Rowerowe wycieczki Roberta J

Relacje z górskich wypraw i innych wyjazdów oraz imprez forumowiczów. Ten dział jest przeznaczony dla osób, które chcą opisać swoje relacje i/lub pokazać zdjęcia ze spotkań nie będących Klubowym Zjazdem lub Górską Wycieczką Klubową.

Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy

Awatar użytkownika
Robert J
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2285
Rejestracja: 25 grudnia 2011, 20:35

Re: Rowerowe wycieczki Roberta J

Post autor: Robert J » 28 sierpnia 2018, 14:58

Kráľova hoľa 2018 - dzień 4 - Ten cholerny deszcz...! - 31.05 - 03.06.2018

Pogoda w nocy nieszczególna. O świcie zaczyna siąpić deszcz. Jako że pada na mnie to niewiele się namyślając zwijam szybko hamak. Zresztą i tak w planach miałem wyruszyć maksymalnie najszybciej ponieważ do domu standardowo zostaje dużo kilometrów... dużo za dużo.... Grzesiu przewraca się na przysłowiowy drugi bok. Ja po kilkunastu minutach jestem spakowany i robię jeszcze spacer po okolicy. Na moment przestało padać, ale to tylko kwestia czasu jak ponownie zacznie. Widoki stąd muszą być całkiem niezłe zakładając, że znajdujemy się całkiem niedaleko Tatr Zachodnich. Jednak nisko wiszące chmury i zalegające w dolinach mgły ograniczają widoczność do najbliższej okolicy.

Obrazek

Obrazek

Zjeżdżam do Tvrdošína. W mieście znajduje się jeden z ośmiu drewnianych kościołów słowackich Karpat, które wspólnie są wpisane od 2008 roku na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Kościół Wszystkich świętych w Twardoszynie jest z nich najstarszy bo pochodzi z I połowy XV wieku.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jadę teraz w kierunku Namestova. Nad sztucznym jeziorem na rzece Orava przerwa śniadaniowa. W dali widoczna jest wieża widokowa na szczycie Borova 778 m, na której spaliśmy. Zresztą Grzesiu w dalszym ciągu jeszcze tam śpi ;P

Obrazek

Obrazek

Doskwiera mi jednak brak płynów. Mamy wczesne godziny poranne w niedzielę. Sklepów na trase nie ma, a nie chcę jechać przez Namestovo, więc siłą rzeczy zakupów dokonuję na stacji paliw ;)

Z Grzesiem umówiliśmy się, że jedziemy na Ujsoły i dalej na Istebną. Wiadomo, że jest ode mnie znacznie szybszy i prędzej czy później mnie dogoni gdzieś na trasie. Jednak gdy zaczyna padać deszcz decyduję się zupełnie zmienić trasę i jechać na Čadce. Na jednym z krótkich postojów dostaję smsa " Ku..., zaspałem ! Ruszam !
No nieźle. Ja mam już prawie 40 kilometrów przejechanych i zdaje się, że Grześkowi byłoby już ciężko mnie dogonić tym bardziej, że w okolicy Wisły planowaliśmy się rozdzielić.

Obrazek

W ulewnym deszczu wjeżdżam na przełęcz znajdującą się na wysokości 950 m n.p.m. U góry wypijam jak się okazało jedyne tego dnia piwo. Jakoś pogoda mnie zniechęcała.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Rozpoczynam zjazd do Krásna nad Kysucou. To dość długi odcinek z góry. Początkowo stromy. Później jadąc wzdłuż rzeki Bystricy jest już łagodniej. Pewnie gdy jest sucho to zjazd byłby samą przyjemnością, a tak.... szkoda gadać....

Obrazek

Obrazek

Po tych opadach nawet Kysuca sporo przybrała. O dziwo im bliżej granicy z Republiką Czeską tym deszcz jakby mniejszy. W Čadcy obowiązkowe zakupy i główną drogą docieram do Svrčinovca gdzie pamiątkowa fota na przejściu granicznym. Deszcz nagle ustaje. Przekraczam granicę i zaczyna się wypogadzać....

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Od razu jedzie się znacznie przyjemniej ! Jednak zdjęć nie chce mi się robić. Droga krajowa nr. 11 w tej okolicy jest ciągle przebudowywana. Za każdym razem gdy przejeżdżam przez tereny coś się zmienia. Tym razem droga ta w pewnym momencie jest oznaczona jako ekspresówka, a ja nie mam możliwości ani zjechać ani zawrócić bo są barierki oddzielające pasy ruchu ! Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Jadę więc dalej bo niedługo będzie rondo gdzie będę mógł odbić.

W Gródku na drodze pełno szkieł i drobnych kawałków po jakiejś stłuczce. Łapię kapcia i jestem zmuszony w takim miejscu na zmianę dętki :/

Obrazek

W Trzyńcu postanawiam, że jadę maksymalnie na skróty do domu. W każdym bądź razie tak wynikało z mapy. Sęk w tym, że przyjdzie mi pokonywać bardzo wiele wzniesień i suma przewyższeń dziś przekroczy 2k.
Pogoda robi się całkiem ładna. Nie mogło tak być cały dzień ? Ubrania już wyschły tylko jeszcze w butach chlupie woda.... Tak duże ilości wody spowodowały iż z łańcucha wypłukało cały smar i teraz gdy ten wysechł to zaczął masakrycznie skrzypieć ! Wpadam na pomysł by kupić jakiś olej na stacji paliw. Był jakiś do dwusuwów o poj. 100 ml za 20 koron, więc nie będę musiał tachać ze sobą całej litrowej butelki ;)

Obrazek

Obrazek

W drodze do Frydka-Mistka dogania mnie rowerzysta na kolarce. Wywiązuje się rozmowa. Okazuje się mnie kojarzy. Kiedyś z Opolskim Klubem Rowerowym robił wypady rowerowe. Kojarzył mnie przede wszystkim z wypadu na Kralovą hole z Grześkiem z przed dwóch lat... Niezły zbieg okoliczności Déjà vu ? ;) Jego dzisiejszy cel to Lysa Hora, więc po chwili odbija we właściwym kierunku, a ja jadę do miasta, które odwiedziłem przecież nie tak dawno temu. Zupełnie o tym zapomniałem i ponownie przejeżdżam przez główny plac we Frydku. Tak to bym pewnie jakoś ominął miasto.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

By zobaczyć jeszcze coś "nowego" jadę ścieżką rowerową wiodącą wzdłuż rzeki Ostravica do Paskova. Dominantą miasteczka jest późno-klasycystyczny, czteroskrzydłowy pałac. Do 2004 roku znajdowała się tu lecznica onkologiczna. W 2013 obiekt odkupiło miasto i od tamtej pory przechodzi powoli rewitalizację.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po przekroczeniu Odry kieruję się do Klimkovic. W międzyczasie na horyzoncie pojawiają się złowrogie chmury zwiastujące nadciągającą burzę.

Obrazek

Klimkovice to niewielkie, kilkutysięczne miasteczko administracyjnie należące do okresu Ostrava(odpowiednika naszego powiatu). Cała aglomeracja Ostravy jakoś nigdy mnie nie pociągała, więc z reguły ją omijałem, ale przecież na mapie Republiki Czeskiej jest coraz mniej miejsc gdzie mnie jeszcze nie było i trzeba to po prostu zmienić ;)

A same Klimkovice mnie zaskoczyły na plus. Dwa najważniejsze zabytki miasta to renesansowy pałac(przebudowany z zamku) oraz kościół św. Katarzyny pochodzący z tego samego okresu. Oba obiekty wybudowano za Andrzeja Bzencova z Markvartovic. W połowie XIX wieku miasto nawiedziły dwa duże pożary, w których spłonęły wyżej wymienione obiekty wraz ze znaczną częścią starówki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ryneczek całkiem ładny. Do 1939 roku stał tu ratusz zwany "Buduněk", ale zburzyli go Niemcy. W 2009 roku w to miejsce powróciła figura św. Sebastiana.
Coraz częstszym widokiem są stacje dokujące gdzie można doładować rower elektryczny ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Późna już pora. Dzień dobiega końca. Jadę przez Hrabyně do Opavy. Sporo mam na trasie wzniesień, a do tego przede mną burza, która łapie mnie pomiędzy Opavą, a Krnovem. Patrząc jeszcze do tyłu widzę jaka genialna pogoda jest teraz w Beskidach !

Obrazek

Obrazek

Kompletnie przemoczony docieram do domu o całkiem przyzwoitej godzinie.

To był już trzeci wypad na Kralovą holę i pewnie nie ostatni. Może za rok lub za dwa ponownie się tam wybiorę kto wie.... ;)

Obrazek

Poglądowa mapa całego wypadu.

Obrazek

Więcej zdjęć:

https://photos.app.goo.gl/AU6UKw6FPwjjTRqv9
Awatar użytkownika
Robert J
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2285
Rejestracja: 25 grudnia 2011, 20:35

Re: Rowerowe wycieczki Roberta J

Post autor: Robert J » 31 sierpnia 2018, 21:02

Dzierżoniów, Świdnica, Jawor, Środa Śląska - 27.05.2018

Czyli koleje 300 kilometrów(z małym hakiem) w tym roku zaliczone ;)

Jak to u mnie bywa ostatnio zamiary miałem inne. Chciałem wyruszyć skoro świt, ale tradycyjnie był u mnie problem by się zwlec z wyra ;) Wiedziałem tylko, że chcę przejechać dużo kilometrów, bardzo dużo. Najlepiej jak zrobię tegoroczny rekord pod względem przebytych kilometrów jednego dnia. Najlepiej jakby osiągnąć 400... Pakuję się minimalistycznie(jak na moje standardy) i dosiadam cienkiego koła.

Wyruszam gdy słońce jest już na horyzoncie od dobrych kilkunastu minut. Kieruję się na zachód. Tak sobie pomyślałem, że fajnie byłoby objechać kotlinę kłodzką dookoła, a na dokładkę jakby brakowało kilometrów to można by jeszcze okrążyć Góry Sowie ;P

Obrazek

Obrazek

Jednak po przekroczeniu granicy państwa coś mnie skusiło na zmianę swych zamiarów i zamiast jechać dalej na Jesenik to odbijam na Vidnave.

Obrazek

Do Javornika jedzie się całkiem przyjemnie choć już w okolicy przejścia granicznego na Złoty Stok jakby się wzmagał wiaterek. Nie jest on jeszcze mocny jednak im później tym podmuchy te będą się coraz bardziej wzmagać. I nie chodzi o to iż wiać będzie w twarz tylko o to, że będzie niebezpiecznie puszczać drona podczas silnego wiatru.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kieruję się na Ząbkowice Śląskie. Szybko przejeżdżam przez Kamieniec Ząbkowicki.

Obrazek

W Ząbkowicach Śl. bywałem w przeszłości wiele razy. Przeważnie tylko przejazdem. Bodaj tylko raz zatrzymałem się tutaj na dłuższą chwilę by trochę obejrzeć to jakże ciekawe miasto.

Chyba najbardziej znanym zabytkiem miasta jest "krzywa wieża" będąca w początkowym okresie swego istnienia prawdopodobnie wieżą zamkową. Od XIV wieku wieża pełni funkcję dzwonnicy pobliskiego kościoła parafialnego. 24 sierpnia 1598 wieża przechyliła się o 1,5 m. Spowodowane to było prawdopodobnie ruchami tektonicznymi. Inna wersja mówi, że grunt nie wytrzymał obciążenia nadbudowanego obiektu. Obecnie odchylenie wieży wynosi aż 2,14 metra !

Obrazek

Oczywiście Ząbkowice to nie tylko krzywa wieża. Ciekawy jest rynek z ratuszem i jego strzelistą wieżą. Co prawda obiekt nie jest jakoś bardzo stary bo to neogotyk wystawiony w miejsce wcześniejszego, który spłonął w 1859 roku ale i tak robi wrażenie.

Obrazek

Obrazek

Są też ruiny zamku.... Renesansowa budowla obrona wzniesiona w latach 1522–1532 na miejscu gotyckiego zamku obronnego.

Obrazek

Obrazek

A ja dość szybko przemieszczam się do oddalonego o dwadzieścia kilometrów Dzierżoniowa. Od razu wbijam do ścisłego centrum. Obecny ratusz, a w zasadzie jego wieża oraz sukiennice to pozostałość po średniowiecznym obiekcie. Cała reszta została dobudowana w XIX wieku.

Obrazek

Obrazek

Kościół poewangelicki.

Obrazek

Obrazek

Nepomucen...

Obrazek

W mieście zachowały się również częściowo mury obronne.

Obrazek

Obrazek

Po gminie żydowskiej zachowała się synagoga zbudowana w 1875 roku na planie prostokąta w stylu neoromańskim.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A mnie czas goni i jadę dalej. Tym razem do Świdnicy.

Obrazek

Obrazek

Świdnica z racji swego historycznego znaczenia posiada wiele cennych zabytków architektury sakralnej, mieszczańskiej, jak i przemysłowej. Miasto uniknęło zniszczeń w czasie ostatniej wojny światowej. Pozwoliło to zachować drugi co do wielkości zespół zabytkowej architektury na Dolnym Śląsku(po Wrocławiu).
Najważniejszym zabytkiem miasta jest katedra św. Stanisława i św. Wacława. Ten gotycki obiekt posiada wieżę wysoką na 103 metry i jest jedną z najwyższych w kraju.

Obrazek

Obrazek

W Świdnicy znajduje się Kościół Pokoju pw. Trójcy Świętej. Jest to drewniany zabytkowy budynek sakralny wybudowany na mocy porozumień traktatu westfalskiego kończącego wojnę trzydziestoletnią. Od 2001 roku jest on wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Cesarz Ferdynand III Habsburg pod naciskami protestanckiej Szwecji wydał pozwolenie na wybudowanie trzech świątyń na obszarach sobie podległych. Ich budowa była jednak ograniczona wieloma warunkami, które miały sprawić że świątynie te nie przetrwają próby czasu.
Przede wszystkim obiekty te miały powstać poza granicami miast i być wybudowane z materiałów nietrwałych. No i czas budowy nie mógł przekroczyć jednego roku od jej rozpoczęcia. Nie mogły posiadać wież i dzwonnic w ogóle nie mogły z wyglądu przypominać ówczesnych sobie kościołów.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Do kościoła prowadzi aż 27 wejść i ma pojemność 7,5 tyś. osób. Otoczony jest starym cmentarzem powoli ale sukcesywnie rewitalizowanym. W sąsiedztwie znajdują się również inne obiekty mające status zabytku.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przebijam się przez Strzegom. Szkoda, że się zachmurzyło....

Obrazek

Obrazek

Najcenniejszym zabytkiem miasta, które wzbogaciło się na wydobywanych w okolicy pokładach granitu jest bazylika mniejsza Świętych Apostołów Piotra i Pawła. Zasadniczy zrąb świątyni powstał w latach 1250-1390, a budowę ukończono dopiero na początku XVI wieku.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Skoro był Kościół Pokoju w Świdnicy to nie może zabraknąć tego w Jaworze. Tym bardziej, że miasta te nie dzieli jakaś wielka odległość. Po drodze podjeżdżam do Rogoźnicy i znajdującego się na peryferiach wsi pozostałości nazistowskiego obozu koncentracyjnego, istniejący w latach 1940–1945.Nad Gross-Rosen odważyłem się wzbić w powietrze dronem chociaż porywy wiatru były zbyt duże. Z obozu zachowa się jedynie brama wjazdowa oraz fundamenty baraków mieszkalnych.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Więźniowie byli wykorzystywani do ciężkich prac w sąsiednim kamieniołomie.

Obrazek

Obrazek

Pora odwiedzić Jawor gdzie znajduje się drugi z zachowanych kościołów Pokoju. Jednak najpierw odwiedzam starówkę. Powiem, że rynek ładny jednak bardzo zaniedbane elewacje renesansowych kamienic. Są obdrapane, a z większości odpada farba całymi płatami....

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Następnie udaję się pod wspomniany kościół szachulcowy z lat 1654–1655. Ten Obiekt powstał podobnie jak jego odpowiednik w Świdnicy na mocy porozumień traktatu westfalskiego. Oba są wpisane wspólnie na listę UNESCO.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Był jeszcze jeden w Głogowie, ale tamten nie dotrwał do dzisiejszych czasów. No i nie będę musiał jechać tak daleko....

Trafiam przejazdem przez miasto na niewielki cmentarz żołnierzy radzieckich.

Obrazek

Obrazek

Robi się coraz później. Powoli zaczynam kombinować z trasą powrotną. Postanawiam, że dzisiaj dotrę jeszcze do Środy Śląskiej, a później to już tylko powrót.... no prawie....

Przejeżdżam przez niewielką miejscowość Luboradz. Stoi tu trochę zaniedbany pałac będący pierwotnie dworem z końca XVI wieku.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W miejscowości Chełm stoi pałac z XIX wieku będący własnością prywatną. Zdjęcie tylko zza bramy wjazdowej ;)

Obrazek

Obrazek

Przed siedemnastą docieram do Środy Śląskiej.

Obrazek

Środa Śląska to niewielkie, dziewięciotysięczne miasteczko położone w samym centrum Dolnego Śląska. Jako ośrodek miejski jest jednym z najstarszych na terytorium obecnej Polski. Prawo średzkie(1235 r.)stało się wzorcem dla ponad 100 miast śląska.
Na rynku(Pl. Wolności) - stoi ratusz jest to obiekt ze średniowiecznym rodowodem(głównie chodzi o jego wieżę).

Obrazek

Okazały kościół Św. Andrzeja skupia w sobie trzy style architektoniczne - romański, gotycki oraz barokowy. Obok świątyni stoi wysoka piętnastowieczna dzwonnica.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Opuszczając miasto postanowiłem trochę powłóczyć się po "zadupiach" Analizując mapę i trasę powrotną do domu moją uwagę przykuła miejscowość o nazwie Czechy. Zresztą później okazało się iż w okolicy Jaworzyny Śląskiej(więc całkiem nie daleko) jest kolejna o tej samej nazwie ;)

Obrazek

Na mojej dzisiejszej trasie jest jeszcze dwa większe ośrodki miejskie. Pierwszym z nich są Kąty Wrocławskie.
Obok kościoła świętych Piotra i Pawła znajduje się cmentarz sowieckich żołnierzy.

Obrazek

Obrazek

Na rynku stoi tradycyjnie ratusz. Ten posiada okazałą, renesansową wieżę.

Obrazek

Obrazek

Postanawiam już ograniczać postoje do minimum. Jestem pewien, że do domu dotrę późno.

Przy drodze do Korbielowic stoi mauzoleum feldmarszałka Gepharda Leberechta von Blüchera. Był on jednym z najważniejszych dowódców pruskich okresu wojen napoleońskich. Mauzoleum sprofanowane i uszkodzone wiosną 1945 roku.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zachód słońca zastaje mnie przed Strzelinem. Przez miasto szybciutko śmigam i kieruję się przez Wzgórza Strzelińskie na południe ku domowi.

Obrazek

Obrazek

Przed wyjazdem zakładałem, że uda mi się osiągnąć 400 km... nie udało się, ale i tak jest przyzwoicie ;)

Obrazek

Obrazek

Obszerna fotorelacja pod linkiem:

https://photos.app.goo.gl/TpU4GHnyPwT5qwnm7
Awatar użytkownika
PiotrekP
Administrator
Administrator
Posty: 8703
Rejestracja: 22 kwietnia 2009, 11:33
Kontakt:

Re: Rowerowe wycieczki Roberta J

Post autor: PiotrekP » 01 września 2018, 12:57

Terminator :)
Góry są piękne i niech takie pozostaną.

Nasze Wędrowanie
Awatar użytkownika
pantadziu
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 915
Rejestracja: 10 kwietnia 2013, 13:51
Kontakt:

Re: Rowerowe wycieczki Roberta J

Post autor: pantadziu » 03 września 2018, 12:30

PiotrekP pisze:
01 września 2018, 12:57
Terminator :)
Prędzej cyborg, lub jakiś inny nie wiadomo co, ale podziwiać warto, a i wiadomości sporo i fotki fajne :)
Awatar użytkownika
Robert J
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2285
Rejestracja: 25 grudnia 2011, 20:35

Re: Rowerowe wycieczki Roberta J

Post autor: Robert J » 04 września 2018, 15:25

Z tymi "cyborgami' i "Terminatorami" to trochę przegięcie :oops: :P
Awatar użytkownika
Robert J
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2285
Rejestracja: 25 grudnia 2011, 20:35

Re: Rowerowe wycieczki Roberta J

Post autor: Robert J » 07 września 2018, 15:18

Rowerowy Eurotrip 2018 - Dzień 1 - 328 km na początek ;) - 14.07.2018

Na tegoroczny wypad rowerowy miałem kilka pomysłów. Jednak już dawno temu powiedziałem sobie, że nie będzie nigdy więcej żadnego wcześniejszego planowania bo i tak później wszystko mi się sypie ;) Większość moich wypadów to ostatnio zwykły zbieg okoliczności. Wyznaczam przede wszystkim punkt docelowy, a którędy tam dotrę nie ma już dla mnie większego znaczenia.

Na tegoroczny dwutygodniowy wypad rowerowy już wcześniej zapisał się Grzesiu. Chyba się już pogodził z formą podróży rowerem jaką preferuję ;) I jest to jak na razie jedyna osoba , która nie ma lęku przed takim wypadem...

Obrazek

Wcześniej myślałem by w tym roku zaliczyć kraje Beneluksu + Francja. Jednak gdy swój akces w wyprawie zgłosił Grzesiu to wiedziałem, że to kierunek który go nie interesuje. Nic nie konkretyzujemy odnośnie wyprawy. Jedyne co to zaznaczam, że chcę odwiedzić Serbię bo to kraj bałkański którego jeszcze nie dane mi było odwiedzić. Jedziemy więc standardowo na południe, na Bałkany...

Jedyny plan wyjazdu to 200 km dziennie. Jak się później okazało było to bardzo trudne do osiągnięcia. Trasę na konkretny dzień de fakto wymyślaliśmy dzień wcześniej, a często zmiana następowała dosłownie już w trakcie jazdy. Wszystko zależało np. od pogody lub od zwykłego "widzimisię"....

Przygotowań sprzętowych do wyjazdu nie było żadnych(poza wymianą opon na nowe). Zamontowałem bagażnik, założyłem sakwy, do których spakowałem swój standardowy ekwipunek wyprawowy i wio na południe !

Umawiamy się, tym razem we Frydku na rynku. Ja wyruszam około pierwszej w nocy by na miejscu być w okolicach wschodu słońca. Pogoda dopisuje i dość dobrze mi się jedzie po nocy. O świcie odwiedzam Bilovec. Większość zabytkowej zabudowy pochodzi z okresu renesansu ale np. pałac został przebudowany w duchu baroku. Ratusz natomiast pozostał w oryginale.

Obrazek

Obrazek

W północnej części rynku stoi kościół św. Mikołaja, a na środku pomnik na cześć wyzwolicieli zza wschodniej granicy...

Obrazek

Obrazek

Mijając stawy w okolicy Odry widać już ładnie Beskid Śląsko-Morawski. Jednak najwyższe szczyty pasma skryte są w chmurach.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

We Frydku jestem z kilkuminutowym poślizgiem czasowym. Trochę się zdziwiłem, że Grzesiu jeszcze nie dotarł. Próbuję dzwonić, ale abonent niedostępny.... Okazało się, że owszem dotarł na miejsce wyznaczonym czasie, ale podjechał na rynek w drugiej części czyli w Mistku i o zgrozo okazało się, że wszystkie jego pakiety minut czy smsów nie są dostępne poza granicami kraju i musiał znaleźć wifi by móc doładować sobie konto w telefonie....

W końcu dociera na miejsce. Jemy śniadanie, pijemy pierwsze piwo na tym wypadzie i ruszamy trasą rowerową wzdłuż rzeki Ostravica na południe.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pierwszym dzisiejszym wyzwaniem jest podjazd na przejście graniczne ze Słowacją w miejscowości Konečná. Pogoda zmienia się. Zanosi się na burzę(zresztą tak było w prognozach pogody).

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Gdy nie masz statywu bardzo dobrze zastępuje go puszka po piwie ;)

Obrazek

Na przełęczy działa niewielki bufet. Można kupić piwo, a to aktualnie najważniejsze :p

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Niestety z piciem piwa musimy się śpieszyć bo deszcz nadciąga.... Uciekamy, nieskutecznie. Już po kilkuset metrach zaczyna lać i to tak konkretnie. Stoimy kilkanaście minut pod jakimś zadaszeniem w oczekiwaniu aż ustanie. Przejeżdżamy przez Turzovke i zaczynamy podjazd na przełęcz Semeteš. Oj zapiekły łydy na podjeździe. Jednak najważniejsze, że wyszło słońce i jezdnia szybko zaczęła schnąć.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po szybkim zjeździe zatrzymujemy się w mieście Bytča. Byłem tutaj wiele lat temu.

Niewielkie miasteczko, ale wiele tu ciekawych zabytków. Przede wszystkim na uwagę zasługuje renesansowy pałac wybudowany na fundamentach wcześniej stojącej w tym miejscu twierdzy. Masywna budowla o czworokątnym rzucie poziomym z dziedzińcem w środku oraz arkadami i okrągłymi basztami cieszy oko turystów niemal niezmienioną formą od czasu swego powstania.

Obrazek

Obrazek

Na początku XVII wieku Juraj Thurzo buduje pałac ślubów jedyny tego typu obiekt na terenie obecnej Słowacji. W pałacu tym odbyły się uczty weselne jego siedmiu córek. Jednak w historii tego obiektu są również mroczne czasy. Chociażby była tu sądzona Elżbieta Batory czasami nazywana najsłynniejszą seryjną morderczynią w historii lub też "wampirem z Siedmiogrodu”.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na rynku również wiele renesansowych kamienic. Przez środek przebiega odnoga kanału wodnego. Pełno w nim ryb, które "żebrzą" za jedzeniem ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W mieście jest też synagoga wybudowana w stylu neoromańsko-mauretańskim. Obecnie w opłakanym stanie.

Obrazek

Obrazek

Pora ruszać dalej. Tym razem wzdłuż najdłuższej rzeki Słowacji - Wagu. Tendencja delikatnie w dół, więc jedziemy dość szybko. Kilometrów przybywa. Ciężkie granatowe chmury pozostały nad górami.
W miasteczku Považská Bystrica planowa przerwa na piwo w knajpie. Okazuje się, że serwują tam produkt niewielkiego browaru z Terchovej. Piwo smakuje rewelacyjnie ! Jeden miejscowy pyta się czy nam smakowało, a gdy zgodnie stwierdziliśmy że tak to postawił nam po jeszcze jednym :D

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po trzydziestu kilometrach docieramy do Dubnicy nad Vahom. Jedyne miejsce, które odwiedzamy to pałac z przełomu XVI/XVII wieku. Obiekt częściowo zrekonstruowany. Reszta czeka na lepsze czasy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dosłownie kawałek dalej odbijamy na Trenčianske Teplice. Jest to jedno z najstarszych, a jednocześnie najpopularniejszych uzdrowisk na Słowacji. Pierwsze wzmianki na temat tutejszych wód termalnych pochodzą już z XIII wieku. Natomiast rozkwit uzdrowiska przypada na XIX wiek.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na deptaku ludzi bardzo wielu. Ciekawa sprawa, że nie ma tu zakazu poruszania się rowerem tak jak to przeważnie bywa w podobnych uzdrowiskach. Fajnie bo szybciej można objechać cały kompleks. A jest tutaj wiele ciekawych obiektów zarówno pamiętających XIX wiek jak również pochodzących już z okresu powojennego.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W parku zdrojowym można się natknąć na wiele pomników oraz współczesnych rzeźb.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zbliża się zachód słońca. Czeka nas teraz przedostanie się przez Góry Strażowskie. Co prawda przełęcz, którą planujemy zdobyć wysokością nie grzeszy, ale ten stromy podjazd nieźle odczuły już zmęczone nogi. W końcu pracują już od 300 kilometrów....

Obrazek

Na przełęczy zagaduje nas pewien Słowak. Pytania oczywiście standardowe. Dokąd, po co, gdzie będziemy spali etc. Szczególnie interesuje go forma noclegu w hamaku. Zdecydował się nam potowarzyszyć przez jakiś czas. W sumie to dość sporo kilometrów pokonaliśmy wspólnie. Jak na gościa w sandałach to 35-40 km/h było niezłym wynikiem. I tak wieziemy się za nim aż do miejsca gdzie mieszka czyli gdzieś przed miastem Banovce nad Bubravau. W między czasie przyłącza się do nas jeszcze jeden rowerowy turysta ale ten to nie odezwał się nawet słowem przez cały czas. Gdy zostaliśmy bez pilota Grzesiu utrzymuje wcześniejsze tempo jazdy. Dziś już zbyt wiele nie przejedziemy. Mapa mówi, że gdzieś na obrzeżach miasta Topoľčany jest wieża widokowa, a takie obiekty to z reguły dobre miejsca na biwak. Problem w tym iż jest to w parku przy dużym osiedlu mieszkalnym i bardzo wielu ludzi się tam kręci. Jedziemy, więc dalej jakimiś zadupiami i wynajdujemy miejscówkę gdzieś głęboko w krzakach....

Myślałem, że pierwszego dnia uda się zrobić trochę więcej kilometrów, ale nie oszukujmy się 328 kilometrów na mtb, a do tego sakwy oraz ciężki plecak to i tak całkiem sporo :)

Obrazek

Obrazek

Tradycyjnie po większą ilość zdjęć zapraszam do galerii:

https://photos.app.goo.gl/nkyhcQ7juiWUGFqk7

cdn....
Awatar użytkownika
pantadziu
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 915
Rejestracja: 10 kwietnia 2013, 13:51
Kontakt:

Re: Rowerowe wycieczki Roberta J

Post autor: pantadziu » 07 września 2018, 16:08

Planował 200km, a wyszło mu 328!!! Normalny cyborg.
Ciekawym reszty, bo jak zawsze fajnie opisujesz.
Awatar użytkownika
Robert J
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2285
Rejestracja: 25 grudnia 2011, 20:35

Re: Rowerowe wycieczki Roberta J

Post autor: Robert J » 07 września 2018, 20:24

pantadziu pisze:
07 września 2018, 16:08
Planował 200km, a wyszło mu 328!!! Normalny cyborg.
Ciekawym reszty, bo jak zawsze fajnie opisujesz.
W miarę wolnych mocy przerobowych będę zamieszczać kolejne części. Następna powinna być po weekendzie jak wrócę z Beskidów :)
Awatar użytkownika
PiotrekP
Administrator
Administrator
Posty: 8703
Rejestracja: 22 kwietnia 2009, 11:33
Kontakt:

Re: Rowerowe wycieczki Roberta J

Post autor: PiotrekP » 10 września 2018, 21:38

Jak dla mnie to ilość kilometrów na 4 dni jazdy i jak tu nie mówić "Cyborg" :).
Góry są piękne i niech takie pozostaną.

Nasze Wędrowanie
Awatar użytkownika
Robert J
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2285
Rejestracja: 25 grudnia 2011, 20:35

Re: Rowerowe wycieczki Roberta J

Post autor: Robert J » 13 września 2018, 14:56

Rowerowy Eurotrip 2018 - Dzień 2 - Słoneczna Słowacja i Węgry - 15.07.2018

Mimo, iż w nocy jest dość ciepło to już sam poranek jest chłodny. Po wczorajszym dniu ciężko jest się nam zwlec z hamaków i dlatego w drogę ruszamy przed dziewiątą. Jedziemy na miasto trochę się pokręcić po centrum. Znaczy się tylko ja się kręcę bo Grzesia zwiedzanie miast nie interesuje i przeważnie czeka gdzieś na mnie w jakimś ustronnym miejscu ;)

Obrazek

Topoľčany to przeszło trzydziestotysięczne miasto w północnej części regionu Ponitrza. Nie ma tak wiele do zaoferowania turyście jak nieodległa Nitra, ale ja właśnie takie mniejsze miasteczka lubię :)

Niedzielny poranek wita nas zupełnymi pustakami w centrum. Tylko czasami ktoś gdzieś przemknie ukradkiem. Pogoda bardzo dopisuje i zdjęcia ma się rozumieć też wychodzą bardziej udane.

Objeżdżam rynek dookoła. Stoi tam okazały barokowy kościół Wniebowzięcia NMP.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z Topoľčan do Nitry postanawiamy jechać po wschodniej stronie rzeki. Ruch powinien być tam znacznie mniejszy aniżeli na drodze krajowej, a i może coś ciekawego uda się trafić. I właśnie tak było. Już w pierwszej miejscowości(Solčany) jest klasycystyczny pałac wybudowany przez właścicieli okolicznych dóbr czyli włoski ród Odescalchi. Obecnie pałac opuszczony i coraz bardziej się sypie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jakby tak popatrzeć na mapę to wynika z niej, że w co drugiej okolicznej miejscowości znajduje się jakiś pałac lub dwór. My odwiedzamy ten w Oponicach. Obiekt zadbany ponieważ znajduje się tu hotel trochę wyższego standardu ;)
Za to fajnie, że można się tu pokręcić po parku przypałacowym. Obiekt reprezentuje styl renesansowy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Docieramy do Nitry. Z racji tego iż byłem tu całkiem nie dawno nie ma sensu zwiedzać ponownie i opisywać tego miasta. Jeżeli jednak ktoś jest zainteresowany znajdzie coś na ten temat pod tym LINKIEM.

Jednak mimo wszystko decyduję się zatrzymać w parku i wypuścić drona by wykonać kilka ujęć miasta z zupełnie innej perspektywy. Robi wrażenie !

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

No i git, jedziemy dalej na południe. Staramy się w dalszym ciągu kontynuować podróż bardziej podrzędnymi drogami, tak by natężenie ruchu było mniejsze. W sumie odcinek drogi do miasta Šurany, niewiele miał do zaoferowania. Jedziemy dość szybko robiąc tylko stosowne przerwy by się napić zimnego browarka...

Obrazek

Obrazek

Wcześniej wspomniane przeze mnie Šurany to niespełna dziesięciotysięczne miasteczko. W zasadzie niewiele tu ciekawych obiektów. Przede wszystkim swą sylwetką zwraca uwagę XVII wieczny kościół.

Obrazek

W dużym markecie robimy konkretne zakupy, z których większość konsumujemy w pobliskim parku. Zostawiam Grzesia i jadę trochę pokręcić się po mieście.

Udaje mi się dotrzeć pod synagogę i tyle było w sumie zwiedzania....

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wracam do Grześka. Ten siedzi na ławce i pije kolejne piwo. Obok kilkoro chłopaków, których cera wskazuje romskie pochodzenie. Próbują zamienić z nami kilka zdań. Nie są jakoś upierdliwi. Jeden z nich przed chwilą rozwalił sobie kolano. Widząc mój zaciekawiony wzrok mówi po polsku "przed chwilą się wypier......." :) Nie zdziwiłbym się gdyby tego wyrażenia nauczyli się od Grzesia gdy ja kręciłem się po mieście ;p

No cóż pora jechać dalej. Przejeżdżamy przez Nove Zamky bez postoju. Kierujemy się dalej już główną trasą ku leżącemu na granicy z Węgrami Komarnie. Do leżącej nad Dunajem dawnej twierdzy docieramy o 14tej.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tutaj trzeba obowiązkowo pozwiedzać ścisłe centrum. Wielu turystów jest zainteresowanych znajdującymi się w mieście fortyfikacjami ja jednak wolę zabudowę centrum. Byłem tu niedawno, ale wówczas była jakaś impreza i nie byłem w stanie dostać się z rowerem na rynek tak wielki był wówczas tłum. Teraz jest inaczej i przyznam szczerze, że nie spodziewałem się iż Komarno jest takie ładne !

Komarno po słowackiej stronie jak i Komarom po węgierskiej w przeszłości były jednym miastem. W wyniku wytyczenia granicy państwowej na Dunaju w 1919 roku zostało ono podzielone na dwie części. Węgrzy dostali ochłapy, a Słowacy historyczne centrum miasta gdzie obecnie mieszka przeszło 35 tyś. ludzi. Ponoć 60% z nich to i tak Węgrzy.

Miasto od zarania dziejów było swoistą twierdzą, która miała za zadanie powstrzymywać ataki najeźdźców ze wschodu. Pierwsze obiekty forteczne powstały tu już w latach 1546-1557. W kolejnym stuleciu twierdza została powiększona. Kolejna rozbudowa przypada na okres wojen napoleońskich.

Obecnie forty przechodzą rewitalizację bo ponoć zostały podjęte starania o wpisanie obiektów na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Trochę dziś wieje, ale decyduję się na wypuszczenie drona. Stara twierdza z lotu ptaka wygląda okazale. Dodatkowego smaczku zdjęciom nadaje wpadający w tym miejscu Wag do Dunaju. Obie rzeki mają inny kolor wody i przez pewien odcinek płyną jakby oddzielnie co fajnie wygląda do momentu aż się ich wody wymieszają.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jednak zanim dotarliśmy do starej twierdzy oglądamy starówkę. Naprawdę jest co oglądać. Znajduje się tu bardzo wiele ciekawych obiektów. Główny plac miasta(nam. Gen. Klapku) jest otoczone wieloma zadbanymi kamienicami, a jego centralny obiekt stanowi neorenesansowy ratusz.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na dziedzińcu naddunajskiego muzeum stoi pomnik najbardziej znanej osoby wywodzącej się z tego miasta - Móra Jókaia, węgierskiego pisarza oraz parlamentarzysty.

Obrazek

Obrazek

Warto podejść na Dziedziniec Europy (Nádvorie Európy). Jest to wyjątkowe dzieło architektoniczne reprezentujące zabytkową architekturę, charakterystyczną dla różnych obszarów Europy.

Na środku placu wybudowano kopię studni, która do 1878 r. znajdowała się przed ratuszem na Rynku Głównym.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

By przekroczyć granicę musimy przejechać mostem Elżbiety przerzuconym nad Dunajem. Na nabrzeżu pamiątkowe foty i jedziemy na węgierską stronę. Tam tylko kilka fotek lecimy dalej krajową jedynką.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kilka kilometrów dalej odbijamy na południe. Początkowo myślałem o odwiedzinach miasta Tatabánya jednak ostatecznie postanowiliśmy jechać zadupiami. I tak trafiliśmy do miejscowości Kocs czyli do "ojczyzny" wozów. Miejscowi kołodzieje i kowale wymyślili i zaczęli wyrabiać 'kocsi czyli lekki powóz.
Kocs to malutka wieś, zamieszkała przez zaledwie 3 tyś. osób, którzy są bardzo dumni z długiej historii swej miejscowości.
Raz w roku odbywa się tu tradycyjna impreza gdzie głównym wydarzeniem są wyścigi w pchaniu lekkich wozów. Tak się jakoś złożyło, że na tą imprezę właśnie trafiliśmy !

Zadaniem zawodników jest przepchnięcie po pagórkowatej drodze powozu od skraju miejscowości do znajdującego się w centrum Domu Wiejskiego.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przy znaku z nazwą miejscowości robimy sobie jaja bo nazwa z czymś nam się kojarzy ;)

Obrazek

Obrazek

Dalsza trasa staje się trochę mniej przyjemna ponieważ przychodzi nam pokonywać wredne pagóry. Najpierw przedzieramy się przez Góry Vértes, które co prawda wysokością nie grzeszą, ale zupełnie inaczej to wygląda gdy podjeżdżasz na 400 m n.p.m. w wysokości zaledwie 100...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Chcąc nadgonić trochę dystansu staramy się zbyt często nie zatrzymywać. Chcemy w dniu dzisiejszy dotrzeć w okolice miasta Velence, a to oznacza jeszcze jeden podjazd. Ale udaje się osiągnąć założony cel. Jadąc wzdłuż jeziora Valencei-to szukamy odpowiedniej miejscówki na spędzenie najbliższej nocy. Z tym jest spory problem ponieważ nad jeziorem trwa właśnie jakaś hiper ogromna impreza. Dosłownie jak okiem sięgnąć porozstawiane namioty, a w koło setki porozstawianych namiotów, a śmieci walają się dosłownie wszędzie ! Uciekamy możliwie najdalej na zachód w okolicę arboretum na wzniesieniu Meszeg-hegy. Przy głównym wejściu do parku stoi fajna wiata i jest parking na kilkadziesiąt rowerów. Najważniejsze jednak to odpowiedni rozstaw drzew gdzie możemy rozwiesić hamaki !

Oczywiście jak to mam w zwyczaju podczas kolacji wyciągam notes gdzie staram się zrelacjonować mijający właśnie dzień. Później te notatki posłużą mi jako ściąga podczas pisania niniejszej relacji ;)

Obrazek

Obrazek

No i na koniec link do galerii:

https://photos.app.goo.gl/Uzud1L1dzEmc3ZjE7


cdn...
Awatar użytkownika
Robert J
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2285
Rejestracja: 25 grudnia 2011, 20:35

Re: Rowerowe wycieczki Roberta J

Post autor: Robert J » 19 września 2018, 22:40

Rowerowy Eurotrip 2018 - Dzień 3 - Przez naddunajskie miasta ku Serbii - 16.07.2018

To była jedna z przyjemniejszych nocy spędzonych w hamaku. Temperatura bardzo odpowiednia ani za ciepło ani też za zimno. Przeważnie jest tak, że wieczorem jest zbyt ciepło by kłaść się w śpiwór natomiast o poranku wychładza się tak bardzo iż człowiek szuka dodatkowej bluzy bo tak się telepie z chłodu.
W dniu dzisiejszym dla odmiany ruszamy dość szybko od momentu zwleczenia się z hamaków. Chcemy zjechać nad jezioro by się tam wykąpać. Dlatego szybko zwijamy obóz i udajemy się nad wodę. Nad akwenem z przystanią na jachty i inne obiekty pływające jest sporych rozmiarów pole kempingowe. Namiotów stoi może ze dwa + jeden kamper. Kiedyś zapewne miejsce to tętniło życiem bo jest cała infrastruktura łącznie z kiblami i prysznicami. Jednak są one doszczętnie zniszczone. Teraz teren ten bardziej służy jako parking na samochody, których jest tu dość sporo. Zapewne to za sprawą imprezy którą wczoraj mijaliśmy.

Obrazek

Obrazek

Zażywamy kąpieli, jemy śniadanie. Ja swoje czynności kończę dość szybko. Grzesiowi zajmuje to przynajmniej dwa razy tyle czasu, więc na spokojnie mogę wysłać Igora na rekonesans ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przez Velence szybciutko śmigami i odbijamy na Adony. W jakiejś niewielkiej miejscowości pauza na zakupy i konsumpcję piwa.

Obrazek

W miejscowości Pusztaszabolcs ciekawy egzemplarz parowozu ustawiony jako pomnik na tamtejszej stacji kolejowej.

Obrazek

Z Adony wyjeżdżamy krajową"szóstką", a tam okazuje się, że jest zakaz jazdy rowerem. Nie ma możliwości by gdziekolwiek odbić jesteśmy zmuszeni wrócić się przez niemal całe miasto i pojechać w kierunku miejscowości Perkata. Po kilku kilometrach odbijamy na szlak pieszy czerwony. Jedziemy wzdłuż pól kwitnących słoneczników.

Obrazek

Obrazek

Jedziemy kilka kilometrów trasą rowerową do Dunaújváros. Jest ono jednym z najnowszych miast w kraju. Zostało wybudowane w latach pięćdziesiątych w czasach industrializacji kraju pod rządami socjalistów jako nowe miasto i przez dziesięć lat nosi ono nazwę Sztálinváros ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jednak obszar ten był zamieszkany już w czasach starożytnych. Kiedy to zachodnie Węgry były prowincją rzymską pod nazwą Pannonia, w tym miejscu stał obóz wojskowy i miejscowość Intercisa. Węgrzy podbili ten obszar na początku X wieku.

Na mapie pozaznaczane są w mieście jakieś stanowiska archeologiczne, więc warto byłoby może tam podjechać.
Próbujemy dotrzeć do muzeum kamienia z czasów Rzymskich. Na ogrodzonym terenie dość sporo tego zgromadzono. Niestety zwiedzanie po wcześniejszym umówieniu się telefonicznie... pozostaje mi wykonać kilka zdjęć zza płotu :/

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Grzesiu nie był tym zainteresowany. Wolał widok wieży ciśnień i jak stwierdził jeszcze takiej wykurw... wielkiej nie widział ;)

Szukamy innych pozostałości po Rzymianach. Na kilka kamieni można natrafić niedaleko kortów tenisowych...

Obrazek

Obrazek

Dosłownie pomiędzy blokami mieszkalnymi znajdują się z kolei pozostałości jakiejś fabryki lub łaźni...

Obrazek

Obrazek

Na deptak biegnącym po wysokim brzegu Dunaju robimy przerwę na conieco ;) Wszędzie pełno pomników czy też innych rzeźb.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jedziemy dalej na południe. Mijamy ogromną hutę, równie wielkie zakłady papiernicze i dosłownie zadupiami próbujemy się dostać do widocznego z dala mostu autostradowego przerzuconego nad Dunajem. Gdzieś po drodze mijamy kilkudziesięciu uchodźców koczujących w cieniu drzew.

Mostem wiedzie ścieżka rowerowa, którą przejeżdżamy na drugi brzeg.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kontynuując jazdę wyznakowaną rowerówką naddunajską docieramy do miejscowości Apostag. Okolice wsi zamieszkane były już około 6 tyś. lat temu o czym świadczą prowadzone w przeszłości wykopaliska archeologiczne. Obecnie większość zbytów pochodzi z okresu Baroku.

Obrazek

Obrazek

Są też pozostałości po XII wiecznej rotundzie.

Obrazek

Obrazek

Na naszej trasie następnie jest Solt. Grześ zostaje przy głównej trasie, a ja robię objazd okolicy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Późnym popołudniem docieramy do ciekawego miasta, którym jest Kalocsa. Jedno z najstarszych miast Węgierskich. Arcybiskupstwo od X wieku i jest drugim po Esztergomie na Węgrzech. W 1001 biskup Anastazy-Astryk koronował tu pierwszego króla Węgier - Stefana I Świętego.

Obrazek

Z ważniejszych zabytków to dumnie stojąca, barokowa katedra czy też pałac arcybiskupi.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ścisłe centrum całkiem ładne. Sporo tam zieleni.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Aha i jeszcze jedno... Kalocsa to ojczyzna papryki co roku pod koniec lata odbywa się tu Festiwal Papryki.

Chcą przejechać w dniu dzisiejszym jeszcze trochę kilometrów decydujemy się jechać dalej drogą krajową. Tak tuż przed zachodem słońca docieramy do miasta Baja.

Baja to spokojne miasteczko. Centrum miasta stanowi rozległy, wybrukowany i otoczony z trzech stron zabytkowymi budowlami rozległy rynek (Szent-háromság tér). W jego centrum stoi barokowa kolumna Świętej Trójcy, która wedle źródeł jest najstarszą budowlą miasta. Pozostałe ważne zabytki to m in. imponujący budynek Ratusza (dawny Pałac Grassalkovicha), barokowa serbska cerkiew parafialna, neoklasycystyczna synagoga.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W mieście tym podziwiamy zachód słońca...

Obrazek

... i jedziemy dalej. Jeszcze dzisiaj mamy w planach przekroczyć granicę z Serbią. Żaden to wyczyn bo do przejścia pozostało nam 30 kilometrów. Granicę przekraczamy gdy jest już zupełnie ciemno. Robimy pamiątkowe zdjęcia i rozpoczynamy swój debiut w tym państwie ;)

Obrazek

Po przekroczeniu granicy zeszło z nas powietrze i mimo wcześniejszych zamiarów postanawiamy wcześniej zakończyć dzień. Z wyszukaniem miejscówki na biwak jest mały problem. Mapy internetowe okolicy są bardzo kiepskie. Grzesiu musiał wykarczować trochę krzaczorów by rozwiesić hamak. Ja miałem lenia i po prostu walnąłem się na płachtę biwakową obok na trawie ;)

Po tym dniu czułem większe zmęczenie jazdą aniżeli pierwszego dnia gdy dystans był nieporównywalnie większy. Wydaje mi się, że przyszedł pierwszy kryzys podczas tej wyprawy. Taka kolej rzeczy jest czymś normalnym ;p

Obrazek

Obrazek

No i na koniec link do bogatej galerii:

https://photos.app.goo.gl/v9vNA27cVpzXQDyv9


cdn...
Awatar użytkownika
Robert J
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2285
Rejestracja: 25 grudnia 2011, 20:35

Re: Rowerowe wycieczki Roberta J

Post autor: Robert J » 28 września 2018, 15:32

Rowerowy Eurotrip 2018 - Dzień 4 - "Mam wrażenie, że jestem nigdzie..." - 17.07.2018

Tytuł nieprzypadkowy bo właśnie tymi słowami Grzechu podsumował pierwsze kilkadziesiąt kilometrów dnia czwartego. Zresztą z upływem czasu i ja coraz bardziej się w tym uświadamiałem ;)

Innym jego powiedzeniem tego dnia było "Darowanej papryce nie zagląda się w nasiona" :D

A w nocy jest bardzo duszno. Komary chcą nas zeżreć razem ze śpiworami. Masakra ! Miałem wrażenie, że twarz mam opuchniętą od ich ukąszeń :/
W środku nocy zrywa się bardzo silny wiatr, który nad ranem przygania przelotne opady deszczu. Jest tego tylko jeden plus, a mianowicie wywiało komary ! Tylko, że deszcz nie jest mile widziany i bardzo szybko się zbieram. Grzesiu smacznie śpi bo osłaniają go drzewa. Gdy się budzi ja już jestem spakowany i gotowy do dalszej drogi. Nie pozostaje mu nic innego jak się tym razem streszczać. Tego dnia w drogę wyruszyliśmy chyba najszybciej podczas całego dwutygodniowego wypadu .....

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z racji iż poprzedniego wieczora opuściliśmy UE to teraz nie będzie już takiej możliwości by korzystać z internetu poprzez sieć komórkową. W każdym bądź razie mnie na to nie stać ;P Teraz chcąc sprawdzić prognozy pogody czy też inne info będziemy zmuszeni szukać darmowego wifi. Na szczęście mapy działają offline :)

Na dzisiejszy cel obieramy Novy Sad. Mimo siąpiącego deszczu jedziemy dość szybko. Ukształtowanie terenu to niemal równina i utrzymujemy wysokie tempo jazdy. Pogoda jednak nie napawa optymizmem jak również nie zachęca do robienia zdjęć. W dniu dzisiejszym będzie głównie zwiedzanie miast bo widoków za wiele nie będzie.

Po zupełnie nieciekawej okolicy pokonujemy 30 kilometrów. Tak docieramy do miasta Sombor. Pierwsze co to trzeba wymienić trochę grosza na miejscową walutę. Ja wymieniam tylko 20 euro bo tak naprawdę to nawet nie wiem jakie są ceny w Serbii..., Grzesiu wymienia znacznie więcej.... w ogóle wszystko zawsze u niego było przynajmniej razy dwa ;)

Obrazek

Szukając informacji na temat miasta doszedłem do wniosku, że rzadko jest ono odwiedzane przez turystów. Nic dziwnego. Znajduje się na krańcu Wojwodiny, a turyści z reguły będąc w tych okolicach wybierają Novy Sad lub Subotice. Co więcej czytając inne blogi dowiaduję się, że nie warto się tu zatrzymywać na dłużej, a to jest błąd, duży błąd ! Nie ma tu może jakichś spektakularnych zabytków, natomiast samo miasto warto odwiedzić aby poczuć atmosferę serbskiej prowincji.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Podstawowa czynność to zakupy, pierwsze na terytorium Serbii. Dość spore ponieważ wyszły nam już wszystkie zapasy. Pokazało się nawet na moment słońce chociaż jednocześnie od północy ciągną kolejne, granatowe chmury....

W mieście jest wiele placów, całkiem ładnych zresztą.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dumą miasta jest piękny rynek z ratuszem, do którego prowadzi deptak. Wiele tu pomników upamiętniających jakieś wydarzenie lub osobistość jak również takie, które zupełnie nic mi nie mówią ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Aha, tego jeszcze nie wspomniałem, ale zaczyna mi się sypać bębenek w tylnym kole. Zrobiły się straszne luzy. Teraz tu na ławce próbuję coś z tym zrobić. Bezskutecznie. Zdecydowałem, że nie ma się co tym przejmować i jadę dalej ;p

Obrazek

Będą jeszcze w mieście zaczyna padać dość mocny deszcz. Zabezpieczamy bagaże i pożądany dalej. Jeszcze zanim dotarliśmy do miasta Odžaci Grzesiu łapie kapcia. W sumie był to jedyny podczas całych dwóch tygodni. Ja natomiast zrywam dwie szprychy w tylnym kole. Mam zapasowe. Wymiana trwa krócej jak wymiana dętki ;p

Obrazek

Obrazek

A deszcz ciągle siąpi. Raz mocniej, raz słabiej.
W Odžaci zatrzymujemy się pod kościołem gdzie jest ujęcie wody. Miejscowy mówi, że tutejsza woda jest bardzo dobra i nie znajdziemy lepszej w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Chyba coś w tym jest bo co chwilę ktoś podjeżdża i napełnia baniaki. Ów miejscowy dość długo nas zagaduje. Ogląda rower. Zachowywał się jakby nigdy takich nie widział ;)

Obrazek

Obrazek

Przez tą wredną pogodę aparat ląduje głęboko w bagażach. W mieście Bački Petrovac przerwa obiadowa. Posiłek stanowią bardzo dobre bułki ze słonym serem. Są jeszcze cieplutkie. Piwa w butelkach nie mogliśmy kupić i wziąć ze sobą. Zmuszeni jesteśmy wypić na miejscu ;)

Obrazek

Obrazek

Jeszcze przeszło godzina jazdy i lądujemy w drugim pod względem wielkości mieście Serbii - Novy Sad. Wiadomość dnia, wypogadza się !

Aglomeracja zamieszkiwana przez prawie 400 tyś. mieszkańców jest bardzo popularna wśród turystów. Wizytówką miasta jest dzielnica Stari Grad, z wieloma zabytkami, muzeami, kawiarniami, restauracjami i sklepami. Znajduje się tam wiele zabytkowych świątyń prawosławnych, katolickich, greckokatolickich, ewangelickich, a także synagoga. W sumie nie przepadam za tak dużymi miastami. Jednak starówkę sobie obejrzałem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pora wyszukać jakąś knajpkę gdzie będziemy mogli w spokoju wypić zimne piwo. Na jednym nie poprzestaliśmy tak było dobre ;p

Obrazek

Obrazek

Pora przekroczyć Dunaj.

Najbardziej znaną atrakcją turystyczną Nowego Sadu jest górująca nad miastem twierdza Petrovaradin. Znana również pod nazwą „Gibraltar Dunaju”. W rzeczywistości znajduje się ona w odrębnej miejscowości o tej samej nazwie, po drugiej stronie Dunaju. Data powstania XVI – XVIII w, obiekt walk między Austrią a Turcją.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zwiedzania nie będzie. Postanawiam za to wypuścić Igora na rekonesans :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z racji późnej godziny dalsza jazda bez większych postojów. Na naszej drodze stają niewielkie zalesione wzgórza parku narodowego Fruška gora. Trochę potu wylało się na podjeździe, ale o dziwo szczyt przełęczy osiągam szybciej od kompana co było trochę dziwne ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zjazd jest ekstremalnie szybki. Tylko te cholerne tiry strasznie hamowały ruch, a nie znając terenu nie zdecydowaliśmy się na wyprzedzanie....By jeszcze podgonić w dniu dzisiejszym trochę kilometrów jedziemy bez zatrzymywania aż do Sabaca nad Sawą. No dobra zatrzymaliśmy się w jednej niewielkiej miejscowości by kupić u rolnika jakąś paprykę i pomidory. O dziwo człowiek ten nie chciał zapłaty ! Fajnie !

Obrazek

Obrazek

Główny plac miasta Sabac wygląda bardzo nowocześnie. Ładnie za to jest oświetlony.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

... i w sumie tyle było by jazdy tego dnia. Kilka kilometrów za miastem postanawiamy zatrzymać się na noc i odnoszę wrażenie, że jestem nigdzie ;)

Obrazek

Obrazek

Link do większej ilości zdjęć https://photos.app.goo.gl/khFzYiHJpxm7Lc1H6


cdn....
Awatar użytkownika
Robert J
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2285
Rejestracja: 25 grudnia 2011, 20:35

Re: Rowerowe wycieczki Roberta J

Post autor: Robert J » 04 października 2018, 5:40

Rowerowy Eurotrip 2018 - Dzień 5 - Przez Serbię.... - 18.07.2018

Miejscówkę na noc to tym razem sobie trochę kiepską wyszukaliśmy. Leżymy na trawie, nie bezpośrednio, a na płachcie biwakowej i w śpiworach. W nocy jest cieplutko, może nawet za bardzo. Nie ma za to w ogóle komarów jak poprzedniej nocy. I gdyby nie jakiś koszmar, który zbudził Grzesia to noc mija nad wyraz spokojnie. Nie pytajcie co mu się śniło bo sam tego zdarzenia nie pamięta, ale gdy się wybudził to z jego ust poleciała całkiem soczysta wiązanka ;)

A z rana budzę się dość wcześnie. Widząc, że zanosi się na deszcz szybko się zwijam. Na szczęście skończyło się tylko na kilku kroplach. Grzesiu też całkiem szybko się zbiera, ale i tak trwa to 40 minut dłużej jak u mnie :P

Obrazek

Początek dzisiejszej trasy wiedzie po zupełnie nieciekawej okolicy. Przejeżdżamy ciągle przez niewielkie miejscowości, bardzo zaniedbane zresztą. Męczymy się strasznie na tych wrednych podjazdach. Widoków też nie ma. Decydujemy się wrócić na główną drogę.

Obrazek

No dobra, jeden się trafił...

Obrazek

Drogą krajową jedzie się znacznie lepiej bo jest w zasadzie po równym. Nie tak jak to było na początku dnia. Jednak natężenie ruchu jest nieporównywalnie większe, ale droga na tyle szeroka, że nie ma większego zagrożenia dla rowerzystów.

W miejscowości Draginje pauza na zakupy. Szczególnie rozchodzi się nam o płyny ;) Siadamy przed sklepem i wypijamy po piwku. Podobnie robią miejscowi bo cała okolica aż zasłana kapslami od piwa. Ja swoje kapsle zabieram ze sobą bo je kolekcjonuję ;) W ogóle cała okolica bardzo zaśmiecona.

Obrazek

Obrazek

Ta przyjemna jazda kończy się. Ukształtowanie terenu staje się bardzo pofałdowane. Zaczynają się bardzo strome podjazdy, ale i szybkie zjazdy. W miejscowości Koceljeva miała być planowa kąpiel w rzece, ale rzeka okazała się kompletnym syfem. Wolałbym się umyć w kałuży ! Zaliczamy kolejne wzniesienie, a po zjeździe na dół trafiamy na znacznie mniejszą rzekę. Na mapie podpisana jako Ub. Tutaj dla odmiany woda jest krystalicznie czysta, więc obowiązkowa kąpiel i pranko.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Docieramy do Valjeva. Trochę pogoda nam się kaszani, ale na deszcz się nie zanosi. Podstawowa sprawa to zakupy oraz darmowe wifi coby się podzielić wrażeniami ostatnich dwóch dni ze światem ;)
Z wifi jest trochę problem, ale w końcu udaje się połączyć z siecią. Przy okazji objeżdżam miasto. Przez pewien moment zaczyna dość mono wiać. Poprzewracało wszystkie parasole w okolicznych knajpach.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Opuszczając miasto trochę pochrzaniliśmy trasę i trzeba było się nam trochę wrócić. Teraz mimo głównej drogi trasa staje się bardzo trudna. Już na samym wyjeździe z miasta jest masakrycznie stromy podjazd ! Na znaku widnieje wartość 6-8%, a licznik wskazywał 13 % Zastanawiałem się kto tak poprowadził trasę, że musi zaliczyć wszystkie najwyższe wzniesienia w okolicy !

Obrazek

Strasznie dzisiaj ubywa mi energii na tej trasie. Stres też coraz większy bo na drodze niesamowicie duży ruch ciężarówek. Z tego co zauważyliśmy to w okolicy jest sporo kamieniołomów i pewnie z nich wszystkie wożą urobek. Mijamy największe wyrobisko i nagle cały ruch na drodze zupełnie ustał. Robimy przerwę przed kolejnym stromym podjazdem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na przełęczy szybkie dwie foty i zjazd. Dzisiaj pokonanych kilometrów mamy bardzo mało jak na tą godzinę, ale z przełęczy będzie dość sporo do przejechania z góry, więc trochę się podgoni z tym dystansem ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

25 kilometrów dość szybko pokonujemy. Docieramy do Kosjeric. Robimy niewielkie zakupy i szukamy knajpy gdzie będzie można napić się piwa i podładować telefony. Jest klimacik. Panuje senna atmosfera. Ludzie spacerują nigdzie się nie śpiesząc, więc i my się nie śpieszymy. I tak pada drugie, a potem trzecie piwo. Trochę dużo, ale co poradzić jak się chce pić ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W końcu po prawie dwóch godzinach trzeba jechać dalej. Za daleko nie pojedziemy bo po nocy jazdy nie będzie, ale jeszcze ze 30 kilometrów powinniśmy pokonać.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wychodzi słońce, ale już nie długo zajdzie za horyzont. Na razie cieszymy się dobrą pogodą. Już sporo po zachodzie słońca docieramy do Pożegi.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zatrzymujemy się w centrum i staramy się wynaleźć miejscówkę na nocleg przeczesując mapę. Kalkulujemy też czy zdążymy jeszcze opuścić miasto przed nadciągającym deszczem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Fajna sprawa, że w Serbii sklepy są pootwierane do późnej godziny. Robimy spokojne i dość spore zakupy w sieciówce i jedziemy za miasto gdzie dopada nas konkretna ulewa ! Bez kalkulacji wybieramy pierwszą lepszą polną drogę i wspinamy się do widocznego lasu. Dzisiaj trzeba rozwiesić płachty biwakowe, a z tym będzie trochę problem bo miejscówka znajduje się na bardzo stromym zboczu wzniesienia. Deszcz na moment ustaje i możemy na spokojnie rozbić biwak. Dzisiaj bardzo marny dystans, zdaje się, że najgorszy mój podczas podobnych wielodniowych wypadów. Jak się w późniejszych dniach okaże będzie jeszcze gorzej z dystansem dziennym ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Link do marnej galerii: https://photos.app.goo.gl/qZysgzDYkbQVU6fs9

cdn....
Awatar użytkownika
Robert J
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2285
Rejestracja: 25 grudnia 2011, 20:35

Re: Rowerowe wycieczki Roberta J

Post autor: Robert J » 05 października 2018, 15:22

Rowerowy Eurotrip 2018 - Dzień 6 - Dzika Serbia.... - 19.07.2018

Dlaczego w sakwach jest coraz mniej miejsca ? Odp. Bo ciuchy wchłaniają brud i puchną od tego !
Mądrości Grzesia.

Niemal przez całą noc pada deszcz. Co prawda biwak rozbity odpowiednio bo jest i płachta biwakowa chroniąca przed strugami deszczu, ale miejscówka wybrana nie najlepsza. Teren jest mocno nachylony i były spore problemy by wtachać tu wszystkie toboły, a potem zamocować hamaki i płachty. Jednak bardziej moknąć nie mieliśmy zamiaru i wykorzystaliśmy dosłownie jedyny moment w nocy gdy nie padało na rozbicie biwaku.

Obrazek

Obrazek

Prognozy mówiły, że nad ranem ma się wypogodzić, a tu dupa ! Pada dalej ! Szybko się budzę, ale zanim pogoda pozwoliła nam na wykonanie jakiegokolwiek ruchu robi się prawie dziewiąta :/

Na, ale w końcu deszcz ustaje, więc ruszamy w trasę. Jednak nisko wiszące chmury mówiły nam, że jeszcze dzisiaj na pewno zmokniemy.

Jedziemy do Arilje. Musimy zrobić zakupy. Niestety w mieście zaczyna padać i to tak solidnie. W ulewnym deszczu kierujemy się na Ivanjice. Przestaje padać, więc widząc znak na monastyr Klisura decyduję się tam podjechać. Pełno tam bardzo agresywnych kundli próbujących złapać za nogę. Babcia doglądająca wszystkiego mówi żeby odstawić rower bo psy tak na niego reagują. Odstawiam, a psy i tak skaczą w koło ;p W końcu udaje się podejść pod niewielki XIII wieczny monastyr. Jego patronami są święci Archaniołowie Michał i Gabriel. Aktualnie będący w remoncie tak sądzę widząc ekipę tam krzątającą się ;). Zdjęć oczywiście nie można robić więc tylko jedna czy dwie...

Obrazek

Obrazek

W Ivanjicy deszcz ponownie pada. Nie chce mi się robić zdjęć. Robimy spore zakupy bo według mapy przez spory odcinek drogi nie natrafimy na większą miejscowość.

Obrazek

Opuszczając miasto mylimy trasę. Nie mam pojęcia jak się to stało, ale wybraliśmy drogę, która wydawała się nam oczywista. Gdy się zorientowaliśmy w nogach było już kilka kilometrów i uznaliśmy iż tą trasą jedzie się całkiem przyjemnie i po prostu nią dalej pojedziemy. Problem w tym, że będzie znacznie więcej przewyższeń jak na trasie, którą mieliśmy jechać według pierwotnych planów.

Obrazek

Obrazek

Początek jest monotonny i to na prawdę bardzo. Nic ciekawego przez spory odcinek drogi. Zwróciłem uwagę na bardzo mały ruch na drodze. Spotkaliśmy ze trzy samochody na odcinku 15 km. Dopiero później okazało się dlaczego.

Na trasie fajna ciekawostka most rzymski ! Właściwie to obiekt tylko stylizowany na rzymski, ale mimo wszystko pochodzi z XV wieku ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

No i właśnie teraz przekonujemy się dlaczego jest tak niewielki ruch na drodze. Okazuje się, że dalej droga zaznaczona na mapie kolorem żółtym i numerem 197 przechodzi w zwykły szuter ! Do tego serpentyny stromo pod górę. Po około kilometrze pojawia się ponownie asfalt.
Mozolnie zdobywamy kolejne metry wysokości. Gdzieś na wysokości tak na około 1400 m jest wypłaszczenie i miejsce postoju, źródełko przy drodze i niewielkie jeziorko Daicko o powierzchni zaledwie 160 metrów kwadratowych.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przeważająca część trasy wiedzie przez gęsty las. Tylko może we dwóch miejscach był jakiś widok. A jak już było cokolwiek widać to stwierdzam, że tam na zachodzie jest ładna pogoda i co najważniejsze wypogodzenia przesuwają się w naszą stronę !

Obrazek

A droga, którą jedziemy ponownie przechodzi w szuter by po chwili zamienić się z asfaltem, ale tylko na niewielki odcinek bo w okolicy nieczynnego ośrodka narciarskiego pod najwyższym szczytem pasma Golija - Jankov Kamen 1833 m. Obiekty opuszczone chyba już kilka lat temu, a kolejka zdemontowana.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I znowu szuter! Właściwie to już zwykła polna droga....

Osiągamy najwyższy punkt w dniu dzisiejszym. Na wysokości 1550 metrów jest przeraźliwie zimno. Wieje również bardzo silny wiatr. Jednak następują zmiany w pogodzie bo przeciera się :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Teraz w sumie pozostał nam zjazd... sęk w tym, iż droga jest w coraz gorszym stanie i ciężko się rozpędzić do 20 km/h :/ Męczymy się okrutnie na tym zjeździe. Ważne, że znaki są z prawdziwego zdarzenia ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Widać już cywilizację...

Obrazek

Obrazek

I jest ! I w końcu asfalt ! Teraz trochę podgonimy kilometrów bo jak na tę porę dnia jest straszna bryndza....Bez przerw docieramy do ostatniego miasta na terytorium Serbii - Sjenica. Miasto leży trochę powyżej tysiąca metrów nad poziomem morza, a więc tak bardzo wysokości nie wytraciliśmy. To się będzie jeszcze dzisiaj liczyć bo przecież wiemy, że czeka nas kolejny solidny podjazd ;)

W Sjenicy mamy dwie sprawy do załatwienia tzn. zakupy oraz poszukanie darmowego internetu ;) Gotówki pozbyliśmy się całej i teraz chcemy zapłacić kartą by niepotrzebnie wyciągać serbską walutę z bankomatu. W mieście długo się kręcimy w poszukiwaniu sklepu z terminalem. Okazuje się, że jest tylko jeden takowy ! I weź tu słuchaj ludzi, że w dzisiejszych czasach już na największym zadupiu zapłacisz kartą, a to jest gówno prawda ! Nie mając lokalnej waluty zdechniesz z głodu i pragnienia bo nic nie kupisz ;p

A miasto ogólnie całkiem ładne. Bardzo czyste. Wiele obiektów jest wyremontowanych lub takowy remont trwa.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Za miastem wciągamy chyba połowę tego co właśnie przed chwilą kupiliśmy i rozpoczynamy dość stromy podjazd do miejscowości Trjebinje. Widoki bardzo ładne i dlatego dość często zatrzymuję się by zrobić jakieś zdjęcie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dziś mamy tylko 120 kilometrów na liczniku, a właśnie zachodzi słońce. Z doświadczenia wiem, że za długo dzisiaj już nie pojedziemy, tym bardziej iż droga pnie się coraz bardziej do góry.

Obrazek

Obrazek

Osiągamy wysokość ponad 1400 m n.p.m. i odbijamy na Ticje Polje. Z mapy wynika, że droga będzie całkiem dobra, ale okazało się z goła odmiennie. Dodatkowo na mapach nie ma zaznaczonych żadnych innych dróg oprócz tej jednej, która i tak po pewnym czasie zanika.

W okolicy najwyższego okolicznego szczytu rozbijamy biwak mimo, że jest jeszcze jasno. Tym razem miejscówa bardzo trafiona ;)

Obrazek

Obrazek

Więcej zdjęć pod tym linkiem: https://photos.app.goo.gl/bGy5fcrp8xecyvwMA

cdn...
Awatar użytkownika
Robert J
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2285
Rejestracja: 25 grudnia 2011, 20:35

Re: Rowerowe wycieczki Roberta J

Post autor: Robert J » 16 października 2018, 20:32

Rowerowy Eurotrip 2018 - Dzień 7 - Ostatni dzień przez Serbię. Witaj Czrnogóro ! - 20.07.2018

To była bardzo przyjemna noc. I choć nad ranem odczuwałem już delikatny chłód nie mogłem narzekać na sen. Gdybym w tym momencie dowiedział się, że te okolice zamieszkują niedźwiedzie to nie było by już tak spokojnie ;)

Zakładałem, że jak położymy się spać wcześniej to i z automatu zwleczemy się następnego dnia wcześniej, ale tak nie było. Wina to Grzesia, który ma w swoim rozkładzie wypić przed snem dwa piwa lub 0,7 litra wina. Wczoraj chciał kupić wino, ale okazało się, że jest droższe w przeliczeniu na PLN jakieś 2 złote niż litrowa rakija ! No i uznał, że trzeba myśleć ekonomicznie ;) Trochę porządziliśmy wieczorem i teraz wiem dlaczego jemu jest tak ciężko wstawać z rana bo i ja mam dziś ten problem !

Obrazek

Obrazek

Jesteśmy na prawie 1600 metrów i według poziomic na mapach jest to najwyższy punkt w okolicy. Ma początek musimy podjechać kilkanaście metrów bo tak naprawdę nocowaliśmy pod szczytem gdzie były odpowiednie drzewa na rozwieszenie hamaka.

Droga nam coraz bardziej zanika, a kilka razy się rozwidla i dopada nas zwątpienie, którą jechać. Dwa razy musimy się wracać bo gps pokazuje, że zboczyliśmy z trasy. Na mapach jest zaznaczona tylko jedna ścieżynka, a i tak jej przebieg sporo odbiega od rzeczywistości.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na mapie widnieje nazwa miejscowości Ticje Polje. Czasami widujemy niewielkie tabliczki z tą nazwą wskazujące kierunek jazdy. Powoli wypogadza się. Powoli bo powoli, ale przemieszczamy się naprzód. I gdyby nie ta zmiana w pogodzie oraz coraz ciekawsze widoki to po prostu byłbym wkur....., że tak mało nam przybywa kilometrów na liczniku.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W dali widać jakąś niewielką osadę. To właśnie ta, do której zmierzamy.

Obrazek

Obrazek

Niesamowite miejsce !

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Żeby nie było tak całkiem łatwo to trasa funduje nam konkretny podjazd. Właśnie teraz jakaś duża fadroma równa drogę i miejscami jest dość sporo luźnego materiału, który trochę utrudnia jazdę.

Widoki ciągle świetne !

Mam to szczęście, że często na podobnych eskapadach spotykam Jelonka Rogacza :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

No i teraz następuje konkretny zjazd. Taki przez, który hamulce osiągają bardzo wysoką temperaturę. Wytracamy sporo metrów w dość krótkim czasie. Docieramy do Brodareva. Miasto leży nad największym dopływem Driny - rzeką Lim. Doliną przebiega główna droga łącząca Serbię z Czarnogórą. Spodziewałem się sporego ruchu na tej trasie i tak właśnie było. Zauważyć można było, że najwięcej pojazdów jest typu TIR.
Odwiedzamy jeden market lokalnej sieci. Spore to zapasy bo spore mamy aktualnie potrzeby ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Do granicy mamy kilkanaście kilometrów widokową trasą wiodącą przełomem rzeki Lim. Droga trochę niebezpieczna, ale o dziwo ruch na drodze jakby ustał. Tylko czasami przemknie jakiś pojedynczy TIR lub kilka aut osobowych.

Obrazek

Obrazek

Okazuje się, że na przejściu granicznym kolejka chyba na dwa kilometry. I nic się nie posuwa bo ludzie po prostu spacerują obok. Wśród stojących w kolejce wielu naszych rodaków udających się na upragniony urlop. Proponują nam nawet kawę, ale przecież my na rowerach się przeciśniemy no nie ? ;)

Obrazek

Obrazek

Odprawa na granicy w naszym wypadku jest samą przyjemnością. I aż żal mi tych ludzi stojących w kolejce bo zanosi się, że spędzą w niej kilka godzin.

A my wkraczamy na terytorium Czarnogóry. Dość sprawnie dostajemy się do miasta , Bijelo Polje.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kolejne w dniu dzisiejszym zakupy i jedziemy dalej na południe. Ruch na drodze wzrasta i kombinujemy jak tu dalej jechać by było bezpieczniej i przede wszystkim ciekawiej. Wszystkie opcje wydają się być znacznie trudniejsze. Od Mojkovaca jedziemy już wzdłuż rzeki Tara.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Za miastem postanawiajmy się wykąpać. Nie wiem dlaczego, ale za każdym razem gdy latam dronem to Grzesiu akurat na zdjęciach jest w trakcie jedzenia ;p

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Zajebista opalenizna no nie ? :D

W Kolasinie jesteśmy już dość późno. Już wcześniej zdecydowaliśmy, że odbijamy na podrzędną drogę i wiemy iż to ostatnia miejscowość gdzie możemy zrobić zakupy. Robimy spore bo musi nam wystarczyć na wieczór i na poranek dnia następnego. Przy okazji poszukiwania sklepu robimy objazd miasta. Takie trochę bez rewelacji.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zjeżdżamy z M-2 i jedziemy kawałek R-13 do miejscowości Matesevo gdzie kończy się droga. Właściwie to przechodzi w taką podrzędną o jaką właśnie nam chodzi. Ciągle jedziemy wzdłuż rzeki Tata, której koryto jest coraz węższe. Od teraz będziemy jechać wzdłuż budowanej aktualnie autostrady na południe kraju do stolicy - Podgoricy. Miejscami na drodze spory syf naniesiony przez ciężarówki. Bardzo się pyli, tak że aż w oczy szczypie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W jednej niewielkiej miejscowości idziemy do knajpy na piwo. Na jednym się nie skończyło. Tracimy sporo czasu, ale za to naładowaliśmy telefony i skorzystaliśmy z wifi. Dystansu i tak już dziś za bardzo nie poprawimy bo droga pnie się coraz bardziej pod górę.
Z Suvo Polje męczymy się na zjeździe za zdezelowaną ciężarówką wiozącą drewno. Nie ma sposobności by ją wyprzedzić bo droga bardzo kręta, a ciężarówka podnosi straszne tumany kurzu w powietrze.

Po zjeździe ponownie podjazd i to konkretny. Postanawiamy, że gdzieś na górze na przełęczy zatrzymujemy się na noc. Jak postanowiliśmy tak też uczyniliśmy. Na przełęczy rozdzielamy się i każdy szuka jakiegoś miejsca gdzie będą jakiekolwiek drzewa by rozwiesić hamaki. Z tym jest problem bo roślinność bardzo się już zmieniła i w przewadze są cierniste krzewy. Na szczęście udaje się wynaleźć jakieś dwa skarłowaciałe buki i jesteśmy uratowani ! ;)

Obrazek

Obrazek

Dziś dystans ponownie marny, ale tendencja jest poprawkowa ;)

Obrazek

Obrazek

Pełna galeria pod adresem: https://photos.app.goo.gl/9CqhtxPzKX9vfDsMA
ODPOWIEDZ