SZKOCJA (Highlands) - "zmącony spokój Pani Labiryntu
Moderatorzy: adamek, PiotrekP, Moderatorzy
SZKOCJA (Highlands) - "zmącony spokój Pani Labiryntu
Na początek mała wzmianka o rejonie Highlands – jest to (cyt. z Wikipedii)
„górzysty region północnej Szkocji, obejmujący Góry Kaledońskie i Grampiany. Highlands, region położony na północno-zachodnim wybrzeżu Szkocji, należy do najrzadziej zaludnionych w Europie. Urozmaicany licznymi jeziorami, często przeciwstawiany jest nizinnej krainie Lowlands, leżącej na południu. Highlands obejmuje również pobliskie wyspy.”
http://pl.wikipedia.org/wiki/Scottish_Highlands
http://en.wikipedia.org/wiki/Scottish_Highlands
Temperatury w lecie oscylują około 18°C. W zachodniej części jest zazwyczaj cieplej i bardziej deszczowo niż na wschodzie. Na zachodzie roczne opady wynoszą około 3 000 mm.
Obszar to ok. 44 tys. km² (14% powierzchni Polski) – dla lepszego wyobrażenia gdyby ścisnąć go w kwadrat miałby on bok 210 km.
Ludność - zaledwie ok. 360 tys., z czego największe miasto Inverness zamieszkuje 70 tys.
Gęstość zaludnienia to 8 osób/km² (np. dla całej Szkocji 65, w Polsce 182 os/km²), a gdyby pominąć Inverness wyszłoby 6,5 osoby/km², z czego wskaźnik ten podbijają mieszkańcy linii brzegowej – teraz łatwiej wyobrazić sobie bezludzie tych gór.
Dodam jeszcze, że drugim po Inverness (notabene oba mają dostęp do morza) najludniejszym miastem jest…
Fort William z aż… 10 tys. mieszkańców…
I dla jeszcze lepszej orientacji załączam 2 mapki.
„górzysty region północnej Szkocji, obejmujący Góry Kaledońskie i Grampiany. Highlands, region położony na północno-zachodnim wybrzeżu Szkocji, należy do najrzadziej zaludnionych w Europie. Urozmaicany licznymi jeziorami, często przeciwstawiany jest nizinnej krainie Lowlands, leżącej na południu. Highlands obejmuje również pobliskie wyspy.”
http://pl.wikipedia.org/wiki/Scottish_Highlands
http://en.wikipedia.org/wiki/Scottish_Highlands
Temperatury w lecie oscylują około 18°C. W zachodniej części jest zazwyczaj cieplej i bardziej deszczowo niż na wschodzie. Na zachodzie roczne opady wynoszą około 3 000 mm.
Obszar to ok. 44 tys. km² (14% powierzchni Polski) – dla lepszego wyobrażenia gdyby ścisnąć go w kwadrat miałby on bok 210 km.
Ludność - zaledwie ok. 360 tys., z czego największe miasto Inverness zamieszkuje 70 tys.
Gęstość zaludnienia to 8 osób/km² (np. dla całej Szkocji 65, w Polsce 182 os/km²), a gdyby pominąć Inverness wyszłoby 6,5 osoby/km², z czego wskaźnik ten podbijają mieszkańcy linii brzegowej – teraz łatwiej wyobrazić sobie bezludzie tych gór.
Dodam jeszcze, że drugim po Inverness (notabene oba mają dostęp do morza) najludniejszym miastem jest…
Fort William z aż… 10 tys. mieszkańców…
I dla jeszcze lepszej orientacji załączam 2 mapki.
Ostatnio zmieniony 22 lutego 2011, 20:40 przez Anonymous, łącznie zmieniany 13 razy.
27 gru'08 (1/4) zimowy Highlands (Lochaber) - Ben Nevis
27-30 gru'08
Szkocja - Highlands - Lochaber - Ben Nevis
D.1 - chęci, a... czas
Zimowy wypad w szkocki Highlands (konkretnie jego fragment, czyli Lochaber) planowałem w późniejszym terminie, jednak doszedł do skutku jeszcze przed Nowym Rokiem - w styczniu zabukowane są Taterki.
Do tej pory zimą wędrowałem samotnie, tym razem ze Szczepanem tworzymy 2-osobową ekipę. Odpalam auto drugiego dnia świąt, tuż przed północą – przed nami 520 km asfaltu. Tylko ja mam prawko, ale o g.5.30 lądujemy na wypatrzonym na mapie leśnym parkingu, 50m npm. Czas podrzemać ze 2 h, które wydłużyły się conajmniej dwukrotnie i tym samym Ben Nevis (1344) staje pod znakiem zapytania, na którym planowaliśmy spędzić nockę.
Dopiero o 11.25 wyruszamy zatrzymując się przy tablicy informacyjnej i zerkając na prognozy – bardzo obiecujące i potwierdzające te, które poznaliśmy jeszcze przed wyruszeniem do Szkocji.
Po chwili widzimy, co się dzieje w kotlinie, za nami.
Po wyjściu z lasu obstąpiła nas wokół biała szadź, wszystko zmarznięte. Super, nie będzie potopu.
Powietrze rześkie, niebo czyste, pod stopami twardo, przed nami widoczny cel – grań na końcu doliny.
Tylko czy zdążymy z czasem? Tam przy świetle latarek z garbami nie będziemy się pchali, gdyż trudno byłoby wyczaić przystępne ostatnie metry. Natomiast już stamtąd na widocznego tu Bena można iść o każdej porze.
Ale na razie...
Szkocja - Highlands - Lochaber - Ben Nevis
D.1 - chęci, a... czas
Zimowy wypad w szkocki Highlands (konkretnie jego fragment, czyli Lochaber) planowałem w późniejszym terminie, jednak doszedł do skutku jeszcze przed Nowym Rokiem - w styczniu zabukowane są Taterki.
Do tej pory zimą wędrowałem samotnie, tym razem ze Szczepanem tworzymy 2-osobową ekipę. Odpalam auto drugiego dnia świąt, tuż przed północą – przed nami 520 km asfaltu. Tylko ja mam prawko, ale o g.5.30 lądujemy na wypatrzonym na mapie leśnym parkingu, 50m npm. Czas podrzemać ze 2 h, które wydłużyły się conajmniej dwukrotnie i tym samym Ben Nevis (1344) staje pod znakiem zapytania, na którym planowaliśmy spędzić nockę.
Dopiero o 11.25 wyruszamy zatrzymując się przy tablicy informacyjnej i zerkając na prognozy – bardzo obiecujące i potwierdzające te, które poznaliśmy jeszcze przed wyruszeniem do Szkocji.
Po chwili widzimy, co się dzieje w kotlinie, za nami.
Po wyjściu z lasu obstąpiła nas wokół biała szadź, wszystko zmarznięte. Super, nie będzie potopu.
Powietrze rześkie, niebo czyste, pod stopami twardo, przed nami widoczny cel – grań na końcu doliny.
Tylko czy zdążymy z czasem? Tam przy świetle latarek z garbami nie będziemy się pchali, gdyż trudno byłoby wyczaić przystępne ostatnie metry. Natomiast już stamtąd na widocznego tu Bena można iść o każdej porze.
Ale na razie...
Ostatnio zmieniony 22 lutego 2011, 20:36 przez Anonymous, łącznie zmieniany 2 razy.
27 gru'08 (2/4) zimowy Highlands (Lochaber) - Ben Nevis
... po prawej powoli mijamy Carn Dearg (1221).
Po lewej kilkanaście sztuk kopytnych.
Ostrożne przejście po oszronionej i miejscami pokrytej cienką warstwą lodu skale.
Trawa zmrożona, więc idzie się wygodnie unikając śliskich kamyków.
Ben Nevis w całej okazałości, poniżej widoczna chata Mountain Rescue,…
… do której przybijamy – 680 m npm.
Wokół remont, więc dlatego wnętrze jest zamknięte. Jedynie dostęp do telefonu alarmowego jest możliwy. Tu jeszcze nie ma śniegu, zacznie się pojawiać nieznacznie wyżej.
Spoglądamy na aktualny czas - nieciekawy, do zmroku dwie godziny. Na grań 1 km z haczykiem w linii prostej, przewyższenia 400 m, no i garby - w tym czasie coś przegryzamy, rozmawiamy, gdyż trzeba podjąć decyzję…
Po lewej kilkanaście sztuk kopytnych.
Ostrożne przejście po oszronionej i miejscami pokrytej cienką warstwą lodu skale.
Trawa zmrożona, więc idzie się wygodnie unikając śliskich kamyków.
Ben Nevis w całej okazałości, poniżej widoczna chata Mountain Rescue,…
… do której przybijamy – 680 m npm.
Wokół remont, więc dlatego wnętrze jest zamknięte. Jedynie dostęp do telefonu alarmowego jest możliwy. Tu jeszcze nie ma śniegu, zacznie się pojawiać nieznacznie wyżej.
Spoglądamy na aktualny czas - nieciekawy, do zmroku dwie godziny. Na grań 1 km z haczykiem w linii prostej, przewyższenia 400 m, no i garby - w tym czasie coś przegryzamy, rozmawiamy, gdyż trzeba podjąć decyzję…
Ostatnio zmieniony 22 lutego 2011, 20:19 przez Anonymous, łącznie zmieniany 2 razy.
27 gru'08 (3/4) zimowy Highlands (Lochaber) - Ben Nevis
… co z tym fantem począć. Na razie spoglądamy dłuższy czas na Bena. Może tu rozbilibyśmy namiot i rano ruszyli wprost na niego jednym ze żlebów, po śniegu z 15kg na plecach? Jednak jest jeden feler – Szczepan nie zapakował w domu czekana…
Ruszamy jednak we wcześniej ustalonym kierunku. Od tego miejsca ścieżka znikła, więc kluczymy trochę, by przejść na drugą stronę jaru, gdzie rozciąga się trawa i nie powinno być tak ślisko. A śniegu na naszej drodze wciąż nie widać. Wyjeżdżając z Manchesteru spodziewaliśmy się trochę więcej białego puchu – małe rozczarowanie.
Daleko nie uszliśmy, do pierwszego płatu na naszej drodze. Dajemy sobie spokój z ryzykiem szukania końcowego podejścia na grań po zmroku. Z tej strony inne spojrzenie na szczyt i zaśnieżony żleb prowadzący na Ben Nevisa (1344) – najwyższą górkę UK.
Słońce powoli chowa się za horyzont – ostatnie jego promienie na grani opadającej z Carn Mor Dearg (1220).
Pod koniec dnia okolicę przeczesywał helikopter.
Ruszamy jednak we wcześniej ustalonym kierunku. Od tego miejsca ścieżka znikła, więc kluczymy trochę, by przejść na drugą stronę jaru, gdzie rozciąga się trawa i nie powinno być tak ślisko. A śniegu na naszej drodze wciąż nie widać. Wyjeżdżając z Manchesteru spodziewaliśmy się trochę więcej białego puchu – małe rozczarowanie.
Daleko nie uszliśmy, do pierwszego płatu na naszej drodze. Dajemy sobie spokój z ryzykiem szukania końcowego podejścia na grań po zmroku. Z tej strony inne spojrzenie na szczyt i zaśnieżony żleb prowadzący na Ben Nevisa (1344) – najwyższą górkę UK.
Słońce powoli chowa się za horyzont – ostatnie jego promienie na grani opadającej z Carn Mor Dearg (1220).
Pod koniec dnia okolicę przeczesywał helikopter.
27 gru'08 (4/4) zimowy Highlands (Lochaber) - Ben Nevis
Trzeba brać się za rozbicie namiotu – nie jest to wersja zimowego domku, ale pakunek waży 2,35 kg, nie za wiele jak na nocleg dla 2 osób. A wytrzymałość jego została już sprawdzona – w lipcu po pewnej nocce nie można go nazwać już nowym, ale jednak wciąż stał.
Z tłem na planowaną grań,
… na Bena,
… na dolinę, którą tu dotarliśmy.
A po zmroku niespodzianka – z Bena schodzą żlebem 2 osoby.
Po posiłku rozgrzewamy się trochę, zanim zaczniemy leżakować do rana.
Niewiele dziś przeszliśmy – tak to jest, gdy dopiero nad ranem jest czas na sen, to wtedy zimą nie starcza dnia.
Przed zaśnięciem zastanawiamy się, dokąd ruszyć jutro, bo nasz plan zaczął mocno się chybotać.
Stanęło na…
→ 7 km
↑ 800 m
28 gru'08 (1/2) zimowy Highlands (Lochaber) - Ben Nevis
D.2 - nareszcie po śniegu
... wejściu wprost na Carn Mor Dearg (1220). Ten nocleg pierwotnie miał być na BenN. Niestety, aby na niego wejść, musielibyśmy potem po części wracać się tą samą granią i mało przejrzyście rysowało się wybranie miejsca na następny nocleg – a dzień krótki.
Szczyt atakujemy na wprost – wybór pierwszego celu, jak i drogi, jest prozaiczny – prowadząca do góry smuga zlodowaciałego śniegu. Nie jest jedyną, ale wydaje się najbardziej zaśnieżoną (jeśli można tak nazwać). Rozpoczynamy te 420 m przewyższenia.
Z początku dotrzymywałem kroku Szczepanowi, ale gdzieś w połowie drogi na szczyt zostałem w tyle, więc na prawie każdym krótkim postoju aparat nie próżnował.
Widzę kilka osób zdobywających Bena – o tej drodze też myśleliśmy, ale przecież… jednej dziabki nam brakuje.
Czerwone kółko sytuuje ich pozycję.
The Castle z Castle Ridge oraz mgła nad Fortem William.
Im wyżej, tym wydaje się cieplej – to wcale nie złudzenie, przecież słonko przygrzewa, a podejście jest ostre. Na szczycie kompan jednak przymarza oczekując mojego pojawienia.
Stąd ładnie prezentuje się nasz (nie)dobry lipcowy znajomy Aonach Beag (1234) – wspomnienia wróciły. Z tej perspektywy przypomina wieloryba.
Nie idziemy od razu na wschód ku przełęczy (ta lipcowa noc na niej!), jak zrobiliśmy ten odcinek w maju, lecz wydłużamy drogę, chociaż miejsce docelowe pozostaje bez zmian.
Teraz już bez raków łagodnie granią na Carn Dearg Meadhonach (1179). Jest ciepło nie do zniesienia, muszę pozbawić się części odzieży. Rzut okiem na Bena…
... wejściu wprost na Carn Mor Dearg (1220). Ten nocleg pierwotnie miał być na BenN. Niestety, aby na niego wejść, musielibyśmy potem po części wracać się tą samą granią i mało przejrzyście rysowało się wybranie miejsca na następny nocleg – a dzień krótki.
Szczyt atakujemy na wprost – wybór pierwszego celu, jak i drogi, jest prozaiczny – prowadząca do góry smuga zlodowaciałego śniegu. Nie jest jedyną, ale wydaje się najbardziej zaśnieżoną (jeśli można tak nazwać). Rozpoczynamy te 420 m przewyższenia.
Z początku dotrzymywałem kroku Szczepanowi, ale gdzieś w połowie drogi na szczyt zostałem w tyle, więc na prawie każdym krótkim postoju aparat nie próżnował.
Widzę kilka osób zdobywających Bena – o tej drodze też myśleliśmy, ale przecież… jednej dziabki nam brakuje.
Czerwone kółko sytuuje ich pozycję.
The Castle z Castle Ridge oraz mgła nad Fortem William.
Im wyżej, tym wydaje się cieplej – to wcale nie złudzenie, przecież słonko przygrzewa, a podejście jest ostre. Na szczycie kompan jednak przymarza oczekując mojego pojawienia.
Stąd ładnie prezentuje się nasz (nie)dobry lipcowy znajomy Aonach Beag (1234) – wspomnienia wróciły. Z tej perspektywy przypomina wieloryba.
Nie idziemy od razu na wschód ku przełęczy (ta lipcowa noc na niej!), jak zrobiliśmy ten odcinek w maju, lecz wydłużamy drogę, chociaż miejsce docelowe pozostaje bez zmian.
Teraz już bez raków łagodnie granią na Carn Dearg Meadhonach (1179). Jest ciepło nie do zniesienia, muszę pozbawić się części odzieży. Rzut okiem na Bena…
28 gru'08 (2/2) zimowy Highlands (Lochaber) - Ben Nevis
… i za siebie.
Uszedłem kilkanaście metrów, gdy za sobą usłyszałem rumor. Odwracam się i widzę Szczepana leżącego na boku głową w kierunku zejścia. Nie odzywa się, ja stoję i czekam na jego reakcję. Wciąż leży, wreszcie mówi, abym podciągał go za plecak. Wstał, tylko się obtłukł, ulżyło.
Obchodzimy nawisy schodząc skalnym żebrem. Czas ponownie wydobyć raki i ruszamy trawersem.
Droga przed nami…
… i za nami.
Śnieg na chwilę się skończył, trzeba ruszyć po skale omijając oblodzenia.
Wchodzimy na przełęcz i…nie będziemy robić powtórki z „rozrywki” – trzeba znaleźć inne miejsce na namiot. Trzecia wizyta w tym miejscu i zawsze hulało, a po ostatniej lipcowej to…
Wracamy kawałek chowając się za skalną ścianę, gdzie jest kawałek prawie płaskiego. Szczepan kopie w śniegu równując teren, a po postawieniu namiotu obsypuję go śniegiem, bo mimo wszystko i tutaj trochę wieje.
Mamy dylemat, gdzie ruszyć następnego dnia, więc decyzję zostawiamy pogodzie. Ranek przywitał nas…
kolor czerwony – dzisiejszy dzień
→ 5 km
↑↓ 500 m
Uszedłem kilkanaście metrów, gdy za sobą usłyszałem rumor. Odwracam się i widzę Szczepana leżącego na boku głową w kierunku zejścia. Nie odzywa się, ja stoję i czekam na jego reakcję. Wciąż leży, wreszcie mówi, abym podciągał go za plecak. Wstał, tylko się obtłukł, ulżyło.
Obchodzimy nawisy schodząc skalnym żebrem. Czas ponownie wydobyć raki i ruszamy trawersem.
Droga przed nami…
… i za nami.
Śnieg na chwilę się skończył, trzeba ruszyć po skale omijając oblodzenia.
Wchodzimy na przełęcz i…nie będziemy robić powtórki z „rozrywki” – trzeba znaleźć inne miejsce na namiot. Trzecia wizyta w tym miejscu i zawsze hulało, a po ostatniej lipcowej to…
Wracamy kawałek chowając się za skalną ścianę, gdzie jest kawałek prawie płaskiego. Szczepan kopie w śniegu równując teren, a po postawieniu namiotu obsypuję go śniegiem, bo mimo wszystko i tutaj trochę wieje.
Mamy dylemat, gdzie ruszyć następnego dnia, więc decyzję zostawiamy pogodzie. Ranek przywitał nas…
kolor czerwony – dzisiejszy dzień
→ 5 km
↑↓ 500 m