GSB
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
Re: GSB
Rano świtem bladziutkim, wstaję, pakuję się ... i na szlak. Po wczorajszym deszczu ani śladu w powietrzu, tylko asfalt mokry, a i jakaś chmurka się pęta w dole
Idę początkowo asfaltem, który przechodzi w drogę szutrową i wreszcie skręca w lewo w kierunku Regietowa i Hańczowej (dzisiejszy cel)
Mijam Wołowiec i zdążam w kierunku wiadomym. Wreszcie koło południa dochodzę do wsi, teoretycznie Zdynię miałem mijać bokiem (tak wynikało z mapy) tymczasem wchodzę między zabudowania, jest sklep, jakiś ośrodek wypoczynkowo-rekreacyjno-konferencyjny. Wcześniej mijam przydrożny krzyż (odnowiony) prawosławny.
Pożywiam się w ośrodku i ruszam dalej. Podchodzę skrajem łąki i ... zaliczam bliskie spotkanie 3 stopnia z rogacizną pospolitą polską
Tak pasą się spokojnie na ścieżce (a raczej w wąwozie) którą wiedzie szlak. Niechętnie ustępują miejsca, ale większość to cielęta i jałówki. Patyki się przydały nie tylko do podpierania. Idę dalej wciąż pod górę, jest coraz stromiej (jak to w Niskim). Wreszcie majaczą jakieś zabudowania.
Jakiś cmentarzyk z kilkoma wieżyczkami, paru Ukraińców sprząta. Do Regietowa 40 minut.
Schodzę powoli (stromo) i dochodzę do bazy studenckiej w Regietowie.
Stąd już tylko ... przez Kozie Żebro do Hańczowej. Odpoczywam koło cerkwi
Oglądam z ciekawością tabliczkę z podwójną nazwą miejscowości (o dziwo nikt nie zamalowywuje jak na Opolszczyźnie)
i żwawym krokiem ruszam. Ostro, a nawet bardzo (chyba do tej pory najbardziej strome podejście i zejście) wreszcie widać zabudowania Hańczowej. Przechodzę przez kładkę dla pieszych.
Oglądam z zewnątrz cerkiew.
Zaczynam szukać noclegu... zaczynają się schody. Tu praktycznie nic nie ma. Sklep zamknięty (od 7 do 17), noclegownie polikwidowane, moja książka adresowa nieaktualna. Jest jakiś parking. Podchodzę. Siedzi jakiś facet na foteliku i ćmi papierosa. Pytam o nocleg. No miał tu noclegownię, ale od 3 lat już nie działa, w zeszłym roku jeszcze w lecie miał pole namiotowe, ale teraz siedzi za granicą, przyjechał tylko na tydzień. jak chcę to mnie wpuści, ale tam nie ma pościeli, wodę spuścił przed zimą, prąd jest, ale wodę to u niego w domu. Kupuję. łóżka są w miarę czyste. Szybko jakieś myju, myju, włażę w dres, kolacyjka i w kimono.
cdn...
Idę początkowo asfaltem, który przechodzi w drogę szutrową i wreszcie skręca w lewo w kierunku Regietowa i Hańczowej (dzisiejszy cel)
Mijam Wołowiec i zdążam w kierunku wiadomym. Wreszcie koło południa dochodzę do wsi, teoretycznie Zdynię miałem mijać bokiem (tak wynikało z mapy) tymczasem wchodzę między zabudowania, jest sklep, jakiś ośrodek wypoczynkowo-rekreacyjno-konferencyjny. Wcześniej mijam przydrożny krzyż (odnowiony) prawosławny.
Pożywiam się w ośrodku i ruszam dalej. Podchodzę skrajem łąki i ... zaliczam bliskie spotkanie 3 stopnia z rogacizną pospolitą polską
Tak pasą się spokojnie na ścieżce (a raczej w wąwozie) którą wiedzie szlak. Niechętnie ustępują miejsca, ale większość to cielęta i jałówki. Patyki się przydały nie tylko do podpierania. Idę dalej wciąż pod górę, jest coraz stromiej (jak to w Niskim). Wreszcie majaczą jakieś zabudowania.
Jakiś cmentarzyk z kilkoma wieżyczkami, paru Ukraińców sprząta. Do Regietowa 40 minut.
Schodzę powoli (stromo) i dochodzę do bazy studenckiej w Regietowie.
Stąd już tylko ... przez Kozie Żebro do Hańczowej. Odpoczywam koło cerkwi
Oglądam z ciekawością tabliczkę z podwójną nazwą miejscowości (o dziwo nikt nie zamalowywuje jak na Opolszczyźnie)
i żwawym krokiem ruszam. Ostro, a nawet bardzo (chyba do tej pory najbardziej strome podejście i zejście) wreszcie widać zabudowania Hańczowej. Przechodzę przez kładkę dla pieszych.
Oglądam z zewnątrz cerkiew.
Zaczynam szukać noclegu... zaczynają się schody. Tu praktycznie nic nie ma. Sklep zamknięty (od 7 do 17), noclegownie polikwidowane, moja książka adresowa nieaktualna. Jest jakiś parking. Podchodzę. Siedzi jakiś facet na foteliku i ćmi papierosa. Pytam o nocleg. No miał tu noclegownię, ale od 3 lat już nie działa, w zeszłym roku jeszcze w lecie miał pole namiotowe, ale teraz siedzi za granicą, przyjechał tylko na tydzień. jak chcę to mnie wpuści, ale tam nie ma pościeli, wodę spuścił przed zimą, prąd jest, ale wodę to u niego w domu. Kupuję. łóżka są w miarę czyste. Szybko jakieś myju, myju, włażę w dres, kolacyjka i w kimono.
cdn...
chwilo ... trwaj!!!!!
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
Re: GSB
Dzień czwarty
Rano nie ma co się spieszyć. bo sklep otwierają dopiero o 7. Wyruszam tak, żeby być równo z otwarciem. Kupuję żarełko na śniadanie, ruszam w kierunku ustalonym przez układacza szlaku, na razie asfalting przez 2 km do skrzyżowania, potem w lewo, droga się mniej asfalowieje. Dochodzę do Ropek. Tu szlak wchodzi w las i znowu pod górę.
Trawersuję jakąś górką i dochodzę do Izb. Tu trochę asfaltu i znowu w las w kierunku Mochnaczki i dalej do Krynicy.
Idzie się nieźle, upału jakby nie czuć, ale po dojściu do Mochnaczki, między zabudowaniami daje się odczuć. Wypijam resztę wody i przez Huzary dochodzę do Krynicy. Krynica, jak to Krynica, ludzi kupa w parku i pod wyciągiem.
Ale ja i tak pieszkom pod górę. Pod górną stacją wyciągu tłumy. Idę w kierunku schroniska (około 10 minut)
Miałem tu pierwotnie nocować, ale jest dopiero 17, a na Łabowską tylko 2,5 godziny. Decyduję się iść. Dochodzę na Runek i ... o w mordę, jeszcze 2 a już godzina za mną.
Nie ma co wracać. Idę. Droga się dłuży (poniewczasie przypominam sobie, że jak kilka lat temu szedłem w odwrotnym kierunku to od Łabowskiej do Runka, szło się i szło). Wreszcie około 20,30 docieram. Łabowska w pełni zachodzącego słońca. Szybka kolacja, piwko, prysznic i do łóżeczka.
Rankiem budzę się przed piątą, a tu świta... krótka sesja foto
Wstaję jednak normalnie po szóstej, pakowanko i w drogę. Od Jaworzyny Krynickiej pojawia się oznakowanie dla narciarzy biegowych, odległości podane są w kilometrach (tak jak w Czechach), jest tych tablic więcej, chyba mają więcej pożytku z narciarzy niż z "chodziarzy".
Kieruję się na Rytro, więc praktycznie w dół, śniadanie mam zamiar zjeść w chacie na Cyhrli,za jakieś 2-3 godzin. Pogoda dopisuje, zaczynają się widoki, znaki dla narciarzy pomagają, pojawiają się dziewięćsiły.
Wreszcie jest Chata na Cyhrli, tu śniadanko, chwila odpoczynku i w dół do Rytra. Mijam zamek, schodzę do miasta, widzę koszmarek budowlany.
przechodzę przez tory, jem dość dobry obiad w restauracji, punkcie informacyjnym PTTK. Siedzę tak sobie z godzinkę, wreszcie wyruszam w dalszą drogę. Jakieś 2 godziny stąd jest prywatne schronisko Kordowiec. Tam zamierzam przenocować. Włażę na górę, mijam ostatnie zabudowania, jakieś pasące się baranki, od babci pasącej krowy dowiaduję się, że na Kordowcu to schroniska prowadzi nauczyciel, więc powinno być czynne, bo przecież wakacje. Ale jakby co to godzinę dalej na Niemcowej jest Chatka studencka, na pewno czynna. Na Kordowcu... ćma i białe myszy, żywego ducha. Siadam na ławce i zaczynam medytować... iść czy nie iść na tę NIemcową. Decyduję jednak "Śmieja nie szalej, spać musisz normalnie, a nie pod chmurką".
Idę, znowu pod górę, Zdobywam Niemcową, po drodze mijam ruiny dawnej szkoły wraz z tablicą pamiątkową.
po dalszych 10 minutach skręcam w lewo do chatki studenckiej.
Zostaję przyjęty z honorami, zanoclegowany, napojony herbatą. W podzięce pograłem na gitarze i pośpiewałem. Były jakieś harcerki z Gdańska, na kursie instruktorskim. Ablucja w opodal znajdującym się źródełku, zresztą ciekawie zaaranżowanym, bo cały czas woda leciała do wiadra (do picia) myło się nie w wiadrze, a był nawet prysznic (nie wiem tylko czy działał, nie sprawdzałem).
Spało się dobrze, o świcie znowu małą sesja.
Wracam do szlaku czerwonego.
Skręcam w lewo w kierunku Przehyby. Mijam nieczynną wieżę na Radziejowej.
i powoli zbliżam się do Przehyby. Pojawiają się szczyty Pienin, wyraźnie widać 3 Korony
Na Przehybie tradycyjnie śniadanko (jest już po 9). W schronisku pusto, na szlaku tylko jedna para idąca GSB w przeciwnym kierunku, błoga cisza i spokój. Po odpoczynku ruszam w kierunku Krościenka, jeszcze około 4 godzin więc spoko. Przez Małą Przehybę, Dzwonkówkę. docieram przed trzecią.
W Krościenku na rynku mała zmyłka, szlak w dwie różne strony, a strzałki w jedną...
I to już w zasadzie koniec. Stwierdzam, że niestety mam dość i nie dam rady iść dalej. Dzwonię do Waksmundu, do mojego byłego wychowawcy z podstawówki Leszka Papieża. Busikiem podjeżdżam do niego. Mijam w Waksmundzie miejsce rozstrzelania Konfederatów Tatrzańskich oraz ulicę rodziców Leszka. Spędzam miły wieczór w Marysią i Leszkiem. Rano (wcześnie tak o 10) Leszek odwozi mnie do Nowego Targu, gdzie wsiadam w autobus i dojeżdżam do Opola i dalej do Ładzy.
Krótkie podsumowanie.
Niestety to se uż ne wrati, wymęczył mnie ten Beskid Niski, nie myślałem, że będzie tak trudny do przejścia czerwonym szlakiem, gdzieś tam wprawdzie wcześniej byłam, ale tylko na pojedynczych górkach, a nie całościowo. GSB w tym roku muszę sobie odpuścić i dokończę w roku przyszłym. Zostało mi jeszcze trochę do przejścia. Trudno, lajf is brutal end ful of zasackas.
Tym razem pogoda dopisała, tylko raz mnie pomoczyło. 6 dni łażenia, w sumie 167 km tym razem. Razem z poprzednią sesją mam już 300, więc jakby większość, zostało mi jeszcze 200. No cóż trza się z tym pogodzić. Może jeszcze we wrześniu bym wyskrobał parę dni, żeby zrobić Turbacz, Babią i Pilsko, ale zostawiać sobie na przyszły rok tylko Śląski??? Chyba bez sensu.
Rano nie ma co się spieszyć. bo sklep otwierają dopiero o 7. Wyruszam tak, żeby być równo z otwarciem. Kupuję żarełko na śniadanie, ruszam w kierunku ustalonym przez układacza szlaku, na razie asfalting przez 2 km do skrzyżowania, potem w lewo, droga się mniej asfalowieje. Dochodzę do Ropek. Tu szlak wchodzi w las i znowu pod górę.
Trawersuję jakąś górką i dochodzę do Izb. Tu trochę asfaltu i znowu w las w kierunku Mochnaczki i dalej do Krynicy.
Idzie się nieźle, upału jakby nie czuć, ale po dojściu do Mochnaczki, między zabudowaniami daje się odczuć. Wypijam resztę wody i przez Huzary dochodzę do Krynicy. Krynica, jak to Krynica, ludzi kupa w parku i pod wyciągiem.
Ale ja i tak pieszkom pod górę. Pod górną stacją wyciągu tłumy. Idę w kierunku schroniska (około 10 minut)
Miałem tu pierwotnie nocować, ale jest dopiero 17, a na Łabowską tylko 2,5 godziny. Decyduję się iść. Dochodzę na Runek i ... o w mordę, jeszcze 2 a już godzina za mną.
Nie ma co wracać. Idę. Droga się dłuży (poniewczasie przypominam sobie, że jak kilka lat temu szedłem w odwrotnym kierunku to od Łabowskiej do Runka, szło się i szło). Wreszcie około 20,30 docieram. Łabowska w pełni zachodzącego słońca. Szybka kolacja, piwko, prysznic i do łóżeczka.
Rankiem budzę się przed piątą, a tu świta... krótka sesja foto
Wstaję jednak normalnie po szóstej, pakowanko i w drogę. Od Jaworzyny Krynickiej pojawia się oznakowanie dla narciarzy biegowych, odległości podane są w kilometrach (tak jak w Czechach), jest tych tablic więcej, chyba mają więcej pożytku z narciarzy niż z "chodziarzy".
Kieruję się na Rytro, więc praktycznie w dół, śniadanie mam zamiar zjeść w chacie na Cyhrli,za jakieś 2-3 godzin. Pogoda dopisuje, zaczynają się widoki, znaki dla narciarzy pomagają, pojawiają się dziewięćsiły.
Wreszcie jest Chata na Cyhrli, tu śniadanko, chwila odpoczynku i w dół do Rytra. Mijam zamek, schodzę do miasta, widzę koszmarek budowlany.
przechodzę przez tory, jem dość dobry obiad w restauracji, punkcie informacyjnym PTTK. Siedzę tak sobie z godzinkę, wreszcie wyruszam w dalszą drogę. Jakieś 2 godziny stąd jest prywatne schronisko Kordowiec. Tam zamierzam przenocować. Włażę na górę, mijam ostatnie zabudowania, jakieś pasące się baranki, od babci pasącej krowy dowiaduję się, że na Kordowcu to schroniska prowadzi nauczyciel, więc powinno być czynne, bo przecież wakacje. Ale jakby co to godzinę dalej na Niemcowej jest Chatka studencka, na pewno czynna. Na Kordowcu... ćma i białe myszy, żywego ducha. Siadam na ławce i zaczynam medytować... iść czy nie iść na tę NIemcową. Decyduję jednak "Śmieja nie szalej, spać musisz normalnie, a nie pod chmurką".
Idę, znowu pod górę, Zdobywam Niemcową, po drodze mijam ruiny dawnej szkoły wraz z tablicą pamiątkową.
po dalszych 10 minutach skręcam w lewo do chatki studenckiej.
Zostaję przyjęty z honorami, zanoclegowany, napojony herbatą. W podzięce pograłem na gitarze i pośpiewałem. Były jakieś harcerki z Gdańska, na kursie instruktorskim. Ablucja w opodal znajdującym się źródełku, zresztą ciekawie zaaranżowanym, bo cały czas woda leciała do wiadra (do picia) myło się nie w wiadrze, a był nawet prysznic (nie wiem tylko czy działał, nie sprawdzałem).
Spało się dobrze, o świcie znowu małą sesja.
Wracam do szlaku czerwonego.
Skręcam w lewo w kierunku Przehyby. Mijam nieczynną wieżę na Radziejowej.
i powoli zbliżam się do Przehyby. Pojawiają się szczyty Pienin, wyraźnie widać 3 Korony
Na Przehybie tradycyjnie śniadanko (jest już po 9). W schronisku pusto, na szlaku tylko jedna para idąca GSB w przeciwnym kierunku, błoga cisza i spokój. Po odpoczynku ruszam w kierunku Krościenka, jeszcze około 4 godzin więc spoko. Przez Małą Przehybę, Dzwonkówkę. docieram przed trzecią.
W Krościenku na rynku mała zmyłka, szlak w dwie różne strony, a strzałki w jedną...
I to już w zasadzie koniec. Stwierdzam, że niestety mam dość i nie dam rady iść dalej. Dzwonię do Waksmundu, do mojego byłego wychowawcy z podstawówki Leszka Papieża. Busikiem podjeżdżam do niego. Mijam w Waksmundzie miejsce rozstrzelania Konfederatów Tatrzańskich oraz ulicę rodziców Leszka. Spędzam miły wieczór w Marysią i Leszkiem. Rano (wcześnie tak o 10) Leszek odwozi mnie do Nowego Targu, gdzie wsiadam w autobus i dojeżdżam do Opola i dalej do Ładzy.
Krótkie podsumowanie.
Niestety to se uż ne wrati, wymęczył mnie ten Beskid Niski, nie myślałem, że będzie tak trudny do przejścia czerwonym szlakiem, gdzieś tam wprawdzie wcześniej byłam, ale tylko na pojedynczych górkach, a nie całościowo. GSB w tym roku muszę sobie odpuścić i dokończę w roku przyszłym. Zostało mi jeszcze trochę do przejścia. Trudno, lajf is brutal end ful of zasackas.
Tym razem pogoda dopisała, tylko raz mnie pomoczyło. 6 dni łażenia, w sumie 167 km tym razem. Razem z poprzednią sesją mam już 300, więc jakby większość, zostało mi jeszcze 200. No cóż trza się z tym pogodzić. Może jeszcze we wrześniu bym wyskrobał parę dni, żeby zrobić Turbacz, Babią i Pilsko, ale zostawiać sobie na przyszły rok tylko Śląski??? Chyba bez sensu.
chwilo ... trwaj!!!!!
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
Re: GSB
Trawestujac słowa refrenu piosenki zespołu Bunkier pt Panie Heńku ...
Panie Tadziu, pan nie wymięka w sprawie.
Damy radę, damy, damy radę !!!
ps może osobiście kiedyś tam się skuszę pod wpływem... tej relacji
>Nec temere, nec timide. Bez zuchwałości, ale i bez lęku.<
>Pielęgnujcie przypadkową życzliwość i piękne czyny pozbawione sensu.<
>Kobiety nie zmienisz-możesz zmienić kobietę ale to nic nie zmieni <
>Pielęgnujcie przypadkową życzliwość i piękne czyny pozbawione sensu.<
>Kobiety nie zmienisz-możesz zmienić kobietę ale to nic nie zmieni <
Re: GSB
Super Tadziu, nikt nas nie goni, "co nasz robić dzisiaj , zrób jutro nasz dzień wolnego" jak ktoś kiedyś powiedział. Zresztą góry stoja i poczekają na nas. My tez odłożyliśmy GSB na przyszły rok. Pójdziemy Twoim śladem, notatki wykonuje co gdzie i jak, szczególnie noclegi.
Re: GSB
Tadziu szacun za to ile przeszedłeś, nogi odpoczną i inaczej na to będziesz patrzył
Ja ile razy się gdzieś zmęczę to zastanawiam się, czy nie lepiej mi było gdzieś poleżeć zamiast się włóczyć po górach
Ja ile razy się gdzieś zmęczę to zastanawiam się, czy nie lepiej mi było gdzieś poleżeć zamiast się włóczyć po górach
Tu króluje zeszłoroczny czas
Na posłaniu z liści buczynowych
Stąd do ziemi dalej niż do gwiazd
Na posłaniu z liści buczynowych
Stąd do ziemi dalej niż do gwiazd
Re: GSB
Czas dokończyć zamierzenia ubiegłoroczne. Po 10 dniach spędzonych na pilnowaniu szkodników (córeczka z zięciem pojechali na zasłużony urlop) wreszcie znalazłem te 8 - 10 dni na dokończenie GSB. Wyruszam jutro wieczorem do Opola, potem Katowice, Kraków, N. Targ i około 7 rano powinienem być w Krościenku. A dalej jak strzelił po czerwonych znakach. Zobaczymy co się będzie działo. Następna relacja już po powrocie.
chwilo ... trwaj!!!!!
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
Re: GSB
No, Tadziu trzymam kciuki , mam nadzieję, że uda Ci się dokończyć dzieła. Życzę ładnej pogody i pięknych widoków
Włóczęga: człowiek, który nazywałby się turystą, gdyby miał pieniądze.
(J. Tuwim)
(J. Tuwim)
Re: GSB
Tadziu, życzę pogody ładnej, ale nie tak piekielnie upalnej jak ostatnio. No i jak najmniej burz na trasie.
Niech Ci sprzyjają dobre górskie duszki .
Niech Ci sprzyjają dobre górskie duszki .
"...A przed nami nowe życia połoniny, blaski oraz cienie, szczyty i doliny.
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Re: GSB
Kolejny raz się nie udało dokończyć, ale po kolei:
Wyjazd w niedzielę wieczorem około 19 z Ładzy (ostatni autobus). Na wejściu do autobusu zmiana taryfy - teraz 8 zeta (w zeszłym roku 7). W Opolu tradycyjne spotkanie z Jasiem przy piweczku, pociąg do Katowic, przesiadka na autobus do Krakowa, przesiadka na autobus do Nowego Targu, przesiadka na busa do Krościenka. W Krościenku jestem kilkanaście minut po 7. Nie ma na co czekać, ruszam bo... popaduje jeszcze (od Rabki do teraz lało, a miało być tak pięknie). Wkrótce deszcz przechodzi, a ja dochodzę do pierwszego grzybka na trasie.
Krótki odpoczynek i dalej na Marszałek. Takich grzybków jest na trasie i w okolicach Krościenka kilka. Deszcz jednak wraca, co widać, słychać i czuć.
Powoli jednak się wypogadza, na Lubaniu już całkiem, całkiem. Baza namiotowa zamknięta, wieża stoi i ma się dobrze.
Odpoczywam w wiacie tuż przed szczytem. Zejście z Lubania nie należy do najłatwiejszych (stromo, kamienie, ślisko po deszczu). Dochodzę do polany Kudów i pierwszy raz mam widok na Tatry.
Ale to bardzo rzadkie zjawisko w tym wypadzie. Bez większych problemów docieram do Studzionek, gdzie zamierzam przenocować. Udaje się wszystko zrealizować, dostałem jeszcze obiad: rosół, aż żółty i bardzo, ale to bardzo dobry do tego udko kurczaka usmażone jak kotlet panierowany, czerwone buraczki i mizeria z rzodkiewką (pierwszy raz taką jadłem, ale smakuje dobrze). Gospodarze p. Chrobak, bardzo mili, gościnni, co ciekawe niedrogo. Za nocleg w dwuosobowym pokoju i kolację zapłaciłem 55 zeta. Polecam na trasie ten punkt noclegowy.
cdn.
Wyjazd w niedzielę wieczorem około 19 z Ładzy (ostatni autobus). Na wejściu do autobusu zmiana taryfy - teraz 8 zeta (w zeszłym roku 7). W Opolu tradycyjne spotkanie z Jasiem przy piweczku, pociąg do Katowic, przesiadka na autobus do Krakowa, przesiadka na autobus do Nowego Targu, przesiadka na busa do Krościenka. W Krościenku jestem kilkanaście minut po 7. Nie ma na co czekać, ruszam bo... popaduje jeszcze (od Rabki do teraz lało, a miało być tak pięknie). Wkrótce deszcz przechodzi, a ja dochodzę do pierwszego grzybka na trasie.
Krótki odpoczynek i dalej na Marszałek. Takich grzybków jest na trasie i w okolicach Krościenka kilka. Deszcz jednak wraca, co widać, słychać i czuć.
Powoli jednak się wypogadza, na Lubaniu już całkiem, całkiem. Baza namiotowa zamknięta, wieża stoi i ma się dobrze.
Odpoczywam w wiacie tuż przed szczytem. Zejście z Lubania nie należy do najłatwiejszych (stromo, kamienie, ślisko po deszczu). Dochodzę do polany Kudów i pierwszy raz mam widok na Tatry.
Ale to bardzo rzadkie zjawisko w tym wypadzie. Bez większych problemów docieram do Studzionek, gdzie zamierzam przenocować. Udaje się wszystko zrealizować, dostałem jeszcze obiad: rosół, aż żółty i bardzo, ale to bardzo dobry do tego udko kurczaka usmażone jak kotlet panierowany, czerwone buraczki i mizeria z rzodkiewką (pierwszy raz taką jadłem, ale smakuje dobrze). Gospodarze p. Chrobak, bardzo mili, gościnni, co ciekawe niedrogo. Za nocleg w dwuosobowym pokoju i kolację zapłaciłem 55 zeta. Polecam na trasie ten punkt noclegowy.
cdn.
chwilo ... trwaj!!!!!
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
Re: GSB
Widzieliśmy wieżę na Luboniu, ale Tatr to nie udało się nam zobaczyć, mimo że pogoda była słoneczna.
Trzymamy kciuki za Twój przemarsz. My to mamy jeszcze przed sobą.
Trzymamy kciuki za Twój przemarsz. My to mamy jeszcze przed sobą.
Re: GSB
Dzień kolejny (wtorek)
Wstaję dość późno jak na mnie, bo o 6.30, parę minut po 7 juz podążam za czerwonymi znaczkami w kierunku Przełęczy Knurowskiej. Tam w stacji turystycznej mam zamiar coś zjeść. Niestety. Po godzinnym marszu dzwonię do drzwi i pani mówi, że owszem parę lat temu to można było coś zjeść i piwa się napić, ale teraz to oni raczej mają gości na pobyt i nie prowadzą kuchni dla wędrowców, o piwie nie mówiąc. Cóż, obszedłem się smakiem, walnąłem pieczątkę i raźnym krokiem z markotną mina ruszam w kierunku Turbacza.
W pobliżu mijam jakieś grzybki
Widoczność słaba, ledwo widać jezioro, a z długiej hali schronisko jakby za mgłą.
Na hali jak zwykle kierdel owieczek, bacówka czynna, można się napić żętycy i kupić serek. Jednak co mnie zafascynowało to ilość much obsiadających (a właściwie obiadujących) owieczkowe ...
W schronisku na Turbaczu wreszcie zajadam spóźnione śniadanko, popijam zupką chmielową i po jakiejś godzince ruszam dalej. Panorama Tatr z Turbacza należy do najładniejszych, ale w dniu dzisiejszym niedostępna dla całej rzeszy turystów. Nawet nie usiłuję robić zdjęć, tylko ruszam na szczyt.
Ze szczytu powoli (zaraz wyjaśnię dlaczego) zaczynam schodzenie w kierunku Starych WIerchów. Dlaczego powoli?
Ano dlatego.
W schronisku na Starych Wierchach się wyjaśniło, że jeszcze ze 3 tygodnie temu to cały szlak na Turbacz był zamknięty, teraz parkowi i PTTKowcy co mogli to udrożnili, ale to co zostało to są drzewa z prywatnych lasów i nie wolno ich im usuwać, chyba, że będzie akcja. A prywatny się teraz nie opłaca, bo są sianokosy i można więcej tam zarobić, a dewno takie to i tak tylko na opał. W pewnym momencie była tabliczka
szedłem około 50 minut. Tym samym zrezygnowałem z dojścia dzisiaj do Rabki i postanowiłem zanocować w Bacówce na Maciejowej. I to był strzał w dziesiątkę, nie dość, że byłem samiuteńki jak palec, wokół tylko cisza. To jeszcze jak się pani dowiedziała, że idę GSB i zobaczyła pieczątki, to powiedziała, że mają niepisaną umowę: idący GSB mają noclegową zniżkę w wysokości 50%. Tak, że na nocleg w 3 zapłaciłem tylko 2 dychy. Do tego pyszne pierogi. A rano taki widok.
Rankiem przed szóstą wyruszam w kierunku Rabki, po około godzinie dochodzę do pierwszych budynków, podpatruję wiewiórkę, przechodzę obok Śląskiego Centrum Rehabilitacyjno Uzdrowiskowe (kiedyś sanatorium im, Wincentego Pstrowskiego), robię jakieś zakupy śniadaniowe. Idę do Zdroju i ... szukam busa do Skawy (szlak między Rabką i Skawą jest zamknięty ze względu na budowę zakopianki - pani na Maciejowej powiedziała, że prawie wszyscy jadą ten kawałek busem, bo bardzo trudno się obchodzi ten plac budowy, a jest tam teraz najdłuższy most w Polsce)
Dojeżdżam do Skawy, kieruję się na Jordanów, szlak prowadzi częściowo asfaltem, jakieś dzieciaki idą z kwiatami na zakończenia roku szkolnego. Dochodzę do Jordanowa, mijam kościół
i dalej szlakiem w kierunku Bystrej i Hali Krupowej. W Bystrej zatrzymuję się na kawę, biorę pieczątkę w bibliotece i ruszam pod górę. Zaczyna coś pogrzmiewać, czyżby zanosiło się na burzę? Za którymś razem widać nawet błyskawicę, jest parno, duszno... i zaczyna pokrapywać. Szybka zmiana ekwipunku zewnętrznego i dalej w drogę, a tu się rozpadało na dobre. Pada i pada, przestać nie chce, nagle zza zakrętu na skrzyżowaniu pojawia się jakaś wiata. Zatrzymuję się i ... przestaje padać Siedzę trochę, odpoczywam, nawet się przejaśnia więc dalej w drogę, pod górkę, z górki, dochodzę do Hali Kucałowej, skąd 5 minut do Schroniska na Hali Krupowej, miejsca dzisiejszego noclegu. Piwo mają zimne, flaczki wyśmienite, pokój czysty, choć łóżka pamiętają czasy dawne, woda pod prysznicem ciepłą. Więc prysznic, kolejne piwo, pierogi, znowu deszcz, przejaśnia się, nawet Tatry się pokazują, chociaż rano widok zdecydowanie lepszy.
cdn
Wstaję dość późno jak na mnie, bo o 6.30, parę minut po 7 juz podążam za czerwonymi znaczkami w kierunku Przełęczy Knurowskiej. Tam w stacji turystycznej mam zamiar coś zjeść. Niestety. Po godzinnym marszu dzwonię do drzwi i pani mówi, że owszem parę lat temu to można było coś zjeść i piwa się napić, ale teraz to oni raczej mają gości na pobyt i nie prowadzą kuchni dla wędrowców, o piwie nie mówiąc. Cóż, obszedłem się smakiem, walnąłem pieczątkę i raźnym krokiem z markotną mina ruszam w kierunku Turbacza.
W pobliżu mijam jakieś grzybki
Widoczność słaba, ledwo widać jezioro, a z długiej hali schronisko jakby za mgłą.
Na hali jak zwykle kierdel owieczek, bacówka czynna, można się napić żętycy i kupić serek. Jednak co mnie zafascynowało to ilość much obsiadających (a właściwie obiadujących) owieczkowe ...
W schronisku na Turbaczu wreszcie zajadam spóźnione śniadanko, popijam zupką chmielową i po jakiejś godzince ruszam dalej. Panorama Tatr z Turbacza należy do najładniejszych, ale w dniu dzisiejszym niedostępna dla całej rzeszy turystów. Nawet nie usiłuję robić zdjęć, tylko ruszam na szczyt.
Ze szczytu powoli (zaraz wyjaśnię dlaczego) zaczynam schodzenie w kierunku Starych WIerchów. Dlaczego powoli?
Ano dlatego.
W schronisku na Starych Wierchach się wyjaśniło, że jeszcze ze 3 tygodnie temu to cały szlak na Turbacz był zamknięty, teraz parkowi i PTTKowcy co mogli to udrożnili, ale to co zostało to są drzewa z prywatnych lasów i nie wolno ich im usuwać, chyba, że będzie akcja. A prywatny się teraz nie opłaca, bo są sianokosy i można więcej tam zarobić, a dewno takie to i tak tylko na opał. W pewnym momencie była tabliczka
szedłem około 50 minut. Tym samym zrezygnowałem z dojścia dzisiaj do Rabki i postanowiłem zanocować w Bacówce na Maciejowej. I to był strzał w dziesiątkę, nie dość, że byłem samiuteńki jak palec, wokół tylko cisza. To jeszcze jak się pani dowiedziała, że idę GSB i zobaczyła pieczątki, to powiedziała, że mają niepisaną umowę: idący GSB mają noclegową zniżkę w wysokości 50%. Tak, że na nocleg w 3 zapłaciłem tylko 2 dychy. Do tego pyszne pierogi. A rano taki widok.
Rankiem przed szóstą wyruszam w kierunku Rabki, po około godzinie dochodzę do pierwszych budynków, podpatruję wiewiórkę, przechodzę obok Śląskiego Centrum Rehabilitacyjno Uzdrowiskowe (kiedyś sanatorium im, Wincentego Pstrowskiego), robię jakieś zakupy śniadaniowe. Idę do Zdroju i ... szukam busa do Skawy (szlak między Rabką i Skawą jest zamknięty ze względu na budowę zakopianki - pani na Maciejowej powiedziała, że prawie wszyscy jadą ten kawałek busem, bo bardzo trudno się obchodzi ten plac budowy, a jest tam teraz najdłuższy most w Polsce)
Dojeżdżam do Skawy, kieruję się na Jordanów, szlak prowadzi częściowo asfaltem, jakieś dzieciaki idą z kwiatami na zakończenia roku szkolnego. Dochodzę do Jordanowa, mijam kościół
i dalej szlakiem w kierunku Bystrej i Hali Krupowej. W Bystrej zatrzymuję się na kawę, biorę pieczątkę w bibliotece i ruszam pod górę. Zaczyna coś pogrzmiewać, czyżby zanosiło się na burzę? Za którymś razem widać nawet błyskawicę, jest parno, duszno... i zaczyna pokrapywać. Szybka zmiana ekwipunku zewnętrznego i dalej w drogę, a tu się rozpadało na dobre. Pada i pada, przestać nie chce, nagle zza zakrętu na skrzyżowaniu pojawia się jakaś wiata. Zatrzymuję się i ... przestaje padać Siedzę trochę, odpoczywam, nawet się przejaśnia więc dalej w drogę, pod górkę, z górki, dochodzę do Hali Kucałowej, skąd 5 minut do Schroniska na Hali Krupowej, miejsca dzisiejszego noclegu. Piwo mają zimne, flaczki wyśmienite, pokój czysty, choć łóżka pamiętają czasy dawne, woda pod prysznicem ciepłą. Więc prysznic, kolejne piwo, pierogi, znowu deszcz, przejaśnia się, nawet Tatry się pokazują, chociaż rano widok zdecydowanie lepszy.
cdn
chwilo ... trwaj!!!!!
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
Re: GSB
A dalej ??
no cóż to samo, wstaję, myju, myju, lekkie amciu, amciu i marsz w kierunku Policy i dalej Hali Śmietanowej, Przełęczy Krowiarki (Lipnickiej). Potem Babunia, Markowe i tak, aż do Głuchaczek.
Mijam pomnik dla tych co zginęli w katastrofie samolotowej w 1969r.
i zaczynam schodzenie w kierunku Przełęczy. Po drodze jeszcze jakaś mała kapliczka
A tu się niebo zasnuwa i zaczyna pokrapywać. Na Przełęczy tyle samochodów, że nie tylko nowego nie postawisz, ale przysłowiowej szpilki nie wciśniesz. Opłacam wejście do BPN i mozolnie po schodach na Sokolicę. Zaczyna jednak padać, im wyżej tym mocniej. Babią zdobywam w strugach deszczu, prawie, że od tyczki do tyczki nie widać, przypomina mi się jak z Joanną, jeszcze za czasów studenckich zdobywaliśmy Babią to też tak było, ale wtedy mgła przesłaniała widok, teraz deszcz. Nie zatrzymując się schodzę na Przełęcz Brona i do Markowych. Przemoczony, ale zadowolony, że jednak dałem radę, choć nie wiem, czy dam radę jeszcze dojść do Głuchaczek. Każę sobie obiadek. Schabowy to przykrył frytki.
Odpocząłem, podjadłem, popiłem no to w drogę. Ruszam w kierunku Głuchaczek przez Mędralową. W zasadzie nic ciekawego się nie dzieje, droga prowadzi lasem, widoków brak, czasami się przejaśnia, ale nie wyciągam aparatu (i dobrze, bo za chwilę leje) i tak aż do Głuchaczek. Baza namiotowa studencka przyjmuje mnie z otwartymi ramionami, tylko brak prądu i nie można podładować akumulatorów. Wprawdzie przy drodze pobudowali wiatę i bakterie słoneczne, ale nie działają.
Rano skoro świt wyruszam. Plany mam bardzo ambitne. Ale planowanie (zwłaszcza) w gospodarce socjalistycznej nie bardzo wychodziło w realizacji. I tym razem też tak jest.
Mijam po drodze jakieś autka.
Pilsko widoczne na wyciągnięcie ręki
A ja po ponad 4 godzinach marszu kompletnie wyczerpany docieram na Przełęcz Korbierlowską. Decyzja może być tylko jedna. Miałem iść maximum 2,5h - szedłem ponad 4 chyba mam dosyć. Siadam przy drodze i zaczynam medytować "co dalej". Coraz bardziej skłąniam się do decyzji przerwania wędrówki i zostawienia reszty na "zaś". Łapię stopa aż do Żywca. potem pociąg do Katowic i dalej do Opola i autobus do Ładzy. Wieczorem, ku zadowoleniu (wielkiemu) Joanny jestem w domu.
W zasadzie szedłem 4 dni zrobiłem około 120 km, zostało mi jeszcze około 80, ale to już chyba wrzesień, bo wakacje zajęte. A na początku sierpnia gramy w Cisnej na festiwalu "Magiczne Bieszczady".
Już teraz zapraszam.
chwilo ... trwaj!!!!!
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
Re: GSB
Super Tadeusz, zostało bardzo nie wiele.
Re: GSB
Decyzja zapadła, ruszam w poniedziałek 19 sierpnia do Korbielowa. Nie jestem tylko pewien czy o 5.10 czy o 8.10 z Ładzy. Planowałem wcześniej w tym tygodniu, ale... mamy być pod telefonem, jakby coś się działo z Ciocią i Wujkiem.
chwilo ... trwaj!!!!!
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173