Ostatni dzień przeznaczamy na lajtowe wejście nad bajeczne jezioro - Lago di Sorapis. Ponieważ zbliżamy się do końca naszego zaplanowanego urlopu, przemieszczamy się na camping Olimpia z Canazei do Cortina d’Ampezzo i tam rozkładamy ostatni obóz. Przepiękne miejsce w lesie nad rzeką, która ma również inny walor-wieczorem służy do schłodzenia dobrych trunków.
Po rozbiciu namiotów i szybkim posiłku ruszamy stronę masywu Sorapis na przełęcz, którą Barbórka nazywa „Trzy krocze”, czyli Tre Croci, które jest punktem startowym.
Trasa początkowo wiedzie lasem – szlak nr 215, po czym przechodzi w odcinek bardziej skalny. Jest to prosta trasa o kilku eksponowanych miejscach, ale bez trudności technicznych. Widokowa, więc robimy dużo fotek.
W międzyczasie Sonia tak zapatrzyła się w alpejski kwiatki i chciała sobie pstryknąć taki jeden na stromym zboczu. Poprosiła abym podał jej mój kijek. Ok nie ma sprawy. pętla zawinięta na nadgarstku i mój mocny chwyt na niewiele sie zdał. Gdy tylko wzięła ciężar ciała na siebie rączka odpadła od kijka a uchwyt został mi w dłoni. Zsuwając sie troszkę napędziła sobie i nam strachu. W ten oto sposób jako ostatnia Zniżyła sie do poziomu gleby z naszej czwórki.
Po około 2,5 godz. Docieramy nad jezioro o kolorze: i tutaj wersji jest kilka: turkusowe, zielone z kokosowym mlekiem, trudne do określenia. Siedzimy nad jeziorem długo podziwiając okoliczne szczyty, jeden jak tłumaczy nam Zanzara z włoskiego oznacza „Palec Boży” i tak to wygląda.
Postanawiamy obejść jeziorko dookoła, ostatnie metry są nawet wspinaczkowe – te Dolomity ciągle czymś zaskakują! I wracamy tę samą drogą do parkingu, gdzie czeka na nas samochód.
W samochodzie Sonia zauważa komara i krzyczy do Kovika: „weź go ubij, szybko!”, po czym Zanzara tłumaczy nam, że właśnie ją zabiliśmy – po włosku Zanzara oznacza właśnie…komara!!! Mamy z tego ubaw na całego.
Na campingu odkrywamy cudowne miejsce na spożycie wszystkiego, co nam jeszcze zostało. Jest świeża sałatka z rukoli, roszponki, włoskiej fety, oliwek oraz oliwy – do tego serwujemy sobie dziś schłodzone w rzece winka, a Kovik odkrywa, że kociołek o węgierskim smaku z ziemniakami warto wymieszać z 2 torebkami ryżu - tak tworzy się niesamowita potrawa – ziemniaczano – ryżana (kto by pomyślał, że to będzie dobre?:)) – chyba rośnie nam nowy Szef Kuchni. Odkrywamy, że Zanzara przygotowuje sobie „działkę” z fety nad palnikiem i wciąga ją potem jednym rzutem.
I takie tam głupoty przychodzą nam tego ostatniego wieczora do głowy – zabawa przednia i aż szkoda wracać. Tym bardziej, że cytując Panią Zanzarę: towarzystwo kiepskie z „ponurą atmosfera w ekipie, niesamowicie nudne trasy, nieurokliwe widoki, no i do tego jeszcze ta beznadziejna pogoda. Z trudem, ale jakoś wytrzymaliśmy ten tydzień”
Następnego dnia zwiedzamy Cortinę i wracamy na ten czysty i otwarty na nas Śląsk. Ale po czymś takim długo nie można się pozbierać. Amare di Dolomiti
Podsumowując: Spędziliśmy tam 7 pełnych słonecznych dni. To co zaplanowaliśmy zrobiliśmy prawie wszystko - oprócz jednego deszczowego dnia. Cytując znowu mnie z gry:
Kovik pisze:Cytat:
2. Twoje ulubione góry to ... i dlaczego, a może jeszcze w nich nie byłeś
Tatry bo w Polsce najwyższe uwielbiam kontakt ze skałą i myślę, że to będą Dolomity - nie byłem ale zdjęcia urzekają
Nic się nie zmieniło - powiem więcej ZAKOCHAŁEM SIĘ W NICH
Dziewczyny wielkie dzięki za ten tydzień! Było wspaniale. Mam nadzieje że skrobniecie też coś od siebie.