Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Kolejny piękny weekend!
Po męczącej sobotniej zagranicznej wycieczce, w niedzielę wybraliśmy się na coś małego, lekkiego i przyjemnego. Dolina Kobylańska.
W Dolinkach Podkrakowskich jest już wiosna!
Kwiatki kolorowe.
I tłumy ludzi - sami pracownicy supermarketów z rodzinami - korzystają z niedzieli niehandlowej
Zawsze staram się znaleźć miejsce, w którym jeszcze nie byłem. Teraz padło na Kopiec Bzowskich. Wyłonił się ponad linię horyzontu jak peryskop z łodzi podwodnej... i cały falował w rozgrzanym powietrzu. Najpierw pomyślałem, ze to fatamorgana. Pojawiły się wątpliwości, czy damy radę.
Ukochana w ataku szczytowym.
Warta honorowa.
Widok z kopca z stronę z której przyszliśmy.
Widok z kopca w stronę Będkowic.
Wróciliśmy do Doliny Kobylańskiej i zdobyliśmy sobie tą skałkę. Oczywiście nie od frontu, tylko od tylca.
W lesie już zielono. Wiosna w pełni
Po męczącej sobotniej zagranicznej wycieczce, w niedzielę wybraliśmy się na coś małego, lekkiego i przyjemnego. Dolina Kobylańska.
W Dolinkach Podkrakowskich jest już wiosna!
Kwiatki kolorowe.
I tłumy ludzi - sami pracownicy supermarketów z rodzinami - korzystają z niedzieli niehandlowej
Zawsze staram się znaleźć miejsce, w którym jeszcze nie byłem. Teraz padło na Kopiec Bzowskich. Wyłonił się ponad linię horyzontu jak peryskop z łodzi podwodnej... i cały falował w rozgrzanym powietrzu. Najpierw pomyślałem, ze to fatamorgana. Pojawiły się wątpliwości, czy damy radę.
Ukochana w ataku szczytowym.
Warta honorowa.
Widok z kopca z stronę z której przyszliśmy.
Widok z kopca w stronę Będkowic.
Wróciliśmy do Doliny Kobylańskiej i zdobyliśmy sobie tą skałkę. Oczywiście nie od frontu, tylko od tylca.
W lesie już zielono. Wiosna w pełni
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Majówka w pełni, a Ukochana ma katar. W związku z tym idziemy tylko na spacer po naszym szaroburym Jaworznie. Opuszczamy nasze blokowisko.
I se idziemy se... nic nie ma w tym Jaworznie... oprócz wiochy.
Dochodzimy w zdewastowane tereny poprzemysłowe.
Przyszli tu inni ludzie, których nie stać na wyjazd gdzieś dalej.
Pewnie myślą, że to jakieś Jeziora Plitvickie.
Chodzą sobie, moczą nogi, robią selfe.
Hmm...
Tylko Tobi zachowuje się normalnie.
No bardzo brzydkie miejsce.
Ochyda!
Odchodzimy stamtąd z niesmakiem.
Zaś coś budują dla beneficjentów 500+
Kompletna nuda w tym Jaworznie. Nie ma po co z domu nawet wychodzić.
I se idziemy se... nic nie ma w tym Jaworznie... oprócz wiochy.
Dochodzimy w zdewastowane tereny poprzemysłowe.
Przyszli tu inni ludzie, których nie stać na wyjazd gdzieś dalej.
Pewnie myślą, że to jakieś Jeziora Plitvickie.
Chodzą sobie, moczą nogi, robią selfe.
Hmm...
Tylko Tobi zachowuje się normalnie.
No bardzo brzydkie miejsce.
Ochyda!
Odchodzimy stamtąd z niesmakiem.
Zaś coś budują dla beneficjentów 500+
Kompletna nuda w tym Jaworznie. Nie ma po co z domu nawet wychodzić.
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Szalona jest ta pogoda. Prognozy na 3 dni do przodu dużo gorsze niż rzeczywistość.
Ukochana ciągle ma katar, więc mała wycieczka w jurajskie okolice podkrakowskie.
Wąwóz Zbrza.
Zielony kolor w swej największej intensywności.
Ale pojawiają się już inne kolory, np. żółty
Widok na Kraków - Tobi raczej nie jest zainteresowany
Widok z Garbu Tenczyńskiego w stronę Dolinek Podkrakowskich.
Rzepakowe impresje.
Skałki tez były
Mała wycieczka... bo jeszcze idziemy dzisiaj na grila
Ukochana ciągle ma katar, więc mała wycieczka w jurajskie okolice podkrakowskie.
Wąwóz Zbrza.
Zielony kolor w swej największej intensywności.
Ale pojawiają się już inne kolory, np. żółty
Widok na Kraków - Tobi raczej nie jest zainteresowany
Widok z Garbu Tenczyńskiego w stronę Dolinek Podkrakowskich.
Rzepakowe impresje.
Skałki tez były
Mała wycieczka... bo jeszcze idziemy dzisiaj na grila
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Ukochana nie była zadowolona, że na całą sobotę ją zostawiłem i pojechałem sobie na Dusiołka.
Więc na niedzielę, wymyśliła, że ma być wycieczka: blisko, lekka, z ekskluzywną knajpą, dużo otwartych przestrzeni.
Podjechaliśmy więc do Chrzanowa.
I poszliśmy w stronę zamku Lipowiec w Wygiełzowie.
Pod zamkiem robi się coraz większa komercja. Wszystko coraz piękniejsze.
Tam żeśmy odwiedzili knajpę przy skansenie.
A potem poszliśmy dalej, w stronę Regulic.
Są tu fajne tereny spacerowe.
Z ciekawymi widokami.
Ale też są tereny bardzo dzikie, gdzie można się przez chwilę poczuć, jak w Beskidzie Niskim.
Tobi dawno nie ćwiczył chodzenia po drabinie. Chciałem sprawdzić, czy pamięta. Wdrapał się na górę bez ociągania... szalony pies.
Więc na niedzielę, wymyśliła, że ma być wycieczka: blisko, lekka, z ekskluzywną knajpą, dużo otwartych przestrzeni.
Podjechaliśmy więc do Chrzanowa.
I poszliśmy w stronę zamku Lipowiec w Wygiełzowie.
Pod zamkiem robi się coraz większa komercja. Wszystko coraz piękniejsze.
Tam żeśmy odwiedzili knajpę przy skansenie.
A potem poszliśmy dalej, w stronę Regulic.
Są tu fajne tereny spacerowe.
Z ciekawymi widokami.
Ale też są tereny bardzo dzikie, gdzie można się przez chwilę poczuć, jak w Beskidzie Niskim.
Tobi dawno nie ćwiczył chodzenia po drabinie. Chciałem sprawdzić, czy pamięta. Wdrapał się na górę bez ociągania... szalony pies.
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Dzisiaj odwiedziliśmy Beskid Śląski. Na Baraniej Górze byliśmy wiele razy, ale ani razu z Kamesznicy. Podjechaliśmy autem ile się dało wzdłuż potoku Janoska i ruszyliśmy żółtym szlakiem. Zapowiada się sielankowy dzień.
Tylko, że ja chciałem zaliczyć jeszcze Gańczorkę, więc wymyśliłem, żeby odbić jakąś drogą w jej kierunku. Odpowiednia droga pojawiła się szybko, poszliśmy nią i po kilometrze droga się skończyła - tak po prostu. Drogi robione pod zwózkę drewna czasem tak mają. Myślałem, że Ukochana pozłości się na nie i wrócimy do szlaku, ale o dziwo sama chciała powalczyć dalej. Po chwili byliśmy już w czarnej dupie.
Szczena mi opadła, bo mimo sytuacji, Ukochana w doskonałym humorze. Zadowolona i ufająca, że wszystko będzie dobrze.
Doszliśmy do niebieskiego szlaku, którym już bez przeszkód poszliśmy na Gańczorkę.
Na Gańczorce są wychodnie skalne i grota. Groty nie znalazłem, a z wychodni jest taki oto widok w stronę Baraniej Góry. Szlak idzie dołem, widać go na wprost. Żeby zaliczyć wychodnie z tym widokiem, trzeba trochę pochaszczować.
Zadowoleni z przebiegu wycieczki udaliśmy się do Schroniska pod Baranią celem wypicia piwa. Samo schronisko jest najbrzydsze w całych Beskidach, ale za to ma bardzo sympatyczną wyluzowaną obsługę. Na zdjęciu domek Muzeum Beskidu Śląskiego przy schronisku.
No a to już Barania Góra.
Zamieszczam zdjęcie, żeby nie było kontrowersji, czy zdobyliśmy, czy nie... jak w przypadku Elisabeth Revol i Nanga Parbat.
Zejście czarnym szlakiem z pięknymi, choć nie do końca super przejrzystymi widokami.
I jak już nadszedł moment, żeby bezszlakowo odbić w kierunku auta, to odbiliśmy zgodnie z planem i się zgubiliśmy. Ale byłem zdziwiony! Ukochana tylko kiwała głową i powtarzała "jak zawsze... jak zawsze...". Trzeba było schodzić byle w dół.
A takie schodzenie pełne jest niespodzianek.
Ostatecznie udało się dotrzeć do auta z niewielką obsuwą i w dobrych humorach.
A w domu postudiowałem różne mapy internetowe i zdjęcia satelitarne i wszystko się wyjaśniło... po prostu nowe drogi powstają, a stare zarastają w szybkim tempie, szczególnie w Beskidzie Śląskim, gdzie wiatr i inne nieszczęścia zlikwidowały lasy na ogromnych obszarach.
Tylko, że ja chciałem zaliczyć jeszcze Gańczorkę, więc wymyśliłem, żeby odbić jakąś drogą w jej kierunku. Odpowiednia droga pojawiła się szybko, poszliśmy nią i po kilometrze droga się skończyła - tak po prostu. Drogi robione pod zwózkę drewna czasem tak mają. Myślałem, że Ukochana pozłości się na nie i wrócimy do szlaku, ale o dziwo sama chciała powalczyć dalej. Po chwili byliśmy już w czarnej dupie.
Szczena mi opadła, bo mimo sytuacji, Ukochana w doskonałym humorze. Zadowolona i ufająca, że wszystko będzie dobrze.
Doszliśmy do niebieskiego szlaku, którym już bez przeszkód poszliśmy na Gańczorkę.
Na Gańczorce są wychodnie skalne i grota. Groty nie znalazłem, a z wychodni jest taki oto widok w stronę Baraniej Góry. Szlak idzie dołem, widać go na wprost. Żeby zaliczyć wychodnie z tym widokiem, trzeba trochę pochaszczować.
Zadowoleni z przebiegu wycieczki udaliśmy się do Schroniska pod Baranią celem wypicia piwa. Samo schronisko jest najbrzydsze w całych Beskidach, ale za to ma bardzo sympatyczną wyluzowaną obsługę. Na zdjęciu domek Muzeum Beskidu Śląskiego przy schronisku.
No a to już Barania Góra.
Zamieszczam zdjęcie, żeby nie było kontrowersji, czy zdobyliśmy, czy nie... jak w przypadku Elisabeth Revol i Nanga Parbat.
Zejście czarnym szlakiem z pięknymi, choć nie do końca super przejrzystymi widokami.
I jak już nadszedł moment, żeby bezszlakowo odbić w kierunku auta, to odbiliśmy zgodnie z planem i się zgubiliśmy. Ale byłem zdziwiony! Ukochana tylko kiwała głową i powtarzała "jak zawsze... jak zawsze...". Trzeba było schodzić byle w dół.
A takie schodzenie pełne jest niespodzianek.
Ostatecznie udało się dotrzeć do auta z niewielką obsuwą i w dobrych humorach.
A w domu postudiowałem różne mapy internetowe i zdjęcia satelitarne i wszystko się wyjaśniło... po prostu nowe drogi powstają, a stare zarastają w szybkim tempie, szczególnie w Beskidzie Śląskim, gdzie wiatr i inne nieszczęścia zlikwidowały lasy na ogromnych obszarach.
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Długi weekend pod znakiem zmiennej pogody, ale nie było tak źle.
W czwartek pojechaliśmy w północną część Jury. Góry Towarne.
Słowo "góry" jest trochę przesadzone moim zdaniem, ale skałki są, jak to na Jurze.
Natomiast co godne uwagi, znajduje się tam Jaskinia Towarna, która wg mnie jest najfajniejszą jaskinią na Jurze.
Jej zalety w punktach to:
- jest dzika, czyli żadne oświetlenie, schodki, bilety
- jest odpowiednio łatwa/trudna, żeby tacy turyści jak ja poczuli satysfakcję z eksploracji, ale bez bawienia się w jaskiniowców-zawodowców
- jest wielopoziomowa i dość spora
Do takiej dużej komnaty dochodzi się z lekkim podczołgiwaniem.
W jdnej z odnóg można wejść do dziury, a tam dalszy korytarz.
Niestety po wyjściu z jaskini okazało się, że nadciąga burza. Dziwna taka, bo deszcz nie spadł, ale grzmoty okrążały nas przez najbliższe godziny i słońca już nie było. A bez słońca białe wapienne skałki nie sa już takie fajne.
W piątek wybraliśmy się w Skały Rzędkowickie. Jest to największe i najciekawsze nagromadzenie skał na Jurze.
Ostatnio byłem tam 3 lata temu i cały dzień katowałem Tobiego wspinaniem. Zapamiętałem wiele miejsc, gdzie musiał się wtedy długo przełamywać, żeby gdzieś wyjść lub zejść. Teraz śmigał po tych miejscach bez problemu.
Ukochana również śmigała.
W pewnym momencie Ukochana poczuła "zew góry". W praktyce wyglądało to tak, że pomknęła na trudno dostępną skałkę zostawiając na dole mnie i szalejącego psa. Musiałem Tobiemu pomóc podsadzając go, a potem sam ledwie się wygramoliłem z aparatem. Powyżej było kolejne za trudne miejsce dla Tobiego, znowu musiałem mu pomóc, a potem sam nie wiedziałem jak tam wyjść. W tym czasie Ukochana krzyczała już z góry, że zdobyła wierzchołek. Musiałem schować aparat i dopiero dałem radę. Pies szalał z rozpaczy, bo powyżej znowu miał problem, a zrobiło się już mocno przepaściście. Znowu musiałem mu pomóc, bo bał się wskoczyć na wyższą platformę właśnie z powodu przepaści. Dotarliśmy do Ukochanej, która była wielce zadowolona ze swojego osiągnięcia. Posiedzieliśmy tam chwilę, bo pięknie było.
Co do zejścia miałem pełno obaw i jedyną nadzieją było znalezienie innej prostszej drogi. Udało się
Potem jeszcze pokręciliśmy się po okolicy. Znaleźliśmy Jaskinię Żabią. Ba szczęście Ukochana nie poczuła "zewu jaskini"
Do końca dnia właziliśmy na różne skałki.
W piątek pogoda dopisała. Dobrze, że wzięliśmy urlop
W czwartek pojechaliśmy w północną część Jury. Góry Towarne.
Słowo "góry" jest trochę przesadzone moim zdaniem, ale skałki są, jak to na Jurze.
Natomiast co godne uwagi, znajduje się tam Jaskinia Towarna, która wg mnie jest najfajniejszą jaskinią na Jurze.
Jej zalety w punktach to:
- jest dzika, czyli żadne oświetlenie, schodki, bilety
- jest odpowiednio łatwa/trudna, żeby tacy turyści jak ja poczuli satysfakcję z eksploracji, ale bez bawienia się w jaskiniowców-zawodowców
- jest wielopoziomowa i dość spora
Do takiej dużej komnaty dochodzi się z lekkim podczołgiwaniem.
W jdnej z odnóg można wejść do dziury, a tam dalszy korytarz.
Niestety po wyjściu z jaskini okazało się, że nadciąga burza. Dziwna taka, bo deszcz nie spadł, ale grzmoty okrążały nas przez najbliższe godziny i słońca już nie było. A bez słońca białe wapienne skałki nie sa już takie fajne.
W piątek wybraliśmy się w Skały Rzędkowickie. Jest to największe i najciekawsze nagromadzenie skał na Jurze.
Ostatnio byłem tam 3 lata temu i cały dzień katowałem Tobiego wspinaniem. Zapamiętałem wiele miejsc, gdzie musiał się wtedy długo przełamywać, żeby gdzieś wyjść lub zejść. Teraz śmigał po tych miejscach bez problemu.
Ukochana również śmigała.
W pewnym momencie Ukochana poczuła "zew góry". W praktyce wyglądało to tak, że pomknęła na trudno dostępną skałkę zostawiając na dole mnie i szalejącego psa. Musiałem Tobiemu pomóc podsadzając go, a potem sam ledwie się wygramoliłem z aparatem. Powyżej było kolejne za trudne miejsce dla Tobiego, znowu musiałem mu pomóc, a potem sam nie wiedziałem jak tam wyjść. W tym czasie Ukochana krzyczała już z góry, że zdobyła wierzchołek. Musiałem schować aparat i dopiero dałem radę. Pies szalał z rozpaczy, bo powyżej znowu miał problem, a zrobiło się już mocno przepaściście. Znowu musiałem mu pomóc, bo bał się wskoczyć na wyższą platformę właśnie z powodu przepaści. Dotarliśmy do Ukochanej, która była wielce zadowolona ze swojego osiągnięcia. Posiedzieliśmy tam chwilę, bo pięknie było.
Co do zejścia miałem pełno obaw i jedyną nadzieją było znalezienie innej prostszej drogi. Udało się
Potem jeszcze pokręciliśmy się po okolicy. Znaleźliśmy Jaskinię Żabią. Ba szczęście Ukochana nie poczuła "zewu jaskini"
Do końca dnia właziliśmy na różne skałki.
W piątek pogoda dopisała. Dobrze, że wzięliśmy urlop
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
i po urlopie...
taka mała zajawka, coś więcej opiszę później...
taka mała zajawka, coś więcej opiszę później...
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Lekko zaległa relacja z soboty. Po wielkich ulewach przyszedł mi do głowy pomysł zobaczyć jak będą wyglądać wodospady w Beskidzie Małym. Na wycieczce byłem tylko z psami i postanowiłem się trochę uciorać Podjechałem do Czańca, do Cygańskiego lasu i poszedłem wzdłuż potoku Domaczka w kierunku wodospadów pod Złotą Górką. Postanowiłem iść strumieniem, żeby było ciekawiej. Wody było sporo, ale myślałem, że będzie więcej, wszak pod Tatrami prawie stan klęski żywiołowej.
Wzdłuż potoku szło się... masakrycznie. Czyli dostałem dokładnie to co chciałem
Idzie się tak spory kawałek mijając po drodze liczna małe wodospadki, pokonując progi i powalone drzewa.
Psom się najwyraźniej podobało
Główny wodospad prezentował się tak:
Potem jeszcze poszedłem dalej w górę wzdłuż strumienia, aż wąwóz się skończył i uznałem, że wystarczy. Całe to wędrowanie srogo mnie umęczyło, na dodatek rozwalił mi się but. Wyleczyłem się z myślenia o dotarciu tego samego dnia do drugiego wodospadu - Dusicy, uznając, że to zbyt daleko.
Następnie drogą wyszedłem na Porębski Groń, gdzie szlak żółty jest już oczyszczony z wiatrołomów.
Znalazłem skrzydło motyla.
Ponieważ mi nie uciekało, a ja już nie miałem ambitnych planów, straciłem parę minut na próby sfotografowania go z największym możliwym powiększeniu. Efekt końcowy wyszedł zdumiewający. Skrzydło składa się z pojedynczych pikseli, jak obraz na monitorze.
Potem zaliczając szczyt Wielkiej Bukowej poszedłem w najbardziej komercyjne miejsce w BM - zajazd Kocierz Hotel & SPA.
Potem na Potrójną, gdzie okazało się, że jestem na tyle wcześnie, że wariant dotarcia do Dusicy jest jeszcze realny.
Lecimy przez Anulę, gdzie Tobi jak zwykle wskakuje na pieniek.
Tym razem nakręciłem dodatkowo film.
https://www.youtube.com/watch?v=SMM4xQb ... e=youtu.be
No to na szybko do Groty Komonieckiego.
Odnalazłem pudełko z notesem do wpisów. Ciągle w stanie bardzo dobrym
Poniżej groty wodospad Dusica. Pierwszy raz widziałem oba wodospady jednego dnia, trzeba przyznać, że Dusica ma więcej wody i robi lepsze wrażenie.
Sprawdziłem godzinę - 16:40, a ja jestem w najdalszym punkcie od auta. Szedłem tu ponad 8 godzin, więc jakbym wracał tak samo szybko, to przy aucie powinienem być ok 1 w nocy. No nic. Trzeba zwiększyć tempo.
Na Potrójnej cienie już długie. Wstępuję na piwko, które ma mi dać siłę - taaaak wielką.
Wracam przez Jawornicę. Wiem,że prościej byłoby dokładnie tą samą drogą co przyszedłem, ale zawsze staram się unikać chodzenia tą samą drogą. Dawno nie byłem w lecie na Jawornicy. Polana zarosła, krzyż jakby zmalał.
Zejście do Targanic dało mi popalić. A potem wyjście żółtym szlakiem na Złotą Górkę jeszcze dobiło. Natomiast czasowo było nieźle. Ciągle jasno. Na szczycie Złotej Górki zobaczyłem słońce.
Zszedłem do auta nie wyciągając czołówki, czyli można uznać, że po jasnemu
Wzdłuż potoku szło się... masakrycznie. Czyli dostałem dokładnie to co chciałem
Idzie się tak spory kawałek mijając po drodze liczna małe wodospadki, pokonując progi i powalone drzewa.
Psom się najwyraźniej podobało
Główny wodospad prezentował się tak:
Potem jeszcze poszedłem dalej w górę wzdłuż strumienia, aż wąwóz się skończył i uznałem, że wystarczy. Całe to wędrowanie srogo mnie umęczyło, na dodatek rozwalił mi się but. Wyleczyłem się z myślenia o dotarciu tego samego dnia do drugiego wodospadu - Dusicy, uznając, że to zbyt daleko.
Następnie drogą wyszedłem na Porębski Groń, gdzie szlak żółty jest już oczyszczony z wiatrołomów.
Znalazłem skrzydło motyla.
Ponieważ mi nie uciekało, a ja już nie miałem ambitnych planów, straciłem parę minut na próby sfotografowania go z największym możliwym powiększeniu. Efekt końcowy wyszedł zdumiewający. Skrzydło składa się z pojedynczych pikseli, jak obraz na monitorze.
Potem zaliczając szczyt Wielkiej Bukowej poszedłem w najbardziej komercyjne miejsce w BM - zajazd Kocierz Hotel & SPA.
Potem na Potrójną, gdzie okazało się, że jestem na tyle wcześnie, że wariant dotarcia do Dusicy jest jeszcze realny.
Lecimy przez Anulę, gdzie Tobi jak zwykle wskakuje na pieniek.
Tym razem nakręciłem dodatkowo film.
https://www.youtube.com/watch?v=SMM4xQb ... e=youtu.be
No to na szybko do Groty Komonieckiego.
Odnalazłem pudełko z notesem do wpisów. Ciągle w stanie bardzo dobrym
Poniżej groty wodospad Dusica. Pierwszy raz widziałem oba wodospady jednego dnia, trzeba przyznać, że Dusica ma więcej wody i robi lepsze wrażenie.
Sprawdziłem godzinę - 16:40, a ja jestem w najdalszym punkcie od auta. Szedłem tu ponad 8 godzin, więc jakbym wracał tak samo szybko, to przy aucie powinienem być ok 1 w nocy. No nic. Trzeba zwiększyć tempo.
Na Potrójnej cienie już długie. Wstępuję na piwko, które ma mi dać siłę - taaaak wielką.
Wracam przez Jawornicę. Wiem,że prościej byłoby dokładnie tą samą drogą co przyszedłem, ale zawsze staram się unikać chodzenia tą samą drogą. Dawno nie byłem w lecie na Jawornicy. Polana zarosła, krzyż jakby zmalał.
Zejście do Targanic dało mi popalić. A potem wyjście żółtym szlakiem na Złotą Górkę jeszcze dobiło. Natomiast czasowo było nieźle. Ciągle jasno. Na szczycie Złotej Górki zobaczyłem słońce.
Zszedłem do auta nie wyciągając czołówki, czyli można uznać, że po jasnemu
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Super foty wodospadów i strasznie mi się podoba ta z psami nad wodospadem
Rejon Anuli i Dusicy znam, ale o tych wodospadach z początku trasy nie wiedziałam
Rejon Anuli i Dusicy znam, ale o tych wodospadach z początku trasy nie wiedziałam
"Historii nie da się przewidzieć, tyle wiem jako historyk..."
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Zawsze mnie to ciekawiło jak on tam wskakuje i fajnie to widać na filmie
Kiedy trzeba wspiąć się na górę, nie myśl, że jak będziesz stał i czekał, to góra zrobi się mniejsza.
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
W sobotnie upały Rycerzowa z Ujsoł.
Najpierw zielonym szlakiem na Muńcuł.
Po drodze obfociłem pająka.
Szlak na Muńcuł jest mało popularny.
Sam wierzchołek jest zarośnięty, ale można podejść parę metrów i mieć całkiem niezłe widoki na zachód w kierunku Wielkiej Raczy.
A z podszczytowych hal widac Tatry. Choć był to taki letni widok... byle jaki.
Zimowego zdecydowanie nie przebija.
Idziemy na Małą Rycerzową. Tobi zalicza bacówkę.
Kolor zielony powoli jest zastępowany przez żółty.
Wielka Rycerzowa.
Ale najpierw my zaliczamy bacówkę i piwko
Babia, Pilsko.
Wracamy czerwonym szlakiem przez Mładą Horę. Inaczej pamiętałem tą osadę. Z upadającej pastersko-rolniczej zmienia się w dopieszczoną wypoczynkową. A w tle Muńcuł.
Teraz takich domów tam dużo. Ładnie.
Czerwony szlak prowadzi przyjemnie, ale nieco się dłuży.
Jarzębina obrodziła.
Na koniec porzucamy szlak. Idziemy grzbietem przez Urówki i schodzimy do auta.
Najpierw zielonym szlakiem na Muńcuł.
Po drodze obfociłem pająka.
Szlak na Muńcuł jest mało popularny.
Sam wierzchołek jest zarośnięty, ale można podejść parę metrów i mieć całkiem niezłe widoki na zachód w kierunku Wielkiej Raczy.
A z podszczytowych hal widac Tatry. Choć był to taki letni widok... byle jaki.
Zimowego zdecydowanie nie przebija.
Idziemy na Małą Rycerzową. Tobi zalicza bacówkę.
Kolor zielony powoli jest zastępowany przez żółty.
Wielka Rycerzowa.
Ale najpierw my zaliczamy bacówkę i piwko
Babia, Pilsko.
Wracamy czerwonym szlakiem przez Mładą Horę. Inaczej pamiętałem tą osadę. Z upadającej pastersko-rolniczej zmienia się w dopieszczoną wypoczynkową. A w tle Muńcuł.
Teraz takich domów tam dużo. Ładnie.
Czerwony szlak prowadzi przyjemnie, ale nieco się dłuży.
Jarzębina obrodziła.
Na koniec porzucamy szlak. Idziemy grzbietem przez Urówki i schodzimy do auta.
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Sobota - grill. Ciężki.
Żeby zupełnie nie zmarnować pięknej niedzieli udało się zorganizować wycieczkę w najbliższą nieznaną okolicę - wieś Bolęcin koło Chrzanowa.
Takie swojskie klimaty.
Mimozami jesień się zaczyna... a może nawłociami.
Była też skałka... a jakże!
Dzięki temu można powiedzieć, że byłem na Jurze
Głównie włóczyliśmy się po łąkach.
Tobi wychodzi po drabinie - normalka.
Co ciekawe ta była na tyle "pozioma", że próbował po niej sam schodzić. U góry go asekurowałem, od połowy dałem wolną łapę i nie spadł.
Było tez pływanie na lokalnym kąpielisku.
Skłamałem. To nie kąpielisko.
To co widać poniżej to nie jest kąpielisko. Przy brzegu są wielkie tablice "zakaz kąpieli". Jest parking. Plac zabaw i park linowy dla dzieci o nazwie Skrzatolandia. Są budki z piwem, lodami, kebaby itp. Jest plaża. I jest "zakaz kąpieli, którego nikt nie przestrzega. Czy ktoś mi wytłumaczy o co tu chodzi?
Jak na kac-spacer nawet fajnie było
Żeby zupełnie nie zmarnować pięknej niedzieli udało się zorganizować wycieczkę w najbliższą nieznaną okolicę - wieś Bolęcin koło Chrzanowa.
Takie swojskie klimaty.
Mimozami jesień się zaczyna... a może nawłociami.
Była też skałka... a jakże!
Dzięki temu można powiedzieć, że byłem na Jurze
Głównie włóczyliśmy się po łąkach.
Tobi wychodzi po drabinie - normalka.
Co ciekawe ta była na tyle "pozioma", że próbował po niej sam schodzić. U góry go asekurowałem, od połowy dałem wolną łapę i nie spadł.
Było tez pływanie na lokalnym kąpielisku.
Skłamałem. To nie kąpielisko.
To co widać poniżej to nie jest kąpielisko. Przy brzegu są wielkie tablice "zakaz kąpieli". Jest parking. Plac zabaw i park linowy dla dzieci o nazwie Skrzatolandia. Są budki z piwem, lodami, kebaby itp. Jest plaża. I jest "zakaz kąpieli, którego nikt nie przestrzega. Czy ktoś mi wytłumaczy o co tu chodzi?
Jak na kac-spacer nawet fajnie było
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Wybraliśmy się w Beskid Mały... głównie, żeby się porozglądać za grzybami.
Plan był, żeby z Kozińca iść na Leskowiec.
Grzyby były.
Dużo grzybów.
Udało nam się dojść do grzbietu z żółtym szlakiem, ale w pewnym momencie znaleźliśmy kilka prawdziwków naraz. Postanowiłem przepakować do drugiej reklamówki... a tu Ukochana na minutkę weszła w bok i wyszła z całym naręczem.
Nie udało się nawet dojść do Królewizny, zrobiliśmy odwrót. Ledwie daliśmy radę unieść urobek. Na zejściu urwały się uszy. Dramat.
Nie polecam iść na grzyby. Jest za dużo. Zbyt męcząco.
Plan był, żeby z Kozińca iść na Leskowiec.
Grzyby były.
Dużo grzybów.
Udało nam się dojść do grzbietu z żółtym szlakiem, ale w pewnym momencie znaleźliśmy kilka prawdziwków naraz. Postanowiłem przepakować do drugiej reklamówki... a tu Ukochana na minutkę weszła w bok i wyszła z całym naręczem.
Nie udało się nawet dojść do Królewizny, zrobiliśmy odwrót. Ledwie daliśmy radę unieść urobek. Na zejściu urwały się uszy. Dramat.
Nie polecam iść na grzyby. Jest za dużo. Zbyt męcząco.
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Po raz trzeci we wrześniu wypadło odwiedzić Beskid Mały. Tym razem piękną niedzielę wykorzystaliśmy na eksplorację wschodniego brzegu zbiornika Świnna-Poręba
Jest tam całkiem sympatycznie jeżeli chodzi o okolice nad samą wodą.
Bobry budują tamę... chociaż nie, to przecież Tobi... mówił, że woda ciepła mimo przymrozków.
Wędrowanie wzdłuż brzegu nie należy do najłatwiejszych. Dojść do wody jest łatwo jakąś starą drogą, których jest tam sporo, ale nie powstały jeszcze drogi/ścieżki położone nad brzegiem. Miejscami brzeg jest stromy i bardzo zarośnięty, w innych miejscach płaski, podmokły, bagnisty, z głęboko wciętymi zatokami. Naprawdę wyzwaniem jest się tam poruszać.
Poziom wody chyba nieco wyższy niż zakładali projektanci.
Poza tym były kanie, których nie zbieraliśmy... niech sobie rosną.
Osy robiły coś dziwnego. Zwróciłem uwagę, że niektóre są dużo większe niż inne.
Co chwilę można się natknąć na pozostałości po gospodarstwach wysiedlonych wiele lat temu. Stare sady, z bardzo smacznymi słodko-kwaśnymi, twardymi jabłkami, jakich nie kupi się teraz w sklepie. Pozyskaliśmy tyle ile udało się unieść
Jest tam całkiem sympatycznie jeżeli chodzi o okolice nad samą wodą.
Bobry budują tamę... chociaż nie, to przecież Tobi... mówił, że woda ciepła mimo przymrozków.
Wędrowanie wzdłuż brzegu nie należy do najłatwiejszych. Dojść do wody jest łatwo jakąś starą drogą, których jest tam sporo, ale nie powstały jeszcze drogi/ścieżki położone nad brzegiem. Miejscami brzeg jest stromy i bardzo zarośnięty, w innych miejscach płaski, podmokły, bagnisty, z głęboko wciętymi zatokami. Naprawdę wyzwaniem jest się tam poruszać.
Poziom wody chyba nieco wyższy niż zakładali projektanci.
Poza tym były kanie, których nie zbieraliśmy... niech sobie rosną.
Osy robiły coś dziwnego. Zwróciłem uwagę, że niektóre są dużo większe niż inne.
Co chwilę można się natknąć na pozostałości po gospodarstwach wysiedlonych wiele lat temu. Stare sady, z bardzo smacznymi słodko-kwaśnymi, twardymi jabłkami, jakich nie kupi się teraz w sklepie. Pozyskaliśmy tyle ile udało się unieść
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Sporo przegapiłem w ostatnim czasie. Jak zwykle piękne zdjęcia: jarzębina, jabłka, grzyby, góry i psiak, który wchodzi tam, gdzie niewielu miałoby odwagę Pozdrawiam