23-24 lipiec. Albania: Jezioro Ochrydzkie, Elbasan, Himarë
Opuszczając Góry Korab opuszczamy również Macedonię i jako kolejny cel podróży obieramy Jezioro Orchrydzkie. Przekraczamy granicę z Albanią i chwilę później w miejscowości Pogradec znajdujemy przyjemny camping Erlin. Prostokątny teren, po lewej stronie parking i miejsce na kampery, w środku dojście do baru, restauracji, za którymi znajduje się plaża, po prawej miejsce na namioty. Po lewej dwa kampery, po prawej żadnego namiotu. Dopytujemy o warunki: 5€. Ale jak, od osoby? A namiot? samochód? Prąd? Nie, 5€ za wszystko. Zostajemy
Jezioro bardzo przyjemne, woda bardziej czysta i chłodniejsza niż w Szkoderskim. Piotrek i ja wskakujemy szybko, Monika, gdy się dowiedziała, że w pobliskim trzcinowisku jest sporo węży, rezygnuje
Kolejnym naszym celem jest południe Albanii. Wybieramy drogę przez Elbasan, miasto słynące z zachowanej tureckiej architektury. Wyruszamy więc najpierw na wschód...
Na campingu stawiając samochód wśród innych zwróciliśmy uwagę, że kontrastuje z innymi szarością. Górskie drogi, a w szczególności droga do/z macedońskiego posterunku pograniczników, pozostawiły na samochodzie ogromne ilości wapiennego pyłu. Czas na skorzystanie z LAVAZH - myjni.
LAVAZH to charakterystyczny napis pojawiający się wzdłuż albańskich dróg. Jest wszechobecny, bywają odcinki, że każde możliwe wolne miejsce jest zaadoptowane na bardziej lub mniej prowizoryczną myjnię. Jedna ekipa myjąca przy drugiej, a woda leje się strumieniami w oczekiwaniu na klientów. Zajeżdżamy do jednego z punktów, na którym czeka spory Karcher i kilka misek. Po krótkich negocjacjach dochodzimy do 'kompromisu' i ustalamy cenę, którą od samego początku proponują Albańczycy, 5€
Jeszcze chyba nigdy nie widziałem, by ktoś z takim zaangażowaniem i dokładnością mył samochód.
Kolejnym charakterystycznym obrazkiem przy drodze są powypisywane w każdym wolnym miejscu, na skałach tuneli, murach, tablicach numery telefonów pomocy drogowej. Najwięcej jest ich oczywiście na górskich odcinkach, na których też czeka sporo lawet. Wystarczy na poboczu podnieść maskę silnika i już pojawiają się zainteresowani udzieleniem pomocy.
Przy drogach prowadzi się też wszelkiego rodzaju handel. Można zobaczyć duże akwaria z żywymi rybami, rybkę wędzoną, grillowaną kukurydzę, czy żywe króliki. Wszystko na wyciągnięcie ręki z samochodu.
Jadąc górskimi serpentynami trzeba wykazywać sporą czujność, za kolejnym zakrętem może pojawić się na drodze stado kóz, krowy lub owce, które prowadzone są na wypas na stromych zboczach przy drodze. Trzeba cierpliwie wyczekać, aż zwierzęta opuszczą asfalt.
Albańskie autostrady też zasługują na uwagę. Niczym dziwnym nie jest na nich rowerzysta jadący pod prąd czy obecność pieszych. Zdarza się też, że autostrada kończy się niespodziewanie (bo akurat przebiega przez jakąś miejscowość), by później znów się pojawić.
Obserwując Albanię z okien samochodu łatwo dostrzec też sporo bunkrów, m.in. na zboczach gór, którymi prowadzi droga.
Z tankowaniem paliwa czy gazu nie ma większego problemu stacji benzynowych jest dużo. Koszt benzyny i ropy to ok. 180 Leków, gaz - 60 Lek. (1€=140 Lek). Należy jednak uważać na płatność kartą. Sam znak karty Visa przy stacji nie oznacza jeszcze, że można nią płacić. Wielu pracowników nie potrafi jeszcze obsługiwać terminala, więc zawsze warto się upewnić, czy na pewno można płacić kartą. Bez problemu natomiast można płacić w Euro.
Tak sobie obserwując Albanię przez szybkę dojeżdżamy do Elbasan, gdzie robimy krótką przerwę. Zachęceni obietnicą widoku architektury otomańskiej ruszamy do centrum.
Ważnym punktem miasta jest starówka, którą od reszty miasta oddzielają mury dawnej tureckiej fortyfikacji z XVw., z charakterystyczną 60 metrową wieżą zegarową (XIXw.).
Do wnętrza zabytkowej części miasta prowadzi Brama Targowa...
Starówkę przecina plątanina wąskich uliczek, większość domów jest bardzo zaniedbana, część z nich jednak odnowiono.
Wewnątrz starówki udaje nam się odnaleźć jeden z najstarszych meczetów w Albanii, pochodzący z XV w. meczet Xhamia e Mbretit.
Architektura Elbasan nie zrobiła na nas spodziewanego wrażenia, być może poświęciliśmy na miasto zbyt mało czasu, a może zbyt wiele spodziewaliśmy się zobaczyć.
Ruszamy dalej najpierw na wschód, a potem na południe, dając znów samochodowi spory wycisk, gnając go po serpentynach przez góry.
Ale dzięki temu otwiera się przed nami widok na Albańską Riwierę i Morze Jońskie.
Gdzieś tam na dole jest nasz camping w Himarë.
Zdążyliśmy jeszcze na wieczorną kąpiel w cholernie słonym, ale bardzo czystym Morzu Jońskim.
Więcej fotek
TU
cdn.