Dlaczego zaczęliście się wspinać? Jak to było na początku?
Moderatorzy: adamek, Moderatorzy
Dlaczego zaczęliście się wspinać? Jak to było na początku?
Zgapiłem temat z innego działu , no ale pasuje jak ulał.
Zacznę nieskromnie od siebie:
Dlaczego? na to pytanie jestem w stanie odpowiedzieć dopiero teraz - kiedy moje wspinanie jest we wczesnym stadium amatorskim. Wspinam się dla kisty piwa, kiedyś marzyłem o jak najwiekszej cyfrze- ale na szczęście dojrzałem do tematu . Poważniej - wspinam się bo to jest wolność, ludzie, przyroda, podróże i najmocniejszy przeciwnik jakiego można sobie wymarzyć - Ja.
Jak się zaczęło ? Od opowieści mojego mentora górskiego Jck'a na estradowych posiadówkach za sceną ( kiedyś dorabialiśmy razem w takiej instytucji (nie)kulturalnej ).
Zacznę nieskromnie od siebie:
Dlaczego? na to pytanie jestem w stanie odpowiedzieć dopiero teraz - kiedy moje wspinanie jest we wczesnym stadium amatorskim. Wspinam się dla kisty piwa, kiedyś marzyłem o jak najwiekszej cyfrze- ale na szczęście dojrzałem do tematu . Poważniej - wspinam się bo to jest wolność, ludzie, przyroda, podróże i najmocniejszy przeciwnik jakiego można sobie wymarzyć - Ja.
Jak się zaczęło ? Od opowieści mojego mentora górskiego Jck'a na estradowych posiadówkach za sceną ( kiedyś dorabialiśmy razem w takiej instytucji (nie)kulturalnej ).
Bardzo jestem ciekawa Waszych - wspinaczy - odpowiedzi.
Jakiś element niepewności? Trochę większego ryzyka (pomimo zabezpieczeń)? Niestandardowego działania?
Ciekawi mnie to...
Noel wolność, ludzie, przyroda, podróże i - Ja, - to wszystko, jak mi się wydaje, jest w górach bez wspinaczki. Dlaczego więc wspinaczka? Musi być coś jeszcze, czyż nie? Co? Potrafisz dookreślić?Noel pisze:Poważniej - wspinam się bo to jest wolność, ludzie, przyroda, podróże i najmocniejszy przeciwnik jakiego można sobie wymarzyć - Ja.
Jakiś element niepewności? Trochę większego ryzyka (pomimo zabezpieczeń)? Niestandardowego działania?
Ciekawi mnie to...
W górach jest dla mnie mniej tego "Ja"JolaR pisze:Noel wolność, ludzie, przyroda, podróże i - Ja, - to wszystko, jak mi się wydaje, jest w górach bez wspinaczki. Dlaczego więc wspinaczka? Musi być coś jeszcze, czyż nie? Co? Potrafisz dookreślić?
Jakiś element niepewności? Trochę większego ryzyka (pomimo zabezpieczeń)? Niestandardowego działania?
Ciekawi mnie to...
Nie wdając się w szczegóły odpowiem - spróbuj
Kiedy mnie to w ogóle nie pociąga!. Kiedyś nawet wspinałam się na skałki i mam jakieś tam wyobrażenie, ale to zupełnie nie po mojemu! Ta konieczność ciągłej koncentracji, skupienie na najbliższym otoczeniu przez całą drogę na szczyt - to dla mnie wady, a nie zalety.Noel pisze:Nie wdając się w szczegóły odpowiem - spróbuj
Dlatego właśnie interesują mnie Wasze odpowiedzi.
Masz rację, też tak myślęNoel pisze:W górach jest dla mnie mniej tego "Ja"
I żeby było jasne - każdy ma swoją drogę samorealizacji, żadna nie jest gorsza, ani lepsza. Jest inna po prostu.
Ostatnio zmieniony 29 stycznia 2010, 19:20 przez Dżola Ry, łącznie zmieniany 2 razy.
Każdy ma swoje bariery dla kogoś będzie wyzwaniem wspinaczka dla innego łażenie po górach. "Ja" jest wszędzie. Samotne łażenie po górach też powoduje że ma się dużo "ja". Z tego co wiem po górach wspina się w zespołach min. 2 osobowych. Ale wiem, że jakby miał kiedyś styczność ze wspinaczkom to wpadłbym to bez reszty.
Łażenie po górach też daje możliwość wpływania na bieg zdarzeń.
Życzę wielu udanych dróg wszystkim wspinaczom
Nie posądzam o to, że jest to egoizm tylko większa zależność tego co się wydarz od swojej osobyNoel pisze:W górach jest dla mnie mniej tego "Ja"
Łażenie po górach też daje możliwość wpływania na bieg zdarzeń.
Życzę wielu udanych dróg wszystkim wspinaczom
Noel a wszystko zaczeło się od miłości do gór....potem RafałS powiedział mi że zapisał sie na kurs skałkowy, hmmm wspinanie mnie nie pociągało, lecz chciałem zapoznać się z "liną itd"...zapisałem się i nie żałuje , mogę realizować swoje marzenia być tam gdzie nie każdy może , gdzie nie ma kolejek, sprawdzić się , przełamać pewną bariere strachu, lęku...jest też adrenalina:)...miłość do gór, chęć zdobywania czegość pięknego...i ta wolność....
Ja tak mam ale nigdy pewnie się nie odważę na coś takiego.igi pisze:Jak widzę takie ujęcia, to aż przebieram nogami, kto jeszcze ta ma? :>
Czy to wspinaczka, czy zwykły trekking, wszystko zaczyna się od tego samego - miłości do gór. I chyba przeżywamy te same emocje, zarówno chodząc, jak i się wspinając, tylko inne czynniki mają wpływ na wywołanie emocji. Góry to góry, różnią się tylko sposoby ich poznawania i postrzegania. Ważne żeby każdy dawał możliwość czerpania z nich radościCowboy pisze:Noel a wszystko zaczeło się od miłości do gór
Pamiętam, jak zeszłam do Murowańca z Krzyżnych (rany, nigdy więcej...) z moją ówczesną górską towarzyszką, Kaśką. Pamiętam, jak otwarłam szeroko oczy i podnosiłam rozdziawioną szczękę, kiedy zobaczyłam tam ludzi chowających do plecaka liny... "O-kur-de" - pomyślałam. "Co za dzień, widziałam taterników!". Prawdopodobnie, gdybym wtedy pisała bloga, to bym to zapisała z wypiekami na twarzy I to był pierwszy strzał.
Później pomyślałam, że fajnie byłoby wejść na każdy 2-tysięcznik w Tatrach (ot, różne dziwne rzeczy człowiekowi mogą do głowy przyjść, jak szuka koncepcji...). "Ale...ale przecież na 90% z nich nie prowadzą szlaki! To jak ja mam to zrobić?". To był drugi strzał. Ostrzegawczy (ale jeszcze nie w tył głowy).
Potem był G-S i ględzący w nieskończoność Pati z Noelem na temat wspinaczkowych butów i "pierwszego dnia na ściance" :*
A potem kolega z pracy zapytał zaczepnie trochę, czy "na kursie skałkowym już byłaś"? I to był kolejny strzał.
Wspinaczkę w skale od początku traktowałam nie jako cel sam w sobie, ale jako narzędzie, które jak opanuję jako tako, pozwoli mi wejść tam, gdzie bez niego wejść bym nie mogła. I to zasadniczo się nie zmieniło.
Na skale się nie skończyło. Ziarno zasiane przez kilku świrów (biegających po GSie, nota bene) padło na jakże podatny grunt. Nie było odwrotu ["I poszliśmy w góry!" (C) by Ibuprom.]
Później pomyślałam, że fajnie byłoby wejść na każdy 2-tysięcznik w Tatrach (ot, różne dziwne rzeczy człowiekowi mogą do głowy przyjść, jak szuka koncepcji...). "Ale...ale przecież na 90% z nich nie prowadzą szlaki! To jak ja mam to zrobić?". To był drugi strzał. Ostrzegawczy (ale jeszcze nie w tył głowy).
Potem był G-S i ględzący w nieskończoność Pati z Noelem na temat wspinaczkowych butów i "pierwszego dnia na ściance" :*
A potem kolega z pracy zapytał zaczepnie trochę, czy "na kursie skałkowym już byłaś"? I to był kolejny strzał.
Wspinaczkę w skale od początku traktowałam nie jako cel sam w sobie, ale jako narzędzie, które jak opanuję jako tako, pozwoli mi wejść tam, gdzie bez niego wejść bym nie mogła. I to zasadniczo się nie zmieniło.
Na skale się nie skończyło. Ziarno zasiane przez kilku świrów (biegających po GSie, nota bene) padło na jakże podatny grunt. Nie było odwrotu ["I poszliśmy w góry!" (C) by Ibuprom.]