sady i winnice...
Przez niewielkie miejscowości docieram do "Ogrodu Europy" czyli kompleksu parkowego-pałacowego Lednice-Valtice.
Tak wiele razy odwiedzałem to miejsce i ciągle jeszcze tyle mam w tej okolicy do zobaczenia. Teraz posiadając drona mogę spojrzeć na okolicę z nowej perspektywy. Jednak w godzinach gdy tereny te są wręcz oblężone turystycznie zachodzi obawa, że mógłbym się zderzyć z innymi użytkownikami przestworzy. Gdyby to było np. we wczesnych godzinach porannych to miałbym więcej odwagi Staram się więc trzymać w bezpiecznej odległości. Powiedziałbym nawet, że zdjęcia wykonuję spoza całego kompleksu, który notabene jest wpisany na światową listę dziedzictwa UNESCO.
Żar leje się z nieba. Czuję, że mam coraz bardziej spaloną skórę na ramionach. Tak to jest gdy dopiero drugi raz w roku jeździ się w krótkim rękawku
Podążam ku granicy z Austrią. Przekroczyć granicę mam zamiar tuż za Valticami. W mieście robię jeszcze zapasy na dalszą drogę bo z tego co kojarzę to wielka sobota w Austrii jest dniem wolnym i mało prawdopodobne bym napotkał na swojej drodze coś otwartego.
Okazuje się, że droga po austriackiej stronie jest nieczynna ze względu na jakiś remont. Widząc jednak jakiegoś rowerzystę jadę za nim. Bezproblemowo rowerem dało radę przejechać. O ile po czeskiej stronie ruch na drogach bardzo duży i rowerzystów ogrom tak po austriackiej stronie kompletne pustki. Przez kilka pierwszych kilometrów nie spotkałem nikogo na drodze poza dwoma cyklistami ! Zastanawiam się tylko co oznaczają te wszystkie powywieszane przy głównej drodze skarpety
Przemierzając północną część Dolnej Austrii można natknąć się na wiele zamków oraz ruin. Falkenstein to niewielka miejscowość nad którą górują ruiny o tej samej nazwie. W dosłownym tłumaczeniu to zamek na Sokolej Skale. Malowniczo położony obiekt, którego początki sięgają połowy XI wieku. Koniec twierdzy nastąpił gdy jego właściciele w XVII wieku zdecydowali o rozbiórce obiektu i pozyskaniu z niego materiału budowlanego.
W niewielkiej odległości znajdują się inne ruiny, ale znacznie gorzej zachowane. Mowa tu o zamku Staatz.
Dziś chciałem dotrzeć w okolice Znojma. Po drodze przejeżdżam przez miasto Laa an der Thaya. To urokliwe miasteczko liczące niewiele ponad 6 tyś. mieszkańców zlokalizowane w bezpośrednim sąsiedztwie Republiki Czeskiej. W to pogodne świąteczne i wręcz upalne popołudnie miasto świeci pustkami. Tylko kilka osób siedzi na rynku.
Zanim powstało miasto w tym miejscu stał zamek i stoi do tej pory. Pochodzi on z XII wieku i ostatnio przeszedł spory remont.
W przeszłości miasto było otoczone murami obronnymi z czterema wieżami, które zostały rozebrane w XIX wieku, a ostała się jedynie narożna wieża Reckturm z przylegającymi do niej z dwóch stron fragmentami murów.
Wracam na czeską stronę granicy. Tuż przed zachodem słońca docieram do Jaroslavic gdzie nad tamtejszymi stawami oglądam zachód słońca.
Jeden dzień jazdy w krótkich gaciach i opalenizna już konkretna. Oj będzie piec skóra następnego dnia
Jaroslavice to interesujące miasteczko i w przeciwieństwie do tych po austriackiej stronie granicy tutaj tętni życie. Otwarty sklep jak również kilka knajp gdzie siedzi wielu miejscowych
W Jaroslavicach znajduje się jeden z największych renesansowych pałaców na Morawach. Został on przebudowany w stylu barokowym. Obecnie opuszczony, zaniedbany i niszczejący.
Robi się ciemno. Nie chce mi się już uderzać do Znojma. Wolałbym zwiedzić miasto za dnia bo w nocy byłem tam już dwukrotnie. Teraz decyduję się na rozwieszenie hamaka w lesie gdzieś pomiędzy Znojmem, a Konicami. Tej nocy przetestuję nowy nabytek jakim jest podpinka ocieplająca do hamaka
I takim sposobem udało się wykręcić ponad 300 kilometrów oraz zrobić łącznie ponad 3k podjazdów !
Oczywiście w relacji jest tylko garstka zdjęć, które wykonałem tego dnia. Więcej znajdziecie w galerii pod adresem:
https://photos.app.goo.gl/dzkaJCtSc7JnXqHR7
Nie wiem jak u innych, ale u mnie okres świąteczny to zawsze dodatkowy wolny czas, który mogę spożytkować na coś co lubię, a że lubię śmigać na rowerze to przeważnie tak robię..., chociaż nie... Przecież z reguły święta to grudzień lub marzec, a to raczej niezbyt ciekawy czas na rower(zimno, śnieg etc.) chociaż staram się... W tym roku święta wielkanocne wypadają dość późno bo w drugiej połowie kwietnia, a to już czas gdy teoretycznie powinno być dość ciepło, a i dni są znacznie dłuższe i świat zaczyna wybuchać wiosenną zielenią
Pogoda według prognoz ma być bardzo ładna, a przede wszystkim ma być w końcu ciepło ! By tym razem nie mieć problemów z wczesnym wstawaniem decyduję się na sprawdzoną metodę czyli po prostu nie kładę się spać Kwiecień to czas gdy robię pierwsze wypady dłuższe aniżeli jednodniowe. Ostatnimi czasy na taki początek sezonu rowerowego obieram kurs na południowe Morawy i nie inaczej było tym razem. Ruszam po północy. Jest tak ciepło, że całą noc jadę w krótkich spodenkach ! Szybko na świeżości pokonuję Jesioniki i potem już łatwizna czyli przejazd przez region etnograficzny Haná. To dość rozległy obszar na Morawach rozciągający się pomiędzy miastami Zábřeh, Holešov, Vyškov i Uničov. Tereny dość płaskie i jadę z dość dużą prędkością średnią. W Litovelu łapię gumę bo zbyt szybko chciałem wjechać na ścieżkę rowerową, a okazało się że krawężnik jest tam zbyt wysoki ! Ze zmianą dętki jednak szybko się uporałem
W Prostějovie zaczyna świtać, ale aparat wyciągam dopiero kilkanaście kilometrów dalej. Zaplanowałem sobie, że wschód słońca obejrzę ze wzniesienia Předina (313 m). Jest tam wieża widokowa bardziej przypominająca ambonę myśliwską. Ta jednak usytuowana jest po przeciwnej stronie i trochę trudno byłoby z niej obejrzeć wschód słońca
Słońce wstaje, a ja mam na liczniku już 134 km pokonane. Teraz już nie będzie pośpiechu. Zaczynam poznawanie miejsc, w których jeszcze nie byłem, ale odwiedzam również miejsca gdzie wielokrotnie bywałem. O poranku jest jednak dość chłodno. Ale z racji, że jestem w ciągłym ruchu to tego chłodu tak nie odczuwam.
Przez niewielkie miejscowości jadę po wytyczonej trasie rowerowej nr. 5040. W Dobromilicach stoi barokowy pałac. Podobnie jest w miejscowości Doloplazy. W tym drugim obecnie ma swoją siedzibę urząd miejski.
W Doloplazach pierwsze dziś zakupy i kawałek dalej śniadanko, ale to gdy już minąłem Ivanovice na Hané i zrobiło się przyjemnie ciepło Wbijam na Litenčická pahorkatina.
Po drugiej stronie wzniesień podjeżdżam pod pałac w Hvězdlicach.
I zmierzam wzdłuż linii kolejowej przedzielającej pasma Chřiby i Ždánický les do miasta Kyjov. To już południowe Morawy, kraina słynąca przede wszystkim z bardzo dobrego wina, ale i fotografowie wzdychają do tutejszych pofalowanych krajobrazów
Nie wiem, ale na mnie nie robią wrażenia tutejsze widoki. Być może nie jestem zbyt wrażliwy lub jestem o nieodpowiedniej porze dnia. Chociaż bywało się w tych okolicach i o wschodzie słońca i o zachodzie. W okolicy Strážovic jest chyba najbardziej rozpoznawalna morawska kapliczka - kapliczka św. Barbary. Setki razy widywałem jej zdjęcia, a teraz ja tu jestem, ale zdjęcia robię z drona.
Znacznie ciekawiej dla mnie wyglądają okoliczne sady i winnice...
Przez niewielkie miejscowości docieram do "Ogrodu Europy" czyli kompleksu parkowego-pałacowego Lednice-Valtice.
Tak wiele razy odwiedzałem to miejsce i ciągle jeszcze tyle mam w tej okolicy do zobaczenia. Teraz posiadając drona mogę spojrzeć na okolicę z nowej perspektywy. Jednak w godzinach gdy tereny te są wręcz oblężone turystycznie zachodzi obawa, że mógłbym się zderzyć z innymi użytkownikami przestworzy. Gdyby to było np. we wczesnych godzinach porannych to miałbym więcej odwagi Staram się więc trzymać w bezpiecznej odległości. Powiedziałbym nawet, że zdjęcia wykonuję spoza całego kompleksu, który notabene jest wpisany na światową listę dziedzictwa UNESCO.
Żar leje się z nieba. Czuję, że mam coraz bardziej spaloną skórę na ramionach. Tak to jest gdy dopiero drugi raz w roku jeździ się w krótkim rękawku
Podążam ku granicy z Austrią. Przekroczyć granicę mam zamiar tuż za Valticami. W mieście robię jeszcze zapasy na dalszą drogę bo z tego co kojarzę to wielka sobota w Austrii jest dniem wolnym i mało prawdopodobne bym napotkał na swojej drodze coś otwartego.
Okazuje się, że droga po austriackiej stronie jest nieczynna ze względu na jakiś remont. Widząc jednak jakiegoś rowerzystę jadę za nim. Bezproblemowo rowerem dało radę przejechać. O ile po czeskiej stronie ruch na drogach bardzo duży i rowerzystów ogrom tak po austriackiej stronie kompletne pustki. Przez kilka pierwszych kilometrów nie spotkałem nikogo na drodze poza dwoma cyklistami ! Zastanawiam się tylko co oznaczają te wszystkie powywieszane przy głównej drodze skarpety
Przemierzając północną część Dolnej Austrii można natknąć się na wiele zamków oraz ruin. Falkenstein to niewielka miejscowość nad którą górują ruiny o tej samej nazwie. W dosłownym tłumaczeniu to zamek na Sokolej Skale. Malowniczo położony obiekt, którego początki sięgają połowy XI wieku. Koniec twierdzy nastąpił gdy jego właściciele w XVII wieku zdecydowali o rozbiórce obiektu i pozyskaniu z niego materiału budowlanego.
W niewielkiej odległości znajdują się inne ruiny, ale znacznie gorzej zachowane. Mowa tu o zamku Staatz.
Dziś chciałem dotrzeć w okolice Znojma. Po drodze przejeżdżam przez miasto Laa an der Thaya. To urokliwe miasteczko liczące niewiele ponad 6 tyś. mieszkańców zlokalizowane w bezpośrednim sąsiedztwie Republiki Czeskiej. W to pogodne świąteczne i wręcz upalne popołudnie miasto świeci pustkami. Tylko kilka osób siedzi na rynku.
Zanim powstało miasto w tym miejscu stał zamek i stoi do tej pory. Pochodzi on z XII wieku i ostatnio przeszedł spory remont.
W przeszłości miasto było otoczone murami obronnymi z czterema wieżami, które zostały rozebrane w XIX wieku, a ostała się jedynie narożna wieża Reckturm z przylegającymi do niej z dwóch stron fragmentami murów.
Wracam na czeską stronę granicy. Tuż przed zachodem słońca docieram do Jaroslavic gdzie nad tamtejszymi stawami oglądam zachód słońca.
Jeden dzień jazdy w krótkich gaciach i opalenizna już konkretna. Oj będzie piec skóra następnego dnia
Jaroslavice to interesujące miasteczko i w przeciwieństwie do tych po austriackiej stronie granicy tutaj tętni życie. Otwarty sklep jak również kilka knajp gdzie siedzi wielu miejscowych
W Jaroslavicach znajduje się jeden z największych renesansowych pałaców na Morawach. Został on przebudowany w stylu barokowym. Obecnie opuszczony, zaniedbany i niszczejący.
Robi się ciemno. Nie chce mi się już uderzać do Znojma. Wolałbym zwiedzić miasto za dnia bo w nocy byłem tam już dwukrotnie. Teraz decyduję się na rozwieszenie hamaka w lesie gdzieś pomiędzy Znojmem, a Konicami. Tej nocy przetestuję nowy nabytek jakim jest podpinka ocieplająca do hamaka
I takim sposobem udało się wykręcić ponad 300 kilometrów oraz zrobić łącznie ponad 3k podjazdów !
Oczywiście w relacji jest tylko garstka zdjęć, które wykonałem tego dnia. Więcej znajdziecie w galerii pod adresem:
https://photos.app.goo.gl/dzkaJCtSc7JnXqHR7
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Święta Wielkanocne 2019 na kole... - Dzień 2 - 21.04.2019
Noc mija bardzo spokojnie. Śpi mi się dobrze i to w komfortowych warunkach jak na tak niską temperaturę o poranku. Właśnie tej nocy miałem możliwość przetestowania specjalnego ocieplacza czy jak kto woli podpinki do hamaka. Muszę przyznać, że sprawdza się bardzo dobrze i teraz nie będę się trząść z zimna w chłodniejsze noce choć waga takiego dodatku do biwaku jest dość spora. W sumie teraz po przeszło miesiącu od zakupu powiem, że naprawdę było warto zainwestować te kilka stówek
A muszę przyznać, że ten poranek jest dość chłodny, na tyle chłodny, że nie za bardzo chce mi się szybko wypełznąć z ciepłego hamaka
Kładąc się spać tak sobie po cichutku myślałem, że uda mi się jednak wcześnie zwlec i zjechać zwiedzić za dnia Znojmo, ale teraz już po przysłowiowych "ptakach" bo mi się po prostu nie chce
Postanawiam wrócić na stronę austriacką. W tej okolicy nie ma wielkiego wyboru miejsc gdzie można przekroczyć granicę ponieważ w kierunku zachodnim znajduje się Park Narodowy rzeki Dyja i nie ma tu żadnych mostów aż do Hardegg. Swoją drogą to jeden z moich dzisiejszych celów
Jadę, więc dobrze mi znaną drogą na Retz. Dziś oczywiście nie mam co liczyć, że będzie coś czynnego. W końcu to święta.
Retz liczy niewiele ponad 4 tyś. mieszkańców. A mimo to jest tu sporo zabytków i ciekawych obiektów wartych by je zobaczyć.
Rynek dość obszerny otoczony dookoła przeważnie renesansowymi kamieniczkami. W jego centralnym miejscu stoi budynek ratusza z charakterystycznie ściętym dachem. To pozostałość po wojnie trzydziestoletniej kiedy to budynek został zniszczony i już nieodbudowany do pierwotnego stanu. Stoi tu też kolumna maryjna oraz fontanna. Od północy znajduje się budynek bramy "Verderberhaus", a w ciągu uliczki wiodącej przez tą bramę wieża bramna.
Co jeszcze warto zobaczyć ? Np. zamek Gatterburg czy też kościół św. Stefana.
Jednym z symboli miasta jest wiatrak znajdujący się wśród winnic już poza miastem. Niestety po raz kolejny tam nie dotarłem.
Z Retz natomiast jadę na zachód czyli wybieram trasę zupełnie do tej pory dla mnie nieznaną. Przez sporą część dnia będę się kręcić w okolicy lub po terenie Parku Narodowego Dyji.
Pierwszy rzepak zaczyna już kwitnąć.
W miejscowości Niederfladnitz stoi pałac. W przeszłości była na tym miejscu twierdza, których notabene w okolicy rzeki Dyja było i jest bardzo wiele. Zresztą jeszcze niejedną dzisiaj odwiedzę
Okolica jest dość mocno pofałdowana, a drogi kręte. Dziś ruch samochodów znikomy.
Kolejnym punktem zwiedzania miały być ruiny zamku Kaja. Po stromym zjeździe od Merkersdorf okazuje się, że jest zakaz jazdy rowerem. Nie mam zamiaru pozostawiać roweru bez opieki, więc sobie tym razem daruję i wracam na górę.
Kolejny etap to przejazd do Hardegg. Po drodze pauza na śniadanie pod wiatką na skrzyżowaniu dróg. Tuż obok stoi kamienny krzyż z 1694 roku.
Zamek Hardegg usytuowany jest na niewysokim wzniesieniu przy rzece Dyja. Niesamowicie malowniczo wygląda !
Powstał prawdopodobnie w XII wieku i oczywiście wówczas jego bryła znacznie się różniła od obecnej ponieważ każdy z kolejnych właścicieli dokonywał kolejnych przeobrażeń twierdzy. Obecnie to co możemy oglądać i zwiedzać to efekt ostatniej odbudowy mającej miejsce na przełomie XIX/XX wiek.
Z lotu ptaka zamek niesamowicie się prezentuje.
Kilka kilometrów dalej na zachód w Felling odbijam ku granicy z Czechami.
We Vranovie nad Dyją już kiedyś byłem, więc tym razem odpuszczam zdając sobie sprawę, że może mi później zabraknąć czasu na coś innego, nowego czego wcześniej nie znałem. Jadę w kierunku Bitova. Tam w miejscu gdzie zaczyna się zbiornik retencyjny Vranov jest kilka ciekawych obiektów. Jednym z nich są ruiny gotyckiego zamku Cornštejn.
W Bitovie wstępuję na stację paliw celem zakupu płynów, które już niemal mi się skończyły. Jakiś totalnie pijany turysta(sądząc po sporym plecaku z całym ekwipunkiem biwakowym) drze się na całego ryja do gościa, że ten zaparkował tam gdzie nie można i on nie może teraz przejść, a przecież facet tylko tankował paliwo Ów pijaczek kupuje przede mną kilka piw, ale pani za ladą powiedziała, że jemu nie sprzeda i nagle gościu zrobił się bardzo potulny. Nie wiem jaki był finał tego wszystkiego, czy został obsłużony czy odprawiony z kwitkiem bo szybko zapłaciłem za to co chwyciłem z chłodziarki i odjechałem
W Bitovie jest zamek, do którego można dojechać po wyznaczonej trasie rowerowej wiodącej chociażby obok wieży widokowej.
Ja natomiast wymyśliłem sobie, że zrobię zdjęcia od przeciwnej strony od zachodu. Trzeba było mi pokonać trochę kilometrów i kilka sporych podjazdów. W Vysočanach odbijam na punkt widokowy według mapy, którego w rzeczywistości nie ma...., ale od czego jest dron !
Warownia wzniesiona została w XI wieku, co czyni ją jednym z najstarszych tego typu obiektów na terenie Republiki Czeskiej. Twierdza usytuowana została na wysokiej skarpie przy zakolu rzeki Dyja. W średniowieczu zamek stanowił ważny i strategiczny punkt obronny na południowej granicy państwa czeskiego. XIX wiek to czas gdy zamek został przebudowany w stylu romantycznego-pseudogotyku.
Rewelacyjnie prezentuje się w tej scenerii !
Polnymi oraz podrzędnymi drogami docieram do nieodległych Uherčic. Jest tam sporych rozmiarów renesansowy pałac. Ponoć od przeszło dwudziestu lat trwa tam remont. Od zewnątrz tego nie widać bo elewacja jest w opłakanym stanie.
Jako że te okolice od niemal zawsze stanowiły granicę pomiędzy państwami tak w dawnych czasach do obrony tych terenów wznoszono warowne twierdze i zamki, a w czasach nam znacznie bliższych bunkry. Jest ich tu w okolicy sporo. Niektóre ciekawie wyeksponowane, a część z nich służy np. za podwyższenie dla ambon myśliwskich
Mój kolejny dzisiejszy cel to Slavonice. Jadąc tam przejeżdżam przez kilka miejscowości, wśród których na uwagę zasługuje Písečné ze swoim świeżo wyremontowanym renesansowym pałacem. Chociaż jest niedostępny dla turystów to ładnie się prezentuje.
Na świecie są miasta, które urzekają swą historią, pięknem czy też niepowtarzalną atmosferą. Jednym z takich miejsc jest na pewno niewielkie przygraniczne miasteczko Slavonice. I choć na zwiedzenie miasta wystarczy kilka godzin(wliczając w to np. przerwę na obiad) to zapewniam Was, że się nie zawiedziecie odwiedzając je
Od samego początku istnienia miasta charakter oraz wygląd kształtowało jego przygraniczne położenie. Osada w tym miejscu powstała w XII wieku gdzie w pobliżu przebiegały ważne szlaki handlowe. W XVI wieku miasto przeżywało swój największy rozkwit. To właśnie z tamtego okresu pochodzi większość kamienic w centrum.
Tym historycznym centrum są sąsiadujące ze sobą dwa rynki z późnogotyckimi ale przede wszystkim renesansowymi kamienicami. Pomiędzy nimi stoi kościół Wniebowzięcia Panny Marii z XIV w.
Mniejszy plac ma niepowtarzalny klimat. W przeważającej części znajdują się tu renesansowe kamienice z bogato zdobionymi fasadami.
Główny plac nie jest już tak jednorodny architektoniczne ponieważ napotkamy tu oprócz renesansowych fasad również późnogotyckie.
Miasto w przeszłości okalały mury obronne, z których do dziś niewiele pozostało. Jest kilka częściowo zachowanych baszt oraz dwie bramy wjazdowe wyznaczające dawne granice miasta.
Jadąc w kierunku Nová Bystřice przejeżdżam przez Klášter.
Ładnym miasteczkiem jest Nová Bystřice. Tylko szkoda, że główna droga przebiega centralnie przez środek rynku...
Powoli zaczyna robić się późno. Dziś w sumie pozostał mi ostatni cel, którym jest Jindřichův Hradec. Bywałem już w tym mieście kilkukrotnie, ale tylko przejazdem i zawsze było to w nocy. Ostatnim razem powiedziałem sobie, że zajrzę tu kiedyś za dnia i właśnie tak dziś uczyniłem
Jindřichův Hradec zlokalizowany jest na historycznym pograniczu pomiędzy Czechami, Morawami i Austrią. Jego początki sięgają przełomu IX/X wieku, kiedy to znajdował się tu niewielki drewniany gród obronny. Położenie miasta na skrzyżowaniu szlaków handlowych wpływało bardzo korzystnie na jego zamożność. Przetrwało ono także bez większego uszczerbku wojny husyckie oraz wojnę trzydziestoletnią. Dopiero pożary, które nawiedziły miasto w 1773 oraz 1801 roku spowodowały iż to miasto utraciło na swym znaczeniu.
Chyba jednym z najcenniejszych zabytków miasta jest górujący nad okolicą majestatyczny średniowieczny zamek. Jest to trzecia co do wielkości tego typu budowla w całej Republice Czeskiej. Pierwotny gród warowny w miejscu obecnej budowli wzniesiony został w XIII wieku. Wielokrotnie rozbudowywany obecnie reprezentujący styl renesansowy.
Odwiedzając Jindřichův Hradec warto także zobaczyć Bazylikę NMP z XIV wieku, ratusz, XVIII wieczną barokową kolumnę Świętej Trójcy, kościół św. Jana Chrzciciela i wiele innych....
Szkoda, że już tak późno bo jeszcze sporo do zobaczenia było w mieście. Jednak jak na dzisiejszy dzień to i tak w sumie bardzo wiele zobaczyłem. Tylko dzień się kończy, a na liczniku niewiele kilometrów. Trzeba trochę podgonić na koniec dnia....
W Žirovnicach ostatnie zakupy na stacji paliw. Przez miasto przejeżdżam w ostatnich promieniach słońca.
Wystarczyło dwa dni ładnej słonecznej pogody by totalnie spalić skórę na ramionach oraz nogach. Już dzisiaj strasznie mnie piekła, a teraz sobie wyobrażam co będzie jutro
Dziś zatrzymuję się jeszcze w miasteczku Počátky. Zatrzymuję się dosłownie tylko na rynku gdzie kilka zdjęć i jadę szybko dalej.
Chciałem zrobić dziś jeszcze trochę kilometrów tak by na jutrzejszy dzień nie zostawiać sobie nie wiadomo ile do domu, ale po kilku kilometrach zdecydowałem, że 200 km w zupełności wystarczy. Hamak rozbijam w lesie niedaleko miejscowości Bezděčín.
GALERIA: https://photos.app.goo.gl/1VJxZnjeAKVRhyjQ7
Noc mija bardzo spokojnie. Śpi mi się dobrze i to w komfortowych warunkach jak na tak niską temperaturę o poranku. Właśnie tej nocy miałem możliwość przetestowania specjalnego ocieplacza czy jak kto woli podpinki do hamaka. Muszę przyznać, że sprawdza się bardzo dobrze i teraz nie będę się trząść z zimna w chłodniejsze noce choć waga takiego dodatku do biwaku jest dość spora. W sumie teraz po przeszło miesiącu od zakupu powiem, że naprawdę było warto zainwestować te kilka stówek
A muszę przyznać, że ten poranek jest dość chłodny, na tyle chłodny, że nie za bardzo chce mi się szybko wypełznąć z ciepłego hamaka
Kładąc się spać tak sobie po cichutku myślałem, że uda mi się jednak wcześnie zwlec i zjechać zwiedzić za dnia Znojmo, ale teraz już po przysłowiowych "ptakach" bo mi się po prostu nie chce
Postanawiam wrócić na stronę austriacką. W tej okolicy nie ma wielkiego wyboru miejsc gdzie można przekroczyć granicę ponieważ w kierunku zachodnim znajduje się Park Narodowy rzeki Dyja i nie ma tu żadnych mostów aż do Hardegg. Swoją drogą to jeden z moich dzisiejszych celów
Jadę, więc dobrze mi znaną drogą na Retz. Dziś oczywiście nie mam co liczyć, że będzie coś czynnego. W końcu to święta.
Retz liczy niewiele ponad 4 tyś. mieszkańców. A mimo to jest tu sporo zabytków i ciekawych obiektów wartych by je zobaczyć.
Rynek dość obszerny otoczony dookoła przeważnie renesansowymi kamieniczkami. W jego centralnym miejscu stoi budynek ratusza z charakterystycznie ściętym dachem. To pozostałość po wojnie trzydziestoletniej kiedy to budynek został zniszczony i już nieodbudowany do pierwotnego stanu. Stoi tu też kolumna maryjna oraz fontanna. Od północy znajduje się budynek bramy "Verderberhaus", a w ciągu uliczki wiodącej przez tą bramę wieża bramna.
Co jeszcze warto zobaczyć ? Np. zamek Gatterburg czy też kościół św. Stefana.
Jednym z symboli miasta jest wiatrak znajdujący się wśród winnic już poza miastem. Niestety po raz kolejny tam nie dotarłem.
Z Retz natomiast jadę na zachód czyli wybieram trasę zupełnie do tej pory dla mnie nieznaną. Przez sporą część dnia będę się kręcić w okolicy lub po terenie Parku Narodowego Dyji.
Pierwszy rzepak zaczyna już kwitnąć.
W miejscowości Niederfladnitz stoi pałac. W przeszłości była na tym miejscu twierdza, których notabene w okolicy rzeki Dyja było i jest bardzo wiele. Zresztą jeszcze niejedną dzisiaj odwiedzę
Okolica jest dość mocno pofałdowana, a drogi kręte. Dziś ruch samochodów znikomy.
Kolejnym punktem zwiedzania miały być ruiny zamku Kaja. Po stromym zjeździe od Merkersdorf okazuje się, że jest zakaz jazdy rowerem. Nie mam zamiaru pozostawiać roweru bez opieki, więc sobie tym razem daruję i wracam na górę.
Kolejny etap to przejazd do Hardegg. Po drodze pauza na śniadanie pod wiatką na skrzyżowaniu dróg. Tuż obok stoi kamienny krzyż z 1694 roku.
Zamek Hardegg usytuowany jest na niewysokim wzniesieniu przy rzece Dyja. Niesamowicie malowniczo wygląda !
Powstał prawdopodobnie w XII wieku i oczywiście wówczas jego bryła znacznie się różniła od obecnej ponieważ każdy z kolejnych właścicieli dokonywał kolejnych przeobrażeń twierdzy. Obecnie to co możemy oglądać i zwiedzać to efekt ostatniej odbudowy mającej miejsce na przełomie XIX/XX wiek.
Z lotu ptaka zamek niesamowicie się prezentuje.
Kilka kilometrów dalej na zachód w Felling odbijam ku granicy z Czechami.
We Vranovie nad Dyją już kiedyś byłem, więc tym razem odpuszczam zdając sobie sprawę, że może mi później zabraknąć czasu na coś innego, nowego czego wcześniej nie znałem. Jadę w kierunku Bitova. Tam w miejscu gdzie zaczyna się zbiornik retencyjny Vranov jest kilka ciekawych obiektów. Jednym z nich są ruiny gotyckiego zamku Cornštejn.
W Bitovie wstępuję na stację paliw celem zakupu płynów, które już niemal mi się skończyły. Jakiś totalnie pijany turysta(sądząc po sporym plecaku z całym ekwipunkiem biwakowym) drze się na całego ryja do gościa, że ten zaparkował tam gdzie nie można i on nie może teraz przejść, a przecież facet tylko tankował paliwo Ów pijaczek kupuje przede mną kilka piw, ale pani za ladą powiedziała, że jemu nie sprzeda i nagle gościu zrobił się bardzo potulny. Nie wiem jaki był finał tego wszystkiego, czy został obsłużony czy odprawiony z kwitkiem bo szybko zapłaciłem za to co chwyciłem z chłodziarki i odjechałem
W Bitovie jest zamek, do którego można dojechać po wyznaczonej trasie rowerowej wiodącej chociażby obok wieży widokowej.
Ja natomiast wymyśliłem sobie, że zrobię zdjęcia od przeciwnej strony od zachodu. Trzeba było mi pokonać trochę kilometrów i kilka sporych podjazdów. W Vysočanach odbijam na punkt widokowy według mapy, którego w rzeczywistości nie ma...., ale od czego jest dron !
Warownia wzniesiona została w XI wieku, co czyni ją jednym z najstarszych tego typu obiektów na terenie Republiki Czeskiej. Twierdza usytuowana została na wysokiej skarpie przy zakolu rzeki Dyja. W średniowieczu zamek stanowił ważny i strategiczny punkt obronny na południowej granicy państwa czeskiego. XIX wiek to czas gdy zamek został przebudowany w stylu romantycznego-pseudogotyku.
Rewelacyjnie prezentuje się w tej scenerii !
Polnymi oraz podrzędnymi drogami docieram do nieodległych Uherčic. Jest tam sporych rozmiarów renesansowy pałac. Ponoć od przeszło dwudziestu lat trwa tam remont. Od zewnątrz tego nie widać bo elewacja jest w opłakanym stanie.
Jako że te okolice od niemal zawsze stanowiły granicę pomiędzy państwami tak w dawnych czasach do obrony tych terenów wznoszono warowne twierdze i zamki, a w czasach nam znacznie bliższych bunkry. Jest ich tu w okolicy sporo. Niektóre ciekawie wyeksponowane, a część z nich służy np. za podwyższenie dla ambon myśliwskich
Mój kolejny dzisiejszy cel to Slavonice. Jadąc tam przejeżdżam przez kilka miejscowości, wśród których na uwagę zasługuje Písečné ze swoim świeżo wyremontowanym renesansowym pałacem. Chociaż jest niedostępny dla turystów to ładnie się prezentuje.
Na świecie są miasta, które urzekają swą historią, pięknem czy też niepowtarzalną atmosferą. Jednym z takich miejsc jest na pewno niewielkie przygraniczne miasteczko Slavonice. I choć na zwiedzenie miasta wystarczy kilka godzin(wliczając w to np. przerwę na obiad) to zapewniam Was, że się nie zawiedziecie odwiedzając je
Od samego początku istnienia miasta charakter oraz wygląd kształtowało jego przygraniczne położenie. Osada w tym miejscu powstała w XII wieku gdzie w pobliżu przebiegały ważne szlaki handlowe. W XVI wieku miasto przeżywało swój największy rozkwit. To właśnie z tamtego okresu pochodzi większość kamienic w centrum.
Tym historycznym centrum są sąsiadujące ze sobą dwa rynki z późnogotyckimi ale przede wszystkim renesansowymi kamienicami. Pomiędzy nimi stoi kościół Wniebowzięcia Panny Marii z XIV w.
Mniejszy plac ma niepowtarzalny klimat. W przeważającej części znajdują się tu renesansowe kamienice z bogato zdobionymi fasadami.
Główny plac nie jest już tak jednorodny architektoniczne ponieważ napotkamy tu oprócz renesansowych fasad również późnogotyckie.
Miasto w przeszłości okalały mury obronne, z których do dziś niewiele pozostało. Jest kilka częściowo zachowanych baszt oraz dwie bramy wjazdowe wyznaczające dawne granice miasta.
Jadąc w kierunku Nová Bystřice przejeżdżam przez Klášter.
Ładnym miasteczkiem jest Nová Bystřice. Tylko szkoda, że główna droga przebiega centralnie przez środek rynku...
Powoli zaczyna robić się późno. Dziś w sumie pozostał mi ostatni cel, którym jest Jindřichův Hradec. Bywałem już w tym mieście kilkukrotnie, ale tylko przejazdem i zawsze było to w nocy. Ostatnim razem powiedziałem sobie, że zajrzę tu kiedyś za dnia i właśnie tak dziś uczyniłem
Jindřichův Hradec zlokalizowany jest na historycznym pograniczu pomiędzy Czechami, Morawami i Austrią. Jego początki sięgają przełomu IX/X wieku, kiedy to znajdował się tu niewielki drewniany gród obronny. Położenie miasta na skrzyżowaniu szlaków handlowych wpływało bardzo korzystnie na jego zamożność. Przetrwało ono także bez większego uszczerbku wojny husyckie oraz wojnę trzydziestoletnią. Dopiero pożary, które nawiedziły miasto w 1773 oraz 1801 roku spowodowały iż to miasto utraciło na swym znaczeniu.
Chyba jednym z najcenniejszych zabytków miasta jest górujący nad okolicą majestatyczny średniowieczny zamek. Jest to trzecia co do wielkości tego typu budowla w całej Republice Czeskiej. Pierwotny gród warowny w miejscu obecnej budowli wzniesiony został w XIII wieku. Wielokrotnie rozbudowywany obecnie reprezentujący styl renesansowy.
Odwiedzając Jindřichův Hradec warto także zobaczyć Bazylikę NMP z XIV wieku, ratusz, XVIII wieczną barokową kolumnę Świętej Trójcy, kościół św. Jana Chrzciciela i wiele innych....
Szkoda, że już tak późno bo jeszcze sporo do zobaczenia było w mieście. Jednak jak na dzisiejszy dzień to i tak w sumie bardzo wiele zobaczyłem. Tylko dzień się kończy, a na liczniku niewiele kilometrów. Trzeba trochę podgonić na koniec dnia....
W Žirovnicach ostatnie zakupy na stacji paliw. Przez miasto przejeżdżam w ostatnich promieniach słońca.
Wystarczyło dwa dni ładnej słonecznej pogody by totalnie spalić skórę na ramionach oraz nogach. Już dzisiaj strasznie mnie piekła, a teraz sobie wyobrażam co będzie jutro
Dziś zatrzymuję się jeszcze w miasteczku Počátky. Zatrzymuję się dosłownie tylko na rynku gdzie kilka zdjęć i jadę szybko dalej.
Chciałem zrobić dziś jeszcze trochę kilometrów tak by na jutrzejszy dzień nie zostawiać sobie nie wiadomo ile do domu, ale po kilku kilometrach zdecydowałem, że 200 km w zupełności wystarczy. Hamak rozbijam w lesie niedaleko miejscowości Bezděčín.
GALERIA: https://photos.app.goo.gl/1VJxZnjeAKVRhyjQ7
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Święta Wielkanocne 2019 na kole... - Dzień 3 - 22.04.2019
Nie takiej temperatury spodziewałem się o poranku. Termometr wskazuje zaledwie -1,5 stopnia, ale to w lesie gdzie mam rozwieszony hamak. Na otwartej przestrzeni jest -3 !
Ciężko jest mi się dzisiaj rozgrzać. Niestety nie mam zimowych rękawic, a bardzo by się przydały przy tak niskiej temperaturze. Bardzo marznę w dłonie
Około ósmej dociera do mnie tragiczna wiadomość. Pirat drogowy potrącił śmiertelnie mojego wujka, który mieszkał w tym samym budynku co ja. No ładnie zaczyna się świąteczny poniedziałek. Teraz cały dzień myślę niemal tylko o tym
Zmarznięty docieram do Jihlavy gdzie dopiero decyduję się wyciągnąć aparat.
Jihlava powstała w okolicy bogatych złóż rudy srebra w roku 1240 przez co miasto stało się najstarszym górniczym miastem w Czechach.
Rynek obszerny choć dla mnie bez jakiegoś większego błysku. Szpeci go linia zasilająca trolejbusy. W mieście jest kilka zabytków wartych uwagi są to kościoły: św. Jakuba, św. Krzyża, Wniebowzięcia NMP i św. Ignacego, liczne kamienice mieszczańskie, ratusz oraz pozostałości obwarowań miejskich z Bramą Matki Boskiej.
Na wylocie z miasta jem śniadanie na stacji paliw
Kilka kilometrów za Jihlavou decyduję się opuścić na jakiś czas główną drogę. Ruch jak na niedzielę staje się zbyt duży. Odbijam na szlak pieszy niebieski wiodący wzdłuż niewielkiego potoku. Okolica jest dość mocno pofałdowana, a ja nie mam dzisiaj ochoty się zbyt przemęczać. Jadąc wzdłuż rzeki jest względnie płasko.
Tak docieram do miasta Polna. Szlak wyjeżdża bezpośrednio pod tamtejszym pałacem. Reprezentuje on styl renesansowy choć znajdzie się domieszki innych styli architektonicznych. Tym bardziej, że w dużej mierze obiekt został zrekonstruowany na początku XX wieku na potrzeby umieszczenia w nim muzeum.
Samo miasteczko niewielkie, ale ja właśnie takie lubię. Niewiele potrzeba czasu by objechać jego najstarszą część.
Drogi dojazdowe do centrum są rozkopane, a ekipa remontowa uwija się z robotą. Ja natomiast po zrobieniu zakupów jadę w kierunku Sazavy. Ponownie postanawiam uciec na szlak. Tym razem rowerowy wiodący z tego co zauważyłem po nasypie gdzie w przeszłości jeździł pociąg.
Później uświadomiłem sobie, że już kiedyś tędy jechałem, ale za cholerę teraz ne mogę sobie przypomnieć kiedy to było
Nie wiem tylko jak wcześniej nie zauważyłem betonowego pomnika, który nosi nazwę Hamroně. Ciekawie wygląda jak stopy z oczami jakiegoś obcego
Szybko przejeżdżam przez Žďár nad Sázavou. Nawet się nie zatrzymuję. Już dwukrotnie tu byłem i jakoś to miasto mnie zbyt nie urzekło. Natomiast w kierunku północnym na wzniesieniu o nazwie Zelena Hora stoi ciekawy zabytek UNESCO - kościół św. Jana Nepomucena.
Obiekt reprezentuje tzw. styl barokowo-gotycki. Został wzniesiony na planie gwiazdy i jest miejscem kultu św. Jana Nepomucena. Niesamowicie wygląda z góry !
Od sanktuarium kontynuuję jazdę po podrzędnych oraz polnych drogach. Trochę się pomęczyłem bo było kilka podjazdów na trasie.
Tak natrafiam na Nové Město na Moravě. W mieście znajduje się pałac, stary ratusz oraz trzy kościoły...
Dość długo zastanawiałem się którędy dotrzeć do miasta Polička. W koło już konkretne górki. Wybieram trochę dłuższa trasę, ale jednocześnie wymagającą odrobinę mniejszego wysiłku. Mimo to trafiały się podjazdy.
Kilka podjazdów i docieram do miasteczka Jimramov. To kolejna miejscowość z tych, które lubię. Zamieszkuje je niewiele ponad tysiąc mieszkańców, a sporo tu zabytków. A przecież Szwedzi w przeszłości doszczętnie je ograbili i zniszczyli.
Nieregularny rynek otoczony zabytkowymi kamienicami. Na zachód znajduje się pałac, którego rodowodu należy szukać w XVI wieku.
Dalsza trasa do miasta Polička mija mi dość szybko bo jadę wzdłuż cieków wodnych i nie mam na swojej drodze żadnych wzniesień. Polička czasami nazywana jest czeskim "Carcassonne". Oczywiście należy to wziąć w cudzysłów, ale faktycznie ze względu na bardzo dobrze zachowane mury miejskie z basztami można miasto tak nazwać.
W mieście warzy się piwo o tej samej nazwie. Zawsze staram się dokonać stosownych zakupów, a następnie odpowiednie to spożytkować
Teraz rozpoczyna się etap podróży kiedy pokonuję dobrze mi znane teremy. Wielokrotnie tędy przejeżdżałem i wiem, że teraz będę trochę szybciej połykać kolejne kilometry. Przynajmniej tak mi się mogło wydawać....
Na początek idą Svitavy. Do miasta prowadzi od zachodu dość długa prosta i stroma droga. Często lokalsi wykorzystują ten odcinek do wyścigów. Tym razem jakiś zidiociały debil (bo inaczej takiego nazwać nie można), wyprzedza mnie z taką prędkością jakiej nawet na autostradzie nie byłem świadkiem. Myślę, że pod 300 km/h to miał. Nie lepsi byli dwaj motocykliści próbujący go dogonić...
Svitavy to kolejne ciekawe miasto. Znajduje się tu wiele zabytków m.in.kościół św. Jerzego będący najstarszą świątynią w mieście . Pierwotnie romański, a obecnie barokowy. Rynek naprawdę okazały Otacza go wiele zabytkowych kamienic w większości odremontowanych. Stary renesansowy ratusz, a w zachodniej części znajduje się jeszcze jedna świątynia. To kościół Nawiedzenia NMP.
Pisząc o mieście Svitavy nie sposób pominąć chyba najbardziej znanego obywatela, który właśnie tutaj się urodził. Mowa oczywiście o Oskarze Schindlerze, który podczas drugiej wojny światowej uratował ok. 1200 Żydów pracujących w jego fabryce.
Ze Svitav miałem jechać dalej standardowo główną drogą na Lanškroun, ale w ostatniej chwili zdecydowałem, że jadę podrzędnymi drogami przez Opatov i Opatovec. Po drodze spotykam krzyże pokutne i kamienie graniczne.
Jest już późno i wychodzi mi, że standardowo do domu dotrę bardzo późno. Dlatego staram się wyszukać taką trasę by była najmniej męcząca choć nie najkrótsza
Podrzędnymi drogami docieram do miejscowości Tatenice. Kilka razy tędy przejeżdżałem, ale zawsze było to dość późno i zawsze uznawałem, że zatrzymam się tu następnym razem i nigdy do tej pory tego nie uczyniłem Teraz zatrzymuję się w "centrum" wsi. Fotografuję renesansowy pałacyk i spokojnie wypijam piwo
No i długa! Czyli szybki przejazd do Zábřehu wzdłuż Moravskiej Sazavy. Szybko i przyjemnie pomyka się po ścieżce rowerowej po dawnej linii kolejowej.
Od Zábřehu aparat już na stałe ląduje w plecaku. Gonię wzdłuż rzeki Morava. Całkiem szybko docieram do Brannej. Przede mną jeszcze tylko dwa podjazdy nieźle dające w kość na sam koniec i ponad 30 km szybkiego zjazdu do domu z przełęczy Ramzova.
Ten wyjazd świąteczny był mega udany ! Przede wszystkim za sprawą pogody, która nie utrudniała jazdy rowerem. Dzięki temu, że pokonałem przeszło 773 kilometry miałem możliwość odwiedzić miejsca, w których jeszcze nie byłem, a trzeba tu zaznaczyć, że tych miejsc w Republice Czeskiej jest coraz mniej
Ogólna mapa z trzech dni.
No i tradycyjna galeria :
https://photos.app.goo.gl/EriwPwSQTM5JQNxw5
Nie takiej temperatury spodziewałem się o poranku. Termometr wskazuje zaledwie -1,5 stopnia, ale to w lesie gdzie mam rozwieszony hamak. Na otwartej przestrzeni jest -3 !
Ciężko jest mi się dzisiaj rozgrzać. Niestety nie mam zimowych rękawic, a bardzo by się przydały przy tak niskiej temperaturze. Bardzo marznę w dłonie
Około ósmej dociera do mnie tragiczna wiadomość. Pirat drogowy potrącił śmiertelnie mojego wujka, który mieszkał w tym samym budynku co ja. No ładnie zaczyna się świąteczny poniedziałek. Teraz cały dzień myślę niemal tylko o tym
Zmarznięty docieram do Jihlavy gdzie dopiero decyduję się wyciągnąć aparat.
Jihlava powstała w okolicy bogatych złóż rudy srebra w roku 1240 przez co miasto stało się najstarszym górniczym miastem w Czechach.
Rynek obszerny choć dla mnie bez jakiegoś większego błysku. Szpeci go linia zasilająca trolejbusy. W mieście jest kilka zabytków wartych uwagi są to kościoły: św. Jakuba, św. Krzyża, Wniebowzięcia NMP i św. Ignacego, liczne kamienice mieszczańskie, ratusz oraz pozostałości obwarowań miejskich z Bramą Matki Boskiej.
Na wylocie z miasta jem śniadanie na stacji paliw
Kilka kilometrów za Jihlavou decyduję się opuścić na jakiś czas główną drogę. Ruch jak na niedzielę staje się zbyt duży. Odbijam na szlak pieszy niebieski wiodący wzdłuż niewielkiego potoku. Okolica jest dość mocno pofałdowana, a ja nie mam dzisiaj ochoty się zbyt przemęczać. Jadąc wzdłuż rzeki jest względnie płasko.
Tak docieram do miasta Polna. Szlak wyjeżdża bezpośrednio pod tamtejszym pałacem. Reprezentuje on styl renesansowy choć znajdzie się domieszki innych styli architektonicznych. Tym bardziej, że w dużej mierze obiekt został zrekonstruowany na początku XX wieku na potrzeby umieszczenia w nim muzeum.
Samo miasteczko niewielkie, ale ja właśnie takie lubię. Niewiele potrzeba czasu by objechać jego najstarszą część.
Drogi dojazdowe do centrum są rozkopane, a ekipa remontowa uwija się z robotą. Ja natomiast po zrobieniu zakupów jadę w kierunku Sazavy. Ponownie postanawiam uciec na szlak. Tym razem rowerowy wiodący z tego co zauważyłem po nasypie gdzie w przeszłości jeździł pociąg.
Później uświadomiłem sobie, że już kiedyś tędy jechałem, ale za cholerę teraz ne mogę sobie przypomnieć kiedy to było
Nie wiem tylko jak wcześniej nie zauważyłem betonowego pomnika, który nosi nazwę Hamroně. Ciekawie wygląda jak stopy z oczami jakiegoś obcego
Szybko przejeżdżam przez Žďár nad Sázavou. Nawet się nie zatrzymuję. Już dwukrotnie tu byłem i jakoś to miasto mnie zbyt nie urzekło. Natomiast w kierunku północnym na wzniesieniu o nazwie Zelena Hora stoi ciekawy zabytek UNESCO - kościół św. Jana Nepomucena.
Obiekt reprezentuje tzw. styl barokowo-gotycki. Został wzniesiony na planie gwiazdy i jest miejscem kultu św. Jana Nepomucena. Niesamowicie wygląda z góry !
Od sanktuarium kontynuuję jazdę po podrzędnych oraz polnych drogach. Trochę się pomęczyłem bo było kilka podjazdów na trasie.
Tak natrafiam na Nové Město na Moravě. W mieście znajduje się pałac, stary ratusz oraz trzy kościoły...
Dość długo zastanawiałem się którędy dotrzeć do miasta Polička. W koło już konkretne górki. Wybieram trochę dłuższa trasę, ale jednocześnie wymagającą odrobinę mniejszego wysiłku. Mimo to trafiały się podjazdy.
Kilka podjazdów i docieram do miasteczka Jimramov. To kolejna miejscowość z tych, które lubię. Zamieszkuje je niewiele ponad tysiąc mieszkańców, a sporo tu zabytków. A przecież Szwedzi w przeszłości doszczętnie je ograbili i zniszczyli.
Nieregularny rynek otoczony zabytkowymi kamienicami. Na zachód znajduje się pałac, którego rodowodu należy szukać w XVI wieku.
Dalsza trasa do miasta Polička mija mi dość szybko bo jadę wzdłuż cieków wodnych i nie mam na swojej drodze żadnych wzniesień. Polička czasami nazywana jest czeskim "Carcassonne". Oczywiście należy to wziąć w cudzysłów, ale faktycznie ze względu na bardzo dobrze zachowane mury miejskie z basztami można miasto tak nazwać.
W mieście warzy się piwo o tej samej nazwie. Zawsze staram się dokonać stosownych zakupów, a następnie odpowiednie to spożytkować
Teraz rozpoczyna się etap podróży kiedy pokonuję dobrze mi znane teremy. Wielokrotnie tędy przejeżdżałem i wiem, że teraz będę trochę szybciej połykać kolejne kilometry. Przynajmniej tak mi się mogło wydawać....
Na początek idą Svitavy. Do miasta prowadzi od zachodu dość długa prosta i stroma droga. Często lokalsi wykorzystują ten odcinek do wyścigów. Tym razem jakiś zidiociały debil (bo inaczej takiego nazwać nie można), wyprzedza mnie z taką prędkością jakiej nawet na autostradzie nie byłem świadkiem. Myślę, że pod 300 km/h to miał. Nie lepsi byli dwaj motocykliści próbujący go dogonić...
Svitavy to kolejne ciekawe miasto. Znajduje się tu wiele zabytków m.in.kościół św. Jerzego będący najstarszą świątynią w mieście . Pierwotnie romański, a obecnie barokowy. Rynek naprawdę okazały Otacza go wiele zabytkowych kamienic w większości odremontowanych. Stary renesansowy ratusz, a w zachodniej części znajduje się jeszcze jedna świątynia. To kościół Nawiedzenia NMP.
Pisząc o mieście Svitavy nie sposób pominąć chyba najbardziej znanego obywatela, który właśnie tutaj się urodził. Mowa oczywiście o Oskarze Schindlerze, który podczas drugiej wojny światowej uratował ok. 1200 Żydów pracujących w jego fabryce.
Ze Svitav miałem jechać dalej standardowo główną drogą na Lanškroun, ale w ostatniej chwili zdecydowałem, że jadę podrzędnymi drogami przez Opatov i Opatovec. Po drodze spotykam krzyże pokutne i kamienie graniczne.
Jest już późno i wychodzi mi, że standardowo do domu dotrę bardzo późno. Dlatego staram się wyszukać taką trasę by była najmniej męcząca choć nie najkrótsza
Podrzędnymi drogami docieram do miejscowości Tatenice. Kilka razy tędy przejeżdżałem, ale zawsze było to dość późno i zawsze uznawałem, że zatrzymam się tu następnym razem i nigdy do tej pory tego nie uczyniłem Teraz zatrzymuję się w "centrum" wsi. Fotografuję renesansowy pałacyk i spokojnie wypijam piwo
No i długa! Czyli szybki przejazd do Zábřehu wzdłuż Moravskiej Sazavy. Szybko i przyjemnie pomyka się po ścieżce rowerowej po dawnej linii kolejowej.
Od Zábřehu aparat już na stałe ląduje w plecaku. Gonię wzdłuż rzeki Morava. Całkiem szybko docieram do Brannej. Przede mną jeszcze tylko dwa podjazdy nieźle dające w kość na sam koniec i ponad 30 km szybkiego zjazdu do domu z przełęczy Ramzova.
Ten wyjazd świąteczny był mega udany ! Przede wszystkim za sprawą pogody, która nie utrudniała jazdy rowerem. Dzięki temu, że pokonałem przeszło 773 kilometry miałem możliwość odwiedzić miejsca, w których jeszcze nie byłem, a trzeba tu zaznaczyć, że tych miejsc w Republice Czeskiej jest coraz mniej
Ogólna mapa z trzech dni.
No i tradycyjna galeria :
https://photos.app.goo.gl/EriwPwSQTM5JQNxw5
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Robert jestem pod wrażeniem, masz zdrowie, my na tą drogę potrzebowalibyśmy 6-7 dni.