Z Halnym na Rysach
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
Z Halnym na Rysach
W Halnym na Rysach
Na wyjazd cieszyliśmy się już od wielu tygodni. Trochę problemów było z ustaleniem ostatecznego terminu wyjazdu, ale w końcu udaje się dopasować terminy do 5 osób (ja, moi dwaj synowie Darek i Rafał, Sławek i Edek) i zapada decyzja o wyjeździe.
Niestety, prognoza pogody jest mało optymistyczna, ale na szczęście stopień zagrożenia lawinowego jest w miarę sprzyjający wędrówce, bo wynosi 2 z tendencją malejącą. Ja, jak zwykle, liczę na moje szczęście do pogody w Górach !
20 lutego - piątek
Wyjeżdżamy wcześnie rano o godz. 5, na miejscu - na parkingu w Palenicy Białczańskiej jesteśmy o 11:30. Już na wjeździe musimy zapłacić ciężkie, żeby nie powiedzieć - zbójeckie pieniądze za parking - od piątku do poniedziałku - 80 zł!
Właściwie dopiero tutaj widać, że jest jeszcze zima. Pogoda piękna. Słońce i ciepło - piękne widoki.
Szybkie przepakowanie plecaków i ruszamy w tłumie ludzi w górę ku Roztoce. Rozważamy jeszcze jak zaplanować dokładnie naszą wycieczkę, ale nie ustalamy sztywnego planu - będziemy dostosowywać go do pogody i sytuacji.
na parkingu w Palenicy Białczańskiej
W grzejącym słoneczku dochodzimy, w leniwym tempie, po ok godzinie, do schroniska w Roztoce. Piękne schronisko, z świetnym klimatem, bez hałaśliwego tłumu turystów. Bardzo je lubię, chociaż wszędzie stąd daleko . No ale tylko tutaj udało się mi zarezerwować, dzień wcześniej, noclegi dla 5 osób.
przy schronisku w Roztoce
Szybkie przepakowanie w pokoju, smaczny obiad z schroniskowego bufetu i ruszamy na wycieczkę na Gęsią Szyję.
Idzie się bardzo dobrze po zmrożonym śniegu. Można właściwie iść bez raków. Ja zakładam małe raczki, które doskonale spisują się na tej trasie, a nie męczą nóg.
Początkowo idziemy szlakiem czerwonym, później przechodzimy na czarny i po ok. 2 godzinach stajemy na stoku pod Gęsią Szyją, trochę powyżej Rusinowej Polany.
w drodze na Gęsią Szyję
Przed nami rozciąga się cudny widok na Tatry, więc pomimo zimnego wiatru, dość długo kontemplujemy widoki. Przed nami perspektywa kilku dni w Tatrach, więc humory mamy wyśmienite.
pod Gęsią Szyją
Kilka zdjęć i wracamy tą samą drogą do Roztoki. Cała wycieczka zajmuje nam ok. 3 godzin.
21 lutego - sobota
Rano budzimy się kilkanaście minut po piątej i szykujemy do wyjścia na Rysy. Ze schroniska wychodzimy ok. 6:30. Nawet tutaj, przy schronisku, czujemy silny wiatr. Trochę nas to martwi, bo na szczycie będzie na pewno wiać zdecydowanie mocniej. Jest trochę pochmurnie, ale wierzymy, że słońce jednak przebije się przez chmury.
Droga do Morskiego Oka jest oblodzona, a szczególnie na skrótach, więc warto założyć raki. Ja znów korzystam z małych raczków, które i tutaj spisują się doskonale.
Przy Moku jesteśmy o 8:00. Wchodzimy do schroniska na gorący kubek herbaty i batona. Trochę się przebieramy, bo wiatr jest coraz bardziej dokuczliwy, przed 9 ruszamy przez zamarznięte Morskie Oko ku Rysom. Porywy wiatru próbują wytrącić nas z równowagi, gdy idziemy wydeptaną ścieżką przez staw, ale na pocieszenie mamy piękne widoki i wychodzące zza chmur słońce. Na podejściu do Czarnego Stawu zakładamy raki, bo stok jest pokryty zamarzniętym śniegiem i teraz dopiero czuję się "walecznie". Przy Czarnym Stawie kilka zdjęć i przez środek stawu idziemy w kierunku szczytu.
trasa przez Czarny Staw na Rysy
Spotykamy kilku chłopaków, którzy wycofali się z wędrówki na szczyt, twierdząc, że było zbyt niebezpiecznie. My jednak idziemy dalej, wychodząc z założenia, że wycofać się zawsze zdążymy.
Trochę ponad stawem natrafiamy na pierwszą trudność, jaką jest mały lodospad na szlaku. Trzeba mocno operować czekanem i wykuć w lodzie miejsca na stopy. Dalej to już żmudne podejście po dość zmrożonym śniegu, choć czasami natrafiamy i na kopny śnieg, w którym zapadamy się powyżej kolan.
Wieje oczywiście bezlitośnie i dokuczliwie cały czas. Krótka przerwa, powyżej Buli pod Rysami, na batona i łyk gorącej herbaty z termosu powoduje, że marznę okrutnie i trudno mi się rozgrzać.
widok na Czarny Staw i Morskie Oko z szlaku na Rysy
Posuwamy się prawie w linii prostej po śnieżnej rysie ku szczytowi. Zawsze, kiedy idę tą trasą, w pamięci mam straszną tragedię, która wydarzyła się tutaj w 2003 roku, kiedy to 6 licealistów zginęło w lawinie śnieżnej. Na szczęście, pomimo wiatru halnego, trzyma dość mocny mróz. Woda w butelce zamarza, więc raczej warunki śnieżne są w miarę bezpieczne.
Dziś idę na szczyt z moimi dwoma synami, więc mimo wszystko, przeżywam spory niepokój. O dziwo, gdy wychodzę na przełęcz wiatr wcale nie zdmuchuje mnie z niej, jest spokojniej niż sądziłem. Dopiero przed samym szczytem, wicher pokazuje na co go stać. Dobrze, że świeci słońce, bo jednak daje poczucie ciepła.
Na szczycie Rysów jesteśmy przed 13. Gratulujemy sobie wzajemnie zimowego i wietrznego wejścia, kilka zdjęć porywających serce widoków ośnieżonych szczytów i schodzimy, bo wiatr wściekle nas atakuje i nie ma mowy o wypiciu ciepłej herbaty z termosu, czy zjedzeniu batona.
widok z Rysów
Wejście na szczyt, które wymaga wysiłku i koncentracji, to zawsze dla mnie piękne przeżycie. Warto poświęcić ten trud, tę nawet, czasami niepewność, aby przeżyć takie chwile....
widok z Rysów
widok z Rysów
widok z Rysów
nasza ekipa na szczycie
Na zejściu, tuż poniżej grani, słyszę radosny okrzyk od osoby idącej z dołu. Trochę zdziwiony odpowiadam, ale z góry i przez okulary nie poznaję człowieka. Okazuje się, że to Tomek - kompan z wyprawy na Mont Blanc z 2010 roku! co za spotkanie! Nie ma miejsca i czasu na dłuższe pogawędki, ale miło jest w takim miejscu spotkać dobrego znajomego.
Schodzę tyłem do stoku, bo tak szybciej, ale jednak niezbyt bezpiecznie, o czym przekonuję się trochę niżej. Edek - członek naszej ekipy - traci w pewnej chwili równowagę i wali się w dół, nabierając niebezpiecznie prędkości. Jesteśmy całkowicie bezradni, wierzymy tylko, że uda mu się wyhamować. Na szczęście zatrzymuje się po dobrych 200 metrach niebezpiecznego zjazdu. Po drodze gubi z plecaka kilka rzeczy, które zbieramy schodząc po śniegu.
Edek, na szczęście jest cały, trochę poobijany i wystraszony, ale może iść. Dzięki Bogu! Nieco niżej okazuje się, że zgubił jeszcze aparat fotograficzny, który na szczęście znajduje, nieco później schodzący chłopak i oddaje Edkowi. Ot, taka przygoda dla przestrogi.
widok na Rysy po zejściu
Przy schronisku przy Morskim Oku jesteśmy ok. 16. Jest sobota, więc ludzi tu tłumy. Nie wchodzimy do środka, tylko kierujemy się do Roztoki.
Znów musimy pokonać tę uciążliwą asfaltową trasę, co prawda, teraz zaśnieżoną i oblodzoną, ale strasznie upierdliwą - okrutnie nie lubię tej drogi, a szczególnie w dół!
Już solidnie głodni w Roztoce lądujemy ok. 17.
Dopiero tutaj, gdy dogadzamy sobie kulinarnie, dowiadujemy się, że ten dzień przyniósł okrutne żniwo.
Z Wielkiej Świstówki zeszła lawina i porwała kilka osób, a dodatkowo zaginęło dwóch turystów idących przez Zawrat (3 dni później odnaleziono ich zasypanych lawiną w okolicach Siklawy).
Odbieramy kilka telefonów od zaniepokojonych znajomych i rodziny. My mamy jednak sporą satysfakcję z osiągnięcia szczytu w dość trudnych jednak warunkach, a wspaniałe widoki były dodatkowym wynagrodzeniem naszego trudu.
22 lutego - niedziela
Tym razem wychodzimy dopiero ok. 9. Z ciężkimi plecakami przenosimy się do schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Początkowo chciałem tam iść przez Morskie Oko i Szpiglasową Przełęcz, jednak wizja ponownej żmudnej wędrówki drogą do Moka skutecznie wybiła mi to z głowy.
Owszem, Szpiglas mamy w planie, ale najpierw chcemy dojść do 5, tu zostawimy plecaki i na lekko wejdziemy na Szpiglasową Przełęcz i Szpiglasowy Wierch.
Wiatr nieco osłabł, słoneczko świeci w najlepsze, więc idzie się przyjemnie. trzeba jednak pamiętać, że ostatni odcinek szlaku do schroniska w 5-ciu Stawach ma zimą inny przebieg i należy dojść tam od strony wschodniej, a nie przy Siklawie.
Fantastyczny jest widok na Dolinę Pięciu Stawów Polskich od wschodniej strony! Mamy piękny słoneczny dzień, pogoda wymarzona na zimową wędrówkę i zdjęcia.
w drodze do 5-ciu Stawów Polskich
widok na Dolinę Pięciu Stawów Polskich
widok na Dolinę Pięciu Stawów Polskich
W schronisku jesteśmy ok. 12. Okazuje się, że dość pustawo i bez problemów otrzymujemy miejsca w pokoju. Szykujemy obiad i przepakowujemy się, szykując na wędrówkę na Szpiglasowy Wierch.
Wychodzimy ze schroniska i trochę zaskakuje nas zachmurzone niebo i szarość. Widać, że pogoda chce się zmienić. Nie zrażamy się jednak i śmiało idziemy zimową trasą w kierunku Szpiglasowej Przełęczy (przez środek Przedniego Stawu i powyżej południowego brzegu Wielkiego Stawu).
Rok wcześniej, gdy przemierzałem tę trasę z Rafałem, zapadaliśmy się w śniegu powyżej kolan, teraz, na szczęście, śnieg jest bardziej zmrożony i idzie się zdecydowanie łatwiej. Podejście na samą przełęcz nie jest trudne, choć dość strome, a my nie bawimy się w jakieś tam trawersy, tylko idziemy "na strzałę", ale w tych warunkach jest to bardzo fajny i szybki sposób podejścia. Czekan oczywiście przydaje się bardzo, o rakach nie wspominając.
Z góry schodzi rodzinka i podziw szczery we mnie wzbudza widok chyba 7 letniej dziewczynki w rakach, która śmiało zmierza w dół stromego zbocza. Co prawda jest wpięta w linę, którą asekuruje tata, ale jednak robi to wrażenie!
Na przełęczy jesteśmy o ok. 15. Trochę się rozchmurzyło, tak że widoki mamy znów fantastyczne. Idziemy, bez zatrzymania, granią na Szypiglasowy Wierch i dopiero tutaj mała przerwa na fotograficzne uwiecznienie tej chwili.
na grani w drodze na Szpiglasowy Wierch
widok z Szpiglasowego Wierchu
widok z Szpiglasowego Wierchu
widok z Szpiglasowego Wierchu
widok z Szpiglasowego Wierchu
widok z Szpiglasowego Wierchu
widok z Szpiglasowego Wierchu
widok z Szpiglasowego Wierchu
zejście z przełęczy
widok na Świnicę i Kozi W.
widok na Gładki
Świnica i Zawrat
Dolina 5-ciu SP - widok z szlaku na Szpiglas
Wiatr oczywiście nie ułatwia, ani nie umila nam tej pięknej, widokowej chwili, ale prawie już się do tego przyzwyczailiśmy. Po kilkunastu minutach schodzimy na przełęcz, tu mała chwila na kolejne zdjęcia i małe "conieco" i schodzimy do Doliny Pięciu Stawów Polskich.
Na zachodzie pojawia się nawet słońce wspaniale oświetlając ośnieżone szczyty, jest więc fotogenicznie i magicznie... .
Wczoraj Rysy, dziś Szpiglas od Roztoki - żaden wyczyn, ale mam sporą satysfakcję, że udało się wejść na te szczyty w dobrych warunkach i przy pięknej widoczności.
Przede mną dumnie wznosi się szczyt Koziego Wierchu - to cel na jutrzejszy dzień. Widać wydeptaną w śniegu ścieżkę na jego szczyt. Wiedzie prawie w linii prostej w górę - zapowiada się świetne podejście.
Krótko po 16 jesteśmy w schronisku i możemy teraz trochę sobie podogadzać kulinarnie i toczyć górskie, i nie tylko, dysputy stołówkowe .
23 lutego - poniedziałek
Wstajemy kilka minut po 5 i o 6:20 wychodzimy ze schroniska. Dziś musimy wracać do domu i z Palenicy Białczańskiej najpóźniej o 14 jest konieczny odjazd, ale Koziego nie odpuścimy!
Niestety jest znów wietrznie i chmurnie. Nie zrażamy się tym jednak wierząc, że chyba nie będzie gorzej, a szansa na rozjaśnienie jest spora.
W dobrym tempie wspinamy się ku grani. Wieje coraz mocniej, a widoczność jest bardzo ograniczona, ale to nie osłabia naszego zapału. Tuż przed granią można schronić się za sporą skałą, która osłania nieco od wiatru, można więc wypić łyk herbaty i się posilić. Za chwilę wychodzimy na samą grań i kilkadziesiąt metrów balansujemy w wietrze i chmurnej przestrzeni zmierzając na zachód w kierunku szczytu.
W końcu, prawie dokładnie o 8, jesteśmy na samiuśkim Kozim Wierchu.
na Kozim W.
Niestety, widoki są żadne, ale mimo to dokumentuję wejście kilkoma fotkami i tą samą drogą schodzimy, znów zatrzymując się na chwilę za sterczącą skałą.
Zejście jest oczywiście szybsze, a w trakcie niego wyraźnie poprawia się widoczność, tak, że przez chwilę zastanawiamy się, czy nie wrócić ponownie na szczyt.
widok z zejścia z Koziego W.
zejście z Koziego Wierchu
W schronisku jesteśmy już o 9.
tuż przed zejściem w doliny przy schronisku w Dolinie Pięciu Stawów Polskich
Coś na ząb i gorąca herbata, pakowanie i schodzimy Doliną Roztoki do Wodogrzmotów Mickiewicza, a dalej do naszego auta w Palenicy Białczańskiej.
Byliśmy tylko niecałe cztery dni w Górach, ale bardzo cieszymy się z tych chwil. Fantastyczne widoki ze szczytów, radość z zimowej wspinaczki po stromych zboczach..., ciszę się że udało mi się dzielić te przeżycia z synami i świetnymi, nowopoznanymi, ludźmi.
cała galeria zdjęć:
https://picasaweb.google.com/1107619494 ... redirect=1
Na wyjazd cieszyliśmy się już od wielu tygodni. Trochę problemów było z ustaleniem ostatecznego terminu wyjazdu, ale w końcu udaje się dopasować terminy do 5 osób (ja, moi dwaj synowie Darek i Rafał, Sławek i Edek) i zapada decyzja o wyjeździe.
Niestety, prognoza pogody jest mało optymistyczna, ale na szczęście stopień zagrożenia lawinowego jest w miarę sprzyjający wędrówce, bo wynosi 2 z tendencją malejącą. Ja, jak zwykle, liczę na moje szczęście do pogody w Górach !
20 lutego - piątek
Wyjeżdżamy wcześnie rano o godz. 5, na miejscu - na parkingu w Palenicy Białczańskiej jesteśmy o 11:30. Już na wjeździe musimy zapłacić ciężkie, żeby nie powiedzieć - zbójeckie pieniądze za parking - od piątku do poniedziałku - 80 zł!
Właściwie dopiero tutaj widać, że jest jeszcze zima. Pogoda piękna. Słońce i ciepło - piękne widoki.
Szybkie przepakowanie plecaków i ruszamy w tłumie ludzi w górę ku Roztoce. Rozważamy jeszcze jak zaplanować dokładnie naszą wycieczkę, ale nie ustalamy sztywnego planu - będziemy dostosowywać go do pogody i sytuacji.
na parkingu w Palenicy Białczańskiej
W grzejącym słoneczku dochodzimy, w leniwym tempie, po ok godzinie, do schroniska w Roztoce. Piękne schronisko, z świetnym klimatem, bez hałaśliwego tłumu turystów. Bardzo je lubię, chociaż wszędzie stąd daleko . No ale tylko tutaj udało się mi zarezerwować, dzień wcześniej, noclegi dla 5 osób.
przy schronisku w Roztoce
Szybkie przepakowanie w pokoju, smaczny obiad z schroniskowego bufetu i ruszamy na wycieczkę na Gęsią Szyję.
Idzie się bardzo dobrze po zmrożonym śniegu. Można właściwie iść bez raków. Ja zakładam małe raczki, które doskonale spisują się na tej trasie, a nie męczą nóg.
Początkowo idziemy szlakiem czerwonym, później przechodzimy na czarny i po ok. 2 godzinach stajemy na stoku pod Gęsią Szyją, trochę powyżej Rusinowej Polany.
w drodze na Gęsią Szyję
Przed nami rozciąga się cudny widok na Tatry, więc pomimo zimnego wiatru, dość długo kontemplujemy widoki. Przed nami perspektywa kilku dni w Tatrach, więc humory mamy wyśmienite.
pod Gęsią Szyją
Kilka zdjęć i wracamy tą samą drogą do Roztoki. Cała wycieczka zajmuje nam ok. 3 godzin.
21 lutego - sobota
Rano budzimy się kilkanaście minut po piątej i szykujemy do wyjścia na Rysy. Ze schroniska wychodzimy ok. 6:30. Nawet tutaj, przy schronisku, czujemy silny wiatr. Trochę nas to martwi, bo na szczycie będzie na pewno wiać zdecydowanie mocniej. Jest trochę pochmurnie, ale wierzymy, że słońce jednak przebije się przez chmury.
Droga do Morskiego Oka jest oblodzona, a szczególnie na skrótach, więc warto założyć raki. Ja znów korzystam z małych raczków, które i tutaj spisują się doskonale.
Przy Moku jesteśmy o 8:00. Wchodzimy do schroniska na gorący kubek herbaty i batona. Trochę się przebieramy, bo wiatr jest coraz bardziej dokuczliwy, przed 9 ruszamy przez zamarznięte Morskie Oko ku Rysom. Porywy wiatru próbują wytrącić nas z równowagi, gdy idziemy wydeptaną ścieżką przez staw, ale na pocieszenie mamy piękne widoki i wychodzące zza chmur słońce. Na podejściu do Czarnego Stawu zakładamy raki, bo stok jest pokryty zamarzniętym śniegiem i teraz dopiero czuję się "walecznie". Przy Czarnym Stawie kilka zdjęć i przez środek stawu idziemy w kierunku szczytu.
trasa przez Czarny Staw na Rysy
Spotykamy kilku chłopaków, którzy wycofali się z wędrówki na szczyt, twierdząc, że było zbyt niebezpiecznie. My jednak idziemy dalej, wychodząc z założenia, że wycofać się zawsze zdążymy.
Trochę ponad stawem natrafiamy na pierwszą trudność, jaką jest mały lodospad na szlaku. Trzeba mocno operować czekanem i wykuć w lodzie miejsca na stopy. Dalej to już żmudne podejście po dość zmrożonym śniegu, choć czasami natrafiamy i na kopny śnieg, w którym zapadamy się powyżej kolan.
Wieje oczywiście bezlitośnie i dokuczliwie cały czas. Krótka przerwa, powyżej Buli pod Rysami, na batona i łyk gorącej herbaty z termosu powoduje, że marznę okrutnie i trudno mi się rozgrzać.
widok na Czarny Staw i Morskie Oko z szlaku na Rysy
Posuwamy się prawie w linii prostej po śnieżnej rysie ku szczytowi. Zawsze, kiedy idę tą trasą, w pamięci mam straszną tragedię, która wydarzyła się tutaj w 2003 roku, kiedy to 6 licealistów zginęło w lawinie śnieżnej. Na szczęście, pomimo wiatru halnego, trzyma dość mocny mróz. Woda w butelce zamarza, więc raczej warunki śnieżne są w miarę bezpieczne.
Dziś idę na szczyt z moimi dwoma synami, więc mimo wszystko, przeżywam spory niepokój. O dziwo, gdy wychodzę na przełęcz wiatr wcale nie zdmuchuje mnie z niej, jest spokojniej niż sądziłem. Dopiero przed samym szczytem, wicher pokazuje na co go stać. Dobrze, że świeci słońce, bo jednak daje poczucie ciepła.
Na szczycie Rysów jesteśmy przed 13. Gratulujemy sobie wzajemnie zimowego i wietrznego wejścia, kilka zdjęć porywających serce widoków ośnieżonych szczytów i schodzimy, bo wiatr wściekle nas atakuje i nie ma mowy o wypiciu ciepłej herbaty z termosu, czy zjedzeniu batona.
widok z Rysów
Wejście na szczyt, które wymaga wysiłku i koncentracji, to zawsze dla mnie piękne przeżycie. Warto poświęcić ten trud, tę nawet, czasami niepewność, aby przeżyć takie chwile....
widok z Rysów
widok z Rysów
widok z Rysów
nasza ekipa na szczycie
Na zejściu, tuż poniżej grani, słyszę radosny okrzyk od osoby idącej z dołu. Trochę zdziwiony odpowiadam, ale z góry i przez okulary nie poznaję człowieka. Okazuje się, że to Tomek - kompan z wyprawy na Mont Blanc z 2010 roku! co za spotkanie! Nie ma miejsca i czasu na dłuższe pogawędki, ale miło jest w takim miejscu spotkać dobrego znajomego.
Schodzę tyłem do stoku, bo tak szybciej, ale jednak niezbyt bezpiecznie, o czym przekonuję się trochę niżej. Edek - członek naszej ekipy - traci w pewnej chwili równowagę i wali się w dół, nabierając niebezpiecznie prędkości. Jesteśmy całkowicie bezradni, wierzymy tylko, że uda mu się wyhamować. Na szczęście zatrzymuje się po dobrych 200 metrach niebezpiecznego zjazdu. Po drodze gubi z plecaka kilka rzeczy, które zbieramy schodząc po śniegu.
Edek, na szczęście jest cały, trochę poobijany i wystraszony, ale może iść. Dzięki Bogu! Nieco niżej okazuje się, że zgubił jeszcze aparat fotograficzny, który na szczęście znajduje, nieco później schodzący chłopak i oddaje Edkowi. Ot, taka przygoda dla przestrogi.
widok na Rysy po zejściu
Przy schronisku przy Morskim Oku jesteśmy ok. 16. Jest sobota, więc ludzi tu tłumy. Nie wchodzimy do środka, tylko kierujemy się do Roztoki.
Znów musimy pokonać tę uciążliwą asfaltową trasę, co prawda, teraz zaśnieżoną i oblodzoną, ale strasznie upierdliwą - okrutnie nie lubię tej drogi, a szczególnie w dół!
Już solidnie głodni w Roztoce lądujemy ok. 17.
Dopiero tutaj, gdy dogadzamy sobie kulinarnie, dowiadujemy się, że ten dzień przyniósł okrutne żniwo.
Z Wielkiej Świstówki zeszła lawina i porwała kilka osób, a dodatkowo zaginęło dwóch turystów idących przez Zawrat (3 dni później odnaleziono ich zasypanych lawiną w okolicach Siklawy).
Odbieramy kilka telefonów od zaniepokojonych znajomych i rodziny. My mamy jednak sporą satysfakcję z osiągnięcia szczytu w dość trudnych jednak warunkach, a wspaniałe widoki były dodatkowym wynagrodzeniem naszego trudu.
22 lutego - niedziela
Tym razem wychodzimy dopiero ok. 9. Z ciężkimi plecakami przenosimy się do schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Początkowo chciałem tam iść przez Morskie Oko i Szpiglasową Przełęcz, jednak wizja ponownej żmudnej wędrówki drogą do Moka skutecznie wybiła mi to z głowy.
Owszem, Szpiglas mamy w planie, ale najpierw chcemy dojść do 5, tu zostawimy plecaki i na lekko wejdziemy na Szpiglasową Przełęcz i Szpiglasowy Wierch.
Wiatr nieco osłabł, słoneczko świeci w najlepsze, więc idzie się przyjemnie. trzeba jednak pamiętać, że ostatni odcinek szlaku do schroniska w 5-ciu Stawach ma zimą inny przebieg i należy dojść tam od strony wschodniej, a nie przy Siklawie.
Fantastyczny jest widok na Dolinę Pięciu Stawów Polskich od wschodniej strony! Mamy piękny słoneczny dzień, pogoda wymarzona na zimową wędrówkę i zdjęcia.
w drodze do 5-ciu Stawów Polskich
widok na Dolinę Pięciu Stawów Polskich
widok na Dolinę Pięciu Stawów Polskich
W schronisku jesteśmy ok. 12. Okazuje się, że dość pustawo i bez problemów otrzymujemy miejsca w pokoju. Szykujemy obiad i przepakowujemy się, szykując na wędrówkę na Szpiglasowy Wierch.
Wychodzimy ze schroniska i trochę zaskakuje nas zachmurzone niebo i szarość. Widać, że pogoda chce się zmienić. Nie zrażamy się jednak i śmiało idziemy zimową trasą w kierunku Szpiglasowej Przełęczy (przez środek Przedniego Stawu i powyżej południowego brzegu Wielkiego Stawu).
Rok wcześniej, gdy przemierzałem tę trasę z Rafałem, zapadaliśmy się w śniegu powyżej kolan, teraz, na szczęście, śnieg jest bardziej zmrożony i idzie się zdecydowanie łatwiej. Podejście na samą przełęcz nie jest trudne, choć dość strome, a my nie bawimy się w jakieś tam trawersy, tylko idziemy "na strzałę", ale w tych warunkach jest to bardzo fajny i szybki sposób podejścia. Czekan oczywiście przydaje się bardzo, o rakach nie wspominając.
Z góry schodzi rodzinka i podziw szczery we mnie wzbudza widok chyba 7 letniej dziewczynki w rakach, która śmiało zmierza w dół stromego zbocza. Co prawda jest wpięta w linę, którą asekuruje tata, ale jednak robi to wrażenie!
Na przełęczy jesteśmy o ok. 15. Trochę się rozchmurzyło, tak że widoki mamy znów fantastyczne. Idziemy, bez zatrzymania, granią na Szypiglasowy Wierch i dopiero tutaj mała przerwa na fotograficzne uwiecznienie tej chwili.
na grani w drodze na Szpiglasowy Wierch
widok z Szpiglasowego Wierchu
widok z Szpiglasowego Wierchu
widok z Szpiglasowego Wierchu
widok z Szpiglasowego Wierchu
widok z Szpiglasowego Wierchu
widok z Szpiglasowego Wierchu
widok z Szpiglasowego Wierchu
zejście z przełęczy
widok na Świnicę i Kozi W.
widok na Gładki
Świnica i Zawrat
Dolina 5-ciu SP - widok z szlaku na Szpiglas
Wiatr oczywiście nie ułatwia, ani nie umila nam tej pięknej, widokowej chwili, ale prawie już się do tego przyzwyczailiśmy. Po kilkunastu minutach schodzimy na przełęcz, tu mała chwila na kolejne zdjęcia i małe "conieco" i schodzimy do Doliny Pięciu Stawów Polskich.
Na zachodzie pojawia się nawet słońce wspaniale oświetlając ośnieżone szczyty, jest więc fotogenicznie i magicznie... .
Wczoraj Rysy, dziś Szpiglas od Roztoki - żaden wyczyn, ale mam sporą satysfakcję, że udało się wejść na te szczyty w dobrych warunkach i przy pięknej widoczności.
Przede mną dumnie wznosi się szczyt Koziego Wierchu - to cel na jutrzejszy dzień. Widać wydeptaną w śniegu ścieżkę na jego szczyt. Wiedzie prawie w linii prostej w górę - zapowiada się świetne podejście.
Krótko po 16 jesteśmy w schronisku i możemy teraz trochę sobie podogadzać kulinarnie i toczyć górskie, i nie tylko, dysputy stołówkowe .
23 lutego - poniedziałek
Wstajemy kilka minut po 5 i o 6:20 wychodzimy ze schroniska. Dziś musimy wracać do domu i z Palenicy Białczańskiej najpóźniej o 14 jest konieczny odjazd, ale Koziego nie odpuścimy!
Niestety jest znów wietrznie i chmurnie. Nie zrażamy się tym jednak wierząc, że chyba nie będzie gorzej, a szansa na rozjaśnienie jest spora.
W dobrym tempie wspinamy się ku grani. Wieje coraz mocniej, a widoczność jest bardzo ograniczona, ale to nie osłabia naszego zapału. Tuż przed granią można schronić się za sporą skałą, która osłania nieco od wiatru, można więc wypić łyk herbaty i się posilić. Za chwilę wychodzimy na samą grań i kilkadziesiąt metrów balansujemy w wietrze i chmurnej przestrzeni zmierzając na zachód w kierunku szczytu.
W końcu, prawie dokładnie o 8, jesteśmy na samiuśkim Kozim Wierchu.
na Kozim W.
Niestety, widoki są żadne, ale mimo to dokumentuję wejście kilkoma fotkami i tą samą drogą schodzimy, znów zatrzymując się na chwilę za sterczącą skałą.
Zejście jest oczywiście szybsze, a w trakcie niego wyraźnie poprawia się widoczność, tak, że przez chwilę zastanawiamy się, czy nie wrócić ponownie na szczyt.
widok z zejścia z Koziego W.
zejście z Koziego Wierchu
W schronisku jesteśmy już o 9.
tuż przed zejściem w doliny przy schronisku w Dolinie Pięciu Stawów Polskich
Coś na ząb i gorąca herbata, pakowanie i schodzimy Doliną Roztoki do Wodogrzmotów Mickiewicza, a dalej do naszego auta w Palenicy Białczańskiej.
Byliśmy tylko niecałe cztery dni w Górach, ale bardzo cieszymy się z tych chwil. Fantastyczne widoki ze szczytów, radość z zimowej wspinaczki po stromych zboczach..., ciszę się że udało mi się dzielić te przeżycia z synami i świetnymi, nowopoznanymi, ludźmi.
cała galeria zdjęć:
https://picasaweb.google.com/1107619494 ... redirect=1
Właściwie trudno powiedzieć..., chyba jednak wejście na Rysy - ale to raczej ze względu na długość trasy.Barbórka pisze:którą z tras oceniasz w kategorii trudniejszej zimą?jestem ciekawa Twojej opinii
Gdy śnieg jest zmrożony i nie zapada się człowiek powyżej kolan, to wolę wędrówki zimowe w Tatrach. Zdecydowanie większa satysfakcja i radocha . No i nie ma tych nieprzebranych tłumów na szlakach!
Dzięki za miłe słowa
Super relacja Grzegorz; wracają wspomnienia z połowy grudnia 2014 r. (też dane mi było szczytować na zimowych Rysach)- warunki mieliśmy podobne: sporo śniegu i silny przenikliwy wiatr; zimą to jednak zupełnie inna droga i inna góra, ta cisza i pustka powyżej Czarnego Stawu są niesłychanie przejmujące, zarazem dają do myślenia.
Gratki raz jeszcze:)
Pozdrawiam
Gratki raz jeszcze:)
Pozdrawiam
Re: Z Halnym na Rysach
Dobrze się czyta taką relację, szczególnie "na dobranoc"
Gratulacje dla całej ekipy za dobrze spędzony czas w górach!
Halicz pisze:
...cieszę się że udało mi się dzielić te przeżycia z synami...
Gratulacje dla całej ekipy za dobrze spędzony czas w górach!
"It is hard to fail, but it is worse never to have tried to succeed." Theodore Roosevelt
http://tomaszplaszczyk.pl/
http://tomaszplaszczyk.pl/
z mojej równieżWAR pisze: lista zdobytych szczytów jak z mojej listy życzeń na zimowe wejścia
bardzo udany wypad mieliście tylko pozazdrościć tych "naładowanych akumulatorów" bo moje już na "rezerwie"
Nie możesz zatrzymać
żadnego dnia,
ale możesz go nie stracić.
https://picasaweb.google.com/102928732526243008580
żadnego dnia,
ale możesz go nie stracić.
https://picasaweb.google.com/102928732526243008580