27.08-02.08.2015 - Wyjazd w Słoweńskie Alpy.
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
27.08-02.08.2015 - Wyjazd w Słoweńskie Alpy.
W środę późnym popołudniem spotykamy się z Iwoną i magą w Żywcu. Jedziemy na nocleg do położonego przy granicy ze Słowacją pensjonatu Oźna. Dość szybko idziemy spać ponieważ jutro przed nami kawał drogi. Drogi samochodem jak i pieszej wędrówki. Ośrodek opuszczamy bladym świtem i jedziemy przez Słowację, Austrię do Słowenii.
Trasę pokonujemy dość wartko i po kilku godzinach jesteśmy w Alpach Kamnicko-Sawińskich, które są pierwszym na południowym -wschodzie skalistym masywem alpejskim.
W planach mamy zdobycie najwyższego szczytu tego pasma - Grintovec (2558m).
Samochód zostawiamy na parkingu obok schroniska Dom v Kamniski Bistrici (600m). Początek szlaku jest praktycznie płaski. Przechodzimy obok małej, położonej na polance kapliczki i leśną drogą, następnie szutrem łagodnie podchodzimy do Konca (890m). Znajduje się tu stacja kolejki towarowej, która prowadzi na Kokrsko sedlo (1793m), jest też tu niewielki leśny parking.
Droga skręca w lewo i teraz dopiero zaczynamy serpentynowe długie podejście na wspomniane sedlo. Monotonnie podchodzimy lasem do stromego jaru. Dalej ścieżka zakosami prowadzi już bardziej odkrytym terenem. Idziemy i podziwiamy piękne lśniące w słońcu srebrzyste poszarpane ściany gór.
Co za widoki, a to dopiero początek. W dole majaczy Kokrska Dolina. W tak urzekającej scenerii pokonujemy ostatni odcinek podejścia po piargach.
Po ponad 3 godzinach zmęczeni, głodni ale szczęśliwi widokiem Zolssovej Kočy opadamy na schroniskowe ławy. Okazały obiekt położony jest po zachodniej stronie przełęczy Kokrsko Sedlo, pomiędzy Grintovcem a Kalską górą. Schronisko jest duże i ma około 130 miejsc noclegowych w różnych pokojach.
Muszę dodać, że komunikacja z gospodarzami milowa jak i bezpośrednia na miejscu była bardzo dobra. Już drogą elektroniczną zaproponowano nam pokój 4 osobowy, a na miejscu miłą i ciepłą gościnę. Co niestety nie we wszystkich schroniskach miało miejsce, ale o tym napiszę później. Jedynym mankamentem w tej Kočy jest bardzo ograniczona woda bieżąca (2 umywalki). Najedzeni i "umyci" szybko zasypiamy w czyściutkiej pościeli. Kończymy pierwszy dzień naszego wędrowania.
Rano po delikatnym śniadaniu wyruszamy na wycieczkę.
Pomiędzy dolinami Kokry i Savinji ciągnie się kręgosłup Alp Kamnicko-Sawińskich czyli grupa Grintovca.
Już od schroniska dobrze znaczona ścieżka wiedzie pod górę. Dochodzimy do rozdroża i skręcamy w lewo. Trawersujemy dolinkę Spodnje jame.
Dalej cały czas pod górę zakosami pokonujemy kolejne metry drogi. Przechodzimy obok skał Małego Kokrskega Grintovca (2450m) i podchodzimy po trawiasto-kamiennym zboczu Strehy. Przed nami ostatnie podejście na szczyt Grintovca (2558m).
Grzbiet zbudowany jest z wapieni. Pasmo na północ jest strome, są urwiska i ściany o imponujących wysokościach. Południowe stoki są słoneczne i porośnięte trawami i z skalnymi graniami. Najwyższy szczyt opisywanych Alp łatwo jest rozpoznawany ze względu na kształt regularnego stożka.
Na górze stoi słup z oznaczeniami poszczególnych szczytów i jest nawet sporo miejsca do odpoczynku. Spędzamy na kulminacji dobre pół godziny bo widoki są imponujące. Oprócz kilku osób, 2 piesków mieliśmy też przyjemność obcować ze sprytnymi ptaszkami, które doskonale wpasowały się w tutejszy krajobraz. Nie sposób było tych "żebraków" nie wspomóc tym bardziej, że co odważniejsi jedli z ręki.
Podziwiamy m. in. płaskowyż kresowy Veliki Podi (będziemy nim schodzić), pobliską Skutę i naszą drogę czyli kilkusetmetrowe ściany nad Jezerskiem. Nieświadoma Agnieszka po zobaczeniu owej ściany oznajmiła, że ona będzie schodziła cały czas na dół do płaskowyżu.
Miłą niespodzianką okazał się szlak, który poprowadził nas właśnie na wspomniane ściany. Schodzimy północnym stokiem i od razu pionowo w dół na dobry początek. Dalej piargi, głazy i tak dobre pół godziny mocno skoncentrowani schodzimy pod Jezerski Grintovec (2447m).
Spotykamy tu grupę przesympatycznych Czechów z Moraw, którzy poczęstowali nas rumem. Po miłej konwersacji rozchodzimy się w przeciwne strony.
Odpowiednio ubrani rozpoczynamy nasze pierwsze spotkanie z feretami. I po przejściu tego częściowo olinowanego grzbietu wszyscy zgodnie przyznaliśmy, że było to bardzo przyjemne, a widokowo piękne.
Z braku czasu pozostawiamy Skutę na inny wyjazd i schodzimy wspomnianym płaskowyżem. Gęsto pofałdowana powierzchnia najeżona jest wapiennymi formacjami.
Kraina ta wygląda, tak dziewczyny stwierdziły jak z księżycowego krajobrazu.
Fakt świecące słońce cudownie oświetlało okalające płaskowyż monumentalne srebrzyste ściany gór.
Ciekawość naszą już na górze zwrócił budynek stojący po drugiej stronie płaskowyżu. I zaczęły się spekulacje, co to może być. Najczęściej padało słowo-wychodek. Śmieszne, ale palące od dwóch dni słońce dało nam się we znaki i zabrało racjonalne myślenie. Bo gdzież po środku gór stał by wychodek. Oczywiście był to bezobsługowy schron turystyczny.
Szkoda, że nie założyłem się o piwko z moimi współtowarzyszkami wędrówki. Odpoczywamy przy tym tak dyskusyjnym obiekcie i podążamy dalej za czerwonym kółeczkiem. Przekonani, że będziemy schodzić już tylko w dół spotyka nas mało miła niespodzianka. Skwar i odkryty teren zrobił swoje.
Zmęczeni, a tu jeszcze ścianka i to jaka! Mozolnie wspinamy się. Pocieszam dziewczyny, że to już na dzisiaj koniec wspinania i podchodzenia. Czeka nas już tylko zejście, najpierw do schroniska (odpoczywamy),
a potem 3 godzinny marszu w dół. Nocleg mamy zarezerwowany w schronisku Dom v Kamniski Bistrici. Na dole jesteśmy po 20 ej. Młody gospodarz przyjmuje nas bardzo serdecznie. Zjadamy smaczną zupę, wypijamy piwko i szybciutko po kolei maszerujemy pod upragniony prysznic. Pokój mamy duży 4 osobowy. Czujemy się jak w hotelu. Tak jak poprzedniego dnia zapadamy szybko w sen. Minął nam drugi dzień wędrówki w górach zbudowanych z wapienia, którymi ozdobą są malownicze doliny. Jutro jedziemy w Alpy Julijskie.
Tu reszta fotek:
https://plus.google.com/photos/10033055 ... 0852629089
cdn…
Trasę pokonujemy dość wartko i po kilku godzinach jesteśmy w Alpach Kamnicko-Sawińskich, które są pierwszym na południowym -wschodzie skalistym masywem alpejskim.
W planach mamy zdobycie najwyższego szczytu tego pasma - Grintovec (2558m).
Samochód zostawiamy na parkingu obok schroniska Dom v Kamniski Bistrici (600m). Początek szlaku jest praktycznie płaski. Przechodzimy obok małej, położonej na polance kapliczki i leśną drogą, następnie szutrem łagodnie podchodzimy do Konca (890m). Znajduje się tu stacja kolejki towarowej, która prowadzi na Kokrsko sedlo (1793m), jest też tu niewielki leśny parking.
Droga skręca w lewo i teraz dopiero zaczynamy serpentynowe długie podejście na wspomniane sedlo. Monotonnie podchodzimy lasem do stromego jaru. Dalej ścieżka zakosami prowadzi już bardziej odkrytym terenem. Idziemy i podziwiamy piękne lśniące w słońcu srebrzyste poszarpane ściany gór.
Co za widoki, a to dopiero początek. W dole majaczy Kokrska Dolina. W tak urzekającej scenerii pokonujemy ostatni odcinek podejścia po piargach.
Po ponad 3 godzinach zmęczeni, głodni ale szczęśliwi widokiem Zolssovej Kočy opadamy na schroniskowe ławy. Okazały obiekt położony jest po zachodniej stronie przełęczy Kokrsko Sedlo, pomiędzy Grintovcem a Kalską górą. Schronisko jest duże i ma około 130 miejsc noclegowych w różnych pokojach.
Muszę dodać, że komunikacja z gospodarzami milowa jak i bezpośrednia na miejscu była bardzo dobra. Już drogą elektroniczną zaproponowano nam pokój 4 osobowy, a na miejscu miłą i ciepłą gościnę. Co niestety nie we wszystkich schroniskach miało miejsce, ale o tym napiszę później. Jedynym mankamentem w tej Kočy jest bardzo ograniczona woda bieżąca (2 umywalki). Najedzeni i "umyci" szybko zasypiamy w czyściutkiej pościeli. Kończymy pierwszy dzień naszego wędrowania.
Rano po delikatnym śniadaniu wyruszamy na wycieczkę.
Pomiędzy dolinami Kokry i Savinji ciągnie się kręgosłup Alp Kamnicko-Sawińskich czyli grupa Grintovca.
Już od schroniska dobrze znaczona ścieżka wiedzie pod górę. Dochodzimy do rozdroża i skręcamy w lewo. Trawersujemy dolinkę Spodnje jame.
Dalej cały czas pod górę zakosami pokonujemy kolejne metry drogi. Przechodzimy obok skał Małego Kokrskega Grintovca (2450m) i podchodzimy po trawiasto-kamiennym zboczu Strehy. Przed nami ostatnie podejście na szczyt Grintovca (2558m).
Grzbiet zbudowany jest z wapieni. Pasmo na północ jest strome, są urwiska i ściany o imponujących wysokościach. Południowe stoki są słoneczne i porośnięte trawami i z skalnymi graniami. Najwyższy szczyt opisywanych Alp łatwo jest rozpoznawany ze względu na kształt regularnego stożka.
Na górze stoi słup z oznaczeniami poszczególnych szczytów i jest nawet sporo miejsca do odpoczynku. Spędzamy na kulminacji dobre pół godziny bo widoki są imponujące. Oprócz kilku osób, 2 piesków mieliśmy też przyjemność obcować ze sprytnymi ptaszkami, które doskonale wpasowały się w tutejszy krajobraz. Nie sposób było tych "żebraków" nie wspomóc tym bardziej, że co odważniejsi jedli z ręki.
Podziwiamy m. in. płaskowyż kresowy Veliki Podi (będziemy nim schodzić), pobliską Skutę i naszą drogę czyli kilkusetmetrowe ściany nad Jezerskiem. Nieświadoma Agnieszka po zobaczeniu owej ściany oznajmiła, że ona będzie schodziła cały czas na dół do płaskowyżu.
Miłą niespodzianką okazał się szlak, który poprowadził nas właśnie na wspomniane ściany. Schodzimy północnym stokiem i od razu pionowo w dół na dobry początek. Dalej piargi, głazy i tak dobre pół godziny mocno skoncentrowani schodzimy pod Jezerski Grintovec (2447m).
Spotykamy tu grupę przesympatycznych Czechów z Moraw, którzy poczęstowali nas rumem. Po miłej konwersacji rozchodzimy się w przeciwne strony.
Odpowiednio ubrani rozpoczynamy nasze pierwsze spotkanie z feretami. I po przejściu tego częściowo olinowanego grzbietu wszyscy zgodnie przyznaliśmy, że było to bardzo przyjemne, a widokowo piękne.
Z braku czasu pozostawiamy Skutę na inny wyjazd i schodzimy wspomnianym płaskowyżem. Gęsto pofałdowana powierzchnia najeżona jest wapiennymi formacjami.
Kraina ta wygląda, tak dziewczyny stwierdziły jak z księżycowego krajobrazu.
Fakt świecące słońce cudownie oświetlało okalające płaskowyż monumentalne srebrzyste ściany gór.
Ciekawość naszą już na górze zwrócił budynek stojący po drugiej stronie płaskowyżu. I zaczęły się spekulacje, co to może być. Najczęściej padało słowo-wychodek. Śmieszne, ale palące od dwóch dni słońce dało nam się we znaki i zabrało racjonalne myślenie. Bo gdzież po środku gór stał by wychodek. Oczywiście był to bezobsługowy schron turystyczny.
Szkoda, że nie założyłem się o piwko z moimi współtowarzyszkami wędrówki. Odpoczywamy przy tym tak dyskusyjnym obiekcie i podążamy dalej za czerwonym kółeczkiem. Przekonani, że będziemy schodzić już tylko w dół spotyka nas mało miła niespodzianka. Skwar i odkryty teren zrobił swoje.
Zmęczeni, a tu jeszcze ścianka i to jaka! Mozolnie wspinamy się. Pocieszam dziewczyny, że to już na dzisiaj koniec wspinania i podchodzenia. Czeka nas już tylko zejście, najpierw do schroniska (odpoczywamy),
a potem 3 godzinny marszu w dół. Nocleg mamy zarezerwowany w schronisku Dom v Kamniski Bistrici. Na dole jesteśmy po 20 ej. Młody gospodarz przyjmuje nas bardzo serdecznie. Zjadamy smaczną zupę, wypijamy piwko i szybciutko po kolei maszerujemy pod upragniony prysznic. Pokój mamy duży 4 osobowy. Czujemy się jak w hotelu. Tak jak poprzedniego dnia zapadamy szybko w sen. Minął nam drugi dzień wędrówki w górach zbudowanych z wapienia, którymi ozdobą są malownicze doliny. Jutro jedziemy w Alpy Julijskie.
Tu reszta fotek:
https://plus.google.com/photos/10033055 ... 0852629089
cdn…
Julijskie
Alpy Julijskie maja swój niezaprzeczalny urok aż chce się tam wrócić ponownie po obejrzeniu zdjęć z waszego wyjazdu:)
Mi nie wystarczył jeden raz aby się nasycić tymi górami wrócę tam napewno
Gratuluję udanego wyjazdu.
Mi nie wystarczył jeden raz aby się nasycić tymi górami wrócę tam napewno
Gratuluję udanego wyjazdu.
>Nec temere, nec timide. Bez zuchwałości, ale i bez lęku.<
>Pielęgnujcie przypadkową życzliwość i piękne czyny pozbawione sensu.<
>Kobiety nie zmienisz-możesz zmienić kobietę ale to nic nie zmieni <
>Pielęgnujcie przypadkową życzliwość i piękne czyny pozbawione sensu.<
>Kobiety nie zmienisz-możesz zmienić kobietę ale to nic nie zmieni <
Liznąłem trochę w czerwcu gór z tamtych rejonów. Bardzo mi się spodobały i mam zamiar jeszcze tam pojechać.
Piotrze dawaj więcej.
Piotrze dawaj więcej.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
http://picasaweb.google.com/adamkostur
Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś.
Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj.
http://picasaweb.google.com/adamkostur
Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś.
Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj.
To ja poczekam, piękna ta grupa Grintovca :> Ten schron jest super, nie kusiło Was tam zostać na noc?PiotrekP pisze:Z kolejną częścią trzeba poczekać, napiszemy dopiero po przyjeździe z Izerów.
Bardzo mi się podoba pierwsza cześć relacji i poczekam cierpliwie na główne danie i najwyższy szczyt Słowenii
- janek.n.p.m
- Członek Klubu
- Posty: 2035
- Rejestracja: 07 października 2007, 12:43
Pięknie urobiliście te Alpy
"Żaden zjazd przygotowaną trasą narciarską nie dostarcza tak głębokiego przeżycia jak, najkrótsza nawet, narciarska wycieczka. Wystarczy, że zjedziecie na nartach z przygotowanej trasy, a potem w dziewiczym śniegu nakreślicie swój ślad. Jaką radość, jaki entuzjazm wywoła spojrzenie za siebie, na ten ślad na śniegu, na to małe dzieło sztuki!? To może pojąć jedynie sam jego autor". T. Hiebeler
Han-Ka pisze:Darek Z powiedział/-a:
wrócę tam napewno
Też mam takie marzenie. Trzeba będzie pomyśleć nad realizacją.
To jest nas już troje, pewnie znajdzie się więcej chętnych po lekturze dalszej części relacji Piotrka .adamek pisze:Liznąłem trochę w czerwcu gór z tamtych rejonów. Bardzo mi się spodobały i mam zamiar jeszcze tam pojechać.
Trzeba będzie połączyć siły i może coś z tego wyniknie.
"...A przed nami nowe życia połoniny, blaski oraz cienie, szczyty i doliny.
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Alpy Julijskie. Trzeci dzień naszego wędrowania po Słoweńskich Alpach. Po dwóch dniach wyczerpującej wędrówki po Alpach Kamnicko-Sawińskich jedziemy do doliny Vrat. Zostawiamy samochód na parkingu (udało nam się znaleźć jeszcze miejsce)
i wychodzimy na szlak spod Aljazev dom. Idziemy malowniczą doliną Vrata i już tu te majestatyczne góry roztoczyły przed nami swe uroki, pięknie lśniące w słońcu poszarpane ściany wypiętrzające się nad zielonymi dolinami - widok dla którego warto tu być. Na chwilę przystajemy przy ogromnym karabińczyku (pomnik poświęcony partyzantom-alpinistom, którzy polegli w górach w czasie II wojny św.) i pstrykamy sobie pamiątkową fotkę.
Przechodzimy na drugą stronę wyschniętego potoku Bistrica. Zaczynamy długie podejście. Podchodzimy Drogą Tominska.
Pod ścianą Cmiru (2393m) skręcamy w prawo. Dochodzimy do miejsca, gdzie zakładamy uprzęże.
Trawersujemy poszczególne stoki i przekraczamy głębokie źleby.
Miejsca trudne są ubezpieczone linami, stalowymi bolcami i klamrami. Jednak owe zabezpieczenia przydałyby się jeszcze w kilku innych miejscach, ale nie było.
Muszę zaznaczyć, że Słoweńcy mają inne kryteria "trudnego szlaku" niż my.
Pisałem wcześniej o zejściu z Grintovca kominek w dół, a ty radź sobie przecież jesteś w górach. Na szlaku są też duże ekspozycje.
Widoki na urwiste szczyty po przeciwnej stronie są imponujące.
Ścieżka pnie się w górę i wije pomiędzy skalistymi żebrami. Im wyżej podchodzimy tym mamy coraz lepszy widok na północną ścianę Triglava.
Późnym popołudniem dochodzimy do źródełka, które jest umiejscowione pod pionowymi ścianami Begunjskego vrhu, gdzie uzupełniamy wodę w butelkach i odpoczywamy.
Trochę nas zaczęła przerażać ilość schodzących osób. Schodzą znaczy będzie luz na górze. Tak myśleliśmy, nieświadomi jaka czeka nas niespodzianka. Przechodzimy krótki piarżysty odcinek i wchodzimy na rozległy płaskowyż (Kotel).
Przed nami jeszcze ścianka z bolcami i jesteśmy przy schronisku. Ja w połowie płaskowyżu zostawiłem dziewczyny bo postanowiliśmy, że pójdę szybciej i zajmę zarezerwowany pokój. Jakież było moje zdziwienie, gdy moim oczom ukazały się tłumy ludzi przy schronisku jak i na szlaku na Triglav.
Co prędzej popędziłem do recepcji i przeżyłem szok nie ma miejsca! Rezerwacja, jaka rezerwacja my nic nie wiemy, tak mi odpowiedział gość. Bież pan ławy i trzymaj je.
Jak się okazało centrala w Lubljanie odpisała mi, że mam rezerwację ale do Triglavskego domu nie przesłała tego zamówienia. Znajduję w jednej z sal wolne ławki. Materace i koce już były rozdane. Dom liczy sobie około 300 miejsc i wszystkie zajęte. Dochodzą dziewczyny, które o dziwo reagują spokojnie na jadalniany apartament. Mamy mieszane uczucia, czy iść na szczyt teraz, czy rano. Akcja z nachalnym i bezczelnym młodzieńcem wybija nam z głowy atak szczytowy. Chłopak na bezczelnego chciał zająć miejsce magi. Po ostrej wymianie zdań zrezygnował, ale na koniec powiedział nam bardzo brzydkie słowo. Podminowani siedzimy na swoich miejscach. Schronisko jest okupowane w środku jak i na zewnątrz. Ludzie śpią nawet w małej kapliczce Matki Boskiej Śnieżnej.
Panuje okropny hałas. Mieliśmy przyjemność poznać trójkę przemiłych Polaków z południa Polski. Jeden z nich ma na imię Jurek, jest niewidomy i robił koronę Europy. Dwoje innych, Kasia a imienia drugiego chłopaka nie pamiętam byli jego opiekunami.
Wspaniali młodzi ludzie. Miło upłyną nam czas na pogawędce z nimi. Spania też nie mieliśmy najlepszego bo oprócz, że twardo to jeszcze pod naszymi drzwiami grupa Słoweńców bawiła się w najlepsze. Imprezę skończyli około 4 nad ranem, a o 6 wpadła obsługa i koniec drzemania.
Napiszę delikatnie wnerwieni, zmęczeni, obolali a na dodatek za oknem był już sznurek ludzi na szlaku na Triglav decydujemy jednogłośnie (jedna się wyłamała),
że schodzimy na dół.
Szkoda, postanawiamy jednak, że wrócimy tu w te piękne wapienne góry. Poznaliśmy szlak i wiemy kiedy (na pewno nie w weekend) tu przyjechać. Wracamy ze schroniska tą samą drogą przez Kotel do roztaju i początku szlaku Pot cez Prag przy źródle Begunjski studenec. Schodzimy najstarszym znakowanym szlakiem Alp Julijskich-Drogą przez Próg.
Piarżystym zboczem, dalej w znacznej ekspozycji zakosami podążamy w dół. Progi są ubezpieczone klamrami, linami i bolcami. Jeden z progów -Planjica jest pionowy, aczkolwiek najlepiej ubezpieczony. Z piargów unosi się kurz (nie schodzimy sami). Pocieszenie daje nam widziany w dole strumień.
Trawersem idziemy cały czas ku dolinie, wśród kosówek osiągamy ostatni skalny próg, tuż nad dnem doliny Vrata. Maszerujemy trawiasto-piarżystym zboczem na jej dno. Przechodzimy przez potok (była chwila dla zmęczonych nóg w zimnej wodzie) na lewą stronę.
Podążamy wśród bukowego lasu, obok pomnika-haka do schroniska Aljażev dom. Następnie jedziemy do Bledu miasteczka położonego nad jeziorem o tej samej nazwie w północno-wschodnim krańcu Alp Julijskich. Mamy załatwiony nocleg w pensjonacie Sofija u sympatycznego Iwana. Gospodarz jak to bywa u Słowian przywitał nas sznapsem i zaproponował miejsca, które powinniśmy zobaczyć. Po zakwaterowaniu idziemy na rekonesans miasteczka.
Zachodzimy też do knajpki poleconej przez Iwana. I tu witają nas wódeczką, aperitif to 2 rodzaje oliwy ze świeżym chlebem i lokalne danie(każdy zamówił sobie inne). Najedzeni wracamy do pensjonatu i do łóżeczek. Po ostatniej nieprzespanej nocy zapadamy bardzo szybko w sen.
Część zdjęć użytych w relacji jest autorstwa magi.
Tu reszta fotek:
https://plus.google.com/photos/10033055 ... 7707801537
cdn…
i wychodzimy na szlak spod Aljazev dom. Idziemy malowniczą doliną Vrata i już tu te majestatyczne góry roztoczyły przed nami swe uroki, pięknie lśniące w słońcu poszarpane ściany wypiętrzające się nad zielonymi dolinami - widok dla którego warto tu być. Na chwilę przystajemy przy ogromnym karabińczyku (pomnik poświęcony partyzantom-alpinistom, którzy polegli w górach w czasie II wojny św.) i pstrykamy sobie pamiątkową fotkę.
Przechodzimy na drugą stronę wyschniętego potoku Bistrica. Zaczynamy długie podejście. Podchodzimy Drogą Tominska.
Pod ścianą Cmiru (2393m) skręcamy w prawo. Dochodzimy do miejsca, gdzie zakładamy uprzęże.
Trawersujemy poszczególne stoki i przekraczamy głębokie źleby.
Miejsca trudne są ubezpieczone linami, stalowymi bolcami i klamrami. Jednak owe zabezpieczenia przydałyby się jeszcze w kilku innych miejscach, ale nie było.
Muszę zaznaczyć, że Słoweńcy mają inne kryteria "trudnego szlaku" niż my.
Pisałem wcześniej o zejściu z Grintovca kominek w dół, a ty radź sobie przecież jesteś w górach. Na szlaku są też duże ekspozycje.
Widoki na urwiste szczyty po przeciwnej stronie są imponujące.
Ścieżka pnie się w górę i wije pomiędzy skalistymi żebrami. Im wyżej podchodzimy tym mamy coraz lepszy widok na północną ścianę Triglava.
Późnym popołudniem dochodzimy do źródełka, które jest umiejscowione pod pionowymi ścianami Begunjskego vrhu, gdzie uzupełniamy wodę w butelkach i odpoczywamy.
Trochę nas zaczęła przerażać ilość schodzących osób. Schodzą znaczy będzie luz na górze. Tak myśleliśmy, nieświadomi jaka czeka nas niespodzianka. Przechodzimy krótki piarżysty odcinek i wchodzimy na rozległy płaskowyż (Kotel).
Przed nami jeszcze ścianka z bolcami i jesteśmy przy schronisku. Ja w połowie płaskowyżu zostawiłem dziewczyny bo postanowiliśmy, że pójdę szybciej i zajmę zarezerwowany pokój. Jakież było moje zdziwienie, gdy moim oczom ukazały się tłumy ludzi przy schronisku jak i na szlaku na Triglav.
Co prędzej popędziłem do recepcji i przeżyłem szok nie ma miejsca! Rezerwacja, jaka rezerwacja my nic nie wiemy, tak mi odpowiedział gość. Bież pan ławy i trzymaj je.
Jak się okazało centrala w Lubljanie odpisała mi, że mam rezerwację ale do Triglavskego domu nie przesłała tego zamówienia. Znajduję w jednej z sal wolne ławki. Materace i koce już były rozdane. Dom liczy sobie około 300 miejsc i wszystkie zajęte. Dochodzą dziewczyny, które o dziwo reagują spokojnie na jadalniany apartament. Mamy mieszane uczucia, czy iść na szczyt teraz, czy rano. Akcja z nachalnym i bezczelnym młodzieńcem wybija nam z głowy atak szczytowy. Chłopak na bezczelnego chciał zająć miejsce magi. Po ostrej wymianie zdań zrezygnował, ale na koniec powiedział nam bardzo brzydkie słowo. Podminowani siedzimy na swoich miejscach. Schronisko jest okupowane w środku jak i na zewnątrz. Ludzie śpią nawet w małej kapliczce Matki Boskiej Śnieżnej.
Panuje okropny hałas. Mieliśmy przyjemność poznać trójkę przemiłych Polaków z południa Polski. Jeden z nich ma na imię Jurek, jest niewidomy i robił koronę Europy. Dwoje innych, Kasia a imienia drugiego chłopaka nie pamiętam byli jego opiekunami.
Wspaniali młodzi ludzie. Miło upłyną nam czas na pogawędce z nimi. Spania też nie mieliśmy najlepszego bo oprócz, że twardo to jeszcze pod naszymi drzwiami grupa Słoweńców bawiła się w najlepsze. Imprezę skończyli około 4 nad ranem, a o 6 wpadła obsługa i koniec drzemania.
Napiszę delikatnie wnerwieni, zmęczeni, obolali a na dodatek za oknem był już sznurek ludzi na szlaku na Triglav decydujemy jednogłośnie (jedna się wyłamała),
że schodzimy na dół.
Szkoda, postanawiamy jednak, że wrócimy tu w te piękne wapienne góry. Poznaliśmy szlak i wiemy kiedy (na pewno nie w weekend) tu przyjechać. Wracamy ze schroniska tą samą drogą przez Kotel do roztaju i początku szlaku Pot cez Prag przy źródle Begunjski studenec. Schodzimy najstarszym znakowanym szlakiem Alp Julijskich-Drogą przez Próg.
Piarżystym zboczem, dalej w znacznej ekspozycji zakosami podążamy w dół. Progi są ubezpieczone klamrami, linami i bolcami. Jeden z progów -Planjica jest pionowy, aczkolwiek najlepiej ubezpieczony. Z piargów unosi się kurz (nie schodzimy sami). Pocieszenie daje nam widziany w dole strumień.
Trawersem idziemy cały czas ku dolinie, wśród kosówek osiągamy ostatni skalny próg, tuż nad dnem doliny Vrata. Maszerujemy trawiasto-piarżystym zboczem na jej dno. Przechodzimy przez potok (była chwila dla zmęczonych nóg w zimnej wodzie) na lewą stronę.
Podążamy wśród bukowego lasu, obok pomnika-haka do schroniska Aljażev dom. Następnie jedziemy do Bledu miasteczka położonego nad jeziorem o tej samej nazwie w północno-wschodnim krańcu Alp Julijskich. Mamy załatwiony nocleg w pensjonacie Sofija u sympatycznego Iwana. Gospodarz jak to bywa u Słowian przywitał nas sznapsem i zaproponował miejsca, które powinniśmy zobaczyć. Po zakwaterowaniu idziemy na rekonesans miasteczka.
Zachodzimy też do knajpki poleconej przez Iwana. I tu witają nas wódeczką, aperitif to 2 rodzaje oliwy ze świeżym chlebem i lokalne danie(każdy zamówił sobie inne). Najedzeni wracamy do pensjonatu i do łóżeczek. Po ostatniej nieprzespanej nocy zapadamy bardzo szybko w sen.
Część zdjęć użytych w relacji jest autorstwa magi.
Tu reszta fotek:
https://plus.google.com/photos/10033055 ... 7707801537
cdn…