Trójkołowiec w Górach Bystrzyckich
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
Trojkolowca przygod ciag dalszy...
W pewna wrzesniowa sobote wyruszamy sobie z Pokrzywna. Tuptamy w strone malego lesnego przysiolka zwanego Huta. Droga ktora idziemy okazuje sie byc brukowana. (a moze to nie bruk a wyschłe koryto potoku? )Pchanie wozka po owym bruku pod gore jest lepsze niz silownia! Po kilometrze sie poddaje - nie dam rady, juz nie czuje łap a do celu daleko! chyba musimy oddac pojazd do mechanika- podniesc zawieszenie i dac lepsze resory! A ja tak kiedys chwalilam niemieckie bruki ze takie rowne i przez 70 lat sie nie rozłażą. Ten bystrzycki znacznie bardziej przypomina ukrainskie trakty na Polesiu ktore wszyscy od rowerzystow po furmanki omijaja rowem po piachu! Tu na szczescie momentami tez sie tak da.
W rejonie wystepuja dziwne szlaki.
Na calej dzisiejszej trasie spotykamy dwoch turystow pieszych, trzech rowerzystow, jedna wiewiorke, jednego zajaca i trzy sarny.
Gdzieniegdzie miedzy drzewami majacza jakies widoczki
ale glownie las, las i las. No i troche kamulcow
acz drwale szaleja, miejscami wiecej drzew lezy niz stoi...
chrustu na ognicho tez by nie braklo
Mijamy skalke przydrozna pelniaca role przedwojennego pomnika
Z Łomnickej Rowni rozciaga sie widok na troche wieksza okolice. Troche mnie martwi wyjatkowo dobra widocznosc. Pachnie to zwykle tym ze nam jutro kupry zmokna...
Ale poki co wylazi slonce, robi sie przyjemniej (dzien od rana byl chlodny), mozna sie powygrzewac na splowialej trawie, zdegustowac jakas wałówę zagapiajac wzrok gdzies w dal
Niedaleko stad zwraca uwage mala kapliczka. Jej wykonawca czy odwiedzajacy widac byli sympatykami ozdob ktore oferuje sam las..
Huta to kilka domow, poręby, pyliste drogi, rozlegle łąki
Tu spotykamy kolejny nietypowy "szlak". Tak jak ogolnie nie jestem milosniczka tego typu wynalazkow i przystrajania tym drzew na kazdej gorce i przy kazdej sciezce- to ten nawet mi sie w miare podoba. Ciekawe kto go zapodal i dlaczego...
Dalej mozna spotkac cztery bystrzyckie stwory. Polowa z nich nosi kapelusze.
Zaraz obok stoi kapliczka
Fajne sa te okolicze nazwy drog i sciezek- "Sciezka Wielkiego Strachu", "Wiecznosc", "Droga Zbłąkanych Wedrowcow". Ktos chyba musial miec niezla faze jak je wszystkie tu wymyslal
My podążamy ta zwana "Wiecznosc". Czy dlatego taka nazwa ze taka prosta,niknaca na horyzoncie, jakby niekonczaca sie?
Przy drodze wpada tez w oko tajemniczy, jakby wypalony krąg.
Blizsze zaznajomienie pokazuje ze to roslinki- o kolorze odcinajacym sie od reszty i kupiace sie w kolistej kolonii.
Na kazdym kroku nie brakuje tez innych ciekawostek ubarwiajacych jednolita monotonie lasu.
resztki ziemianki? ciekawe ile lat temu mozna tu bylo jeszcze sympatycznie i sucho kimnac...
tu chyba kiedys byly jakies napisy- ktos wie jakie?
Z niektorych lesnych drog w rejonie probuja robic autostrady. Dobrze ze jeszcze nie ma bramek i zjazdow z macdonaldem...
Jedno z naszych upatrzonych miejsc biwakowych zostalo troche zdemolowane przez scinajacych drzewa Jeszcze w maju spalismy tu przysypani pylkiem okolicznych drzew. Teraz i drzew wokol mniej a i stol spotkal zly los...
Cienie zaczynaja sie robic dlugie...
W nocy pogoda sie spaskudza. Poranek jest zimny i wietrzny. Niebem zasuwaja czarne chmury, czasem blysnie slonce ale czesciej pada. W miare mijania godzin jest coraz gorzej i gdy w koncu decydujemy sie wyruszyc na wycieczke to odbijamy sie od zwartej sciany deszczu i szybko uciekamy spowrotem do skodusi. Upaly mowili... Susza mowili... Ocieplenie klimatu mowili.. Anomalie mowili.. Choc z tymi anomaliami to cos jest na rzeczy. Na polu namiotowym przy dawnej lesniczowce zakwitly krokusy. W maju ich nie bylo- widac to wrzesniowa odmiana. Nic bym nie miala przeciwko temu zeby po lecie przychodzila wiosna! Potem ta tendencje zapętlic i mozna wreszcie jakos zyc!
Jako ze po zimnych mokrych gorach chodzic nam sie nie chce to jedziemy do Wambierzyc- widzielismy plakaty o dozynkach!
Po drodze w Radkowie kamien z tablica o "zabytku przyrody z XVII wieku"- ze niby co? ten kamien sam w sobie? czy ta tuja obok?
A wracajac do dozynek... Wiedzialam ze zeszlotygodniowy Chocicz nam wysoko postawil poprzeczke. Wiedzialam ze turystyczna miejscowosc u podnoza Gor Stolowych nie moze sie rownac z mala wioska zagubiona wsrod lubuskich lasow.. Slyszalam ze wczoraj żul w Radkowie pod "Szarotka" mowil "Bedzie kicha. Ja wam mowie ze bedzie kicha nie dozynki. Jakie dozynki- jak tam nawet traktora nie maja w tych Wambierzycach!". Wszystko rozumiem. Ale bez jaj...
Zajezdzamy zatem do miasteczka. Kukły z siana jakies takie marne i bez specjalnego pomyslu. Wygladaja troche jak zombi na dozynkach widmo
Dlugo nie mozemy znalezc gdzie impreza sie miesci- bo chyba nie w kosciele?
Straz miejska nas zawraca- ulica zamknieta, nie ma wjazdu na dozynki, trzeba parkowac tu pod klasztorem. Parking platny oczywiscie. Trzeba szukac gdzies uliczkami, a wszedzie nabite jak szlag... Deszcz sie wzmaga. Ide zobaczyc na gorke czy wogole warto...
Kabaczki jak widac obrodzily tego roku
Wieje. Łopocza płotna i plastiki sceny, wiat i kramow. Podchodze do pierwszej z budek, gdzie dwoch mlodych mnichow probuje poderwac sprzedawczynie. Bajeruja mocno chwalac sie jakimis klasztornymi wyrobami gdzie "zero chemii".
Nabywam miod pitny, jako ze stoisko reprezentuje jakas okoliczna pasieke. Wiadomo ze wyroby pszczele sa zdrowe a w postaci plynnej srodki odzywcze przyswajaja sie najlepiej.
Dalej jakos tak pusto.. Wyludnione kramy, opuszczony dystrybutor do piwa, wygaszone grille. Strazacy pakuja stoly i ławy do aut. Pytam o co tu chodzi? Dozynki odwolane, zalalo mikrofony i glosniki. Nie ma mikrofonow nie ma dozynek. Pod ociekajacymi deszczem plandekami grupa starszych ludzi w ludowych strojach zapodaje jakies przyspiewki. Dla siebie i miotajacego wszystkim wiatru. W miare jak strazacy zwijaja kolejne czesci prowizorycznych dachow, grupka zbija sie w coraz ciasniejszy krag... Kawalek dalej, ciut na uboczu ale z widokiem na wszystko, pod drzewem ktore juz dawno zaczelo przemakac, stoi kilku miejscowych. Cos trzymaja w rekawach, kieszeniach i reklamowkach. Od czasu do czasu przykladaja to do ust i wtedy smieja im sie oczy. Kiwaja do mnie glowami' "dozynki nie-dozynki, wypic trzeba".
Jak trzeba to trzeba- zatem zdrowko!
W pewna wrzesniowa sobote wyruszamy sobie z Pokrzywna. Tuptamy w strone malego lesnego przysiolka zwanego Huta. Droga ktora idziemy okazuje sie byc brukowana. (a moze to nie bruk a wyschłe koryto potoku? )Pchanie wozka po owym bruku pod gore jest lepsze niz silownia! Po kilometrze sie poddaje - nie dam rady, juz nie czuje łap a do celu daleko! chyba musimy oddac pojazd do mechanika- podniesc zawieszenie i dac lepsze resory! A ja tak kiedys chwalilam niemieckie bruki ze takie rowne i przez 70 lat sie nie rozłażą. Ten bystrzycki znacznie bardziej przypomina ukrainskie trakty na Polesiu ktore wszyscy od rowerzystow po furmanki omijaja rowem po piachu! Tu na szczescie momentami tez sie tak da.
W rejonie wystepuja dziwne szlaki.
Na calej dzisiejszej trasie spotykamy dwoch turystow pieszych, trzech rowerzystow, jedna wiewiorke, jednego zajaca i trzy sarny.
Gdzieniegdzie miedzy drzewami majacza jakies widoczki
ale glownie las, las i las. No i troche kamulcow
acz drwale szaleja, miejscami wiecej drzew lezy niz stoi...
chrustu na ognicho tez by nie braklo
Mijamy skalke przydrozna pelniaca role przedwojennego pomnika
Z Łomnickej Rowni rozciaga sie widok na troche wieksza okolice. Troche mnie martwi wyjatkowo dobra widocznosc. Pachnie to zwykle tym ze nam jutro kupry zmokna...
Ale poki co wylazi slonce, robi sie przyjemniej (dzien od rana byl chlodny), mozna sie powygrzewac na splowialej trawie, zdegustowac jakas wałówę zagapiajac wzrok gdzies w dal
Niedaleko stad zwraca uwage mala kapliczka. Jej wykonawca czy odwiedzajacy widac byli sympatykami ozdob ktore oferuje sam las..
Huta to kilka domow, poręby, pyliste drogi, rozlegle łąki
Tu spotykamy kolejny nietypowy "szlak". Tak jak ogolnie nie jestem milosniczka tego typu wynalazkow i przystrajania tym drzew na kazdej gorce i przy kazdej sciezce- to ten nawet mi sie w miare podoba. Ciekawe kto go zapodal i dlaczego...
Dalej mozna spotkac cztery bystrzyckie stwory. Polowa z nich nosi kapelusze.
Zaraz obok stoi kapliczka
Fajne sa te okolicze nazwy drog i sciezek- "Sciezka Wielkiego Strachu", "Wiecznosc", "Droga Zbłąkanych Wedrowcow". Ktos chyba musial miec niezla faze jak je wszystkie tu wymyslal
My podążamy ta zwana "Wiecznosc". Czy dlatego taka nazwa ze taka prosta,niknaca na horyzoncie, jakby niekonczaca sie?
Przy drodze wpada tez w oko tajemniczy, jakby wypalony krąg.
Blizsze zaznajomienie pokazuje ze to roslinki- o kolorze odcinajacym sie od reszty i kupiace sie w kolistej kolonii.
Na kazdym kroku nie brakuje tez innych ciekawostek ubarwiajacych jednolita monotonie lasu.
resztki ziemianki? ciekawe ile lat temu mozna tu bylo jeszcze sympatycznie i sucho kimnac...
tu chyba kiedys byly jakies napisy- ktos wie jakie?
Z niektorych lesnych drog w rejonie probuja robic autostrady. Dobrze ze jeszcze nie ma bramek i zjazdow z macdonaldem...
Jedno z naszych upatrzonych miejsc biwakowych zostalo troche zdemolowane przez scinajacych drzewa Jeszcze w maju spalismy tu przysypani pylkiem okolicznych drzew. Teraz i drzew wokol mniej a i stol spotkal zly los...
Cienie zaczynaja sie robic dlugie...
W nocy pogoda sie spaskudza. Poranek jest zimny i wietrzny. Niebem zasuwaja czarne chmury, czasem blysnie slonce ale czesciej pada. W miare mijania godzin jest coraz gorzej i gdy w koncu decydujemy sie wyruszyc na wycieczke to odbijamy sie od zwartej sciany deszczu i szybko uciekamy spowrotem do skodusi. Upaly mowili... Susza mowili... Ocieplenie klimatu mowili.. Anomalie mowili.. Choc z tymi anomaliami to cos jest na rzeczy. Na polu namiotowym przy dawnej lesniczowce zakwitly krokusy. W maju ich nie bylo- widac to wrzesniowa odmiana. Nic bym nie miala przeciwko temu zeby po lecie przychodzila wiosna! Potem ta tendencje zapętlic i mozna wreszcie jakos zyc!
Jako ze po zimnych mokrych gorach chodzic nam sie nie chce to jedziemy do Wambierzyc- widzielismy plakaty o dozynkach!
Po drodze w Radkowie kamien z tablica o "zabytku przyrody z XVII wieku"- ze niby co? ten kamien sam w sobie? czy ta tuja obok?
A wracajac do dozynek... Wiedzialam ze zeszlotygodniowy Chocicz nam wysoko postawil poprzeczke. Wiedzialam ze turystyczna miejscowosc u podnoza Gor Stolowych nie moze sie rownac z mala wioska zagubiona wsrod lubuskich lasow.. Slyszalam ze wczoraj żul w Radkowie pod "Szarotka" mowil "Bedzie kicha. Ja wam mowie ze bedzie kicha nie dozynki. Jakie dozynki- jak tam nawet traktora nie maja w tych Wambierzycach!". Wszystko rozumiem. Ale bez jaj...
Zajezdzamy zatem do miasteczka. Kukły z siana jakies takie marne i bez specjalnego pomyslu. Wygladaja troche jak zombi na dozynkach widmo
Dlugo nie mozemy znalezc gdzie impreza sie miesci- bo chyba nie w kosciele?
Straz miejska nas zawraca- ulica zamknieta, nie ma wjazdu na dozynki, trzeba parkowac tu pod klasztorem. Parking platny oczywiscie. Trzeba szukac gdzies uliczkami, a wszedzie nabite jak szlag... Deszcz sie wzmaga. Ide zobaczyc na gorke czy wogole warto...
Kabaczki jak widac obrodzily tego roku
Wieje. Łopocza płotna i plastiki sceny, wiat i kramow. Podchodze do pierwszej z budek, gdzie dwoch mlodych mnichow probuje poderwac sprzedawczynie. Bajeruja mocno chwalac sie jakimis klasztornymi wyrobami gdzie "zero chemii".
Nabywam miod pitny, jako ze stoisko reprezentuje jakas okoliczna pasieke. Wiadomo ze wyroby pszczele sa zdrowe a w postaci plynnej srodki odzywcze przyswajaja sie najlepiej.
Dalej jakos tak pusto.. Wyludnione kramy, opuszczony dystrybutor do piwa, wygaszone grille. Strazacy pakuja stoly i ławy do aut. Pytam o co tu chodzi? Dozynki odwolane, zalalo mikrofony i glosniki. Nie ma mikrofonow nie ma dozynek. Pod ociekajacymi deszczem plandekami grupa starszych ludzi w ludowych strojach zapodaje jakies przyspiewki. Dla siebie i miotajacego wszystkim wiatru. W miare jak strazacy zwijaja kolejne czesci prowizorycznych dachow, grupka zbija sie w coraz ciasniejszy krag... Kawalek dalej, ciut na uboczu ale z widokiem na wszystko, pod drzewem ktore juz dawno zaczelo przemakac, stoi kilku miejscowych. Cos trzymaja w rekawach, kieszeniach i reklamowkach. Od czasu do czasu przykladaja to do ust i wtedy smieja im sie oczy. Kiwaja do mnie glowami' "dozynki nie-dozynki, wypic trzeba".
Jak trzeba to trzeba- zatem zdrowko!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Urlop to fajna rzecz... można zwiedzać dalekie kraje...
Jedyną wadą urlopu jest to, że dopiero po powrocie człek dowiaduje się tak WAŻNYCH rzeczy.
Gratulacje dla mamy i taty Kabaczka, no i dużo zdrowia dla córci - pięknej po matce, mądrej po ojcu (sorry Buba, tak to już w życiu bywa)
No i wielkie GRATKI za jej pierwsze wędrowanie.
Jedyną wadą urlopu jest to, że dopiero po powrocie człek dowiaduje się tak WAŻNYCH rzeczy.
Gratulacje dla mamy i taty Kabaczka, no i dużo zdrowia dla córci - pięknej po matce, mądrej po ojcu (sorry Buba, tak to już w życiu bywa)
No i wielkie GRATKI za jej pierwsze wędrowanie.
W sloneczna pazdziernikowa sobote znow ruszamy w Gory Bystrzyckie. Planujemy ponownie poszukac chatki sylwestrowej, ktora nam sie ostatnio schowala. Tym razem suniemy okrezna , dluzsza droga ale taka ktora lepiej pamietam.
Trojkolowiec sprawuje sie dobrze- acz rozwazamy czemu nie ma w zwyczaju umieszczac w takich pojazdach kol zapasowych? toz jak ktores szlag trafi to jestesmy w czarnej dupie! No i ladnie by sie prezentowalo zatkniete np. na przednim zderzaku!
Okoliczne swierki masowo zjada szary porost
Poprzedni poszukiwacz chatki zle skonczyl
Chata zostaje odnaleziona. 6 lat temu troche sie sypala. Teraz widac ze jakas dobra dusza postanowila o nia zadbac. Sciany sa spiete klamrami, sprochniale dechy w podlodze, polkach czy podestach do spania wymienione, sa dwie nowe lawy do siedzenia. Nawet zbudowali solidne pieterko do spania! Acz nie odebralo to chatce klimatu i zapachu starego drewna… Ech.. zeby wszystkie popularne ostatnio remonty tak sensownie wygladaly to bylabym ich wielka zwolenniczka!
Jest nawet zeszyt- wpisownik, wiec milosnicy zostawiania po sobie sladu nie sa zmuszeni do pisania po scianach Acz odkrywam ze gdzies posialam dlugopis. Mazak tez zostal w innej torbie. W chatce tez zadnego pisadla nie ma… Niech to szlag… Ale jest wegiel w ognisku
Plan na najblizszy czas to pieczenie kielbasek i grzanek z serem
Kabak jest niesamowity- zawsze gdy my zasiadamy do jedzenia - ona tez sie robi glodna i natychmiast glosno domaga sie zatkania pyszczka czyms dobrym i pozywnym. Czy przy ognisku, czy w knajpie- zawsze!!! Wszystkie niemowleta tak maja ze tak wyczuwaja powage sytuacji a zapach zarcia wzmaga ich apetyt??
Susza jest straszna wiec potem ide z garnkiem do potoczka aby solidnie zalac ognisko. To cos co kilka lat temu bylo wartkim czystym potoczkiem w ktorym sie mylismy (a jedna osoba nawet pila wode) teraz zmienilo sie w zespol brudnych wysychajacych kaluz.. Smutno to wyglada…
Przy chatce znajduje tez specyficzna flage porzucona przez jakas ekipe
Rozwazamy tez celowosc pewnego urzadzenia nad pienkiem do rabania drewna- kamien na sznurku…
Na kolacje zachodzimy do schroniska na Jagodnej. Dzis nie jest tak milo jak poprzednio. Tlok straszliwy. I to nawet nie chodzi o ilosc ale tez o “jakosc”. Co druga osoba ma pretensje do barmana o nie takie podanie posilku jak trzeba, wybrzydza, ma jakies wydumane pretensje. Po sali jadalnej ugania chyba kilkanascie rozwydrzonych wyjacych bachorow, ktorym sie wydaje ze swiat nalezy do nich a dorosli musza im uslugiwac. Polowa stolikow jest opatrzona kartkami z napisem “rezerwacja”.. Ki diabel??? w schronisku?!?!?!?! Zreszta jakby nawet byly wolne to nie mialabym ochoty tu siedziec.. Sytuacje ratuje troche grupa sympatycznych i rozesmianych emerytow ktora przytuptala tu gorami, ale oni (czemu sie nie dziwie) szybko znikaja w pokojach na pietrze. Zabieramy wiec nasze racuchy i idziemy na lawy przed schronisko. Tu jestesmy sami. Powoli zapada zmierzch. Widac ze lato definitywnie sie skonczylo.. Dzien byl prawie ze upalny a wieczorem chlod wylazi zza krzakow. Jemy jagodowe pysznosci sluchajac wycia wiatru. A wieje on bardzo dziwnie bo tylko w koronach drzew, ktore majtaja sie na wszystkie strony. Na dole, tam gdzie siedzimy nie czuc nawet lekkiego podmuchu…
W niedziele dzien wstaje jeszcze ladniejszy! Slonce rozswietla kolorowy jesienny swiat!
Za Wambierzycami w kierunku Polanicy, przy bocznej lesnej drodze jest cos takiego...
Pomnik? nagrobek? ktos wie co to?
Dzis znowu tuptamy bystrzyckimi sciezkami
Droge przecinaja nam potoczki ktore wbrew suszy nie wyschly jeszcze calkiem
Mijamy tez dwa obiekty rokujace noclegowo
Kapliczka na rozdrozu
Jest tez calkiem spore jeziorko
Nad nim spotykamy sympatyczna rodzinke, ktora robi sobie ognisko, zapiekanki w garnku, w miskach dymi smakowita zupa. Facet, babka, trojka dzieci i babcia. Dzieciaki w niczym nie przypominaja tych potworow z wczorajszego schroniska. Gawedzimy sobie dluzsza chwile w tych milych okoliczosciach przyrody.
Kawalek dalej odnajdujemy chatke mysliwska. Chata jest zamknieta na cztery spusty ale stoi przed nia ogolnodostepna wiata gigant z duzym paleniskiem. Jest tez mila slawojka.
Pieczemy oscypki!
Gdy juz sie zbieramy przyjezdzaja mysliwi. Niestety ponoc nie ma opcji wynajecia od nich chaty i zanocowania tu.. Szkoda bo miejsce przefajne..
Ech.. w myslistwie to mi sie podoba wszystko oprocz tego zabijania zwierzat dla sportu.. Fajne sa chatki w srodku kniej, stroje o maskowaniu jesiennego lasu, kapelusiki z piorkiem, skradanie sie bagnami o swicie lub noce w ambonie, ogniska i chlanie z kumplami, wcinanie dobrego niechemicznego zarcia.. Chyba bym wstapila do jakiegos kola gdyby nie ten jeden, jedyny aspekt… Bo jak widze takie obrazki to mnie krew zalewa- ambona, a przed nia wysypany stos brukwi na zanete…
a tak wogole to bardzo sie wysypaly grzyby w tym tygodniu- grzybiarzy pelne lasy!
Te sa ciekawe- o kapeluszach jakby je ktos poprzypalal na bokach.
Grunt to odpowiednia wysokosc pojazdu
Jadac z Wambierzyc w strone Polanicy przez Chocieszow, daleko po lewej stronie widac taka wieze- ktos wie moze co to jest?
Wracajac zajezdzamy jeszcze na zabkowicki orlen. Atmosfera sympatyczniejsza niz ostatnio w wielu gorskich schroniskach. Zewszad plyna jakies ciekawe opowiesci drogi.. Uszy wyciagaja sie na wszystkie strony. Jakis koles jedzie wlasnie na zlot starych citroenow w Norwegii. Inna dziewczyna ładuje w kiblu tableta- jedzie stopem do Hiszpanii. Ma zamiar zdazyc przed zima. Z Olsztyna zajelo jej to juz 5 dni.
Bardzo spodobala mi sie tez rozmowa dwoch tirowcow. Jeden nabija sie z drugiego- “zobaczysz, ruscy ci zajumaja transport a ciebie powiesza na lusterku, tam jest ich duzo i sa zuchwali”. “jacy ruscy? przeciez ja do Holandii jade!”, “Mowiles przed chwila ze do Tallina?”... Koles nie wiem czemu ubzdural sobie ze Tallin jest w Holandii. A jedzie za nawigacja, juz drugi dzien. Ciekawe kiedy by sie zorientowal o pomylce gdyby nie pomocna dlon kolegi po fachu na zabkowickiej stacji
wiecej zdjec
https://picasaweb.google.com/1163230335 ... kieSciezki
Trojkolowiec sprawuje sie dobrze- acz rozwazamy czemu nie ma w zwyczaju umieszczac w takich pojazdach kol zapasowych? toz jak ktores szlag trafi to jestesmy w czarnej dupie! No i ladnie by sie prezentowalo zatkniete np. na przednim zderzaku!
Okoliczne swierki masowo zjada szary porost
Poprzedni poszukiwacz chatki zle skonczyl
Chata zostaje odnaleziona. 6 lat temu troche sie sypala. Teraz widac ze jakas dobra dusza postanowila o nia zadbac. Sciany sa spiete klamrami, sprochniale dechy w podlodze, polkach czy podestach do spania wymienione, sa dwie nowe lawy do siedzenia. Nawet zbudowali solidne pieterko do spania! Acz nie odebralo to chatce klimatu i zapachu starego drewna… Ech.. zeby wszystkie popularne ostatnio remonty tak sensownie wygladaly to bylabym ich wielka zwolenniczka!
Jest nawet zeszyt- wpisownik, wiec milosnicy zostawiania po sobie sladu nie sa zmuszeni do pisania po scianach Acz odkrywam ze gdzies posialam dlugopis. Mazak tez zostal w innej torbie. W chatce tez zadnego pisadla nie ma… Niech to szlag… Ale jest wegiel w ognisku
Plan na najblizszy czas to pieczenie kielbasek i grzanek z serem
Kabak jest niesamowity- zawsze gdy my zasiadamy do jedzenia - ona tez sie robi glodna i natychmiast glosno domaga sie zatkania pyszczka czyms dobrym i pozywnym. Czy przy ognisku, czy w knajpie- zawsze!!! Wszystkie niemowleta tak maja ze tak wyczuwaja powage sytuacji a zapach zarcia wzmaga ich apetyt??
Susza jest straszna wiec potem ide z garnkiem do potoczka aby solidnie zalac ognisko. To cos co kilka lat temu bylo wartkim czystym potoczkiem w ktorym sie mylismy (a jedna osoba nawet pila wode) teraz zmienilo sie w zespol brudnych wysychajacych kaluz.. Smutno to wyglada…
Przy chatce znajduje tez specyficzna flage porzucona przez jakas ekipe
Rozwazamy tez celowosc pewnego urzadzenia nad pienkiem do rabania drewna- kamien na sznurku…
Na kolacje zachodzimy do schroniska na Jagodnej. Dzis nie jest tak milo jak poprzednio. Tlok straszliwy. I to nawet nie chodzi o ilosc ale tez o “jakosc”. Co druga osoba ma pretensje do barmana o nie takie podanie posilku jak trzeba, wybrzydza, ma jakies wydumane pretensje. Po sali jadalnej ugania chyba kilkanascie rozwydrzonych wyjacych bachorow, ktorym sie wydaje ze swiat nalezy do nich a dorosli musza im uslugiwac. Polowa stolikow jest opatrzona kartkami z napisem “rezerwacja”.. Ki diabel??? w schronisku?!?!?!?! Zreszta jakby nawet byly wolne to nie mialabym ochoty tu siedziec.. Sytuacje ratuje troche grupa sympatycznych i rozesmianych emerytow ktora przytuptala tu gorami, ale oni (czemu sie nie dziwie) szybko znikaja w pokojach na pietrze. Zabieramy wiec nasze racuchy i idziemy na lawy przed schronisko. Tu jestesmy sami. Powoli zapada zmierzch. Widac ze lato definitywnie sie skonczylo.. Dzien byl prawie ze upalny a wieczorem chlod wylazi zza krzakow. Jemy jagodowe pysznosci sluchajac wycia wiatru. A wieje on bardzo dziwnie bo tylko w koronach drzew, ktore majtaja sie na wszystkie strony. Na dole, tam gdzie siedzimy nie czuc nawet lekkiego podmuchu…
W niedziele dzien wstaje jeszcze ladniejszy! Slonce rozswietla kolorowy jesienny swiat!
Za Wambierzycami w kierunku Polanicy, przy bocznej lesnej drodze jest cos takiego...
Pomnik? nagrobek? ktos wie co to?
Dzis znowu tuptamy bystrzyckimi sciezkami
Droge przecinaja nam potoczki ktore wbrew suszy nie wyschly jeszcze calkiem
Mijamy tez dwa obiekty rokujace noclegowo
Kapliczka na rozdrozu
Jest tez calkiem spore jeziorko
Nad nim spotykamy sympatyczna rodzinke, ktora robi sobie ognisko, zapiekanki w garnku, w miskach dymi smakowita zupa. Facet, babka, trojka dzieci i babcia. Dzieciaki w niczym nie przypominaja tych potworow z wczorajszego schroniska. Gawedzimy sobie dluzsza chwile w tych milych okoliczosciach przyrody.
Kawalek dalej odnajdujemy chatke mysliwska. Chata jest zamknieta na cztery spusty ale stoi przed nia ogolnodostepna wiata gigant z duzym paleniskiem. Jest tez mila slawojka.
Pieczemy oscypki!
Gdy juz sie zbieramy przyjezdzaja mysliwi. Niestety ponoc nie ma opcji wynajecia od nich chaty i zanocowania tu.. Szkoda bo miejsce przefajne..
Ech.. w myslistwie to mi sie podoba wszystko oprocz tego zabijania zwierzat dla sportu.. Fajne sa chatki w srodku kniej, stroje o maskowaniu jesiennego lasu, kapelusiki z piorkiem, skradanie sie bagnami o swicie lub noce w ambonie, ogniska i chlanie z kumplami, wcinanie dobrego niechemicznego zarcia.. Chyba bym wstapila do jakiegos kola gdyby nie ten jeden, jedyny aspekt… Bo jak widze takie obrazki to mnie krew zalewa- ambona, a przed nia wysypany stos brukwi na zanete…
a tak wogole to bardzo sie wysypaly grzyby w tym tygodniu- grzybiarzy pelne lasy!
Te sa ciekawe- o kapeluszach jakby je ktos poprzypalal na bokach.
Grunt to odpowiednia wysokosc pojazdu
Jadac z Wambierzyc w strone Polanicy przez Chocieszow, daleko po lewej stronie widac taka wieze- ktos wie moze co to jest?
Wracajac zajezdzamy jeszcze na zabkowicki orlen. Atmosfera sympatyczniejsza niz ostatnio w wielu gorskich schroniskach. Zewszad plyna jakies ciekawe opowiesci drogi.. Uszy wyciagaja sie na wszystkie strony. Jakis koles jedzie wlasnie na zlot starych citroenow w Norwegii. Inna dziewczyna ładuje w kiblu tableta- jedzie stopem do Hiszpanii. Ma zamiar zdazyc przed zima. Z Olsztyna zajelo jej to juz 5 dni.
Bardzo spodobala mi sie tez rozmowa dwoch tirowcow. Jeden nabija sie z drugiego- “zobaczysz, ruscy ci zajumaja transport a ciebie powiesza na lusterku, tam jest ich duzo i sa zuchwali”. “jacy ruscy? przeciez ja do Holandii jade!”, “Mowiles przed chwila ze do Tallina?”... Koles nie wiem czemu ubzdural sobie ze Tallin jest w Holandii. A jedzie za nawigacja, juz drugi dzien. Ciekawe kiedy by sie zorientowal o pomylce gdyby nie pomocna dlon kolegi po fachu na zabkowickiej stacji
wiecej zdjec
https://picasaweb.google.com/1163230335 ... kieSciezki
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Jakos z poczatkiem wrzesnia wybralismy sie znow w Gory Bystrzyckie aby polazic z trojkolowcem po tamtejszych traktach.
W schronisku na Jagodnej pewien obrazek baardzo przypada mi do gustu. Wlasnie ta strefe staram sie zabierac ze soba wszedzie gdzie bywam!
W rejonie wzgorza Jedlnik, niedaleko szosy, zwracaja uwage wygrzane plowe łaki, gdzie nie mozemy sie oprzec pokusie aby zapodac sielanke i sie troche powylegiwac.
Obok- ciekawa sosna, ktorej ksztalt przywodzi na mysl miejsca mocno targane wiatrem.
Na jedna z wycieczek ruszamy z przysiolkow Różanki i gruntowa droga pelzniemy przez zasypane szyszkami lasy.
Widoczkow z poczatkow malo, wedrowke urozmaica niewielki stawek w ktorym rozwazamy kapiel ale akurat przejezdza lesniczy i wdaje sie z nami w gadke o sensie zycia i wogole. Rozumiem ze czasem kamery wieszaja w budkach na ptaki i wiedza kto wlazl w szkode ale zeby czytac w myslach? Hmmm.. za daleko ta technika poszla
Dalej droga zaczyna przypominac autostrade- szeroka, rowna, nowa, rowy pokopane.
I to jest droga lesna gdzie wjazd skodusia bylby przestepstwem. Gdyby to opowiedziec jakims Gruzinom czy Ormianom gdzie do zamieszkalych wiosek prowadza nieraz blotniste koleiny- to w zyciu by nie uwierzyli! Ba! Chyba by wogole nie kumali o czym mowie!
Trojkolowiec silnika nie posiada wiec mozemy sie spokojnie wspinac zakosami ku gorce Czerniec na ktora chcemy sobie wlezc. Na gorke prowadzi juz sympatyczniejsza droga a i widoczki w pelni zaspokajaja nasze oczekiwania.
Widac ktos tu biwakowal- bardzo sympatyczne miejsce do takiego celu- acz ognisko to musi byc widac z polowy powiatu wiec konspiracja slaba.
Oooo tam pojdziemy jutro!
Na inna wycieczke idziemy z Lasowki. Tym razem dolacza do nas tata i brat toperza.
Tu poszli dalej z nawierzchnia drogi lesnej- asfalt z rolki. Tesknimy troche za starymi brukami niektorych bystrzyckich drog- bo to i przyjemniej isc a i kabaczek lepiej spi na wertepach!
Odwiedzamy Polane sw.Huberta z bardzo duza, solidna i zamknieta chata mysliwska.
W odroznieniu od dwoch pozostalych w rejonie- tu nie ma nawet wiatki pod ktora moglby sie schronic strudzony wedrowiec ktorego zastanie tu solidny deszcz lub noc. Jest za to jeziorko, ktore pewnie bylo swiadkiem wielu kapieli po pijaku w czasie mysliwskich imprez. Poki co jego tafla jest spokojna, odbija sie w niej las a lekko zelaziste wody nie chca opowiedziec zadnej ciekawej historii z dawnych czy wspolczesnych lat.
Zagladamy tez do Kunegundy, sprawdzic jak sie miewa szopopasnik, jako ze bierzemy go pod uwage na potencjalny nocleg w najblizszych dniach. Pasnik sporo podupadl od czasu naszej ostatniej wizyty. Schody odpadly, trzeba wchodzic po kontownikach, czesc desek z podlogi pieterka sparcialo, niektore pekly, wogole troche strach chodzic po innych belach niz tych grubych nosnych. Siano jakies zawilgotniale i podkisle, wiec sugeruje ze dach cieknie...
Tylko Kunegunda niestrudzona stoi w ponętnej pozie jak niegdys. Na pieterku leza jakies swieze deski wiec jest szansa na wzmocnienie podlogi. Mam nadzieje ze w przypadku ewentualnego remontu nie zrobia krzywdy malunkowi.
Noclegi spedzamy w ulubionej chatce.
Jako ze jest to srodek tygodnia to jestesmy tu sami. Mozemy wiec na spokojnie zajac duzo miejsca i na pryczy postawic namiot. Noce sa juz dosc chlodne a na malej powierzchni lepiej nachuchamy.
Wieczorami licze na jakies popielice. Zostawiam zanete w postaci chleba z serem ale widac nie trafilam w gusta kulinarne albo po prostu ich tu nie ma… W nocy cos chrupie w scianach ale stawiamy chyba raczej na korniki.
Poranki i wieczory witaja nas przesianym promieniami lasem.
Niektorzy z ekipy sa niezwykle szczesliwi bo jest tu duzo szyszek. Jedna z szyszek wybitnie przypada do gustu i nie zostaje wypuszczona z łapki przez caly dzien. Nawet w czasie snu. Proba odebrania szyszki np. w czasie przebierania spotyka sie z wybuchami strasznego oburzenia i poszukiwaniami czy szyszka przypadkiem nie zostala skradziona. Szyszki nie mozna podmienic na inna. Bo to jest ta jedyna najlepsza szyszka. Inne mozna miętosic dodatkowo. Ostatecznie wierny przyjaciel zaginal kolejnego dnia w nieznanych okolicznosciach. Widac popadl w nielaske albo po prostu sie znudzil.
Ognisko rowniez cieszy sie zainteresowaniem a zwlaszcza miejsca gdzie leci dym i te gdzie jest najwiecej wegla i sadzy. Cos w tym powiedzeniu jest ze dzieci dziela sie na czyste i szczesliwe.
Sporo czasu spedzamy przy ogniskach pozerajac rozne smakolyki, w postaci stalej, cieklej i mazistej (wyszlo ze zjedlismy 3 sloiki musztardy!)
Na jedna z imprez dolacza toperzowa rodzinka ale nie nocuja w chacie, opuszczaja ognicho w nocy i udaja sie w mrok.
Proby redukcji bagazu na takie wyjazdy postepuja ale niestety bardzo powoli… Napewno lepiej targac 5 kg namiotu niz 10 kg lozeczka
W schronisku na Jagodnej pewien obrazek baardzo przypada mi do gustu. Wlasnie ta strefe staram sie zabierac ze soba wszedzie gdzie bywam!
W rejonie wzgorza Jedlnik, niedaleko szosy, zwracaja uwage wygrzane plowe łaki, gdzie nie mozemy sie oprzec pokusie aby zapodac sielanke i sie troche powylegiwac.
Obok- ciekawa sosna, ktorej ksztalt przywodzi na mysl miejsca mocno targane wiatrem.
Na jedna z wycieczek ruszamy z przysiolkow Różanki i gruntowa droga pelzniemy przez zasypane szyszkami lasy.
Widoczkow z poczatkow malo, wedrowke urozmaica niewielki stawek w ktorym rozwazamy kapiel ale akurat przejezdza lesniczy i wdaje sie z nami w gadke o sensie zycia i wogole. Rozumiem ze czasem kamery wieszaja w budkach na ptaki i wiedza kto wlazl w szkode ale zeby czytac w myslach? Hmmm.. za daleko ta technika poszla
Dalej droga zaczyna przypominac autostrade- szeroka, rowna, nowa, rowy pokopane.
I to jest droga lesna gdzie wjazd skodusia bylby przestepstwem. Gdyby to opowiedziec jakims Gruzinom czy Ormianom gdzie do zamieszkalych wiosek prowadza nieraz blotniste koleiny- to w zyciu by nie uwierzyli! Ba! Chyba by wogole nie kumali o czym mowie!
Trojkolowiec silnika nie posiada wiec mozemy sie spokojnie wspinac zakosami ku gorce Czerniec na ktora chcemy sobie wlezc. Na gorke prowadzi juz sympatyczniejsza droga a i widoczki w pelni zaspokajaja nasze oczekiwania.
Widac ktos tu biwakowal- bardzo sympatyczne miejsce do takiego celu- acz ognisko to musi byc widac z polowy powiatu wiec konspiracja slaba.
Oooo tam pojdziemy jutro!
Na inna wycieczke idziemy z Lasowki. Tym razem dolacza do nas tata i brat toperza.
Tu poszli dalej z nawierzchnia drogi lesnej- asfalt z rolki. Tesknimy troche za starymi brukami niektorych bystrzyckich drog- bo to i przyjemniej isc a i kabaczek lepiej spi na wertepach!
Odwiedzamy Polane sw.Huberta z bardzo duza, solidna i zamknieta chata mysliwska.
W odroznieniu od dwoch pozostalych w rejonie- tu nie ma nawet wiatki pod ktora moglby sie schronic strudzony wedrowiec ktorego zastanie tu solidny deszcz lub noc. Jest za to jeziorko, ktore pewnie bylo swiadkiem wielu kapieli po pijaku w czasie mysliwskich imprez. Poki co jego tafla jest spokojna, odbija sie w niej las a lekko zelaziste wody nie chca opowiedziec zadnej ciekawej historii z dawnych czy wspolczesnych lat.
Zagladamy tez do Kunegundy, sprawdzic jak sie miewa szopopasnik, jako ze bierzemy go pod uwage na potencjalny nocleg w najblizszych dniach. Pasnik sporo podupadl od czasu naszej ostatniej wizyty. Schody odpadly, trzeba wchodzic po kontownikach, czesc desek z podlogi pieterka sparcialo, niektore pekly, wogole troche strach chodzic po innych belach niz tych grubych nosnych. Siano jakies zawilgotniale i podkisle, wiec sugeruje ze dach cieknie...
Tylko Kunegunda niestrudzona stoi w ponętnej pozie jak niegdys. Na pieterku leza jakies swieze deski wiec jest szansa na wzmocnienie podlogi. Mam nadzieje ze w przypadku ewentualnego remontu nie zrobia krzywdy malunkowi.
Noclegi spedzamy w ulubionej chatce.
Jako ze jest to srodek tygodnia to jestesmy tu sami. Mozemy wiec na spokojnie zajac duzo miejsca i na pryczy postawic namiot. Noce sa juz dosc chlodne a na malej powierzchni lepiej nachuchamy.
Wieczorami licze na jakies popielice. Zostawiam zanete w postaci chleba z serem ale widac nie trafilam w gusta kulinarne albo po prostu ich tu nie ma… W nocy cos chrupie w scianach ale stawiamy chyba raczej na korniki.
Poranki i wieczory witaja nas przesianym promieniami lasem.
Niektorzy z ekipy sa niezwykle szczesliwi bo jest tu duzo szyszek. Jedna z szyszek wybitnie przypada do gustu i nie zostaje wypuszczona z łapki przez caly dzien. Nawet w czasie snu. Proba odebrania szyszki np. w czasie przebierania spotyka sie z wybuchami strasznego oburzenia i poszukiwaniami czy szyszka przypadkiem nie zostala skradziona. Szyszki nie mozna podmienic na inna. Bo to jest ta jedyna najlepsza szyszka. Inne mozna miętosic dodatkowo. Ostatecznie wierny przyjaciel zaginal kolejnego dnia w nieznanych okolicznosciach. Widac popadl w nielaske albo po prostu sie znudzil.
Ognisko rowniez cieszy sie zainteresowaniem a zwlaszcza miejsca gdzie leci dym i te gdzie jest najwiecej wegla i sadzy. Cos w tym powiedzeniu jest ze dzieci dziela sie na czyste i szczesliwe.
Sporo czasu spedzamy przy ogniskach pozerajac rozne smakolyki, w postaci stalej, cieklej i mazistej (wyszlo ze zjedlismy 3 sloiki musztardy!)
Na jedna z imprez dolacza toperzowa rodzinka ale nie nocuja w chacie, opuszczaja ognicho w nocy i udaja sie w mrok.
Proby redukcji bagazu na takie wyjazdy postepuja ale niestety bardzo powoli… Napewno lepiej targac 5 kg namiotu niz 10 kg lozeczka
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Chyba to jest w nich najfajniejsze ze jest wzgledny spokoj. W takich Izerach to nawet we wrzesniowy srodek tygodnia sie roi od ludzi...PiotrekP pisze:Góry Bystrzyckie mało doceniane, a piękne i warte odwiedzenia.
A roznie Bywa ze kanapką, bywa ze warzywami,a i przysmaki regionalne pokroju chaczapuriPiotrekP pisze:Maja rośnie jak na drożdżach, ciekawe czy ją karmicie .
acz zarcie typowo niemowlece rowniez wciaga
Ostatnio zmieniony 20 września 2016, 22:06 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
jak mnie ten googlephotos wkur@##$$# tzn denerwuje nic nie mozna z tym syfem zrobic zmienilam wielkosc zdjec na 800 na 600 i dalej sie rozjezdza...PiotrekP pisze:Buba rozjechałaś tymi linkami cały obraz.
usunelam linki... zatem inni musza uwierzyc we wszystkozernosc Majki na slowo
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..