Rowerowe wycieczki Roberta J
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Przypominam , że ja też czekam na cd;)
"Nie wystarczy mówić do rzeczy, trzeba mówić do ludzi"
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Ja też . Fajnie się czyta takie relacje. Można się wiele dowiedzieć i trochę pomarzyć.
"...A przed nami nowe życia połoniny, blaski oraz cienie, szczyty i doliny.
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Dawaj Robert.
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Cierpliwości..., jutro powinna się pojawić kolejna część
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Rowerowy Eurotrip 2017 - Dzień 10 - 31.07.2017 - Przez góry i doliny do Grecji........
Miejscówkę mam całkiem fajną bo oprócz zadaszonej wiaty turystycznej jest np. kran z bieżącą wodą. A miniona noc była zdecydowanie chłodniejsza od wcześniejszej. W górach Welijszko-Wideniszki djał, w Rodopach Zachodnich tereny są bardziej zalesione i więcej tu też cieków wodnych aniżeli np. w Starej Płaninie. Przełęcz gdzie przyszło mi spędzić noc jest zabudowana, ale nie ma tu niczego w postaci hotelu czy pensjonatu. Budynki wyglądają na zwykłe domostwa i są prawdopodobnie opuszczone lub co najwyżej zamieszkiwane sezonowo z tego co zauważyłem.
Rozpoczynam zjazd. Nie wiem czego się spodziewać po dzisiejszej trasie. Co będzie to będzie.
Kilkaset metrów dalej stoi pod lasem niewielka cerkiew św. Jana Chrzciciela.
Jazda jest bardzo męcząca. Raz wytracam wysokość by po chwili piąć się ponownie pod górę. Okolica zupełnie pozbawiona widoków bo jadę ciągle przez las. Jest zimno, ubieram długie spodnie i kurtkę. Jakieś widoki pojawiają się w okolicy jeziora Golyam Beglik(Голям беглик). Tama oddana do użytku w 1951 roku.
Kilka kilometrów dalej znajduje się rezerwat przyrody Shiroka Polyana(Широка поляна). Dużą część rezerwatu zajmuje jezioro o tej samej nazwie.
Po 30 kilometrach interwałowej jazdy w końcu mam jakiś konkretny zjazd. Z punktu widokowego ładnie widać jezioro Dospat. Na zjeździe mijam bardzo wiele źródeł z wodą pitną. Większość z nich jest ładnie obudowana.
W końcu jakaś cywilizacja. Robię solidne zakupy bo według mapy przez dość długi dystans może się zdarzyć, że nie uda mi się trafić na jakikolwiek sklep Dospat( Доспат) to również niewielkie miasto ulokowane nad jeziorem. Jest ono ponoć najbardziej górzystym miastem w Bułgarii. Gdzieś tak wyczytałem, ale nie potrafię tego zweryfikować Jeszcze na moment zatrzymuję się w centrum przy budynku urzędu miejskiego. Tuż obok meczet bijący po oczach białą elewacją.
Z centrum zjeżdżam stromo w dół, a zaraz potem jeszcze bardziej stromy podjazd. Zaczynam odczuwać jak bardzo wzrosła już temperatura powietrza.
Najbliższa większa miejscowość to Satovcha (Сатовча), ale to dopiero za kolejne 30 km. Ponownie trasa przybiera charakter interwałowy z tym, że teraz znacznie częściej mam widoki np. na będące już w Grecji góry Falakro.
W powietrzu coraz większa spiekota. Przede mną zjazd do miasta Satovcha. Na zachodzie wyrasta pasmo górskie Piryn.
Moją uwagę zwrócił szczyt Ореляк o wysokości 2099 m ze znajdującym się na jego wierzchołku nadajnikiem. Sprawdzam na mapie i widać, że wiedzie tam droga. Co prawda jest ona o nawierzchni szutrowej, ale trzeba sobie zapamiętać to miejsce na przyszłość
W centrum Satovcha zakupy i długa jazda wzdłuż kanionu gdzie płynie rzeka Bistritza. Przez kilkanaście kilometrów ciągle mijam mniejsze i większe kamieniołomy. Tuż przy drodze ludzie ręcznie rozłupują skałę i układają na palety...
Teraz ostatni etap zjazdu do kotliny Razłog ulokowanej między łańcuchem Pirynu, a zachodnim skrajem Rodopów. Doliną płynie rzeka Mesta (Места), którą przekraczam w miejscowości Blatska.
Ostatnie dziesięć kilometrów do granicy z Grecją jadę główną drogą. Jest ostro pod górę, pot zalewa mi oczy, ale prę powoli naprzód. Ruch na drodze znikomy. Minęło mnie kila tirów i to tyle. Szybka odprawa po bułgarskiej stronie i przekraczam graniczny tunel. Grek z kolei tylko mi machnął bym jechał dalej
Po greckiej stronie droga w znacznie lepszym stanie. Pierwsza większa miejscowość to Kato Nevrokopi. Robię zakupy, przede wszystkim płynów. W sklepie tylko jeden rodzaj piwa, ale spoko takiego jeszcze nie piłem
Jadąc przez Grecję nie sposób nie zauważyć stojących na poboczach, malutkich kapliczek. Różnią się wielkością, wiekiem, poziomem zadbania oraz kunsztem wykonania. Są ich tysiące, ale żadna się nie powtarza. Co jednak znaczą? Przyczyna powstania takiej kapliczki jest jedna – wypadek samochodowy. Intencje ich stawiania są natomiast dwie. Pierwsza to podziękowanie za to, że pomimo wypadku uszło się z życiem, druga natomiast to prośba o spokojny spoczynek w „lepszym świecie” gdy taki wypadek zakończył się tragicznie.
Dość długo przemierzam względnie płaskie tereny rolnicze. Analizując mapę wiem, że czeka mnie solidny podjazd. Ale takiego nachylenia drogi to się zupełnie nie spodziewałem. Na bardzo krótkim dystansie zdobywam kilkaset metrów w pionie. Temperatura powietrza miała bardzo duży wpływ na tempo podjazdu. Na szczęście przy drodze jest kilka źródełek z przyjemnie zimną wodą
Przede mną na koniec dnia kilkadziesiąt kilometrów jazdy po zupełnym bezludziu. Nie ma po drodze żadnej miejscowości, a jedyna cywilizacja to pasterze wypasający stada kóz. Te z kolei lezą jak im się podoba i czasami jest problem z przejazdem.
Ogólnie greckie widoki są całkiem spoko tylko ta kiepska przejrzystość powietrza...
O zachodzie słońca rozpoczynam zjazd do Serres i to taki konkretny. Hamulce na tej stromiźnie zaczynają aż śmierdzieć. Gdyby nie brak znajomości drogi to spokojnie można by się rozbujać do 80-90 km/h na luzie
Przez miasto przejeżdżam gdy jest już zupełnie ciemno. O dziesiątej wieczór jest 31 stopni na plusie. Panuje straszy zaduch. Wypijam szybkie piwo w knajpie i lecę dalej.
Jakimiś mniej uczęszczanymi drogami jadę w kierunku Salonik. Do pokonania jest około 70 kilometrów i raczej nikłe szanse bym tam dotarł tego samego dnia. Strasznie denerwują mnie psy pasterskie. Jest ich w okolicy od groma. Kilka razy opuszczają one stado owiec, które pilnują i puszczają się w pogoń za mną. Są bardzo agresywne. Jeden swymi kłami rozrywa mi skarpetkę na lewej kostce....
Za miejscowością Kalokastro przychodzi mi się zmierzyć z kolejnym dziś podjazdem. Jednak dość wcześnie rezygnuję z dalszej walki o kolejne metry i rozbijam się na noc na polance przy drodze. Kolejny dzień z dystansem ponad 200 km zaliczony, więc po co się dalej męczyć....
Statystyki dzień 10
Cała galeria pod adresem: https://photos.app.goo.gl/a2JdQAeh62PeZmsa2
cdn
Miejscówkę mam całkiem fajną bo oprócz zadaszonej wiaty turystycznej jest np. kran z bieżącą wodą. A miniona noc była zdecydowanie chłodniejsza od wcześniejszej. W górach Welijszko-Wideniszki djał, w Rodopach Zachodnich tereny są bardziej zalesione i więcej tu też cieków wodnych aniżeli np. w Starej Płaninie. Przełęcz gdzie przyszło mi spędzić noc jest zabudowana, ale nie ma tu niczego w postaci hotelu czy pensjonatu. Budynki wyglądają na zwykłe domostwa i są prawdopodobnie opuszczone lub co najwyżej zamieszkiwane sezonowo z tego co zauważyłem.
Rozpoczynam zjazd. Nie wiem czego się spodziewać po dzisiejszej trasie. Co będzie to będzie.
Kilkaset metrów dalej stoi pod lasem niewielka cerkiew św. Jana Chrzciciela.
Jazda jest bardzo męcząca. Raz wytracam wysokość by po chwili piąć się ponownie pod górę. Okolica zupełnie pozbawiona widoków bo jadę ciągle przez las. Jest zimno, ubieram długie spodnie i kurtkę. Jakieś widoki pojawiają się w okolicy jeziora Golyam Beglik(Голям беглик). Tama oddana do użytku w 1951 roku.
Kilka kilometrów dalej znajduje się rezerwat przyrody Shiroka Polyana(Широка поляна). Dużą część rezerwatu zajmuje jezioro o tej samej nazwie.
Po 30 kilometrach interwałowej jazdy w końcu mam jakiś konkretny zjazd. Z punktu widokowego ładnie widać jezioro Dospat. Na zjeździe mijam bardzo wiele źródeł z wodą pitną. Większość z nich jest ładnie obudowana.
W końcu jakaś cywilizacja. Robię solidne zakupy bo według mapy przez dość długi dystans może się zdarzyć, że nie uda mi się trafić na jakikolwiek sklep Dospat( Доспат) to również niewielkie miasto ulokowane nad jeziorem. Jest ono ponoć najbardziej górzystym miastem w Bułgarii. Gdzieś tak wyczytałem, ale nie potrafię tego zweryfikować Jeszcze na moment zatrzymuję się w centrum przy budynku urzędu miejskiego. Tuż obok meczet bijący po oczach białą elewacją.
Z centrum zjeżdżam stromo w dół, a zaraz potem jeszcze bardziej stromy podjazd. Zaczynam odczuwać jak bardzo wzrosła już temperatura powietrza.
Najbliższa większa miejscowość to Satovcha (Сатовча), ale to dopiero za kolejne 30 km. Ponownie trasa przybiera charakter interwałowy z tym, że teraz znacznie częściej mam widoki np. na będące już w Grecji góry Falakro.
W powietrzu coraz większa spiekota. Przede mną zjazd do miasta Satovcha. Na zachodzie wyrasta pasmo górskie Piryn.
Moją uwagę zwrócił szczyt Ореляк o wysokości 2099 m ze znajdującym się na jego wierzchołku nadajnikiem. Sprawdzam na mapie i widać, że wiedzie tam droga. Co prawda jest ona o nawierzchni szutrowej, ale trzeba sobie zapamiętać to miejsce na przyszłość
W centrum Satovcha zakupy i długa jazda wzdłuż kanionu gdzie płynie rzeka Bistritza. Przez kilkanaście kilometrów ciągle mijam mniejsze i większe kamieniołomy. Tuż przy drodze ludzie ręcznie rozłupują skałę i układają na palety...
Teraz ostatni etap zjazdu do kotliny Razłog ulokowanej między łańcuchem Pirynu, a zachodnim skrajem Rodopów. Doliną płynie rzeka Mesta (Места), którą przekraczam w miejscowości Blatska.
Ostatnie dziesięć kilometrów do granicy z Grecją jadę główną drogą. Jest ostro pod górę, pot zalewa mi oczy, ale prę powoli naprzód. Ruch na drodze znikomy. Minęło mnie kila tirów i to tyle. Szybka odprawa po bułgarskiej stronie i przekraczam graniczny tunel. Grek z kolei tylko mi machnął bym jechał dalej
Po greckiej stronie droga w znacznie lepszym stanie. Pierwsza większa miejscowość to Kato Nevrokopi. Robię zakupy, przede wszystkim płynów. W sklepie tylko jeden rodzaj piwa, ale spoko takiego jeszcze nie piłem
Jadąc przez Grecję nie sposób nie zauważyć stojących na poboczach, malutkich kapliczek. Różnią się wielkością, wiekiem, poziomem zadbania oraz kunsztem wykonania. Są ich tysiące, ale żadna się nie powtarza. Co jednak znaczą? Przyczyna powstania takiej kapliczki jest jedna – wypadek samochodowy. Intencje ich stawiania są natomiast dwie. Pierwsza to podziękowanie za to, że pomimo wypadku uszło się z życiem, druga natomiast to prośba o spokojny spoczynek w „lepszym świecie” gdy taki wypadek zakończył się tragicznie.
Dość długo przemierzam względnie płaskie tereny rolnicze. Analizując mapę wiem, że czeka mnie solidny podjazd. Ale takiego nachylenia drogi to się zupełnie nie spodziewałem. Na bardzo krótkim dystansie zdobywam kilkaset metrów w pionie. Temperatura powietrza miała bardzo duży wpływ na tempo podjazdu. Na szczęście przy drodze jest kilka źródełek z przyjemnie zimną wodą
Przede mną na koniec dnia kilkadziesiąt kilometrów jazdy po zupełnym bezludziu. Nie ma po drodze żadnej miejscowości, a jedyna cywilizacja to pasterze wypasający stada kóz. Te z kolei lezą jak im się podoba i czasami jest problem z przejazdem.
Ogólnie greckie widoki są całkiem spoko tylko ta kiepska przejrzystość powietrza...
O zachodzie słońca rozpoczynam zjazd do Serres i to taki konkretny. Hamulce na tej stromiźnie zaczynają aż śmierdzieć. Gdyby nie brak znajomości drogi to spokojnie można by się rozbujać do 80-90 km/h na luzie
Przez miasto przejeżdżam gdy jest już zupełnie ciemno. O dziesiątej wieczór jest 31 stopni na plusie. Panuje straszy zaduch. Wypijam szybkie piwo w knajpie i lecę dalej.
Jakimiś mniej uczęszczanymi drogami jadę w kierunku Salonik. Do pokonania jest około 70 kilometrów i raczej nikłe szanse bym tam dotarł tego samego dnia. Strasznie denerwują mnie psy pasterskie. Jest ich w okolicy od groma. Kilka razy opuszczają one stado owiec, które pilnują i puszczają się w pogoń za mną. Są bardzo agresywne. Jeden swymi kłami rozrywa mi skarpetkę na lewej kostce....
Za miejscowością Kalokastro przychodzi mi się zmierzyć z kolejnym dziś podjazdem. Jednak dość wcześnie rezygnuję z dalszej walki o kolejne metry i rozbijam się na noc na polance przy drodze. Kolejny dzień z dystansem ponad 200 km zaliczony, więc po co się dalej męczyć....
Statystyki dzień 10
Cała galeria pod adresem: https://photos.app.goo.gl/a2JdQAeh62PeZmsa2
cdn
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Rowerowy Eurotrip 2017 - Dzień 11 - 01.08.2017 - Cel osiągnięty! Saloniki !
Za mną bardzo ciepła noc. Pora najwyższa pomyśleć o jakiejś moskitierze bo aż do samego rana spać nie dawały komary, które miały niezłą pożywkę Pewnie gdybym miał dostęp do lustra i popatrzył w nie z rana to zobaczyłbym twarz całą w czerwonych bąblach
Bardzo szybko zbieram się do drogi wiedząc, że czeka mnie na początek podjazd. Lepiej pokonać go póki jest jeszcze znośna temperatura. O ile +30 o szóstej rano można nazwać znośną temperaturą A dzień zapowiada się wyjątkowo upalnie. Łykam powoli kolejne metry wysokości. Cholera, musieli tą drogę poprowadzić po wszystkich najwyższych okolicznych wzniesieniach ? Wychodzi na to że tak !
Mijam miejscowość Evaggelistria. Nie udaje mi się znaleźć żadnego sklepu, a bardzo potrzebuję wody... Za Lechnas znajduje się muzeum II wojny bałkańskiej(29.06 – 10.08.1913). Był to konflikt zbrojny pomiędzy Bułgarią, a Serbią i jej sojusznikami(Grecją, Czarnogórą, Rumunią). Na wzniesieniu przy muzeum ustawiony pomnik przypominający tamte wydarzenia, a po obu stronach schodów wiodących do pomnika ustawiono popiersia greckich bohaterów wojen bałkańskich.
Słupek rtęci sięga już czterdziestu kresek. Doskwiera mi brak wody, aż tu nagle miłe zdarzenie. Przepycham korbami pod kolejne wzniesienie, mija mnie terenówka i jakieś sto metrów dalej zatrzymuje się na środku drogi. Podjeżdżam i wówczas przez okno wysuwa się dłoń z butelką wody ! Woda cholernie zimna, takiej właśnie potrzebowałem ! 1,5 litra wypijam naraz. Dobroczyńcami okazali się dwaj starsi panowie
Upał sprawia, że po trzech godzinach jazdy mam przejechane tylko 30 km. Do Salonik pozostaje drugie tyle... Jedyny plus taki, że przez kolejnych kilkanaście kilometrów będę mieć z góry. Łykam je w mgnieniu oka.
W Lete znajduję duży market. Robię spore zakupy, wydaję najwięcej pieniędzy na jedne zakupy podczas całego wypadu. Uzupełniam płyny.
By dotrzeć do Salonik muszę pokonać kolejne wzniesienie. Główną drogą rowerem nie wolno i jestem zmuszony szukać alternatywy. Nie jest to łatwe. Na błądzeniu tracę niepotrzebnie godzinę czasu Jadę przez miejscowość Lagyna, oj ten podjazd dał nieźle popalić !
Po prawie ośmiu godzinach dzisiejszej jazdy w końcu docieram do Salonik celu tej wyprawy ! Czego się spodziewałem i jakie były plany na zwiedzanie, a no niczego się nie spodziewałem i nic nie planowałem. Chciałem tylko dotrzeć do tego miasta bo to był mój główny cel wypadu. Na zwiedzanie Salonik trzeba by poświęcić minimum dwa dni tyle tam miejsc wartych odwiedzenia.
A samo miasto jest drugim po Atenach największym miastem w Grecji. Znajdziemy tu zabytki rzymskie i bizantyjskie jak również osmańskie. Saloniki, a dokładniej 15 budowli znajdujących się w mieście, zostało wpisanych na listę światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO.
Przyznam szczerze iż nie przepadam za tak dużymi aglomeracjami. Jednak zaciskam zęby i przeciskam się przez zakorkowane miasto ku jego centrum. Gdzieś na zjeździe stojąc w korku robię zdjęcie pomnika-kaplicy na alianckim cmentarzu z okresu pierwszej wojny światowej - Zeitenlik. Jest to największy pierwszowojenny cmentarz na terytorium Grecji. Znajdują się tu groby żołnierzy serbskich, francuskich, brytyjskich, włoskich i rosyjskich oraz więźniów bułgarskich, którzy zginęli podczas walk na froncie w Salonikach podczas I wojny światowej.
Docieram do centrum. Jezdnie zakorkowane, a chodniki pełne turystów. W mieście niemal na każdym kroku trafimy na zabytkowy charakterystyczny kościół - w wielu przypadkach znajdują się one pod poziomem chodnika.
Jednymi z bardziej rozpoznawalnych zabytków z czasów rzymskich są Rotunda oraz Łuk Triumfalny Galeriusza. Łuk to w zasadzie jego skromne resztki. Powstał w 299 r. n.e. dla uczczenia zwycięstwa Galeriusza nad Persami i zajęcia ich stolicy Ktezyfonu w 298 roku. Był wykonany z czerwonego kamienia i bogato zdobiony. Odrobinę zdobień zachowało się do dzisiaj.
Rotunda miała być pierwotnie mauzoleum Galeriusza. Wybudowano ją w 304 roku. W późniejszych czasach zostało zamienione na kościół św. Jerzego. Oczywiście minaret stojący obok to pozostałość po czasach panowania osmańskiego gdy większość świątyń przemieniono w meczety.
Nadmorski bulwar ciągnący się przez prawie 5 kilometrów jest znakiem rozpoznawczym Salonik. Punktem charakterystycznym, a jednocześnie symbolem miasta jest Biała Wieża wybudowana przez osmańskiego sułtana Sulejmana Wspaniałego.
Na nabrzeżu stoi również sporych rozmiarów pomnik Aleksandra Macedońskiego.
Mimo nagrzanego powietrza i słabej przejrzystości powietrza widać po drugiej stronie zatoki Masyw Olimpu. Odległość w linii prostej to około 80 km. Co prawda Saloniki były moim celem i teraz powinienem się zastanowić nad drogą powrotną do domu, ale widząc Olimp decyduję się podjechać w jego okolice. Jeden dzień w te czy w tamte co za różnica
Kieruję się nadbrzeżem w kierunku zachodnim. Ciekawym miejscem, które mijam jest Plac Arystotelesa. Od placu wiedzie główny deptak w mieście do wcześniej wspomnianej rotundy. Wydaje mi się, że jest to jedno z bardziej zatłoczonych miejsc w Salonikach. Ciekawa tu architektura, wszystko zostało zbudowane w lustrzanym odbiciu. Są tu hotele i bardzo dużo restauracji, w których ceny na pewno są bardzo wysokie.
Wyjazd z Salonik zajmuje mi masakrycznie dużo czasu. Miasto opuszczam po 18stej. Kieruję się na zachód tak trochę na ślepo. Muszę poszukać mostu, którym przedostanę się na drugą stronę rzeki. Tereny są zupełnie płaskie i ogólnie zaczęło przybywać dość szybko kilometrów. Słońce robi swoje
Masyw Olimpu coraz bliżej...
Po kolacji ruszając w drogę dołącza do mnie kolarz. Daje mi koła i wiozę się tak przez ponad 20 km. Było to bardzo pomocne bo akurat była jazda centralnie pod wiatr, a średnia osiągnięta prędkość przeszło 30 km/h. Dopiero w okolicy Aiginio mamy pierwsze niewielkie wzniesienia. Następnie przez kilka kilometrów jedziemy obok siebie i rozmawiamy na tematy związane z rowerem. Alex mieszka gdzieś w okolicy Aiginio, ale mimo to jedzie ze mną jeszcze kawałek. Zawraca dopiero po zachodzie słońca. Odechciewa mi się dalszej jazdy. Zatrzymuję się na noc na najwyższym wzniesieniu w okolicy. Może jutro będzie jakiś wschód słońca
Statystyki dzień 11
I tym sposobem jesteśmy na półmetku relacji
Cała galeria dostępna pod adresem: https://photos.app.goo.gl/pYIgOdJirQewEeZv1
cdn
Za mną bardzo ciepła noc. Pora najwyższa pomyśleć o jakiejś moskitierze bo aż do samego rana spać nie dawały komary, które miały niezłą pożywkę Pewnie gdybym miał dostęp do lustra i popatrzył w nie z rana to zobaczyłbym twarz całą w czerwonych bąblach
Bardzo szybko zbieram się do drogi wiedząc, że czeka mnie na początek podjazd. Lepiej pokonać go póki jest jeszcze znośna temperatura. O ile +30 o szóstej rano można nazwać znośną temperaturą A dzień zapowiada się wyjątkowo upalnie. Łykam powoli kolejne metry wysokości. Cholera, musieli tą drogę poprowadzić po wszystkich najwyższych okolicznych wzniesieniach ? Wychodzi na to że tak !
Mijam miejscowość Evaggelistria. Nie udaje mi się znaleźć żadnego sklepu, a bardzo potrzebuję wody... Za Lechnas znajduje się muzeum II wojny bałkańskiej(29.06 – 10.08.1913). Był to konflikt zbrojny pomiędzy Bułgarią, a Serbią i jej sojusznikami(Grecją, Czarnogórą, Rumunią). Na wzniesieniu przy muzeum ustawiony pomnik przypominający tamte wydarzenia, a po obu stronach schodów wiodących do pomnika ustawiono popiersia greckich bohaterów wojen bałkańskich.
Słupek rtęci sięga już czterdziestu kresek. Doskwiera mi brak wody, aż tu nagle miłe zdarzenie. Przepycham korbami pod kolejne wzniesienie, mija mnie terenówka i jakieś sto metrów dalej zatrzymuje się na środku drogi. Podjeżdżam i wówczas przez okno wysuwa się dłoń z butelką wody ! Woda cholernie zimna, takiej właśnie potrzebowałem ! 1,5 litra wypijam naraz. Dobroczyńcami okazali się dwaj starsi panowie
Upał sprawia, że po trzech godzinach jazdy mam przejechane tylko 30 km. Do Salonik pozostaje drugie tyle... Jedyny plus taki, że przez kolejnych kilkanaście kilometrów będę mieć z góry. Łykam je w mgnieniu oka.
W Lete znajduję duży market. Robię spore zakupy, wydaję najwięcej pieniędzy na jedne zakupy podczas całego wypadu. Uzupełniam płyny.
By dotrzeć do Salonik muszę pokonać kolejne wzniesienie. Główną drogą rowerem nie wolno i jestem zmuszony szukać alternatywy. Nie jest to łatwe. Na błądzeniu tracę niepotrzebnie godzinę czasu Jadę przez miejscowość Lagyna, oj ten podjazd dał nieźle popalić !
Po prawie ośmiu godzinach dzisiejszej jazdy w końcu docieram do Salonik celu tej wyprawy ! Czego się spodziewałem i jakie były plany na zwiedzanie, a no niczego się nie spodziewałem i nic nie planowałem. Chciałem tylko dotrzeć do tego miasta bo to był mój główny cel wypadu. Na zwiedzanie Salonik trzeba by poświęcić minimum dwa dni tyle tam miejsc wartych odwiedzenia.
A samo miasto jest drugim po Atenach największym miastem w Grecji. Znajdziemy tu zabytki rzymskie i bizantyjskie jak również osmańskie. Saloniki, a dokładniej 15 budowli znajdujących się w mieście, zostało wpisanych na listę światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO.
Przyznam szczerze iż nie przepadam za tak dużymi aglomeracjami. Jednak zaciskam zęby i przeciskam się przez zakorkowane miasto ku jego centrum. Gdzieś na zjeździe stojąc w korku robię zdjęcie pomnika-kaplicy na alianckim cmentarzu z okresu pierwszej wojny światowej - Zeitenlik. Jest to największy pierwszowojenny cmentarz na terytorium Grecji. Znajdują się tu groby żołnierzy serbskich, francuskich, brytyjskich, włoskich i rosyjskich oraz więźniów bułgarskich, którzy zginęli podczas walk na froncie w Salonikach podczas I wojny światowej.
Docieram do centrum. Jezdnie zakorkowane, a chodniki pełne turystów. W mieście niemal na każdym kroku trafimy na zabytkowy charakterystyczny kościół - w wielu przypadkach znajdują się one pod poziomem chodnika.
Jednymi z bardziej rozpoznawalnych zabytków z czasów rzymskich są Rotunda oraz Łuk Triumfalny Galeriusza. Łuk to w zasadzie jego skromne resztki. Powstał w 299 r. n.e. dla uczczenia zwycięstwa Galeriusza nad Persami i zajęcia ich stolicy Ktezyfonu w 298 roku. Był wykonany z czerwonego kamienia i bogato zdobiony. Odrobinę zdobień zachowało się do dzisiaj.
Rotunda miała być pierwotnie mauzoleum Galeriusza. Wybudowano ją w 304 roku. W późniejszych czasach zostało zamienione na kościół św. Jerzego. Oczywiście minaret stojący obok to pozostałość po czasach panowania osmańskiego gdy większość świątyń przemieniono w meczety.
Nadmorski bulwar ciągnący się przez prawie 5 kilometrów jest znakiem rozpoznawczym Salonik. Punktem charakterystycznym, a jednocześnie symbolem miasta jest Biała Wieża wybudowana przez osmańskiego sułtana Sulejmana Wspaniałego.
Na nabrzeżu stoi również sporych rozmiarów pomnik Aleksandra Macedońskiego.
Mimo nagrzanego powietrza i słabej przejrzystości powietrza widać po drugiej stronie zatoki Masyw Olimpu. Odległość w linii prostej to około 80 km. Co prawda Saloniki były moim celem i teraz powinienem się zastanowić nad drogą powrotną do domu, ale widząc Olimp decyduję się podjechać w jego okolice. Jeden dzień w te czy w tamte co za różnica
Kieruję się nadbrzeżem w kierunku zachodnim. Ciekawym miejscem, które mijam jest Plac Arystotelesa. Od placu wiedzie główny deptak w mieście do wcześniej wspomnianej rotundy. Wydaje mi się, że jest to jedno z bardziej zatłoczonych miejsc w Salonikach. Ciekawa tu architektura, wszystko zostało zbudowane w lustrzanym odbiciu. Są tu hotele i bardzo dużo restauracji, w których ceny na pewno są bardzo wysokie.
Wyjazd z Salonik zajmuje mi masakrycznie dużo czasu. Miasto opuszczam po 18stej. Kieruję się na zachód tak trochę na ślepo. Muszę poszukać mostu, którym przedostanę się na drugą stronę rzeki. Tereny są zupełnie płaskie i ogólnie zaczęło przybywać dość szybko kilometrów. Słońce robi swoje
Masyw Olimpu coraz bliżej...
Po kolacji ruszając w drogę dołącza do mnie kolarz. Daje mi koła i wiozę się tak przez ponad 20 km. Było to bardzo pomocne bo akurat była jazda centralnie pod wiatr, a średnia osiągnięta prędkość przeszło 30 km/h. Dopiero w okolicy Aiginio mamy pierwsze niewielkie wzniesienia. Następnie przez kilka kilometrów jedziemy obok siebie i rozmawiamy na tematy związane z rowerem. Alex mieszka gdzieś w okolicy Aiginio, ale mimo to jedzie ze mną jeszcze kawałek. Zawraca dopiero po zachodzie słońca. Odechciewa mi się dalszej jazdy. Zatrzymuję się na noc na najwyższym wzniesieniu w okolicy. Może jutro będzie jakiś wschód słońca
Statystyki dzień 11
I tym sposobem jesteśmy na półmetku relacji
Cała galeria dostępna pod adresem: https://photos.app.goo.gl/pYIgOdJirQewEeZv1
cdn
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Byliśmy w Salonikach dwukrotnie i zawsze coś nowego dało się zobaczyć. Piękne miasto z masą zabytków. Narzekasz na korki, Ty z rowerem, a co ja miałem powiedzieć jadąc tam samochodem. Dziewczyny już oczy niekiedy zamykały jak jeździliśmy po mieście, a znalezienie wolnego parkingu graniczyło z cudem.
Z Masywem Olimpu mamy jeszcze porachunki i musimy tam wrócić, tak samo jak z Masywem Ossa. Czekamy na dalsze opisy.
Z Masywem Olimpu mamy jeszcze porachunki i musimy tam wrócić, tak samo jak z Masywem Ossa. Czekamy na dalsze opisy.
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Mi dłużyła się podróż samochodem do Grecji, ale rowerem to pewnie sama frajda.
Mnóstwo czasu na zwiedzanie w tempie polako, polako.
Na wyprawę wybrałbym maj niż sierpień i raczej samochód niż rower.
Mnóstwo czasu na zwiedzanie w tempie polako, polako.
Na wyprawę wybrałbym maj niż sierpień i raczej samochód niż rower.
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
opalenizna pierwsza klasa
jadąc dziś metrem do pracy, zagadnął mnie jeden z pasażerów, zerkając mi przez ramię czytał ze mną Twój ostatni odcinek...i tak pyta - "co to za szaleniec tyle kilometrów w taki upał robi... "? znam człowieka! rzekłam z dumą
jadąc dziś metrem do pracy, zagadnął mnie jeden z pasażerów, zerkając mi przez ramię czytał ze mną Twój ostatni odcinek...i tak pyta - "co to za szaleniec tyle kilometrów w taki upał robi... "? znam człowieka! rzekłam z dumą
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Sama frajda
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Taaa opalenizna w barwach narodowych
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Powinieneś pozostawić samochód gdzieś na przedmieściach na strzeżonym parkingu i skorzystać z komunikacji miejskiej, która w Salonikach ponoć bardzo dobrze funkcjonujePiotrekP pisze: ↑02 października 2017, 20:19Byliśmy w Salonikach dwukrotnie i zawsze coś nowego dało się zobaczyć. Piękne miasto z masą zabytków. Narzekasz na korki, Ty z rowerem, a co ja miałem powiedzieć jadąc tam samochodem. Dziewczyny już oczy niekiedy zamykały jak jeździliśmy po mieście, a znalezienie wolnego parkingu graniczyło z cudem.
Z Masywem Olimpu mamy jeszcze porachunki i musimy tam wrócić, tak samo jak z Masywem Ossa. Czekamy na dalsze opisy.
Grecji nie mówię nie, ale jest jeszcze tyle krajów do odwiedzenia, że na razie musi poczekać. Może kiedyś przy okazji tam wrócę
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
"....po trzech godzinach jazdy mam przejechane tylko 30 km..."
He! Takie kity to nie nam! Przecież Ty nie jesteś w stanie tego zrobić;)
He! Takie kity to nie nam! Przecież Ty nie jesteś w stanie tego zrobić;)
Ostatnio zmieniony 06 października 2017, 9:37 przez sonia, łącznie zmieniany 1 raz.
"Nie wystarczy mówić do rzeczy, trzeba mówić do ludzi"
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
A jednak to prawda
Re: Rowerowe wycieczki Roberta J
Rowerowy Eurotrip 2017 - Dzień 12 - 02.08.2017 - Z widokiem na górę bogów.....
O poranku mam całkiem fajny widok na najwyższe góry Grecji - Masyw Olimpu. Widok tych gór będzie mi towarzyszyć niemal przez cały dzień. Wschód słońca nie jest zbyt spektakularny, ale nie ma się czego spodziewać latem podczas tak dużych upałów gdy powietrze jest bardzo zapylone.
Bardzo szybko ruszam w drogę. Pierwszą miejscowością, a zarazem największym miastem, które dzisiaj odwiedzam jest Katerini (Κατερίνη). Nowoczesne miasto. Wąskie, kompletnie zakorkowane ulice. W zasadzie nic ciekawego jak dla mnie tutaj nie ma. Nie podoba mi się. Robię szybko spore zakupy prowiantu, które muszą mi wystarczyć na cały dzień. Wody też zabieram dość sporo, ale wiem, że bez późniejszych uzupełnień się nie obejdzie, a wieźć 10 litrów ze sobą nie mam zamiaru Uciekam do parku miejskiego gdzie w zacienionym miejscu zjadam śniadanie.
Z Katerini jadę już w kierunku zachodnim. Coraz ładniej wygląda masyw Olimpu. Nie wiem co jest z tymi pasterskimi psami w Grecji, ale ponownie byłem zmuszony uciekać przed rozwścieczonymi kundlami. Że też chce się im ganiać w taki upał....
To już kolejny dzień gdy temperatura przekracza czterdzieści stopni. Nawet miejscowi chyba się pochowali w domach bo na drodze zupełnie ustaje ruch.
Robię pauzę na kąpiel w strumieniu.
Przychodzi pora zaliczyć jakiś podjazd. Normalnie nie byłby to większy problem, ale w tym upale nawet najmniejsze wzniesienie jest dla nie sporym wyzwaniem. Gdyby nie wizja kolejnych podjazdów to chętnie podjechałbym do jakichś okolicznych atrakcji turystycznych, a jest ich w okolicy dość sporo o czym informują stosowne drogowskazy. Ja jednak zdobywam kolejne metry wysokości.
Przed Agios Dimitrios mijam się z dwójką rowerzystów z polski. Krzyczę cześć, ale chłopak nawet nie popatrzył w moim kierunku. Tylko dziewczyna skinęła głową. Robię zapasy wody w niewielkim sklepiku. Ceny mają tu chyba z kosmosu....
Miejscowość niewielka i siedząc na ławce w cieniu rozłożystego drzewa obserwuję senne życie mieszkańców.
Kilka kilometrów dalej zdobywam przełęcz przekraczającą 1000 metrów n.p.m.
Na zjeździe dopada mnie znużenie. O mało nie zasypiam na rowerze od panującego upału. Od dobrych dwóch godzin nie widziałem żadnego samochodu na drodze.
Po zjeździe do doliny robię pauzę. Wypijam o dziwo jeszcze zimne piwo i film mi się urywa... Budzę się po godzinie czasu. Masyw Olimpu od tej strony wygląda wcale nie gorzej jak od północnej strony
Tuż za miejscowością Gerania docieram do głównej drogi Larissa-Elassona. To miejsce jest najdalej wysuniętym na południe miejscem, do którego docieram podczas tej wyprawy. Teraz odbijam na północ.
Przy drodze znajduje się muzeum bitwy pod Sarantaporo z okresu I wojny bałkańskiej stoczonej w dniach 9-10 października 1912, pomiędzy armią osmańską, a grecką. W czasie bitwy stacjonował w tym miejscu sztab osmański.
A ja podążam do wcześniej wspomnianego Sarantaporo. Z mapy wychodzi, że będzie pod górę i to tak solidnie. Jeszcze tylko ostatnie foty Masywu Olimpu i przez kilka kolejnych kilometrów bez widoków ponieważ jadę wśród gór.
Po prawie dwóch godzinach nużącej jazdy po krętej drodze otwierają się widoki na dolinę, którą płynie najdłuższa rzeka znajdująca się w całości na terytorium Grecji - Aliakmon. W tym miejscu utworzono sztuczny zbiornik wodny. Z daleka widoczny jest liczący 1372 metry most spinający oba brzegi jeziora.
W miejscowości Servia uzupełniam zapasy wody i przejeżdżam mostem na drugą stronę jeziora. Udaje się też dojrzeć pelikana
Po drugiej stronie przychodzi mi się zmierzyć z kolejnym podjazdem. Na szczęście nie jest on już tak wymagający jak wcześniejsze dwa. Widoki mam za to świetne !
O zachodzie słońca przejeżdżam w okolicy Kozani. Mam małe problemy z wyborem odpowiedniej drogi w kierunku północnym. Mój błąd kosztował mnie sporo wysiłku. Muszę zaliczyć bardzo stromy podjazd. Najbardziej stromy odcinek podczas całego wypadu. Nim się obejrzałem zrobiło się ciemno
Za to po zachodzie słońca jazda staje się przyjemniejsza. Od razu też zaczyna przybywać sporo kilometrów bo teren delikatnie opada ku północy. Przejeżdżam obok ogromnych kopalni odkrywkowych węgla brunatnego. Znajduje się tutaj kilka elektrowni. Węgiel brunatny jest najważniejszym źródłem energii elektrycznej w Grecji (65% udziału w krajowej produkcji). Powietrze jest bardzo zapylone. Od pyłu aż szczypią oczy. Po 22iej przejeżdżam przez Ptolemaidę i kawałek dalej kończę dwunasty dzień wyprawy.
Statystyki dzień 12
Więcej zdjęć dostępnych w galerii pod adresem: https://photos.app.goo.gl/MVUWhddq2kZ6wYzf1
cdn
O poranku mam całkiem fajny widok na najwyższe góry Grecji - Masyw Olimpu. Widok tych gór będzie mi towarzyszyć niemal przez cały dzień. Wschód słońca nie jest zbyt spektakularny, ale nie ma się czego spodziewać latem podczas tak dużych upałów gdy powietrze jest bardzo zapylone.
Bardzo szybko ruszam w drogę. Pierwszą miejscowością, a zarazem największym miastem, które dzisiaj odwiedzam jest Katerini (Κατερίνη). Nowoczesne miasto. Wąskie, kompletnie zakorkowane ulice. W zasadzie nic ciekawego jak dla mnie tutaj nie ma. Nie podoba mi się. Robię szybko spore zakupy prowiantu, które muszą mi wystarczyć na cały dzień. Wody też zabieram dość sporo, ale wiem, że bez późniejszych uzupełnień się nie obejdzie, a wieźć 10 litrów ze sobą nie mam zamiaru Uciekam do parku miejskiego gdzie w zacienionym miejscu zjadam śniadanie.
Z Katerini jadę już w kierunku zachodnim. Coraz ładniej wygląda masyw Olimpu. Nie wiem co jest z tymi pasterskimi psami w Grecji, ale ponownie byłem zmuszony uciekać przed rozwścieczonymi kundlami. Że też chce się im ganiać w taki upał....
To już kolejny dzień gdy temperatura przekracza czterdzieści stopni. Nawet miejscowi chyba się pochowali w domach bo na drodze zupełnie ustaje ruch.
Robię pauzę na kąpiel w strumieniu.
Przychodzi pora zaliczyć jakiś podjazd. Normalnie nie byłby to większy problem, ale w tym upale nawet najmniejsze wzniesienie jest dla nie sporym wyzwaniem. Gdyby nie wizja kolejnych podjazdów to chętnie podjechałbym do jakichś okolicznych atrakcji turystycznych, a jest ich w okolicy dość sporo o czym informują stosowne drogowskazy. Ja jednak zdobywam kolejne metry wysokości.
Przed Agios Dimitrios mijam się z dwójką rowerzystów z polski. Krzyczę cześć, ale chłopak nawet nie popatrzył w moim kierunku. Tylko dziewczyna skinęła głową. Robię zapasy wody w niewielkim sklepiku. Ceny mają tu chyba z kosmosu....
Miejscowość niewielka i siedząc na ławce w cieniu rozłożystego drzewa obserwuję senne życie mieszkańców.
Kilka kilometrów dalej zdobywam przełęcz przekraczającą 1000 metrów n.p.m.
Na zjeździe dopada mnie znużenie. O mało nie zasypiam na rowerze od panującego upału. Od dobrych dwóch godzin nie widziałem żadnego samochodu na drodze.
Po zjeździe do doliny robię pauzę. Wypijam o dziwo jeszcze zimne piwo i film mi się urywa... Budzę się po godzinie czasu. Masyw Olimpu od tej strony wygląda wcale nie gorzej jak od północnej strony
Tuż za miejscowością Gerania docieram do głównej drogi Larissa-Elassona. To miejsce jest najdalej wysuniętym na południe miejscem, do którego docieram podczas tej wyprawy. Teraz odbijam na północ.
Przy drodze znajduje się muzeum bitwy pod Sarantaporo z okresu I wojny bałkańskiej stoczonej w dniach 9-10 października 1912, pomiędzy armią osmańską, a grecką. W czasie bitwy stacjonował w tym miejscu sztab osmański.
A ja podążam do wcześniej wspomnianego Sarantaporo. Z mapy wychodzi, że będzie pod górę i to tak solidnie. Jeszcze tylko ostatnie foty Masywu Olimpu i przez kilka kolejnych kilometrów bez widoków ponieważ jadę wśród gór.
Po prawie dwóch godzinach nużącej jazdy po krętej drodze otwierają się widoki na dolinę, którą płynie najdłuższa rzeka znajdująca się w całości na terytorium Grecji - Aliakmon. W tym miejscu utworzono sztuczny zbiornik wodny. Z daleka widoczny jest liczący 1372 metry most spinający oba brzegi jeziora.
W miejscowości Servia uzupełniam zapasy wody i przejeżdżam mostem na drugą stronę jeziora. Udaje się też dojrzeć pelikana
Po drugiej stronie przychodzi mi się zmierzyć z kolejnym podjazdem. Na szczęście nie jest on już tak wymagający jak wcześniejsze dwa. Widoki mam za to świetne !
O zachodzie słońca przejeżdżam w okolicy Kozani. Mam małe problemy z wyborem odpowiedniej drogi w kierunku północnym. Mój błąd kosztował mnie sporo wysiłku. Muszę zaliczyć bardzo stromy podjazd. Najbardziej stromy odcinek podczas całego wypadu. Nim się obejrzałem zrobiło się ciemno
Za to po zachodzie słońca jazda staje się przyjemniejsza. Od razu też zaczyna przybywać sporo kilometrów bo teren delikatnie opada ku północy. Przejeżdżam obok ogromnych kopalni odkrywkowych węgla brunatnego. Znajduje się tutaj kilka elektrowni. Węgiel brunatny jest najważniejszym źródłem energii elektrycznej w Grecji (65% udziału w krajowej produkcji). Powietrze jest bardzo zapylone. Od pyłu aż szczypią oczy. Po 22iej przejeżdżam przez Ptolemaidę i kawałek dalej kończę dwunasty dzień wyprawy.
Statystyki dzień 12
Więcej zdjęć dostępnych w galerii pod adresem: https://photos.app.goo.gl/MVUWhddq2kZ6wYzf1
cdn