9-25.08.2014 - góry, wulkany, fiordy, wodospady czyli wokół
: 03 września 2014, 8:53
Nastała wiosna, najwyższa pora ułożyć plany i zorganizować jakiś wakacyjny wyjazd. Tylko gdzie? Może tam, może gdzie indziej, trudna decyzja. I wtedy przyszła wiadomość od Limonki: "nie mielibyście chęci na zwiedzenie Islandii?". Islandia? Super propozycja. Była na "liście marzeń", więc czemu nie. Decyzja zapadła szybko - jedziemy!
Nastał czas przygotowań - trzeba było załatwić urlopy, kupić bilety na samolot, zarezerwować auto, obmyślić plan wyprawy. Czym więcej czytaliśmy informacji o Islandii tym bardziej wiedzieliśmy, że za mało czasu przewidzieliśmy na zwiedzenie tej wyspy, tyle tam ciekawych miejsc do zobaczenia. Dwa tygodnie to bardzo mało.
miejsce: ISLANDIA
czas: 9 - 25 sierpień 2014
uczestnicy: Asia (Joanka), Ola (Limonka), Jacek (Zjawa), Adam (adamek)
CZĘŚĆ I - przez islandzkie bezdroża i wśród kolorowych gór
dzień 1 - 9 sierpień, sobota
Ruszamy rano autobusem do Berlina. Asia i ja z Krakowa, w Katowicach dosiadają się Ola i Jacek. W Berlinie przejazd przez miasto i przepakowanie bagaży na lotnisku. Na szczęście jakoś udało się zmieścić w granicach dopuszczalnej wagi bagażu i o 23 wylatujemy z lotniska Tegel.
dzień 2 - 10 sierpień, niedziela
Po 3 godzinach lotu ladujemy o północy w porcie lotniczym Keflavik. Na zmianie czasu zyskujemy 2 godziny, ale przez to dłużej czekamy na lotnisku do rana. Wszędzie są wywieszki, że nie można na lotnisku koczować, ale pełno ludzi śpi na karimatach i w śpiworach. Więc i my rozkładamy się.
Niestety nie na długo Jeszcze nie zasnęliśmy a już ochrona lotniska zaczęła wszystkich koczujących budzić. No niestety trzeba było jakoś inaczej przeczekać do rana, ze wygodnego snu nic nie wyszło.
Rano pakujemy się do autobusu i jedziemy do oddalonego o 50 km Reykjaviku. Tam na dworcu autobusowym odbieramy nasz pojazd na najbliższe 9 dni - forda explorera. Jego stan techniczny był taki że pewnie w Polsce nie przeszedł by badań technicznych, ale tam takie jeżdżą. Na szczęście sprawował się dobrze i objechał całą wyspę dookoła, pomimo narzekań naszego kierowcy - Jacka .
Ruszamy w trasę Po drodze jeszcze tylko potrzebne zakupy w mieście Selfoss - jedzenie na kilka dni, butle gazowe i cała Islandia jest nasza
Z głównej asfaltowej drogi nr 1, która okrąża całą wyspę, skręcamy w coraz węższe, boczne drogi, aż kończy się asfalt. Dalej przez jakiś czas pojedziemy drogami gruntowymi.
Po drodze zatrzymujemy się w ciekawych miejscach i focimy.
Od samego rana jest pochmurnie i silnie wieje. Na punkcie widokowym Hagi ledwo utrzymujemy się na nogach. Hekla, najbardziej znany islandzki wulkan (może dlatego, że ma prostą nazwę ) skrywa się za chmurami, co jest bardzo częstym zjawiskiem, szczególnie przy takiej pogodzie.
Brak widoku na wulkan wynagradzają nam widoki na rozlewiska rzeki Fossá.
Trafiamy na pierwsze wodospady. Będzie ich później jeszcze mnóstwo.
Hjálparfoss, podwójny wodospad na rzekach Fossá í Þjórsárdal, zatrzymuje nas na dłużej. Szkoda tylko, że było pochmurnie i słońca nie było.
W Þóðveldisbærinn odtworzono typową farmę islandzkie z czasów wikingów. Przy budowie używano jedynie tradycyjnych technik. Wzorowano się na pobliskich pozostałościach autentycznych zabudowaniach w Stöng, zniszczonych przez erupcję Hekli w 1104 roku.
W końcu opuszczamy zielone, porośnięte trawą wzgórza i wjeżdżamy na drogę F208. W Islandii numeracja drogi poprzedzona literą "F" oznacza, że taki szlak jest przejezdny wyłącznie przez samochody z napędem na cztery koła i że powinny to być samochody terenowe.
Krajobraz zmienia się na iście księżycowy.
Po drodze mijamy kilkanaście samochodów, wszystkie terenowe. Ale trafił się też i autobus Prowadzi tam regularna linia autobusowa z Reykjaviku.
W końcu wjeżdżamy w góry Landmannalaugar. Znowu jest coraz więcej zieleni, ale chmury i mgły nie pozwalają na podziwianie piękna tego zakątka. Całe góry są parkiem natury wiec biwakować można wyłącznie na kempingu. Rozbijamy się i idziemy wymoczyć się w gorących źródłach . Na terenie kempingu jest zorganizowane kąpielisko, w naturalnym basenie, z gorącą wodą wypływającą z pobliskich geotermalnych pól. Woda ma temperaturę od 15 do nawet 60 stopni Celsjusza. Świetna jest taka kąpiel
dzień 3 - 11 sierpień, poniedziałek
Prognozy sprawdziły się i od rana mieliśmy piękną słoneczną pogodę, tylko jak na całej Islandii wiało.
Ruszamy w góry. Dopiero teraz widać piękno Landmannalaugar, góry we wszystkich kolorach, od bieli, poprzez żółć, róż, zieleń, brąz, aż po czerń. Co tu opisywać, to trzeba zobaczyć.
Najpierw wchodzimy na Bláhnjúkur, wulkan o wysokości 943 m npm. Nazwa oznacza "Niebieski szczyt".
Poprzez pole lawowe doszliśmy na pole geotermalne. Fajny jajeczny smrodek
Następna góra to Brennisteinsalda [855] czyli "fala siarki". To też uśpiony wulkan.
W sumie zrobiliśmy ponad 10 km. Wracamy na kemping. Ponownie kąpiemy się w gorących źródłach ...
i ruszamy w dalszą drogę.
Jedziemy drogą F208, czyli szutrową dla samochodów terenowych.
Co chwilę musimy pokonywać brody na licznych rzeczkach i strumieniach. A jest ich sporo, na ok. 60 km ponad 20.
Spieszymy się aby najtrudniejszy odcinek drogi przejechać w świetle dnia. Coraz częściej widać pasące się owce, to oznaka, że wracamy do "cywilizacji".
Po drodze zauważamy lisa arktycznego. To małe stworzenie jest największym islandzkim drapieżnikiem i jest bardzo rzadko spotykany. Szkoda tylko, że nie udało się zrobić mu fotki - za szybko uciekł
W oddali widzimy jeden z naszych następnych celów - lodowiec Vatnajökull.
W końcu wyjeżdżamy na drogę nr 1, dłuższą chwilę szukamy miejsca na nocleg.
W końcu obóz rozbijamy na punkcie widokowym Þykkvaæjar-Klaustur. Nieopodal kiedyś tu był klasztor Þykkvaæjar, ale został zniszczony przez wubuch wulkanu Katla w 1625 roku. Sam wulkan pokryty czapą lodową znajduje się kilka kilometrów dalej. Może nie wybuchnie tej nocy .
Więcej fotek:
https://picasaweb.google.com/1082271208 ... loroweGory
część II
Nastał czas przygotowań - trzeba było załatwić urlopy, kupić bilety na samolot, zarezerwować auto, obmyślić plan wyprawy. Czym więcej czytaliśmy informacji o Islandii tym bardziej wiedzieliśmy, że za mało czasu przewidzieliśmy na zwiedzenie tej wyspy, tyle tam ciekawych miejsc do zobaczenia. Dwa tygodnie to bardzo mało.
miejsce: ISLANDIA
czas: 9 - 25 sierpień 2014
uczestnicy: Asia (Joanka), Ola (Limonka), Jacek (Zjawa), Adam (adamek)
CZĘŚĆ I - przez islandzkie bezdroża i wśród kolorowych gór
dzień 1 - 9 sierpień, sobota
Ruszamy rano autobusem do Berlina. Asia i ja z Krakowa, w Katowicach dosiadają się Ola i Jacek. W Berlinie przejazd przez miasto i przepakowanie bagaży na lotnisku. Na szczęście jakoś udało się zmieścić w granicach dopuszczalnej wagi bagażu i o 23 wylatujemy z lotniska Tegel.
dzień 2 - 10 sierpień, niedziela
Po 3 godzinach lotu ladujemy o północy w porcie lotniczym Keflavik. Na zmianie czasu zyskujemy 2 godziny, ale przez to dłużej czekamy na lotnisku do rana. Wszędzie są wywieszki, że nie można na lotnisku koczować, ale pełno ludzi śpi na karimatach i w śpiworach. Więc i my rozkładamy się.
Niestety nie na długo Jeszcze nie zasnęliśmy a już ochrona lotniska zaczęła wszystkich koczujących budzić. No niestety trzeba było jakoś inaczej przeczekać do rana, ze wygodnego snu nic nie wyszło.
Rano pakujemy się do autobusu i jedziemy do oddalonego o 50 km Reykjaviku. Tam na dworcu autobusowym odbieramy nasz pojazd na najbliższe 9 dni - forda explorera. Jego stan techniczny był taki że pewnie w Polsce nie przeszedł by badań technicznych, ale tam takie jeżdżą. Na szczęście sprawował się dobrze i objechał całą wyspę dookoła, pomimo narzekań naszego kierowcy - Jacka .
Ruszamy w trasę Po drodze jeszcze tylko potrzebne zakupy w mieście Selfoss - jedzenie na kilka dni, butle gazowe i cała Islandia jest nasza
Z głównej asfaltowej drogi nr 1, która okrąża całą wyspę, skręcamy w coraz węższe, boczne drogi, aż kończy się asfalt. Dalej przez jakiś czas pojedziemy drogami gruntowymi.
Po drodze zatrzymujemy się w ciekawych miejscach i focimy.
Od samego rana jest pochmurnie i silnie wieje. Na punkcie widokowym Hagi ledwo utrzymujemy się na nogach. Hekla, najbardziej znany islandzki wulkan (może dlatego, że ma prostą nazwę ) skrywa się za chmurami, co jest bardzo częstym zjawiskiem, szczególnie przy takiej pogodzie.
Brak widoku na wulkan wynagradzają nam widoki na rozlewiska rzeki Fossá.
Trafiamy na pierwsze wodospady. Będzie ich później jeszcze mnóstwo.
Hjálparfoss, podwójny wodospad na rzekach Fossá í Þjórsárdal, zatrzymuje nas na dłużej. Szkoda tylko, że było pochmurnie i słońca nie było.
W Þóðveldisbærinn odtworzono typową farmę islandzkie z czasów wikingów. Przy budowie używano jedynie tradycyjnych technik. Wzorowano się na pobliskich pozostałościach autentycznych zabudowaniach w Stöng, zniszczonych przez erupcję Hekli w 1104 roku.
W końcu opuszczamy zielone, porośnięte trawą wzgórza i wjeżdżamy na drogę F208. W Islandii numeracja drogi poprzedzona literą "F" oznacza, że taki szlak jest przejezdny wyłącznie przez samochody z napędem na cztery koła i że powinny to być samochody terenowe.
Krajobraz zmienia się na iście księżycowy.
Po drodze mijamy kilkanaście samochodów, wszystkie terenowe. Ale trafił się też i autobus Prowadzi tam regularna linia autobusowa z Reykjaviku.
W końcu wjeżdżamy w góry Landmannalaugar. Znowu jest coraz więcej zieleni, ale chmury i mgły nie pozwalają na podziwianie piękna tego zakątka. Całe góry są parkiem natury wiec biwakować można wyłącznie na kempingu. Rozbijamy się i idziemy wymoczyć się w gorących źródłach . Na terenie kempingu jest zorganizowane kąpielisko, w naturalnym basenie, z gorącą wodą wypływającą z pobliskich geotermalnych pól. Woda ma temperaturę od 15 do nawet 60 stopni Celsjusza. Świetna jest taka kąpiel
dzień 3 - 11 sierpień, poniedziałek
Prognozy sprawdziły się i od rana mieliśmy piękną słoneczną pogodę, tylko jak na całej Islandii wiało.
Ruszamy w góry. Dopiero teraz widać piękno Landmannalaugar, góry we wszystkich kolorach, od bieli, poprzez żółć, róż, zieleń, brąz, aż po czerń. Co tu opisywać, to trzeba zobaczyć.
Najpierw wchodzimy na Bláhnjúkur, wulkan o wysokości 943 m npm. Nazwa oznacza "Niebieski szczyt".
Poprzez pole lawowe doszliśmy na pole geotermalne. Fajny jajeczny smrodek
Następna góra to Brennisteinsalda [855] czyli "fala siarki". To też uśpiony wulkan.
W sumie zrobiliśmy ponad 10 km. Wracamy na kemping. Ponownie kąpiemy się w gorących źródłach ...
i ruszamy w dalszą drogę.
Jedziemy drogą F208, czyli szutrową dla samochodów terenowych.
Co chwilę musimy pokonywać brody na licznych rzeczkach i strumieniach. A jest ich sporo, na ok. 60 km ponad 20.
Spieszymy się aby najtrudniejszy odcinek drogi przejechać w świetle dnia. Coraz częściej widać pasące się owce, to oznaka, że wracamy do "cywilizacji".
Po drodze zauważamy lisa arktycznego. To małe stworzenie jest największym islandzkim drapieżnikiem i jest bardzo rzadko spotykany. Szkoda tylko, że nie udało się zrobić mu fotki - za szybko uciekł
W oddali widzimy jeden z naszych następnych celów - lodowiec Vatnajökull.
W końcu wyjeżdżamy na drogę nr 1, dłuższą chwilę szukamy miejsca na nocleg.
W końcu obóz rozbijamy na punkcie widokowym Þykkvaæjar-Klaustur. Nieopodal kiedyś tu był klasztor Þykkvaæjar, ale został zniszczony przez wubuch wulkanu Katla w 1625 roku. Sam wulkan pokryty czapą lodową znajduje się kilka kilometrów dalej. Może nie wybuchnie tej nocy .
Więcej fotek:
https://picasaweb.google.com/1082271208 ... loroweGory
część II