Władca Haremu na szlakach w Dolomitach :)

Relacje z górskich wypraw i innych wyjazdów oraz imprez forumowiczów. Ten dział jest przeznaczony dla osób, które chcą opisać swoje relacje i/lub pokazać zdjęcia ze spotkań nie będących Klubowym Zjazdem lub Górską Wycieczką Klubową.

Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy

Awatar użytkownika
Kovik
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2118
Rejestracja: 18 maja 2010, 22:59
Kontakt:

Władca Haremu na szlakach w Dolomitach :)

Post autor: Kovik » 14 lipca 2015, 12:50

Kovik pisze:viking powiedział/-a:
- kiedy ruszasz w dolomity na:
a- wspin,
b- trek (ferraty)

wspinać się jeszcze nie wspinałem a na trek to może jak Bozia pozwoli to za dwa -trzy lata
Tak właśnie odpowiedziałem na pytanie Vikinga, jakie mi zadał w naszej formowej zabawie „Tydzień Kovika” trzy lata temu. No i stało się. Postanowiliśmy wspólnie z Basią, że ten urlop spędzimy w tych urokliwych górach. Mijały godziny siedzenia w internecie przy szukaniu odpowiednich tras, studiowanie mapy czy przewodników. W międzyczasie pierwotna ekipa się wykruszyła. Buuu, niedobrze. Trzeba się posilić forumowymi znajomościami no i długo nie trzeba było czekać. Uformowała się fajna czwórka: Sonia, Zanzara, Barbórka i ja Kovik ochrzczony jako władca haremu. W piątek popołudniu pakujemy się do gumowego auta, który polecam na takie wyjazdy (Sonia pewnie mnie za to zabije, ale zaryzykuję). No i zaczynamy naszą podróż ku nieznanemu. Ahoj przygodo można by rzec. Jedna winietka, druga winietka postój gdzieś przed Grazem i stwierdzamy, że tam już byli „nasi”.
Obrazek

Mkniemy autostradami przy intensywnym świetle księżyca i tylko Hołek co chwilę każe trzymać się lewej strony jakby chciał, abyśmy jak najszybciej dotarli na miejsce. Dziewczyny usnęły zmęczone ciężarem dnia i podróżą. Obudzone dopiero, gdy obijały się o ściany auta podczas podjazdu licznymi, stromymi serpentynami pod Rifugio Auronzo. No bo jak to być w Dolomitach i nie zobaczyć Tre Cime, to tak jak być w Tatrach i nie widzieć Morskiego Oka.

Dzień 1 Monte Paterno 2744 m.
Już powoli szarzało gdy dojechaliśmy na parking przed w/w schroniskiem. Wypadało by co nieco się przespać po całonocnym czuwaniu. Wyciągam karimatę i śpiwór coby sobie rozłożyć na jakiejś płaśni przy samochodzie. Niby to, aby dziewczynom było luźniej i wygodniej w aucie a tak na poważnie, to chciałem sobie wygodnie wyprostowany spać pod gwiazdami, których było już coraz mniej. Na nic zdało się przekręcanie z jednego boku na drugi, bo gdy otwierałem oko to postrzępione góry nie dawały mi spokoju. Może spałem ok. pół godziny.
Po wybudzeniu reszty z błogiego snu (tak myślę, bo wszystkie miały wyrysowany uśmiech na twarzy) i szybkim śniadaniu ruszamy na podbój okolicy. Pogoda beznadziejna (czyt. piękna), migawki aparatów są w ruchu.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Idziemy w stronę schroniska Tre Cime. Tkaczyk pisał, że trasa jest żmudna i monotonna ale nie dla nas. Może dla stałych bywalców tego miejsca jest nudne, ale dla naszych dziewiczych przejść w żadnym stopniu. Po wejściu na Forcella Lavaredo wybieramy górny wariant, bardziej górski.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dochodzimy do wspomnianego schroniska tam wypijamy małe (dosłownie małe) piwo i po krótkim odpoczynku ruszamy na szczyt Monte Paterno ferratą Innerkofler.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jest to ciekawa ferrata prowadząca na długim odcinku tunelem wydrążonym w skale na potrzeby I Wojny Światowej, mocno oblegana z powodu łatwego i wygodnego dostępu z pobliskich parkingów. Wychodząc z tunelu wspinamy się po ukośnej półce aż pod samą przełęcz Camosci. Jesteśmy coraz wyżej i coraz to piękniejsze widoki.

Obrazek

Obrazek

Na przełęczy zostawiamy plecaki i już na lekko zdobywamy nasz pierwszy szczyt tego wyjazdu. Sporo ludzi na nim nawet jest tam wbita polska flaga, choć nieco poszarpana. Sesja foto, odpoczynek i ostrożnie schodzimy w dół.

Obrazek

Obrazek

Idziemy w stronę przełęczy Forcella Passaporto. Najpierw stromą rynną usytuowaną w sypkim piargu, na którym Zanzara jako pierwsza się osuwa wydrapując na przedramieniu ciekawy wzorek.

Obrazek
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Później już schodzimy ciekawymi półkami i po kilku godzinach dochodzimy do auta, by następnie przetransportować się w okolice Canazei, które to będzie naszym (z terminologii wojkowej) miejscem tymczasowej dyslokacji. Tam prysznic

Obrazek

jedzonko i „palulusia”. Przed spaniem jeszcze intensywne czyszczenie spiżarki z masła, które to wypłynęło ze swojego opakowania podrażnione wysoką temperaturą.

C.D.N.
Ostatnio zmieniony 31 stycznia 2016, 13:52 przez Kovik, łącznie zmieniany 1 raz.
http://gorolotni.blogspot.com

Życie zaczyna się po trzydziestce
Awatar użytkownika
Han-Ka
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1313
Rejestracja: 05 lutego 2011, 21:02

Post autor: Han-Ka » 14 lipca 2015, 13:30

Zapowiada się kolejna ciekawa relacja w odcinkach. Tylko nie każcie zbyt długo czekać na ten ciąg dalszy, co ma nastąpić :) .
Zdjęcia z pierwszego dnia przywołują wspomnienia i od razu po głowie chodzą takie myśli : muszę tam wrócić :jupi: .
"...A przed nami nowe życia połoniny, blaski oraz cienie, szczyty i doliny.
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Awatar użytkownika
Kovik
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2118
Rejestracja: 18 maja 2010, 22:59
Kontakt:

Post autor: Kovik » 14 lipca 2015, 13:40

Dzień 2 Marmolada 3343 m.

Na drugi dzień wędrówki zaplanowaliśmy Włoski Dżem…- widząc inne relacje z tego miejsca- często zastanawialiśmy się jak smakuje dżem powyżej 3 tysięcy.
Biwak na „dziko” pod Marmoladą sprawdził się znakomicie!
Wczesna pobudka o 6 rano patrzymy pogoda do dupy, zwijanie obozu i ruszamy ku najwyższemu pasmu w Dolomitach. Barbórka na samą myśl o koszykowej kolejce dostawała rozstroju żołądka, a ja tylko podsuwałem diabelskie rozwiązanie- „może by tak rozbujać nasz koszyk?” Ha ha! „Ten to ma pomysły, ja tu ledwo stoję, kurczowo trzymam się tego koszyka – chociaż to bezsensu, bo jakbyśmy polecieli w dół to razem z nim…” – takie myśli chodziły po głowie Barbórce.
Obrazek

No ale szczęśliwie udało się wyskoczyć z koszyka w odpowiednim momencie - na wysokości 2.626 m i rozpoczęliśmy zejście i następnie żmudne podejście pod Forcella Marmolada szlakiem 606, najpierw po kamiennych progach, potem po śnieżnym polu.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ubieramy się ferratowo i startujemy! Idziemy cały czas granią zachodnią ku szczytowi pokonując liczne rysy, półki i inne ciekawe urozmaicenia skalne. Po pokonaniu licznych klamer wyciągamy głowy ku górze widać już kilka „cycków” ale to ciągle nie jest upragniona Punta Penia.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wychodzimy na śnieżne pole, a stamtąd już szczyt na wyciągnięcie ręki. Ostatnie kroki i jest krzyż! Jesteśmy! Bijemy swoje prywatne rekordy wysokości – 3.343 jupii – udało się wejść. Dziewczyny (Sonia i Zanzara) czekają już od dłuższego czasu na nas! Tak to już będzie na tym wyjeździe – Koviki zawsze mają swoje tempo robimy wspólne fotki, cieszymy się, że mamy takie warunki pogodowe – widać pięknie masyw Sella z Piz Boe na czele, widać Sassolungo, widać… ja pierdziu - wszystko widać!!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

No ale, czas leci nieubłaganie, ostatnia kolejka odjeżdża o 16.45 – trzeba się spieszyć. W dół schodzimy najpierw śniegowym polem, by potem zejść krótka i prostą ferratą na lodowiec, i tutaj idziemy po śladach, omijając szczęśliwie rozwarte gardła lodowca – szczeliny.

Obrazek

Obrazek

Często to przypomina zjazdowe tempo, bo śnieg miękki i śliski, ale dzięki temu dobiegamy do kolejki (miejsce startu) o 17.05. Barbórka błagalnie patrzy wzrokiem kota ze Shreka na Pana technicznego, a ten pokazuje 10 minut – w przypływie emocji wymyka się jej i kieruje do Pana „Aj lov ju” – a ja myślę: „no tak, takiemu to od razu mówi aj lov ju - co tam, że wkrótce bierzemy ślub…” Szczęśliwie zjeżdżamy kolejką po 30 minutach (ah te włoskie zegarki) i rozpoczynamy wieczorny rytuał kąpielowo-biesiadny.
Obrazek
Zeby to fachowo ubrać w słowa na Marmoladę weszliśmy granią zachodnią, bądź Drogą Seyffertra
Ostatnio zmieniony 01 lutego 2016, 17:10 przez Kovik, łącznie zmieniany 1 raz.
http://gorolotni.blogspot.com

Życie zaczyna się po trzydziestce
Awatar użytkownika
Kovik
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2118
Rejestracja: 18 maja 2010, 22:59
Kontakt:

Post autor: Kovik » 14 lipca 2015, 15:21

Dzień 3 Colac 2715 m.

Budzimy się na campingu w Canazei. Pogoda znowu beznadziejna. No ale coś trzeba urobić w ten poniedziałkowy dzień. W planie był niezbyt wysoki jak na Dolomity szczyt Colac. Należy on do tych szczytów, które cieszą się dużą popularnością. Jest on atrakcyjnym celem nawet dla wymagających turystów. W Albie startujemy kolejką na Ciampac 2150 m. Naszym zadaniem jest dowiedzieć się co to znaczy wg Darka (Tkaczyk): charakter rozrywkowo-sportowy, prowadzenie odcinków niezbyt szczęśliwie czy śmiało oraz plastyczny profil Marmolady.
Oczywiście po wyjściu z kolejki robimy sobie „grupen foten”.
Obrazek

Obrazek

Widząc na twarzy Basi malowany stres pytam, czy może pójdziemy sobie na szczyt drogą normalną, albo ogólnie „potrekujemy sobie wokół?” Decyzja była szybka, że wchodzimy feratą Finanzieri jak było w planie.
Obrazek

Obrazek

No więc ok. śmiało nabieramy wysokości na piargach podchodząc pod ścianę. Tam szpeimy się i puszczamy dziewczyny przodem. Wszystko idzie gładko dopóki nie dochodzimy do kluczowego miejsca, które Darek opisał tak: „Tu napotkamy drabiny, których przejście a zwłaszcza trawers z jednej na drugą wymaga dużej odporności na przepaściste widoki.”

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Spędzamy tam trochę czasu. Basia zastanawia się jak ugryźć pierwszy stopień, który jest dość wysoko umocowany a podciągnięcie rękami jest też siłowe. Widząc coraz większy stres, mówię, że może zawrócimy bo przecież „Żaden wycof nie przynosi ujmy”. NIEEE! WEJDĘ TAM! DAJ MI MINUTĘ! Zaproponowałem swój bark jako dodatkowy stopień, z którego Basia skorzystała. Jakież było moje zdziwienie, gdy Barbórka będąc w transie pokonywania tegoż utrudnienia skorzystała także z mojej głowy jako kolejnego stopnia. No ale liczy się efekt. Jest to baba z jajami!!!!

Później już tylko w górę ku szczytowi.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dziewczyny czekały na nas …. Ale się nie doczekały. Po dwóch godzinach rozpoczęły zejście. Minęliśmy się o jakieś 10 czy 15 minut. Ze szczytu widać ten profil Marmolady ale czy on jest plastyczny? Nie mi to oceniać. Wszakże różni się od północnego zbocza diametralnie. Liczne chmurki na niebie nadają kolorytu widokom ze szczytu, na którym oprócz nas są jeszcze 3 osoby.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mamy jeszcze sporo czasu do ostatniej kolejki, ale znając historie z dnia wcześniejszego powoli zbieramy się do zejścia drogą normalną co daje nam doskonałe widoki na dolinę Val Contrin. Dochodzimy do górnej granicy potężnego żlebu schodzącego z przełączki pomiędzy głównym a bocznym wierzchołkiem Piccolo Colac.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wychodząc z tego żlebu wchodzimy w końcu w trawiasty teren, którym śmigamy na łąki poniżej przełęczy Forcella Neigra. Idziemy już z automatu, wody brak a żar leje się z nieba. Będąc już na dole napełniamy butle źródlaną wodą, która skutecznie ugasiła nasze pragnienia.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przed zjazdem obowiązkowe piwko a na campingu biesiada przy miejscowych chipsach. To był Dobry dzień!
Obrazek

C.D.N.
Ostatnio zmieniony 01 lutego 2016, 18:00 przez Kovik, łącznie zmieniany 1 raz.
http://gorolotni.blogspot.com

Życie zaczyna się po trzydziestce
Awatar użytkownika
heathcliff
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2738
Rejestracja: 27 maja 2009, 20:24
Kontakt:

Post autor: heathcliff » 14 lipca 2015, 15:34

Wspólnie z Debeściarą tu siedzimy nad Waszą relacją i sobie czytamy ciesząc się z Wami z dokonań w Dolomitach. Mrozi nam krew w żyłach ta drabinka.
Jako władca musiałeś mieć się fajnie, wszystko pod sam nos łącznie z urkomi Dolomitów ;)
Kovik pisze:widać pięknie masyw Sella z Piz Boe na czele, widać Sassolungo, widać… ja pierdziu - wszystko widać!!
...ja pierdziu!!!

edit.
Obrazek

...jak ja ją teraz zniosę? To znaczy jak teraz przejdzie przeze mnie?
Ostatnio zmieniony 14 lipca 2015, 16:09 przez heathcliff, łącznie zmieniany 2 razy.
Przytulam żonę i jestem szczęśliwie wolny... Ile wyjść tyle powrotów życzy heathcliff

https://plus.google.com/117458080979094658480
Awatar użytkownika
Pudelek
Turysta
Turysta
Posty: 3055
Rejestracja: 23 czerwca 2008, 17:43

Post autor: Pudelek » 14 lipca 2015, 15:39

Kovik pisze:No bo jak to być w Dolomitach i nie zobaczyć Tre Cime, to tak jak być w Tatrach i nie widzieć Morskiego Oka.
to coś dla mnie, bo w zamierzchłych czasach byłem w Tatrach i Morskiego Oko nie widziałem :D

a zdjęcia - porywające dla kogoś z moim lękiem wysokości :D
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
Awatar użytkownika
Barbórka
Turysta
Turysta
Posty: 949
Rejestracja: 02 stycznia 2011, 21:12

Post autor: Barbórka » 14 lipca 2015, 16:32

ja naprawdę nie chciałam deptać Władcy, ale jakoś tak wyszło :lol: kluczowy moment, a potem poszło już gładko ;)
Awatar użytkownika
Grochu
Moderator
Moderator
Posty: 5029
Rejestracja: 14 października 2009, 12:11

Post autor: Grochu » 14 lipca 2015, 18:18

WOOOOW :!:
Nieważne: gdzie. Ważne: z kim :)
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
Awatar użytkownika
jck
Turysta
Turysta
Posty: 3181
Rejestracja: 14 listopada 2007, 22:57
Kontakt:

Post autor: jck » 14 lipca 2015, 18:57

Ale fajnie, Dolomity są piękne.
Czekam na ciąg dalszy.
Życie nie zaczyna się powyżej 5000 mnpm. Powyżej 7000 mnpm tym bardziej...
Awatar użytkownika
HalinkaŚ
Moderator
Moderator
Posty: 4600
Rejestracja: 10 września 2009, 8:11

Post autor: HalinkaŚ » 14 lipca 2015, 21:31

Gratulacje dla Wszystkich za rekordy wysokości :brawo: .
Naprawdę rewelacyjne widoki, niektóre miejsca przyprawiają o palpitację serca, już coś takiego nie dla mnie, ale zdjęcia warto oglądać.
Góry upajają. Człowiek uzależniony od nich jest nie do wyleczenia.:)
Pietras8609

Post autor: Pietras8609 » 15 lipca 2015, 7:36

Gratki dla wszystkich;super zdjęcia; faktycznie Dolomity są magiczne;nie ma co zachęciliście do wyjazdu w tamte rejony:);)
Awatar użytkownika
Beti
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 573
Rejestracja: 14 marca 2008, 20:42

Post autor: Beti » 15 lipca 2015, 13:04

Kolory są naprawde bajeczne, a Wasz plan na Dolomity wygląda ambitnie ;)
Z przyjemnością się czyta i ogląda, też czekam na dalszy ciąg :)
impossible is nothing
Awatar użytkownika
Kovik
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2118
Rejestracja: 18 maja 2010, 22:59
Kontakt:

Post autor: Kovik » 15 lipca 2015, 13:14

Dzień 4 Masyw Sassolungo i Sasso Piatto 2958 m.

Rano standardowe procedury, z których potwierdzenie beznadziejnej pogody wywołuje śmiech. Jedziemy odwiedzić jedną z najmniejszych jak nie najmniejszą samodzielną grupę górską Dolomitów. Szczyty wyrastają wprost z łąk tworząc miejscami imponujące ściany. Mimo niewielkich rozmiarów grupa cieszy się dużym zainteresowaniem turystów. To dlaczego my nie mamy jej „spróbować”.

Obrazek

Kolejką koszykową podobną do tej z Marmolady z jednym wyjątkiem, że jest zabudowana, wjeżdżamy na przełęcz Forcella Sassolungo. Tam znajduje się małe klimatyczne schronisko Demetz. Mogliśmy się tez przekonać na fotografiach jak intensywna była zima dwa lata temu.
W schronisku wypijamy kawę, robimy zbiorowe foto i powoli schodzimy po osypującym się piargu do schroniska Vicenza, które znajduje się 400 metrów niżej.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Idziemy sobie tak, idziemy i postanowiłem, że nagram filmik z okolicy nie zatrzymując się. Oczywiście musiała mnie za to spotkać kara. Szybki poślizg, trzy obroty wokół własnej osi i głowa śmigająca caaałkiem blisko skały wielkości telewizora. No ale aparatu z rąk nie puściłem! Sonia oczywiście musiała uwiecznić moje zniżenie. Szybka kontrola stanu: ręce choć odrapane są, nogi choć odrapane są, głowa cała. Ufff. Wstaję otrzepuje się z kurzu i już ostrożnie schodzimy dalej. W schronisku siadamy na trochę.

Obrazek

Obrazek

Sonia i Paulina zamiarują wejść na Sasso Piatto ferratą Oscara Schustera. Tu prosimy o kilka zdań od Was o tej drodze. My od razu mieliśmy w planie okrążyć szczyt wygodną ścieżką. Postanawiamy, spotkamy się w schronisku Sasso Piatto.

Obrazek

Obrazek

Relacjonuje Sonia
... razem z Zanzarą podchodzimy od schroniska Vincenza nieco klaustrofobiczną doliną do ferraty Oscara Schustera.
Panuje tu dziwna cisza, słońce praży niemiłosiernie... dziwnie się czuję, brr!!
Ostatnie metry podejścia to sam piarg, idę z trudem zsuwając się co kilka kroków... jeszcze tylko łata topniejącego śniegu i jesteśmy na początku ferraty.
Początku i końcu?? bo po kilku metrach zaczyna się przygoda pod tytułem radźcie sobie bez ubezpieczenia. Całe szczęście odcinek jest łatwy, a Dolomity zapewniają "zielonym " niesamowite możliwości uczenia się skały.
PODOBA MI SIĘ;-)
Zaczyna się trudniejsza wspinaczka i całe szczęście jest się gdzie wpiąć.

Ferrata jest krótka ,wg naszej oceny łatwa, piękna widokowo( ciekawe ile razy to jeszcze napiszę;-)
Po ok 2 h docieramy na szczyt Sasso Piatto 2958 m.

Szybkie kalorie, sweet focie z Wieszczkami ( tak przyznaję to nie Wrończyki :oops: i w dół.
I tu zaczyna się mordęga (czyli to co lubimy najbadziej - Łee!) - 2 h zejście po stromym, piarżystym zboczu do schroniska , w którym czekają na nas Barbórka i Kovik , dwa wolne leżaki i zimne piwo;-))
Niech to ! Było Warto !! Ogarnia nas niesamowite uczucie totalnego luzu i pozytywnej głupawki.
Prawdziwy z nas Joyful Team i o to chodzi na wakacjach . Prawda ?



Tak też czynimy. Idziemy sobie powolutku chłonąc alpejskie widoki. Tu strzeliste turnie, tu zielone łąki zza których wyrastają kolejne szczyty. Coś wspaniałego.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po niecałych dwóch godzinach stajemy na werandzie wspomnianego schroniska. Ku naszej radości znajdują się tam leżaczki, które w mgnieniu oka zostają przez nas zajęte. W takim to luksusie przyjdzie nam czekać prawie trzy godzinki na dzielne zdobywczynie prawie trzytysięcznego szczytu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Podejmuję wyzwanie rzucone przez Sonię, aby zamiast podskoku na „juhasa” robić jak Pan Demetz.

Obrazek

Obrazek

W czasie oczekiwania przysiada się do nas koleś podobny do Reinholda Messnera.

Obrazek

Kiedy dziewczyny dotarły do nas opowiedziały swoje wrażenia z drogi, wypiły piwko i poszliśmy ścieżką Sentiero Federico Augusto w stronę auta. Wędrujemy prawie poziomo po trawiasto - skalnym zboczu z niepokojem obserwując powoli chmurzące się niebo. Na nasze szczęście zaczęło padać gdy byliśmy w samochodzie. To był dobry restowy dzień.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dzień piąty Canazei.

Na ten dzień pogodynka przewidziała deszcze i burze, więc postanowiliśmy zwiedzić naszą tymczasową okolicę. Malowidła, płaskorzeźby, strojenia czy dekoracje to wszystko przy praktycznie każdym domu tego malowniczego miasta.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

C.D.N.
Ostatnio zmieniony 01 lutego 2016, 19:33 przez Kovik, łącznie zmieniany 2 razy.
http://gorolotni.blogspot.com

Życie zaczyna się po trzydziestce
Awatar użytkownika
Beti
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 573
Rejestracja: 14 marca 2008, 20:42

Post autor: Beti » 15 lipca 2015, 13:27

Kovik pisze:Idziemy sobie powolutku chłonąc alpejskie widoki. Tu strzeliste turnie, tu zielone łąki zza których wyrastają kolejne szczyty. Coś wspaniałego.
No właśnie COŚ WSPANIAŁEGO! Trzeba przyznać że pogoda się Wam trafiła wymarzona, widoki powalają na kolana.
Nie ma innej opcji, trzeba będzie tam pojechać :8)
impossible is nothing
Awatar użytkownika
Kovik
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2118
Rejestracja: 18 maja 2010, 22:59
Kontakt:

Post autor: Kovik » 15 lipca 2015, 14:37

Dzień 6 Piz Boe 3152 m i Piz de Lech 2911 m.

Wybieramy się na ten najwyższy szczyt Masywu Sella z przełęczy Passo di Pordoi (2.239 m), na której znajduje się kolejka. Ale my tego dnia nie dotkniemy nogą tej kolejki, dzielnie ruszamy do góry szlakiem 627 w stronę schroniska Kostner.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Aparaty ciągle w dłoniach, bo z prawej strony rozpościera się przepiękny spektakl – Marmoladę widać jak na dłoni, ciągle na nią patrzymy, w tle widać grań Padon, Civettę, Monte Pelmo, zdobywany pare dni wcześniej Colac, widać też Mauzoleum ofiar austriackich żołnierzy z I Wojny Światowej – w kształcie rotundy – robi wrażenie. A z lewej strony skalista półka, pod którą kroczymy zachwyceni formacją, jej wielkością, strukturą, kolorem – dosłownie wszystkim!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dochodzimy do miejsca, gdzie rozpoczyna się najtrudniejsza ferrata Cessare Piazzetta. Dziewczyny (Sonia i Zanzara) „napalone” Sonia już składa kije do plecaka i zachęca Zanzarę mówiąc:
- Zobacz, to tylko te pierwsze metry takie trudne, potem będzie już lepiej.
Dziewczyny postanawiają spróbować sił, więc szczerze je podziwiamy, ale również się niepokoimy, bo wiemy, że ta ferrata jest naprawdę trudna i wymagająca.

Obrazek

Sami postanawiamy podążać ku schronisku drogą klasyczną i umawiamy się, że spotykamy się na szczycie. Ale do tego niestety nie doszło - o czym za chwilę. Od początku zakładaliśmy, że wchodzimy na szczyt drogą Crestra Strenta (ze względu na mega atrakcyjne podejście granią) a Sonia i Zanzara ferratą Vallon.
Idziemy sobie tym pięknym krajobrazem, nagle pojawiają się dodatkowe atrakcje- jamy śnieżne, które wymuszają, abyśmy przykleili się do ściany masywu i tak chwilami pokonujemy trasę, coraz bliżej schronisko Kostner.
Po jakimś czasie (przy rozwidleniu w kierunku żlebu Rissa da Pigolerz) – widzimy Dziewczyny, które zdecydowały jednak iść do schroniska naszą trasą.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Cieszymy się więc dalej wspólną wędrówką i docieramy do schroniska Kostner na wysokość 2.540 m. Robimy sobie dłuższy popas delektując się włoską kawą (mega!) i innymi rarytasami. Wspólne fotki dookoła i ruszamy w stronę Cestra Strenta nr 672, Sonia i Zanzara idą w stronę ferraty Vallon.

Obrazek

Obrazek

Relacjonuje Sonia:
no i to by było na tyle jesli chodzi o ferratę Vallon, bo właśnie : IDZIEMY w jej kierunku ;-) a DOCHODZIMY do ferraty o wdzięcznej nazwie Piz da Lech i tąże postanawiamy wejść na Piz de Boe :twisted:
Dobre ! Ciągle jesteśmy przekonane ,że to możliwe ;-)

Ferrata jest dość urozmaicona, idzie się przyjemnie, z lekkim wysiłkiem co przyjmujemy z zadowoleniem, bo przecież trzeba sobie dać w kość - urlop się kończy, a my jeszcze nie ściorane!
Tu drabinka , tam mosteczek nad przepaścią , tu sama przepaść...
Zapomniałam!
Przepiękne widoki!
WSZĘDZIE!
Rany , nawet się już nie chce wykrzykiwać :jak tu ( pip!) pięknie!
Było , jest i będzie pięknie ! AMEN !
ale do rzeczy
idziemy, idziemy i coś nam nie pasuje ( bystrzaki;-) , bo niby ferrata krótka miała być a ta się ciągnie, bo niby do schroniska na szczycie miała prowadzić a tu sam szczyt ( znaczy się z krzyżem).
Ha ! co tu robić ? Mapa ? czy mamy mapę? UFF! Czy ja się znam na mapie ? Uff ! Zanzara się zna ;-)
Teraz się przyznała, jak już siedzimy na jakimś Piz da Lech.
Tak więc zgodnie z mapą schodzimy krótką ferratką w dół a jako ekspertki juz się nawet nie wpinamy! Nie opłaca się;-)
Droga powrotna okazuje się spełnieniem oczekiwań dnia dzisiejszego- dajemy sobie tak popalić, że ledwo doczłapujemy do samochodu.
Jak tu nie wierzyć w marzenia? No jak ?
Podczas następnego urlopu też sobie to zafunduje.
No to ... marzenie;-)



Droga Kovików: Wg Darka (Tkaczyka) Cresta Strenta to bardzo atrakcyjna krajobrazowo i widokowo trasa, nie jest to ferrata – ale występują tam ubezpieczenia (w początkowej części tej drogi) – i trudno się z tym nie zgodzić - Barbórce bardzo ona przypada do gustu – może sobie ćwiczyć chwyty w skale i cieszy się z tego jak małe dziecko.
Pokonujemy stromą, ale ciekawą ścianę i następnie podążamy wygodną skalną półką zdobywając coraz większą wysokość.

Obrazek

Droga jest bardzo urozmaicona, wychodząc na płaskowyż możemy się cieszyć rozległymi panoramami i już czujemy przedsmak widoków ze szczytu. Widać już zresztą solarną infrastrukturę na szczycie, ale do niego jeszcze godzina drogi.

Obrazek

Wspinamy się na kolejne górskie „cycki” i już jesteśmy na samej grani – Piz Boe na wyciągnięci ręki – dostajemy smsa, że nie spotkamy się z Dziewczynami na szczycie – zafascynowane ferratą nie odbiły w odpowiednim momencie na Piz Boe i weszły na Piz da Lech… więc będą schodzić tą samą drogą aż do przełęczy Pordoi.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

My po 15 minutach (a 2.30 od wspinaczki ze schroniska) meldujemy się cali w skowronkach na szycie! Ależ tu pięknie! Panorama 360stopni! Widać wszystko rewelacyjnie: Marmoladę, Antelao, Civettę, Pelmo, wszystkie Tofany, Wysokie Taury z Grosglocknerem, Zillentarskie Alpy, Otzlalskie także. A najbliższe otoczenie wygląda jak Kanion Colorado.
Siedzimy sobie na tym szczycie szczęśliwi, foty z flagą, foty bez flagi, skoki z radości i zaczynamy schodzić drogą 638 w kierunku Forcella de Pordoi (wiele osób wybiera ten szlak na wejście).

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Fajne lekkie schodzenie – chociaż zaczyna podwiewać mocniej i Kovik odczuwa zmianę temperatury, bo zakrywa się i teraz bardziej przypomina ninję niż człowieka.

Obrazek

Obrazek

Schodzimy w księżycowym krajobrazie i docieramy do schroniska pod Sas de Pordoi, skąd ruszamy w dół piargiem do przełęczy Pordoi, gdzie mamy samochód. W schronisku Barbórka dokonuje niecnego zamachu na papier toaletowy – skończyła nam się rolka – a Polak w potrzebie!
-Zły to czyn mówi – bijąc się w pierś – ale w końcu toaleta płatna, więc i rolka papieru opłacona, no nie?
I jakby za karę osuwamy się co chwilę na tych pierońskich kamyczkach i piargu. To schodzenie to męczarnie i katusze dla kolan. I już prawie prawie udaje się bez upadku, gdy Barbórka dostrzega schodzące Dziewczyn i wtedy bum! I słychać tylko nieprzyzwoitą wiązankę i „dupa” znowu oznaczona siniakami!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po 10 godzinach wędrówki jesteśmy na campingu – ten dzień należał do długich ale jak zwykle obfitych w siniaki i radość. Na campingu ogarnia nas mały „wkur…” – sąsiad - Anglik znowu coś pysznego pichci i się nawet nie podzieli – cham jeden!:) Rano raczy nas zawsze zapachem bekonu i jajecznicy… i jak tu żyć?


C.D.N.
Ostatnio zmieniony 05 lutego 2016, 18:16 przez Kovik, łącznie zmieniany 2 razy.
http://gorolotni.blogspot.com

Życie zaczyna się po trzydziestce
ODPOWIEDZ