Manfred pisze:Uważam, że władze powinny się zająć przywracaniem dawnej śwetnosci niektórym zabytkom, to wyszłoby dla wszystkich z korzyscią, co do przewodników to powinni mieć specjalne uprawnienia potwierdzające ich więdzę, ale to tylko w przypadku dużych grup turystycznych, wycieczek.
A gdzie wolność wyboru? Dlaczego to uczestnicy wycieczki nie mają mieć możliwości sami zdecydować, kogo zaangażują w charakterze przewodnika, tylko mają być przymuszani za pomocą administracyjnych nakazów do korzystania wyłącznie z uslug gościa z papierami wydanym przez jakiegoś urzędasa? Dlaczego by nie mógł by ich oprowadzić np. autor przewodnika po danym terenie lub ciekawych publikacj krajoznawczych, który ma wiedzę a niekoniecznie urzędową licencję? Czy nadal mają być szykanowani, jak dzieje się to nie tylko w Krakowie, ale w innych miastach Polski i na szlakach turystycznych. Szczególnie głośnym echem odbiły się ostatnie przypadki zawracania turystów ze szlaków w Tatrach, zmuszania ich do wynajęcia przewodnika lub karania mandatami. Znam problem z autopsji i z relacji ludzi dotkniętych tego rodzaju szykanami. Winne jest głupie prawo, a konkretnie zapis art. 60(1) kodeksu wykroczeń:
"§ 4. (69) Kto: 1) wykonuje bez wymaganych uprawnień zadania przewodnika turystycznego (...) - podlega karze ograniczenia wolności albo grzywny."
Ten zapis jest często interpretowany wprost i pozwala ukarać każdego, kto tylko sprawia wrażenie, że wykonuje zadania przewodnika i np. grupie znajomych pokazuje zabytki i opowiada o nich.
Wracając do Krakowa mamy kolejny tekst sygnalizujacy, że ciężko wywalczona wolność, którą to walkę zapoczątkowały jeszcze w 1956 r. Wypadki Poznańskie, zaczyna być nam stopniowo odbierana...
Znajomym Krakowa pokazać nie wolno
KONTROWERSJE. Upomnienie, mandat, a nawet grzywna grozi za oprowadzanie bez uprawnień przewodnickich[
Maria Kantor, pracowniczka Uniwersytetu Jagiellońskiego, oprowadzała po Krakowie swoich znajomych z Malty. Pani Maria zabrała przybyszów na ul. Floriańską, pod Sukiennice i kościół Mariacki, opowiadała o historii miasta i zabytków. Nagle podeszły do niej dwie osoby, które zaczęły wypytywać o uprawnienia przewodnika. Okazało się, że to wspólna kontrola urzędników Urzędu Marszałkowskiego i przedstawicieli Stowarzyszenia Przewodników Turystycznych, którzy w asyście strażników miejskich postanowili wylegitymować podejrzaną.
- Od razu odpowiedziałam, że nie jestem żadnym przewodnikiem, a tylko pokazuje znajomym zabytki Krakowa. A właściwie to byłam tak zaskoczona, że zaniemówiłam. Moi znajomi z Malty nie wiedzieli, co się dzieje i dlaczego nagle zatrzymują mnie obce osoby i umundurowani strażnicy. Na nic zdały się moje wyjaśnienia, że nie oprowadzam żadnej grupy. Byłam przerażona absurdalnym stwierdzeniem, że nielegalnie, bez uprawnień, oprowadzam turystów indywidualnych po Krakowie i że to jest zabronione - mówi nasza Czytelniczka, która otrzymała upomnienie za "oprowadzanie w języku angielskim turystów indywidualnych bez uprawnień przewodnickich".
Jak tłumaczy Biuro Prasowe Urzędu Marszałkowskiego Województwa Małopolskiego, celem kontroli było "zmniejszenie skali zjawiska nielegalnego przewodnictwa, a także zapewnienie wykonywania zadań przewodnika turystycznego po Krakowie przez osoby spełniające wymagania określone przepisami prawa".
Okazuje się, że przyłapani na nielegalnym przewodnictwie mogą otrzymać od Straży Miejskiej upomnienie (jeśli zdarzyło się im to pierwszy raz), a także wezwanie do Sądu Grodzkiego, gdzie sprawa rozpatrywana jest jako wykroczenie. Kodeks Wykroczeń przewiduje karę grzywny w wysokości od 20 zł do 5000 zł. Jeśli natomiast na miejsce zostanie wezwana policja, może ukarać mandatem w wysokości 500 zł.
Według ustawy o usługach turystycznych "przewodnik turystyczny to osoba zawodowo oprowadzająca turystów lub odwiedzających po wybranych obszarach, miejscowościach i obiektach oraz udzielająca o nich informacji". Sprawę precyzuje Kodeks Wykroczeń, który mówi, że ten, "kto wykonuje bez wymaganych uprawnień zadania przewodnika turystycznego lub pilota wycieczek, podlega karze ograniczenia wolności albo grzywny".
I tu zaczyna się problem. "Wykonywanie zadań" jest bowiem stwierdzeniem na tyle niejasnym, że żaden z przewodników nie chciał wczoraj jasno zinterpretować tych przepisów. Jan Kowalczyk, wiceprezes Stowarzyszenia Przewodników Turystycznych, podkreśla jednak, że oprowadzanie znajomych nie powinno być karane.
- Zawodowo oznacza, że na tym zarabiam, a ja od razu uprzedzałam, że nie było tu żadnej opłaty - tłumaczy Maria Kantor. - Kontrolujący powoływali się na prawo, które zakazuje wykonywania usług turystycznych, ale ja przecież żadnych usług nie wykonywałam. Po prostu pokazywałam znajomym miasto - dodaje.
- Rozumiem zdenerwowanie tej pani. Nie twierdzę też, że brała od tej grupy pieniądze, ale też z mojego doświadczenia wynika, że w takim wypadku nikt się nie przyzna i każdy będzie się upierał że to znajomi. Też uważam, że można oprowadzać znajomych i rodzinę, ale pozostaje pytanie, jak udowodnić, że to daleka rodzina czy znajomi z Niemiec lub Francji, a nie turyści, których tak po prostu przedstawiam i na których zarabiam? - pyta Anna Gigoń ze Stowarzyszenia Przewodników Turystycznych, która była jedną z osób kontrolujących Marię Kantor.
Zdaniem Biura Prasowego Urzędu Marszałkowskiego problem w gruncie rzeczy nie istnieje. "W sytuacji gdy osoba kontrolowana nie wykonuje zadań przewodnika turystycznego, a jedynie spędza czas ze znajomymi pokazując miasto, wystarczy poinformować o tym fakcie kontrolujących" - czytamy w przesłanym komunikacie.
- Prawda jest taka, że gdy ktoś pyta, po prostu najlepiej odpowiadać, że jest się nauczycielem na lekcji terenowej albo doktorantem historii czy historii sztuki. Wtedy zapewne dadzą spokój - tłumaczy anonimowo jeden z przewodników.
źródło =>
http://www.dziennikpolski24.pl/Artykul. ... 121.0.html
hmm... Czy nie dziwne, że nikt z wypowiadających się w tym artykule nie kwestionuje prawa strażników miejskich do żądania tłumaczenia się z tego, o czym się rozmawia ze znajomymi na ulicy? Dlaczego Urząd Marszałkowski traktuje tłumaczenie się nagabywanej Marii Kantor z treści swoich rozmów ze znajomymi przed jakimiś obcymi ludźmi w mundurach jako "oczywistość"? Dlaczego anonimowy przewodnik radzi mówić nieprawdę i nie dziwi go sam fakt iż władza - w tym przypadku Straż Miejska - w ogóle może domagać się takich wyjaśnień!? Dlaczego wg pani Gigoń ze Stowarzyszenia Przewodników Turystycznych problemem nagabywanej ma być jak udowodnić, że się kimś tam jest lub nie jest (że nie jest się wielbłądem), a nie to iż by należało to jej udowodnić? Dlaczego przedstawiciele prywatnego stowarzyszenia, zainteresowanego w sprawie, biorą udział w czynnościach urzędowych, którymi powinny zajmować się wyłacznie osoby bezstronne? Do jasnej ch....! W jakim kraju my żyjemy???