Ustaliłyśmy z Wiolcią, że skoro i tak piszemy unisono, a ona ma teraz małe możliwości "współbrzmienia"
następny odcinek napiszę ja, a Wiola najwyżej uzupełni, jak zdąży przed dłuższą przerwą.
Dzień szósty - ostatni w Tatrach Niżnych, ale nie ostatni w tej relacji.
Ten dzień rozpoczął się dla nas wstrząsająco wcześnie! O 5.15 już szłyśmy szlakiem! Bez śniadania.
Dopiero po około 40 min. marszu rozsiadłyśmy się u stóp Bartkovej (na poprzednim zdjęciu) na leniwy posiłek w porannych promieniach słońca.
Doładowane energetycznie szybko zdobyłyśmy szczyt,...
... na którym stoi osobliwy kierunkowskaz:
Nawet "moje" Zemplińskie Góry mogłam zlokalizować
Po nacieszeniu się widokami...
... poproszone przez jedną z turystek z Andrejcovej, przeczesujemy szczyt dookoła w poszukiwaniu zagubionego softshella. Nie znajdujemy go, ale dzięki poszukiwaniom odkrywamy tutejszych mieszkańców
No i zaczęło się!
Najpierw był jeden. Przyczajone,... z ukrycia,... ze wstrzymanym oddechem... robimy pierwszą serię zdjęć.
Ale on nic sobie z nas nie robi! Ostrożnie podchodzimy więc bliżej...
Chyba nas zobaczył! Zapewne zaraz ucieknie!
Ależ skądże znowu...
Pojawia się żona? brat? kolega?
Wychodzi słońce i zdjęcia wychodzą jeszcze fajniej! I do tego świstaki tak pięknie się wdzięczą!
No i wyobraźcie sobie... mój aparat w tym momencie mówi - wymień baterie!!! wrrrr!
Na szczęście świstaki ani myślą się chować, pomimo tego, że my wciąż podchodzimy coraz bliżej!
Zaczynamy już się niecierpliwić
. No bo trzeba by iść dalej, ale jakże tak odejść od świstaków, skoro one wciąż pozują?
W końcu, gdy słońce zachodzi za chmury, robimy pożegnalną fotkę... (ale mają długie ogonki,
zaskoczyło mnie to!)
... i bohatersko, choć z bólem, odrywamy się od świstaków :-)
A zdjęć natrzaskałam chyba blisko setki
Bartkova (1790 m n.p.m.) za nami.
Zdobywamy Orlovą (1840 m n.p.m.)
A przed sobą widzimy od rana nachmurzoną
Kralovą Holę... Wciąż mamy nadzieję, że dla nas się rozchmurzy...
Niestety, na szczycie jest tak mglisto, że stojąc obok obelisku kompletnie nie widzimy pobliskiego budynku
W tej niewielkiej klitce ze złamaną ławką, którą udostępniono turystom robimy sobie jedzenie wierząc, że trafi się nam jeszcze okno pogodowe!
Znajdujemy w "książce wpisów" ślad pobytu majowego
Hani i Dzwonków oraz zostawiamy pamiątkę po sobie (zdjęcia w galerii).
I nasza cierpliwość zostaje nagrodzona! Pojawiają się prześwity między górą, a chmurą, chwilami świeci słońce i pojawia się błękit nieba. I w ogóle - zmiany dookoła są bardzo dynamiczne!
I wielkim zaskoczeniem dla nas są te przepiękne łąki mleczów! Mlecze w lipcu. Coś podobnego! Wszak najbardziej kojarzą się z pierwszomajowym weekendem.
Wreszcie postanawiamy schodzić do Telgartu. Długa to droga. I niestety... opuszcza nas to szczęście, które chroniło nas przed deszczem przez te wszystkie 6 dni - dopada nas ulewa
Ale i tak traktujemy to jak dar z niebios! W końcu do cywilizacji pozostało nam tylko ok. godzinę, dwie, i będzie się można wysuszyć, wykąpać. Skoro już musiałyśmy zmoknąć to lepszej chwili na to nie było
Zmokłe kury
Czerwony szlak do Telgartu okazał się trudny. Z początku idzie się wzdłuż linii wysokiego napięcia, która po wichurach majowych była cała pozrywana i wielokrotnie te potężne kable leżały na szlaku albo były zawieszone na niewielkiej wysokości. I choć miałyśmy świadomość, że prąd nie może nimi płynąć w takich warunkach, to jednak dla mnie przekraczanie ich i nieuchronne dotykanie, szczególnie, że wciąż padało, było nad wyraz nieprzyjemne! Brrrrr!
Potem szlak odchodzi od tej linii w lewo i prowadzi lasem, ale może lepiej iść dalej wzdłuż słupów?... Wielokrotnie bowiem musiałyśmy szeroko obchodzić wiatrołomy, czasami naprawdę trudno było przedrzeć się przez zawalone drzewa, a potem odnaleźć szlak.
Ale nam się to udało, choć zabrało wiele czasu i sił!
A w końcu dotarłyśmy tam, gdzie zostawiłyśmy 6 dni wcześniej samochód i gdzie w miłym i ślicznie urządzonym pokoiku spędziłyśmy noc. Polecam ten pensjonat!
Pozostałe zdjęcia:
https://picasaweb.google.com/1151326283 ... 2014Dzien6
Nie był to jednak koniec naszej zaplanowanej wędrówki. W planie była bowiem kontynuacja przejścia czerwonego szlaku przez Góry Wołowskie.
Nie całkiem się to udało, a co z tego wyszło - o tym w następnym odcinku