03-11.07.2014r. - Grań Tatr Niżnych na dwa głosy z małym wołowskim dodatkiem
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
03-11.07.2014r. - Grań Tatr Niżnych na dwa głosy z małym woł
Grań Tatr Niżnych na dwa głosy z małym wołowskim dodatkiem
Głos pierwszy:
Właściwie wszystko zaczęło się od Han-ki. Bo zamieściła relację z majówkowego przejścia Tatr Niżnych z Dzwonkami, co przypomniało mi, że kiedyś też chciałam przejść tę graniówkę. Nie omieszkałam wspomnieć o tym w komentarzu do relacji, co oczywiście podchwyciła od razu Dżola. Ta to zawsze się człowieka uczepi i nawet termin poda . Jako propozycję, oczywiście. Więc ta propozycja zaczęła mi wiercić w głowie coraz natrętniej, nabierać coraz bardziej realnych kształtów, aż wreszcie stanęło na tym, że z początkiem lipca ruszamy z Jolą w Tatry Niżne.
Start poprzedza oczywiście telekonferencja. Mamy różne pomysły na wyjazd: a to bez samochodu, a to z transportem, z namiotem, bez, z nową butlą do gotowania na szlaku itepe. W końcu plan jest ustalony, Jola przyjeżdża do mnie w środę wieczorem i po pogaduszkach w rodzinnym gronie w czwartkowy poranek ruszamy w stronę Telgartu.
Po kilku deszczowych dniach prognozy są nader optymistyczne! Rozpogadza się, gdy zostawiamy za sobą Tatry i jest już całkiem słoniecznie, gdy zatrzymujemy się na pierwszą kawę u źródeł Hronu.
Z drogi macha do nas entuzjastycznie nastawiona grupa pielgrzymkowa, a my ruszamy dalej, mijając po drodze wiadukty kolejki. Dość nietypowe to zresztą miejsce, bo w pobliżu pociąg wjeżdża w tunel, zakręca we wnętrzu góry i wyjeżdża nad miejscem, gdzie poprzednio zniknął w tunelowych czeluściach.
W Telgarcie realizujemy pierwszy punkt naszego misternego planu: znajdujemy kwaterę, w której chcemy się zatrzymać za kilka dni po zejściu z grani i zostawiamy tam samochód. Potem, mijając liczne grupy Cyganów spredających przy drodze leśne smakołyki, idziemy łapać stopa.
Z Jolą jego złapanie jest pestką, więc trzema samochodami przedostajemy się w końcu do Brezna, a stamtąd, już autobusami, do Bańskiej Bystrzycy i Donoval. To właśnie w miejscowości Donovaly wkraczamy na czerwony szlak niżnotatrzańskiej trasy graniowej, choć pierwszy etap naszej wycieczki, do Przełęczy Hiadelskiej, należy jeszcze do Starohorskich Wierchów.
Na dobry początek czas na orzeźwiający złocisty trunek i toast za powodzenie całej wyprawy. W końcu, późnym popołudniem, ruszamy w stronę Kecki.
Dziś mamy do przejścia niewielki odcinek do Hiadelskiego Sedla. Po przejściu przez osadę Polanka i po dłuższym dreptaniu lasem wychodzimy w końcu na halną Keczkę. Przed nami trasa, którą pójdziemy kolejnego dnia: Prasiva i Wielka Chochula.
Na pierwszym planie Kozi Grzbiet, najwyższy szczyt Starohorskich Wierchów, na który zaraz pójdziemy.
A wokół góry i góry, w świetle wieczornego zlotego światła.
Czujemy się tu jak na połoninach i zdecydowanie takie bieszczadzko-beskidzkie łąkowe widoki nam odpowiadają! Ochoczo ruszamy więc w stronę Koziego Grzbietu.
Za nami zostaje Keczka.
Po zdobyciu szczytu czeka nas tylko uciążliwe, bo bardzo strome zejście do przełęczy.
Wiata, w której planujemy nocleg, jest już niemal w całości zajęta. Zostały akurat dwa miejsca: ja lokuję się na stryszku, a Jola na dole, w towarzystwie bardzo oswojonych myszek. Dzień żegnamy przy ognisku, pełne wrażeń z pierwszego dnia wędrówki i ciekawe, co przyniesie następny.
Pierwszy dzień tu: https://picasaweb.google.com/1148021165 ... 4450280818
Mam nadzieję, że drugi głos wyprawy, czyli Jola, napisze o swoich pierwszych wrażeniach.
A relacja będzie na raty .
CDN.
Głos pierwszy:
Właściwie wszystko zaczęło się od Han-ki. Bo zamieściła relację z majówkowego przejścia Tatr Niżnych z Dzwonkami, co przypomniało mi, że kiedyś też chciałam przejść tę graniówkę. Nie omieszkałam wspomnieć o tym w komentarzu do relacji, co oczywiście podchwyciła od razu Dżola. Ta to zawsze się człowieka uczepi i nawet termin poda . Jako propozycję, oczywiście. Więc ta propozycja zaczęła mi wiercić w głowie coraz natrętniej, nabierać coraz bardziej realnych kształtów, aż wreszcie stanęło na tym, że z początkiem lipca ruszamy z Jolą w Tatry Niżne.
Start poprzedza oczywiście telekonferencja. Mamy różne pomysły na wyjazd: a to bez samochodu, a to z transportem, z namiotem, bez, z nową butlą do gotowania na szlaku itepe. W końcu plan jest ustalony, Jola przyjeżdża do mnie w środę wieczorem i po pogaduszkach w rodzinnym gronie w czwartkowy poranek ruszamy w stronę Telgartu.
Po kilku deszczowych dniach prognozy są nader optymistyczne! Rozpogadza się, gdy zostawiamy za sobą Tatry i jest już całkiem słoniecznie, gdy zatrzymujemy się na pierwszą kawę u źródeł Hronu.
Z drogi macha do nas entuzjastycznie nastawiona grupa pielgrzymkowa, a my ruszamy dalej, mijając po drodze wiadukty kolejki. Dość nietypowe to zresztą miejsce, bo w pobliżu pociąg wjeżdża w tunel, zakręca we wnętrzu góry i wyjeżdża nad miejscem, gdzie poprzednio zniknął w tunelowych czeluściach.
W Telgarcie realizujemy pierwszy punkt naszego misternego planu: znajdujemy kwaterę, w której chcemy się zatrzymać za kilka dni po zejściu z grani i zostawiamy tam samochód. Potem, mijając liczne grupy Cyganów spredających przy drodze leśne smakołyki, idziemy łapać stopa.
Z Jolą jego złapanie jest pestką, więc trzema samochodami przedostajemy się w końcu do Brezna, a stamtąd, już autobusami, do Bańskiej Bystrzycy i Donoval. To właśnie w miejscowości Donovaly wkraczamy na czerwony szlak niżnotatrzańskiej trasy graniowej, choć pierwszy etap naszej wycieczki, do Przełęczy Hiadelskiej, należy jeszcze do Starohorskich Wierchów.
Na dobry początek czas na orzeźwiający złocisty trunek i toast za powodzenie całej wyprawy. W końcu, późnym popołudniem, ruszamy w stronę Kecki.
Dziś mamy do przejścia niewielki odcinek do Hiadelskiego Sedla. Po przejściu przez osadę Polanka i po dłuższym dreptaniu lasem wychodzimy w końcu na halną Keczkę. Przed nami trasa, którą pójdziemy kolejnego dnia: Prasiva i Wielka Chochula.
Na pierwszym planie Kozi Grzbiet, najwyższy szczyt Starohorskich Wierchów, na który zaraz pójdziemy.
A wokół góry i góry, w świetle wieczornego zlotego światła.
Czujemy się tu jak na połoninach i zdecydowanie takie bieszczadzko-beskidzkie łąkowe widoki nam odpowiadają! Ochoczo ruszamy więc w stronę Koziego Grzbietu.
Za nami zostaje Keczka.
Po zdobyciu szczytu czeka nas tylko uciążliwe, bo bardzo strome zejście do przełęczy.
Wiata, w której planujemy nocleg, jest już niemal w całości zajęta. Zostały akurat dwa miejsca: ja lokuję się na stryszku, a Jola na dole, w towarzystwie bardzo oswojonych myszek. Dzień żegnamy przy ognisku, pełne wrażeń z pierwszego dnia wędrówki i ciekawe, co przyniesie następny.
Pierwszy dzień tu: https://picasaweb.google.com/1148021165 ... 4450280818
Mam nadzieję, że drugi głos wyprawy, czyli Jola, napisze o swoich pierwszych wrażeniach.
A relacja będzie na raty .
CDN.
Ostatnio zmieniony 29 sierpnia 2014, 14:59 przez Wiolcia, łącznie zmieniany 2 razy.
"Navigare necesse est, vivere non est necesse"
www.kuzniapodrozy.pl
www.kuzniapodrozy.pl
Czuję na barkach ciężar odpowiedzialności .Wiolcia pisze:Właściwie wszystko zaczęło się od Ha-nki
Wiem już co nieco o Waszym przejściu (może przejściach ), ale i tak niecierpliwie czekam na dalszy ciąg opowieści.
"...A przed nami nowe życia połoniny, blaski oraz cienie, szczyty i doliny.
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Takie Tatry to ja rozumiem! Zwykle na sama nazwe tego pasma reaguje dosc alergicznie a tutaj to mi sie calkiem podoba! Z drugiej strony w tak sympatycznym towarzystwie to chyba nawet Tatry mozna oswoic
Czyzby Jola stala sie kolejnym milosnikiem wiatowych noclegow?
Moze kiedys odbedzie sie jakis forumowy zlot w oparciu o takie miejsca sypialne- to bym sie z checia wybrala! (a najlepszy bylby jakis wiatowy oldskul w Sudetach
Czyzby Jola stala sie kolejnym milosnikiem wiatowych noclegow?
Moze kiedys odbedzie sie jakis forumowy zlot w oparciu o takie miejsca sypialne- to bym sie z checia wybrala! (a najlepszy bylby jakis wiatowy oldskul w Sudetach
Myszki tez mile acz ja zdecydowanie wole popielice! Za te puszyste ogony! wciaz mam nadzieje ze kiedys ktorejs zrobie zdjecie, ale sa takie szybkie i plochliwe...Wiolcia pisze:w towarzystwie bardzo oswojonych myszek.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Głos drugi:
...więc było tak, jak napisała Wiola - wszystko przez Han-kę
No bo jeśli Hania może, to ja nie?!!
I uczepiłam się Wioli, bo wiedziałam, że też ma wakacje
I się nie wywinęła!
Po miłym wieczorze (pozdrów męża i brata! ) i krótkim noclegu (dzięki, Wiola!), wyruszyłyśmy wczesnym rankiem na południe.
Ja, zupełnie niedoświadczona w takim chodzeniu na ciężko, pełna obaw i niepewności, czy nie będę ciężarem dla Wioli?...
Ale i pełna wiary, że mi się uda! Mało tego - ...że to mi się spodoba! ...że się w tym rozsmakuję!
Wiola doskonale przygotowana, z planem na każdy dzień, z rozkładem jazdy autobusów na każdy z kilku odcinków, jakimi trzeba dojechać z Telgartu do Donovaly.
Ale w Telgarcie już uciekły nam pierwsze dwa autobusy, a na trzeci trzeba sporo czekać.
Na przystanku wyciągam więc swoją szczęśliwą rękę i wkrótce podwozi nas młoda kobieta kilkanaście kilometrów na rozwidlenie dróg. Tu już Wiola się przyłącza...
... i po chwili jedziemy z dwoma chłopakami kilkadziesiąt km.
Wysiadamy na przystanku - autobus za 40 min. - więc... ręka w górę.
Kierowca podwozi nas na dworzec w Bańskiej Bystrzycy, skąd już grzecznie, autobusami z jedną przesiadką dojeżdżamy do Donovaly o pół godz. wcześniej, niż połączeniem, na które spóźniłyśmy się w Telgarcie
Radośnie wyruszamy na spotkanie przygody!
Po drodze odczyniamy rytualne czary-mary za powodzenie wyprawy
Idziemy zaplanowane 3 godziny do pierwszego noclegu...
Noclegu w wiacie!!! Nawet ścian nie ma!
Sobie myślę... no ciekawe, czy zmrużę oko? Wszak nie zawsze dobrze sypiam... Czy nie zmarznę?... Czy budzić mnie będzie każdy szmer? Do tego te kłębiące się na ziemi myszy... Myszy się nie boję, ale to nic miłego, gdyby chciały po mnie chodzić
Całe szczęście, po zmroku nie było ich ani widać, ani słychać!
I pozostały na ziemi!
A ja w swoim wspaniałym śpiworku, odurzona świeżym leśnym powietrzem, spałam jak małe dziecko wyprowadzone na spacer w wózeczku! Prawie do 8.00!
I bardzo mi się to spodobało! Wieczór z miłymi Słowakami, proste warunki, las dookoła!
Oto moje łóżeczko:
Reszta zdjęć z tego dnia: https://picasaweb.google.com/1151326283 ... sciaGrania
...więc było tak, jak napisała Wiola - wszystko przez Han-kę
No bo jeśli Hania może, to ja nie?!!
I uczepiłam się Wioli, bo wiedziałam, że też ma wakacje
I się nie wywinęła!
Po miłym wieczorze (pozdrów męża i brata! ) i krótkim noclegu (dzięki, Wiola!), wyruszyłyśmy wczesnym rankiem na południe.
Ja, zupełnie niedoświadczona w takim chodzeniu na ciężko, pełna obaw i niepewności, czy nie będę ciężarem dla Wioli?...
Ale i pełna wiary, że mi się uda! Mało tego - ...że to mi się spodoba! ...że się w tym rozsmakuję!
Wiola doskonale przygotowana, z planem na każdy dzień, z rozkładem jazdy autobusów na każdy z kilku odcinków, jakimi trzeba dojechać z Telgartu do Donovaly.
Ale w Telgarcie już uciekły nam pierwsze dwa autobusy, a na trzeci trzeba sporo czekać.
Na przystanku wyciągam więc swoją szczęśliwą rękę i wkrótce podwozi nas młoda kobieta kilkanaście kilometrów na rozwidlenie dróg. Tu już Wiola się przyłącza...
... i po chwili jedziemy z dwoma chłopakami kilkadziesiąt km.
Wysiadamy na przystanku - autobus za 40 min. - więc... ręka w górę.
Kierowca podwozi nas na dworzec w Bańskiej Bystrzycy, skąd już grzecznie, autobusami z jedną przesiadką dojeżdżamy do Donovaly o pół godz. wcześniej, niż połączeniem, na które spóźniłyśmy się w Telgarcie
Radośnie wyruszamy na spotkanie przygody!
Po drodze odczyniamy rytualne czary-mary za powodzenie wyprawy
Idziemy zaplanowane 3 godziny do pierwszego noclegu...
Noclegu w wiacie!!! Nawet ścian nie ma!
Sobie myślę... no ciekawe, czy zmrużę oko? Wszak nie zawsze dobrze sypiam... Czy nie zmarznę?... Czy budzić mnie będzie każdy szmer? Do tego te kłębiące się na ziemi myszy... Myszy się nie boję, ale to nic miłego, gdyby chciały po mnie chodzić
Całe szczęście, po zmroku nie było ich ani widać, ani słychać!
I pozostały na ziemi!
A ja w swoim wspaniałym śpiworku, odurzona świeżym leśnym powietrzem, spałam jak małe dziecko wyprowadzone na spacer w wózeczku! Prawie do 8.00!
I bardzo mi się to spodobało! Wieczór z miłymi Słowakami, proste warunki, las dookoła!
Oto moje łóżeczko:
Reszta zdjęć z tego dnia: https://picasaweb.google.com/1151326283 ... sciaGrania
Ostatnio zmieniony 28 sierpnia 2014, 0:22 przez Dżola Ry, łącznie zmieniany 4 razy.
Tak Haniu! To właśnie przez Ciebie tak złapałam bakcyla i teraz będziesz musiała z tym żyć!Han-Ka pisze:Czuję na barkach ciężar odpowiedzialności
I może czasem wziąć mnie jeszcze ze sobą na taką tułaczkę
Mam nadzieję, że pojdzie szybciej, niż z pierwszym odcinkiem (2 miesiące poślizgu... )włodarz pisze:No właśnie. Ciekawe co było dalej?
Tak właśnie! Nie wiem, ile dni (a właściwie nocy) bym tak pociągnęła, ale kilka na pewno.buba pisze:Czyzby Jola stala sie kolejnym milosnikiem wiatowych noclegow?
Chociaż myślę, że nie w każdej mogłabym spać Czasem w takich miejscach jest jednak brudno, a wtedy byłoby mi ciężko Tu, na tych czystych deseczkach było super
Nie ma wiat na tyle ludzi!...buba pisze:Moze kiedys odbedzie sie jakis forumowy zlot w oparciu o takie miejsca sypialne- to bym sie z checia wybrala!
Wydaje mi się, że nigdy takiej nie widziałam na żywo...buba pisze:Myszki tez mile acz ja zdecydowanie wole popielice! Za te puszyste ogony! wciaz mam nadzieje ze kiedys ktorejs zrobie zdjecie, ale sa takie szybkie i plochliwe...
Może kiedyś uda się gdzieś razem wyruszyć? Ale to już raczej w przyszłym roku.goska pisze:Też mi to chodzi po głowie , jeszcze nigdy nie spałam w takich wiatach i nie wiem czy pokochałbym myszki nie mówiąc o pająkach.
A zwierzątek nie musisz od razu kochać - wystarczy je zignorować
Ta wasza wiatka to pelen wypas! jakie wygodne laweczki do spania!
Sa takie wiaty i szalasy ze i ze 25 osob wejdzie.Dżola Ry pisze: buba powiedział/-a:
Moze kiedys odbedzie sie jakis forumowy zlot w oparciu o takie miejsca sypialne- to bym sie z checia wybrala!
Nie ma wiat na tyle ludzi!...
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Tamte okolice słyną z Cyganów. Przed trzema laty jeden tak mocno ściskał kierownicę w rowerze kolegi, że musiał mu dać kilka groszy i gdy tylko oderwał ręce szybko uciekliśmy bo biegli już kolejni!Wiolcia pisze:Potem, mijając liczne grupy Cyganów spredających przy drodze leśne smakołyki, idziemy łapać stopa.
Zapowiada się ciekawie. A trasa pierwszego dnia rewelacyjna widokowo
No nie wiem ... czuję się przytłoczona .Dżola Ry pisze:teraz będziesz musiała z tym żyć!
Plany już są w opracowaniu, bądź czujna, zwarta i gotowa .Dżola Ry pisze:I może czasem wziąć mnie jeszcze ze sobą na taką tułaczkę
Też tak mam :> .tidżej pisze:rośnie apetyt na więcej!
"...A przed nami nowe życia połoniny, blaski oraz cienie, szczyty i doliny.
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
No właśnie, już są plany na następny rok, po cichu w głowie kiełkuje zamysł, którym Jola mnie zaszczepiłaWiolcia pisze:oczywiście podchwyciła od razu Dżola. Ta to zawsze się człowieka uczepi i nawet termin poda
Dobra jest, widziałam jak w Szwajcarii łapie stopa, aż się chce z nią jechaćWiolcia pisze: idziemy łapać stopa.
Z Jolą jego złapanie jest pestką,
Niby te myszy małe, ale cholewcia nic przyjemnego w ich widoku, ani radości, brrrr chyba bym nie dała rady z nimi spaćDżola Ry pisze:Sobie myślę... no ciekawe, czy zmrużę oko? Wszak nie zawsze dobrze sypiam... Czy nie zmarznę?... Czy budzić mnie będzie każdy szmer? Do tego te kłębiące się na ziemi myszy... Myszy się nie boję, ale to nic miłego, gdyby chciały po mnie chodzić
Brawo dziewczyny za wspaniały wyczyn, super taki wypoczynek, niewygody, bolące stopy, to nic w porównaniu z przygodą.
Góry upajają. Człowiek uzależniony od nich jest nie do wyleczenia.
Na ostatnim Oldskulu było 40...buba pisze:Sa takie wiaty i szalasy ze i ze 25 osob wejdzie.
To prawda! Podobnie, ale więcej, będzie drugiego. Zdjęcia już wybrałam, może jutro damy radę opisaćRobert J pisze:A trasa pierwszego dnia rewelacyjna widokowo
Tak jest!Han-Ka pisze:Plany już są w opracowaniu, bądź czujna, zwarta i gotowa
Bo Wy nie macie wiary w człowieka!HalinkaŚ pisze:Dobra jest, widziałam jak w Szwajcarii łapie stopa, aż się chce z nią jechać
Zatrzymują się ludzie otwarci i mili, a podróż i rozmowa z nimi to ekscytujące zazwyczaj doświadczenie! Coś o tym mogą powiedzieć aaig i gula