Trzech wspaniałych: Hans, Czech i Lech
: 20 czerwca 2013, 12:38
Nie tak dawno i nie za siedmioma górami, a tym bardziej za siedmioma rzekami, spotkali się Hans, Czech i Lech. Widząc zagrożenie z innych stron, postanowili wspólnie przeciwdziałać narastającemu niebezpieczeństwu. Po pierwszym klinie, bo na sucho nic im nie przychodziło do głowy, głos zabrał Hans: stwórzmy wspólne królestwo, do którego będą ciągnąć tysiące pielgrzymów, dlatego umieśćmy w nim te miejsca, z których będzie można podziwiać dalekie horyzonty, zaś wybrańcy, którzy dotrą do tych miejsc, będą mogli otrzymać nagrodę - uścisk naszych dłoni. Ja widzę u siebie tylko graniczny Lausche - dodał skromnie. Zapadła cisza, którą przerwał gromkim głosem Lech "do góry" i kolejny zasób okowity zasilił nie tylko ich ciało, ale i rozum.
Czech, stając na wysokości zadania, dorzucił wiele miejsc, z których część wyglądała dość śmiesznie. Lech postąpił podobnie, lecz duma nakazała mu umieścić jedno miejsce więcej niż Czech. I tak powstała wspólna korona - zachwytom nie było końca, więc sukces ten należało uczcić kolejną dawką gorzałki.
Gdy opadły emocje, głos znów zabrał Hans: myśl globalnie - działaj lokalnie, więc niech każdy zaproponuje coś ekstra ciekawego w swoim hrabstwie, po czym wskazał na 5 miejsc, które miały walory turystyczne i łatwo było do nich dotrzeć.
Czech uśmiechnął się, ale widząc na liście Hansa tylko 6 miejsc, dorzucił wiele grajdołków, do których trudno dotrzeć bez dokładnej mapy i trzeba przemierzać przez dzikie chaszcze lub pokrzywy. Z radością opublikował uroczych, jego zdaniem, 23 miejsc na lokalnej tablicy.
W tej sytuacji honor Lecha został poważnie wystawiony na próbę. Nie mogąc nic sensownego wymyśleć, zaproponował kolejny łyk gorzalki. Oświecony porcją trunku, założył opaskę na oczy i zaznaczał na mapie kolejne miejsca na chybił-trafił. W tym stanie było to męczące zajęcie, więc efekt też był mizerny, ale nagrazmolił aż 31 punktów. Hans i Czech z oburzeniem spojrzeli na Lecha, któremu resztki rozumu chyba woda ognista wypaliła, bo do niektórych miejsc można dotrzeć kierując się wyłącznie GPS, obok innych przechodzą tłumy i nie zwracają uwagi na "chaszcze".
Lech, widząc gniew na twarzy współtowarzyszy, zaproponował "do góry", czym rozluźnił napiętą i nerwową atmosferę. Potem rzekł: skoro nam tak czas miło mija, więc wspólnie stwórzmy coś dla wytrawnego włóczykija.
Hans, jak zwykle z powagą, zaproponował tylko kilka miejsc wartych zachodu, zaś Czech z Lechem licytowali swe atrakcje, aż w końcu Hans wrzasnął: dość tego! setka wystarczy!
Lech nie zrozumiał już sensu słów Hansa, więc wlał wszystkim po setce i "do góry". Potem wszyscy mówili, nikt nie słuchał, pośród bełkotu wszyscy udali się na spoczynek pod stołem i zapadła długa cisza ...
Ja tam nie byłem, więc miodu i wina (ani gorzałki) nie piłem ...
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób i zdarzeń jest przypadkowe.
Inspiracją do tego postu była prawie 2-miesięczna przynależność do klubu turystyki górskiej przy większej organizacji turystycznej /stanowiła ona również ewenement w moim życiu poza LOK, LOP, ZHP (2 dni) oraz ZSP (rok)/. Brałem udział, może to zbyt dużo powiedziane, tylko w jednym spotkaniu, na którym dość często padała komenda "do góry", zaś tematyka sprowadzała się do najbliższych wyborów oraz zjazdu. Przy kolejnej zrzutce na "procenty", mój udział w spotkaniu wśród działaczy uznałem za zbędny i dobiegł on końca.
Czech, stając na wysokości zadania, dorzucił wiele miejsc, z których część wyglądała dość śmiesznie. Lech postąpił podobnie, lecz duma nakazała mu umieścić jedno miejsce więcej niż Czech. I tak powstała wspólna korona - zachwytom nie było końca, więc sukces ten należało uczcić kolejną dawką gorzałki.
Gdy opadły emocje, głos znów zabrał Hans: myśl globalnie - działaj lokalnie, więc niech każdy zaproponuje coś ekstra ciekawego w swoim hrabstwie, po czym wskazał na 5 miejsc, które miały walory turystyczne i łatwo było do nich dotrzeć.
Czech uśmiechnął się, ale widząc na liście Hansa tylko 6 miejsc, dorzucił wiele grajdołków, do których trudno dotrzeć bez dokładnej mapy i trzeba przemierzać przez dzikie chaszcze lub pokrzywy. Z radością opublikował uroczych, jego zdaniem, 23 miejsc na lokalnej tablicy.
W tej sytuacji honor Lecha został poważnie wystawiony na próbę. Nie mogąc nic sensownego wymyśleć, zaproponował kolejny łyk gorzalki. Oświecony porcją trunku, założył opaskę na oczy i zaznaczał na mapie kolejne miejsca na chybił-trafił. W tym stanie było to męczące zajęcie, więc efekt też był mizerny, ale nagrazmolił aż 31 punktów. Hans i Czech z oburzeniem spojrzeli na Lecha, któremu resztki rozumu chyba woda ognista wypaliła, bo do niektórych miejsc można dotrzeć kierując się wyłącznie GPS, obok innych przechodzą tłumy i nie zwracają uwagi na "chaszcze".
Lech, widząc gniew na twarzy współtowarzyszy, zaproponował "do góry", czym rozluźnił napiętą i nerwową atmosferę. Potem rzekł: skoro nam tak czas miło mija, więc wspólnie stwórzmy coś dla wytrawnego włóczykija.
Hans, jak zwykle z powagą, zaproponował tylko kilka miejsc wartych zachodu, zaś Czech z Lechem licytowali swe atrakcje, aż w końcu Hans wrzasnął: dość tego! setka wystarczy!
Lech nie zrozumiał już sensu słów Hansa, więc wlał wszystkim po setce i "do góry". Potem wszyscy mówili, nikt nie słuchał, pośród bełkotu wszyscy udali się na spoczynek pod stołem i zapadła długa cisza ...
Ja tam nie byłem, więc miodu i wina (ani gorzałki) nie piłem ...
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób i zdarzeń jest przypadkowe.
Inspiracją do tego postu była prawie 2-miesięczna przynależność do klubu turystyki górskiej przy większej organizacji turystycznej /stanowiła ona również ewenement w moim życiu poza LOK, LOP, ZHP (2 dni) oraz ZSP (rok)/. Brałem udział, może to zbyt dużo powiedziane, tylko w jednym spotkaniu, na którym dość często padała komenda "do góry", zaś tematyka sprowadzała się do najbliższych wyborów oraz zjazdu. Przy kolejnej zrzutce na "procenty", mój udział w spotkaniu wśród działaczy uznałem za zbędny i dobiegł on końca.